OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
.........A na ciele jaskółki siedziało już olbrzymie kruczysko. Zadarło głowę, by jednym białym, a drugim czarnym okiem spojrzeć na czerwonego smoka. Przyglądało mu się, niewzruszenie, kiedy zastygło w bezruchu niczym posąg. Nie było jednak ciosane ze skały - wiatr targał smoliście ciemne pióra, choć ciało ani drgnęło.– Jak to mówią... znalezione nie kradzione – skomentował rezolutnie, z malującym się na pysku tajemniczym uśmiechem.
Wychylił się zza wielkiej skały niczym oderwany od jej powierzchni cień, płynący teraz przez gęstość mgły. Wilgoć porannej rosy osiadała na łuskach dobrze umięśnionych łap, które przystanęły przy zmaltretowanej jaskółce oraz wciąż nieruchomej kruczycy, spod której palczastych nóg wyciągnął małe ptasie ciałko.
Zwisało teraz przed jego pyskiem, wiotkie, trzymane za dwie, ledwo wbite w skórę lotki.
– I pomyśleć, że w gnieździe czekały na nią głodne pisklęta – rzekł nieczule, cmokając przy tym, po czym zwyczajnie odrzucił małe pierzaste ciało za swój grzbiet.
Spadło gdzieś w trawy, z cichym szelestem uderzając o podłoże.
Thenaperthe.
Spojrzała na Eredina.
Uderzyła skrzydłami równo trzy razy, coby osiąść na jego prawym rogu.
Mancimilian.