OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Powietrze... Dopiero teraz Smok zrozumiał, jak jest cenne – gdy cudownym wietrzykiem pogładziło jego pysk, a po paru szybszych oddechach rozjaśniło myśli. Wspaniałe, słodkie, chłodne i ożywcze, wywiewało zamroczenie i dodawało sił... Choć z jasnością umysłu powróciła też świadomość trawiącego łapę bólu.W końcu zdobył się na to, by usiąść i ostrożnie, z lękiem, spojrzeć na okaleczoną kończynę.
Jęknął cicho, dostrzegając zniszczenia, jakie w jego ciele poczyniło... coś. Bo wciąż nawet nie wiedział, co go zaatakowało i dlaczego. Jednak część jego łusek, wraz ze skórą i wszystkim, po prostu zniknęła! Coś, niby rozżarzony pręt, po prostu wypaliło część jego ciała, pozostawiając tylko cienką warstewkę chroniącego kości mięsa. Na dodatek, zapewne na skutek ruchu, z wypalonego paska powoli sączyła się krew...
Odwrócił łeb, zaciskając oczy. Pazury wbiły się w trawę, gdy żołądek podjechał do gardła, a na języku rozpanoszył się obrzydliwy smak żółci. Nie zwrócił śniadania chyba tylko dlatego, że go nie jadł. Skończyło się na kilku bolesnych skurczach pustego żołądka...
Wiedział, co teraz się stanie. Rana była zbyt wysoko, by dało się odciąć ranną kończynę... Umrze. Tak daleko od domu, od wszystkiego, co znał... Będzie się męczył, znosił ból, rana zacznie śmierdzieć i ropieć, a w końcu zakażenie go zabije...
Westchnął cicho, boleśnie. I uniósł łeb, zdeterminowany, by nim stąd odejdzie, znaleźć jakieś spokojne miejsce na oddanie się skutkom tych zdarzeń, poznać odpowiedź.
Szybkie rozejrzenie się ukazało mu dwie sprawy – po pierwsze, pojawiły się kolejne stworki, a w tej chwili biły się między sobą. Po drugie... Istota, która zniknęła na początku, wróciła.
Czarne źrenice zwęziły się, choć w kącikach ślepi czaiła się zdradziecka wilgoć. Ciężko było unieść zad... Jednak jeszcze ciężej byłoby pozostać. Dlatego Smok ruszył w kierunku znikającej istoty, trwającej teraz w jakiejś dziwnej, niezrozumiałej pozycji. Stanął może ze trzy metry od niej, nie znając podziału na łuski i ogony, po czym spróbował przybrać najgroźniejszą minę, jaką potrafił.
– Dlaczego...? – mimo groźnego wyglądu i wyszczerzonych kłów, jego głos przypominał skowyt wystraszonego pisklęcia, a drżenie w nim zdradzało, że wielka bestia jest na skraju załamania nerwowego i niewiele brakuje jej do wybuchnięcia płaczem.
Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego mnie zabijasz?
To musiała być ona. Ona była odpowiedzialna za wszystko, co się tutaj wydarzyło – więc i za jego ranę.






















