OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przysłuchiwałam się z zaciekawieniem słowom kolorowej samiczki. Czasem zerkałam na jej łuski, które błyskały się kolorowo. Nie widziałam jeszcze takich barw w jednym miejscu. Wyglądało to pięknie, zwłaszcza przy granatowych łuseczkach i białej grzywie, która spływała na jej bok.– Oh, bardzo pięknie! Moje prawdziwe, Stadne imię nadane przy wykluciu, to Sufrinah, co oznacza tyle, co sufrinia, taki kwiat. Moje skrzydła, jak mówiła mama, przypominają jej płatki – powiedziałam, unosząc jedno z czterech skrzydeł, pokazując ciemną oprawę ramion oraz jasną delikatną żyłkowaną błonę.
Zniżyłam nieco łeb, aby przyjrzeć się uważniej kamykowi, który pokazywała.
– Zdecydowanie masz coś z tego... labradytu? – nie znałam wczesniej tej nazwy.
Zaśmiałam się ciepło, strzygąc uszami.
– To normalne, każde z nas pachnie inaczej. Z tego, co mówisz, spotkałaś smoka ze Stada Wody oraz Ziemi. Tu, na tych ziemiach zamieszkują cztery osobne grupy: Woda i Ziemia oraz Ogień i Plaga. Z tego ostatniego pochodzę właśnie ja. Woda ma swój zapach z bliskości rzek oraz morza, Ziemia podobno mieszka przy wielkich puszczach, Ogień koło gór, gdzie znajduje się wulkan? No i my, cóż, my pachniemy po prostu górami, ciężko to nazwać – wzruszyłam delikatnie barkami.
Mrugnełam opalowymi powiekami, próbując zrozumieć. Pokiwałam krótko głową.
– Szukasz uzdrowiciela? Leczącego? Jeżeli tak, masz szczęście, jestem jedną z nich – mrugnęłam łobuzerko, rozciągając jasne wargi w lekkim uśmiechu. – Dlaczego szukasz leczacych? – zainteresowałam się, przesuwając amarantową kitę po śniegu.