Strona 6 z 26

: 11 sty 2015, 21:17
autor: Słodycz Zbawienia

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Uśmiechnęłam się lekko do Seraficznej. W oczekiwaniu na pytania zaczęłam pakować zioła do torby. Nie chciałam, aby znowu ktoś zwędził mi je sprzed nosa. Pytań nie było, więc po spakowaniu ziół uniosłam łeb, by się odezwać, jakoś zakończyć tą naukę gdy wtem... Łuski nie było. Nie było jej widać, gdyż gruba warstwa ciężkiego, białego puchu przygniotła ją. – Na Erycala! – wrzasnęłam i jednym susem dopadłam do niej, by pomóc jej się wydostać spod śniegu. Zaczęłam odgarniać łapami kolejne warstwy śniegu, aby Seraficzna mogła się spod niego wydostać.

//raport wiedza

: 13 sty 2015, 16:48
autor: Subtelny Gniew
W jednej chwili Seraficzna uśmiechała się do Słodyczy oczekując końca nauki i zdobycia tej ważnej wiedzy, jaką były dla niej zioła, a w drugiej poczuła lekki ból uderzającej w niej ciężkiej płachty śniegu, a potem zobaczyła ciemność i ogarnął ją lekki niepokój i ogromne zdziwienie. Raczej nie pomyślała o tym, co zrobić. Nie zastanawiała się, co się dzieję. Zdała sobie tylko sprawę, że została unieruchomiona i pozbawiona dostępu do powietrza, a przynajmniej do jakiejś większej jego części i zaczęła gorączkowo myśleć, jak zapobiec osłabnięciu. Wzięła głęboki wdech z nadzieją, że w ten sposób pozwoli na uzupełnienie braków przez jakiekolwiek szpary w tej płachcie, jeśli istniały i uda jej się pomyśleć nad tym, jak zebrać w sobie siłę, by się uwolnić.

Kryzys nie trwał długo. Usłyszała głos Słodycz, a potem odgłos odgarniania śniegu. Po chwili ciężar zelżał i Seraficznej udało się przebić głową przez puch i wydostać na powietrze. Była morka, ale nie czuła jeszcze zimna przechodzącego przez jej ciało. Adrenalina. Nie zważając na fakt, że śnieg prysnął na pysk nauczycielki, odwróciła się i pobiegła do lasu (bez krztyny strachu, bo przecież nie znała tego uczucia. Co tam, najwyżej ktoś ją zabije, bo przecież nie potrafiła się bronić), by znaleźć agresora. Cóż. Sama nie wiedziała czy ten agresor istnieje naprawdę czy może sobie go wymyśliła. Może poczuła jego zapach albo coś usłyszała. Przecież śnieg mógł spaść na nią od tak, z czystego chamstwa przypadku. A jednak, wbiegła między drzewa gorączkowo rozglądając się za jakimś obcym smokiem. Wzięła głęboki wdech. Wiatr wiał w jej stronę, potężny wiatr, który zniósł na nią śnieg, starała się to wykorzystać, aby wywąchać obcą woń. Rozglądała się nie tylko za potencjalnym wrogiem, ale także za śladami. Jeśli intruz uciekł, to powinno być pierwsze, co zauważy. Nie brała się jeszcze za szczegółowe śledztwo. Nie powinien uciec daleko. Nie została znokautowana na aż tak długo. Może ujrzy go mknącego między drzewami. Może usłyszy szelest. Zadarła głowę, by sprawdzić, czy nikt nie ukrył się w koronie drzew.

: 30 mar 2015, 14:57
autor: Bławatek
Przybyła w umówione miejsce. Rozejrzała się. Uznała że to idealne miejsce do takich nauk. Przestronnie, płaski teren, a jednocześnie odcięty od reszty świata. Była sama na polance, nie było innych uczących się ani rozmawiających. I bardzo dobrze.
Niestety nie była także Dwuznacznej Aluzji. Okrutna była średnio zadowolona z takiego doboru mistrza. Wolałaby by został nim Uśmiech Cienia. Ale ten był Przywódcą i rozumiała brak czasu. Nie zamierzała też sprzeciwiać się jego woli. Choć dlaczego akurat Ankaa? Jeżeli nie Uśmiech, to wolałaby każdego innego smoka. Od pierwszego spotkania tej smoczycy nie przepadała za nią. I chyba z wzajemnością.
Ale teraz była adeptką no i powierzoną jej uczennicą więc może będzie ją bardziej szanować. Jednak i tak dla Isoxethe bardziej od charakteru liczyły się umiejętności Mistrzyni. Czekała.

: 30 mar 2015, 17:49
autor: Dwuznaczna Aluzja
Dwuznaczna adeptów nie jadła. Strasznie żylaste istoty, nie to co smaczne, soczyste pisklaki. Kilka takich przystawek jest lepszych niż obiad ze starego adepta.
Nie mniej jednak przyleciała w umówione miejsce. To, że została mistrzynią Isoxethe nie wzbudzało w niej żadnych emocji.
Obdarzyła uczennicę zimnym wzrokiem.
– Dobra, najpierw teoria. Gdzie najlepiej celować, jakie są najsłabsze miejsca na ciele smoka? – spytała, siadając. Do praktyki przejdą nieco później, może więc sobie na to pozwolić.

: 31 mar 2015, 14:09
autor: Bławatek
Ona również odwzajemniła zimne spojrzenie. Jednak nie można tego interpretować jako oznakę niechęci, ponieważ ona ciągle tak patrzyła na świat. W pewnym sensie były do siebie podobne, tylko że Okrutna mimo swego imienia nie miała skłonności kanibalistycznych.
Jednak nie uniknie znienawidzonej teorii, a szkoda. Ona już dawno postanowiła że jeśli będzie kogoś uczyć to bez teorii. No, chyba że nie będzie go lubić i będzie chciała mu dopiec. Wtedy będzie mu kazała ciągle mówić dłużej i dłużej nawet nie skupiając się na tym co mówi. Choć nielubianej osoby chyba w ogóle nie będzie uczyć. Ale to daleka przyszłość...
Na szczęście o walce miała dużo do powiedzenia.
– Jak u każdego są to na pewno oczy, wrażliwa część ciała. I ogółem pysk, głowa, czaszka. Smoki mają też wrażliwe podbrzusze. No i skrzydła, w których można rozerwać błonę i uziemić przeciwnika. Standardowa jest także szyja i gardło, gdzie znajduje się delikatna tchawica. Dużo też zależy od samego smoka którego atakujemy. Czy ma łuski czy futro, w tym te drugie są słabsze. Czy ma na brzuchu płyty. Gdzie ma rozmieszczone kolce i tym podobne. – To chyba wszystko. Liczyła na to że Dwuznaczna Aluzja uzupełni braki jeśli takowe się pojawią.

: 31 mar 2015, 17:58
autor: Dwuznaczna Aluzja
Gdyby powiedziała to na głos, Aluzja wybuchłaby śmiechem. Nauka bez teorii? Nauka WALKI bez teorii? Idiotyzm, bo bez teorii niczego się nie nauczy,
– Dobrze. Jakie są sposoby ataków i obron, na jakie się dzielą, i jak sądzisz, co będzie Twoim najważniejszym atutem w czasie walki? – kolejne pytanie. Jako iż nie przyczepiła się do niczego, nie trudno wywnioskować, że poprzednia odpowiedź była prawidłowa i nie trzeba niczego dodawać. Usadowiła się wygodniej, pochylając głowę w stronę adeptki, bo różnica wielkości była spora.

: 01 kwie 2015, 19:25
autor: Bławatek
Przez chwilę w jej oczach można było dostrzec błysk złości. Okrutna to pochylenie odebrała jako celowe pokazanie jej że jest mniejsza. Nie mogła się już doczekać aż urośnie jeszcze bardziej, tak by nikt nie śmiał się z niej śmiać...Zdławiła jednak złość, uspokoiła się i starała skupić na dalszej paplaninie teorii.
– Sposobów ataku jest mnóstwo. Możemy zwyczajnie bić, uderzać, ale także gryzć, używać szponów, kolców, rogowych wypustek. Albo na przykład zamachnąć się maczugą na ogonie o ile ją posiadamy. Nawet bić skrzydłami. No i oczywiście ziać ogniem/lodem lub pluć kwasem. Celując w wymienione wcześniej przeze mnie miejsca. Ale możemy atakować wszędzie. Skakać na przeciwnika, szarżować, pikować z powietrza, dusić, gryzć, rozdzierać skórę, podcinać łapy, zgniatać pod swoim ciężarem.
Co do obrony to możemy ją podzielić na uniki i blokowanie ciosów. Możemy odskakiwać, uciekać, uchylać się, przeturlać się po ziemi, wzlecieć w powietrze. Lub gdy na przykład przeciwnik chce na dać z pięści, zablokować jego łapę swoją.
No i kontratak, czyli atakować będąc atakowanym. Na przykład gdy przeciwnik zieje w nas ogniem możemy ziać lodem, lub także ogniem w jego strumień, lub odwrotnie gdy zieje lodem to my ogniem lub takze lodem. Zależy czym dysponujemy.
Myślę że moje rogi się do tego nadają. Co wielkie i rozłożyste. Gdy będę walczyć z większym i silniejszym przeciwnikiem raczej będę polegać na zwinności, gdy z mniejszym na sile. Ale zamierzam trenować w tym drugim kierunku, bo jestem dość masywna, oczywiście jak na mój wiek, i chcę to wykorzystać. Ale czy mogę bardziej polegać na sile czy zwinności okaże się w praktyce, czyż nie? –
Uniosła brew.

: 01 kwie 2015, 21:45
autor: Tejfe
A tu nagle zdarzyło się coś niespodziewanego! Tak po prostu. Bez żadnych zaproszeń, nie wiadomo skąd. Na młodą adeptkę, z góry, po prostu z góry, bo inaczej się tego określić nie da, spadła "lawina" błota, zakrywając ją od głowy do stóp. Samica cała była okryta brązową, lepką mazią i nie najlepszym zapachu. Nie oszczędziło nawet języka, gdyż błoto wlazła tam, zostawiając nieprzyjemny posmak, kiedy ta mówiła o sposobach ataku, swojej nauczycielce. Jednakże nie tylko uczennica dostała takiego, dziwacznego figla, ale również starsza samica. Na ogon Dwuznacznej Aluzji, również z góry spadł kamień, a raczej dwa kamienie. Nieduże, ale nieco ciężkie. W kolorze jasnoróżowym, z zielonymi paskami. Nieco zabolało, ale obejdzie się bez rany, jedynie lekki siniak, który z czasem zaniknie. Jednak co to miało wszystko znaczyć? Wiem, ale nie powiem.

: 03 kwie 2015, 19:12
autor: Dwuznaczna Aluzja


Wysłuchała odpowiedzi Okrutnej i pokiwała potwierdzająco głową.
– Zgadza się. No to atakuj – poleciła, wstając z miejsca. I właśnie wtedy Okrutna została zakryta błotną lawiną, a Cienista otrzymała cios dwoma kamieniami. Warknęła, trzepiąc łbem.
– Zwariuję na tych cholernych ziemiach – wysyczała przez zaciśnięte kły. Znowu jednak dała znak Okrutnej, by atakowała. Nie będą przerywać nauki by spotkać się z jakimś duchem czy chochlikiem, które tutaj łażą.

: 07 kwie 2015, 14:33
autor: Bławatek
Gdy, absolutnie dla niej niespodziewanie, spadła na nią lawina błota, ryknęła wściekle. Kto taki żartowniś/ Spojrzała w górę. Nie siedziała pod żadną gałęzią, na której mógłby się ktoś czaić. Może ktoś przeleciał nad nimi? Ale wtedy zauważyłaby jego cień, w końcu było słonecznie, aż za bardzo. Już wiedziała. To sprawka tej paskudnej magii...Najwyrazniej nie oszczędzili też Dwuznacznej Aluzji.
Otrzepała się z błota, niczym mokry pies i naładowana gniewem na żartownisiów zaatakowała. Jednak nie pozwoliła by gniew przejął nad nią kontrolę i odebrał rozum.
Błyskawicznie przyjęła pozycję. Rozstawiła i ugięła łapy, łeb opuściła, ogon uniosła, skrzydła docisnęła do boków. W końcu nauka skoku na coś jej się przyda. Z Aluzją nie dzieliła jej duża odległość gdy mówiła teorię. Wyskoczyła w przód, prosto na nią. Będą c powietrzu wyciągnęła prawą przednią łapę i zamachnęła się nią, wyciągając szpony. Chciała przeorać nimi po pysku starszej smoczycy.

Jednak nie udało się. Warknęła poirytowana. Chciała spróbować jeszcze raz. Ale niespodziewanie Dwuznaczna Aluzja...znikła. Chyba jej się nie wystraszyła!? Normalnie, zwyczajnie zwiała z nauki ze swoją, powierzoną jej uczennicą! Ta chciała krzyknąć za nią, ale ugryzła się w język. Nie mogła od razu jej oskarżać. Może coś jej wypadło. Dostała mentalne wezwanie. Od Przywódcy na przykład. A gdyby Uśmiech dowiedział się że jego córka opuzniła przybycie Wojowniczki? Nie chciałaby takiej sytuacji. Usiadła zrezygnowana.
I co teraz będzie? Lecz nagle ujrzała smoczycę, która siedziała niedaleko. Może jest uratowana? Zbliżyła się do niej, zagadując przyjaznym tonem. Oczywiście, całkowicie udawanym.
– Sama widziałaś co się stało. Jestem Okrutna Łuska, a ty? – Nie od razu przeszła do pytania o dokończenie nauki. To trzeba wprowadzić powoli, po krótkiej pogawędce. A może tamta sama zaoferuje pomoc? Oby.

: 03 maja 2015, 18:18
autor: Oddech Pustyni
Piaskowa regularnie wylatywała sobie poza stado, ciekawa tego co może znaleźć na Terenach Wspólnych. Ostatnio poznała wiele smoków, ale wciąż była żądna nowych znajomości, większej ilości zapachów i kolorów. Przelatując nad polanką dostrzegła smoczycę, a wokół sporo błota i kilka kamieni. Dosyć dziwny widok, szczególnie, że brązowa maź i głazy nie rosną sobie od tak, pomiędzy kwiatkami. Wylądowała niedaleko, a potem spokojnie zaczęła podchodzić w kierunku nieznajomej. Samiczka wydawała się czymś zdezorientowana, więc Ognista zdecydowała, że nie będzie jej przeszkadzać, dopóki ta nie dojdzie do siebie. Ledwie przysiadła a fioletowołuska odwróciła się w jej kierunku aby podejść. Piaskowa skinęła łbem. Przybyszka wyraźnie pachniała Cieniem, a co ciekawe nie nosiła na sobie woni jednego, a dwóch smoków, jakby niedawno był tu ktoś jeszcze. –Ja jestem Piaskowa Łuska z Ognia– Powiedziała spokojnie, jak zwykle podając stado z którego pochodzi. Wiedziała, że nieznajoma już to wyczuła, ale z czystej grzeczności stwierdziła, że musi to powiedzieć. Czy Okrutna starała się wyglądać na miłą czy nie, nie miało to zbytniego znaczenia. Piaskowa i tak nie radziła sobie z rozpoznawaniem emocji, więc nie trudno było przed nią ukryć jakie miało się zamiary. –Nie wih-widziałam całej sytuacji, ale samo miejsce wygląda nietypowo. Mogę zapytać co się stało?– Dodała a potem zaczęła powoli i dokładnie przyglądać się towarzyszce. Pierw poroże, oczy, ogółem pysk, a później całe ciało. Mogła sobie na to pozwolić bo podobnie jak jej neutralny wyraz pyska tak i oczy pozostawały nieruchome.

: 03 maja 2015, 20:22
autor: Bławatek
Najwyrazniej ta przybyła tu pózniej niż Okrutna myślała. I po co mówiła z jakiego stada pochodzi? Myśli ze Cienista ma katar i jeszcze nie wyczuła tego ohydnego swądu siarki, tak charakterystycznego dla smoków z Ognia? Dziwne. Ale nawet dyby była to zniewaga skierowana do Okrutnej, ta miałaby to absolutnie gdzieś. W koncu opinia innych o niej byłą dla niej niczym. Oprócz co poniektórych. Dodatkowo Piaskowa miała kłopoty z wymową. Jej to przypadło mieć nauczycieli...
– Co do błota i kamieni, spuścił je na nas jakiś chochlik czy duszek. Mniejsza z tym. Miałam tu lekcję z moja mistrzynią, Dwuznaczną Aluzją, ale ta musiała przerwać naukę. To była dla mnie ważna lekcja. Chcę zostać Wojowniczką, uczyłam się właśnie walki. Co ja teraz zrobię? – Grała teraz biedną, porzuconą na lodzie adeptkę. Chciała wzbudzić współczucie u Piaskowej.
Dopiero teraz ujrzała jej...nietypowość. Dziwaczny kształt warg, czy raczej ich brak, skośną kość oczodołu. Dziwna persona. No, ale jeżeli umie walczyć i ją nauczy...

: 03 maja 2015, 20:50
autor: Oddech Pustyni
Piaskowa uwielbiała wczuwać się w czyjeś emocje, żeby dokładniej go zrozumieć, poznać jego tok myślenia i zachowania. To było dosyć trudne, szczególnie przy mało wylewnych albo skrajnie niezdecydowanych smokach, dlatego samica tym bardziej ceniła to zajęcie. Jeżeli jednak chodziło o wywołanie u niej współczucia, szło o to dosyć trudno. Chociaż szczerze interesowała się uczuciami była to dla niej kompletnie niezrozumiała dziedzina.
Rzecz jasna Piaskowa bez wahania może zdecydować się na pomoc, ale nie z powodu żalu, a od tak, bo po prostu chciała to zrobić. Gdyby potrafiła określić co lubi robić najbardziej, zapewne nauczycielstwo znalazłoby się gdzieś bardzo wysoko na liście. –Czyli spotyka się je dosyć często– Odezwała się nagle, przypominając sobie jak kiedyś sama spotkała pewną złośliwą istotkę. Miała nadzieję, że uda jej się znowu taką znaleźć. Tym większa szkoda, że przybyła na polankę tak późno. –Dużo już przerobiłaś? Mam nieco wprawy, więc mogłabym pomóc ci tą n-naukę dokończyć– Dodała. Już na samą myśl walki zaczęła się niecierpliwić. Najlepsze w tym było to, że każdy miał inny styl, a ona jako nauczycielka, mogła go dokładnie zbadać.

: 19 maja 2015, 20:16
autor: Słodki Kolec
Dzień był piękny, słoneczny. Wędrowałem przez tereny wolnych stad i natknąłem się na piękną polane. Była zalana ciepłym światłem słońca. Gdzie nie gdzie. Polanka miała tak z 90 jardów. Stanąłem pod najbliższym drzewem. Jego gałęzie tworzyły duży cień mogący pomieścić dorosłego smoka.
wiatr zawiał mi w pyszczek. Niósł on woń smoka. Nie wiem skąd ją znam ale pochodzi ona z stada życia. Czekam niecierpliwie kiedy źródło znajdzie się w zasięgu wzroku.

: 08 cze 2015, 17:46
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Marzenie przywędrował na polanę, gdyż obiecał jednemu z piskląt naukę. Zapewne ostatnia rzecz, jaką zrobi dla tych smoków. Szedł niespiesznie, delektując się swoistym poczuciem wolności, jakie zaczął odczuwać po zrzuceniu z siebie tego ciężaru. Gdy dostrzegł pisklę ewidentnie pachnące Życiem i, co gorsze, Ulotną i Słowem, przez myśl przeszło mu, aby zignorować tą całą naukę i odejść. Do tej pory jednak nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego. Skoro obiecał, słowa dotrzyma. Zatrzymał się przed pisklęciem i usiadł na ziemi, owijając łapy ogonem.
Nauka mediacji, tak? Dlaczego chcesz wiedzieć jak rozwiązywać konflikty? – zapytał, mrużąc lekko ślepia.

: 08 cze 2015, 19:58
autor: Słodki Kolec
Chwilę się zastanowiłem. Odpowiedź była jasna niczym blada twarz na nieboskłonie
Dlatego, że nie chce walczyć. – powiedziałem cicho i kontynuowałem jeszcze ciszej, jakbym się bał reakcji dziadka – Nie chce walczyć, sam się boje walki. – było mi wstyd jak to mówiłem – Nienawidzę przemocy, i nie chcę jej stosować. Jest ona zła.
Było mi głupio mówić takie rzeczy będąc drapieżnikiem, ale co zrobić?

: 20 cze 2015, 15:52
autor: Alextrasza
nie mając żadnych większych planów ani zajęć na najbliższy czas, Króliczynka postanowiła wziąć się trochę za siebie. Może nie mogła wciąż znaleźć kogoś, kto nauczył by ją pozostałych ważnych dla smoka umiejętności, ale czemu miała by nie rozwijać tych, które już posiada?
W tym celu, wybrała się na krótki spacer. Oczywiście gdyby właśnie do samego spacerowania się ograniczyła, nie było by w tym żadnego treningu, warto więc dodać, że cały ten czas, zamierzała pozostać w biegu.
Doskonale pamiętając nauki Głosu, ustawiła się w stosownej pozycji. Łapy ugięła nieco i rozstawiła tak, by jak najwygodniej byłoby się jej z nich wybić. Skrzydełka, wciąż niezbyt duże, ale wystarczające by przeszkadzać w nabieraniu prędkości, przycisnęła do ciała. Tym razem jednak nie robiła tego na siłę. Pamiętała jeszcze, jak po powrocie ze szkolenia bolały ją skrzydła, gdy wyjątkowo mocno wzięła do siebie instrukcje nauczyciela, by trzymać je blisko ciała. Potem były bardzo odrętwiałe. Kiedy więc przygotowywała się do tej wycieczki, złożyła je po prostu tak, by były jak najbliżej niej. Uniosła nieco ogon, aby zrównać go z kręgosłupem. Głowę opuszczała tuż przed startem, gdyż była to czynność, którą najłatwiej i najszybciej mogła wykonać (a że była perfekcjonistką, to uprzednio własnym wzrokiem skontrolować musiała, czy całe ciało ułożyło się jak należy).
Przed startem wzięła jeszcze kilka wdechów i wydechów, a potem odbiła się wszystkimi łapami równocześnie i ruszyła przed siebie.
Łąka była duża, jak na jej rozmiary, więc mogła pozwolić sobie, by z początku jej bieg był zwykłym pomykaniem naprzód, gdzie trenowana była jedynie kondycja. I w sumie na tym zależało najbardziej Królisi, gdyż póki co nie potrzebowała jeszcze wykorzystywać swych umiejętności w praktyce, zaś rozczarowana była tym, jak szybko jej ciało męczyło się przy treningu z Głosem.
Teraz nie było inaczej. Chociaż może udało jej się pokonać odległość nawet trochę większą niż ostatnio, nim dopadło ją zmęczenie kończyn, zdarzyło się to równie nieuchronnie co ostatnio. Najpierw czuła jedynie lekkie osłabienie u samej podstawy, w stopach. Potem zmęczenie zdawało się mknąć w górę, jakby chciało strawić całe jej ciało.
Zatrzymała się czując, że za chwilę przejdzie ono w ból. Dyszała lekko. Była zła i trochę zdołowana. Znów czuła się najgorsza ze wszystkich. Siedząc i dumając, powoli odpoczywała. Dreptając po łące i wdychając zapach kwiatów, dawała odpocząć swoim łapom, płucom i uspokajała oddech. Wraz z siłami, wrócił jej dobry humor. Otrząsnęła z siebie złe myśli i postanowiła podjąć się kolejnej próby.
Ustawianie pozycji do biegu zajęło jej teraz znacznie mniej czasu, jakby przywiązywała do niego znacznie mniejszą wagę. W bieganiu przecież chodziło o zabawę, poczucie wolności i wiatru, który mierzwi futerko. Po co wyrzucać z siebie wszelkie siły, skoro można zużyć ich trochę, odpocząć i wrócić do zabawy? W ten oto sposób nieświadomie zbliżała się do kolejnego kamienia milowego. Precyzja bowiem, z jaką ustawiała się do startu, nie była aż tak konieczna. Jej skrzydła przyłożone do ciała nie stawiały oporu, przeszkadzającego w nabieraniu prędkości, jej ogon i głowa niemal samodzielnie ustawiały się w odpowiedni sposób, a łapy, z których wybijała się niczym maratończyk, same niemal wiedziały już z jakiej pozycji najwygodniej im wyruszyć.
Króliczynka biegła więc znów, a trawa uciekała spod jej małych łapek. Gdy w ten sposób dobiegła kresu polany, zwalniała i skręcała delikatnie, by teraz biec wzdłuż jej krawędzi. Nie musiała już nawet sterować ogonem, ten płynnie wyginał się sam, dostosowywując się do skrętu. Nie było w tym nic w sumie dziwnego – był to przecież zakręt łagodny. Naukę wykonywania szybkich zwrotów planowała na inny dzień.
Kiedy czuła, że bierze ją zmęczenie, zwalniała i spokojnym spacerkiem przechadzała się po polance. Gdy jednak czuła, że siły do niej wracają, znów ruszała niezbyt szybkim biegiem, po każdym przystanku zmieniając kierunek ronda, jakie robiła wokół polanki.
W pewnym momencie męczyła się juz coraz szybciej i nawet przystanki nie pomagały. Zrozumiała wówczas, że jej ciało po prostu mówi już nie i prosi o dłuższy odpoczynek. Jej łapki też powoli zaczynały boleć, mimo wytchnienia, jaki co jakiś czas im dawała.
Wówczas to, spokojnym już tempem, wróciła do jaskini swych rodziców.

: 06 lip 2015, 14:44
autor: Oddech Pustyni
Smoczycy dawno tutaj nie było, więc zdecydowała, że odwiedzi już nieco zapomniane miejsce. Tym razem nie szukała towarzystwa lecz wyleciała z groty tak po prostu, żeby znaleźć jakiś spokojny kąt poza granicami stada. Kiedy tu dotarła, ułożyła się wśród zakwitłych kwiatów i wdychając ich kojącą woń powoli zasnęła. Dobrze wiedziała, że powinna być ostrożna drzemiąc poza swoją grotą, więc starała się aby jej zmysły pozostawały czujne, pomimo ogólnego spoczynku.

: 13 lip 2015, 13:46
autor: Niewinna Łuska
Jak bardzo czujne? Tak czujne, żeby wykryć pewnego smoka, znanego ze swojej hałaśliwości i zamieszania powstającego w jego okolicy? A może... tak czujne, żeby wykryć tego samego smoka, tylko że skradającego się najciszej jak potrafił, bo od jakiegoś czasu bardzo usilnie próbuje nabyć wszystkie umiejętności potrzebne do udanego polowania? Kaszmirowy ostrożnie stawiał łapę za łapą, nie chcąc spłoszyć tego zwierzęcia. Ciekawe, co robiło na terenach wspólnych pełnych smoków? Musiało być bardzo głupie, żeby się tu zapuszczać. Ale mniejsza z tym, ważne że leżało spokojnie, niczego nieświadome, aż prosząc się o zostanie obiadem. Adept nie potrafił tylko określić co to za dziwny gatunek. To coś leżało w wysokiej trawie i widział tylko grzbiet, umaszczony na piękny, piaskowy kolor. Jasna barwa odbijała słońce, dekoncentrując podkradającego się i uniemożliwiając poprawną ocenę zagrożenie. Może to był drapieżnik? No ale cóż z tego! Nie będzie miał szans nawet zaatakować.
Czerwonołuski samiec w końcu był wystarczająco blisko. Każdy swój krok, który postawił do tej pory, uznał za perfekcyjnie cichy, a ogon wciąż kołysał się uniesiony ponad linią traw, więc nie miał żadnych wątpliwości, że zakradł się jak prawdziwy łowca, którym nigdy nie chciał zostać. Teraz od celu dzielił go już tylko jeden skok... Napiął mięśnie, przygotował całe ciało, nie spuszczając uważnego wzroku z bezbronnej ofiary i skoczył prosto na nią. Przygniótł do ziemi swoim ciężarem, nie dając jej możliwości ucieczki. I tak w ogóle... lubisz mieć zęby wbite w tyłek? Nie? To już masz. Kaszmir tak postanowił wgryźć się w swoją zdobycz.

: 13 lip 2015, 14:49
autor: Oddech Pustyni
Czujność Piaskowej nigdy nie była czymś niepodważalnym, o czym przekonała się nie raz na treningach, czy też śpiąc na terenach wspólnych. Najzwyczajniej w świecie nie uczyła się na błędach, a przynajmniej nie na tym, który notorycznie popełniała. Nim się zorientowała spała już twardo, a jej umysł wypełnił się sylwetkami smoków które spotkała. Smoczyca lubiła te sny, ciche, nic nie znaczące, dodatkowo kojące jej uśpione zmysły. Kiedy tak w ciszy, przyglądała się idącym w nieznane postaciom poczuła... co ona poczuła?
Początkowo łapy albo ciało jakiegoś zwierzęcia, przygniotło ją, a potem zaatakowało, wgryzło szczęki w jej zad, przebijając delikatną łuskę samicy i przyczyniając się do ogromnej fali bólu. Nie było to jednak cierpienie spowodowane uszkodzeniem, a samym, nagłym dotykiem obcej istoty. Tak blisko nie znalazł się jeszcze NIKT i nie było to coś co Piaskowa planowała zmieniać. Wbrew jej woli, stało się, a ona poczuła jak przeszywa ją zimny dreszcz, paraliżuje jej łapy, ale spina całe ciało. Serce zabiło jej szybciej, a z gardzieli początkowo zatkanej, jak gdyby ktoś napchał ją kamieniami, uleciał warkot, tak wrogi, jakiego Piaskowa jeszcze nigdy u siebie nie słyszała.
Istota która ją zaatakowała pachniała znajomo, ale nie była to woń z którą Ognista spotykała się często, więc początkowo ją zignorowała. Nie rozumiała jaki cel miał drapieżnik atakując jej tył. Skoro podkradł się do niej na tyle, że mógł dopaść cokolwiek, dlatego ugryzł najmniej znaczący punkt?
Pustynia poderwała się gwałtownie do góry, na łapach tak sztywnych jakby nie składały się z kilku, a jednej kości. Nie miało znaczenia, że smok leżał na niej, przypływ sił jakie ją teraz wypełniły, był wręcz niepojęty. Zaraz kiedy udało jej się wstać, wybiła się na bok, żeby przygnieść atakującego do ziemi, tak jak to on uczynił przed chwilą. Początkowo jej myśli wypełniała pustka, tak jak to działo się podczas walk, ale ponieważ wszystko działo się z zaskoczenia, do panującej w rogatej czaszce nicości, dołączyła jeszcze ciekawość. Nie gniew, nie przerażenie. Było już niemalże postanowione, że Piaskowa chce uszkodzić stwora który do niej dopadł, więc nie potrzebowała przejmować się już swoimi nerwicami. Jeżeli zagrożone było jej życie, nic nie miało znaczenia.

: 15 lip 2015, 14:21
autor: Niewinna Łuska
Kiedy jego zęby natrafiły na twardą fakturę łusek, zamiast miękkiego zwierzęcego futra, już przeczuwał, że coś poszło nie tak. Przeczucie szybko się potwierdziło, gdy nagle został wystrzelony z grzbietu niedoszłej ofiary jak z katapulty i przez chwilę nie miał kontaktu z podłożem, gdy z bezmyślnym wyrazem pyska zataczał łuk nad ziemią, zmierzając nieubłaganie w jej kierunku. Bardzo nie lubił tracić kontroli, odrywać swoich łap od stabilnego podłoża. Tak jak teraz, kiedy chcąc nie chcąc leciał i nie mógł absolutnie nic z tym robić, zdany na łaskę miotających nim sił. Zbyt szybko, by rozłożyć skrzydła. Bezradnie upadł na plecy, nie będąc w stanie przeciwdziałać brutalnej sile, połączonej z adrenaliną szturmującą mięśnie smoczycy. Ale on jeszcze nie wiedział, że ma do czynienia ze smokiem. Kiedy uderzał plecami o twarde podłoże i paraliżujący ból przeszył jego ciało, promieniując od obitego kręgosłupa, pomyślał tylko – "Teraz to zawaliłem. Żegnaj okrutny świecie.", po czym zamknął oczy, oczekując na dotyk przeznaczenia. Jakie zwierze o tak niewielkich rozmiarach, dysponuje tak potężną siłą? Przez kilka sekund nie poczuł nic oprócz przygasającego bólu pleców... Otworzył więc ślepia, żeby zidentyfikować zagrożenie... I zrobił to w bardzo złym momencie, gdyż właśnie wtedy dopadła do niego Piaskowa, szybka i wściekłą jak szalejący upiór, przygniotła go, wyciskając powietrze z jego płuc. Ironia, poczuł jednocześnie ulgę, że jednak nie zginie (być może przedwczesną), bo przecież inny smok tak po prostu nie wygryzie mu tchawicy, a w tym samym momencie odczuł boleśnie, że nie ma jak oddychać. Odkaszlnął spazmatycznie zaskoczony, próbując słowami wyrazić swoje zdziwienie na widok innego smoka. I w dodatku znajomego, co szybko sobie uświadomił! Jednak słowa zamieniły się w rzeczony kaszel. No spróbuj coś powiedzieć, gdy ktoś robi Ci improwizowany masaż serca. Nie polecam.
– Khyyyy! To tkhy?! – jego ślepia rozszerzył się do rozmiaru spodków. – Piask...hhhy...owa?