OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W istocie, czerwonołuski był bardzo młodym samcem i wiele jego cech mogło się jeszcze zmienić, ulec poprawie… lub pogorszeniu. Gdyby we wcześniejszych księżycach swego życia natrafił na innego nauczyciela niż Frar, być może w obecnym wieku byłby już umysłowo całkowicie odcięty, izolując się od maddary. Nadal był… formowalny, jak glina, która co prawda podeschła, lecz po zwilżeniu ciągle nadaje się do obróbki – nawet jeśli stabilne cechy jego charakteru i osobowości stawały się coraz wyraźniejsze. Wciąż ciężko było jednak z pełnym przekonaniem stwierdzić, jaki stanie się w przyszłości.Zmarszczył pysk z dezaprobatą i wzdrygnął się, zorientowawszy z jej słów, że… duchów musiało być więcej. Ani trochę mu się to nie spodobało. Otrząsnął się, cały nastroszony w instynktownym, przejmującym go niepokoju. Jego instynkty nie potrafiły się całkowicie uspokoić, będąc cały czas postawionymi na baczność.
– Dlaczego akurat tereny wspólne? – nie rozumiał. Wiedział jednak, że powinien stąd w takim wypadku jak najszybciej czmychnąć. Grota była w takim wypadku najbezpieczniejszym azylem. – Duch kogoś takiego jak ty… mocno związanego z terenami Cienia, powinien czuć się najsilniej właśnie tam. Mylę się?
Cóż, nie zdziwiłby się, jeśli jego logika była błędna. Niespecjalnie rozumiał zasady funkcjonowania duchów i innych zjaw… i chyba nawet niezbyt chciał się w to wgłębiać, więc szybko skupił się na innym temacie. Parsknął cicho, wypuszczając chrapliwie powietrze przez nozdrza, kiedy usłyszał o tym strasznym ograniczeniu dracolicha.
– Och, tak, w twoim przypadku to musi być frustrujące jak cholera. Wydajesz się bardzo lubić słuchać własnego głosu – skomentował, nie powstrzymując się od kąśliwości. Bydlęcy był uszczypliwy, ale w swój typowy sposób, nie będąc o dziwo nastawionym do Plugawej jakoś szczególnie negatywnie. Ale i bynajmniej jej nie hołdował. – Ojciec musiał cię uwielbiać.
Jakby nie było, w jakiś sposób Mahvran musiała zostać stworzona. Nie orientował się specjalnie w kwestii szczegółów, więc tym bardziej nie wiedział, że Kheldar nie musiał nawet przyłożyć do tego łapy.
Delirium mogła ku swemu zadowoleniu dostrzec, że jej rozmówca nieco spuścił z siebie powietrze. I choć wciąż bacznie śledził ją spojrzeniem czarnych, lecz lśniących w mroku szkarłatem ślepi, był skupiony na jej słowach, chłonąc historię własnego Stada. Poczuł tylko większą niechęć do Tejfe.
– „Ostatnie słowo” czy każde? – wymruczał z przekąsem. Mówił cicho, lecz już spokojniej. Jego głos był jak niski, pieszczący w jakiś sposób uszy pomruk, mając przyjemne, gardłowe brzmienie. Kojarzył się z mruczeniem wielkiego kota. – Manipulacja to mocne słowo… ale jednak trafne. Chciałaś wpłynąć na nich i sprawić, by zaczęli myśleć inaczej, lepiej. W taki sposób, by sądzili, że robią to tylko i wyłącznie z własnej woli. Mylę się?
Jego ślepia rozbłysły bystro w sposób niepasujący do wieku właściciela, lekko zmrużone i mierzące Aenkryntith. Być może pobudki wywerny były jak najlepsze, ale nie można było tu uciec od tego określenia. Manipulacja nie była zła w każdej postaci. Mogła przynosić zarówno pozytywne, dobre skutki, jak i wywoływać cierpienie i ból. Była bronią, potężnym narzędziem, którego trzeba było używać bardzo delikatnie, z subtelnością i wręcz gracją. Wtedy osoby zmanipulowane mogły być wręcz za tę manipulację niezmiernie wdzięczne.
Elfy brzmiały jak coś abstrakcyjnego, stworzenia z baśni czy legend. W pysku byłej Przywódczyni brzmiały jednak jak najbardziej realnie, nie dając zwątpić w swoje istnienie.
– „Nietypowej budowy”? – Uniósł wyżej łuki brwiowe, niezbyt pojmując. – To znaczy? Czemu wasze pisklęta są dla nich tak wartościowe? Czy ogólnie chodzi o młode smoki?
Musiał powstrzymać parsknięcie, wykrzywiając jedynie pysk w krzywym grymasie, gdy usłyszał to… interesujące określenie pod swoim adresem.
– Och… Więc już nie jestem „zakałą rasy”? – spytał z ironią. – Czy to miało mi jedynie sztucznie posłodzić?
Wydał z siebie niski pomruk, kiedy rozważał swe słowa z namysłem. Czubki jego białych kłów zalśniły w świetle księżyca. Domyślił się, że Plugawa raczej nie interesuje się konkretnie nim, a bardziej próbuje wybadać sytuację Plagi. Nowego Cienia.
– Wobec obecnej sytuacji, hrrh… Jak na Stado, które jeszcze niedawno było na samym dnie, jesteśmy w całkiem dobrym położeniu. Mamy dobrze wyszkolone smoki i wiele piskląt, prawie wyłącznie w ten czy inny sposób powiązanych z nami więzami krwi. Przypadkiem, ze względu na jakieś dziwne zawirowania w Stadzie Wody, zdobyliśmy bez walki większe terytoria, niż moglibyśmy przypuszczać, pozwalając jednocześnie smokom Wody posmakować upokorzenia, gdy musieli dobrowolnie oddać nam tyle własnych ziem, by ratować własną skórę. Choć dziwi mnie, że ojciec poprzestał na tym, kiedy mieliśmy realne szanse, żeby wgnieść ich w ziemię i rozedrzeć na strzępy, na co zasługiwali po tym, co zrobili z Cieniem. Niezależnie od tego… to dla nas dobry czas. A Plaga jest na najlepszej drodze, żeby stać się potęgą i postrachem Wolnych Stad.