Strona 6 z 14
: 02 mar 2020, 20:44
autor: Niespokojna Toń
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przyjrzała się z zastanowieniem Plagijce. Nie przepadała za nią, choć nawet wrogowi nie życzyłaby takiego losu. Jeśli ta mówiła prawdę, Plaga była w przeszłości w na prawdę parszywej sytuacji. –
Nie brzmi to na szczerą pomoc. – Skomentowała, nie wdając się w szczegóły. Kto wie, może dlatego byli teraz tacy irytujący i nie do zniesienia? Może wydarzenia te odcisnęły na nich piętno..? Na dalsze słowa Mahvran uniosła brew. –
Może kiedyś się dowiemy...? – Namiastka współczucia zniknęła z jasnych oczu smoczycy, zastąpiona chłodem. Jeśli ta zamierzała jej grozić między wierszami, wcale nie była lepsza od tych, którzy odebrali jej dom. Toń jednak z czasem trwania rozmowy miała coraz mniejszą ochotę na przepychanki słowne. Widziała, że to donikąd nie prowadzi, gdyż jej rozmówczyni była mocno zafiksowana na własnym spojrzeniu na rzeczywistość.
Zaraz jednak Cienista zaskoczyła ją, zmieniając nieco charakter rozmowy. Nanshe nie była do końca pewna, czy doszukiwać się w słowach Infamii szyderstw, czy raczej uwierzyć w jej szczerość. Zachowywała ostrożnie neutralny wyraz pyska, choć rysy nieco złagodniały, przez co nie sprawiała już wrażenia, jakby miała ochotę porazić Plaguski piorunem, tak dla otrzeźwienia.
–
Dbała o stado w charakterystyczny dla siebie sposób, to trzeba było jej przyznać. Nie zagłodziłaby pisklęcia, gdyż mogłaby potencjalnie pozbawić Stada przyszłych korzyści z niego płynących. – Wyznała, zerkając mimowolnie w stronę Iskry, która teraz badawczo przyglądała się kompanom rozmówczyni.
–
Może teraz ty podzielisz się jakimiś ciekawostkami z życia w Pladze? Was również trudne przeżycia zahartowały. Z tego co słyszałam, byliście na skraju wyginięcia, a jednak kosztem tych trzydziestu pięciu kamieni odrodziliście się. – Stwierdziła, wlepiając wzrok w pysk Mahvran. Teraz jej kolej.
: 01 lip 2020, 19:52
autor: Spuścizna Krwi
Rakta przyleciała do krateru, wysyłając do Akaera krótki impuls z prośbą o przybycie. Tęskniła za nim... Na dodatek miała mu coś do powiedzenia. Wylądowała ciężko nieopodal kraju krateru, spoglądając do jego wnętrza, jakby spodziewając się dostać jakąś odpowiedź.
Dudniące pulsowanie pustki z tyłu jej czaszki było irytujące. Przypominało to uczucie, gdy widząc płomień wyciąga się ku niemu łapę wiedząc, że zostanie poparzona, ale nie mogąc się przed tym powstrzymać. Tak było od czasu, gdy Eurith umarła.
Przygryzła język, zaciskając mocniej kły. Eurith... jej przyjaciółka, siostra, jedna z najbliższych jej istot. Tak naprawdę ze wszystkich tych, których wpuściła do swojego serca – nie licząc dzieci, bo dla nich w jej miejscu istniało inne miejsce – pozostał jej tylko jeden smok. Mahvran postanowiła się od niej odsunąć, podobnie jak Kheldar. Fern i Euith nie żyli. Pozostał tylko Akaer. Akaer i Viliar...
Tak, Viliar. Nie mogła go nazwać smokiem, ale miała namacalny dowód na jego cielesność. Ciepłe wspomnienie wśród ciemności, jaka opanowała jej serce po stracie Eurusi. Światło, które w każdej chwili mogło zgasnąć, jeśli straci Akaera.
Nie zamierzała go okłamywać ani ukrywać przed nim tego, cóż robiła. Nie żałowała również niczego, do czego doszło z Viliarem. To nie było coś, czego mogłaby żałować. Bała się, że Akaer nie zrozumie i ja odtrąci, jednocześnie wierząc, ze tego nie zrobi.
On nigdy jej nie zawiódł, prawda? Problem w tym, że straciła już zbyt wielu, których kochała, a dudnienie za uszami nie pozwalało skupić się na tym, co najważniejsze.
: 06 lip 2020, 10:56
autor: Poszept Nocy
Wezwanie było krótkie i nie zdradzało niczego, ale w myślach Piastuna Ognia nie zabrzmiał nawet cień wątpliwości. Bo dlaczego miałby? Spotykali się gdy mieli czas i czerpali przyjemność z każdego uderzenia serca razem. Ich dzieci rosły, tak w sile czy duchu jak i w ciele. I choć każde stado miało swoje problemy polityczne – tych nigdy przecież nie brakowało Wolnym Stadom – tak wewnętrznie Akaer był szczęśliwy.
Postawny samiec wylądował przy kraterze, nieopodal jasnej sylwetki partnerki. Lot przyjemnie ochłodził jego ciało, ale pogoda nie sprzyjała grubym kłębom czarnego futra. Nie strąciło to jednak czułego uśmiechu z jego pyska z którym podszedł do Rakty i powitał ją czułym trąceniem policzkiem o policzek.
– Przynoszę dobre wieści, jeśli nie usłyszałaś ich już od przelatujących ptaków. Aqen został Wojownikiem i przyjął miano Piasków Nerani, a Vulkin szkoli się na Wojownika jako Wściekły Kolec.
: 06 lip 2020, 17:03
autor: Spuścizna Krwi
Przywitała partnera cichym, czułym pomrukiem, ocierając się pyskiem o jego policzek. Cóż, nie była kimś, kto czułby wyrzuty sumienia czy żałował tego, co zrobił, skoro nie było czego żałować. Kochała Akaera i jedyne jej wątpliwości wiązały się z tym, jak to przyjmie. Sadząc po zachowaniu, niczego się nie spodziewał... Ale kto by się spodziewał, że jego partnerka odpowiedziała na pragnienie boga tym samym pragnieniem? No właśnie...
– Mam nadzieję, że Aqen nie udaje już trupa przed wrogami? – Przekrzywiał lekko głowę, wspominając swoje próby wyprostowania charakteru syna, zniszczonego przez Sztorm Stulecia. W końcu to ona go wychowywała, "nie-ma-za-co". Bleh. Z zadowoleniem przyjęła wieść o tym, że Vulkin również obrał drogę Wojownika. Spróbowałby inaczej!
– Griiraseoth został Obgryzionym Kolcem i niedługo będzie miał Ceremonię na Wojownika. Corra... Wciąż dużo śpi. Rzadko się budzi, ale i tak radzi sobie całkiem nieźle – przedstawiła Puszkowi postępy dzieci, które rzadko widywał – lub których nie miał okazji spotkać, bo Corra... Cóż, jak mówiła, dużo spała. Potem jednak spochmurniała lekko.
– Eurith nie żyje – powiedziała cicho,zawierając w tych kilku krótkich słowach cały swój ból po stracie siostry. Jednak na tym nie skończyła wieści dla partnera.
– A ja byłam z Viliarem... Nie zmusił mnie – dodała, zupełnie jakby był to kolejny fragment zwykłej rozmowy.
"O, hej kochanie, właśnie przepalam się z bogiem wojny. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Przecież wiesz, ze cie kocham, prawda?"
Nie, to nie brzmiało dobrze nawet w jej głowie, nawet jeśli właśnie do tego się sprowadzało. I wciąż nie żałowała. Cóż za potworną istota była!
: 06 lip 2020, 17:48
autor: Poszept Nocy
Zaśmiał się krótko na myśl o Aqenie udającym trupa. Nie było w jego głosie złośliwości, a jedynie ojcowska czułość.
– Radzi sobie bardzo dobrze, coraz lepiej. – Pominął wypadek Aqena na jego ceremonii Adepckiej. To było już wiele księżyców temu. – Potrzebował po prostu więcej czasu.
Każdy rozwijał się w swoim tempie, potrzebował innych bodźców i wskazówek. Kim był Piastun by mu tego zabraniać?
Łagodny, dumny uśmiech zagościł na jego pysku gdy Rakta odpowiedziała opowieściami o ich dzieciach w Stadzie Plagi. Obgryziony Kolec? Może wziął sobie do serca to, że Vulkin próbował go podgryzać na spotkaniu. Z pewnością będzie znakomitym Wojownikiem. A Corra... Może też po prostu potrzebowała czasu.
Na wieść o Eurith czule trącił nosem czoło Rakty, wiedząc że straciła kogoś bardzo ważnego. Nie znał jej ale jeśli Spuścizna Krwi ją kochała to samiec wierzył że z pewnością by ją polubił, ale nie chciał słowami mącić jego szczerego żalu. Smoczyca go znała i wiedziała, że zawsze był dla niej gdyby tylko go potrzebowała, a jej ból był jego bólem.
Byłam z Viliarem.
To, że nie spodziewał się kolejnego wyzwania było oczywiste. Stał tuż przed nią, a srebrne ślepia patrzyły na nią z dziwnym wyrazem pozbawionym zrozumienia. Jego pełna ufności względem Rakty dusza nie pozwoliła mu zrozumieć, nie od razu. Mógł być uczonym smokiem, lubującym się w wiedzy, ale najzwyczajniej na świecie jego umysł starał się wyprzeć tą myśl.
Nie byłby jednak sobą gdyby udało mu się to na długo.
Nie zmusił mnie – i nie żałuję które nie zabrzmiało już głośno były dosyć oczywiste.
– Byłaś z Viliarem, bogiem wojny. – Powtórzył powoli. Z jego oczu zniknęło zagubienie, ale ich wyraz pozostawał dziwny. Rozdarty. Słyszał jej słowa, rozumiał je, ale potrzebował potwierdzenia. Potrzebował gruntu pod łapami.
: 06 lip 2020, 18:22
autor: Spuścizna Krwi
Piastun Piastunem ale ojciec pozostawał ojcem, nawet jeśli pozwolił ukraść sobie dzieci. No, nie do końca ukraść, ale dla Rakty była to po prostu kradzież. Czy ktoś zrozumie uczucie matki, która dowiaduje się, ze oddała dziecko na wychowanie ojcu, a tymczasem ono znalazło sobie druga mamusię? Oczywiście jej serce nie mogłoby mieć tego za złe Akaerowi – no, może troszeczkę – przenosząc wszystkie negatywne uczucia na tą, która ukradła pisklę o wmówiła mu, że są rodziną.
Teraz jednak odsunęła się lekko, spoglądając w oczy Akara i próbując odczytać jego reakcję. No dobra, musiała przyznać, że jednak trochę się jej obawiała. oczywiście niczego się nie bała. Zmutowanych demonów, śmierci, pająków... No, błyskawic, ale miała powód! Teraz jednak przekonała się, ze jednak czegoś się bała.
Bała się straty kolejnej części swojego serca. Bała się straty swojego słońca przez to, co zrobiła. Tak, wciąż nie żałowała, bo Viliara również kochała. W nieco inny sposób, ale to bez wątpienia była miłość. Nie zmniejszało to jednak ani trochę uczucia do Akaera. Czy nie mogła kochać ich obu? Może i dla jednego z nich byłą tylko zabaweczką, ale... Cóż, nie dbała o to. Zawsze chciała więcej, zawsze chciała mocniej...
Jak zawsze nie radziła sobie ze zbyt skomplikowanymi zagadnieniami i uczuciami, a takimi z pewnością była teraz ta sytuacja. Powinna poradzić sobie z nią jak zwykle, udając silniejsza, niż była w rzeczywistości. Udając, że zdanie Akaera wcale się nie liczy, bo przecież była sobą. Samolubną, zaborcza istotą.
– Tak, w Świątyni – odpowiedziała spoglądając na niego i nie dając po sobie poznać, jak bardzo zależy mu na jego zrozumieniu.
Nie wybaczeniu, chociaż z perspektywy innych to, co zrobiła mogło być złe. Z jej perspektywy nie było.
Może powinna go wtedy zaprosić? Miała podać szczegóły? Powiedzieć o... Nie, chyba nie.
: 06 lip 2020, 18:39
autor: Poszept Nocy
Na kilka uderzeń serca zamknął ślepia. Stała przed nim, tak pewna siebie, pozbawiona żalu i wahania. Z pozorów. Czyż Akaer nie znał swojej partnerki? Czy nie wiedział jak broniła się przed bólem twardą skórą która skrywała pełne uczuć serce?
Chciał znać, chciał wiedzieć. Oddychał spokojnie i głęboko, ale przez jego pysk przemknął spazm bólu.
Powoli otworzył ślepia i pysk, ale niemalże natychmiast zamknął go. Przełknął ślinę, zbierając w sobie słowa i siłę.
Zawahał się ponownie. Pierwszy raz w życiu zabrakło mu jego spokoju, siły. Nawet gdy stanął przed kamiennym posągiem martwej matki wiedział co zrobić, wiedział jak się miał czuć.
Teraz nie. Rozdarty w środku pomiędzy tym jak chciał się czuć a jak powinien się czuć.
Ale jak powinien czuć się smok którego partnerka zaznała boskiej miłości? Którą dotknął Nieśmiertelny, a Akaer całe swe życie wielbił ziemię po której stąpali?
Nabrał powietrza w płuca i zamknął ślepia, robiąc krok do przodu. Jeśli się nie odsunęła oparł swoje czoło o jej, układając łeb w dół tak by stykali się aż do nosów. Wypuścił powoli powietrze, a Rakta mogła poczuć delikatny dreszcz, jakby zbierał w sobie siłę. Pojedyncza łza zniknęła w czarnym futrze tak szybko, że równie dobrze mogła być jedynie odbitym promieniem słońca.
– Kim jestem by konkurować z Twym Nieśmiertelnym patronem? – Zapytał ochryple, rozciągając pysk w uśmiech. Delikatny, pełny goryczy i czułości.
Uniósł łapę by delikatnie przejechać czubkiem palca od jej żuchwy, przez szyję aż po obojczyk.
– Moje serce zawsze będzie należało do Ciebie i Twoich dzieci. – Twoich. Nie jego. Nie tylko jego.
: 06 lip 2020, 20:20
autor: Spuścizna Krwi
Gdyby tak bardzo jej na nim nie zależało, teraz pewnie gratulowałaby sobie tego, że w końcu zrobiła coś, co wyprowadziło go z równowagi. Co za osiągnięcie! Takie myśli nie przeleciały jej jednak przez głowę, gdy serce boleśnie ścisnęło się w jej piersi na widok bólu rysującego się na pysku Akaera.
Zraniła go.
Ona sama w takiej sytuacji czułaby gniew. Zabiłaby tą, która położyłaby łapska na jej partnerze. Wyrwała by jej serce z piersi i wcisnęła do gardła, a potem wyrwała je z gardła i wcisnęła w miejsce, którego użyłaby do kradzieży jej partnera. Poszept zostałby oszczędzony, bo tak pokręcona była miłość Rakty. W końcu on nigdy by nie zawinił.
A teraz go zraniła. Nie reagował tak, jak ona by zareagowała. Zrozumiał, chociaż to go bolało. Nigdy nie chciała go zranić. Nie odsunęła się pozwalając ich głowom się zetknąć. Płuca przez moment zapomniały, jak się oddycha i dopiero po dłuższej chwili świszczący oddech opuścił jej nozdrza. Przesunęła łapę na jego policzek, głaszcząc go delikatnie.
– Jesteś Akaerem, moim słońcem. Nie musisz z nikim konkurować – powiedziała cicho, zupełnie szczerze. Nigdy nie postawiłaby Vliara ponad Akaerem, ale tez nigdy nie postawiłaby Akaera nad Viliarem. Była podła i chciwa, pragnąc ich obu.
Ale to był Viliar, prawda? Żaden samiec nie mógłby konkurować z Akaerem, żaden, nawet najpotężniejszy smok nigdy nie zwrócił jej uwagi. Wyjątkiem był Viliar, który w końcu nie był smokiem. Był wojną i pożogą. Był krwią i śmiercią. Był wszystkim co, kochała. Viliar był tym, który rozpalał jej duszę, a Akaer tym, którego potrzebowała do jej ugaszenia. Obaj wypełniali pustkę w jej duszy.
Głupia, stara jaszczurka. Wiedziała, że nie może mieć wszystkiego, czego pragnęła, ale nie zmieniało to faktu, że i tak tego pragnęła. Nie zważając na konsekwencje mogłaby podpalić świat, jak zawsze.
– Viliar nie zmieni tego, co do ciebie czuję. Nie sprawi, że będę kochała cię mniej. To Viliar, Akaerze – znów pogładziła go po policzku.
To jedno powinno wyjaśnić wszystko. Viliar był bogiem, oni śmiertelnikami. Zestarzeją się i zgasną, jak wszyscy inni. Wolniej czy szybciej, są tylko płomieniami na wietrze. Viliar będzie trwał, dopóki żyją smoki gotowe oddawać mu część, a te powoli wymierały. Trwał sam i jeśli mogła oświetlić jego samotność, chociaż przez chwilę...
"Twoich dzieci".
Zupełnie jakby wiedział.
: 01 sie 2020, 1:13
autor: Owoc Opuncji
Ciężko było jej odtworzyć to wszystko co pokazali jej Wyspiarze w przeciągu czterech księżyców. Obiecała, że będzie dbała o te skromne obrzędy ale nie było łatwo. Rozejrzała się po kraterze i nabrała powietrze w płuca. Zimne powietrze roztańczyło się w jej gardle aż nie nabrało odpowiedniej temperatury. Otwarła pysk ukazując dziwaczne, granatowe podniebienie i jęzor. Wyrzuciła z siebie lodowaty podmuch który oczyścił częściowo ziemię. Położyła na tak przygotowanym stanowisku glinianą miskę. Co teraz? Zerknęła na kokos oparty o skałę. Musiała się go w końcu pozbyć... Zacisnęła zęby. Nie sądziła, że to będzie aż tak trudne. W sumie, ostrzegali ja przed tym. Powinna się wstydzić swojej słabości.
Wbiła szpon w ziemię i zaczęła kreślić wokół miski znaki. Zbliżone do smoczych run ale jednak nieco inne.
Nie miał racji... głupi Godny. Nie miał racji i już. Skupiona na runach niestety nie rozglądała się zbyt uważnie po okolicy.
: 02 sie 2020, 11:47
autor: Infamia Nieumarłych
Pierwszy i ostatni raz była przy kraterze jako stosunkowo młoda samica, może przed trzydziestką. Pamiętała urywki swojej rozmowy z czarodziejką Wody. Po tamtym spotkaniu nie odwiedziła tego miejsca ponownie, nie widząc w nim nic wybitnie interesującego. A jednak zawitała tutaj po raz kolejny, przechadzając się nieopodal granicy krateru, zerkając na jego dno kilka ogonów głębiej, jakby liczyła, że dostrzeże tam błysk czegoś cennego.
Wtem jednak, z drugiej strony, dostrzegła błysk czegoś kolorowego, co było jednak zdecydowanie zbyt duże, by uchodzić za kamień szlachetny. Przekrzywiła głowę, dostrzegając nieopodal tęczową samicę, wokół której unosił się zapach charakterystyczny dla stada Wody. To by wystarczyło, by ją zignorować, ale wtem aktywowała się typowo pisklęca, wciąż istniejąca w Infamii ciekawość – zauważyła bowiem, że Obca kreśli coś w podłożu wokół... Jakiegoś naczynia? Z tej odległości nie widziała zbyt dobrze, więc podeszła bliżej, w ciszy, z podskakującą za nią hieną podgryzającą co jakiś czas końcówkę jej ogona.
– ... To jakaś północna odmiana melona? – Zapytała bez jakiegokolwiek powitania, zerkając podejrzliwie na kokos. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. Owłosione, wyglądające na duży owoc. Dziwne.
: 12 lis 2020, 22:49
autor: Zapierający Dech
Kolejna wizyta na wspólnych, tym razem w poszukiwaniu miejsc wymienionych przez Ziemistą. Poruszał się drogą powietrzną, a nie lądową – jak miał to w zwyczaju – ponieważ odległości były zbyt znaczące, żeby mógł si tutaj przejść. I z wysoka mógł wypatrzeć konkretne miejsca. A właśnie takich szukał.
Wtem, wypatrzył inną ciekawą rzecz. Dziurę. Krater po czymś. Na środku Terenów Wspólnych. Zaintrygowany wylądował.
Po złożeniu skrzydeł, rozejrzał się po miejscu. Widział wyraźne ślady użytkowania. Dawno temu. Wziął głęboki wdech. Nie czuł żadnej konkretnej woni. Hm. Najwyraźniej nie dowie się niczego konkretnego. Może jedynie pochodzić po kraterze, szukając ciekawych pozostałości.
: 13 lis 2020, 10:28
autor: Echo Zbłąkanych
Młody... w sumie nie już aż tak młody wybrał się jak zwykle na szlajanie z daleka o innych smoków. Miał taki sobie humor po nieudanej próbie zdobycia towarzysza, no cóż... bywa i tak. Miał na szczęście swoją żabę, Kumkę. Młody nieco przesadził z dokarmianiem plaża, za każdym razem jak ten zaczynał hałasować, ulała się prze potwornie. Wyglądała jak żabia wersja Pyzatego Kolca, młody jednak nadal nosił ja chętnie na głowie, w końcu to jego pupilka. Tym razem nasz bohater zawędrował w okolica jakiegoś krateru, czy czegoś w ten deseń.. nie był pewien. Nie spodziewał się tu spotkać żywej duszy, a jednak! Kumka, mimo totalnego przeżarcia zakumkała ostrzegawczo, gdy zbliżył się do wyrwy w ziemii. Był tam jakiś smok, Echo przyjrzał mu się, chwile potrwało aż obwody w jego głowie zaczęły stykać, i wykminił że to jego młodszy brat. Widział go tylko przelotnie, i na razie nie okazał mu należytego zainteresowania. Czas to zmienić, zapoznać się.
–Siema młody. Co tu Cię sprowadza? Nie mieliśmy się jeszcze okazji poznać, powinienem był podejść w czasie ceremonii, wybacz mi. – odezwał się w stronę Upojnego. Grunt to jakoś wyjść z tego z twarzą – pomyślał. Kumka zaczęła recholic w niebogłosy, a on nie mia żadnego motyla dla ulanego płaza..
: 13 lis 2020, 11:47
autor: Ślepa Sprawiedliwość
//głos Pana Marcela słyszy tylko Mirri; to nie jest żaden rodzaj magii, tylko bujna wyobraźnia
Mirri spacerowała sobie wesoło po okolicy, wymknąwszy się wcześniej z groty, z pod łap śpiącego Agatowego Kolca. Przyśpieszyła kroku, widząc młodego smoka przelatującego nad jej głową i lądującego daleko w jakimś zagłębieniu. ~To jest ten smok co siedział przy Tacie Pyzatym~ odparł Pan Marcel, trzymany bezpiecznie w pysku pisklęcia. Hmm... może chciałby się z nią pobawić? Podpełzła do krawędzi krateru i obserwowała przyczajona, jak yyy... Echo Zbłąkanych przywitał się z młodym. Właśnie jak on miał na imię..? Ceremonia na której przyznano mu imię była już dawno, a ona nie słuchała za bardzo, bo była jeszcze bardzo mała. Wolała do niech nie podchodzić żeby się nie upoko... Upojny Kolec – imię błysnęło w jej pamięci, a ona uderzyła ogonem o ziemię z radości, że jednak coś tam słuchała. ~Brawo Mirri, teraz na pewno wiedzą, że tu jesteśmy~ odparł z irytacją Pan Marcel. Teraz nie pozostałe jej nic jak się przedstawić. Poczekała aż skończą się witać, po czym podeszła do młodych smoków z nieśmiałym – Cześć.
: 13 lis 2020, 12:03
autor: Echo Zbłąkanych
Młody dopiero co zaczął mówić do swojego brata, gdy pokazał się kolejny smok. Młody też zauważył go na cerce ostaniej, to chyba efekt upojnej relacji Basiora z Agatem. Samiczka wyglądała na całkiem sympatyczną, ciekawe czy Basior zdążył już w znacznym stopniu wpłynąć na jej psychikę? Raczej średnio zajmował się swoim potomstwem, a narobił go sobie dość dużo, na to wygląda.
–Cześć maluchu. Jesteś dzieckiem Basiora? Cóż za spotkanie! A kto to taki? Jaka ładna Marcheweczka, to Twój przyjaciel? Ja tez mam towarzysza, to jest Kumka... – zaczął witać się z młoda przybyszką, na koniec przedstawiając Kumkę, gdy ulany płaz nagle się obudził. Uznał Pana Marcela za pożywienie, i w okamgnieniu wypaliła językiem w stronę nieszczęsnej marchewki, łapiąc ną i przyciągając do siebie. Pan Marcel jednak nie poddał się bez walki, był za duży, żeby łakomy płaz mógł go zjeść, więc marchewka dzieliła Kumkę w łeb, i potoczyła się obok. Płaz spadł z głowy Świetlika, i z oburzeniem zarecholił, próbując się wspiąć na glowe właściciela
–haha pokarało za obżarstwo. – skwitował Świetlik. Cóż, on był powodem obżarstwa plaża, faszerują ja motylami co chwila..
: 13 lis 2020, 12:41
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Pisklę położyło marchewkę przed sobą, zwalniając sobie pyszczek, żeby móc odpowiedzieć na powitanie wujka.
– Dobrze myślisz Wujku, nazywam się Mirri, a Basior to mój tata. O, a ta marchewka to jest mój kompan, Pan Mar... nuuu! – zakończyła krzykiem wypowiedź, gdy spuchnięta żaba na głowie Echa złapała jęzorem Pana Marcela. ~Oj jak ci tu zaraz...~ zagroził marchewkowy towarzysz, po czym zdzielił żabę w łeb tak mocno, że aż spadła na ziemię. Lekko wstrząśnięta tym, co się właśnie stało, młoda smoczyca zagarnęła szybko kompana pod swoje łapki, żeby nie stała mu się krzywda.
– Jaka słodziutka żabcia, już ją lubię – odparła z szerokim uśmiechem, przymykając oczka, po czym otrzepała marchewkę z kurzu i położyła tak, żeby widać było wyrytą na niej buzię i oczy.
– To jest Pan Marcel Marchewka i dostałam go w prezencie od Taty Pyzatego, jak go wybudziłam magicznymi słowami – dokończyła wcześniejszą wypowiedź, przerwaną przez nagły atak Kumki. Następnie zwróciła się w stronę Kijanu, uśmiechając się i przechylając na bok główkę.
– Ty też jesteś bratem Taty Pyzatego, co nie? Czyli powinnam też mówić do ciebie Wujku... ale jakoś tak dziwnie to robić... – powiedziała przyglądając się Upojnemu. Był w sumie niewiele starszy od niej i kusiło ją, żeby zwracać się do niego jak do brata.
: 15 lis 2020, 14:00
autor: Zapierający Dech
A jednak kogoś tu spotkał. I to więcej, niż jednego smoka, bo aż dwa – brata Świetlika i tą małą z Ceremonii. Zacznijmy jednak od początku, tak dla porządku chronologii.
Jak zostało wspomniane, na samym początku objawił mu się starszy brat, który również z jakiegoś powodu trafił w tę okolicę. Potem zaś zagadał, całkiem zwyczajnie, przepraszając. Kijanu jednak nie miał mu niczego za złe. Jedynie pokręcił łbem.
– Nic takiego się nie stało. Miałeś pewnie swoje powody. Mamy jeszcze mnóstwo czasu żeby się lepiej poznać. Na przykład tera- – Przerwał, nadstawiając uszy. Ktoś się zbliżał.
Świetlik również to zaważył. Zresztą sama wyszła z ukrycia. Przywitała się, a potem starszy brat (dobrze że póki co są pojedynczo; ciężko byłoby o określenia przy większej ilości) przejął inicjatywę.
Kumka również, chcąc capnąć marchew. Szybka akcja zakończona fiaskiem. Potem wymienili się słówkami, aż znowu wrócono do niego.
Zamyślił się. Faktycznie byłoby trochę dziwnie. Sam widział stosowanie podobnych określeń przy większej różnicy wiekowej. A bycie na "Ty" nikomu nie zaszkodzi. Tym bardziej, że chciałby takie relacje utrzymać z całą Ziemią.
– Możesz mi mówić Kijanuriws. Wolę bardziej to imię od adepckiego. Przyzwyczaiłem się – powiedział. Co prawda miał szlachetne powody wybrania takiego a nie innego, jednak zakłada, że zna oba – jak zresztą wszyscy wtedy obecni.
– Czemu nie obroniłeś Pana Marcela przed Kumką magią? Nie zdążyłbyś? Wiedziałeś, że nic z tego nie wyjdzie? Sam jeszcze nie potrafię czarować, a nie zdążyłbym podbiec, więc byłem bezsilny... – powiedział, chcąc jednocześnie zdobyć szerszą wiedzę na temat magii, o której obecnie nie wiedział zbyt wiele.
: 15 lis 2020, 20:25
autor: Echo Zbłąkanych
Młody popatrzył chwilę na młodszego brata. Kijanur.. kijanuri... Kijanka.. dobra, mogę się tak do niego zwracać niby. – pomyślał nasz bohater.
–Dobrze Kijanu.. Kijanurisie. – wydukał młody, mając duże problemy z wymówieniem tego imienia.
Po akcji z marchewką, Kumce obrażonej na cztery fajery udało się wrócić na głowę właściciela. Nie kumkała, siedziała cicho, nie odzywając się w ogóle.
–Bardzo ładna marchewka, Pan Marcel. Bardzo dobrze sobie poradził z Kumką, a ta będzie miała nauczkę na przyszłość, więcej nie będzie z nim zadzierać – zaśmiał się młody. Być znokautowanym przez marchewkę, tego nie widzi się na co dzień.
–Nie użyłem magii, gdyż nie było takiej potrzeby. Pan Marcel poradził sobie bardzo sprawnie z łakomą Kumką, jej też się nic nie stało, a tak jak mówiłem wcześniej, dzięki tej lekcji nie będzie z nim więcej zadzierać – wytłumaczył bratu.
–Skoro już tu się razem spotkaliśmy, co powiecie mały kursik z podstaw magii? – zwrócił się do obu smoków. Wszystkie smoki muszą znać podstawy, czy to woj, czy łowca, coś tam pamięta z gadaniny Kwiatka, powinno się udać.
: 15 lis 2020, 23:23
autor: Ślepa Sprawiedliwość
– Kijanuriws. Jakie ładne imię – odpowiedziała na wytłumaczenie kijanki. Cieszyła się trochę, że nie musiała mówić do niego per "wujku", bo, według niej, było to trochę niezręczne. Pisklę odwróciło się w stronę starszego z wujków i zamrugało oczami. Czyli Imbirka dobrze mówiła, że Echo może nauczyć Mirri czym jest maddara i jak z jej korzystać, ale nie spodziewała się, że czarodziej sam zaproponuje im naukę. Zatuptała łapkami z radości, zważając na Pana Marcela, żeby go przypadkiem nie zgnieść.
– Tak! Tak! Ja bym bardzo chciała! Cynamonowe Zauroczenie mówiła, że jesteś znakomitym czarodziejem i władasz maddarą jak nikt inny! – wykrzykiwała na propozycję Błędnego, machając ogonkiem ze szczęścia.
: 16 lis 2020, 13:24
autor: Zapierający Dech
Trochę dziwne było to, że pisklę bezproblemowo wymówiło jego imię, kiedy to dorosły samiec miał z tym problemy. Do tego Mirri była w stanie dodać, że jest ładne. Fakt, dla niego też było ładne. Kojarzyło mu się z kimś znanym i lubianym, kimś kto ma poważanie, renomę i posłuch. Oraz urok. Ciekawe czy z tego powodu został tak nazwany...
– Nie musi być pełne. Kijanu, Kijanka lub – jak matka – Riws też pasują – powiedział, widząc jego próby. – Dziękuję. Twoje też ładne. – powiedział do samiczki.
Czyli, jeśli dobrze obaj zrozumieli (smok i narrator), to nie użył magii, bo wiedział o przebiegu i nie uważał tego za potrzebne? Logiczne, tym bardziej że to w końcu jego żaba.
Na pytanie o magii, uniósł uszy zaciekawiony. Magia zdecydowanie mu się przyda – sama Mistrzyni o niej wspomniała podczas nauk. Mirri też była chętna. Do tego ma rekompensatę od kogoś innego.
– Chętnie się nauczę czarować – odparł krótko.
: 16 lis 2020, 18:53
autor: Echo Zbłąkanych
Niech to szlag, gdzie nów polazł ten gamoń – pomyślała Mara. Ucięła sobie chwile drzemki, a go już nie było… Nienawidziła jak ją zostawiał w tyle. Rozpoczęła więc poszukiwania, nie było to specjalnie trudne, gdyż młody miał tendencje do robienia wokół siebie rozgardiaszu. Wytropiła jego zapach w okamgnieniu, ślady też było łatwo znaleźć. Trop doprowadził ją do jakiejś dziury w ziemi.. Znalazła go, ufff, kamień z serca. Zobaczyła, że jej kompan nie jest sam, tylko w towarzystwie jakiś dwóch podrostków podobnych do niego. Miał też coś bardzo obrzydliwego na głowie..
Gdzieś Ty się szlajał? Szukam Cię po całej okolicy, nic tylko znikasz! Czekaj… co Ty masz na głowie? Czemu nosisz to grube…żarcie tam? Co to za kociaki – uslyszał nagle w głowie nasz bohater. Pojawiła się u jego boku bezszelestnie, oczywiście prezentując wszystkim dookoła swoje piękne, jasnobrązowe futro. Wbiła wzrok w uczniów naszego bohatera, i zauważyła że młoda samica dzierży w łapach… marchew.
–Rozumiem, że masz jakiś sentyment do tego.. obrzydliwego żarcia, które nosisz na głowie, ale ta tu nosi… roślinę. Wy naprawdę jesteście wszyscy pomyleni. – kolejne uszczypliwe słowa w jego pod jego adresem. Puma usiadła obok swojego kompana, patrząc złowrogo na pisklaki, pokazując im kły, żeby ich trochę postraszyć. Mara lubiła czuć się bardzo groźna, w rzeczywistości nigdy nie skrzywdziłaby tych podrostków.
–Wyśmienicie. Zacznijmy od teorii… – zaczął mówić młody, gdy zjawiła się Mara, i zaczęła na swój sposób komentować rzeczywistość. Młody zupełnie zignorował jej docinki, bardzo ucieszył się na jej widok.
–Kijanu, Mirri, to jest Mara. Mara bardzo się cieszy na Wasz widok! – oznajmił swoim uczniom Echo.
Łgarz.– rozbrzmiały w głowie słowa jej kompana.
–Maddara jest darem ofiarowanym smokom przez Boginie Naranlee, jest to energia, siła, dzięki której smoki mogą tkać czary. Nie wszystkie istoty dostąpiły zaszczytu korzystania z tej mocy, tylko niektórym było to dane, między innymi do nich zaliczają się smoki. Magia, z której korzysta smok znajduje się w jego ciele, jednak jest ona bardzo rozdrobniona, co utrudnia z niej korzystanie. Dlatego pierwszym etapem nauki magii jest znalezienie jądra- skondensowanego źródła maddary w swoim ciele. Pozwala to wydajniej tkać zaklęcia, traci się mniej czasu i wysiłku na przelewaniu energii w zaplanowany czar. Co do używania magii, nie tylko smoki mogą jej używać, niektóre magiczne stworzenia, np.: Licha, również to potrafią. Jednak smoki używają wyższego rodzaju magii, jaką jest magia tworzenia, polega to na tym, że bezpośrednio używana maddara przez smoka nie może być stosowana jako broń ofensywna, jednak jeżeli smok wyczaruje za pomocą magii kolec, który wbije się w ciało nieprzyjaciela, po ustaniu przelewania energii w czar kolec zniknie, ale rana wytworzona pod wpływem jego działania pozostanie. Jeszcze jedną ciekawą właściwość, którą nabyły smoki dzięki maddarze, jest magiczna bariera. Pokrywa ona całe ciało smoka, chroniąc go w ten sposób przed magiczną ingerencją, chyba że bariera ta została przerwana z zewnątrz. Magiczna bariera jest również wrażliwa na dotyk, pod którego wpływem zanika, właściwość tą wykorzystują uzdrowiciele, żeby leczyć swoich pacjentów. Gdyby nie ta właściwość „przenikania bariery”, to nie byłoby to możliwe.
Jeżeli chodzi o same czary, trwają one dopóki smok ma siłę je podtrzymać. Wszystko zależy od uformowanego „źródła”. Jest kilka teorii na temat zawartości energii w źródle, czy się ona powiększa, czy jest stała przez całe życie smoka, pewne jest, że się stale regeneruje. Co można wytworzyć za pomocą czaru? Praktycznie jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia i dostępna energia magiczna. Nie jest możliwe utrzymywać czar w nieskończoność, takie postępowanie może skończyć się nawet śmiercią, trzeba także mniej więcej umieć określić swoje możliwości.. To tyle na początek.. Macie jakieś pytania? – nagadał się Świetlik. Oby to nie było za dużo jak na pierwsz raz..
: 16 lis 2020, 21:03
autor: Ślepa Sprawiedliwość
~Co to jest!?~ krzyknął wystraszony Pan Marcel. Entuzjazm Mirri trochę przygasł, gdy zobaczyła zbliżającą się olbrzymią pumę. Gdy tylko drapieżnik wyszczerzył kły, schowała się za Kijanu, cała trzęsąc się za strachu. Mara. A więc to był pewnie kompan Echa. Oby tylko nie miała chrapki na pisklaki, tak jak Triceps. Podeszła niepewnie trochę bliżej, uważnie przyglądając się kotce. Miała takie miękkie futerko, uuu... aż kusiło, żeby ją pogłaskać, co pisklę pewnie by zrobiło, gdyby nie bała się, że urwie jej łapę.
– Marra jest bardzo śliczna. Czy będę ją mogła potem pogłaskać? – zapytała nieśmiale czarodzieja. Może tak, ale pewnie po nauce. Ta cała teoria przygniotła jej jeszcze rozwijający się umysł. To, że smoki potrafią tkać czary magii tworzenia, widziała wielokrotnie na własne oczy. Ale myślała, że to się jakoś bierze z zewnątrz, a nie ze środka ciała smoka. Musi tylko znaleźć jądro magii. O magicznej barierze i jej przenikaniu pierwszy raz słyszała. Czyli Tata Basior korzysta z maddary, żeby leczyć rannych. Po co mu więc były te wszystkie zioła? Jeśli chodziło o podtrzymywanie magii, to dobrze widziała jak Imbirka potrafiła utrzymywać zaklęcia do kilkudziesięciu minut. Zastanawiało ją, jak długo potrafiłby czarować wprawiony czarodziej.
– Ta bariera, to robi, że się nie da robić rzeczy w środku, tak? Yyy... o, o, i jak znaleźć to jądro? – zapytała się z ciekawości, spoglądając na Echo.