OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
- Było coś urokliwego w dzikim, nierozumnym spojrzeniu, choć zdecydowanie bardziej wpędzało ono w głębokie zastanowienie. Samica uczuła się w pewien sposób zaintrygowana osobliwym nieznajomym, jednakże w nienormalny sposób, bowiem jego zezwierzęcenie rzuciło się w jej ślepia dopiero teraz – to, że nie mówił, czy sposób w jaki wodził ślepiami za jej kończyną. Reakcja na krew, a kolejno również smagnięcie jej łapy językiem, niemalże tej samej wielkości, co wspomniana łapa. Mruknęła niemal niesłyszalnie, co świadczyć miało o skomplikowanych procesach myślowych, jakie właśnie zachodziły w jej łbie. Nigdy nie spotkała nikogo, kto zachowywałby się podobnie. Gdy kończyna ponownie znalazła się na gruncie, zaś odpowiedzią na jej pytanie było mruknięcie i ułożenie potężnego łba niemalże u jej przednich łap, Sytherai spojrzała nieznacznie ku dołowi i w szczerym zainteresowaniu przechyliła łeb na jedną ze stron.
– Nie mówisz. – stwierdziła fakt, niemal nie zmieniając tonu głosu. Mimo to jednak wydawał dźwięki, toteż nie chodziło tutaj o sprawność strun głosowych. Uśmiechnęła się do niego, jak gdyby pokrzepiająco. W rzeczywistości kalkulowała wielkość pożytku ze znajomości, jaką chcąc nie chcąc powoli nawiązywała. Wydawał się być fizycznie sprawny, zaś olbrzymia postura kryć musiała w sobie pokłady siły. Leżał na szkle, musiał być więc nadzwyczaj odporny na różne niesprzyjające czynniki. Zaś jego niesmocze, proste zachowanie... – To nic nie szkodzi. Mruczenie też może być.
Nie wiedziała co kryło się w szarym łbie o wilczym profilu. Niebezpieczeństwo w obyciu musiało być jednakże czymś faktycznym, bowiem jako pierwsze przychodziło na myśl w połączeniu dzikiego behawioru z szerokimi możliwościami fizycznymi. Mimo to Sytherai nie miała wiele do stracenia – warto było zaryzykować, chwytając się każdej szansy na własne przetrwanie. Już się tego nauczyła. Tymczasem ugięła nieco łapy w stawach, kolejno ostrożnie kładąc się naprzeciw samca, na jego podobieństwo. Uważając na szkiełka, mogące wbić się w jej brzuch, ułożyłaby się z łebkiem nieco uniesionym, by znajdować się na podobnym poziomie co obcy. Nie przeszkadzało jej obserwowanie go z góry, gdy olbrzym spoglądał na nią nietypowo z poziomu gruntu. Mimo to jednakże dominacja w rozmowie poprzez ułożenie obu sylwetek nie działałaby na jej korzyść w tak prędkim czasie. Mógłby odebrać to jako wyzwanie. Zachętę do ataku i odebrania jej władzy skrywanej za parą orzechowych ślepi, wiercących otwór na wylot w tych, których akurat przyszpiliły. Teraz jednakże ślepia te złagodniały, gdy mówiła dalej.
– Tylko jak mam Cię nazywać, hm? – pytanie nie oczekiwało odpowiedzi. Przechyliła łeb na drugą stronę, zupełnie tak, jakby chciała się samcowi przyjrzeć z innej perspektywy i na tej podstawie wymyślić mu imię. – Nie będę na Ciebie mruczeć. – zaśmiała się krótko, jednakże głos jej zdawał się nie przybierać ani na sile, ani na głośności. Zupełnie tak, jakby śmiech ten był całkowicie opanowalny. – Purrrr. – zamruczała w podsumowaniu całości, obserwując reakcję olbrzyma.
Vedilumi