OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zapowiadało się na kolejny, dość leniwy dzień. Gadając tak do Se'ze przymknął na chwilę oczy i zaciągnął się wonią powoli umierającej trawy, spowitą wszelkiej maści złotymi i pomarańczowymi liścmi. Podobała mu się ta woń, kojarzyła się dziwnie przyjemnie. Otworzył gwałtownie oczy, kiedy Se'ze wyczuła zmianę w przestrzeni jaka ich otaczała i poinformowała go impulsami skąd dobiega to dziwne zakłócenie. Nie ruszając się z miejsca wbił tam spojrzenie i ...(Jego mózg wywalił errora.)
Pierwsze co pojawiło się w jego głowie to bardzo, bardzo ale to bardzo stare i odległe wspomnienie jak kiedyś razem z ojcem spotkał ducha. Nie byle jakiego, był to duch jego babci ale nie pamiętał w tej chwili jak się nazywała.
Następnie jego ciało wypełniła porządna dawka adrenaliny, stresu i prawie strachu. Czy ktoś sobie robi z niego głupie żarty? Ale to nie byłoby możliwe, miał przecież Se'ze, ona by to wyczuła i był tego pewien. Żywiołaczka też była zmieszana, nie wiedziała kim jest to, co stało przed nimi. I to nie Tweed wyczuł impuls tylko właśnie ona, była swoistym wzmacniaczem, odbiorczynią każdej mentalki czy innej próby wtargnięcia w umysł smoka. I tylko do niej należała decyzja czy smok się dowie.
Pazury samca wbiły się lekko w ziemię, oddech był wyraźnie przyspieszony. Zagubionym wzrokiem wodził po sylwetce smoczycy wyglądającej jak jego matka. Zgadzało się – oczy takie same, jego kolor oczu był jej lustrzanym odbiciem. Te same brązowe łuski, smukłe ciało i tylko jedna para rogów.
Se'ze przekazała mu w myślach, że wyłapała od zjawy – bo żywe to na pewno nie było – przyjemny impuls, taki ciepły i radosny.
Spojrzał na żywiołaczkę zadając nieme pytanie "jesteś pewna?". Trochę to uraziło Se'ze ale on jakoś tego nie zauważył. Wstał powoli ale nie zrobił kroku do przodu, nie cofnął się a słowa na chwilę ugrzęzły mu w gardle. To zdecydowanie była jego matka....
– CZyli..... nawet po śmierc...i nie możesz mówić...mamo?...?
To było pierwsze co wpadło mu do głowy, chociaż słowa te wydusił z trudem i z niewiadomego powodu zaczęły mu się cisnąć łzy do oczu. Spojrzał gdzieś na bok, jakby próbując to ukryć. Nie lubił płakać, chociaż zdażyło mu się to tylko raz w życiu – kiedy spotkał Urzarę. To co, czas na drugi raz?
Czy jego słowa były nietaktowne? Możliwe. Czy wypowiedział je z żalem? Absolutnie nie... jego głos był dość łamliwy, jakby nie wiedział czy się smucić czy... aż go głowa od tego rozbolała.