Kiedyś nazywane Kryształowym, teraz jest Zimne. Wprawdzie smoki mogą się tu spotkać, by porozmawiać, nawiązać nieco cieplejsze stosunki z osobnikami z innych stad, ale nie jest już tak jak kiedyś.
"Smok smokojad? Kto ma tak bardzo zatruty żołądek by swego jeść?" – odpowiada zdziwiony słowami pierzastego, chociaż może wyczuć że mówi prawdę – "Sporo jest u was smokojadów? I nie, podziękuję. Jeszcze się pochoruję od mieszanki ciepła." – mówi masując sobie gardło, czując drobną chrypkę z szybkiego wynurzania się z ciepłej wody na zimne powietrze, po czym zzuwa się do wody by tylko głowa leżała na ziemi nad wodą.
....Zaskoczenie młodzika mnie lekko mnie rozbawiło. Wzruszyłem barkami:
– Zdarza się, podobno smakujemy jak ptactwo... Jest to zależne od kultury i gustu smoka... – rozciągnąłem się pod wodą, z lekkim chrupnięciem w plecach – Słyszałem tylko o osobniku z ziemi, co schrupał smoka, a tak to nie ma już nikogo. Był jeden u nas, ale też przeszedł z ziemi... Niestety nie znam więcej. – widziałem jak masuje sie po gardle. Zmarszczyłem brwi ze zmartwieniem w oczach – Mieszanka może tylko pomóc z gardłem. Mniej będzie drapać, choć nie obejdzie się wizyta u uzdrowiciela. – zrobiłem sobie napar z owocu i na spokojnie patrzyłem w niebo
"Ah, wybacz, to tylko kłopot z zionięciem... Dopiero niedawno załapałem z tym zabawę..." – odpowiada słuchając jego komentarza – "I dość widziałem ran by wiedzieć kiedy iść do uzdrowiciela."
Trochę zaczął się nudzić, siedząc w bezruchu w wodzie, więc zaczął powoli gromadzić resztki śniegu wokół źródełka, by zrobić śnieżkę. Po tym jak się upewnił że jest wystarczająco duża, postanawia rzucić w okolice pierzastego by zobaczyć jego reakcję, chociaż jego mina wskazywała że był dość znudzony, a akt nie był zrobiony z wredoty.
...Kiwnąłem łbem na znak, że rozumiem jego problem, choć w moich oczach było widać zmartwienie.
– Nie lekceważ tego, inaczej skończysz jak mglista legenda. Smok tak chory, że mógł zarażać innych samym swoim przebywaniem wśród nich. – zaśmiałem się na myśl tych sytuacji. Szkoda ze go nie poznałem. Nawet nie wiem, czy jeszcze dycha ta gadzia kreatura... – Gdyby tutaj była moja babcia, to by Ci to wlała do gardła siłą. Bardzo nie lubi chorych smoków. Podobnie pewnie postąpiłby mój ojciec. Idiota, który chciał naprawić świat i go zabi... – dostałem śnieżką w mordkę. Obruszyłem się wraz z zmarszczeniem nosa. Uessasie... Spojrzałem na znudzonego pisklaka – To co chcesz robić, czy rzucać we mnie pecyny śniegu?
"Bardziej obawiam się bólu, jak i krwi." – Odpowiada również z przyśmiechem. – "I wierzę ci na słowo – moja babcia i brat zrobili by mi to samo." – brr, pamiętał jak brat zrobił mu dodatkową burę w jaskini, jak i wymusił żłopanie herbaty by się nie przeziębił po spotkaniu z drugim bratem.
Na pytanie co planuje robić po tym jak przerwał mu opowiastkę śnieżką odpowiada tylko uśmiechem, jak i podrzuca kolejną śnieżką w łapie.
....Wetchnałem cicho kręcąc głową. Strach był czymś naturalnym. Boimy się przecież nieznanego.
– Przyzwyczaisz się do tego. Taki już los wojowników. Chyba że idziesz na piastuna. – lekko się przeciągnąłem z lekkim trzaskiem w stawach. Ach... Ta kąpiel to cudo... ....Tym razem uniknąłem śniegowego pocisku, samemu stając się dotrzeć najszybciej do brzegu gdzie jak on, zbierałem śnieg, by móc nim w niego rzucić.
Widząc że wykonał gest uniku mimo tego że tylko się z nim droczył, podniósł brwi lekko zaskoczony zachowaniem pierzastego, ale kiedy zauważył że się do niego zbliża szybko pisnął zaskoczony jego zachowaniem, więc pośpiesznie wyrzucił w jego kierunku śnieżkę by tylko nabrać ile mógł śniegu i w niego sypnąć.
....Zaśmiałem się słysząc to pisknięcie. Było takie urocze, ale nie przeszkodziło mi, aby zebrać kolejną pecynę śniegu i rzucić w uciekającego pisklaka. Nie powinno się odwracać plecami do przeciwnika. Taka prosta i podstawowa zasada każdego woja czy maga.
– Nie powinieneś się odsłaniać plecami do wroga, przyjacielu! – zawołałem zaraz po rzucie i samemu starałem się ponownie zebrać amunicję...
"W takim razie sam nie odwracaj swoich wielkoludzie!" – mówi rzucając w jego kierunku wielką śnieżką, prawie tak dużą jak jego głowa, jednakże zamiast trafić w Yngwe trafia tylko w wodę zza nim, ochlapując jego plecy. Przy okazji dostał od tego zadyszki, dysząc mocno z parującego pyska.
....Woda niespodziewanie obryzgała moje plecy. Zaśmiałem się z tego po przyjacielsku.
– Masz racje... Powinno się zawsze uważać na plecy. – ponownie zanurzyłem, widząc zmęczenie samczyka. Dużo zrobił i tak jestem zdziwiony, że miał w sobie aż tyle sił. Będzie z niego dobry wojownik. Bardzo dobrze. Zaśmiałem się w duchu, Z takim to będzie można walczyć na spokojnie i długo... – Oddychaj powoli i przez nos. Pomoże Ci to uspokoić dech i tętno. Wojownik powinien panować nad nimi. To kluczowe w długiej i męczącej walce. – zasugerowałem samczykowi, przyglądając mu się uważnie co zrobi.