Strona 8 z 21
: 02 maja 2017, 15:49
autor: Jad Duszy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W złotych oczach wciąż można było dostrzec jedynie kpiące rozbawienie. Oprawca machnął lekko ogonem, jakby z lekceważeniem – nie Płaczu, ale samego tematu. Czy było to aż tak dziwne? Z perspektywy innych pewnie tak. On jednak dostrzegał świat z innej perspektywy niż większość smoków.
–
Nie będę cię uczył, jak masz zabijać mnie czy kogokolwiek innego – powiedział do wodnego smoka.
–
Jestem tu, żeby nauczyć cię walczyć, a jeśli nie dostrzegasz subtelnej różnicy między sztuką walki a sztuką zabijania, to szukaj kogoś innego – powiedział z cynizmem w głosie. W końcu nie obiecywał nauczania ZABÓJCY, a WOJOWNIKA. Za to pierwsze musiałby pobrać opłatę. Niektórzy zdawali się nie rozumieć, że walka to nie tylko próba zabicia przeciwnika.
: 02 maja 2017, 16:05
autor: Płacz Aniołów
Uniósł łuki brwiowe i uśmiechnął się rozbawiony. Oprawca zdążył już zapomnieć, że sam zaczął rozmowę opartą na żartach? Zastępca nie zauważył, kiedy rozmowa stała się poważna, skoro zaczęli ją w taki sposób. Jeśli jednak sam chcesz spróbować musisz się trochę podszkolić. Domyślam się, że właśnie po to tu jesteśmy... Chyba, że to futrzasty ma inne pojęcie o poczuciu humoru i nie miał pojęcia, jak prowadzić rozmowę.
– A myślałem, że tylko gdybamy... Skąd wzięcie tego na poważnie, Oprawco? Skoro sam zacząłeś rozmawiać w taki sposób? – uśmiechnął się wrednie i lekko przekrzywił swój łeb w bok. Może starzec trochę zesztywniał? Płacz miał nadzieję, że chociaż przy nauce Prorok nieco oderwie się od codziennej nudy.
Czy on właściwie liczył na to, że będzie sobie żartował razem z Oprawcą? No, tak. A na pewno, liczył na to, by rozmowa była luźna. Skoro obaj uważali tak samo, że ich ranga nie przeszkadza w tym... chyba, że oczekiwał zbyt wiele.
– Więc będziemy poważni, skoro nie masz już humoru. Oby tylko ta nauka... wojownika, nie zabójcy, Cię nie zanudziła. – dodał. I nie zanudziła też jego samego.
: 03 maja 2017, 13:38
autor: Jad Duszy
Każdy ko myślał, że zna Oprawcę i wie, co siedzi w jego głowie był głupcem. Po prostu. Aby go poznać nie wystarczyło jedno czy dwa krótkie spotkania. Czasem zastanawiał się czy poza jego kompanami ktokolwiek wie cokolwiek na jego temat – poza rzezami oczywistymi. Ale ni przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie.
– Po waszych ostatnich zabawach ciężko stwierdzić czy nie łączycie jednego z drugim – skwitował z cierpkim uśmiechem. Jednocześnie coś w jego głosie dawało znać, że taka zabawa nie była mu obca – ani nie była mu sola w oku.
– Znudzisz się, zapewniam. A to dlatego, ze musisz mi najpierw opowiedzieć kilka rzeczy. na przykład czy jest coś, co chciałbyś przerobić czy tam poznać... A w międzyczasie przyjąć pozycje, bo zauważyłem, że robicie często błędy. Co nie jest winą waszą, a waszych nauczycieli – stwierdził cynicznie. Jeden błąd rodzi drugi. Ciekaw, czy nauczyciel Płaczu należał do tych, którzy popełniali błędy – a zatem i uczyli błędnie.
: 03 maja 2017, 17:14
autor: Płacz Aniołów
Czy myślał, że zna Oprawcę? Absolutnie nie. Ale często właśnie nieznajomość jest pretekstem do tego, by sprawdzić, na jaki sposób rozmowy można sobie pozwolić u drugiego smoka. Nie mówiąc już o tym, że jest to doskonały pretekst do poznania takiej osoby. Ale być może akurat na takie spoufalanie się Oprawca sobie nie pozwoli. A Płacz powoli to zauważa.
Na zgryźliwy komentarz Jadu odpowiedział jedynie niskim chichotem. Zupełnie nie brał do siebie jego złośliwych docinek ani nie czerpał z nich jakichś wartości moralnych. Co najwyżej mogło się mu wydawać to urocze z tego względu, że Prorokowi tak to zapadło w pamięć i tak bardzo to wypomina.
Aż w końcu powoli zaczęli przechodzić do nauki. Wojownik musiał odkurzyć nieco swoją pamięć i przypomnieć sobie z kim się czego uczył.
– Miałem dwóch nauczycieli. Ataku uczyła mnie wojowniczka Wody, a obrony Łowczyni Ziemi. Obie miały bardzo podobne sposoby nauczania. – uprzedził pierw Oprawcę, a w trakcie mówienia przyjął pozycję, o którą czerwony go prosił.
Łapy rozstawił nieco szerzej, niż jest to naturalnie. Te ugiął w stawach na tyle, by stać stabilnie i pewnie na ziemi, ale nie na tyle nisko, by brzuch zawadzał o ziemię. Musiał zostawić sobie trochę miejsca, by w ewentualności móc spiąć mięśnie i przygotować ciało do odskoku czy ataku. Łeb pochylił tak, by był na wysokości linii barków, a pyskiem zasłonił swoją gardziel. Miało to służyć temu, by w razie ataku drapieżnika, narzędzie ataku nie sięgnęło najdelikatniejszej części ciała smoka. Ogon uniósł się nad ziemię, będąc w zbliżeniu na poziomie kręgosłupa i nieco usztywnił go. Służyło to temu, by ogon nie plątał się pod łapami, ale i spełniał swoją funkcję przy nagłych ruchach – czyli utrzymać równowagę. Na koniec zostawił skrzydła. Te złożył, poprawił wzdłuż boków ciała i przycisnął lekko do żeber. Na tyle, by nie przeszkadzały, ale i na tyle, by nie dusiły go i nie ograniczały ruchów. Z taką pozycją spojrzał na swojego nauczyciela, dając mu znak, że jest gotowy.
– Podczas walk zauważyłem, że mało efektownie udaje mi się zranić przeciwnika, gdy próbuję zaatakować czymś innym, niż łapami. Trochę, jakbym nie umiał odpowiednio skorzystać z innych narzędzi. – przyznał Jadowi. Dostanie poradę, czy krytykę? Cóż, z obu rzeczy z pewnością coś wyciągnie.
: 03 maja 2017, 20:22
autor: Jad Duszy
Prychnął z lekkim rozbawieniem.
– Większość ma podobne sposoby nauczania. Brakuje im wyobraźni co do sposobów, w jaki mogliby urozmaicić naukę. – skwitował z krzywym uśmiechem, mówiąc jednak jedynie prawdę. Bo czy komuś obecnie chciało się robić coś ponad niezbędne minimum? Nawet walczyć na arenie im się nie chciało – przynajmniej w przypadku zdecydowanej większości. o prowadzeniu wojen już lepiej nie wspominać.
Przyglądał się pozycji przyjętej przez Płacz Aniołów.
– Łapy nie muszą być tak szeroko, ma ci być wygodnie. Ugnij jej jedynie tak, by twój krok był sprężysty. Prawe łapy ustaw lekko przed lewymi... Lub odwrotnie, w zależności od tego, która łapa lepiej ci atakować. nie usztywniaj ogona, a skrzydła przyciśnij mocniej. Nie chodzi tylko o to, by nie przeszkadzały tobie. Nie mogą stanowić zbyt łatwego łupu dla przeciwnika – powiedział do Wojownika Wody. Na jego słowa uśmiechnął się lekko.
– Jako Wojownik polegający głównie na swojej szybkości nie masz aż tylu możliwości jak smok walczący przy pomocy siły. W takich przypadkach łapy, a dokładniej pazury stanowią główna broń. Poza nimi możesz korzystać również z kłów, o ile nie próbujesz zmiażdżyć nimi przeciwnika, a rozszarpać jego ciało. Dawniej to właśnie szybcy Wojownicy przeważali nad silnymi, obecnie proporcje się odwróciły. Stało się to zapewne za sprawą faktu, że znaleziono sposób na radzenie sobie z Czarodziejami przy użyciu siły. Chcesz zacząć od ataku czy obrony? A może wszystko razem? – Zapytał.
: 11 maja 2017, 21:53
autor: Płacz Aniołów
Wyobraźni... albo chęci. – pomyślał. Mówił za siebie? Akurat on starał się urozmaicać swoje nauki, gdy przyszło mu szkolić pisklęta lub adeptów. Ale czy chciało mu się to robić, to już druga kwestia. Nie zaprzeczał jednak słowom Oprawcy, bo nawet i w tym miał rację. Niektórzy zaś chcą uczyć, ale nie bardzo mają pojęcie jak.
Następnie przyszła korekta pozycji. Były to, co prawda, drobne uwagi, ale wydawały się mu dość istotne. Zaraz po wysłuchaniu słów Proroka, Wojownik poprawił swoje łapy, ustawiając je odrobinę bliżej siebie, a prawą stronę wysunął w przód przed lewą. Przywykł do walki właśnie prawą łapą, choć i lewej też nie oszczędzał. Mięśnie ogona się rozluźniły na tyle, by kończyna nie była sztywna, ale nadal tak, by znajdowała się nad ziemią. Wiadomym było, że w trakcie walki ogon i tak służy w większości jako narzędzie do utrzymywania równowagi, więc w ruchu i tak będzie dochodziło do spinania mięśni. Może chodzi o to, by był bardziej giętki? Sam nie był do końca przekonany, ale czy to wprowadzi jakąś zmianę, to zaraz się dowie. W trakcie nauki.
Na końcu skrzydła. Łypnął szybko ślepiami na nie, jakby chciał sam ocenić, czy faktycznie mogą stanowić łatwy cel dla przeciwnika. No... może faktycznie trochę tak? Zaraz naprawił i tę rzecz, przyciskając je bardziej do ciała. To było chyba wszystko, o czym mówił czerwonołuski. Zatem po chwili spojrzał na niego i wysłuchał kolejnych słów.
– Rozumiem. Lecz też nie mogę pozwolić sobie na to, by w momencie, gdy mam połamane łapy, byłbym odcięty od atakowania. A kiedy używanie kłów jest moją słabszą stroną, łapy mogą się okazać jednym z pierwszych celów przeciwnika. – wyjaśnił. Oczywiście przeciwnik wcale nie musi znać słabych punktów ofiary. Ale, jeśli w trakcie walki ten używa tylko swoich łap, to zaczyna się atakować to, co sprawia najwięcej problemów...
– Może wszystko naraz? – uśmiechnął się niemal wrednie.
: 12 maja 2017, 19:37
autor: Jad Duszy
Spojrzał na smoka, wciąż typowym dla siebie kpiącym rozbawieniem.
– Masz jeszcze rogi i kolce, które nie służą jedynie do dźgania. Szybkie szarpnięcie głową i mogą zdziałać tyle samo co kły i pazury. Nie ograniczaj się – rzucił do wodnego lekkim tonem. A potem nie z gruchy, nie z pietruchy wyskoczy w kierunku Wojownika Wody, błyskawicznie pokonując dzielącą ich odległość. Chciał wszystkiego po trochę, to niech ma. Ale Oprawcy nie chciało się czekać, aż Płacz wykona pierwszy ruch, więc zrobił to za niego. Po zbliżeniu się do Zastępcy Wody na odległość odpowiednią do ataku użył do ataku prawej przedniej łapy, a dokładniej jej pazurów. Atak miał być prosty, ale nie znaczyło to, ze niegroźny. Pazury prawej przedniej łapy miały bowiem celować w lewy bok szyi wodnego mniej więcej na wysokości jego krtani, zagłębiając się w ciało smoka może niezbyt głęboko, ale nie było to tutaj potrzebne. Tam bowiem blisko skóry znajdowała się tętnica, w która atak wycelowany był bardzo precyzyjnie – oczywiście celu przecięcia jej. Sam ruch łapy również miał być prosty, ale przy tym piekielnie szybki i precyzyjny – poziomy od lewej strony do prawej, bez zbędnych udziwnień i zbędnych ruchów, aby nie spowalniać samego siebie.
: 23 maja 2017, 11:09
autor: Płacz Aniołów
Więc się trochę pobawimy.
Jeśli można tak powiedzieć, spodziewał się niespodziewanego ataku. Wyglądało na to, że również Oprawca niespecjalnie lubił czekać na czyiś ruch. Ale w tym przypadku Płacz jak najbardziej to sobie cenił. Jego ślepia zarejestrowały niemal błyskawiczny ruch czerwonego cielska, dużo szybszy i zgrabniejszy niż te, które jak dotąd miał okazję obserwować. Zaszufladkował to jako wyzwanie.
Nie czekał, aż uniesiona łapa Proroka wykona jakikolwiek groźny ruch. Zastępca natychmiast spiął wszystkie swoje mięśnie w celu odskoku, a wcześniej przyjęta pozycja pozwoliła mu wydłużyć sobie czas na reakcję. Środek ciężkości przechylił na przednie łapy, by to właśnie głównie z ich siły skorzystać. Kończyny gwałtownie odepchnęły się od ziemi, odrywając się od niej i wyrzucając całe ciało w powietrze. Nogi zostały wyciągnięte do tyłu, a przednie zostały podkulone, by nie skracać niepotrzebnie dystansu między dwoma walczącymi ciałami. Pysk natomiast został skierowany prawie prostopadle w dół, zasłaniając wrażliwą na ataki szyję, miejsce witalne. Ciało zastępcy niemal spłaszczyło się, a łeb lekko odwrócił się w bok. Samiec zwykł zerkać na podłoże, które znajdowało się za nim, by zachować potrzebne środki ostrożności przy lądowaniu.
Tylne łapy w końcu poczuły pod sobą grunt, a zaraz za nimi przednie. Zastępca miękko wylądował na ziemi, rozstawiając nieco szerzej kończyny i wbijając na chwilę pazury w podłoże – by zachować niezbędną równowagę. Ślepia natychmiast wbiły się w Oprawcę, już teraz szukając miejsca, w które będzie atakował. Nie zwlekając nawet chwili, ponownie wybił się w powietrze, tym razem niosąc swoje ciało w przód, nieco w prawą stronę, a w lewą przeciwnika.
Miał na celu wylądowanie kilka szponów obok czerwonołuskiego. Jeszcze w locie ustawiał się tak, by ciężar ciała przy lądowaniu został oparty na tylnych łapach i na prawej przedniej – lewą miał unieść, odchylić w tył i lekkim, ale jak najszybszym ruchem ciąć rozcapierzonymi szponami w klatkę piersiową Proroka – od lewej do prawej strony. Bez wbijania pazurów głęboko, gdyż miało to być lekkie, szybkie i krwawe. Pozostałe kończyny miały za zadanie utrzymywać stabilność futrzastego cielska, a w razie kontrataku – odruchowo interweniować. Sam łeb był już przygotowany na ewentualny niespodziewany ruch ze strony przeciwnika. Był zniżony i odchylony w prawą stronę, ale nadal tak, by miał w zasięgu wzroku cel swojego ataku.
Prawdę mówiąc, nie spodziewał się jakiegokolwiek sukcesywnie wykonanego ataku ze swojej strony. Bardziej od strony Oprawcy. Chyba stąd zachowana jest ta dodatkowa czujność.
: 25 maja 2017, 10:06
autor: Jad Duszy
Czujność powinna być zachowywana zawsze. Niestety nie wszyscy o tym pamiętali, walcząc z przeciwnikami, których w głębi duszy lekceważyli. Ale nie o tym ta lekcja. Teraz uczył walczyć, a może raczej pomagał doskonalić umiejętności walki u kogoś, kto zna więcej niż tylko podstawy. Płacz Aniołów odskoczył przed jego atakiem całkiem zgrabnie i o d razu przeszedł do ofensywy. Dobrze, przynajmniej nie tracił czasu na zastanawianie się nad kolejnym ruchem. On sam również odskoczył w tył, pilnując pozycji, a zwłaszcza ogona, żeby nie zaplątał mu się między łapy, a przy lądowaniu o tym, żeby się nie poślizgnąć. Niestety, zdarzało się to wszystkim.
Po wylądowaniu, a raczej już w trakcie odskoku nabrał w płuca powietrza, gromadząc w pysku gaz. gdy jego łapy dotknęły gruntu, uginając się miękko wypuścił z pyska gaz z mieszany z powietrzem, który po kontakcie z tlenem atmosferycznym przekształcił się w szalejące inferno. potężny strumień ognia pognał wprost ku głowie Płaczu Aniołów, aby spopielić jego ciało, a zwłaszcza nozdrza i oczy.
: 26 maja 2017, 16:32
autor: Płacz Aniołów
Ah, a mógł się rozgrzać, gdy czekał na Oprawcę. Jego wzrok, jak i całe cielsko reagowało z minimalnym opóźnieniem na takie dynamiczne akcje. Musiał nadrabiać to skupieniem znacznie większym, niż zwykle, by chociaż spróbować nadążyć za Jadem. Ale jeśli nie stanie mu się żadna krzywda podczas nauki, szybsze odruchy dojdą do niego lada chwila.
Nie znaczyło to, że Wodnisty nie dawał z siebie wszystkiego w tej chwili. Wymagał od swoich mięśni tyle samo, co podczas prawdziwej walki z innymi smokami. Na przykład na niedawnej wojnie. Znał jednak swoją słabość, którą była jego wytrzymałość. Dlatego równocześnie robił wszystko, by nie paść ze zmęczenia. Ale nauka dopiero się zaczęła, więc do wyczerpania ma jeszcze dużo, dużo czasu.
Zarejestrował wzięty głębszy wdech przy odskoku nauczyciela. Czyżby zamierzał zionąć? – pomyślał. A otwarty pysk gotowy do wypuszczenia kłębów ognia jedynie go utwierdził w tej myśli.
Mięśnie miał spięte już wcześniej, będąc gotowym na błyskawiczną odpowiedź Oprawcy na atak. Spodziewając się ognistego oddechu skierowanego chyba prosto w jego pysk, łapy zaczęły działać. Brzuch uderzył lekko o ziemię, gdy wszystkie kończyny zostały ugięte. Środek ciężkości zaś ustawił na lewą stronę, by właśnie w tym momencie mocno i jak najszybciej wybić się daleko w przeciwną stronę, czyli w prawą. Sus miał być jak najdłuższy, by uniknąć szerokiego strumienia ognia. Tym razem nie dbał specjalnie o wysokość swojego skoku – miała być taka, by można było znaleźć się jak najdalej. Lewe skrzydło w obawie przed oberwaniem przycisnął do ciała mocniej, niż wcześniej Oprawca zalecał. Ogon pracował na to, by utrzymać ciało smoka w niezbędnej równowadze, a łeb... łeb był w tym samym miejscu. Za to Płacz, podobnie jak przed chwilą, zerknął w bok by upewnić się, że wyląduje w bezpiecznym dla siebie miejscu. W końcu łapy uderzyły odrobinę twardo o ziemię, tylko po to, by znów odbić się od ziemi.
Płacz już obrał sobie miejsce swojego ataku. Lewy bark Proroka. Skoro miał taki problem z atakowaniem inną częścią ciała, niż swoimi pazurami, to spróbuje swoich sił w atakowaniu kłami. Dlatego ten doskok miał być jak najbliżej przeciwnika, by mieć szansę zadać mu ranę zębami. Płacz w locie wyciągnął nieco w przód swoje łapy tylko po to, by 3 szpony przed Prorokiem móc wylądować, zaś szyja wraz z łbem wyciągnęły się ile mogły. W ten sposób pysk i łapy Wojownika były w miarę na jednej linii. Kły obnażył a szczęki rozwarł szeroko, ukazując szereg, brudnobiałych, oślinionych, a nawet odrobinkę skruszonych igieł. Pysk przechylił w prawą stronę, by "wpasować się" w kształt barku Jadu. W końcu, gdy łapy zatrzymały impet, który powstał podczas doskoku i nadszedł czas na atak, chciał lekko zacieśnić zębiska u nasady ramienia, by te wbiły się płytko w łuski i skórę, a następnie szybko i gwałtownie szarpnąć w lewą stronę – czyli w górę ramienia, rozrywając w dwóch miejscach skórę smoka. Łapy zaś były rozstawione tak, by Płacz nie stracił balansu oraz by mógł od razu się bronić.
: 27 maja 2017, 16:15
autor: Jad Duszy
Obserwował ruchy Płaczu, gotów interweniować, gdyby coś poszło nie tak. Wojownik Wody radził sobie jednak bardzo dobrze, więc Jad nie musiał uciekać się do magii. To dobrze, nie poprawiłoby mu to humoru ani trochę.
– Przy tak wysokich atakach możesz próbować się odturlac... Albo zwyczajni przypaść do ziemi, chociaż odturlanie się jest bezpieczniejsze, bo nie pozostajesz nieruchomo. Poza tym tak bardzo zwracając uwagę na otoczenie spuszczasz z oczu przeciwnika. To minimalna chwila, ale wyszkolony, doświadczony przeciwnik jest w stanie to wykorzystać. Musisz nauczyć się badać otoczenie wszystkimi zmysłami i zauważać rzeczy kątami oka, nie tracąc przeciwnika z oczu. Nie jest to łatwe, ale przy dobrym treningu dojdziesz do tego – powiedział do Płaczu Aniołów. Tym razem nie odskakiwał przed atakiem smoka, a zamierzał go sparować. Silnym uderzeniem lewego skrzydła, od dołu ku górze uderzył w rozwarta szczękę smoka. od dołu, na tyle silnie, by szczeki płaczu zamknęły się z trzaskiem, zanim dosięgną jego ciała, ale na tyle lekko, by nie wybić mu przy tym kłów.
Skrzydło to posłużyło również do ataku. Po obronie nie składał go od razu, a przeszedł do ataku. Ostrym pazurzastym wyrostkiem na krawędzi skrzydła wycelował prosto w prawa stronę szyi Płaczu aniołów. Dokładnie w miejsce, w którym znajdowała się tętnica szyjna. Pazur na skrzydle miał uderzyć w to miejsce precyzyjnie, od góry do dołu, by przeciąć skórę i dostać się do tętnicy, rozcinając ją i doprowadzając do wykrwawienia się "przeciwnika".
: 29 maja 2017, 17:40
autor: Płacz Aniołów
Żuchwa kłapnęła mu z taką mocą, że Płacz miał przez chwilę wrażenie, że mózg mu górą łba wyleci. Przez chwilę ból rozszedł się po całej czaszce, na krótką chwilę dając wrażenie, że Płaczowi huczy niemiłosiernie w uszach. Przy uderzeniu lekko warknął i zmrużył lewe ślepię a prawe całkowicie zamknął. I to mu uratowało życie, bowiem zdążył zauważyć skrzydło, które chce rozerwać jego tętnicę. Przez to, że ruch skrzydła był praktycznie ten sam, bez przerywania, Płacz nie miał szans na odskok przed atakiem, jeszcze w tak niewygodnym miejscu – tuż przy Jadzie.
Padnięcie całkiem na ziemię również wydawało mu się ryzykowne z tego względu, że atak skrzydłem mógł się zakończyć nawet tuż przy ziemi. A jeśli ten był jeszcze pionowy, szanse wydawały mu się małe. Co więc mu zostało? Blok. Chyba nie chciał, żeby dziwne uczucie w czaszce go opuściło.
Tylko jak skończy się blokowanie, kiedy on uczył się robić uniki? No, lepiej mieć zarysowany łeb niż tętnicę.
Tylko co na to powie Oprawca?
Szpon skrzydła nadciągał z góry, nieco od prawej strony. Płacz wbił pazury w ziemię i zaparł się o nią, a pysk skierował prostopadle w dół, by rogi mogły spełnić swoją rolę. Łeb z tego miejsca obrócił w lewo, a barki pochylił w prawo, tym samym zasłaniając prawą, atakowaną stronę szyi. Rogi w tym momencie były ustawione blisko poziomo, by pazur skrzydła zatrzymał się na nich, blokując atak. Wodnisty liczył na to, że szpon w najgorszym wypadku zadrapie mu rogi albo łeb. Oby niegroźnie. Odruchowo zacisnął obolałe szczęki i usztywnił kark. Szczęki po to, żeby nie bolały go zęby przy uderzeniu a usztywnił kark z prostego powodu: żeby łeb nie majtał się na boki.
– Mam krótkie łapy, padnięcie na ziemię przed ogniem zbyt wiele by mi nie pomogło. – znalazł czas na odpowiedź na uwagi Oprawcy. No i też było ryzyko tego, że futro i pióra zajmą się ogniem i się podpali.
Na drugą część uwagi nie odpowiedział. Zwyczajnie w pełni się z tym zgadzał, co równało się z tym, że się do tego dostosuje. A przynajmniej będzie ćwiczył to, by się pozbyć tego nawyku.
Na koniec bloku szarpnął łbem, by wydostać się z ewentualnej blokady kończyny Jadu i jego rogów. Będąc zaledwie na wyciągnięcie łapy od nauczyciela, Płacz nie musiał w żaden sposób się ruszać, by zaatakować przeciwnika. Zaraz po uwolnieniu się z bloku Zastępca oderwał lekko lewą łapę, usztywnił swoje palce i z poziomu ziemi, gwałtownie w górę od lewej do prawej błyskawicznie machnął spodnią częścią łapy, a tym samym rozcapierzonymi szponami prosto w klatkę piersiową Oprawcy. Pilnował tego, by jego ruch był wręcz koci. Łapa miała niepostrzeżenie podnieść się ponad ziemię i rozlegle, ale tym samym w mgnieniu oka zaatakować swój cel.
: 31 maja 2017, 9:34
autor: Jad Duszy
Walka w zwarciu zawsze była ciekawsza niż ciągłe odskakiwania i doskakiwanie do przeciwnika. Oczywiście on wolał ta druga metodę, ze względu na swoją szybkość. Walka w zwarciu pozwalała jednak na szerszy zakres ruchów, zarówno przy ataku, jak i przy obronie. Ot, chociażby teraz Płacz musiał myśleć, jak obronić się w sposób inny niż zazwyczaj to robił. trzeba przyznać, że poradził z tym sobie dobrze. jego rogi zatrzymały na sobie pazur z cichym chrzęstem ocierających się o siebie kości. Wodny szybko wyswobodził się z "pułapki", przechodząc do ataku. oczywiście Jad zauważył jego ruch i odskoczył w tył, poza zasięg pazurów przeciwnika. Odskok ten był jednak krótki – jedynie po ro, by uniknąć trafienia, jednak wystarczająco bliski, by Oprawca sam mógł zaatakować. Wyciągając do przodu głowę wraz z szyja rozwarł szczęki, by zacisnąć je mocno na krtani Wojownika Wody. Nie zaczepiać, by rozszarpać mu gardło, a zacinąć mocno, by zmiażdżyć mi tchawicę, co wywołuje praktycznie ten sam efekt, co podcięcie gardła – śmierć.
: 04 cze 2017, 22:19
autor: Płacz Aniołów
Prawda, ciągłe odskakiwanie było dla niego... nudne, a na dłuższą metę męczące. Walki z czarodziejami uwielbiały męczyć jego kondycję fizyczną, która była wystawiana na ciągłe odskakiwanie i doskakiwanie, podczas, gdy przeciwnik stał sobie w miejscu i nie męczył się. Jemu jako wojownikowi trudno było zrozumieć to, że "stanie w miejscu" władającego maddarą jest niemniej meczące, co skakanie i małpowanie władającego pazurami. Nie przepadał za takimi walkami i preferował te, w których przeciwnik atakuje swoim ciałem, a nie wyobraźnią. Były dużo ciekawsze, żwawsze i wymagające.
Jego pazury świsnęły przecinając powietrze przed klatką piersiową Oprawcy. Szczerze mówiąc, spodziewał się nieco dłuższego odskoku nauczyciela, ale też nie było to dla niego zaskoczeniem. Jad nie jest Płaczem, który jeszcze się szkoli w sztuce walki i powtarza się z atakami czy unikami. Chociaż w tym momencie czerwonołuski miał nie tylko przewagę w umiejętnościach, ale w zwykłej budowie ciała – miał sporo dłuższą szyję od futrzastego. Kolorowe ślepia dostrzegły, jak łeb Proroka idzie w ruch, a szczęki rozwierają się, by zaatakować jego szyję. A tym razem Płacz chciał zastosować się do wcześniejszej rady Oprawcy – uchylić się.
Atakująca łapa gwałtownie uderzyła o ziemię i wraz z drugą przednią łapą ugięła się na tyle, na ile pozwoliły stawy samca. Były rozstawione tak, by przy ziemi Wodnisty mógł wyciągnąć swój łeb do przodu i zmieścić go między kończynami wraz z klatką piersiową, chroniąc narażoną na ataki szyję, która przylegała do podłoża. W tym momencie zad miał ciut wyżej niż barki czy łeb, ale tylne łapy również zostały zgięte. Jego ciało w połowie leżało, ale było gotowe do dalszego interweniowania, gdyby przeciwnik postanowił zmienić swój cel i zaatakować inną część ciała – w takim przypadku gotów był do turlania się na bok.
W międzyczasie Płacz wziął głęboki wdech i zerknął na Oprawcę. Widział tyle samo, co wcześniej, czyli ledwo jego szyję i klatkę piersiową, ale to mu jak najbardziej wystarczyło do zaatakowania. O dziwo Łzawy jako smok wybitnie rzadko korzystał ze swojego daru, tak ikonicznego dla jego gatunku, czyli smoczego oddechu. Może wiedział, że nie zadbał o jego siłę tak bardzo, jak o swoją zwinność? Ale też przecież żal tego nie używać. Dlatego zanim Jad zdołał cofnąć łeb, Wodnisty otworzył szeroko pysk, uaktywnił gruczoł odpowiadający za jego lodowy oddech, uniósł łeb nad ziemię i wypuścił mroźne, lodowate powietrze prosto w jego klatkę piersiową i szyję. W tym samym czasie prostował przednie łapy, by podnieść się z ziemi i wrócić do wygodniejszej pozycji. A mięśnie klatki dawały z siebie wszystko wyciskając powietrze z płuc, by oddech był jak najgroźniejszy, najmocniejszy. Podświadomie nawet jego pazury wbijały się w ziemię, jakby chciały w jakikolwiek temu pomóc. A ziać przestał w momencie, gdy pozbył się niemal całego powietrza z płuc.
//nie patrz na wpis w profilu, że nie mogę ziać. Jest nieaktualne :P
: 06 cze 2017, 15:50
autor: Jad Duszy
A Jad zrobił coś, czego chyba Płacz w ogóle się nie spodziewał. Gdy smok pochylił się, osłaniając przy tym swój grzbiet, Oprawca spiął mięśnie i skoczył w górę – ale i w przód, lekko zagarniając skrzydłami powietrze. W ten sposób nie tylko zszedł z pola rażenia lodowego oddechu wodnego samca, ale i znalazł się bezpośrednio nad Płaczem Aniołów. mało tego, wylądował na nim. Dosłownie. Ciężar był niemały, jak przystało na dorosłego, odżywionego smoka, ale i nie tak duży jak w przypadku tych wszystkich smoczych mięśniaków, jakich narobiło się ostatnimi czasy na terenach Wolnych Stad. Ciężar ten uniemożliwił Płaczowi przeturlanie się, a ty bardziej wstanie. Mógłby wbić mu pazury w grzbiet, ale ograniczył się do przytrzymania smoka nieruchomo, na razie jedynie swoim ciężarem – oraz ogonem, który owinął dookoła rogów na głowie smoka, uniemożliwiając mu podniesienie głowy silnym uściskiem.
: 06 cze 2017, 16:11
autor: Płacz Aniołów
Prawda. Wiedział, że ma przekichane i zdążył tylko rozszerzyć swoje źrenice jak wystraszony kot. I gruchnął wraz z cielskiem Proroka na ziemię, niemal znikając całkowicie pod nim.
– ... no tak. – skwitował zrezygnowany, dodając do tego jeszcze siarczyste przekleństwo mruknięte pod nosem i zniekształcone przez przygniecioną szyję do ziemi.
Próbował poruszyć jakąkolwiek swoją łapą. Tylne zupełnie odmawiały posłuszeństwa, bo jedna była zakopana gdzieś tuż pod swoim brzuchem, a druga leżała gdzieś z boku i miała ograniczone ruchy przez żabi rozkrok. Przednie znajdowały się przy jego pysku, więc był w stanie jedynie tupać o ziemię ze złości i machać pazurkami przed swoim pyskiem. Oczywiście, próbował wykręcić je tak, żeby pazurami zadrapać choćby ogon Oprawcy, który zawinął się na jego rogach i jeszcze ograniczył mu widoczność. Warknął krótko niezadowolony z tego pomysłu, a zaraz po tym zaczął się śmiać. Bawiło go wyobrażenie ich obu, jakby widział to z boku.
Ale jednej rzeczy Jad nie przytrzymał, a był to błękitny, łuskowy ogon Wodnego. Co prawda Płacz nie miał pojęcia gdzie znajduje się pysk czerwonołuskiego... ani w ogóle gdzie co on ma w tej chwili, ale gwałtownie oderwał luźny, nietrzymany niczym ogon i spiął jego mięśnie, żeby strzelić nim jak z bicza prosto w nos Oprawcy. A przynajmniej spróbować tam wycelować. Dlatego starał się mierzyć wysoko, majtając ogonem jak ryba rzuca się na suchym lądzie, wykonując jakieś zawiłe ukośne machania. Na korzyść Płaczu (chyba) , na ogonie znajdowały się kolce, które mogły przy większym szczęściu przeciąć gdzieś skórę nauczyciela. Jak nic mu z tego nie wyjdzie, to będzie kombinować dalej.
: 07 cze 2017, 20:35
autor: Jad Duszy
Nie trzeba było chyba wspominać, że Oprawca celowo pozostawił Płaczowi kilka dróg do wyswobodzenia się z tej sytuacji? Miejmy nadzieję. Tak czy inaczej pozostawiając te kilka opcji chciał zobaczyć, czy Płacz Aniołów będzie potrafił poradzić sobie w nieprzewidzianych, niesprzyjających warunkach. Gdy smok zaczął strzelać ogonem jak biczem, prorok uważnie śledził wzrokiem jego ruchy, a gdy ogon poszybował w kierunku jego nosa pochylił głowę tak, by kolce, a tym samym i sam ogon zostały zatrzymane przez grube, lekko zakrzywione rogi wyrastające z jego głowy. nigdy nie lubił blokowania ciosów, ale cóż... W tym przypadku było to najrozsądniejsze wyjście. Dopiero potem otworzył szczeki i chwycił w zęby fragment ogona Płaz Aniołów. oczywiście amo załapanie tego fragmentu nie unieruchamiało całkowicie całego ogona, ale uczucie ostrych kłów na ciele, gotowych w każdej chwili się zacisnąć wyraźnie sugerowało, co mogłoby się stać, gdyby wodny zaczął szarpać tym ogonem.
: 12 cze 2017, 16:09
autor: Płacz Aniołów
// Jad trzyma wszystkie cztery łapy na ciele Płaczka czy którymiś się opiera o ziemię?
Czyż nie jest to pochwała dla nauczyciela, że przygwożdżonemu do ziemi uczniowi podoba się nauka? I to nawet bardzo?
Chyba, że smok miał akurat dziwny odchył na umyśle i po prostu podobało mu się, gdy inny samiec właśnie przygniata go swoim cielskiem. Cóż, było chyba o tyle lepiej, że Płacz akurat nie lubił być przygniatany.
Gdy poczuł kłucie w ogon milionem kłów Oprawcy, miał ochotę walnąć się w łeb. Po co niby miał wykorzystać swój wolny ogon do wykonania precyzyjnego ataku, albo chociaż takiego, który znacznie ułatwiłby mu wydostanie się spod wielkiego cielska Jadu? Niee, przecież fajniej jest wymachiwać nim jak upośledzoną rybą. Co może się stać. Był zły na siebie. Chociaż nie wszystko było stracone. Jad nie ugryzł go w sam czubek ogona, czyli jednak miał szansę coś nim jeszcze zrobić... choć było to ryzykowne, bo w każdej chwili nauczyciel mógł ścisnąć szczęki i złamać mu ogon. Postanowił pomyśleć kilka krótkich uderzeń serca, czy aby na pewny byłby to dobry pomysł. Lepiej mieć złamany ogon, czy złamane kilka żeber i zgniecione trzewia? Cóż.
Kątem oka widział za to czerwony ogon Oprawcy. I swoje przednie łapy, którymi jeszcze jako tako mógł ruszać. Z wysiłkiem przesunął i podniósł prawą łapę w stronę kończyny czerwonołuskiego, rozcapierzył szpony i chciał szybkim, kocim ruchem wbić płytko pazury w jego ogon i szarpnąć gwałtownie, rozrywając jego łuski i skórę. W razie potrzeby spróbowałby i jeszcze raz. A nie musiał nawet wyciągać jej tak daleko. Ogon, który owinął rogi i przyciskał łeb do ziemi, był mimo wszystko bardzo blisko jego łap.
W tym samym czasie końcówka jego własnego, niebieskiego ogona jednak zdecydowała się na jakiś ruch. Płacz w wyobraźni szybko ocenił, gdzie mogłyby znajdować się ślepia Oprawcy względem ogona, po czym nieunieruchomioną końcówką chciał wymierzyć w jego najbliższe ślepie i precyzyjnie, ale też mocno trzasnąć w nie jak biczem, by poranić to miejsce. A nuż mu się uda. Teraz nie miał wielkiego pola do popisu w wykorzystaniu ogona, z którego, tak na dobrą sprawę, zaraz może polać się krew.
: 14 cze 2017, 10:29
autor: Jad Duszy
//wszystkimi łapami stoi na Płaczu
Jad puścił ogon Płaczu. nie dlatego, że musiał, ale dlatego, że chciał. Oczywiście zeskoczył przy tym z ciała Zastępcy Wody, unikając zarówno ciosu ogonem, jak i pazurami. Gdyby chciał mógłby je powstrzymać, ale... Cóż, znudziło mu się siedzenie na grzbiecie wodnego. Wylądował miękko, kilka ogonów od leżącego smoka.
– Zapominasz o tym, że masz skrzydła? Były wolne, niczym nieunieruchomione. Odpowiednio użyte mogłyby nie tylko powstrzymać przeciwnika, ale i zranić go. Zamiast tego wyginałeś ciało niemal na oślep, ryzykując, że ogonem skręcę ci kark czy odgryzę zębami twój własny ogon. Prawdziwy przeciwnik nie wahałaby się, tylko to zrobił. Miałeś szczęście, że to jedynie nauka – skwitował. W kierunku leżącego wodnego poleciały trzy kule ognia – oczywiście z pyska Jadu, nie stworzone magicznie. Pierwsza celowała w głowę, druga w lewy bok(bo Oprawca stał po lewej stronie smoka), trzecia w zad.
: 14 cze 2017, 13:52
autor: Płacz Aniołów
Pierwsza część nauki, którą oblał Płacz. Był tylko trochę szczęśliwszy przez to, że nie czuł już ciężaru Oprawcy i dało się normalnie poruszyć. Nawet wstać. Ale tego nie zdążył zrobić.
Ślepka wraz z łbem zwróciły się w stronę Proroka, słuchając jego korekty. Skrzydła... no tak, przecież smoki mają skrzydła. On ma skrzydła. Zacisnął zęby i wypuścił cicho powietrze, analizując jego słowa. Może gdyby miał kolejną szansę na wyrwanie się spod Jadu, Płacz wpadłby na ten genialny pomysł. A może i nie.
Nie odezwał się słowem. Po przemyśleniu jego słów jedynie uśmiechnął się zadziornie i skinął łbem na znak zrozumienia i aprobaty. Nie kłócił się, bo nawet nie miał po co. Nastawił się na to, że będzie się tu uczył, a nie wymądrzał się.
I wtedy zauważył trzy światełka, które pędziły w jego stronę. Jedno prosto między ślepia, drugie w żebra, trzecie w ogon. A on co robi? Leży. Ale może to nawet lepiej? Może od razu przejść do uniku, nie przedłużając czasu na, brońcie bogowie, wstawanie, potem ugięcie łap i odskok. Nawet nie miał w którą stronę odskoczyć. Postawił na przeturlanie się, o którym wcześniej mówił mu Jad.
Już w momencie, gdy jego ślepiom ukazała się pierwsza kula ognia wycelowana w jego łeb, Płacz złożył ciasno skrzydła, łeb z powrotem wyciągnął w przód, łapy ułożył tak, by mu nie przeszkadzały w niczym i lewymi kończynami odepchnął się mocno od podłoża w przeciwną stronę. Zaczął się turlać chcąc jak najszybciej oddalić się od ognia. Przez dobre półtora skrzydła odległości Płacz walcował trawę przechylając non stop swoje ciało w prawo, by oddalić się od ognia oraz jednocześnie obserwował przez ułamki sekund grunt, po którym ucieka. I ewentualnie manewrował swoim ciałem w taki sposób, by nie nadziać się na ostrą gałąź lub inną rzecz, która mogłaby mu zrobić krzywdę.
Po takiej odległości ogień powinien już albo podpalić trawę, albo wyparować, nim sięgnie ciało Łzawego. A przynajmniej tak on wykalkulował. I na samym końcu, jeśli w ogóle nie stała mu się już wcześniej krzywda, Płacz zaraz zerwałby się na proste łapy. Byle, by wstać z ziemi.
: 16 cze 2017, 10:15
autor: Jad Duszy
Płacz odturlał się, na szczęście wystarczająco szybko, by uniknąć trafienia. Oprawca obserwował go z typowym dla siebie rozbawieniem i cynicznym uśmiechem na pysku. Oczywiście nie tracił czujności, spoglądając na wodnego smoka. Tym razem jednak nie zaatakował, czekał na jego ruch.
– W przypadku ataków takich jak zianie czy magiczne pociski lepiej jest zejść z ich toru lotu. Co jeśli ich zasięg byłby dłuższy niż oczekujesz? – zapytał, szczerząc kły w lekko drapieżnym uśmiechu. Złote ślepia lśniły lekko, odbijając płomienie, które wesoło trzaskały w miejscach, w których uderzyły w ziemię zamiast w ciało płaczu Aniołów.
//raport Obrona IV