OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Zależy, o którym życiu mówisz. Ale tak, zabijanie chociażby stadnych zdrajców dawało mi poczucie satysfakcji, przekładające się na zwiększoną ilość szczęścia życiowego. – Pokiwała powoli głową, jakby w zamyśleniu, pamiętając z niezwykłą szczegółowością odgłos pękającej czaszki Feridy i krew tryskającą z szyi Masochistycznego. Tak małe rzeczy, a tak bardzo potrafiły cieszyć. Ale podobno kto urodził się w biedzie, ten doceni wszystko, a Delirium zdecydowanie nie przyszła na świat w otoczeniu motyli, na oświetlanej promieniami wiosennego słońca łące. Ani w jaskini obsypanej cennymi kruszcami.– Mhm, ciało którym posługiwałam się podczas tańczenia razem z wami jako tako nie istnieje i w waszym rozumieniu śmierci zaiste jest martwe. Ale świat jest taaaaaaki duży... – Uśmiechnęła się z rozbawieniem, patrząc cały czas na spowity mleczną mgłą horyzont. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że Khuran był zwyczajnie znudzony? Oczywiście, więc z premedytacją dalej brnęła w przesadnie elokwentne, przyprawiające o ziewanie formułki. Szczypta radości, carpe diem. Chociaż w tym wypadku raczej carpe noctem.
– Oczywiście. Przecież moje życie można skrócić do egzystencji monstrualnej góry lodowej, której nic się nie ima, która pozostaje nieczuła na wszelakie niuanse. Co ja mogę wiedzieć o emocjach i bólu po utracie. – Ciężko było stwierdzić, czy mówiła poważnie, czy sarkastycznie. Niewątpliwie jednak wiedziała, czym jest ból. Straciła córkę, pierwszą i najcenniejszą. Ale to nie mogło nikogo interesować, bowiem w umysłach większości istnieje ona jako zwyczajna, któraś z kolei cienista wiedźma. Aspekty głębi charakteru z reguły były pomijane u zmarłych. Bo i po co poświęcać im czas?
– Ależ wiem, że cię nie obchodzę. Nie muszę cię obchodzić, bo z racji bycia jedną z głównych sił do bezmózgiego lania się po pyskach Kheldar musi cię przy sobie trzymać. Chociaż wykpiłeś stado raz, a potem drugi. A skoro masz ojcowski immunitecik, nie musisz przejmować się czymkolwiek. Ale tak to już jest, Khuran. Ja jestem od zadzierania pyska i przyzywania kostuchów, ale nie od kochania i klepania po główkach. Tak jak ty jesteś od machnięcia raz czy dwa pazurami, ale nie od myślenia. Każdy rodzi się z innym talentem... Twoim zdecydowanie, wedle mojej obecnej wiedzy, jest patologiczne lenistwo. Bo nie zdołałeś nawet utrzymać zastępczego zadu przed marne pięć księżyców, a obecnie nie widzę, by Mahvran musiała leczyć twoje poharatane po walce z przeciwnikiem ciało. – Stwierdziła, wstając i przeciągając się niczym kocię, potrząsając ukoronowanym rogami łbem. Tak, tak, obrzydliwa, nudna arogancja. Nigdy się jej nie pozbędzie, tak jak nigdy nie przestanie obrzucać niektórych obelgami. Wszyscy mają jakieś wady, u Delirium z całą, boską pewnością była to duma. Ona była tego całkowicie świadoma i nie zamierzała tego faktu zmieniać.
– Nie, nie mam nic odkrywczego, ty wszakże wiesz wszystko o wszystkim. Bywajże więc, do następnego leczenia. Tym razem twoich schrzanionych oczu. Wylecz to, zanim przerodzi się w jaskrę. No i powodzenia w szukaniu drugiej połówki. Podobno aura tego miejsca pomaga, posiedź tu jeszcze chwilę. – Uśmiechnęła się kącikiem poharatanego pyska i odwróciła, kierując swoją kościstą, widmową postać z powrotem w objęcia mgły, by szukać kolejnej śmiertelnej duszy.
– I strzeż się mgły tej nocy, bo nie tylko ja postanowiłam poodwiedzać starych znajomych. A niektórzy wolą rozrywki inne, niż tętniące monotonną arogancją pogawędki. – Dodała na odchodne, wydobywając z siebie nienaturalny, upiorny śmiech, zanim zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu, niknąc pośród mlecznobiałego całunu. Dla niej tak krótka rozmowa była wystarczająca. Zwłaszcza, że zakończyła ją tak jak wszystko inne – na swoich własnych warunkach i w momencie, który sama uznała za stosowny.

















