Strona 10 z 30
: 17 gru 2015, 21:56
autor: Kruczopióry
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Mogę ci te skrzydła obciąć nawet zaraz, nie ma problemu – stwierdził Kruczopióry i wzruszył barkami, spoglądając obojętnie na Rabusia. – Ale żeby nie było, chcę mieć wcześniej świadka słyszącego twoją prośbę o to – dodał i mrugnął okiem do pisklaka, a następnie skupił się na biegu swojego podopiecznego. No bo wszak o to w treningu chodziło, czyż nie?
Smok delikatnie potakiwał, obserwując pęd malca, który rozkręcał się z każdą chwilą, przyspieszając. Wyglądało to w przybliżeniu tak, jak wyglądać powinno – oczywiście ogon chwiał się nieco za bardzo, a kroki mogłyby być delikatniejsze, ale to coś, pisklak ogarnie wraz z praktyką. Kruczopióry nei widział sensu w potarzaniu tego ćwiczenia, kiedy za chwilę Rabuś opanuje wszystko podczas... trudniejszych.
I parsknął śmiechem, widząc lądującego za meta na tyłku futrzaka.
– Właśnie... Hamowanie – stwierdził, uśmiechnąwszy się szeroko i przyglądając smoczydłu uważnie. – Zależnie od sytuacji, hamwoac można poprzez po prostu zwalnianie albo – co trudniejsze, ale i dużo przydatniejsze – poprzez zaparcie się łapami. Żeby to uczynić, musisz obrócić się w bok i jeśli idziesz do przodu bokiem prawym, wyciągnąć prawe łapy mocno przed siebie, wyprostowując, kiedy dla odmiany lewe mocno uginasz. Oczywiści jesli wolisz hamować lewą stroną, to na odwrót. Mniej więcej tak – powiedział i zaraz sam przechylił się mocno w miejscu, aż prawie się przewrócił. Zaraz też wrócił do "normalnej" pozycji, z oddali spoglądając na pisklaka.
– Teraz będzie druga technika, czyli bieg szybki – rzekł, nabrawszy powietrza. Tak, to dużo przyjemniejsza część. – Tutaj jest trochę inaczej niż w truchcie; nie stawiasz łap "na krzyż", a w parach – przednie, tylne, przednie, tylne. Zalecane na przykład podczas pościgu za zwierzyną; choć technika jest skuteczniejsza, lepiej nie przesadzać, bo można się nieźle zmęczyć – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. – Robisz tak: najpierw wystawiasz do przodu przednie łapy, potem dostawiasz do nich tylne tak, ze prawie że o nie uderzają. I kiedy tylne trafią w ziemię, odbijasz się, a przednie natychmaist podążają za nimi. – Zamruczał cicho i sporządzał w górę. Nigdy nie widział siebie podczas biegu, jak to było...?
– Twoje ciało będzie wyglądało trochę śmiesznie, tak jakby na przemian zaginało się w pół i rozprostowywało – kontynuował, a następnie... wyczarował z maddary małego smoka. I to nie byle jakiego, bo samego Rabusia! Wprawdzie był mniejszy i niedokładny, do tego bez skrzydełek, ale miał tylko zobrazować cały mechanizm ruchu – i zaczął to czynić, pędząc przed swój "oryginał". – Najtrudniejsze w tej formie są łeb i ogon – siła ruchu bardzo mocno będzie chciała je ściągnąć w dół, więc musisz bardzo uważać, żeby się nie uderzyć. Jeszcze więcej niż przy truchcie; kiedy bedziesz biegł bardzo szybko, pęd powietrza powinien w miarę utrzymać ogon w gorze, na głowę uważaj sam – dodał. – Oczywiście skrzydła przy sobie. I... no, chyba tyle, jeśli o czymś zapomniałem, sam się pewnie zorientujesz podczas biegu – zakończył, mrugnąwszy ślepiem. – I na pewno nie chcesz, żebym ci potem wyrównał to futerko? Strasznie głupio wyglądasz – skwitował, przewróciwszy oczami i wymownie spoglądając na dwa plaskate placki pośrodku ciała smoka.
Zakończywszy mowę, Krucozpióry stał w oddali od Rabusia, tuż przy wcześniejszym starcie, gdy pisklak tkwił nadal za metą. Smok bardzo uważnie przyglądał się futrzastemu, oczekując na kolejne podejście, przy czym... no, nie byłby sobą, gdyby nie postawił przed nim kolejnego wyzwania, czyż nie? Skoro rabuś musiał poćwiczyć hamowanie, niech tym razem na jego drodze stanie drewniana kłoda... Oj, nie, nie, za metą nie tym razem, to już przerabialiśmy! Niech się znienacka pojawi gdzieś w trzech czwartych trasy, w odległości może pół ogona – ciekawe, czy Rabuś zdąży się zatrzymać?
: 22 gru 2015, 17:10
autor: Lisi Kolec
Rabuś podniósł się szybko na nogi i otrząsnął zad z ewentualnych darów lasu, jakie mogły się doń przyczepić podczas efektownego upadku. Spojrzał w stronę Kruczopiórego i mimowolnie się zaśmiał. To lądowanie było w sumie całkiem zabawne, a ślizg po liściach w szczególności. Ale no, lepiej żeby się to więcej nie przydarzyło, bo tak... tak po prostu nie przystoi!
Malec przymierzył się zgodnie ze wskazówkami, by sprawdzić czy ta pozycja rzeczywiście jest tym czego potrzebuje. Ano jest – rudzielec przytakiwał ochoczo mamrocząc coś w stylu – "No tak mniej więcej zrobiłem, tylko te skrzydła...".
Rabuś zajął pozycje na linii mety, a raczej linii nowego startu z niecierpliwością wyczekując dalszej części. No i wreszcie czas na coś bardziej ekscytującego. Rudzielec nastroszył nieco pióra uśmiechając się przy tym drapieżnie. Przez co też nie do końca miał w głowie słuchanie co się do niego mówi. Gdy w końcu zdał sobie, że jednak jest to dość kluczowa sprawa i już chciał pytać o powtórzenie poruszanych kwestii pojawił się on... i to nie jakiś tam on, tylko on sam! No prawie, bo bez skrzydeł i drobnych szczegółów. Ale no, patrzenie na siebie z takiej perspektywy jest... całkiem ciekawe. To tak jakby być duchem i stanąć obok swojego ciała.
Wykrok, kolana ugięte, szyja i ogon na pozycji, skrzydła przyklejone do ciała – dokładnie jak poprzednio. Rabuś już całkiem przygotowany do biegu nabrał powietrza do płuc i zmarszczył czoło. No to czas zaczynać...
Malec wybił się – już znacznie pewniej niż poprzednio – z linii startu. Pierwszy sus wyrzucił przednie łapy do przodu, z czego prawa łapa z przyzwyczajenia chciała jako pierwsza opaść na ziemię – ciało wydłużyło się, a ogon energicznie wahnął w dół by nadać pędu. Przez moment wszystkie łapy znajdowały się w powietrzu. Rabuś zaczął podkurczać tylne nogi, zaś przednie szykowały się na kontakt z podłożem. Rudy musiał szczególnie uważać na łeb i skrzydła, podczas gdy przednie łapy opadły – wywołało to spory wstrząs. Pęd zmusił go do ponownego szybkiego wybicia – inaczej pewnie wylądował by na pysku. Szybko podkurczył przednie łapy, zaraz po tym tylne opadły na ziemię i prostując się znowu wybiły malca na przód. Szczerze powiedziawszy zachwiał się przy tym nieco, co przyprawiło go o... szybsze bicie serca. Kolejny sus należało wykonać tak samo, ale tym razem już z pewnym doświadczeniem. Rabuś był zaskoczony co najmniej zaskoczony prędkością jaką potrafi osiągnąć w taki sposób – w końcu nigdy wcześniej nie biegł tak szybko... nie, on po prostu nie biegał.
Pisklak z każdym susem ograniczał wszelkie zachwiania, łapy nauczył się stawiać w jednej linii, łeb i ogon również, bo – jak się okazało – w innym przypadku skręca! Połowę trasy przebył znacznie szybciej niż poprzednim razem. Ale przecież można biec jeszcze szybciej, nie? Ucieszony postępami Rabuś postanowił wkładać nieco więcej siły we wszystkie swoje ruchy. Jego celem było jak najszybsze pokonanie linii mety, więc wzrokiem oceniał odległość do swojego celu – pewnie tak jak na polowaniu. Ale każdy łowca, w przeciwieństwie do Rabusia, wie żeby patrzeć też pod nogi. Zwłaszcza wtedy, gdy obok znajduje się ktoś, kto ewidentnie chce ci uprzykrzyć życie...
Dobra wiadomość jest taka, że Rabuś dojrzał kątem oka kłodę wyczarowaną na jego drodze, a zła, że reakcja z całą pewnością była nie w porę. Rabuś zamiast zatrzymać się przed przeszkodą, bo na to w tym momencie czasu nie było, dał susa w bok. Wygiął ciało w lewo, łącznie z łbem i ogonem, a podczas lądowania mocno zaparł się przednimi łapami. Jednak kto by pomyślał, ze na mchu da się poślizgnąć? Łapy odjechały w prawo i Rabuś padł na bok, przeturlał się kawałek dalej, aż otworzyły mu się skrzydła, które zatrzymały karuzelę.
: 24 gru 2015, 2:07
autor: Kruczopióry
– Dwa do zera dla mnie – stwierdził krótko Kruczopióry i uśmiechnął się, powoli podchodząc do Rabusia, kiedy ten leżał na ziemi, odzyskując świadomość. Zaczekawszy, aż pisklak wróci do zmysłów, po chwili pomógł mu swoją łapą podnieść się, podnosząc go od tyłu, po czym wyczekał na moment, w którym mógł uzyskać ze smokiem kontakt wzrokowy. Wszak lepiej się rozmawia, widzą swojego rozmówcę, czyż nie?
– Wybacz, że trochę brutalnie, ale robię to nie przez przypadek – stwierdził spokojnym tonem, kładąc przyjaźnie łapę na barku pisklaka. – Teraz tylko trenujemy, ale w dorosłym życiu umiejętność biegania będzie ci potrzebna do dwóch rzeczy: do gonitwy i do ucieczki. Gonitwy za zwierzyną, ucieczki przed drapieżnikami. – Chciał dopowiedzieć też "albo smokami", w porę jednak ugryzł się w język, nie chcąc straszyć rudofutrego. – Nie wszystko można przewidzieć, więc i ja chcę być trochę... nieprzewidywalny. I na to się nastawiaj – stwierdził, wyszczerzywszy zęby. – A teraz etap kolejny, czyli skręcanie. Przydatny – zakończył pierwszy temat, mrugnąwszy ślepiem do Rabusia. I odwrócił się ku większemu skupisku drzew.
– To jest trasa – zaczął i zaraz maddarą wytworzył sporą połać delikatnego, przypominającego gwiazdy pyłku, która wiła się gdzieś między pniami, znacząc drogę. To w prawo, to w lewo, to na ukos, raz nawet nawrót. – Skręcanie, jak pewnie jesteś w stanie zgadnąć, też wygląda trochę inaczej w truchcie i w pełnym biegu – rozpoczął tłumaczenie, spoglądając znów na Rabusia. – Zaczniemy od truchtu, bo inaczej wyrąbiesz łbem w pierwsze drzewo – stwierdził, uśmiechnąwszy się szelmowsko. – No więc tak: biec musisz podobnie jak normalnie, z dokładnością do chwili, kiedy zmieniasz kierunek. Po pierwsze i najważniejsze: inaczej stawiasz łapy. To znaczy... tak samo, ale inaczej – przewrócił oczami. – Dalej czynisz to "na krzyż", ale kiedy na przykład skręcasz w lewo, to prawa przednia powinna wylądować na ziemi gdzieś przed lewą, tylna tez, ale to mniej ważne, gdyż zad tak działa, iż zawsze cięgnie do siebie – stwierdził, mrugnąwszy ślepiem. – W prawo analogicznie. Ciało też musi wykręcić; w ogóle najważniejsze, o czym bym zapomniał, to rozejrzeć się w kierunku skrętu. Wygiąć łeb po to, żeby sprawdzić, czy się nie napatoczysz na przeszkodę. Ciało wygina się od przodu do tyłu: najpierw skręca głowa, potem szyja, wygina się kręgosłup i na koniec ogon. Poza tym musisz trochę zwolnić i pochylić do wewnątrz, bo inaczej nie wyrobisz na zakręcie. Reszta właściwie nie różni się wiele od "normalnego" truchtu. A jeśli o jakiejś różnicy zapomniałem... ogarniesz w biegu – dodał i uśmiechnął się szerzej. – To co, start? – zapytał, przyglądając się Rabusiowi bacznie. Ciekaw był, jak teraz pisklak sobie poradzi...
I oczywiście nie oszczędził mu kolejnej niespodzianki, co to, to nie! Tym razem poczekał, aż Rabuś dobrnie do nawrotu... Po przekroczeniu przez swojego ucznia drzewa miał zaraz za tym drzewem, poza zasięgiem jego wzroku, stworzyć maddarowego wilka... Ciekawe, jak Rabuś zareaguje, kiedy ten wilk wyskoczy na niego zza przeszkody?
: 26 gru 2015, 23:20
autor: Lisi Kolec
Wybacz że odpisy się tak rozwlekły...
Pisklak jakoś dźwignął się na nogi. Kiwnął Kruczemu głową z podziękowaniem, po czym energicznie nią wstrząsnął, by odpędzić wszystkie ewentualne zawirowania. Gdy było już nieco lepiej, usiadł na tyłku, by chwilę odsapnąć. Ten wypadek zostawił po sobie ślad w postaci obolałych pleców i paru ubytków w upierzeniu skrzydeł.
– Raczej nikt nie spodziewałby się tego, że na prostej drodze ktoś wyrzuci mu kłodę pod nogi... – Powiedział przewracając ślepiami z wyrzutem.
Rabuś skierował wzrok w stronę skupiska drzew. W tym momencie też wstał by lepiej przyjrzeć się ciekawemu zjawisku. Pyłek który opadł na ziemię przypomniał trochę śnieg – na który z resztą już wkrótce się zapowiadało. Mina zrzedła mu nieco gdy zobaczył ostatni fragment trasy – Da się w ogóle tak szybko nawrócić?
– Teraz rozumiem, że też mi coś zaserwujesz? – Powiedział uśmiechając się z lekka. W sumie rzeczywiście to całkiem niezła metoda przyzwyczajania do prawdziwych warunków...
Młody ustawił się gdzieś koło początku "gwiezdnej" trasy. Przygotowania do startu nie były już zbytnim problemem, a z czasem pewnie wejdzie w nawyk. Ugiął kolana i starannie dokleił skrzydła do cielska – cały Rabuś zastygł w pozie startowej wlepiając wzrok w najbliższy skręt. Chcąc przeanalizować całą trasę wodził spojrzeniem po całości, mimowolnie wyginając ciało zgodnie z kierunkiem zakrętów. Najtrudniej było mu sobie wyobrazić co będzie się działo na ostatnim elemencie trasy – nawrocie. Będzie musiał zrobić bardzo szeroki łuk, czy bardziej nieco się pogimnastykować. Zapewne to drugie. Pisklak westchnął głośno – na razie nie trzeba się tym martwić... chyba.
Młody wystartował truchtem, tak jak jego nauczyciel rzekł – w celach profilaktycznych. Rabuś przebierał łapami na krzyż, dbając również o położenie łba i ogona. Pierwszy skręt w lewo – to i ciało w lewo. Rabuś najpierw "zajrzał" łbem czy coś przypadkiem nie czai się za zakrętem, następnie prawe łapy – zarówno przednie i tylne – znacząco zbliżyły się do swoich bliźniaków z lewej strony, a na koniec ogon wygiął się w łuk, biegnąc po ścieżce zakreślonej przez resztę ciała. Dobrze, że prędkość była niewielka – niepewnie stawiane łapy nieco ślizgały się na podłożu. W innym przypadku pewnie zaliczyłby glebę.
Następny zakręt w prawo – młody powtórzył wszystkie czynności potrzebne do wykonania manewru: zajrzał łbem za zakręt i wygiął ciało, a następnie ogon, w prawo. Tym razem jednak nieco przechylił się względem pionu, zapewniając sobie lepsza przyczepność.
Wraz z pokonywaniem trasy, rudy nabrał nieco pewności siebie. Z truchtu instynktownie przeszedł w szybszy bieg – coś w stylu końskiego galopu. Dopiero w tym momencie poczuł potrzebę zwalniania przed zakrętem – w pewnym momencie zahaczył skrzydłem o drzewo, w wyniku czego nieco wytrącił się z równowagi.
W momencie, gdy nadszedł czas na nawrót, Rabuś zdecydował się na szybki zwrot z nagłym dostawieniem tylnych łap. Młody postanowił przebiec obok drzewa, które miał wyminąć, trzymając się od niego jak najdalej mógł – by dać sobie pole do manewru. Mentalnie przygotował się do nagłego, mocnego wygięcia ciała w łuk, spiął mięśnie odpowiedzialne za dociskanie skrzydeł do ciała i zmarszczył czoło w skupieniu. W chwili gdy zaglądał za zakręt, już odpowiednio wygięty i odchylony w prawo, zauważył wroga. Wilczysko stało mu na drodze pokazując rząd kłów – na tym etapie rozwoju niestety byli równi sobie. Dostawił tylne łapy kończąc w ten sposób manewr nawrotu, zaparł się przednimi łapami by jak najszybciej wyhamować przed drapieżnikiem, a następnie podniósł je wysoko do góry, by dać susa w lewo. Rabuś zamachnął się ogonem, by nadać sobie pęd, świsnąwszy przy tym wilkowi przed nosem. Malec wystartował przed siebie – prosto na drzewa. Znalazł jednak szybko lukę między nimi i od razu się tam wpakował. Napotkał po drodze kilka krzaczorów o które zahaczył kilkukrotnie skrzydłami. Gdy nieco się przerzedziło przyspieszył i zerknął kątem oka za siebie. Wilk był całkiem blisko. Rabuś wybrał więc drogę po łuku, jednak taką by móc się rozpędzić – nie miał jeszcze takiej wprawy w skokach, by z łatwością przeskakiwać przeszkody. Ominął w ten sposób sporo niewygodnych zakrętów, jednak na sam koniec obranej przez siebie trasy, natknął się na ścianę wąwozu. Nieco wprawiony już w hamowaniu odchylił się mocno do tyłu wręcz odrywając przednie łapy od ziemi. Dostawił je szybko po prawej by dać susa w bok i zapewnić wilkowi bliskie spotkanie ze skalną ścianą. Ominąwszy sprawnie kilka drzew i ledwo co łapiąc dech w piersi dotarł na koniec wyznaczonej pyłem trasy – tym razem jednak nie wysilając się na hamowanie. Zwolnił powoli i od razu padł na bok dysząc ciężko.
– skoń... Skończyłem!
: 27 gru 2015, 20:06
autor: Kruczopióry
– Nie najgorzej, nie najgorzej... – rzekł uśmiechnięty Kruczopióry, powolnym, spokojnym krokiem podchodząc do Rabusia. Popatrzył z góry na pisklaka, obserwując uważnie, jak ten ciężko oddycha. – Nie jest to jeszcze to, co umie większość dorosłych smoków, ale naprawdę poszło ci nieźle, zwłaszcza jak na pierwszy raz. Brawo! – dodał, na moment spoglądając w dal. I za chwilę znów na Rabusia. Dał mu jeszcze moment na złapanie powietrza, a kiedy rudofutry zaczął wracać do siebie, podał mu łapę, pomagając wstać.
– Wprawdzie miałem w planie jeszcze jedno ćwiczenie... – kontynuował, wlepiając ślepia w rozmówcę – ...ale widzę, że już dużo wysiłku włożyłeś w to, więc może nie będę cię dalej katował. Tamto i tak by było uzupełniające, po prostu dla odmiany byłbyś ścigającym, a nie ściganym – dodał, mrugnąwszy pogodnie ślepiem. – No, chyba że bardzo chcesz... – dopowiedział jeszcze, przewróciwszy oczami. – Ale teraz odpoczynek, co? – zapytał. – Usiądź w miejscu i daj mi się ostrzyc do końca, a przy okazji, że zajmie to pewnie chwilę, pogadamy. Na przykład o tym, kim chciałbyś zostać... Bo pewnie jest jakaś profesja, o której wykonywaniu marzysz, czyż nie...?
// raport bieg I i II
: 28 gru 2015, 22:40
autor: Lisi Kolec
Rabuś posłał Kruczopióremu uśmiech. Ślina nieco zaschła mu w gardle stąd biedak musiał chwile pokaszleć by dojść do siebie. Leżał chwile rozpłaszczony na ziemi wesoło zamiatając ogonem liście. Kiwnął głową, by dać znak, ze już pora wstawać.
– Całkiem realistyczne było to bydle... – powiedział przywołując w pamięci wilczura.
Zdecydowanie coraz bardziej doceniał moc, jaką daje władanie maddarą. Z pewnością kiedyś będzie chciał zgłębić tajniki związane z magią, czy iluzją (doskonale z reszta prezentowaną przez Kruczego).
Młody gdy tylko usłyszał hasło "następne ćwiczenie" pokiwał przecząco głową, natomiast jego reakcją na "nie będę Cię dalej katował" było ochocze przytaknięcie.
– Odpoczynek to baaaardzo dobra opcja. – Rudy dmuchnął mroźną mgiełką z nosa i uśmiechnął się szeroko.
– Za to ty raczej nie masz po czym odpoczywać. – powiedział naśladując krucze przewracanie oczami. – ...chyba, że po użeraniu się nade mną.
Rabuś usadowił się na mchu owijając puchaty ogon wokół łap. Rozłożył skrzydła, przy okazji nieco je rozprostowując, w celu przyszykowania się na postrzyżyny.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że to zimowe futro, które mimo wszystko powinno być nieco grubsze...? – dodał z nutą niepewności w głosie przykurczając nieco skrzydła do ciała. Co smok mający łuski może wiedzieć o posiadaniu futra? – Jak już, to radzę Ci przyciąć mi futro w taki sposób, bym miał jednak nieco tej... izolacji. Jakoś wyrównaj na grzbiecie, czy coś...
Rabuś zerknął na swoje plecy – nie były to do końca łyse placki, tylko krótka gęsta szczecina – mimo to, wiało nieco chłodem. W tym momencie zaczął zastanawiać się, czy to aby na pewno dobra decyzja. Przełknął cicho ślinę i spojrzał znów na Kruczego.
– W sumie to... – Rabuś podrapał się po brodzie i wygiął pysk w grymasie. – Niewiele wiem o waszych terenach i jakie macie... te no... profesje.
U niego z pewnością spotkać można było kogoś takiego jak łowca, który zdobywał pożywienie dla całego plemienia. O magach raczej nie słyszał, ale za to kojarzył szamanów, który pełnił rolę uzdrowiciela, doradcy wodza i takie tam.
– Myślę, ze chciałabym kiedyś... polować, choć coraz bardziej zachęcasz mnie do spróbowania swoich sił we władaniu... madda...rą? – Kaleczenie nowo poznanych słów to żadna nowość, przynajmniej u Rabusia.
: 29 gru 2015, 21:16
autor: Kruczopióry
– To nazywasz użeraniem się...? – zapytał nieco zdziwiony Kruczopióry, zmrużywszy ślepia i racząc Rabusia szelmowskim uśmieszkiem. – Gdzieś w twoim wieku to ja przed całym swoim stadem uciekałem, to było coś! Myślisz, że jakiś pisklak stanowi dla mnie większy problem? – zapytał, nie tracąc dobrego humoru. A następnie przywołał dwa niewielkie, stalowe ostrza, rozpoczynając wyrównywanie futerka rudego smoczydła. Począwszy od podbrzusza, z którego chciał przejść potem na nogi i uda, kończąc na zadzie. – Ach, co do futra... – bąknął jeszcze, nim rozpocżał strzyżenie – ...ja tam bez niego nie czuję się tak źle. Ty też dasz radę – stwierdził, mrugnąwszy pogodnie ślepiem. No ale fakt, nie chciał pisklaka zaziębić, nie przesadzał.
– Czemu w ogóle mówisz "wy"? – zapytał, przechodząc już do luźniejszej dyskusji, choć nie przerywając strzyżenia. Chwilę to potrwa, jeśli Rabuś ma się prezentować przyzwoicie. – Przecież należysz do Stada Wody, więc... mówisz tez chyba o swoich terenach, czyż nie? – dodał spokojnym tonem. – Co do profesji: generalnie istnieją cztery. Jeśli myślisz o polowaniu, możesz zostać łowcą – stwierdził, mówiąc do uda rudofutrego, które właśnie obcinał. – Łowcy odpowiadają przede wszystkim za karmienie członków stada, więc siłą rzeczy muszą się trochę znać na walce. Wiesz, nigdy nie wiadomo, kiedy natrafisz na drapieżnika – dopowiedział, mrugnąwszy ślepiem. Teraz ostrza przeniosły się na zadek Rabusia. – Są uzdrowiciele; ich zadanie to leczenie z ran innych smoków, kiedy tym zdarzy się z takiego czy innego powodu jakaś krzywda. Bardzo odpowiedzialna robota, choć nie dla każdego; trzeba być bardzo cierpliwym i bardzo dokładnym. – Ukończywszy strzyżenie tylnej części ciała pisklaka, obszedł go wokół, w kilku miejscach wyrównując niedoskonale ścięte włosie. I przeszedł na front Rabusia, aby teraz działać tam.
– Są jeszcze wojownicy i czarodzieje – kontynuował swój wywód – profesje o zadaniu praktycznie tym samym: obronie stada. Mają za zadanie stać na straży swoich przyjaciół, a różnią się tym, iż domeną wojowników jest siła fizyczna, czarodziejów zaś – magiczna. A ja właśnie na czarodzieja się szkolę – stwierdził, spojrzawszy na pysk rabusia... i stracił w tym momencie uwagę, aj, aj, aj! Jedno z ostrzy delikatnie zacięło smoka z boku szyi, skąd polała się niewielka, delikatna strużka krwi. – Yyyy... Wybacz – przeprosił Kruczopióry, podrapawszy się po łbie i mruknąwszy sam do siebie z lekką złością. Powinien był uważać!
– Emmm... Dobra, zagoi się, od tego się nie umiera – stwierdził lekko zakłopotany smok i zaraz obmył ranę delikatną strużką maddarowej wody, aby ją oczyścić. To tylko skaleczenie, nic groźnego, niedługo ślad Rabusiowi po tym nie zostanie... ale i tak czarny smok był zirytowany, że strzyżenie nie poszło dokładnie zgodnie z planem. – A wracając do tematu... – mówił dalej, obejrzawszy się, czy na pewno może strzyc dalej – ...tak, ja się szkolę na czarodzieja. Nawet nietrudno to pewnie zgadnąć – stwierdził i uśmiechnął się. Zaś ostrza powędrowały ku przedniej części podbrzusza rudofutrego. – Od pisklęcia fascynowała mnie maddara; owszem, to wielka moc bitewna... ale jeszcze większa moc spełniania marzeń – dodał i lekko podniósł łeb, choć ślepiami dalej wodzić za strzygącymi młodzieńca ostrzami. – To tak jakby przelać wyobraźnię w rzeczywistość... Maddara pozwala wytworzyć wszystko, czego tylko zapragniesz, o ile jedynie posiadasz w sobie dość jej mocy. Uwielbiam ją... i posługuje się nią każdego dnia, przy każdej możliwej okazji – uśmiechnął się... i spojrzał bacznie na Rabusia. Teraz najtrudniejsza część: łeb! – Jeżeli tylko chcesz, bardzo chętnie nauczę cię jej, kiedy podrośniesz – dodał zawadiackim tonem. Nietrudno było wyczuć w tym zdaniu, iż... uczyniłby to z naprawdę wielką chęcią! – Co do tematu profesji ogólnie zaś... No cóż, wybrać powinieneś to, co interesuje cię najbardziej – rzekł, spoglądając na oczy pisklęcia... na które w tym momencie opadła ścięta z góry kępka futra, aż adept parsknął śmiechem. – Maddara to wspaniała moc, ale ty musisz znaleźć swoje własne powołanie. Zastanów się nad nim bardzo dobrze – zakończył, rozszerzywszy uśmiech. jeszcze tylko jedna kępka futra i... voila!
– Możesz już się zacząć ruszać – rzekł do Rabusia, puściwszy do niego oczko. – To co... bawimy się dalej? – zapytał... i na ciele pisklaka znów pojawił się żuczek, chodząc po jego plecach wte i wewte! Kruczopióry parsknął śmiechem; oj, takie świeżo ścięte futerko musi trochę kłuć! W takich właśnie momentach cieszył się, iż nie zdobi go futro, a łuski.
: 30 gru 2015, 18:45
autor: Lisi Kolec
/Się rozpisałam XDD
Rudy uśmiechnął się szeroko w reakcji na odpowiedź Kruczopiórego.
– No, rzeczywiście miałeś ciekawe przygody. – odparł z rozbawieniem.
– Pytałeś skąd moje imię, nie? Przezwali mnie tak kiedyś rodzice, po tym jak zwinąłem ciotce parę klejnotów... – Zmarszczył nos przypominając sobie całe zdarzenie. Jakoś się go ta ksywka uczepiła – szczerze powiedziawszy nawet nie pamięta, jak go wcześniej nazywali...
Rabuś zlustrował wzrokiem zbroje z łusek pokrywającą ciało Kruczego.
– A więc to są łuski... fajnie wiedzieć! – Powiedział przekrzywiając przy okazji nieco łepek, by zerknąć także na skrzydła.
– Skrzydła też masz jakieś dziwne... z reszta, jak i reszta smoków, które dotychczas spotkałem... To skóra, tak? – Młody spojrzał na swoją upierzoną parę kończyn. Z opowiadań jego ojca – bo oczywiście wtedy był zbyt mały, by sam się o tym przekonać – wynika, że pióra podczas lotu są niemal niesłyszalne, natomiast jeśli chodzi o błoniaste skrzydła – w jego plemieniu starsze smoki, które straciły podczas swojego życia dobre setki piór, posiadały skrzydła częściowo pokryte błoną.
Młody zamilkł na chwilę i otworzył szerzej oczyska czując, że jedno z ostrzy jest zdecydowanie za blisko jego ciała. Chyba będzie musiał się do tego przyzwyczaić, bo robota szła powoli...
– Nie jestem stąd. – odparł krótko z lekkim zdziwieniem. W jaki sposób odkrył, że zapuściłem się najpierw na tereny wody?
– Byłem już na terenach Wody, ale to nie znaczy, że od razu czuje się... członkiem tego stada. – dodał po chwili. Rabuś czuł się nieco wykiwany – widział już, że istnieje stado Ognia, Życia, czy też Cienia, ale nie miał pojęcia do którego ów smok należał.
– A ty? Mieszkasz tu pewnie od urodzenia...
Rabuś uważnie słuchał wywodu Kruczopiórego – w sumie mniej więcej to samo mówił mu Cichy, ale skąd miał wiedzieć, że wszędzie jest tak samo?
– Łatwo się domyślić, całkiem nieźle ci to wychodzi. – Normalnie Rabuś kiwnął by łbem, ale jako że do jego szyi własnie zbliżały się ostrza... wolał pozostać w bezruchu i mrugnąć oczami.
Kruczopióry z pewnością robił bardzo dobre wrażenie – prezentował swoje umiejętności na każdym kroku. Choć może nie w każdym przypadku...
Młody rozwarł szerzej oczy i syknął przez zęby. Niemal przygryzł sobie język – taki był zauroczony wyjątkowym pokazem magicznych zdolności. Zaciskając zęby starał się powstrzymać jęknięcie, które z pewnością byłoby doskonała skalą na określenie poziomu bólu – 5/10.
– Widzę, że jednak masz zamiar pozbawienia mnie części ciała... – powiedział próbując zerknąć na wyrządzoną mu krzywdę. Kruczy jednak najwidoczniej nie chciał mu na to pozwolić – zimna woda cieknąca mu po ranie sprawiła, że Rudy gwałtownie odchylił łeb do tyłu zaciskając przy tym mocno wargi.
– Piecze...
Rabuś całkiem szybko zapomniał o skaleczeniu, choć odruchowo umknął pierwszemu cięciu ostrza kontrolowanego przez Kruczego.
Niezwykle podobało mu się to, jak czarnołuski mówił o magii. Moc spełniania marzeń, tak? To jest coś. Mimowolnie Rabuś również uniósł łeb, tylko w jego przypadku mógł sobie pozwolić na zajrzenie w niebo. Zmrużył nieco ślepia oślepiony intensywną bielą. Przez chwile wpatrywał się w górę zastanawiając się, czy ta biel kruszy mu się na głowę, czy to tylko jego wyobraźnia.
Zaczął padać śnieg.
– Serdecznie przedstawiam Ci przybysza z mojego domu! – powiedział uśmiechając się przyjaźnie. Śnieg towarzyszył mu zarówno przy narodzinach, jak i w pierwszych chwilach jego życia – był więc czymś wyjątkowym w oczach Rudego smoczyska.
– A co do magii... – dodał po chwili kierując wzrok na swojego rozmówcę.
– Chętnie skorzystam! Może nawet całkiem niedługo... – Uśmiechnął się, zaraz po tym marszcząc z lekka brwi. Minęło już, w sumie, całkiem sporo czasu. Pewnie niedługo będzie się trzeba zwijać... Tyle, że tym razem z pewnością zajmie mu to mniej czasu...
Młody zmarszczył nos zaraz po tym jak kępka futra opadła mu na nos. A cóż mogło to zwiastować...? Mgiełka rudawego futra opadła na ziemię zaraz po tym, jak Rabuś kichnął – raz, ale za to zdrowo. Rudy zamrugał parę razy powiekami, a następnie jak najszybciej pozbył się resztek futra łapą kręcąc nosem przy tym nosem z niezadowolenia. Śmiech jest zaraźliwy, tak więc i Rabuś zaczął chichotać zdając sobie sprawę z tego, jakie komiczne musiało być to wydarzenie.
Młody pod koniec strzyżenia wodził uważnie wzrokiem za ostrzami. Był to etap dopieszczania, więc chciał mieć pewność, że nie będzie pokryty łysymi plackami.
Obcięcie pisklęcego puchu odsłoniło świeżo wyrastającą sierść, a o dziwo sierść ta miała nieco inny kolor. Od tej pory ciało Rabusia pokrywało płoworude futro – przez grzbiet przebiegała ciemniejsza pręga, zaś podbrzusze nieco poszarzało. Przez podcięcie grzywy wyraźniejsze stały się namiastki brązowych rogów. Mimo wszystko nie nastąpiła całkowita zmiana umaszczenia – rudoczerwone futro wciąż gdzieniegdzie dominowało, zwłaszcza na puchatym, lisim ogonie.
– Już? – zapytał z niedowierzaniem.
– Całkiem szybko... albo po prostu czas szybko zleciał... – Młodu uśmiechnął się wesoło po czym energicznie strzepał resztki futra z całego ciała. Wygląda nieco inaczej niż wcześniej...
Rabus był już wyczulony na pewne gesty wykonywane przez Kruczego, które za każdym razem zapowiadały coś ciekawego... Znowu on?!?
Rudy wygiął się w łuk by sięgnąć zębami do swoich pleców. Żuczek łażący po plecach przyprawiał go o dreszcze, a z biegiem czasu ujawniło się swędzenie wywołane postrzyżynami. Tym razem jednak Rabuś miał pomysł, jak pozbyć się nieznośnego owada. Młody ugiął łapy i przeturlał się na plecy. No i dla pewności... wytarzał się energicznie w liściach, przy okazji dając ulgę dla swędzących pleców.
: 31 gru 2015, 0:36
autor: Kruczopióry
Kruczopióry zaśmiał się głośno, widząc tarzającego się w pierwszych płatkach śniegu Rabusia. Taaaaak, choć nawet go zdążył polubić, nie mógł się przed tym gestem powstrzymać. Zaczekał chwilę, aż pisklak ogarnie się i znów będzie nadawał się do choć odrobiny rozmowy, a następnie spojrzał na niego pogodnie, chcąc kontynuować dyskusję.
– Na pewno jestem tutaj znacznie dłużej od ciebie, ale czy od urodzenia? Sam nie wiem – zaczął i popatrzył na delikatnie opadające na ziemię małe, białe kruszynki. – Nie wiem, skąd się wziąłem, jak się urodziłem... i kto w ogóle mnie urodził. Nawet nie wiem, jak tutaj znalazłem; nie mam pojęcia, czy przyszedłem na świat już pod barierą, czy też kiedyś wszedłem pod nią zupełnie przypadkiem. Zamieszkałem w Stadzie Cienia, gdzie zaopiekował się mną Kravsax, inaczej Koszmarny Kolec. Ale teraz już należę do Stada Ognia. – Popatrzył na pisklaka... nagle poważniejąc. Powinien mu powiedzieć czy też nie? W gruncie rzeczy... przecież i tak już się trochę wygadał, prawda?
– Bynajmniej nie chciałem się przenosić, ale... zmusiła mnie do tego sytuacja – kontynuował, nagle odwracając wzrok. Czy na pewno chciał, aby Rabuś poznał jego historię? Czy powinien...? Poczuł się dziwnie; jakby się już nawet trochę... przywiązał do tego pisklaka. Owszem, rozmawiał z kilkoma innymi, ale ten wydawał mu się nieco... wyjątkowy. Inny. Przecież mało który młodzieniec w takim wieku zapuszczał się na tereny wspólne sam! Jednym z takich młodzieńców był swego czasu Kruczopióry...
– Bo widzisz, Rabusiu... – kontynuował... dość niepewnie, nagle obejmując pisklaka łapą. Jego zachowanie zdawało się teraz zmienić zupełnie, jakby... Jakby znów odezwały się w nim wspomnienia. – Gdyby ktoś kiedyś próbował ci wmówić, że jakiś smok jest zły tylko dlatego, że mieszka w którymś stadzie: nie wierz mu. Dobre i złe smoki znajdują się wszędzie, w każdej grupie, dlatego należy oceniać każdego z osobna, wedle jego charakteru, a nie jakichś dziwnych stadnych niesnasek. Ale przywódczyni Cienia, Cień Otchłani, tudzież Dwuznaczna Aluzja, jest zła. Dlatego właśnie musiałem uciekać. – Mruknął sam siebie i spojrzał w niebo. Poczuł, jak coraz intensywniej padające płatki śniegu padają mu na nos, powodując delikatne uczucie chłodu... – Byłem wtedy niewiele starszy niż ty teraz; może właśnie dlatego jestem nieco przeczulony na punkcie umiejętności. Dlatego staram się trenować cię tak, aby wyniósł z tego więcej niż ze zwykłego szkolenia.... Te wilki, kłody, kamień... Owszem, większości tych przeszkód nie napotkasz na prawdziwym polowaniu, ale chodzi o to, aby zawsze być przygotowanym na niepodziewane... – Nabrał powietrza i przymknął ślepia, namyślając się na moment. W wyobraźni znów ujrzał ten sam obraz, którego zapomnieć nie miał prawa. Obraz Aluzji, Słowa i przyciskającej do ziemi jego łeb Jeźdźca Apokalipsy. I głos Kaszmira: Nie wtrącamy się...
– Wydajesz mi się bardzo śmiałym smokiem, smokiem, który nie boi się żadnych wyzwań ani mówienia tego, co mu naprawdę na sercu leży – dodał po dłuższej przerwie, nie odrywając wzroku od nieba. – To pozytywna cecha, Rabusiu... ale ma jedną wadę – kontynuował... nagle przenosząc swoje spojrzenie na pisklaka. – Niektóre smoki bardzo nie lubią, kiedy robi się coś nie po ich myśli. Kiedy mówi im się coś, czego nie chcą usłyszeć. Do tego stopnia, że gotowi są w zemście uczynić wiele złych rzeczy... nawet zabić – dopowiedział, na moment zawieszając głos. Wpatrywał się teraz w ślepie Rabusia bardzo uważnie i ze śmiertelną powagą, dążąc do tego, aby pisklak nie przepuścił żadnego słowa. – Ja właśnie powiedziałem Aluzji kilka słów za dużo... i dlatego mieszkam teraz w Ogniu, a nie w Cieniu. Ale nie żałuję; przynajmniej zawczasu dowiedziałem się, jaka naprawdę jest – zakończył... po czym nagle rozpogodził się. Parsknąwszy śmiechem. – Nie straszę cię za bardzo, Rabusiu?
: 02 sty 2016, 0:39
autor: Lisi Kolec
Rabuś, gdy tylko zaspokoił swoja potrzebę, wstał i odruchowo otrząsnął się z wszystkiego co przyczepiło się do futra. Pewnie ten nawyk będzie mu towarzyszył jeszcze przez jakiś czas, zanim odkryje, że krótkie futro ma zupełnie inne właściwości niż jego dawna "szata". Rudy spojrzał się na Kruczopiórego i uśmiechnął się zadziornie pokazując zębiska, po czym nie tracąc kontaktu wzrokowego usadowił się wygodnie na... wcześniej wymoszczonym siedzisku.
Rudemu przez pewien czas towarzyszył uśmiech na twarzy... lecz to , co mówił mu Kruczy, było... właściwie trudno powiedzieć. Począwszy od pierwszych wypowiedzianych przez niego słów Rabuś zaczął zastanawiać się nad wszelkimi możliwymi sytuacjami, jakie mogły spotkać czarnołuskiego przed jego przybyciem na te ziemie. Został porzucony w młodym wieku, czy też jakimś magicznym sposobem wymazano mu pamięć, po czym przerzucono na ten świat... za barierę... Pod barierę? Nigdy o niej nie słyszał...
Młody spoważniał. Było mu też trochę żal – on sam pewnie w przyszłości z żałością będzie wspominał swoją młodość. Mimo wszystko starał się uśmiechać – tak na złagodzenie sytuacji i pokrzepienie ducha.
Poczuł pewnego rodzaju ciepło – nie tylko z tego powodu, że przyjacielskie objęcie to miły gest. Otwartość, jaką obdarzył go Kruczopióry mogła świadczyć również o jakiejś... zażyłości między nimi.
Rabuś bezgłośnie kiwał łbem, by dać swojemu rozmówcy znak, że wszystko do niego dotarło. Nie wiedzieć czemu, Kruczy przypominał mu teraz jego ojca – ten również był skory do rozgadywania się na poważne tematy i dawania mądrych rad. Tylko w tym konkretnym przypadku nie były to wywody na temat przygotowania do polowań, wielkich wypraw, czy też na temat innych, nieco bardziej przyziemnych spraw. Czarnołuski opowiadał mu swoją historię, jak i historię stada, o którym rudy miał od tej pory prawo mieć niezbyt przychylne zdanie...
Natłok myśli, jakie powstały w głowie Rabusia nieco przytłumił mu wszelkie zmysły. Śmiech Kruczego jednak szybko wytrącił go z tego transu – sam odpowiedział na to uśmiechem.
– Nie, nieee... – odparł kiwając przecząco łbem.
– Właściwie to... – Rudy zmarszczył nieco czoło szukając najbardziej odpowiedniego słowa.
– Dziękuję za radę. – powiedział posyłając przy tym przyjazny uśmiech.
Młody odwrócił na chwilę wzrok. Taka rozmowa jest prawdziwą burza dla myśli, a ze świeżej głowy całkiem trudno wybrać coś wartościowego.
– Nie wiem jeszcze wiele o stadach, w tym też o stadzie wody... Pewnie tak jak ty, będę musiał przekonać się na własnej skórze, czy dobrze trafiłem! – powiedział po chwili kierując spojrzenie w stronę Kruczego. Szczerze powiedziawszy w jego przypadku zapowiadało się całkiem nieźle – ale to być może z tego powodu, że znał wszystkie smoki powierzchownie, co może z biegiem czasu okazać się mylące...
: 02 sty 2016, 2:31
autor: Kruczopióry
– Nie patrz na to z tej strony, Rabusiu – rzekł Kruczopióry z uśmiechem, spoglądając przy tym na pisklaka spokojnie. Już się rozpogodził. – Nie ma stad dobrych ani stad złych, są tylko dobre i złe smoki. W Cieniu też poznasz wartościowe jednostki, zapewniam cię o tym. Tam jest zła przywódczyni, a niektórzy lubią przez pryzmat przywódcy patrzeć na wszystkich członków grupy, zupełnie niesłusznie. Jeszcze kiedy należałem do tego stada, Kaszmirowy Dotyk wzdrygał się przed rozmową ze mną, mimo że byłem tylko niegroźnym pisklakiem! – Parsknął śmiechem. – A taki Pierwotny Instynkt to nawet by mnie chyba zabił za sam zapach, chociaż należałem już wtedy do Ognia... To nie jest dobre myślenie, wszędzie istnieją wartościowe jednostki, tylko czasami trzeba ich dobrze poszukać. Na przykład mój ojciec, Koszmarny Kolec... – Spojrzał w niebo, jakby rozmarzywszy się na moment. – Choć należy do Stada Cienia, to dobry smok; w tamtej sytuacji wstawił się za mną. Za co jestem mu dozgonnie wdzięczny, bo pokazał wielkie serce i hart ducha, choć mógł ponieść za to naprawdę poważne konsekwencje. Poniósł częściowe; Aluzja zablokowała jego awans na pełną rangę. – Mruknął i westchnął cicho. – Dobra, chyba wystarczy tego smęcenia!
Warknął złowieszczo i wyszczerzył zęby, a tym razem w okolicy podbrzusza pojawił się kolejny robaczek, choć tylko na klika sekund, aby ocucić nieco rudego. Sam Kruczopióry puścił go i uśmiechnął się, znów stając na wprost pisklaka, z którym... w gruncie rzeczy całkiem przyjemnie spędzało mu się czas. Na tyle, aby nie spieszyło mu się do pożegnania, zwłaszcza że sam Rabuś też chyba nie bardzo miał do kogo wracać. A przynajmniej tak sądził Kruczopióry... bo przecież pisklak nie przyznał mu się, iż ma jakiegoś opiekuna. Inna sprawa, ze w jego przypadku zmieniało to chyba niewiele.
– Pewnie jeszcze czegoś chciałbyś się nauczyć, co? – zapytał pogodnie, mrugnąwszy ślepiem do rudego. – Mam nadzieję, że już odpocząłeś na tyle, aby móc spróbować podjąć nowe wyzwania,... prawda?
: 04 sty 2016, 18:52
autor: Lisi Kolec
Zablokowała awans na rangę... ach... Niezbyt miłe uczucie, pewnie biedak trenował się należycie... Rabuś rozprostował skrzydła w przerwie między urywkami wypowiedzi Kruczopiórego. Coś uporczywie siedziało w jego głowie, ale nie mógł sobie przypomnieć o co chodziło... Młody zmarszczył z lekka brwi i odchrząknął cicho. No właśnie! Zapach...
– Mówiłeś o zapachu... stąd wiedziałeś, że przychodzę ze Stada Wody, tak? – Rudy przechylił nieco łepetynę i zaciągnął się powietrzem. Rzeczywiście czuł jakiś zapach, ale ze względu na to, że oboje przebywają na terenach wspólnych już jakiś czas, nie był on aż tak intensywny.
– Gdybyś mi nie powiedział, za nic nie domyśliłbym się, że jesteś ze Stada Ognia... – dodał po chwili namysłu.
– Twój zapach jest jakiś taki... ostry? Nie wiem...
Rabuś otworzył szerzej oczy – futro, choć krótkie, nastroszyło się błyskawicznie. Jak zakładał Kruczy – psikus szybko postawił go na nogi – gdyby nie to, że aspirujący na czarodzieja serwował mu takie niespodzianki co chwila, pewnie teraz by podskoczył i za wszelką cenę starał się strzepnąć nieproszonego gościa. Zamiast tego jednak postanowił zacisnąć zęby i zmierzyć żuka... bo cóż by innego... piorunującym wzrokiem.
– Mówisz, że za wygodnie mi się siedziało? – warknął zadziornie szczerząc zębiska.
Młody szybko przywołał się do porządku, po czym spojrzał na Kruczego z krzywą miną wzdychając przy tym ciężko. Stał tak przez chwilę wpatrując się w czarne ślepia...
...po czym uśmiechnął się od ucha do ucha mrugnąwszy czarnołuskiemu w odpowiedzi.
– Zgrywam się tylko – pewnie!
Najwyraźniej rudy przejął dobry humor od Kruczopiórego. Jak wcześniej nie był zbyt chętny do zabawy, tak teraz rozpierała go energia.
: 05 sty 2016, 0:08
autor: Kruczopióry
– Oczywiście, że stado rozpoznałem po zapachu – stwierdził uśmiechnięty Kruczopióry, spogladając na Rabusia pogodnie. – Ty też z czasem te zapachy dobrze poznasz; kiedy poprzechadzasz się trochę po granicach, zaczniesz rozpoznawać charakterystyczną woń różnych terenów. Faktem jest natomiast, że mój zapach to nie tylko Ogień; jak wspominałem, pisklęce księżyce spędziłem w Cieniu – stwierdził, mrugnąwszy porozumiewawczo okiem. – Teraz już zdecydowanie dominuje moje obecne stado, ale kiedyś... łatwo było się pomylić.
Uśmiechnął się raz jeszcze i spojrzał w dal, za horyzont. Śnieg padał coraz intensywniej, ale wiatr jakoś nie zakłócał zbytnio porządku w niebiosach. I bardzo dobrze, kiedy wziąć pod uwagę, jaki był następny w kolejności trening!
– Co do treningu zaś... co powiesz na lot? – zapytał i szelmowsko spojrzał na Rabusia. – Żeby go opanować, wystarczy umieć biegać, a to już potrafisz; ot, wystarczy się rozpędzić – rzekł. – Różnica polega na tym, ze kiedy osiągniesz pełna prędkość, rozkładasz skrzydła i zaczynasz nimi machać. Najpierw musisz je przechylić lekko na ukos, tak, aby stawiały opór powietrzu. Dobrze je też na krańcach delikatnie ugiąć w głąb – wtedy stworzysz pod sobą taką jakby... masę powietrza. – Gdyby Kruczopióry wiedział, czym jest poduszka, pewnie użyłby właśnie tego słowa. – No i... chyba tyle podstaw. Reszta już w trakcie... kiedy wzbijesz się w powietrze – rzekł i uśmiechnął się do rabusia. – Więc jak, próbujesz?
: 06 sty 2016, 21:50
autor: Lisi Kolec
Lot? W sumie całkiem dobra opcja, bo w końcu skrzydła nie służą tylko do targania ich na grzbiecie. Rabuś rozłożył swoją pierzasta parę, spojrzał na nią tak, jakby chciał uzyskać pozwolenie na rozpakowanie swojej nieśmiganą dotąd zabawki, po czym kiwnął Kruczopióremu łbem.
Rudy wysłuchał wypowiedzi czarnołuskiego – instrukcja była znacznie krótsza od tej, którą otrzymał przy poprzedniej nauce. Stąd też do zadania podszedł trochę niepewnie. Co jeśli będzie tak jak z tym hamowaniem?
– Coś czuje, że będzie bolało... – Powiedział pod nosem po czym ustawił się na... wyimaginowanej linii startu.
Żeby manewr lotu nie zakończył się klęska już przy pierwszym machnięciu skrzydłami młody wstrzymał się jeszcze na chwilę by przetestować ruch skrzydłami. Czyli to takie jakby zagarnianie powietrza pod siebie? Rudy rozprostował skrzydła, uniósł je do góry i rozprostował każdy paliczek pierzastch kończyn – budowa jego skrzydeł mimo wszystko bardziej przypominała standardowe smocze błoniaste skrzydła, tyle że pokryte piórami. Kilka razy machnął skrzydłami – do momentu kiedy rzeczywiście zaczął czuć opór powietrza i delikatne wybicie do góry. Zgodnie ze wskazówka Kruczego zagiął końcówki do środka, a skrzydła pod koniec lekko przechylił pod kątem do tyłu, a w jego rozumieniu – tak, aby pokazać wnętrze skrzydeł obserwatorowi z przodu. Skrzydła miały jednak skłonności do "ślizgania" się na powietrzu.
– Dobra... już mniej więcej wiem...
Młody przybrał pozycję do biegu – przed nim mniej więcej dokładnie ta sama trasa, którą musiał wcześniej przebyć, z resztą całkiem równa. Wystartował spokojnie z czasem się rozpędzając. Skrzydła tym razem jednak trzymał luźno, rozpostarte, jednak nie zbierające powietrza. Machać nimi zaczął dopiero od pewnego momentu – najpierw nieco niepewnie, nieco przykurczając je do ciała, potem już pewniej, jednak z drobnym poślizgiem, następnie całkiem mocno, co poskutkowało lekkim uczuciem nieważkości. Kilka poprawnych powtórzeń pod rząd pozwoliło mu niezdarnie unieść się nad ziemię i poszybować nieco ponad ogon, może dwa, dalej. Oczy otworzyły mu się szeroko gdy zdał sobie sprawę, że jego łapy rzeczywiście straciły kontakt z podłożem. Podczas lądowania przechylił się nieco do tyłu, co było przyzwyczajeniem związanym z bieganiem, skrzydła ustawił nieco pod pion, po czym z poślizgiem zetknął się z ziemią i chwiejącym krokiem przeszedł jeszcze kawałek.
– NIE BYŁOOOO TAK ŹLEEEEE! – Krzyknął – smoki dzieliła całkiem spora odległość. Rabuś nadrobił parę ogonów różnicy między nimi, po czym zatrzymał się. Biedak ledwo łapał powietrze, więc odczekał chwilkę, by nieco się uspokoić.
– Na pewno coś zrobiłem nie tak... w sumie – trochę spanikowałem...
Młodemu przyda się jakaś rada – oderwanie się od ziemi wcale nie jest takie proste...
: 07 sty 2016, 23:33
autor: Kruczopióry
Kruczopióry, jak to Krucozpióry, posłał Rabusiowi szelmowski uśmieszek i spokojnym krokiem podszedł do niego, pokonując dystans, jaki dzielił jego i rudego po tej próbie. Nie odzywał się aż do czasu, kiedy dotarł zaraz przed pisklaka – wówczas to położył swoją prawa łapę na jego barku, skupiając wzrok na pysku młodzieńca.
– Nauka lotu jest jedyną ze wszystkich nauk, podczas których możesz być absolutnie przekonany, że nie ujrzysz na swej drodze żadnych kłód pojawiających się znikąd ani wilków wyskakujących z chmur. A wiesz dlaczego? Bo ona sama w sobie jest wystarczająco niebezpieczna – rzekł i wyszczerzył szeroko swoje świecące, białe zęby, zaśmiawszy się cicho. Oj, chyba tym nie pocieszył pisklaka... – Dobrze, a więc, jak widziałem, umiesz się już wznosić. To dobry pierwszy krok; teraz muszę wytłumaczyć ci, jak kontrolować wysokość – rzekł i skierował spojrzenie przed siebie, nad trasę, którą jeszcze przed chwilą smok biegł w przeciwną stronę. Miejsca chyba wystarczy.
– A więc wysokość kierować należy kątem nachylenia skrzydeł – zaczął, odsunąwszy się nieco od Rabusia, aby móc swobodnie rozpostrzeć swoje własne, olbrzymie, czarne skrzydła. Cóż – był smokiem powietrznym, więc pisklak miał czego zazdrości. – Kiedy fruniesz do góry, musisz je pochylić tak jakby nieco w tył, aby zwiększyć opór powietrza – mówił dalej, samemu przechyliwszy się nieco, demonstrując właściwy ruch, stojąc na ziemi. Futrzak mógł teraz poczuł silny powiew chłodnego wiatru, jaki to machnięcie wywołało. – Chcąc obniżyć lot, czynisz dokładnie odwrotnie; musisz się pochylić do przodu... – kontynuował, znów demonstrując, tym razem prawie kłaniając się młodziankowi – ...ale tym razem lepiej nie machać, bo jeszcze niechcący za bardzo przyspieszysz i przywalisz łbem w grunt. Kontrola szybkiego spadania to bardziej... zaawansowana lekcja – stwierdził, mrugnąwszy do rudego porozumiewawczo. – Ach, trochę zapomniałem o niekoniecznie dostrzegalnym na pierwszy rzut oka, ale wcale nie mniej ważnym od skrzydeł elemencie: o postawie ciała w powietrzu. – Spojrzał w oczy Rabusiowi, upewniwszy się, iż jest słuchany. Monolog trwał już chwilę, wolał więc skontrolować koncentrację swojego ucznia. – Przednie łapy najwygodniej trzymać tuz przy ciele – mówił dalej – tak, aby nie sprawiały dodatkowego oporu podczas lotu. Tylne i ogon, dla odmiany, staraj się wyrównać w linii prostej z kręgosłupem – w ten sposób nie powinny sprawiać dodatkowych problemów. Najlepiej po prostu utrzymuj je swobodnie, wówczas będą tak jakby "same" trzymać się w powietrzu dzięki prędkości. No... spróbuj – rzekł i uśmiechnął się do pisklaka, ciekaw, czy tym razem spisze się lepiej. – Ach, i jakby co... nie ląduj – dodał jeszcze. – Pofrunę za tobą i dalsze instrukcje przekażę ci już w trakcie – dodał, puszczając pisklakowi jeszcze jedno oczko.
: 08 sty 2016, 12:27
autor: Lisi Kolec
/ O kurcze, sorry za te wszystkie powtórzenia XD skrzydeł, skrzydłami, skrzydła...
Rudy nie wydawał się zbytnio zaskoczony faktem o niebezpieczeństwie, które wiązało się z lataniem – zdążył się o tym przekonać – jakby nie zareagował dość wcześnie, pewnie zaorałby ziemię pyskiem... Rabuś odpowiedział Kruczemu krzywym, niepewnym uśmieszkiem – rzeczywiście kiepsko mu szło pocieszanie zlęknionych pisklaków...
No z tym umieniem to tak średnio... Rabuś widząc co się szykuje szybko odsunął się na bok, by dać smokowi nieco miejsca. Ogromne, czarne skrzydła świsnęły mu przed oczyma – rudy mimowolnie odsunął łeb i cofnął się jeszcze o krok. Skrzydła robiły niemałe wrażenie, nigdy z resztą nie widział tak dużych!
Demonstracja się udała, a Rabuś już miał klaskać, gdyby nie to, że powiew powietrza przylizał mu futro do ciała. Młody wygiął pysk w grymasie, i rzucił Kruczemu zadziorne spojrzenie. Gdy Kruczy "ukłonił się" swojej jednoosobowej widowni, w odpowiedzi otrzymał równie dostojny ukłon. Rudy uśmiechnął się szeroko – teraz na pewno nie zapomni o tym jak zniża się lot.
Rabuś spotykając na sobie wzrok Kruczego natychmiast spoważniał – choć nie udało mu się ukryć wcześniejszego rozbawienia.
– Mam nadzieje, że nie zaliczę lądowania w jakiś krzakach! – Młody kiwnął głową i ustawił się przed swoim pasem startowym. Tak jak wcześniej, dla utrwalenia, powtórzył sobie parę machnięć skrzydłami. Wystartował trzymając swoją pierzasta parę kończyn w gotowości, tzn. lekko podkurczone do ciała, jednak w taki sposób, by nie stawiały oporu powietrzu. Gdy już wystarczająco się rozpędził, rozłożył skrzydła wyginając ich końcówki do środka, zamachnął się nimi klika razy zagarniając powietrze pod siebie i mocno odepchnął się od podłoża. Pysk skierował pod katem do góry i kilka razy podgarnął powietrze pod siebie, by uzyskać wysokość. Z początku szło mu to niezdarnie – w końcu to pierwszy raz, kiedy podejmuje się czegoś takiego. Bardzo ciężko szło mu ustabilizowanie lotu, co najpewniej spowodowane było wiatrem. Majtało nim w te i wewte, jednak starał się utrzymać łeb w pionie, by nie tracić orientacji w powietrzu. Gdy w końcu udało mu się zrównać ogon z resztą ciała pozostała mu jedynie kwestia obrania kierunku lotu. Zamieszanie, jakie wystąpiło na początku wyraźnie zniosło go trochę na bok, leciał też całkiem nisko, a przecież nie chciał zderzyć się ze skalną półką wąwozu, lub jakimś drzewem. Zgodnie z wskazówką Kruczego Rudy zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami kierując masy powietrza jednocześnie pod siebie, by się unieść, i za siebie, by kontynuować lot do przodu. W tym momencie jedynym problemem były płatki śniegu wpadające mu do oczu. Jak na razie...
: 08 sty 2016, 21:31
autor: Kruczopióry
Popatrzył, jak Rabuś wzbija się w powietrze... i za chwilę sam pofrunął za pisklakiem, aby obserwować jego poczynania! Obrawszy tor lotu bezpośrednio za Rabusiem, w odległości około ogona, aby w razie niespodziewanych problemów nie zderzyć się z nim, obserwował każdy ruch rudego, sam do siebie potakując głową. No, nie szło mu to perfekcyjnie, a wiatr wprowadzał nieco zamieszania, więc bardziej przypominało to frunięcie jakiegoś niezdarnego owada niż prawdziwego smoka, ale... no, latał! Przecież latał! Kruczopiory uśmiechnął się; do dziś pamiętał, jak cieszył się, kiedy pobierał u Sombre swoje pierwsze lekcje lotu. Tak nauka i nauka magii były dwiema, które zapamiętał szczególnie...
"Nie jest najgorzej, Rabusiu, trochę więcej siły musisz w to tylko włożyć, żeby było stabilniej!" wysłał mu wiadomość mentalną, jako że nie chciał sobie zdzierać gardła przy tej pogodzie. Ciekawe, czy kiedyś już pisklak słyszał taki głos w swojej głowie...? "Teraz część najtrudniejsza... czyli skręcanie!" kontynuował, przy okazji przekazując do łba smoka cichy chichot. Ech, szkoda, ze w tych warunkach trochę ciężej o gestykulację...
"Żeby zmienić kierunek lotu, musisz przede wszystkim obrócić ciało wokół swojej własnej osi, tak jakby przechylić na bok" rozpoczął tłumaczenie, tym razem brzmiąc już całkiem poważnie. I oczywiście cały czas frunąc za pisklakiem, aby w razie potrzeby móc ochronić jego zad. "Całe ciało musisz wykręcić w zawijas, żeby tworzyło swoim kształtem jakby łuk. W sensie szyja, kręgosłup i ogon z tylnymi łapami. Ale najważniejsze są skrzydła" kontynuował, niezmiennie obserwując poczynania rudego. "Podczas skrętu generalnie nimi nie machasz, a musi je wyprostować – szeroko, tak bardzo, jak tylko potrafisz. Przekręciwszy się wcześniej na bok, zauważysz, że jedno będzie tak jakby niżej, a drugie wyżej, zaś ciało samo zacznie wykonywać skręt w stronę tego niższego. Tylko uważaj, bo podczas skrętu łatwo jest stracić wysokość!" podkreślił dość głośnym tonem, aby podkreślić, iż to ważny element. "Gdybyś miał problem ze zbyt szybkim opadaniem, możesz delikatnie, ale nie za mocno, odepchnąć się zewnętrznym skrzydłem; to cię nieco spowolni, ale wyniesie też w górę. No, spróbuj!" zakończył tłumaczenie pogodniejszym tonem. I westchnął; cały czas obserwował Rabusia, niezwykle ciekaw, jak sobie poradzi tym razem.
: 19 sty 2016, 22:49
autor: Lisi Kolec
Rudy słyszał już taki głos... ale w nieco innej formie. Poznał w nim jednak Kruka, a wszelkie ewentualne wątpliwości rozwiał dźwięk smoczego chichotu – z reszta całkiem charakterystycznego!
Korzystając z wskazówki Kruczego starał się machać nieco... intensywniej. Szczerze powiedziawszy dopiero teraz poczuł ile mięśni pracuje podczas takich manewrów. Jego ruchy oczywiście z czasem stały się mniej niezdarne – w końcu lot i bieg to rzecz naturalna, wręcz zapisana w genach!
Rudy odkiwnął głową, jednak bez przesady, żeby się przypadkiem nie zachwiać. Przed sobą miał w miarę czystą trasę, lecz jego zaufanie co do swoich umiejętności nakazało mu wznieść się... ociupinkę wyżej. Zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami wzlatując w górę.
Westchnął głośno – postanowił nie zwlekać, ale mimo wszystko być ostrożnym. Odległość od ziemi jednocześnie fascynowała go i zachęcała do lotu, jak i odstraszała go od wykonywania jakichkolwiek manewrów. Młody ustabilizował lot i rozpiął szeroko skrzydła ustawiając je w taki sposób, by "ślizgały się" po powietrzu. W tym przypadku postanowił zacząć od skrętu w prawo, tak więc przechylił delikatnie ciało w prawo. Z takim przechyleniem mógłby zrobić lot po okręgu o promieniu kilkunastu ogonów, a przecież nie o to chodziło. Rabuś przełykając głośno ślinę przechylił się jeszcze bardziej – poczuł nagły zryw w prawo, który równie nagle przyprawił go o mocne kołatanie serca. Zacisnął zębiska, po czym wygiął również ciało – natychmiastowo zmienił kierunek lotu, a także jego wysokość. Zamachnął się niezdarnie lewym skrzydłem unosząc się z lekka do góry. Wyprostował ciało i dodał kilka kolejnych machnięć pierzastymi kończynami, by po chwili ustabilizować lot i wrócić do pozycji wyjściowej.
: 20 sty 2016, 22:03
autor: Kruczopióry
// Postaraj się dać jednak ciut dokładniejszy opis skrętu – w szczególności opis, jak ciało się wygina ;).
No nie! Wiedział, po prostu czuł to, że prędzej czy później coś w końcu musi pójść nie tak, nawet w przypadku ucznia tak pojętnego jak Rabuś! Wykręcając w prawo, pisklak bardzo szybko stracił kontrolę nad wysokością lotu, o mało co nie zderzając się z wystającym w górę drzewem! Dobrze, że wcześniej chociaż podwyższył nieco lot... Posłużywszy się maddarą, Kruczopióry wytworzył pod smokiem delikatny ciąg wiatru w przód, który miał mu nieco pomóc w opanowaniu sytuacji, następnie zaś sam obniżył lot, udając się za nim.
"Uważaj, bo jak w tej mgle zaryjesz w brzozę, to ci jeszcze skrzydło pęknie i tyle z nauki latania!" mruknął nieco nieprzyjemnie w kolejnej wiadomości mentalnej, mrużąc ślepia i nie spuszczając wzroku z pisklaka. "Jeszcze raz: musisz porządnie wygiąć ciało w łuk, bo inaczej będziesz spadał jak kamień, jak teraz, i to nawet nie szlachetny, żeby ktoś cię potem tutaj szukał. Przechylaj się powoli, spokojnie, to tylko trening, nie trzeba gwałtownych ruchów. Resztę już powiedziałem poprzednio" skwitował, niezmiennie obserwując Rabusia. Cóż,w tej probie trochę nie wyszło... ale czy wszystko musi wyjść za pierwszym razem?
: 20 sty 2016, 23:29
autor: Lisi Kolec
/ Ups XD
Rabuś podczas swojego manewru był święcie przekonany o tym, że nic nie stoi mu na drodze, a tu proszę! Uniesiony wiatrem cudem uniknął zderzenia z drzewem, a jako że nie był do końca wprawiony w ocenianiu prawdopodobieństwa wystąpienia równie przedziwnych warunków pogodowych, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś przed chwila uratował mu tyłek!
Być może podczas wypowiedzi Kruczego coś zaświtało mu w głowie – zerknął w dół, a tam okazało się, że wcale nie jest tak wysoko nad drzewami, jak mu się wydawało. Gest stulonych przy głowie uszu był doskonale widziany od tyłu, jako taki marny substytut komunikacji niewerbalnej.
Młody wzniósł się kilkoma mocniejszymi machnięciami, zagarniając masę powietrza pod siebie. Tym razem jednak ma się skupić bardziej na skręcie ciała, tak? Rabuś przeleciał kawałek do przodu zagarniając skrzydłami za siebie, tak aby nabrać nieco prędkości. Tak jak i wcześniej bardzo pilnował by jego ciało znajdowało się wciąż w odpowiedniej pozycji, czyli w linii prostej z podkurczonymi przednimi łapami, zaś tylne łapy i ogon zgodnie z linią kręgosłupa.
Teraz czeka go więc coś podobnego do skrętu podczas biegu. Jak tak się o tym pomyśli to brzmi łatwiej... Rabuś zaraz po uzyskaniu, według niego, odpowiedniej prędkości, bez zbędnych ceregieli postanowił wziąć się do roboty. Najpierw łeb zajrzał za "zakręt", zaraz po nim w łuk wygięła się szyja. Następnym krokiem było zwrócenie w prawo tułowia – w tym samym czasie należało również przechylić prawe skrzydło w dół, zaś lewe unieść do góry. Mięśnie grzbietu napięły się, a dwie pierzaste kończyny rozciągnęły się do granic swoich możliwości zapewniając młodemu swobodny "ślizg" po powietrzu. Ostatnią rzeczą było wygięcie w prawo tylnych łap wraz z ogonem – ruda kita podążyła po łuku nakreślonym przez resztę ciała dopełniając w ten sposób cały manewr skrętu.
Młody zataczając szeroki łuk w powietrzu zaczął wyprostowywać swoje ciało. Tak jak i na początku, czyli zaczynając od głowy, poprzez szyję, tułów, ustabilizowanie skrzydeł i rozprostowanie ogona, udało mu się powrócić do pozycji sprzed skrętu. Pióra świsnęły o powietrze podczas solidnego machnięcia, które wzbiło Rabusia do góry, jednocześnie pozwalajac mu na powrócenie do dawnego rytmu.
: 21 sty 2016, 21:28
autor: Kruczopióry
"Wprawdzie twoja pozycja w locie przypomina bardziej szamotanie się tonącego psa niż prawdziwe frunięcie, aczkolwiek powiedzmy, że na teraz może być!" stwierdził Kruczopióry w kolejnym przekazie, oczywiście nie omieszkując dołożyć do tego cichego chichotu. "Czas na etap ostatni, czyli lądowanie. O, akurat pod nami znajduje się polanka!" krzyknął w następnej wiadomości, samemu uśmiechając się. Szczęśliwie w tym miejscu było dość przestrzeni, aby wylądować w miarę bezpiecznie, więc...
"Najpierw musisz obniżyć bardzo lot, tylko tym razem w kontrolowany sposób" przekazał po chwili, samemu skupiając wzrok na miejscu lądowania. "Musisz się pochylić bardzo mocno w przód; wygiąć skrzydła tak, jak przy normalnym obniżaniu, tylko mocniej, aż poczujesz, że prawie spadasz. Przy czym cały czas pilnuj dystansu, coby nie zaryć łbem o ziemię" dodał z typową dla siebie zadziornością, nie przerywając tłumaczenia. " kiedy poczujesz, ze podłoże się zbliża, jeszcze raz wygnij ciało w łuk, ale tym razem w inną stronę: głowę i ogon mają iść ku górze. W takiej pozycji powinno cię tak jakby samo z siebie wynieść trochę wyżej, zwłaszcza z pomocą skrzydeł. Musisz w niej pozostać do czasu, aż znajdziesz się pionowo względem ziemi – wtedy wykonujesz kilka bardzo silnych machnięć. Tak silnych, na jakie tylko cię stać" zaznaczył, nieustannie obserwując małego. "Chodzi o to, aby ich energia cię wyhamowała – wtedy kończysz kilkoma spokojniejszymi ruchami, pozwalając ciału spokojnie opadać, aż dotkniesz łapami ziemi" zakończył, uśmiechnąwszy się. "Do dzieła!"
Oczywiście... nie byłby Kruczopiórym, gdyby w jego oku nie pojawił się charakterystyczny dla smoka błysk – tego Rabuś nie mógł jednak zauważyć. Ale tym razem bez czegoś nadzwyczaj niebezpiecznego – ot, tuż przed samym lądowaniem niech się znienacka za plecami rudzielca pojawi pies, dość duży, o jasnobrązowym, krótkim futrze. Niechże ten pies w ostatnim momencie rzuci się pisklakowi na szyję... i niech wyliże mu calusieńki pyszczek, o!