Strona 7 z 39

: 23 lis 2014, 12:27
autor: Pani Wojny

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

– Więc poddałbyś się śmierci bez wykorzystania wszystkich opcji? To nie brzmi jak zachowanie godne dziwnego wojownika – stwierdziła z rozbawieniem – Nie odpowiedziałeś mi na moje drugie pytanie, Niepokorny Kolcu – przypomniała mu, jednocześnie robiąc kilka kroków do tyłu aby odległość pomiędzy nimi zwiększyła się nieco.

: 23 lis 2014, 12:36
autor: Cętkowane Pióro
Nie mówię że dałbym się zabić. Mówię tylko że magia to nie jedyne rozwiązanie. A ja nie zamierzam bazować na zręczności więc zręczne łapy mi nie potrzebne. Równie dobrze mogę zablokować cios ogonem a także nim atakować. – Raczej wątpił by kiedykolwiek w walce stracił możliwość atakowania kończynami jednak wątpił by uciekł się wtedy do używania magii.
Poza tym czemu dodałaś dziwnego? na prawdę uważasz że będę dziwnym wojownikiem?
A co do ograniczeń magii. Nie możemy bezpośrednio ingerować w ciało smoka. Chroni go bezpośrednia bariera która znika jedynie przy kontakcie cielesnym. O to chodziło? Bo nic innego nie przychodzi mi do głowy
– Nie był specjalistą od magii miał więc nadzieje że jeśli o czymś zapomniał to Runa mu o tym wspomni.

: 23 lis 2014, 12:40
autor: Pani Wojny
– Nie, nie o to mi chodziło. Chodziło mi o to co ogranicza cię podczas wymyślania ataków i obron. A jest to twoja wyobraźnia i wiedza, bo nie możesz stworzyć czegoś, czego działania nie znasz – powiedziała suchym tonem – Zacznijmy więc od czegoś prostego. Stwórz kulę ognia i mnie nią zaatakuj, jednocześnie zastanawiając się nad najbardziej optymalną obroną przeciwko ognistym kulom.

: 23 lis 2014, 12:51
autor: Cętkowane Pióro
Ale tamto też chyba było dobre no nie? W końcu nie mogę przez to wyczarować kolca który od razu byłby wbity w twoje ciało – To też było jakieś ograniczenie, jednak faktycznie jedynym co prócz tego go ograniczało była wyobraźnia. Taka banalna odpowiedź a on dał się złapać.
Nie zrobimy tego w formie walki? – Trochę go to zdziwiło jednak nie zamierzał nalegać.
Tak jak kazała, wyobraził sobie średniej wielkości płomień, zwykły płomień który powoli zaczął się formować w ognistą kulę o średnicy jakichś trzech szponów. Kula miała pojawić się przy grzywie samicy, i szybko pomknąć w jej stronę tak by podpalić ją co mogłoby mieć całkiem mocny efekt. Oprócz tego kula miała być niesamowicie gorąca a przede wszystkim miała nie gasnąć sama z siebie. Zastanawiał się czy ustalić jej jeszcze kilka właściwości jednak nie chciał przesadzać dlatego przelał w tę myśl maddarę i czekał na efekty.

: 23 lis 2014, 12:57
autor: Pani Wojny
– Powiedziałam ci na początku, że w walce musisz tworzyć rzeczy jak najbliżej siebie i potem je posyłać na przeciwnika, więc uznałam, że ten punkt został pokryty – stwierdziła z rozbawieniem.
Niemrawo wygląająca kula ognia rozbiła się na niewidocznej tarczy Runy, a przywóczyni potrząsnęła głową.
– Zapomniałeś o tym, co ci powiedziałam wcześniej. Musisz podać dużo szczegółów. Kolor, twardość, nawet zapach czy dźwięk mogą okazać się ważne. W końcu chwilowe dotknięcie płomienia mało kiedy jest szkodliwe – wzruszyła ramionami.
Wyobraziła sobie, że na Niepokornego Kolca powoli sunie od niej do piersi samca ognista kula wielkości smoczej gałki ocznej. Kula w środku była zbudowana z diamentu, a po jej twardej powierzchni pełgały fioletowe płomienie, aż trzaskające z gorąca, zdolne poparzyć skórę, łuski czy futro bardzo szybko. Kula nie leciała na adepta szybko, bo Runa chciała mu dać jak najwięcej czasu na wymyślenie i stworzenie obrony... Albo sobie na odwołanie swojego ataku gdyby adeptowi nie udało się wymyślenie efektywnej tarczy.

: 23 lis 2014, 13:09
autor: Cętkowane Pióro
Zdawał sobie sprawę że samo dotknięcie płomieni jest mało szkodliwe, jednak futro, a w tym przypadku jej grzywa, jest raczej dość łatwo palna więc takie dotknięcie możliwe że by wystarczyło by kolorowy pas futra na jej ciele zajął się ogniem. Szkoda tylko że jednak powinien nadać więcej szczegółów. A tak bardzo starał się by nie przekombinować!
No nic teraz jego kolej na obronę. Wyobraził sobie pomiędzy sobą, a tym dość powolnym atakiem niewielką ścianę, zagęszczonego powietrza. Powietrze miało być bezwonne, przeźroczyste i chłodne, miało być go bardzo dużo na małej powierzchni tak by było pod dość wysokim ciśnieniem. Gdy kula ognia zbliży się do ścianki tego zagęszczonego powietrza. Owa ścianka miała... rozszerzyć się albo eksplodować tak by odrzucić twór Runy jak najdalej od niego. Podmuch wytworzony ową powietrzną eksplozją miał być silny i mocny, możliwe że nawet wystarczający by zdmuchnąć i przesunąć jedno księżycowego pisklaka, nie miał jednak bladego pojęcia czy to zadziała. Jednak to tylko nauka więc co mu szkodzi spróbować.

: 23 lis 2014, 13:13
autor: Pani Wojny
Runa Ognia zniwelowała swój twór nim zdołał dotrzeć do ściany powietrza.
– To byłby śmiertelny błąd. To jest jedno z ograniczeń maddary. Musisz wiedzieć jak działają różne rzeczy oddzielnie i razem. Powietrze karmi ogień. Gdyby moja kula dotknęła twojego sprzężonego powietrza, eksplodowałaby. Oberwałbyś i ty i ja – wyglądała na poważną – Musisz użyć tego, co do czego masz pewność skuteczności. Chociażby woda. Albo brak powietrza. Lód. Lub zwykła twarda, odporna na temperatury bariera. Teraz wymyśl kolejny atak i mnie zaatakuj – zmrużyła żółte ślepia, obserwując Niepokornego uważnie.

: 23 lis 2014, 18:36
autor: Cętkowane Pióro
Podczas wojny taki atak by się opłacał. Wyeliminowałbym silnego smoka gdy sam jestem słaby – Zauważył w sumie dość ciekawy fakt.
Chociaż na razie nie zamierzam się poświęcać w ten sposób więc zapamiętam twoje słowa – Pewnie użyłby tej techniki tylko wtedy gdyby wiedział że już zaraz padnie, abo i wtedy nawet nie.
Teraz jednak miał wymyślić kolejny atak. Wyobraził sobie długi, ostry kolec, stworzony z niezwykle twardego kamienia. Jego powierzchnia była śliska i błyszcząca, niczym polerowana, tak by wbił się łatwo w ciało. Kolec miał pojawić się w jego pobliżu, bo tak jak to mówiła Runa, wtedy będzie silniejszy niż taki wytworzony dalej. Kamienny kolec miał szybko pomknąć w stronę szyi przywódczyni i wbić się w nią na całą długość która wynosiła jakieś trzy szpony. Oprócz tego kolec miał być gorący, tak by w razie ewentualnego wbicia jeszcze poparzyć samicę. Gdy ustalił już mniej więcej szczegóły tworu, przelał w nie maddarę i czekał na efekty.

: 24 lis 2014, 14:20
autor: Pani Wojny
– Ale mógłbyś zranić tych po twojej stronie, którzy walczyli blisko ciebie – zwróciła mu na to uwagę Runa – Jeśli atakujesz, wybierasz najlepszy według ciebie sposób ataku. Jeśli się bronisz, wybierasz skuteczny sposób obrony. Nie półśrodki, i potem tłumaczenie że coś takiego może mogłoby się przydać – jej futrzaste uszy zadrgały lekko, ale trudno było powiedzieć czy z rozbawienia czy z przejęcia.
Runa Ognia odtrąciła kamienny kolec dobrze wymierzoną kulą lepkiej substancji lecącej z boku. Atak wbił się w pobliżu skrzydła fioletowej i zniknął.
– Bardzo dobrze.
W stronę łba Niepokornego Kolca pofrunął diamentowy, przezroczysty o fioletowym zabarwieniu dysk. Dysk miał temperaturę powietrza, bardzo ostrą krawędź i był odporny na temperaturę i kruszenie. Był na tyle cienki, by bez problemu odciąć chociażby prawą przednią łapę adepta – i to okazało się być celem Runy. Tym razem dysk nie frunął leniwie, a równie szybko, co przed chwilą kamienny kolec, lecąc od piersi Runy na staw łokciowy prawej przedniej łapy Niepokornego.

: 24 lis 2014, 18:22
autor: Cętkowane Pióro
Jak łatwo byłoby unieść teraz łapę i uniknąć ataku. Nie o to tu jednak chodziło.
Wyobraził sobie pomiędzy dyskiem a swoją łapą piaskową ścianę. Ściana miała być gruba na jakieś cztery szpony i miała całkowicie zasłonić jego atakowaną łapę. Dodatkowo ściana piasku miała twardnieć stopniowo tak by w miejscu gdzie wbije się dysk być niczym normalny piasek, zaś tuż przy końcu osiągnąć twardość równą kamieniowi. Piasek miał być zimny, i gesty, tak by dysk wbił się w ściankę i zatrzymał w niej. Nawet jeśli był cienki, to taka ściana i tak powinna być wystarczająco silna, mimo to dodał jednak piaskowi jedną właściwość. Miał on być bardzo lepki. Miał się wręcz przyklejać do dysku, spowalniając go jeszcze bardziej.
Na koniec przelał w wyobraźnie maddarę
Masz fajne uszy Runo, podobne do moich, tylko moje są nieco postrzępione
Z początku naszła go dziwna myśl że możliwe że to Runa jest matką jego i Agresji. Była całkiem podobna do Agresji z wyglądu i miała takie same uszy jak on, szybko jednak odrzucił te myśl zauważając że samica jest zdecydowanie zbyt młoda by takie coś było możliwe Nie atakował Runy. Nie wydała takiego polecenia więc nie wiedział czy powinien.

: 25 lis 2014, 18:16
autor: Pani Wojny
– I jeżeli chodzi o magię to tyle w kwestii podstaw – oznajmiła Runa bez słowa dodatkowego komentarza, który przecież i tak nie był potrzebny – Czy masz do mnie jeszcze jakieś prośby, czy to tyle na dzisiaj?
Popatrzyła na Niepokornego Kolca pytającym wzrokiem.

/Raport MA i MO I

: 27 lis 2014, 18:09
autor: Cętkowane Pióro
To tyle na dzisiaj. – Mruknął cicho przyglądając jej się chwilę.
Tak właściwie, to czemu jesteś czarodziejem? Wydajesz się być całkiem silna i zwinna jak na maga. – Nie dało się ukryć tego że jej ciało było smukłe i całkiem dobrze umięśnione, co u czarodziei było dość rzadkim zjawiskiem. Można by nawet rzec że wygląda niczym średnio wyszkolony łowca, dlatego ciekawiło go niezmiernie, czemu Runa obrała taką drogę a nie inną.
I czemu akurat Runa Ognia? Runa. To Słowo brzmi nietypowo. Skąd taki pomysł na imię? to że nauka się skończyła, nie znaczyło chyba że nie mogli trochę pogadać. Chociaż wątpił by kolorowa samica miała ochotę na jego towarzystwo, to mimo wszystko on sam czułby się głupio gdyby tak po nauce od razu powiedzieć " To tyle, cześć"

: 14 gru 2014, 23:02
autor: Nathi
W Obozie Życia było ostatnio dość ciasno. Gdzie by się nie ruszył – ciągle wpadał na innego smoka. Bawiące się pisklę, uczącego adepta, kogokolwiek. A jedyne, czego tym razem chciał Słowo, było szkolenie. Szybki trening u doświadczonego wojownika, który rozszerzy mu horyzonty i pozwoli spojrzeć na sztukę atakowania na nowo.
Znał takiego smoka. I właśnie nad Błękitną Rzeczką się z nim umówił. Dość daleko od ich miejsca zamieszkania, ale Złudzenie chyba nie będzie miał problemów z rozruszaniem – jak uważał Słowo – starych kości?

: 15 gru 2014, 19:13
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Złudzenie nie miał siebie za młodzieszka. Ale to staruszka też mu wiele brakowało. Nie zamierzał jednak zostawić swoich smoków bez możliwości nauki. Skoro mógł im pomóc. W związku z tym przybył na spotkanie ze Słowem, witając się z nim skinieniem łba. Uśmiech, który ostatnio często gościł na jego pysku teraz przygasł. Zastąpiło go skupienie i powaga. To nie są żarty. Stanął naprzeciwko Słowa i zmrużył delikatnie ślepia.
Atakujesz. Ja się bronię i komentuję. Później znowu ruszasz do ataku. – wyjaśnił i skinął lekko łbem.

: 15 gru 2014, 20:05
autor: Nathi
Odwzajemnił skinienie głowy. Nie trzeba go było długo prosić o przeprowadzenie ataku.
Już dawno nauczył się, że nie warto skupiać się na sile zadanego ciosu – przynajmniej w jego przypadku. On znacznie bardziej wolał obserwować przeciwnika, skupić się na jego ruchach i przeprowadzić błyskawiczny atak w najwrażliwsze, nieosłonięte miejsce.
Słowo śledził uważnie kroki Złudzenia. Gdy ten już przystanął, wojownik ruszył niemal jednocześnie z poleceniem do zaatakowania. Stali nie tak blisko siebie, więc czarnołuski zrobił to, co robił najczęściej – rozpęd w postaci długich, niskich susów zakończony nagłym wyskokiem, tuż przy ziemi. Dzięki temu mógł szybko zaatakować, jednocześnie znajdując się za plecami lub przy ogonie przeciwnika. Ogon był potężną bronią i musiał na niego uważać, ale wciąż uważał go za coś bezpieczniejszego, niż kły, czy pazury. No i miał dobrą pozycję do kolejnego ataku, a tego się przecież teraz uczyli – ataku, nie obrony.
Ugięte łapy miał już gdy przywódca się zbliżał. W jednej chwili napiął wszystkie mięśnie, ruszając do przodu jak strzała. Wykonywał susy jeden po drugim, dostawiając łapy. Obserwował Złudzenie, dopasowując swoje ruchy do biegu i ewentualnie zmieniając swoją pozycję dyskretnym ruchem ogona.
Z początku starał się nakierować w prawo, ale ostatni skok przedłużył, zmieniając jego kierunek. Wystawił prawą łapę, gdy już opadał i tuż przy ziemi wykonał szybkie cięcie, starając się nakierować tak, by kostka prawej przedniej łapy białofutrego wojownika znalazła się na jego drodze. Nadgarstek może nie wydawać się bardzo ważnym elementem, ale gdy nie można postawić łapy na ziemi i próbuje się utrzymać równowagę na trzech kończynach – to ma się niemały problem.
Po wylądowaniu zaszurał w ziemi wszystkimi czterema łapami, obracając się ku rywalowi. Kruczoczarne skrzydła miał przyciśnięte do grzbietu, patrzył spode łba.

//Nie mam pojęcia, czy smoki/psy/cokolwiek przy przednich łapach mają kostki, nadgarstki, czy jeszcze co innego; wiadomo, o co chodzi :P

: 15 gru 2014, 22:49
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Skrzydło nie lekceważył przeciwnika. Wiedział, że jest w stanie powalić Słowo jednym ciosem. Ale nie o to tutaj chodziło. Prawda miał się czegoś nauczyć. A Marzenie czegoś o nim dowiedzieć. Gdy tylko samiec przypuścił atak, białofutry był gotowy. Ale wyczekał do ostatniej chwili. Zamiast odskakiwać czy coś, po prostu uniósł prawą łapę i wyciągnął przed siebie. Niemal wyprostowaną. Niemal, bo nie do końca. Oparł ją na łbie Słowa i zaparł się pozostałymi łapami, aby wyhamować samca. Z uwagi na podniesienie łapy cel ataku zniknął. A jednak Marzenie mógł się poszczycić nieco dłuższymi łapami niż młody, czarnołuski wojownik. Mimo to Życie skinął powoli łbem.
Nieźle. Utrudnienie wojownikowi walki na samym początku to dobry pomysł. Teraz ten sam cel, ale w walce z czarodziejem. – odparł. Cofnął się kilka kroków, ciekaw tego, co zrobi Słowo.

: 16 gru 2014, 0:16
autor: Nathi
No właśnie... Gdzie by zaatakował na samym początku, gdyby walczył z czarodziejem? To dziwne, ale jeszcze nigdy nie pojedynkował się ze smokiem o takiej randze. Nieco go to odpychało. Czasem wypierał fakt istnienia maddary z głowy. Tym bardziej chciał wykonać zadanie poprawnie.
Tylko... jak? Czarodziej o rannej nodze nie będzie mógł tak sprawnie się ruszać, ale przecież nawet nie musiał... Zwykle pewnie stał w miejscu, zamykając się w swoim magicznym świecie i rozmyślając, tworząc w głowie najróżniejsze obrazy i zamieniając je w rzeczywistość.
No właśnie – w głowie. To, jak walczył czarodziej zależało od tego, jak dobrze to sobie wymyślił, wyobraził i przelał maddarę. A nic tak nie utrudnia myślenia, jak ból głowy – Słowo dobrze o tym wiedział. Ranny wojownik mógł rzucić się, wpaść w szał, wyżyć zapominając na chwilę o bólu. Czarodziej męczony okropnym bólem i raną na łbie, próbujący się uspokoić i racjonalnie myśleć był na straconej pozycji.
Głowa była trudnym celem. Ale jeśli nie spróbuje, to nigdy się nie dowie. Złudzenie pochwali go, albo wręcz przeciwnie. Wtedy wskaże mu jego błąd i sprawi, że nie będzie popełniał go w przyszłości.
Teraz wojownicy stali dość blisko siebie. Złudzenie dopiero co przestał dotykać jego łba. Oddalił się trochę, ale wystarczyło zadać szybki, precyzyjny cios, nie trzeba było się rozpędzać.
Stał giętko na łapach, przesuwając swój ciężar na zadnie kończyny i podpierając podłoża długim ogonem drzewnego. Skrzydła spoczywały w bezruchu, a szyja wyciągnięta była badawczo do góry.
Poczuł, jak ciężar ciała przesuwa się niczym kołyska w przód. Opadł na przednie łapy, dostawiając tylne tak blisko, że niemal wszystkie cztery się nie dotknęły. Zrobił ten ruch powoli i ostrożnie, jak czająca się bestia. Tylko po to, aby zyskać element zaskoczenia.
Wyprostował tylne łapy niezwykle szybko, lecąc z ogromną siłą wprost ku pyskowi Złudzenia. Wydał przy tym z siebie donośny ryk. Przednie łapy, lekko ugięte, wystawił do przodu, gotów zadać poważne obrażenia wokół oczu, nozdrzy, pyska przywódcy.

: 16 gru 2014, 16:53
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Tym razem jednak Marzenie zrobił to, co zwykł robić w takich sytuacjach. Unik. Nie odskakiwał. To byłoby głupie w obecnej sytuacji. Zamiast tego szybkim ruchem odbił się łapami od ziemi, jednocześnie przechylając się na prawo, by się odturlać. Skrzydła luźno przy ciele. Miał opanowane to, jak długo powinien się turlać, aby być bezpiecznym. I teraz to wykorzystał. Po odturlaniu się podniósł się, od razu w pozycji gotowości, pyskiem ku Słowu.
Nieźle. Ale smoki raczej chronią swój łeb. Próba uderzenia w nos spowoduje, że smok będzie łzawił. I ciężej będzie mu się skoncentrować. Ale niełatwo tak trafić. Jeśli utrudnisz czarodziejowi oddychanie, także zyskasz kilka chwil. Jego skuteczność się zmniejszy. – wyjaśnił, na jedną krótką chwilę mrużąc ślepia. Jakby myślał o czymś jeszcze.
Jeśli znasz przeciwnika możesz zaatakować to, co w swoim ciele lubi najbardziej. Ja sam kiedyś porządnie oberwałem. Esencji Maddary ledwie udało się mnie uratować. Ale nie uratowała mojego skrzydła. Byłem załamany tym, że nie mogłem wzbić się w powietrze. I przez jakiś czas omijałem arenę szerokim łukiem. – wyznał, po czym znowu skinął łbem. Kolejna próba.

: 16 gru 2014, 17:51
autor: Nathi
Skinął łbem na znak, że zrozumiał. Zanim przeprowadził kolejny atak, postanowił najpierw o coś spytać. W końcu po to między innymi się uczył – mógł wyrzucić z siebie męczące go pytania. Zdobyć wiedzę teoretyczną, niż spróbuje praktyki.
– Zastanawiałem się nad atakami w powietrza. Lub całymi walkami toczonymi na dużej wysokości. Próbowałeś czegoś takiego? Co o tym powiesz? – spytał niepewnie. Smoki były skrzydlate, ale używały ich zwykle do przemieszczania się. A atak od góry? Uniknięcie go musiało być ciężkie. Szczególnie, że dość wrażliwe błony skrzydeł stanowią dużą powierzchnię. Nigdy go niczego takiego nie uczono, ani niczego takiego nie widział. Jakie były plusy, minusy, jak taki atak poprawnie przeprowadzić? Złudzenie był w połowie powietrznym. Musiał wiedzieć.
No proszę, ciekawych rzeczy dowiadywał się od przywódcy. Najpierw, że nie lubi rywalizować, a teraz, że po ranie zraził się do walk i na długo ich zaprzestał? On, najpotężniejszy wojownik stada?
Tymczasem Słowo przeprowadził kolejny atak. Najpierw przeszedł pół drogi wokół Złudzenia, uważnie go obserwując i oczekując na chwilę nieuwagi, żeby wyczuć przeciwnika. Szedł bokiem, przeplatając wprawnie łapami i wciąż utrzymując kontakt wzrokowy, jeśli tylko Złudzenie postanowił obracać się z nim – a tak prawdopodobnie zrobi, jeśli nie chciał, by wojownik zaszedł go od tyłu.
Słowo zrobił dwa szybkie kroki w kierunku Złudzenia, lekko przeciwnym do tego, w którym krążył, po czym wybił się mocno z podłoża. Wszystkie cztery łapy rozłożył w powietrzu, wystawiając i rozstawiając na boki. Chciał mieć dostęp do jak największej powierzchni – celował w prawe skrzydło. Miał polecieć prosto, nie czekając, aż opadnie. Skoczyć na niego, nie wskoczyć. Rzucić się, wybijając z niskich łap. Wykonał szybkie ruchy ogonem, by przedłużyć i przyspieszyć atak. Kończyny lotne spoczywały przyciśnięte do grzbietu. Czuł, jak ślizga się po jego łuskach powietrze.
Pierwsze miały trafić przednie, rozdzierając delikatne błony. Potem miały dojść i tylne kończyny, zahaczając się o podbrzusze białofutrego, tym samym ciągnąc smoka i usiłując go przewrócić.

: 17 gru 2014, 18:45
autor: Uskrzydlony Marzeniami
//y, że tak zapytam, co chciałeś zrobić? –.–

Skrzydło wysłuchał wątpliwości wojownika, po czym odpowiedział, zanim czarnołuski zdążył przypuścić atak.
W powietrzu jest trudniej. Trudniej jest się obrócić. Opór powietrza jest większy. Trudniej utrzymać równowagę. Ja miałbym jednak nad tobą przewagę. Może i jestem większy, ale jestem nieco lżejszy, mam większe skrzydła. Łatwiej mi manewrować. Łatwo dostrzec atak wyprowadzony z góry, jeśli atakujący nie jest uważny. Nie wlecisz między drzewa, nie narażając się na utratę skrzydeł. Na otwartej przestrzeni widać twój cień. Wady i zalety. – odparł, lekko wzruszając barkami, po czym, jak przypuszczał Słowo, zaczął się obracać tak, żeby mieć go przed sobą. A gdy Prawda skoczył, Złudzenie zrobił unik. Zamierzał odskoczyć do tyłu, odchylając nieco łeb, aby nie dostać ogonem albo zadnią łapą. Wyprostował ugięte łapy i ugiął je podczas lądowania, lekko wczepiając pazury w podłoże. Ogon lekko się kiwał nad ziemią.
Znasz atak, który zawsze się powiedzie? – zapytał, przyglądając się wojownikowi.

: 17 gru 2014, 19:51
autor: Nathi
Słuchał skoncentrowany słów przywódcy. No tak, łatwo zostać zauważonym, ale to problem tylko przy polowaniach. Wśród gałęzi trudno było latać, szczególnie dla tak wielkich stworzeń, jakimi były smoki. Na wolnej przestrzeni – to zależało, od której strony nadlatywał i skąd padało światło. Ale nawet jeśli – to co? Lecąc był szybki. Znacznie szybszy, niż biegnąca sarna, jeleń. Gdzie zwierzę miałoby się schronić, gdyby ogromny, skrzydlaty gad chwycił je w szpony?
Z drugiej strony, jeśli atak by się nie powiódł, to smok straciłby sporo cennego czasu. Może faktycznie lepiej było się skradać, przyczaić i dopiero przeprowadzić atak? Czarnołuski uznał, że nie ma co teraz rozmyślać. Na polowaniu będzie wiedział, co zrobić. Praktyka była cenniejsza, nie dało się obmyślić idealnego sposobu na polowanie.
Ale co z bezpośrednią walką z innym smokiem? Gdyby machać skrzydłami, a celu sięgać tylnymi kończynami, to trudno byłoby się obrońcy bronić. Jeden unik mógłby nie wystarczyć, a stojący na ziemi smok miałby ograniczone możliwości atakowania powietrznego celu. Musiałby wzbić się w powietrze, wtedy obaj mieliby równe szanse. A raczej większe miałby ten, kto wcześniej ćwiczył walki w powietrzu – bo zwykle smoki się na nie nie przygotowywały. W górze rany zadawane byłyby szybciej, a upadek mógłby być śmiertelny.
Mimo to Słowo nie był powietrznym. Nie używał też skrzydeł zbyt często i nie był asem przestworzy. Nie uważał tego za zły pomysł, ale może niekoniecznie dla niego i niekoniecznie teraz. Złudzenie miał rację – bez problemu by go pokonał.
– A czy gdybym znał, to byłbym tu teraz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Odpowiedź była dla niego oczywista. – Nie ma idealnego ataku, bo zadawanie ran nie składa się tylko z ataku, ale i obrony. Idealny atak może zostać skontrowany prostą obroną i na odwrót. Gdyby był taki atak, to walki kończyły by się po kilku sekundach. Na korzyść tego, który go wykonał – mówił powoli, zastanawiając się nad każdym kolejnym słowem. Zwykle nie rozmyślał nad atakami sam z siebie – do tego były treningi. Nauczyciele zawsze potrafili go naprowadzić właściwym pytaniem na właściwą odpowiedź.
A może pytanie było podchwytliwe? Może to była żartobliwa zagadka? Słowo nie znalazł jednak żadnej gry słów, która mówiłaby o zawsze odnoszącym sukces ataku.
Zabrał się za przeprowadzenie kolejnego ataku. Musiał najpierw wybrać cel. Złudzenie stał do niego przodem. Spoglądali na siebie. Wojownik obawiał się, że białofutry zbyt łatwo przewidzi jego ruch. Najpierw musiał się zbliżyć pierwszym atakiem, by kolejne móc przeprowadzić z bliższej odległości. Postanowił ponownie obrać za cel nos. Z prostej przyczyny – już go w łeb raz zaatakował. Czemu by nie spróbować ponownie? Poprzeczka była wysoko, bo głowa była trudnym celem. Mógł nadziać się na pazury przednich łap broniącego, lub giętka szyja mogła oddalić cel ataku. Wtedy jednak nastawione byłoby gardło, a to bardzo ryzykowna zagrywka.
Patrząc na to z innej strony – głowa była najbliższym celem. Jak nie spróbuje, to się nie przekona.
Zrobił ostrożnie dwa szybkie kroki do przodu, wyczekując jakiejkolwiek reakcji obrońcy, która coś by mu powiedziała. Skrzydła, o których jeszcze przed chwilą rozmawiali, były w stanie spoczynku. Ani jeden mięsień nie drgał. Jakby ich nie było. Walczył, ale udało mu się zachować naturalny spokój. O nerwowej utracie kontroli nad ciałem nie było mowy. Łapy stały stabilnie. W w miarę równych odległościach od siebie, z rozluźnionymi stawami, giętko. Czuł pod nimi chłód ziemi i każdą jej nierówność. Skupił się na swoim ciele, na przeciwniku, na ataku. Odetchnął.
Poprawił ogon. Był istotny. Bez niego niemal natychmiast by się przewrócił. Jako smok Życia potrafił docenić każdą swoją część ciała. Uznać ją za coś przydatnego. Za prawdziwy dar, z którego zamierzał godnie skorzystać. Opuścił łeb. Bo linie proste były ważne – teraz jego szyja tworzyła taki z linią grzbietu i ogonem.
Skupił się, bo teraz chciał wykonać serię. Rzucić się w wir walki, nie przystając co krok, aby pogadać. Musiał dać upust emocjom, wyżyć się, mieć prawdziwy trening. Dostać wycisk, jak u Nauczyciela. Dobrą lekcję, która pokaże mu, jak wiele się jeszcze musi nauczyć.
Ruszył niczym maszyna. Jego kości, poruszane przez niezwykłą moc mięśni, której sam nie do końca rozumiał – jak to wszystko mogło działać? Sprawka bogów? Maddary? Miał nadzieję, że nie. Nie ufał niematerialnym rzeczom.
Od razu przeszedł do wykonywania szybkich kroków. Nie stali tak daleko siebie. Zwykle szedł w innym kierunku, niż planował zaatakować, dla zmyłki. Może tym razem lepszą zmyłką będzie jej brak? Zaoszczędzi na czasie, rezygnując z manewrów, kombinacji. Podbiegł lekkim krokiem, nisko na nogach, choć ledwo muskając podłoże łapami. Jakby lewitował. Jako drzewny też musiał być bardzo lekki.
Napiął mięśnie na krótko przed wykonaniem skoku, aby przywódca pomyślał, że właśnie ma zamiar go wykonać. Być może zmusi go do przedwczesnej reakcji, ruszenia łap, aby zaatakować wtedy, kiedy samiec będzie miał trudności z obroną? W rzeczywistości odczekał bardzo krótką chwilę przed wyskokiem, nieruchomo, gotów do wyskoku. Siła poszła głównie z tylnych łap, by skoczyć wyżej, niż dalej. Ogon świsnął, dodając skoku siły. Lewą łapę uniósł wyżej, jakby prowadziła za sobą resztę smoczego ciała. Poprowadził ją po łuku w kierunku przedniej części szczęki Złudzenia Życia. Wiedział, że nie potrzeba dużej siły – wystarczy precyzja. Pamiętał o słowach nauczyciela, że uderzenie w nos powoduje łzawienie. Zmuszając przeciwnika do zamknięcia paszczy można było spodziewać się również wybicia mu zębów, czy nawet ugryzienia języka.
Następnie cofnął łapę, niczym dźwignia zastępując ją prawą. Prawa miała rozciąć okolice złotego oka, zostawiając po swoich pazurach pionową ranę, przedłużoną podczas opadania na ziemię. Wrócił do pozycji sprzed ataku, najpierw lądując tylną częścią ciała, a potem dostawiając tylną. Jakby czas leciał do tyłu.
W kluczowych momentach wydawał z siebie głośny oddech, by nadać sobie rytm i kontrolować oddychanie, nie zmęczyć się.