Strona 8 z 35

: 12 maja 2015, 19:27
autor: Słodki Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Dzień był słoneczny i ciepły. Wybrałem się na mały spacer. Pogoda sama dawała znać by gdzieś się wybrać. Truchtem biegłem przed siebie. Mniemałem celu, sam bieg sprawiał mi przyjemność. Wiatr miło mnie chłodził. Czego chcieć więcej.
Jakiś czas biegłem przed siebie, puki nie znalazłem dużej równiny. Zatrzymuje się jakieś 10 jardów od początku równiny i nadal nie pojmowałem jaka ona duża. Po jednej stronie był las, a raczej puszcza, po drugiej w tle majaczyły jakieś góry.
Znalazłem jakiś głaz wystający z traw. Wspiąłem się na niego i grzałem w słońcu podziwiając okolice. Nagle wiatr zmienił kierunek i poczułem bardzo znajomą woń. Spoglądam się w stroną z której przeszedłem,a tam stała moja mama z nieodgadnionym wyrazem pyszczka.
To mnie znalazłaś (=^.^=) – powiedziałem to z lekkim wstydem, zakłopotaniem w głosie. Przez to, że zostałem tak łatwo złapany.

: 12 maja 2015, 19:37
autor: Zorza Północy
Opuściłam swe legowisko, którego nie musiałam dzielić ze swym mimowolnym partnerem, widząc jasny cień przemykający u niskiego wejścia do jamy. Wciągnęłam znajome powietrze, unosząc nieco długie uszy. Gdzie też wybierał się ten mój syn? Czułam głebokie wyrzuty sumienia, jak zawsze, gdy wspominałam swego pierworodnego. Czułam, że go zawiodłam tak, jak moja matka zawiodła mnie. Nie poświęcałam mu zbyt wiele uwagi i to drażniło mnie, niczym ćmiąca ciągle rana, nie mogąca się zagoić.
Ruszyłam wolnym krokiem za synem, nie chcąc, aby od razu mnie spostrzegł. Byłam ciekawa, gdzie się wybierał, co robił, gdy nie obdarzałam go tak potrzebną opieką i uwagą. Czy znalazł kogoś, kto mu mnie zastąpi? Ta myśl bolała równie dotkliwie, co żal, który przygiął me uszy do potylicy.
Zmrużyłam powieki, widząc, że samczyk zbliża się do Dzikiej Puszczy, na jej skraj, gdzie rozciągała się rozległa równina porośnięta mrowiem zielonych traw, niemalże kryjących go w swych kaskadach.
Białe ciałko lśniło w promieniach Ognistego Ślepia. Nie mogłam uwierzyć, że to pisklę, które jeszcze nie tak dawno wydawało się takie nieporadne, delikatne, już kolejnej jutrzni ukończy swój piąty księżyc.
Wypuściłam wolno mroźne powietrze poprzez rozdęte nozdrza, gdy samczyk znieruchomiał nagle i wygiął delikatną szyjkę, odwracając smukły łeb ku mnie, a jego szafirowe ślepka spojrzały na mnie.
Końcówka mego ogona zadrżała, a ja postąpiłam kilka kroków ku synowi, stając w końcu z niejakim wahaniem u jego boku, aby musnąć ramieniem skrzydła jego grzbiet.
W końcu odnalazłam drogę ku tobie – odrzekłam nieco enigmatycznie cichym głosem.
Chciałam naprawić to, co mogłam jeszcze uratować, nim syn znienawidzi mnie, tak jak ja w końcu własnego ojca.
Wargi rozciągnęły się nieznacznie w być może nieśmiałym uśmiechu, gdy przysiadła na zadnich łapach.
Jak się miewasz, synku? Mam nadzieję, że wybaczysz matce to, iż pokusiła się o małe szpiegostwo – mrugnęłam do niego, uśmiechając się odrobinkę szerzej.

: 12 maja 2015, 20:04
autor: Słodki Kolec
Na widok uśmiechu Ulotnej to odrazy kamień z serca. Zeskoczyłem z głazu i pobiegłem do niej niczym kot.
Nie w cale się nie obraziłem, że mnie śledziłaś. – tule ją, z miłym uśmiechem na pyszczku – Może się w coś pobawimy?
Odbiegam od niej i robię ninje w chaszczach na równinie. "Czuje się jak ninja. Przyczajony tygrys ukryty smok." Taka myśl towarzyszyła mi przez cały czas jak się skitrałem w chaszczach.

: 14 maja 2015, 14:07
autor: Zorza Północy
Obserwowałam, jak maluch zeskakuje z głazu i podbiega do mnie, niczym wilcze szczenię, kołysząc przy tym energicznie długim, wiotkim ogonkiem. Sięgał mi zaledwie ponad kolana, był jeszcze taki mały, ale rósł i nie mogłam zaprzeczyć, że ominęło mnie znacznie więcej, niżbym chciała sie do tego przyznać.
Zniżyłam łeb i liznęłam syna tuż koło rozrastających się rogów, z uśmiechem patrząc, jak zaraz zmyka ku chaszczom. Zaśmiałam się mimowolnie, przypominając sobie własne pisklęce księżyce, które już dawno były za mną. Ale kto powiedział, że czasem nie mogłam dać dojśc do głosu swemu wewnętrznemu pisklakowi?
Ugięłam łapy i skoczyłam za nim, zniżając łeb i wyciągając szyję, goniąc młodego z równym zapałem, jak ten uciekał.

: 14 maja 2015, 20:54
autor: Słodki Kolec
Mama siedziała mi na ogonie. Próbowałem ją zgubić ale ona była ciągle ogon, 2 za mną. trawa była wysoka, lecz słońce odpijało się od moich łusek. Ta zabawa była świetna, lecz wiedziałem, że szybko się skończy.
Podczas biegu znalazłem mały tunel do którego się wcisnąłem i przelazłem na drugą stron. Koniec tunelu był centralnie w wysokich drzewach przy granicy puszczy. Wdrapałem sie na nie i czekałem, aż ulotna mnie znajdzie.

: 18 maja 2015, 15:00
autor: Zorza Północy
Biegła za synem, pozwalając mu jednak przejąć prowadzenie. Oczywistym było, że gdyby zapragnęła, już dawno by go wyprzedziła jednym susem. Ale chciała dać synowi poczucie, że dałby radę uczynić wszystko, jeżeli tylko zapragnie i włoży w to wysiłek. Zauważyła niewielki rów, a w nim powalony spróchniały pień drzewa o pustym wnętrzu, do którego wślizgnął się jasnołuski samczyk. Dostrzegła tylko wiotką końcówke ogona, która mignęła jej przed ślepiami.
Zatrzymała się, unosząc pysk, obserwując, jak samczyk wdrapuje się na drzewo, w ostatniej chwili odwróciła się tak, aby młody nie wiedział, jak go obserwowała.
Wtedy też poczęła krążyć wokół drzew, uprzednio przeskoczywszy rów z powalonym drzewem.
Shiro! Gdzie się podziałeś, mały nicponiu? I tak cię znajdę – mówiła głośnym głosem, niczym jakiś czarny charakter.
Długi ogon kołysał się za Czarodziejką, gdy poczęła okrążac drzewo, na którym siedział Shiro, ale specjalnie nie patrzyła w górę.

: 18 maja 2015, 22:23
autor: Słodki Kolec
Zaśmiałem się głośno na ten widok. Wiedziałem, że mnie widziała, a teraz na dodatek usłyszała.
Poddaję się – wychylam się z liści i patrzę na mamę – Teraz w co się pobawimy – na moim pyszczku pojawił się teatralny uśmiech nr 07.

: 19 maja 2015, 13:10
autor: Zorza Północy
/Staraj się pisać bardziej rozbudowane posty :P

Zachichotała, kiedy posłyszała szelest listków nad sobą. Uniosła smukły łeb, a morskie ślepia skierowały się ku samczykowi. Siedział na jednej z większych gałęzi, to bardzo dobrze.
Uniosła zawadiacko długie uszyska.
A co powiesz na to, aby wznieść się w powietrze? – zagaiła z szelmowskim uśmiechem.
To jest duży konar, a skoro wdałeś się w tatusia, to wczep pazurki w korę, a następnie rozłóż swoje skrzydła na boki. Na sam początek po prostu zacznij nimi machać w górę i w dół, aby przyzwyczaić się do ich używania. Powiedz mi, co wtedy czujesz – rzuciła, obserwując czujnie syna, gotowa go pochwycić, gdyby jednak spadł z drzewa.

: 19 maja 2015, 18:56
autor: Słodki Kolec
Zrobiłem jak kazała mi mama. Stanąłem w pozycji gotowości. Ugiąłem łapy, ogon i głowę ułożyłem w jednej linii. Jak stanąłem wygodnie to wczepiłem całe 4 komplety pazurów w pień drzewa. Powoli rozłożyłem skrzydła. Rozciągnąłem wszystkie mięśnie i ścięgna na nich. Powoli zacząłem nimi poruszać. To w górę, to w dół. Było to całkiem miłe uczucie, jak powietrze zatrzymywało się na mojej błonie.
Poruszałem nimi tak długo do puki nie zacząłem to robić tego machinalnie
Czuję miły opór powietrza na nich, co utrudnia mi poruszanie nimi. Trzeba w to włożyć dużo energii. – mówię przestając machać skrzydłami, by złapać oddech – Teraz co mam zrobić?

: 22 maja 2015, 19:07
autor: Zorza Północy
Obserwowała uważnie poczynania samczyka z delikatnym uśmiechem malującym sie na smukłym pysku. Z zadowoleniem zauważyła, jak przyjmuje dogodniejszą pozycję, a następnie porusza skrzydłami.
Tak, właśnie tak. Nie przerywaj poruszania skrzydłami. Następnie zeskocz z gałęzi, nadal mocno nimi machając, zgarniając powietrze bardziej pod siebie, aby utrzymać się w powietrzu. Ogon nieco rozluźniony, on pomaga zachować równowagę – poinstruowała go.

: 22 maja 2015, 19:40
autor: Słodki Kolec
Na polecenie Ulotnej znowu zacząłem mocno machać skrzydłami. Tym razem wyginałem je do środka. Tak, że końcówką dotykałem torsu.
Patrzyłem w dół myśląc "Dam rade, dam rade...", a gdy się mocno wychyliłem to obleciał mnie strach. "Chyba nie dam rady... Nie, DAM RADĘ" krzyczę w myślach.
Odczepiłem komplet pazurków razy cztery i skoczyłem mocno, mocno, a nawet bardzo mocno machając skrzydłami. Łapki podkurczyłem i ułożyłem je wzdłuż ciała. Mięśnie miło pracowały dając satysfakcje. Pierwszego razu. Pierwszy lot. To było coś niesamowitego. Mięśnie na ogonie lekko rozluźniłem, a on sam lekko latał. Działał niczym ster.
Ja latam... – w moim głosie było słychać niedowierzanie, zachwyt, że osiągnąłem coś wielkiego. Powietrze miło mnie łaskotało – JA LATAM!!! – krzyczę – [/color]Co mam jeszcze robić?[/color] – pytam unosząc się w miejscu

: 22 maja 2015, 22:01
autor: Zorza Północy
Zakołysała energicznie ogonem, zadowolona patrząc, jak samczyk skacze, machając skrzydłami. Zawisł w powietrzu, najpierw opadłszy kilka szponów w dół.
Bardzo dobrze, teraz, jeżeli chcesz polecieć do przodu, musisz skrzydłami zgarniać powietrze pod, jak i za siebie. Zamaszyste ruchy w dół i w górę, w tył. Szyja wyciągnięta do przodu, ogon równolegle do ziemi – instruowała go, nadal obserwując go uważnie, gotowa interweniować w razie problemów,

: 23 maja 2015, 20:34
autor: Słodki Kolec
Wysłuchałem polecenia wydanego przez Ulotną i zacząłem tak wyginać skrzydła by powietrze leciało po de mnie. Głowę wyciągałem do przodu, a ogon ustawiłem równolegle do ziemi. Łapki przycisnąłem do siebie.
Machałem mocno. Skrzydła zagarniały powietrze. Powoli się wznowiłem. Wtedy wpadłem an pomysł czy by spróbować skręcić w locie jak w biegu. Przypomniałem sobie jak skręca się w biegu i wypróbowałem to w locie. Ciało wygiąłem w łuk, a jedno skrzydło przybliżyłem do siebie, co spowodowało zmianę środka ciężkości na jedną stronę. Ten manewr pozwolił mi zmienić kierunek.
Leciałem prosto na mamę przeleciałem obok niej i znowu przerzuciłem środek ciężkości, tym razem delikatnie skręciłem w prawo. Okrążyłem samicę życia z zatrzymałem się przed nią w odległości jednego jarda i popatrzyłem na nią szafirowym spojrzeniem pełnym
Podobało się? – podleciałem do niej i ją mocno przytuliłem

: 24 maja 2015, 22:24
autor: Zorza Północy
Ulotna chwilę wpatrywała się w syna z zaciekawieniem. Widziała, że majstruje przy ułożeniu ciała, ze skrzydłami. Wargi smoczycy drgnęły, a następnie wstała, uginając wszystkie łapy, jednocześnie rozkładając rozłożyste ramiona skrzydeł i wyskoczyła w górę, zgarniając powietrze zamaszystymi ruchami pod siebie. Szybko dogoniła syna z dźwięcznym śmiechem, zawisnąwszy skrzydło od niego, aby go nie zdekoncentrować.
Prawie być skręcił. Ale zapomniałeś o ogonie, on jest twoim sterem. Gdy chcesz skręcić wykręcasz delikatnie ciało w stronę skrętu, przechylając się w tamtą stronę, ale odwrotnie, jak to jest w bieganiu, ogon skręca w kierunku skrętu, pamiętaj. A więc teraz spróbuj mnie dogonić – wyrzekła i machnąwszy kilkakrotnie skrzydłami, wyciągnęła szyję do przodu, ogon równolegle do ziemi i poszybowała na prądach powietrza wprzód, a następnie wyciągnęła się w górę, machając skrzydłami nieco mocniej.

: 24 maja 2015, 23:07
autor: Słodki Kolec
Zauważyłem jak mama mnie wyprzedza i namawia do wyścigu. Nie byłem jej długo dłużny.
Zawrociłem prawie w miejscu. Wygiąłem ciało w łuk. Ogon dałem na prawą stronę, co pozwoliło mi skręcić. Skierowałem się w stronę samicy. Skrzydłami zacząłem mocno machać. Zagarniałem nimi powietrze do środka, po de mnie. Tak aby mógł przyspieszyć i się wznieść wyżej. Lecz było to trudne. Samica leciała zbyt szybko jak na mnie, lecz się nie podawałem.
Zacząłem skrzydłami machać jeszcze mocniej. Zataczałem nimi co raz większy łuk, póki nie wynosił on prawie pełne pół koła. Końcówki się dotykały na górze, nad grzbietem i na dole pod łapami. Przy brzuchu. Ogon delikatnie falował pod wpływem pędu powietrza. Łapy przednie miałem przyciśnięte do siebie, a tylnie ułożyły się wraz z wiatrem, w stronę ogona.
Do mamy dzieliło mnie z 3 skrzydła. Ona się ciągle oddalała. Włożyłem w machanie skrzydłami całą energię, jaką posiadałem. "Nie podawaj się..." motywowalem się ciągle.
Wstąpiła we mnie nowa siła i zacząłem machać jeszcze szybciej. Zagarniałem skrzydłami bardzo dużo powietrza. Nagle poczułem ciepły wiatr na pysku. "To musi być to... ". Gdy wleciałem cały w prąd powietrzu to lekko zwolniłem. Skrzydła przestały stykać się na górze. Zacząłem robić nimi co raz precyzyjne ruchy. Zadarniałem nimi powietrze delikatniej, a jednocześnie stanowczo i mocno. Łapy mi zwisały w powietrzu, a ogon falował na wietrze, to leciutko w górę, a to leciutko w dół. Dogonienie samicy w tym prądzie było o wiele łatwiejsze i mniej wymagające. Tym razem dzieliło nas tylko 2 skrzydła. Przyśpieszyłem znowu. Wrzuciłem piąty bieg. Skrzydła znów zataczały swe półkola. Znów dorosły się czubkami. Z wszystkich sił próbowałem ja dogonić.
Po dłuższej chwili mi się to udało. Przegoniłem ją i zatrzymałem się w miejscu około półtora skrzydła od niej.
U-uda-udało s-się – wydyszałem, sapiąc jak parowóz – Po-podobało się? – w moim głosie było słychać sadysfakcje i nadzieję, że dobrze to zrobiłem.

: 08 cze 2015, 18:34
autor: Aatrox
Aatrox z terenów swego stada przeszedł na Wspólne Tereny i po dość długim szukaniu znalazł równinę gdzie mógł złapać trochę słońca no i ciszy, wszyscy w stadzie cały czas tylko mówili o jakimś ważnym zadaniu. Aatroxa niestety nie wtajemniczono mówiąc iż jest na to zbyt młody. Toteż szybko się stamtąd zmył i dotarł na równinę. Tam ułożył swe szlachetne cielsko na trawie i łeb skierował ku ziemi pozwalając by słońce go przygrzewało. Uwieilbiał te chwile kiedy mógł spokojnie usiąść i pomyśleć, nie stresować się. Wtedy nachodziły go te wspomnienia, wspomnienia które wolałby skasować, jednak nie da się. Pamiętał spojrzenie jego biologicznej matki gdy go wyganiała, pamiętał ten ból gdy ugryzła go w skrzydło, rozwinął rzeczone skrzydło i przyjrzał się mu krytycznie.

: 08 cze 2015, 20:03
autor: Niewinna Łuska
Jak zwykle poruszał się pieszo. I bynajmniej nie był to powolny spacerek. Kaszmir miał w zwyczaju Przemieszczać Się. To znaczy docierać z miejsca na miejsce nie byle jak i na odwal, rozckliwiając się nad jakimiś widoczkami. On docierał jak najszybciej z punktu A do B, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że nie dało się tego zrobić w tempie jeszcze bardziej naglącym. Nie żeby był nerwowy. Po prostu miał zbyt dużo energii. Szczególnie teraz. Będą walczyć. To już było pewne. A z kim? No ze sobą na wzajem. Życie z Życiem. Debilizm w najczystszej postaci. Czemu takie rzeczy mają prawo się dziać? Adept był wściekły i tej wściekłości dawał ujść w trakcie maratonu. Chciał znaleźć miejsce, które byłoby puste i dobre na trening. Musi jeszcze poćwiczyć, nim zostanie zaatakowany przez kogoś ze swojej rodziny. Sapnął z obrzydzeniem, narzucając wyższe tempo. Ilość energii do wyładowania nie dorównywała możliwościom jego łap. Jeszcze chwila i odmówią mu posłuszeństwa. Uśmiechnął się pod nosem, między ciężkimi, forsownymi wdechami. Jeszcze kawałek. Da radę. Zebrał się w sobie i... nagle zobaczył coś na swojej drodze. Niezbyt wielkie, ale tuż pod swoimi łapami. Reakcja była natychmiastowa. Odbił się od ziemi, przeskakując niespodziewaną przeszkodę. Wylądował po jej drugiej stronie miękko, wytracając cały impet gwałtownym ugięciem łap i przypadnięciem całego ciała do ziemi. Zarył pazurami w miękkim gruncie, jednocześnie obracając się za siebie. Co to było? Jak mógł nie zauważyć tego... smoka? Pisklę leżało sobie tutaj jak gdyby nigdy nic.
– Hej ty – warknął przez zaciśnięte zęby, ledwie łapiąc oddech. Zdawało się, że zaraz padnie coś w stylu "uważaj gdzie leżysz". Nic takiego jednak nie nastąpiło. Po sekundzie dyszenia, głos Kaszmira nagle złagodniał. – Nic Ci nie jest?
Popatrzył na pisklę z troską. Przecież mogło się mu lub jej coś stać. A on chciał jeszcze na warczeć na młodego. Co ostatnio było z nim nie tak? Sam siebie przestawał poznawać. Badał pisklę spojrzeniem swoich wielkich, szafirowych ślepi. Skąd pochodzi? Niuch, chyba z ognia. Ale nie pachnie wulkanem tak mocno jak wszyscy.

: 08 cze 2015, 20:13
autor: Aatrox
Gdy nad sobą zobaczył cień innego smoka westchnął. Koniec przyjemnego odpoczynku, wstał i dopiero teraz okazało się jak w pełnej krasie wygląda Aatrox. Niebiesko-biało-złoty smok spojrzał na tego drugiego. Nabrał powietrza, rozpoznał woń stada życia.
– Nie nic. Wybacz iż się tak wyłożyłem, po prostu łapałem słońce – powiedział i zaśmiał sie lekko. Aatrox był przyjaznym smokiem, nie zważał na konflikty między stadne.

: 08 cze 2015, 20:25
autor: Niewinna Łuska
Konfliktów nie było. Jeszcze. Życie miało wystarczająco dużo konfliktów na głowie, żeby zawracać sobie dodatkowo łepetynę utarczkami z zaprzyjaźnionym od dawna Ogniem. Kaszmir uczył wiele piskląt z tego stada, jakby były z jego własnego. Gdy Aatrox wstał, Kaszmir nie mógł opanować uśmiechu, który wypełzł na jego pysk.
– Auć, auć! – zaśmiał się, przysłaniając skrzydłem oczy. – Ale razisz! Poddaję się!
Ok, żarty żartami, ale całkiem ciekawy okaz w rzeczy samej.
– Nie wyglądasz jak żadne inne pisklę z Ognia. Jak nazywają się twoi rodzice? – zagadnął, ciekawie obserwując nowego. – Ah! Nie przedstawiłem się. Kaszmirowy Kolec. Adept Życia.
Podnosił kolejno łapy, rozluźniając je po biegu. Przeczesał też burzę włosów, goszczącą okazyjnie na jego karku i ogonie. Coraz mniej przypominał rozpędzonego demona, a wracał do postaci puchatego, lekko infantylnego smoka.

: 08 cze 2015, 20:34
autor: Aatrox
Roześmiał sie z żartu Kaszmirowego Kolca. Dziwny był z niego smok, zabawny. Rzadks to cecha w tych czasach, Aatrox już go polubił, co rzadko się zdarza.
– Moi rodzice jak i ja pochodzą spoza bariery. Zostałem przygarnięty przez Ogień jeśli musisz wiedzieć. – powiedział smętnym tonem, nie lubił poruszać tego tematu.
Jestem Aatrox pisklak zza bariery – powiedział krzywiąc sie. Nie chciał poruszać tego akurat tematu ale wypada się przedstawić.

: 08 cze 2015, 21:04
autor: Niewinna Łuska
– Ah, rozumiem – skwitował jego opowieść, wyjaśniającą nieco jego nietypowy wygląd. – Ale... pachniesz też Ogniem. Przyjęli Cię już? Jeśli tak, to dobrze. Bardzo miłe smoki. I porządne stado.
To ostatnie powiedział dość niemrawo. Może to była nuta... zazdrości? Ogień nie przechodził takich problemów, jak co poniektóre stada. Tylko pozazdrościć.
– Witaj w Wolnych Stadach – przerwał ciszę, przybierając z lekka uroczysty ton. Widać było, że traktował to z przymrużeniem oka. Trochę, jak jakiś szalony marszałek wyimaginowanego sejmu. – Na pewno Ci się tutaj spodoba, skądkolwiek nie pochodzisz! Jeśli jesteś silnym smokiem, to każde stado przyjmie Cię z otwartymi ramionami. I wyszkoli na jednego ze swoich. Wojownika czy tam... czarodzieja? Albo jeszcze kogoś innego.
Adept przysiadł naprzeciwko swojego młodszego rozmówcy. Cóż, trening mu nie ucieknie. A ten złoty ptaszek może w każdej chwili. Skoro już na niego wpadł (dosłownie) to czemu by tego nie wykorzystać?