OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Mogę ci te skrzydła obciąć nawet zaraz, nie ma problemu – stwierdził Kruczopióry i wzruszył barkami, spoglądając obojętnie na Rabusia. – Ale żeby nie było, chcę mieć wcześniej świadka słyszącego twoją prośbę o to – dodał i mrugnął okiem do pisklaka, a następnie skupił się na biegu swojego podopiecznego. No bo wszak o to w treningu chodziło, czyż nie?Smok delikatnie potakiwał, obserwując pęd malca, który rozkręcał się z każdą chwilą, przyspieszając. Wyglądało to w przybliżeniu tak, jak wyglądać powinno – oczywiście ogon chwiał się nieco za bardzo, a kroki mogłyby być delikatniejsze, ale to coś, pisklak ogarnie wraz z praktyką. Kruczopióry nei widział sensu w potarzaniu tego ćwiczenia, kiedy za chwilę Rabuś opanuje wszystko podczas... trudniejszych.
I parsknął śmiechem, widząc lądującego za meta na tyłku futrzaka.
– Właśnie... Hamowanie – stwierdził, uśmiechnąwszy się szeroko i przyglądając smoczydłu uważnie. – Zależnie od sytuacji, hamwoac można poprzez po prostu zwalnianie albo – co trudniejsze, ale i dużo przydatniejsze – poprzez zaparcie się łapami. Żeby to uczynić, musisz obrócić się w bok i jeśli idziesz do przodu bokiem prawym, wyciągnąć prawe łapy mocno przed siebie, wyprostowując, kiedy dla odmiany lewe mocno uginasz. Oczywiści jesli wolisz hamować lewą stroną, to na odwrót. Mniej więcej tak – powiedział i zaraz sam przechylił się mocno w miejscu, aż prawie się przewrócił. Zaraz też wrócił do "normalnej" pozycji, z oddali spoglądając na pisklaka.
– Teraz będzie druga technika, czyli bieg szybki – rzekł, nabrawszy powietrza. Tak, to dużo przyjemniejsza część. – Tutaj jest trochę inaczej niż w truchcie; nie stawiasz łap "na krzyż", a w parach – przednie, tylne, przednie, tylne. Zalecane na przykład podczas pościgu za zwierzyną; choć technika jest skuteczniejsza, lepiej nie przesadzać, bo można się nieźle zmęczyć – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. – Robisz tak: najpierw wystawiasz do przodu przednie łapy, potem dostawiasz do nich tylne tak, ze prawie że o nie uderzają. I kiedy tylne trafią w ziemię, odbijasz się, a przednie natychmaist podążają za nimi. – Zamruczał cicho i sporządzał w górę. Nigdy nie widział siebie podczas biegu, jak to było...?
– Twoje ciało będzie wyglądało trochę śmiesznie, tak jakby na przemian zaginało się w pół i rozprostowywało – kontynuował, a następnie... wyczarował z maddary małego smoka. I to nie byle jakiego, bo samego Rabusia! Wprawdzie był mniejszy i niedokładny, do tego bez skrzydełek, ale miał tylko zobrazować cały mechanizm ruchu – i zaczął to czynić, pędząc przed swój "oryginał". – Najtrudniejsze w tej formie są łeb i ogon – siła ruchu bardzo mocno będzie chciała je ściągnąć w dół, więc musisz bardzo uważać, żeby się nie uderzyć. Jeszcze więcej niż przy truchcie; kiedy bedziesz biegł bardzo szybko, pęd powietrza powinien w miarę utrzymać ogon w gorze, na głowę uważaj sam – dodał. – Oczywiście skrzydła przy sobie. I... no, chyba tyle, jeśli o czymś zapomniałem, sam się pewnie zorientujesz podczas biegu – zakończył, mrugnąwszy ślepiem. – I na pewno nie chcesz, żebym ci potem wyrównał to futerko? Strasznie głupio wyglądasz – skwitował, przewróciwszy oczami i wymownie spoglądając na dwa plaskate placki pośrodku ciała smoka.
Zakończywszy mowę, Krucozpióry stał w oddali od Rabusia, tuż przy wcześniejszym starcie, gdy pisklak tkwił nadal za metą. Smok bardzo uważnie przyglądał się futrzastemu, oczekując na kolejne podejście, przy czym... no, nie byłby sobą, gdyby nie postawił przed nim kolejnego wyzwania, czyż nie? Skoro rabuś musiał poćwiczyć hamowanie, niech tym razem na jego drodze stanie drewniana kłoda... Oj, nie, nie, za metą nie tym razem, to już przerabialiśmy! Niech się znienacka pojawi gdzieś w trzech czwartych trasy, w odległości może pół ogona – ciekawe, czy Rabuś zdąży się zatrzymać?














