Mackonur miał... bardzo ciężki dzień. Zostawił Aris pod opieką Taty, Teigan i Krabusia, po czym udał się samotnie na tereny wspólnej, razem z kilkoma butelkami koniaku. To było chwilę po odejściu "Absolutu Dusz". W wiadomości mentalnej przeprosiła go i przyznała się, że nie była tak naprawdę Mułkiem. Podejrzewał coś, ale nigdy nie powiedział sobie tego wprost, tłumaczył sobie to wszystko tym, że mózg już częściowo się rozłożył i nawet po regeneracji przez Magiczne Jezioro, niektóre wspomnienia przepadły bezpowrotnie. Łudził się. Udał się na bagna na Terenach Wspólnych, gdyż przypominały mu o jego synku... tak bardzo za nim tęsknił. Wypił jedną butelkę koniaku, niemal duszkiem. Okaleczył Fille w imię wskrzeszenia Mułka, a to nawet nie był on. Stchórzył, nie pozwolił Tarramowi odebrać sobie wszystkich zmysłów, pozwolił Fille na wzięcie części ciężaru na siebie. Wciągnął sporą dawkę ziół, którą otrzymał jeszcze od rodziców Despotycznego. Jego kochany synek... chciał, żeby Aris go poznała, żeby byli rodzeństwem. Chciał, żeby Mułek wiedział, że tak dużo dla niego znaczy. Miał do niego tyle słów, których nigdy nie uda mu się do niego wypowiedzieć. Klapnął zadem gdzieś na błocie i zaczął wpatrywać się na swoją dłoń, jakby był w jakimś transie.
Blizna, duża i widoczna. Jakieś kilkadziesiąt księżyców temu, cztery zagubione młodziki spotkały się w Pierwszej Przystani, wszyscy zostali porzuceni przez los. Obiecali sobie, że to nigdy się nie powtórzy, że zawsze będą na sobie polegać, że będą zawsze dla siebie. Rodzina. Zamieszkali w Przystani, która kiedyś należała do Sztormu, stała się ich domem. Pierwsza umarła Nanshe, którą pochłonęła choroba. Axarus nigdy nie pogodził się z jej śmiercią, była chyba jedyną osobą na całym świecie, która go rozumiała. Wiele nocy przepłakał z myślą o niej.
Następnie odszedł jego syn – Absolut Duszy. Axarus myślał, że był wspaniałym ojcem, ale uświadomił sobie, że było odwrotnie, niestety, dopiero po śmierci Mułka. Spora część Mackonrua umarła, gdy trzymał nieruchome, zimne ciało swojego synka. Obiecał sobie, że go uratuje, że odda za niego swoją duszę. Łudził się, że jest jeszcze sposób, że znajdzie duszki, że odda wszystko i co!? Przyszło co do czego i wahał się, by oddać całkowicie swój głos. Jego słabość pozwoliła na to, by Fille na zawsze się okaleczyła. Ale dopiął swego, prawda? Wskrzesił swojego syna, na zawsze będą już razem, umrą ze starości w podobnym dniu, odchodząc do Krainy Wiecznych Łowów, prawda? NIE. To nie był Mułek, to było tylko jego ciało... dlaczego? Dlaczego Axarus to sobie zrobił? Czy to mogło skończyć się w inny sposób? Uderzył pięścią w jakiś kamień, który znalazł nieopodal.
Ostatni odszedł Fenek... był jego obrońcą, najlepszym przyjacielem, spędzili ze sobą tyle czasu, zaprzyjaźnił się również z Szyszką, dawno nie był taki szczęśliwy. Dzięki niemu Axarus czuł się bezpiecznie, dzięki niemu niemal nie miewał już koszmarów w nocy, a halucynacje stały się okazyjne. Ale go zostawił. Któregoś dnia odeszli, a Axarus został. Znowu. Sam. Jak palec. Gdyby nie Aris, z pewnością już poderżnąłby sobie gardło, tak jak jego ojciec. Klątwa rodu, skazani na to, by kończyć w ten sam sposób.
Spojrzał na swoją dłoń. Wypił kolejną butelkę koniaku. Kochał ich wszystkich, kochał... byli jego jedyną rodziną. Dla nich mierzył się ze swoim szaleństwem, a ich już nie ma. Albo umarli, albo go zostawili. Zaczęło mu się zawracać przed ślepiami, ponownie spojrzał na swoją dłoń. CHOLERNA DŁOŃ, CHOLERNA BLIZNA. Przypominała mu o tym wszystkim, o tych wszystkich stratach. Odłupał kawałek kamienia, upewniając sobie, by koniec był ostry. Prawą dłoń położył na czymś twardym, a lewą zaczął uderzać w nią z całej siły. Niech przepadnie, niech zniknie. Złamał sobie kość, krwi było bardzo dużo, ale nie potrafił całkowicie się jej pozbawić. Był w stanie jedynie zadać sobie jedną, całkiem poważną ranę , kolejny dowód jego słabości. Utrata krwi, tyle alkoholu, już wszystko mu się mieszało, wirowało przed nim. Wędrował przed siebie, zarzucając się na boki.
Kroczył tak, kroczył, aż nie ujrzał przed sobą
Różowego Kwiatu. Był jak światło na końcu tunelu – jedyna wyraźna rzecz przed nim. Ruszył w jego kierunku, zostawiając za sobą ślad krwi i delikatnie utykając. Dotarł doń z trudem, padając na ziemię zaraz przy Kwiecie Wiśni. Wyciągnął do niego łapę i wtedy... i wtedy go olśniło. To ten sam kwiat, taki podobny. Dostał kilka takie wiele pór temu, jeden ofiarował Rucze, drugi Mułkowi, swojemu synkowi, trzeci oddał Szyszce i Fenkowi. Wszystkich kochał, to byli jego przyjaciele, jego rodzina, jedyni, którzy potrafili przegonić chmurę mroku, która otaczała jego umysł. Żadnej z tych osób już przy nim nie było. PRZEKLĘTY KWIAT. Ich przyjaźń miała trwać tak długo, jak ta roślina! Dlaczego, dlaczego go zostawili, dlaczego został sam? Dlaczego musiał cierpieć? Chwycił raz jeszcze kamień, którym pokaleczył sobie dłoń. Uniósł go w górę, próbował wydać z siebie jakiś ryk, co oczywiście się nie udało. Był wściekły. Zniszczy ten kwiat, zniszczy, będzie tak zniszczony, jak teraz zniszczony jest Mackonur. W tym szale niemal faktycznie to zrobił, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Kamień upadł na ziemię, a Axarus szlochał. Płakał tak dosyć długo, zwijając się w kłębek.
Jednak im dłużej się obok niego znajdował, tym bardziej czuł, że... musi wziąć się w garść. Jest... jeszcze Aris. Jego skarb, najbardziej kochana przez niego osoba, nie powinna go widzieć w takim stanie. Jego serce. Raz jeszcze spojrzał się na kamień i na swą dłoń... mógłby dokończyć dzieła. Mógłby się tutaj zabić. Tak jak Szlachetny Nurt zabił się ostatecznie przy Hexaris, podzielić los swojego ojca, wykrwawić się na śmierć. Klątwa rodu, klątwa szaleństwa, klątwa Przedwiecznego. On... on musi się przebudzić... nie! Aris... Aris zasługuje na kogoś więcej. Chwycił kamień i rzucił nim najdalej jak tylko potrafił. Spojrzał raz jeszcze na kwiatek. Nie zadecydowała roślina. Zadecydował Mackonur. Ale to Kwiat Wiśni go wspomógł.
Zerwał go delikatnie, za pomocą zdrowej dłoni, po czym powoli udał się z powrotem na tereny Księżyca. Musi wrócić do Aris, ale najpierw powinien zrobić coś z tą łapą. On stracił Szyszkę, Fena, Nanshe, Rucze, Mułka i wielu innych,
ale Aris nie może stracić jego.