Nadszedł ten dzień.
Czy duszki pamiętały jeszcze starą, trójłapą smoczycę?
Aank tak długo trwała i tak dobrze radziła sobie ze swoim kalectwem, że sama nie spodziewała się, że jeszcze pewnego dnia wróci w to miejsce. Kiedy jednak zrozumiała, że jej upór w braku przyjęcia podpory czy uleczenia wynikał z wyjątkowo głębokiego pokładu poczucia winy – postanowiła o siebie zawalczyć.
Nie tylko więc musiała zdobyć 6 jednakich kamieni, ale też pokonać swoje własne demony.
Kiedy jej trzy łapy zadźwięczały o posadzkę Ołtarzu, przez umysł staruszki przemknęła mglista wizja.
Swój tchórzliwie skulony grzbiet i Mrok we własnej osobie, górujący nad polaną. We wspomnieniu nie był wielki i obślizgły, potwornie wykrzywiony i wielooki. Był niemal smoczą postacią, stoicko ułożoną na środku równiny. Od niego odbijały się kalekie postacie. Beri i jej ukochana Sztorm. Sztorm, która z uczuciem piekącej zdrady wymalowanej na pysku, przestała uważać ją za przyjaciółkę.
Czy Perspektywa miała do niej o to jakikolwiek żal? Nie, już nie. Rozumiała i akceptowała ją właśnie taką. Heroiczną, kierującą się czynem, szaloną i piękną Orkan.
Czy miała żal do siebie?
Tu miała się długo zastanowić.
Usiadła i spojrzała w dół, pozostałą łapą bezmyślnie gładząc kikut.
To było jej usprawiedliwienie. Kamień, który nosiła na barkach przez te wszystkie księżyce. Celowe karcenie się z dnia na dzień, za to, że... Że miała inne podejście? Że była inną osobą?
Wyszczerzyła się w pólmroku i pokręciła łbem, jakby rozmawiała z głupcem.
– Bogowie, dlaczego byłam dla siebie aż tak surowa? – Powiedziała lekkim, przyjemnym głosem, mrużąc ślepia ku sklepieniu świątyni. Nie dotykała już dawnych ran. Jej dłoń powędrowała do sakiewki, zerwała ją z szyi i rzuciła przed siebie z gniewem.
– Wystarczy. Chce znów biegać, chce nauczyć moje pociechy szyć. I skoro powiedziałam, że zostanę Wojownikiem dla Ognia, to nie mogę zginąć jako jego marna namiastka. Zatrzymana w przeszłości. Ogień taki nie jest. A ogień we mnie nie zgaśnie tak łatwo. – Mówiła już tylko do siebie, szybko, gorączkowo rozplątując rzemyki w krzywo zszytym woreczku na klejnoty.
Sześć tygrysich oczu rozbłysło na posadzce, patrząc na nią oceniająco.
– Proszę, tylko nie pozwólcie mi zapomnieć. – Poprosiła, spod popuchniętych powiek i zabliźnionego pyska patrząc intensywnie na dawny ślad bytności Erycala, oczami iskrzącymi i żywymi jak u Adepta. Chciała tylko, by jej "nowa" łapa była równie zręczna, co dawna, ale nie identyczna. Może będzie miała bliznę, a może całe jej futro odrośnie białe? Nie obrazi się nawet za łuski.
Chciała tylko wiedzieć, że starość nie odbierze jej wspomnień i tego, czego się z nich nauczyła.
// 6 tygrysich oczu na uzdrowienie kalectwa: Brak przedniej prawej łapy +1 ST do akcji fizycznych
https://smoki-wolnych-stad.pl/viewt ... 254#388254