OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Głównym elementem zmartwień Krnąbrnego nie były rozterki miłosne, gdyż nie napotkał nikogo, z kim chciałby dzielić swe życie. Czy pragnął kochać i być kochanym? To już zupełnie inna kwestia. Gdyby przyszło mi rzeczowo odpowiedzieć na to pytanie, prawdopodobnie padłaby replika "tak". Smoki mogą wyrzekać się miłości, jednak w głębi duszy każdy jej pożąda. Choćby miała być specyficzna, nienormalna i niemal kłócąca się z wartościami moralnymi. Może także przebiegać na konkretnych zasadach, choć w oczach adepta byłby to związek, lecz nie głębokie uczucie.Dotychczas swą uwagę koncentrował na rodzinie. Cenił ją nad wyraz, choć wspomnienia o niej napawały go niejakim smutkiem, głębokim niczym nieskończone oceany. Matkę utracił w wyniku długiej wędrówki, jaką przebył, by ostatecznie trafić tu, do Wolnych Stad. Brat natomiast... nie, porzuć te myśli. On nie należał już do bliskich osób. Obecnie znajdowali się po dwóch stronach sporu i nie łączyło ich nic więcej niż krew. Aczkolwiek wierzył, że i tej Ujmujący wyrzekłby się, gdyby miał szansę wyboru.
Obecnie poszukiwał miejsca, w którym mógłby osiąść na pewien dłuższy czas, choć lenistwo nie pozwalało mu podnieść ciężkiego niczym stos głazów zada. Wsparty o jedną ze skał, obserwował otoczenie, lustrując je bacznym spojrzeniem lazurowych ślepi.
Cienisty ostatecznie postanowił go opuścić. Adept czuł, jakby znad jego łba odsunęły się hordy. Czyżby w duszy Mroku kryło się inne, tajemnicze wcielenie? Z resztą, nie ma potrzeby zaprzątać sobie głowy głupotami. Lepiej...
Wtem dostrzegł sylwetkę innego smoka. Z jego budowy oraz charakterystycznych cech wyglądu wywnioskował, iż jest to przedstawiciel płci pięknej. Przypatrywał się jej z niejakim zaciekawieniem, choć starał się je stłamsić. Ostatecznie jego pysk przybrał obojętną, może nawet nieco spochmurniałą maskę. Odwrócił wzrok, gdyż... sam właściwie nie znał powodu. To jak jednostronna konwersacja. Druga strona ze względu na niewygodę może zmienić temat, co też Kolec starał się osiągnąć. Nie chciał zanadto zwracać na siebie uwagi, miał problemów aż po uszy. Jeżeli w trakcie rozmowy na wierzch wypłynęłaby gorycz, prawdopodobnie wpakowałby się w kolejne.
Zapach towarzyszący adeptowi był namiastką cienia oraz krwi. W niedalekiej przeszłości przebywał na terenie tegoż stada, aczkolwiek w dość szybkim tempie wygnano go i pozbawiono domu. To dlatego znajdował się tu – samotny, zmęczony, zagubiony i jednocześnie wściekły, zasmucony, zawiedziony. Wszystkie te emocje kumulowały się, tworząc niebezpieczną mieszankę, której wybuch spowodować może niemały konflikt. Szczęśliwie samiec ten nauczył się, że uczuć nie należy uzewnętrzniać. Kisił wszystko w sobie, niczym staruszka ogórki w słoju.
Kroki. Zaczęła redukować dzielący ich dystans, toteż Krnąbrny mimowolnie rzucił jej nieufne spojrzenie. Czego chciała? Zaatakuje? A może spróbuje niczym Tehanu (nieznana smokowi z imienia) wtrącać się w nie swoje sprawy? Ech, wszystko jedno. Szczerze powiedziawszy, miał wszystkiego po uszy. Chętnie Wydrapałby swoje ślepia, uszkodził zmysł słuchu oraz węchu. Wtem nie miałby do czynienia z gapiami o niezrozumiałych zamiarach, a przynajmniej nie byłby świadom ich obecności. Widząc osobę całkowicie niekontaktującą, prawdopodobnie w końcu zajęliby się własnymi sprawunkami.
Przemówiła. Jej głos był miękki i niezwykle przyjemny dla ucha. Miła odmiana, gdyż cieniści zwykle warczeli, fukali, prychali i dyszeli.
Gdy zaczęła się tłumaczyć, nie mógł skryć zdziwienia. Mimowolnie kąciki jego pyska lekko się uniosły, choć zaraz sprawy powróciły do naturalnego stanu.
– Niech zgadnę – myślisz, że bez zapewnień zaatakowałbym Cię? – Przybrał uspakajający ton, albowiem w stosunku do nieznajomej nie miał żadnych niecnych zamiarów. Jeszcze.