OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Ziemny cały czas trwał, czujny, gotowy natychmiast bronić się, gdy tylko pojawi się atak. Oddychał spokojnie, jednocześnie sięgając do źródła maddary, wyciszając umysł i skupiając się na swoim zadaniu. Przy którymś głębszym oddechu poczuł jednak coś, czego wcześniej nie czuł – mianowicie wdychane powietrze sprawiało, że kręciło mu się w głowie, a płuca zaczęły palić bólem. Zerknął na Niegasnącą, zaniepokojony, a gdy dostrzegł wyraz jej pyska zrozumiał, że to jej sprawka. Wyciszył się więc i skupił, wstrzymując oddech i sięgnął do źródła swojej maddary.Zaczął wyobrażać sobie obronę, będącą podmuchem powietrza, wiatru. I jak to wiatr, był niewidoczny, jedynie można było wyczuć jego delikatny chłodny dotyk na pysku, gdyby Iskra podeszła wystarczająco blisko. Wiał od pyska Rozgwieżdżonego na zewnątrz, tak, by wykonać swoje zadanie – odsunąć zatrute powietrze od samca, dostarczając na jego miejsce świeże, normalne. Tchnął w swoje wyobrażenie maddarę.
Teraz przyszła pora na jego ruch, sięgnął więc ponownie do źródła maddary, skupiając umysł na czekającym go zadaniu. Zaczerpnął z niej nieco, pewną dawkę, po czym zaczął tkać z niej obraz. Na pysku Niegasnącej, między nozdrzami a ślepiami, pojawić się miała gruba na łuskę, metalowa obręcz. Miała przyjemną dla oka, srebrną barwę połyskującą delikatnie, w dotyku była gładka i chłodna. Posiadała również odporność na rozerwania, wygięcia, uderzenia, pęknięcia i tym podobne, również miała być elastyczna podczas zaciskania się, ale na tyle, by nadal być skuteczna; bo jej zadaniem było właśnie szybkie zaciśnięcie się i zmiażdżenie delikatnej kości nosa. Rozgwieżdżony tchnął maddarę w swoją iluzję, pozwalając, by zmaterializowała się.