Strona 7 z 32

: 30 lip 2015, 17:31
autor: Wirtuoz Iluzji

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Kravsax, przemilczał słowa Nixluna. Gdy już był nad nim, rozkoszował się panicznym wzrokiem samczyka. Spuścił ładunek. Ten choć krył się skrzydłami, niewiele mu to dało. Wszystko poleciało. Powplątywały się w jego sierść i grzywę. Czekał, na to słowo. Wygrał. Zeskoczył z gracją na ziemię, wzbijając małą chmurkę ziemi. Uśmiechnął się. Nixlun starał się wygrzebać, resztę amunicji, ze swojego ciała. Przysiadł na ziemi i patrzył. Różowy smok nieprzerwanie, śmiał się przy tym. Śmiech udzielił się też, Kravsaxowi. Ich głosy rozbrzmiewały w lesie. Samczyk zagarniał powietrze, za swoimi plecami ogonem. Próbował, choć trochę opanować napad śmiechu. Ale jednak nie udało mu się to. Nix, przestał wybieranie, patyczków, szyszek i ślimaków spomiędzy kosmyków grzywy. Czarny samczyk wychwycił wzrokiem, jeszcze zabłąkaną szyszkę. Podszedł do niego wolno i wyciągnął łapę. Usunął obcy obiekt i odrzucił go. Odsunął się i osiadł przy drzewie. Rozglądał się.
Jego wzrok wędrował wśród, drzew próbował wychwycić horyzont. Spojrzał przelotnie w oczy Nixluna, ale trwało to tylko ułamek sekundy. Wreszcie wbił gdzieś swój wzrok. Stał się nieobecny. Trwał, nieruchomy, ogon i łapy zastygły. Oczy mu się zamgliły. Złagodniały. Otworzył nieznacznie pysk:
Cisza...
Zamilkł ma dłuższy czas. Miał nadzieję, że nie wystraszy tym różowego samca. Potem nagle się ocknął, spojrzał na Nixluna i uśmiechnął się. Zerknął na swoje zabrudzone ziemią szpony.
Co teraz...?

: 30 lip 2015, 18:13
autor: Chór Światła
– Dziękuję. – Odpowiedział gdy Krav pozbył się niewidocznego wcześniej intruza. Pewne w normalnych warunkach poczuł by się zakłopotany. Teraz jednak był w pewnym sensie upity radością, więc gest czarnego pisklaka wydawał mu się po prostu miły. Wtem ten zaczął zachowywać się dziwnie. Nixlun jednak pozwolił sobie to zignorował. Już podczas pierwszego ich spotkania zrozumiał że ten samczyk jest dość.... specyficzny. Ale nie przeszkadzał mu to, ponieważ polubił go takiego jakim jest, a przynajmniej jaki się wydaje. Tak więc gdy owy "atak" miną uśmiechną się tylko gdy czerwone oczy pisklaka dały oznakę przywróconej świadomości. Zastrzygł uszami na pytanie. Nie miał zbytnio pomysłów, był trochę zmęczony.
– A co chcesz porobić? – Rozejrzał się po otoczeniu leniwym wzrokiem. – Bo ja najchętniej bym się teraz położył.

: 30 lip 2015, 18:35
autor: Wirtuoz Iluzji
Na ruch uszami Nixluna, Kravsax zaśmiał się. Ten ruch był szybki i znienacka. Po prostu wydawał mu się śmieszny. Usłyszawszy pytanie, zasępił się. Spać? No cóż, on nie był smokiem drzewnym, który tryska energią. Zmiótł więc kilkoma energicznymi ruchami ogona, liście, nieliczne igły i pozostałości po ich walce. Ich oczom ukazał się okrąg ziemi. Wskazał mu go, jako miejsce do leżenia. Sam wspiął się na drzewo upewniwszy się, że Nixlun położy się. Chodził między gałęziami i znalazł tę odpowiednią. Szeroką na szpon, długą na kilka ogonów. Obok znajdowała się, prawie taka sama oddalona od pierwszej o pół ogona. Naznaczył miejsce kreską i zapisał w pamięci. Wyszukał kilka giętkich, ale mocnych gałązek bardzo długich. Pościnał je, złapał w drugą łapę. Nazbierał ich ponad dziesięć.
Następnie wrócił do swojego miejsca. Położył gałęzie w jedno szponowych odstępach. Końcówki zagiął w dół przeciągnął pod szkieletem i owinął tę samą gałąź. Powtórzył operację łącznie, aż dwadzieścia razy. Gdy skończył, naniósł bardzo rozgałęzione gałązki. Przykrył nimi dno swej konstrukcji. Upewniwszy się, że jest szczelna naniósł liści. Najpierw dużych, potem średnie, a na końcu najmniejsze. Tak powstałe warstwy były miękkie. Kravsax położył się w liściach, na plecach.
Odkrył przez to, że jednak był zmęczony. Ciekawe co sobie pomyślał Nixlun, gdy zaczął budować coś takiego. Wychylił się nad krawędź i zawołał:
Też chcesz? – I nie czekając na odpowiedź znikł.
Powtórzył cały proces, od początku do końca. Musiał uwzględnić, że Nix jest od niego większy. Dodał więc dodatkowe, dwie gałęzie podtrzymujące. Druga budowla, powstała zaledwie pół ogona obok pierwszej. Uwinął się szybko, ale równie dbale. Nie chciał, żeby nagle różowy samczyk wypadł z leża. Kończąc uśmiechnął się.
Nixlun chodź tutaj!

: 01 sie 2015, 13:45
autor: Chór Światła
A ten co się śmieje? Nixlun nie był świadomy że ruch jego wielkich uszek może wydawać się komuś zabawny, bo niby skąd?
– Z czego się śmiejesz? – Zapytał, robią bardzo naburmuszoną minę. Nie trwało to długo, ponieważ po chwili rozchmurzył się, patrząc co takiego robi ten czarny smoczek. Za jego poleceniem wstał i udał się na wskazane miejsce, kładąc się.
Nie za długo jednak tam leżał. Z zaciekawieniem patrzył jak Kravsax krzątał się po okolicy, zbierając co rusz inne przedmioty która miały posłużyć do jego konstrukcji. Szybko wstał i zaczął przyglądać się jego zręcznej robótce z bliska, na tyle by nie utrudnia mu pracy. Zadziwiała go zręczności, z jaką używał swoich małych łapek. Nigdy by nie pomyślał że smok jest w stanie w taki sposób wykorzysta swoje szpony! Nie trwało to długo, a efekt jego pracy w pełni ukazał się ich ślepiom. Nixlun nie wiedział co to jest, ale kiedy Krav legną na stertę liści, domyślił się że jest to pewnego rodzaju imitacja futer, na których on sam wylegiwał się w jaskini. Zastrzygł znowu uszami, słysząc propozycje smoczka.
– Nie musisz... – Zaczął, ale szybko zauważył że ten nie czekał na jego odpowiedzi. I dobrze. Nixlun nie chciał by dzieciak się specjalnie dla niego trudził, ale z drugiej strony czuł nieodpartą satysfakcję że ktoś robi coś specjalnie dla niego. Niepewnie obwąchał to coś, po czym ostrożnie wszedł na to i przysiadł.
To było... wygodne, i to nawet bardzo! Już po chwili Nixlun przekręcił się na plecy i zaczął się kokosić, rozkoszując się miękkością i komfortem swoistego "posłania". Ach, jak cudowna była dla niego to rzecz. Wpadł w iście błogi nastrój, wydając niski, buczący dźwięk. Zamglonym wzrokiem spojrzał na pisklakach. – Jesteś niesamowity. – Wymruczał, po czym zapadł w drzemkę.

: 01 sie 2015, 16:26
autor: Wirtuoz Iluzji
Kravsax ucieszył się bardzo, że ktoś docenił jego pracę. Jeszcze więcej radości sprawił mu widok, Nixluna tarzającego się w liściach. Patrzył, jak różowa istota pięknie wygląda na zielonych liściach. Gdy zapadł w sen samczyk się zmartwił. Ale za to mógł się naoglądać Nixluna do woli. Wrócił na swoje leże i patrzył na niego bacznym okiem.
Wtem na jego głowę spadło kilka kropli deszczu. Nie wróżyło to dobrze. Ale razem z deszczem do głowy samca wpadł jeszcze jeden pomysł. Różowy smok mógł zmoknąć, ale on na to nie pozwoli. Wdrapał się po cichu na wyższe gałęzie, około pół ogona nad Nixem. Znów naznaczył, te dwie gałęzie rozpostarte tuż nad nim. Ponownie nabierał, odpowiednich giętkich gałązek, sztuk dwanaście. Wziął tyle ile przeznaczył na dolną część. Jednak dodatkowo, wziął jeszcze kilka, gdyż ten prowizoryczny daszek musi być szczelny. Przełożył giętkie, badyle i powiązał je metodą wcześniejszą. Wplótł na krzyż te kolejne, a razem z nimi jeszcze dużą ilość rozgałęzionych gałęzi. Naniósł liści. Dużo dużych, mało małych. To ma być szczelne, a nie miękkie. w połowie dodał jeszcze gałęzi i poprzekładał je. Prawie kończąc dodał liście i na sam spód, by te nie odleciały rozgałęzione patyki. Tak oto powstał daszek dla Nixluna.
Kravsax zasępił się: co z tego że daszek skoro wiatr i tak zepchnie deszcz pod kątem? Ale na to także miał rozwiązanie. Musiał dorobić ściankę i to szybko bo zaczęło mocniej padać.
Uwijał się jak w ukropie. Gałęzie, liście i inne mu przydatne rzeczy fruwały dookoła. W mig powstałą ścianka od strony deszcze delikatnie, pod kątem by woda spływała. Nie zapomniał również o tych gałązkach które zapobiegną wypadaniu liści.
Zaczęło lać. Cichy szmer wody spływającej po liściach dał się słyszeć, aż nadto wyraźnie. Kravsax dopiero teraz spostrzegł, że on sam nie ma dachu. Położył się w najdalszym kącie leża Nixluna, tak by go nie obudzić i nie dotknąć. Nie mógł zasnąć. Nie chciał się obudzić, gdy któraś ze ścianek nie wytrzyma i odleci. Pilnował tak, smętny i mokry.

: 03 sie 2015, 14:54
autor: Chór Światła
Kiedy otworzył ślepia zorientował się że jest tutaj coś czego wcześniej nie było. Mowa tutaj o daszku, jak i pisklaku, który wyglądał dla Nixluna dość ponuro. Dlaczego nie leżał na swoim miejscu? I dlaczego ciągle się wpatrywał w różowookiego? Spojrzał na mniejszą konstrukcję, widząc że ta nie posiada ochrony przed deszczem. Ale dlaczego? Czyżby nie miał już sił na budowę? Samiec przekręcił cię na brzuch, po czym zapytał malca.
– Pilnujesz mnie? – Zapytał pobłażliwym tonem. Czyżby martwił się to się zawali? Jeśli to był powód to Krav był naprawdę miłym dzieckiem. Ale nie powinien tak martwić się o kogoś kto był od niego starszy. Powinien chociaż trochę polegać na innych. Nixlun wpadł na pewien pomysł, by umocnić tą niepewną konstrukcję.
Podniósł głowę, po czym spojrzał na dzieło samczyka Staranie obejrzał całą konstrukcję, oczywiście na tyle ile pozwalała mu jego leżąca pozycja której zmieniać nie miał ochoty. Kiedy uznał że widział już dość zamkną ślepia, starając się zobaczyć tą konstrukcję w swoim umyśle. Trochę to trwało nim udało mu się odtworzyć ją ze szczegółami, ale w końcu tego dokonał. Następnie zaczął modyfikować jej konstrukcję, w pozornie nieznacznym stopniu. W końcu ciągle było to drewno, martwe, ale nie stało to na przeszkodzie samca. Wyobraził sobie jak gałązki splatają się ze sobą mocniej, właściwie się scalają. Te robiące za sufit zostały na swój sposób zupełnie wygładzone, stając się pojedynczą, cienką deską. Całe drewno połączyło się subtelnie w jedną całość, zmniejszając ryzyko by coś odpadło pod wpływem wiatru. Ogólnie mówiąc, jego ingerencją miała zapewnić zwiększenie stabilności. Skupił w sobie maddarę, po czym pchną ją do życia. Z satysfakcją patrzył jak jego magia działa, scalając ze sobą elementy konstrukcji.
Przeniósł wzrok na Kravsax'a. Wyglądał dość posępnie, siedząc w koncie cały mokry. Nixlun zmartwił się trochę o niego, dzieciak jak już i tak leżał w tym samym miejscu co pudrogrzywy to powinien chociaż wtulić się w jego futro, Podniósł jedno skrzydło w geście zaproszenia, chciał nim okryć czarnego pisklaka. Może Kravsax był pokryty łuskami, ale czy wilgoć mu nie przeszkadzała? Poza tym co jeśli się przeziębi, albo złapie coś innego. O nie, tak być nie może! Skrzydła Nixluna zapewnią mu ciepło, i wchłoną trochę tej wilgoci.
– Chodzi tu, jeszcze się przeziębisz. – Powiedział miłym, zapraszającym głosem.

: 03 sie 2015, 17:16
autor: Wirtuoz Iluzji
Samczyk ucieszył się gdy jego konstrukcja, utrwaliła się pod wpływem maddary Nixluna. Jeszcze więcej humoru dostał, gdy ten zaoferował mu ciepłe miejsce. Zbliżył się powoli i usadowił się obok różofutrego. Łapki podwinął do siebie, ogon skulił. Gdy został przykryty skrzydłem, wystawała jedynie jego głowa, która położył na miekkich liściach. Futro było miękkie i ciepłe. Kravsax miał jedynie łuski, więc wygrzewał się na słońcu. Jednak teraz ta czynność była niemożliwa. Ciepło. Rozkoszował się ciepłem. Przypominało to mu jego czas spędzony z rodzicami. Usadowił się wygodniej. Cichy szum liści kołysał do snu. Nie trapiło go już że coś się zawali,pęknie odleci. Czuł się szczęśliwy. Od bardzo dawna nie znał tego uczucia. Tego szczęścia którego tak bardzo było mu brak.
Przysunął się bliżej Nixluna. Zaczął powoli zasypiać. Otworzył jeszcze na chwilę jedno oko i zerknął na niego. Przewrócił się na bok, przez co jego plecy stykały się z bokiem różowego smoka. Zasnął.

: 04 sie 2015, 0:39
autor: Słodki Kolec
Deszcz jak ja go nie lubiłem. Tylko kapie i kapie. Ja szedłem smutny i zgnębiony przez las. Matka mi oszalała i prawie mnie znienawidziła. Ja kroczyłem a zemnie emanował smutek. Nie wiem czy ja płakałem czy deszcz wpłynął mi w pod maskę ale kroczyłem miedzy drzewami. "Ile jeszcze dla muszę doznać tego zła by zrozumieć to piekło? Ile jeszcze mogę wytrzymac tego okrucieństwa wobec mnie??" Takie myśli mi krążyły po głowie.
Nie wiem ile krążyłem ale wiem że długo nawet bardzo długo. Byłem zmoknięty i zziębnięty ale dalej kroczyłem w głąb lasu. Po jakimś czasie ujrzałem znajomą mordkę. Nie chciałem im przeszkadzać i usiadłem pod drzewem w krzakach, patrząc na dwoje piskląt z ciemnego stada

: 04 sie 2015, 13:33
autor: Chór Światła
Nixlun zadrżał, kiedy zobaczył tego smoka w pisklęcej czaszę, ponaznaczanego bliznami na plecach. Był to jego brat. Tam myśl nie umniejszyła strachu i obrzydzenia jakie pałał to tego osobnika. Wynikały one z obawy czym obecnie jest jego brat, jak bardzo się zmienił przez ich czas rozłąki. Czy ciągle był tamtą miłą, ciepłą osobą? Gdzie uleciała jego radości i pogoda ducha? Co spowodowało te blizny na ciele, jak i w jego psychice? Nixlun nie miał pojęcia że to wszystko jest sprawką Dwuznacznej Aluzji, tej obok której obecnie mieszka, tej będącą przyszłą mentorką jego ukochanej siostry, o czym jeszcze nie wiedział. Miał nadzieję że Tygrysi ich nie zauważy i sobie po prostu pójdzie. Nie chciał mieć z tym czymś do czynienia, to jest... Paskudne. Ten sposób myślenia jest po prostu obrzydliwy! To był Shiro, jego ukochany brat, ten głośny, irytujący, kochany głupek! Nixlun czuł gniew i pogardę na samego siebie, za te woje wcześniejsze myśli. Jego brat jest tuż obok, ewidentnie smutny, a różowooki nie miał zamiaru pozwolić by ta rozpacz gnębiła go dalej! Wstał z posłania, delikatnie, by nie poruszyć czarnego pisklaka, po czym zszedł spod daszka chroniącym przed deszczem, i powoli zaczął iść do brata. Zatrzymał się jednak na samym początku drogi, wpadając na pewien pomysł. Pobiegł w stronę mniejszego posłania, w którym liście zostały już niestety przemoczone. Ale dało się na to zaradzić. Skupił w sobie maddarę, po czym za pomocą jej siły uniósł całą konstrukcje w powietrze. Lewitowała ona dwie łuski nad ziemią, dzięki czemu nie było szans by o coś zahaczyła. Nixlun zaczął iść do przodu, kierując konstrukcję przed sobą. Jedak szedł za szybko, na skutek czego prawie upadła ona na ziemie, przez co mogła by się popsuć. Za szczęście samcowi udało się w ostatniej chwili podtrzymać ją maddarą, dzięki czemu nic się nie stało. Teraz szedł powoli i ostrożnie, uważając by podobna sytuacja się nie powtórzyła. Kiedy doszedł już do konstrukcji w którym pozostawił Krav zdążył już cały zmoknąć. Ułożył niesione posłanie obok większego, po czym skupił energię w sobie jeszcze raz. Deszcz i wilgoć utrudniały mu trochę skupienie, ale ten wytrwale tworzył obraz tego czego chciał osiągnąć. W jego głowie mniejsza konstrukcja przyjąć miała kształt prostokąta, wpasowującego się do jednego z boków leża. Następnie przemieścił też części daszku i ścianki, rozszerzając je na nową część. Oczywiście, przez taką modyfikację całą konstrukcja stała by się bardziej krucha, bo w końcu nie przybyło materiału na te dwie rzeczy, ale Nixlun zaradził sobie z tym, nakazując drewnu użytym do produkcji sufitu by w środku było puste. W ten sposób zyskał więcej drewna to wzmocnienia ścianki, oraz zmniejszył ciężar sufitu. Następnie pozbył się wilgoci z liści, osuszając je magią. Te ciągłe używanie maddary lekko zmęczyło samca, ale to nie był koniec jego pracy, przyszedł czas na najważniejsze. Odwrócił się od leża, i spojrzał w stronę drzewa przy którym spoczął jego brat, po czym zaczął iści w jego stronę. Przez cały ten czas zmókł do suchej nitki, nie licząc wnętrza skrzydeł, które były ciągle ciasno złożone. Staną przed swym bratem, chyba pierwszy raz od dana nie nosząc swojej sztucznej, uśmiechniętej maski. Woda spływała po jego pysku, a ślepia patrzyły smutno na brata. Rozprostował jedno skrzydło, i zasłonił nim brata przed deszczem.
– Chodzi braciszku, nie moknij tutaj tak. – Nie powiedział nic więcej. Nie zadawał pytań. Chciał by bart mógł z nimi odpocząć, chociaż przez chwilę poczuć ciepło. Zawiną swój ogon w okół ogona brata.

: 05 sie 2015, 1:19
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem smutnymi oczami na mojego brata jak robi swoją konstrukcję z drewna i maddary. Ja... Ja mu nie pomogłem, nie byłem w stanie nic z siebie wykrzesać. A gdy rozłożył skrzydło i mnie nim okrył to wtedy go mocno przytuliłem i zacząłem płakać jak baba. Płakałem w jego miękkie ramię. Przypomniałem sobie masz dom, jedną wielką szczęśliwą rodzinę. Teraz ona jest w rozsypce i skaczemy sobie do gardeł.
~Co za beksa z ciebie. Ta scenka jest tak słodka że rzygam tęcza większa niż na Zbawicielu. No nie... Znowu mi się robi nie dobrze... ~ odezwał się gdzie w mojej glowie mój prywatny maly demon.
Ja plakatem i plakatem w ramionach brata. Jego słodki zapach trochę koił mój smutek, ale ból i cierpienie pozostaje.
Ko-ko-cha-cha-m cię... Bracie – tylko tyle potrafiłem powiedzieć. Czółen zbyt wielki ból alby móc coś powiedzieć więcej

: 05 sie 2015, 22:04
autor: Chór Światła
Nixlun uśmiechną się pobłażliwie, poruszony reakcją swojego brata. Co go spotkało przez ten czas, jakie myśli krążyły po jego łbie oraz co było powodem jego łez? Były to ważne pytanie, ale różowooki nie śmiał ich zadać. Teraz jego starszy brat był tuż obok, płaczący. Nie było więc czasu na pytania Jedynie odwzajemnił uścisk, patrząc jak łzy brata łączą się z kroplami deszczu. Chciał by ten mógł dać upust swoich emocji, uwolnić to co się w nim kotłowało. Przyjął słowa brata z uśmiechem, wtulając się w jego szyję.
– Ja ciebie też. – Powiedział coś co było oczywiste. Mówił o czystej, rodzinnej miłość jaką pałał do niego, jak i Kiary. Polizał policzek brata, ocierając jego łzę. Daremny był to trud, ponieważ słonych kropli, jak i tych z nieba, ciągle przybywało. Delikatnie objął ogon brata swoim.
– Chodzimy tam, ochroni nas przed deszczem. – Wskazał ruchem łba konstrukcję. Delikatnie pociągną go ogonem, dając niewielki bodziec by się przemieścić. Nie ruszył jednak z miejsca, czekając na ruch jego brata. Stał wiec w jego objęciach, czekając na reakcję.

: 06 sie 2015, 11:48
autor: Słodki Kolec
Jednak mnie nie znienawidził. Jam mnie przytulił to poczułem się miło, nawet bardzo mało. Lecz me slone krople dalej leciały z mych szafirowych oczu.
Poczułem jak mnie lekko ciągnie pod tą swoją konstrukcję. Poszedłem wraz z nim.
Dalej go tuliłem. Jego miękkie futro, te które mi tak przypomina dom. Ten zapach który jeszcze pozostał w jego futerku, chodź minęło tyle księżycy. Zapach Azylu, zapach domu.
Wypłakiwałem mu się w ramię. Nie umiałem zatrzymać tego, lecz też nie chciałem tego robić.
Nix był dla mnie niczym lekarstwo na złamane serce, zraniony umysł... Dajcie mi siłę bym mógł to przerwać. To piekło, którego nie mogę znieść...

: 08 sie 2015, 0:29
autor: Chór Światła
Poprowadził brata ku konstrukcji, idąc powoli, starając się nie wyślizgnąć z uścisku. Kiedy znaleźli się już pod daszkiem użył maddary by pozbyć się wilgoci z z siebie samego, jak i brata. Następnie przysiadł na miękkich liściach, powoli. Nie wiedział co dalej powinien zrobić. Zapytać co się stało? Pocieszyć słowami? Czy może w ciszy okazać wsparcie? Wybrał trzecią opcję, ponieważ najbardziej zmniejszała ona szansę by Nixlun powiedział coś nieodpowiedniego. Tak więc usiadł i czekał na dalszy rozwój łapy, ciągle trzymając brata pod skrzydłem i jego ogon pod swoim ogonem.

: 09 sie 2015, 1:04
autor: Słodki Kolec
Ta głucha cisza. Przerywana przez deszcz i mój płacz. Wtuliłem się w mięciutkie futerko mojego brata i płakałem niczym jakieś pisklę. Ja... Nie mogłem mówić, nie mogłem wypowiedzieć czegokolwiek.
Zebrałem trochę maddary i przesłałem obraz, nie dwa obrazy memu bratu.
Pierwszy przestawiał jak zAluzja mnie torturuje. Ciacha moje ciało, pali mi pysk magią. Mnie, pisklę. Może nie czuł bólu ale wyczuwał moje uczucia, które w tedy mi towarzyszyły. Strach i obrzydzenie do samego siebie. Nie umiałem się bronić, ani atakować. Jaaa... Nienawidzę atakować... Ja jestem słaby...
Słyszał moje obłąkane smutkiem, żalem, obrzydzeniem i wstydem myśli. Następny obraz to sytuacja, jaką sprawił mi Mrok... Zobaczył on tylko jak mi kroi gardło. Wtedy nic nie czułem, mój własny organizm mnie odurzył hormonami.
~Teraz chyba wiesz czemu taki jestem ~ tylko tylem umiałem z siebie wskrzesić, a i tak to było smutne. Na samo wspomnienie o tych złych w chwilach zacząłem jeszcze bardziej płakać w futerko brata

: 10 sie 2015, 0:03
autor: Wirtuoz Iluzji
Samczyk z początku radośnie spał póki Nixlunowa kołderka gdzieś nie znikła. Przyglądał się jego wszystkim poczynaniom. Shiro. Ten smok z czaszką na łbie. Z Wody. Nielubi atakować. Pacyfista. Kravsax zasyczał. Nixlun prowadził go na jegi konstrukcję. Jego. Cóż na to nie mógł nic poradzić. Gdy różowy smok zebrał cała wilgoć z ich ciał okazało się że ten, słaby smok płacze. I to ma być smok? Brr... Podszedł do Nixa szerokim łukiem omijając białego smoka. Wlazł pod skrzydło i położył się. Co będzie się patyczkował. Pierwszy się tu znalazł, zrobił więcej na tym drzewie niż on.
Momentalnie zapragnął rzucić się na niego, do gardła zębami, szponami, wszystkim. Byle pokazać że dla słabych nie ma miejsca.
Jednak leżał pod ciepłym, skrzydłem nie marząc o niczym innym jak usnąć. A w snach ukatrupić Shiro. O tak... Czyżby przemawiał przez niego psychopata? Nie, raczej nie...

: 10 sie 2015, 16:06
autor: Chór Światła
Kontem ślepia zauważył ruch Kravsaxa. Patrzył jak czarnuszek wchodzi pod jego drugie skrzydło, uśmiechają się lekko. Na szczęście nie wiedział o jego nastawieniu do Shiro, bo gdyby było inaczej raczej by go zganiał za takie myśli. Powrócił wzrokiem do brata, kiedy poczuł charakterystyczne drganie maddary.
Pojawiły się obrazy. W pierwszej chwili różowooki nie rozumiał co one przedstawiają, co oznaczają. Jakaś fioletowa smoczyca... Chyba Dwuznaczna Aluzja... oraz małe pisklę... Tygrys? Co ona mu robi... Po chwili jednak poją wszystko co ze sobą niosły. Tortury, ból, strach, obrzydzenie, oraz... poczucie winy? Obwinianie się o bycie słabym, wstyd, pogarda do samego siebie. Obce myśli mieszały się z jego własnymi. Jak można komuś robić coś takiemu, dlaczego jestem taki słaby... Kto na to pozwolił, dlaczego nie byłem w stanie się bronić? Dlaczego ja nie chcę walczyć? Następnie przyszedł następny obraz, na którym nieznany, czarny smok rozszarpuje gardło pręgowanego samczyka. I pustka emocjonalna jaka wtedy trwała. Chyba to ona przeraziła Nixluna bardziej niż obraz. Nagle wszystko zniknęło, a on znowu stał razem z bratem skryty przed deszczem, mając przy swoim drugim boku czarnego pisklaka. Po lego policzku spływały łzy. W trudem usłyszał słowa Tygrysiego. Co to za pytanie?!
– Tak, wiem. Jesteś moim najcenniejszym bratem. – Powiedział, z trudem uśmiechając się. Jak om mógł to przed nimi ukrywać!? Jak on mógł się odcinać! Ten idiota... jest zbyt dobry. Nixlun uścisną brata, po czym powiedział – Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Naprawdę. [/i]

: 12 sie 2015, 1:19
autor: Słodki Kolec
Spojrzałem mu w oczy. Różowe oczy, które kłamią... Które chcą mnie pocieszyć... Które... Które chcą... Które mnie kochają.
Jeszcze bardziej wtuliłem się w jego futerko i dalej płakałem.
~Ja silny? Nie... Nawet nie jestem smokiem, tylko śmieciem. Nawet nie umiem... Nie jestem zdolny zabić głupiej chen******* zwierzyny... Nie jestem w stanie walczyć... ~ zacząłem jeszcze bardziej płakać... Czułem wstyd, obrzydzenie do samego siebie.
Bogowie zabijcie mnie... Ja... Już... Nie..
Vanitas vanitatum et omnia vanitas – to... Nie... Przestańmy się oszukiwać... Ja jestem niczym

: 14 sie 2015, 22:54
autor: Chór Światła
Zirytował się tym gadaniem brata. Nie podobała mu się jak traktował samego siebie.
– Nie gadaj głupot. Nie akceptuję tego jako prawdę! Ty tym bardziej nie powinieneś. Mówiąc takie rzeczy uczynisz je prawdą. Tak więc zabraniam ci tak mówić. Będziesz silny. Jesteś w stanie to zrobić. Wiem to. – Dość zagmatwanie to brzmiało, ale w pewnie sposób zdradzało zalążki fizolowi jaką będzie się w przyszłości która głosić będzie "prawd jest tyle ile smoków na ziemi". Bo w końcu dla każdy mysi inaczej, tak więc inaczej łączy informację, z których buduje swoją własną prawdę. Ale teraz nie należy nad tym rozmyślać. Najważniejsze jest by brat przestał gadać głupoty. Bo właśnie taka była prawda Nixluna: jego brat nie był słaby!
– Ktoś kto tyle wycierpiał nie może być słaby. Wytrzymałeś to wszystko i jesteś tutaj. Do jest dla mnie dowodem siły. –

: 16 sie 2015, 0:14
autor: Wirtuoz Iluzji
Słysząc słowa padające z pyska Shiro zrobiło mu się jednak trochę go żal. No dobrze. Bardzo żałował swoich poprzednich myśli. Ale co on miał zrobić? Nie umiał nikogo pocieszyć, ani jego nie pocieszano zbyt czesto. Cóż miał począć? Jedyne co mu przyszlo do głowy to podejść do niego.
I tak też uczynił, wyślizgnął sie spod skrzydła Nixluna i przeszedł do Tygrysa. Przysiadł się obok i oparł na jego barku łeb. Cicho pisnął, czego już nie robił od dość dawna. Podniósł końcówką nosa jego skrzydło i całym ciałem się do niego przykleił. Przytulił się. Chociaż był Cienistym to nie miał skamieniałego serca, jak większość. Przynajmniej narazie. Co jeszcze mógł zrobić,dla tego smoka? Nie był jego bratem ani wogóle spokrewniony. Liznął go jednak po pysku uśmiechając się. Ciekawe jak na to zareagują oboje?

: 16 sie 2015, 0:27
autor: Słodki Kolec
Słowa brata... Mnie pocieszyły. Może jestem słaby, ale nie martwy sie oto.
Posłałem em poczułem jak ktoś mnie tuli, a potem liże po mordce. Nie wiem czemu tez przytuliłem tego samca. Zrobiło mi się cieplej na sercu... Wtuliłem sie w futro brata i zaczynałem powoli usypać... Byłem zmęczony. Musze chwilę odpocząć
Dziękuję – i usnąłem w ramionach brata z wyziębienia, jak i zmęczenia

: 18 sie 2015, 0:22
autor: Chór Światła
Uspokoił się widząc jak jego brat powoli zasypia. Trochę ironiczne było to że to młodszy brat pocieszał starszego, ale nie było to przecież ważne. Był wdzięczny Kravsaxowie że ten próbował dodać otuchy jego bratu. Podziękowanie jego brata ucieszyło go jeszcze bardziej. Nie odpowiedział na nie, nie chcą go przypadkiem wybudzić. Jedynie zaczął nucić cichutko, swoją autorską kołysankę. Jego cichu głos współgrał z kroplami deszczu, nie był przez niego zagłuszany ani on go nie zagłuszał. Śpiewał tak długo, do póki i jego nie zmorzył sen. Gdy tak się stało ułożył pysk na łapach, powoli ściszając swój głos.
Obudził się po dobrych paru godzinach, kiedy nastał zachód słońca. Czas był wracać do rodzinnej groty. Przeciągną się leniwe, po czym uniósł swój łeb do góry, mrugając. Ciekawiło go co z Naxisem. Na chwilę zapomniał o wszystkich zdarzeniach jakie miały miejsce od wielu księżyców, miał zamiar razem z Tygrysem udać się do Azylu na terenach Życia. Było to jednak niemożliwe, co przypominał sobie kiedy już miał zamiar obudzić brata. Widok jego maski przypomniał Nixlunowi wszystko. Ten westchną tylko, po czym znowu usiadł na dawnym miejscu, przykrywając swoich towarzyszy skrzydłami niczym kołdrą. Patrzył na nich, kiedy ci sobie spokojnie drzemali. Uśmiechną się na ten widok. Dwa, malutkie pisklaki.