OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
___W oddali zakrakał kruk. Czarne pióra lśniły mrocznym kontrastem na tle błękitu nieba. Dźwięk uznawany za zwiastujący śmierć rozbrzmiewał przez kilka chwil, po czym umilkł – dokładnie w tym momencie, w którym Delirium zdołała zwalczyć kolejny napływ chęci dopuszczenia się krwawego mordu. Czy i to zabójstwo obeszłoby się bez echa? Czy przywódca Wody był postrzegany równie bezwartościowo, jak Ognista wojowniczka – i zastępczyni zarazem? A co z uzdrowicielką, o której nikt już nie pamiętał? Co z tą krwią, której nigdy nie zmyto, która swobodnie wsiąkła w spragnioną ziemię? To nawet nie był handel życiem, to było zwyczajne pozbawianie go wartości. Przyrównywanie jego ceny do leżącego na ziemi, jesiennego liścia, wtopionego w błoto, zdeptanego dziesiątkami kopyt i łap.___– A to tylko garstka tytułów... Najbardziej plugawe dusze są najbardziej cenione na skraju świata, o którym nikt od wieków nie pamięta. – Z brązowego, smukłego pyska ściekały kolejne strużki gęstego kwasu, szybko jednak unicestwione za sprawą wężowego, czarnego jak noc jęzora. Buchnęła zimnym powietrzem z nozdrzy. Idealna harmonia z ciałem dorównującym temperaturą samej śmierci. – Każda rasa ma jakąś przywarę. Trunki ludzi i krasnoludów cechują się prostotą i obrzydliwością. Elfie są przygotowywane z najwyższą dokładnością. Daje się im czas. To cierpliwe istoty. Mają mnóstwo czasu. – Aż przypomniała sobie smak Białego Kruka, lubianego wśród mrocznych elfów z Północy. Mieszanka goryczy i słodkości, dobrze jednak wyważona. Z kroplą soczystej, wampirzej krwi. Idealna mieszanka. Delirium nie zamierzała jednak przyznawać się do swoich dawnych doznań. Nie podzielała mimo wszystko zdania Nurtu w kwestii leczniczego działania różnej maści alkoholu, co widać było po grymasie na pysku i błysku politowania w brązowych, chorych ślepiach.
___– Jesteście zaślepieni. Od setek księżyców zamknięci pod barierą. Odcięci od reszty świata, zapatrzeni we własne ideały, wiarę. Nie istnieje nic innego, hmm? Jesteście wy, są równinni. Od czasu do czasu znajdą się elfy i na tym kończy się wasz świat – nie istnieje nic innego. Ot, wasza filozofia w orzechu*. – Potrząsnęła lekko trójkątnym łbem, przyozdobionym koroną długich, bogatych rogów. Dwa pióra uczepione na jednym z nich zatrzepotały niespokojnie, jakby lada moment miały się zerwać. – Wytłumaczę to więc najprościej, jak się da. Jest wiele ziem, królestw. Wiele ziem. Wiele światów. Wasz panteon sięga tylko was; Krain śmierci jest więcej. Bogów jest więcej. Wy jesteście niczym więcej, jak małymi śmiertelnikami. Po nie więcej niż stu księżycach życia zdychacie, a potem wasze i tak nikomu już niepotrzebne dusze wegetują w... Jak to śmiesznie nazywaliście? Kraina wiecznych łowów, o ile dobrze kojarzę tutejsze historyjki. Tak czy inaczej, po tym nie ma już nic. Nie możecie robić nic. Odpoczywacie, tak. Wieczny odpoczynek. Ukojenie. Spokój. – Głos, chociaż zimny i spokojny, ociekał wyrafinowanym cynizmem. Prawy kącik pyska był nieznacznie uniesiony w subtelnym, acz rozbawionym uśmieszku. W brązowych ślepiach zatańczyły liliowe iskierki.
___Puściła chwyt na jego żuchwie, ostentacyjnie wycierając palce nadgarstka o trawę, żłobiąc prymitywne wzorki zakrzywionym pazurem. Suchym, lekko popękanym. Niemo wołającym o możliwość przelania krwi, tym samym będącego członkiem upiornego chóru zwanego Żądzą Mordu.
___– Bardzo dobrze znałeś. – Mruknęła, uśmiechając się szerzej i unosząc teatralnie łuki brwiowe. Pokiwała powoli, w sztucznej zadumie, rogatym łbem. – Jesteś albo doszczętnie wyniszczony trunkami, albo cholernie pewny swojej wiedzy. Bo prawda jest taka, złotołuski, że nie znałeś jej w ogóle. Jedyne, co o niej wiedziałeś to garstka imion. Poznałeś skrawek charakteru. Nie poznałeś jednak jej motywów, historii. Nie wiesz, co się działo w jej psychice. Nie miałeś z nią, jestem tego pewna, żadnej rozmowy mogącej uchylić chociaż kawałka tych tajemnic. Twoja znajomość ograniczała się do łypnięcia na nią tu i ówdzie błękitnym ślepiem, wzajemnej wymiany krwią... I tutaj historia się kończy. – Zwieńczyła wypowiedź cichym, mrukliwym chichotem, smagnęła podłoże jaskrawoniebieską końcówką ogona. Rozmowa z Nurtem była, musiała przyznać, w miarę rozrywkowym oderwaniem się od szarej rzeczywistości przywódcy.
___Nie mniej jednak kolejne gesty ze strony samca rozwiały szatę rozrywki – spotkanie stało się uciążliwym ciężarem w mgnieniu oka. Nie przeszkadzało jej to, że rozlano jej krew. Przeszkadzał jej dotyk nie mający na celu pozbawienie jej życia. Drażniło ciepło i wilgoć obcego jęzora. Gardło zawibrowało w ostrzegawczym warkocie, źrenice zwęziły się niebezpiecznie, uwalniając pełnię mocy czekoladowych tęczówek. Chlasnęła złotołuski ogon swoim własnym, chcąc strącić go z kościstego biodra. Ale wysłuchała go jednak, mimo wszystko. Wsłuchała się w miarę uważnie w filozoficzną paplaninę. Wspominka o śmierci ostatecznej wywołała kolejny, subtelny uśmiech, lecz nie przerywała mu. Niech mówi. Niech kręci tym językiem. Niech gardło uschnie mu ostatecznie, niech zamieni się w zgliszcza.
___– Cóż za tragedia. – Skwitowała to oszczędnie, smagając powietrze rozwidlonym jęzorem, niczym wąż szukający potencjalnej ofiary. Lub też badający jej obecny stan. Czy Nurt byłby w stanie walczyć w razie nagłego ataku? Czy obolały łeb zdołałby wysłać magiczną, błagalną prośbę o pomoc do kogokolwiek z cuchnących wodą współplemieńców?
___– Taki jest smak zemsty. Wy przelewaliście krew przed tą wojną, bawiąc się w zdrajców z Ogniem. Naprawdę łudziliście się, że Cień i Ziemia zapomną? Och, słodkie dzieci lata... – Mruknęła, po czym zaczęła powoli, niczym hiena, okrążać rozwalonego na głazie smoka. Badając go. Sprawdzając stan i blask złotych łusek. Zerkając na mięśnie. Jak bardzo i jak szybko byłyby w stanie się spiąć w obronnym odruchu. Wywerna powstrzymała jednak chęć wyciągnięcia ku Nurtowi swojego skrzydła, aby dotyk przerwał naturalną barierę magii, umożliwiając tym samym zasianie spustoszenia we wnętrzu jego ciała. Ale upiorny chór wył dalej. Niczym wygłodniałe wilczury.
___– Możliwe. Ja nie jestem jednak swoją matką. – Odpowiedziała niespiesznie, kończąc powolne okrążenie i znów stając przed smokiem – tym razem jednak kawałek dalej, niż początkowo. Tak, aby nie zdołał musnąć jej palcami. Ani na nią zwymiotować, gdyby nagle mu się na to zebrało, czego nie można było wykluczyć. Już raz została ochlapana kroplami niestrawionego posiłku. Wystarczyło jej takich przeżyć. – Nie uraczę cię więc pieśnią mrocznych elfów, ani bojową nutą północnych ludzi. Chętnie natomiast posłucham jakichś waszych legend. Na pewno jakieś macie. Zmyślone bajki opowiadane pisklętom przed snem. – Zasugerowała ni z tego, ni z owego. Może faktycznie w jakichś opowieściach wolnych stad – lub Wody samej w sobie – znajdą się interesujące, przydatne przekazy. Jakkolwiek prymitywne nie byłyby tutejsze smoki, wyjątki zdarzają się zawsze. Toteż... Mogli mieć coś cennego. Krótką opowiastkę z morałem.