OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Odpowiedź od duszka sprawiła, że Mahvran zmarszczyła lekko łuki brwiowe, po czym wypuściła z frustracją powietrze z płuc. Cóż, to czy faktycznie była gotowa można było sprawdzić tylko w jeden sposób. Zaskrobała złotym szponem skrzydła o podłoże i poczyniła już pierwszy, minimalny krok aby się odwrócić i odejść z tego znienawidzonego miejsca, gdy czerwonołuski samiec wyprzedził ją i posłał jej wesoły uśmiech. Zdziwiła ją taka radosna reakcja i proste, tak zwyczajne "miłego dnia". Było spontaniczne, niepotrzebne, acz czysto kulturalne. Obce. Niepożądane.Onyksowe, lśniące ślepia spoglądały na samca beznamiętnie. Nie odpowiedziała mu, zamiast tego patrzyła, jak odchodzi. Albo i nie – zatrzymał się znów, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. Słysząc jego pytanie instynktownie schyliła szyję, niczym drapieżnik szykujący się do walki, ale reszta jej ciała pozostawała mniej lub bardziej rozluźniona. Łeb przechylił się minimalnie, obsydianowa czerń intensywnie odbijała fioletowe i brązowe refleksy, a nozdrza zwęziły się do poziomu ledwo widocznych szparek.
– Mniej lub bardziej. – Odparla zimno, przejeżdżając jęzorem po popękanych wargach. – Może nie tyle znamy, co bez wątpienia pamiętamy. Chyba, że to tylko ja.
Mruknęła, po czym, jak to miała w zwyczaju – bezceremonialnie zaatakowała umysł Zgliszcz, przesyłając mu chaotyczne strzępki wspomnień, częściowo z perspektywy własnej, a częściowo Kheldara, którego wspomnieniami dysponowała. Młode, wówczas jeszcze pozbawione czerni na łbie i skrzydle pisklę, zakrwawione, strachliwie przyklejające grzbiet do podnóża wzniesienia na Zdradliwym Urwisku. Smoki, tuziny smoków, każdy pachnący inaczej. Czerwonołuski samiec był jednym z nich i stał pośród tych, których młoda zapamiętała wówczas jako tych, którzy pachnęli słoną wodą.
– Miłego dnia. – Powiedziała oschle i z nieszczerym, asymetrycznym i przelotnym uśmiechem, po czym spróbowała wyminąć samca i ruszyła wgłąb buszu. Już nie chodziło nawet o to, z kim przyszło jej rozmawiać – nie mogła znieść otoczenia świątyni i chciała się wynieść. Już, teraz, natychmiast. Coś jej jednak mówiło, że Wodnego samca nie pozbędzie się tak łatwo, jak obecnego krajobrazu, więc szykowała się na kolejne słowa z jego strony, zapewne już znacznie mniej entuzjastyczne.