Strona 2 z 37
: 27 lut 2014, 12:42
autor: Złamany Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Całkowicie zamyślony smok nie zauważył młodszego adepta dopóki ten nie stanął gwałtownie obok. Szmer śniegu zdołał się przebić przez izolacje przemykających w myślach wspomnień skłaniając właściciela to niedbałego rzutu oka w tym kierunku. Po "dostrzeżeniu" osobnika przemknęła płytka uwaga "O to tylko jakiś smok..." i nie zbyt przejęta skierowała z powrotem spojrzenie w kierunku korony, a każdym razie potrzebny był moment by spowolnione do teraz procesy myślowe dopuściły to stwierdzenie do świadomości budząc właściwą reakcje u smoczycy. Owy wolnomyśliciel dopiero po chwili drgnął w szoku i tym razem gwałtowniejszym ruchem skierował nie tyle nieobecne co przerażono zaskoczone spojrzenie, jakby ziemny nagle znikąd się pojawił co z perspektywy wodnej mniej więcej tak było. Zdezorientowana zaczęła rozglądać się w około nie spuszczając jednak zbytnio oka z jaskiniowego i niemo zadając sobie pytania "Jak? Kiedy?" Gdy kolejny i również spóźniony fakt wreszcie dotarł do Chropka o jego pewnie przesadzonej reakcji starając się to naprawić, na siłę przybrała swobodną postawę by następnie zagadać z grymasem będący prawdopodobnie niezręcznym uśmiechem.
-Chrop...–powstrzymała się w ostatniej chwili od dokończania z myślą o pilnym zaprzestaniu przedstawiania się zrobieniem
–...owata Łuska z wody- dokończyła i trochę spóźniono przytaknęła w geście powitania.
: 27 lut 2014, 12:57
autor: Ciernisty Kwiat
Tehenbi uniósł lekko łuk brwiowy, gdy smoczyca dostrzegła go i przybrała zaskoczony wyraz pyska. Czyli nie on jeden nie patrzył gdzie idzie – przyszło mu na myśl. Rozbawiony tym nieco uśmiechnął się, choć nie był to miły uśmiech, a raczej taki, jakby wilk uśmiechał się na widok kulawej sarny która nie może uciec. A może po prostu smok miał taką mimikę? Jego ogólny wygląd nie wzbudzał zaufania, ale też nikt nie wiedział jaki on jest naprawdę. Jednak w szybkim czasie smoczyca przed nim odzyskała zwykłą swobodną postawę i na jej pysku pojawiło się coś co mógłby nazwać niezręcznym uśmieszkiem, po czym przedstawiła mu się. Chropowata łuska? No, czyli adeptka. Z wody... a z wodnymi to jeszcze się chyba Tehenbi nie spotkał na ziemiach wspólnych, przynajmniej do teraz.
–Miło poznać... – Mruknął pod nosem, jakby maniery nie były pierwszą rzeczą na liście jego priorytetów.
–Tehenbi, czy też jak wolisz, Różany Kolec. Z ziemi. – Przedstawił się monotonicznym głosem, unosząc nieco łeb i spoglądając w dal jakby dostrzegł coś za smoczycą. Ale nie, tylko mu się wydawało, albo to był jakiś gryzoń.
: 27 lut 2014, 20:24
autor: Złamany Kolec
Przed chwilowe spięcie szybko opuszczało smoczyce czyniąc swobodną podstawę coraz mniej wymuszoną, gdy zaskoczenie ulegało zwykłemu zdziwieniu, a te następnie ukrywanemu rozbawieniu. Już się przyzwyczaiła do dziwnych zachowań smoków i może bliżej z wieloma styczności nie miała do z obserwacji nauczyła się, że choć często bycie owych osobników może się wydać dziwne lub bezsensu to jeszcze bardziej powinno być zaskoczenie na to. Nie zrażona więc dziwnym uśmiechem ziemnego odparła mu tym samym chodź w bardziej przyjacielskim wydźwięku.
-Nawzajem- przytknęła po raz kolejny i zapewne nie ostatni. Miała skłonności do nadużywania tego gestu w próbie byciu jak najbardziej uprzejmym i często przesadzając w tej kwestii. Widocznie nie była wyjątkiem w wcześniej wspomnianym stwierdzeniu.
-Z ziemi? Jak tam u was nastroje?– spytała spoglądając ukradkiem za siebie śladem za Różanym.
: 27 lut 2014, 20:31
autor: Ciernisty Kwiat
–Mhm... spokojne. Choć jestem tylko adeptem, nie znam planów czy myśli swego przywódcy. – Odpowiedział na jej pytanie, mimo treści tej odpowiedzi nie brzmiał w niej nawet cień skromności. On sam czasami często przytakiwał, ale tylko wtedy gdy obierał decyzję, by nie odpowiadać słownie, mówienie i potakiwanie jednocześnie było dla niego bez sensu, aczkolwiek nikomu nie wypominał dziwnych nawyków, gdyż jak już Chropowata słusznie zauważyła, dziwaków najróżniejszego rodzaju i maści było tak wielu, że dziwne tiki czy nawyki były wręcz czymś normalnym. W końcu normalność była pojęciem dość względnym, trudno się nie zgodzić.
–A w twoim stadzie? Obiło mi się o uszy, że przegraliście wojnę. – Spytał, po to aby podtrzymać konwersacje, a może nawet się czegoś dowiedzieć o obcych stadach? Wiedza była gwarancją, że będzie przygotowany na to co się stanie w przyszłości.
: 28 lut 2014, 23:07
autor: Złamany Kolec
Słysząc odpowiedź adepta w ostatniej chwili powstrzymała powtórzenie gestu częściowo świadoma swojej skłonności. Samo planowane wykonanie miało swój powód w domyślaniu się odpowiedzi jaskiniowego, a właściwie głównie stwierdzenia "spokojnie". Tak, zdecydowanie ziemni byli spokojnymi smokami więc nie ma co się dziwić, że u nich wszystko toczyło się po właściwym torze i ominęła ich wojna. Częściowo zazdroszcząc, a jednocześnie mając pewną niechęć do ich nieangażowania kiedy stado wody zostało z niehonorową przewagą zaatakowane, wspominała tą sytuacje. Ale mimo tego faktu walki i przebiegały z taką zaciętością, że aż to ostatniej wynik nie był przesądzony. Tak więc zamiast wcześniej opisanych uczuć na pysku pojawiła się mimo stwierdzenia Różanego duma.
-Przegraliśmy, ale jak- odparła. Sama nie miała okazji towarzyszyć wodnym w zmaganiach będąc jedynie obserwatorem co zresztą ciągle budziło w niej gorycz, ale przynajmniej mogła śledzić całość wojny -Wprawdzie członkowie, z którymi wiązaliśmy największe nadzieje szybko odpadli to jednak nie obyło się bez plusów. Niewypowiedziane Zaklęcie np. zadała krytyczne obrażenia przywódcy cienia. Oprócz tego reszta wykazała się dużą wytrzymałością walcząc z wieloma ranami. Szczególnie nasz wojownik – Krwiożerczy Obłęd – naprawdę dobrze się trzymał i mimo przewagi swoich przeciwników jego walka trwała najdłużej przy czym dopiero osądziła losy wojny. Niestety na naszą niekorzyść przy czym straciliśmy naszego przywódce po tym jak zechciał odejść po wsparciu stada w ostatniej potrzebie. Podsumowując: możemy wspominać to w miarę dobrze jak na tą sytuacje. W każdym razie po wszystkim wybraliśmy następce – Wyśnione Wody – dość młodego, ale dobrego kandydata i jakoś się toczy. Ogólnie nastroje w stadzie raczej się poprawiają i wszystko wraca do normy po wszystkim co przeżyliśmy jak zdradzie, wojnie oraz stracie przywódcy- zakończyła, a spojrzenie z częściowego zamyślenia zyskało z powrotem ostrość skierowane w Różanego. Rozgadała się, ale wojna było mimo wszystko w miarę ciekawym tematem, a przynajmniej z perspektywy adeptki.
: 01 mar 2014, 18:00
autor: Ciernisty Kwiat
–Mhm... – Tehenbi zamruczał pod nosem w zamyśleniu, po wysłuchaniu do końca słów wodnej.
–W takim razie muszę przyznać, iż zaiste dzielnie się broniliście. Lecz przegrana to ciągle przegrana. Odebrano wam zapewne część terenów, więc trudniej będzie wam polować. – Stwierdził rzeczowym, obojętnym tonem.
–Ale pozbieraliście się całkiem szybko. Czy jednak nie myślicie że ta sytuacja może się powtórzyć? Jeśli można zapytać, na kogo się szkolisz? – Tutaj jego słowa były już podsycone delikatną ciekawością. A o jego stadzie nie było po co rozmawiać, w końcu było całkiem spokojnie. Przybyło tylko małych, głośnych piskląt biegających po całym obozie, ale w sumie po co miał o tym informować dopiero co poznaną wodną?
: 04 maja 2014, 19:48
autor: Impulsywny Kolec.
Amok szedł przed siebie leniwie, wyjątkowo zmęczony. Był daleko od terenów Ognia, a celu wędrówki nadal nie było widać. Właśnie wracał z kolejnej nauki. Były nudne i nie chciało mu się robi tych wszystkich głupich rzeczy. Skakać, biegać... Po śmierci rodziców jakoś stracił swój wieczny optymizm i zapał do wszystkiego.
Wzdychał co jakiś czas, zamiatając ziemię łapami, których nawet nie unosił. Wyjątkowo, jak na swój wiek, duży, okrągły i pokryty rosnącymi wszędzie kolcami. Od łba, po szyję, kark, barki, grzbiet, ogon, wierzch łap oraz skrzydeł. Wszędzie. Drapały nieprzyjemnie. Miał opuszczony łeb i patrzył pod łapy. A nóż znajdzie kamień? Ogon żłobił w ziemi rów, za ciężki, by go unieść.
: 04 maja 2014, 20:06
autor: Kropla Goryczy
Naprzeciw pokrytego wyrostkami kostnymi młodego Adepta Ognia wyszła smoczyca, wyłaniając się bezszelestnie spomiędzy krzewów. Choć natrafiła na swojego rówieśnika, różnica była oszałamiająca. Trafiła nie tylko na obcego smoka. Właśnie spotkała odbicie w krzywym zwierciadle, zbiór idealnych przeciwieństw. On, ogromny i pełen kolców, pokryty twardymi łuskami o przukuwającej oko barwie, gruby i pozbawiony miękkości ruchów. Ona zaś, niewielka i drobna nawet jak na połączenie stosunkowo małych ras, pokryta aksamitnym, ciemnoszarym futrem, pełna gracji w każdym geście. Ale było coś, co ich łączyło. Złote ślepia.
Deirdre zatrzymała się, mierząc napotkanego smoka czujnym spojrzeniem. Wiedziała, że go spotka. Nie starał się zachować dyskrecji, szorując ogonem po ziemi. Niemniej jego barwa była ciekawa. W Błękitnej Dolinie nie spotykało się ogniście ubarwionych smoków. Zielenie, żółcie, pomarańcze, fiolety. Ale nie czerwień. Im dłużej analizowała jego wygląd, tym bardziej zdziwiona się stawała. Nic nie pasowało do wzorców, jakie zostały jej wpojone za pisklęcia. Nieznajomy niewątpliwie był przedstawicielem smoka powietrznego, nie podlegało to dyskusji. Ale gdzie była gracja Zwiadowcy? Kontrola nad ciałem większa nawet niż u Pierwszej Kasty? Gdzie była zręczność, którą opiewano w legendach? Deirdre zdążyła się już przekonać, że znalazła dziwne tereny o zupełnie innych tradycjach. Ale gruby powietrzny był chyba największym zaprzeczeniem tego, co znała i pamiętała.
Niezależnie jednak od tego, jak burzliwy był pęd jej myśli wewnątrz, na zewnątrz pozostała niewzruszona, choć chyba ostatkiem sił utrzymywała nieskazitelnie spokojny wyraz pyska. Spokojny i przyjemnie uprzejmy, nie skażony nawet delikatnym wygięciem wargi pod złym kątem. Skinęła z gracją łbem, a szare futro zafalowało, odbijając światło niesione przez śnieg.
Nie odezwała się jednak. Nawet nie pomyślała o tym, by się przedstawić. Po połowie życia spędzonej wśród twardych zasad i nauk, wedle których była panią napotkanych smoków i drugiej, która była niemalże wegetacją ze zrzędliwą staruchą o niepojętym toku myślenia, nie znała zachowań istot z innych terenów. Były tylko smoki Błękitnej Doliny i ludzie, przeklęta skaza tego świata.
: 04 maja 2014, 20:19
autor: Impulsywny Kolec.
Problemem Amoku było w tym momencie to, że nie rozglądał się. Szedł ze zwieszonym łbem, patrząc, jak powłóczy leniwie własnymi łapami, rysując na ziemi szramy szponami i wznieca kurz oraz pył w miejscach, gdzie nie było śniegu. Nie był w tym momencie czujny. Nie nasłuchiwał, nie rozglądał się, nawet odciął się od rzeczywistości i nie docierały doń żadne dźwięki. Słowem – miał wszystko, co działo się naokoło niego, głęboko w rzyci. Do czasu.
Szedł, nie zatrzymując się, gdy Szara Łuska znalazła się na jego drodze. Ergo, kilka sekund po tym gwałtownie na nią wpadł. Jego pysk zanurzył się w jej szarym futrze, poczuł specyficzny, dość nęcący zapach, który owiał jego nozdrza przez chwilę, którą zabrało mu natychmiastowe cofnięcie się.
– Racz mi wy-... – rozpoczął, lecz urwał w połowie, gdy ujrzał, na kogo wpadł. Jego złote ślepia zrobiły się okrągłe, niczym owoce pomarańczy. Rozdziawił pysk, nie wiedząc, jak głupio wygląda. Tak, Amok po raz pierwszy ujrzał smoczycę inną, niż jego matka, Przywódczyni, którą też traktował jak matkę, oraz Niegasnącą Iskrę, którą traktował jak babcię. Pierwszy raz ujrzał smoczycę z futrem. I pierwszy raz widział coś tak pięknego. – ...wybaczyć, pani... – dokończył cicho, z ogromnym wysiłkiem zamykając pysk, lecz ślepia nadal pozostały wielkie. Poczuł nagle dziwne gorąco na karku, a kolce zjeżyły się wbrew niemu, zdradzając targające nim emocje, podobnie jak ogon. Przyśpieszył, przecinając dziko powietrze, jak wściekły wąż.
– Yyy, um... nie zrobiłem ci krzywdy...? – spytał. Gdyby na kogoś wpadł, kolce mogłyby wbić się głęboko w tego kogoś, nawet zabijając, a on nawet by tego nie poczuł!
Opuścił łeb, gdy jego spojrzenie zaczęło mu uciekać, by z zaciekawieniem przyjrzeć się smoczycy dokładniej. Nadal czuł miękkość futra na nozdrzach i ten... ten zapach. Taki egzotyczny. Nie czuł nigdy wcześniej czegoś takiego...
: 04 maja 2014, 20:35
autor: Kropla Goryczy
Zderzenie było czymś, czego Deirdre nie spodziewała się do tego stopnia, by nawet go nie uniknąć. Po prostu stała, niczym wrośnięty głaz w ziemie, nieświadoma nadchodzącej katastrofy. A to, jak ich bliskie spotkanie się skończyło, było do przewidzenia chociażby po porównaniu rozmiarów obu smoków. Smoczyca wylądowała w śniegu, który obsypał jej ciemnoszare futro, w szczególności przyprószając smukły pysk. Pysk, który po raz pierwszy od dłuższego czasu utracił swój nieprzerwany spokój. Szczerze zdziwiona spojrzała na smoka, a gdy dostrzegła wyraz jego pyska, nie wytrzymała. Kąciki jej pyska uniosły się w chyba pierwszym całkowicie szczerym uśmiechu, jaki na nich gościł, a złote ślepia spojrzały na samca niemalże przyjaźnie. Zachichotała krótko, przytłoczona absurdalnością całej sytuacji.
Trwało to jednak tylko chwilę. Przeklęła w duchu siebie i swój brak opanowania, a także to, że opuściła się w treningach mimiki. Szary pysk ponownie oblekła spokojna, acz uprzejma maska. Deirdre powoli i z gracją wstała, otrzepując się ze śniegu. Jej futro było nieco wilgotne, ale zachowało aksamitny wygląd. Dopiero gdy pozbyła się puchu spojrzała uważniej na smoka. I choć tym razem pilnowała mimiki, w duchu wciąż czuła rozbawienie i ukłucie sympatii do tego niezdarnego smoczyska. W końcu, nie ważne jakie szkolenie by ukończyła, wciąż była jedynie dzieckiem. A tym bardziej wrażliwa była na dobre wypadki, po bólu i cierpieniu jakiego doświadczyła. Cieszyła się więc.
– Nic mi nie jest. Jednak ty powinieneś uważać – zderzenie ze skałą mogłoby się gorzej skończyć.
Język, jakim się posługiwali był identyczny, jednakże akcent Błękitnej Doliny zniekształcał słowa wypowiedziane przez Deirdre, czyniąc je szorstkimi i ciężkimi do zrozumienia, choć sam głos smoczycy był dźwięcznym i czystym, wysokim sopranem. Szybko zmierzyła go czujnym spojrzeniem w poszukiwaniu obrażeń. Z jej głowy zniknął, jak za dotknięciem magicznej różdżki, pomysł z nazwaniem tego samca Zwiadowcą. Zdecydowanie nie pasował do Drugiej Kasty. Choć, biorąc pod uwagę zarówno jego rasę jak i predyspozycje, by nie nazwać tego po prostu otyłością, być może został wydalony. A Czwarta Kasta przyjmowała każdego, poza byłymi Czystymi.
: 04 maja 2014, 21:06
autor: Impulsywny Kolec.
Amok spiął się jeszcze bardziej, gdy usłyszał chichot ze strony Szarej. Dość okazałe mięśnie przemieściły się pod ogniście czerwoną skórą, a kolce najeżyły całkowicie, zdradzając go.
Śmiała się z niego! Pierwsze sekundy znajomości, a on już się ośmieszył! Powinien się zakopać i nigdy nie wychodzić.
Wbijał wzrok w swe łapy, nieświadomie miętusząc szponami kępkę trawy, jaką odnalazły jego palce.
– Um... masz rację, pani. Daruj, nie zauważyłem cię – wytłumaczył się nieskładnie, choć smoczyca powiedziała już, że nic jej nie jest.
Słyszał ten dziwny akcent, jednak nie komentował go. Nie znał członków wszystkich stad, może jakieś stado po prostu mówiło w ten sposób? Amok był tolerancyjny. Nic go nie dziwiło, nic go nie denerwowało ani niczego nie uważał za lepsze bądź gorsze.
Uniósł nieśmiało łeb, wbijając w jej zgrabną sylwetkę ślepia.
– Zwą mnie Amok, pani – przedstawił się, kłaniając lekko przez pochylenie pyska i ugięcie przedniej łapy. – Od jedzenia. Nie od temperamentu. To znaczy, bo lubię jeść... – zaczął wyjaśniać w popłochu, jakby bał się, że Szara uzna, iż jest jakimś szaleńcem, który nad sobą nie panuje. Uświadomił sobie jednak, że to, co powiedział, też niezbyt dobrze o nim świadczy. – ... ale nie dlatego jestem gruby! Wcale nie jestem. Taki się już wyklułem... duży... – przymknął ślepia, rozumiejąc, że to, co powiedział, brzmiało jak całkowity absurd i pewnie smoczyca znów zaraz go wyśmieje.
Przebrał łapami, woląc się już zamknąć i nie pogrążać bardziej, zrezygnowany.
: 04 maja 2014, 21:27
autor: Kropla Goryczy
Prawdopodobnie wiele smoczyc poczułoby się dziwnie, będąc cały czas nazywane 'panią'. To, faktycznie, mogło peszyć. Jednakże Czysty Ród wychowywany był jako najważniejszy ze wszystkich Kast. Deirdre od wyklucia była wychwalana pod każdym względem, a jednocześnie twardo szkolona, by pochlebstwa nie zmieniły ją w napuszonego narcyza. I nawet bardzo szczególne starania Wiedźmy by złamać jej pewność siebie spełzły na marne.
Pozwoliła, by jej pysk wygiął uprzejmy uśmiech. Ani łuskę krótszy, by nie okazać się złośliwym, ani łuskę dłuższym, ku wesołemu. Pod tą perfekcyjną maską czuła jednak kłębiące się i walczące o wyjście na wolność, intensywne odczucia. Amok ją ciekawił. Nigdy nie spotkała smoka grubego, a nieśmiałość i niezdarność jedynie pogłębiała ten efekt... Nowości. Nie odczuwała też jeszcze takiej swobody – nawet Wiedźma zwracała się do niej w sposób sztywny i pewny siebie. A Ognisty, choć co chwilę wplatał w swą wypowiedź grzeczny zwrot ku niej, brzmiał naturalnie. Na jakiś dziwny, swojski sposób. Jego poplątany język wydał się Deirdre o wiele przyjemniejszy, niż dumne i pełne poetyckich określeń pieśni, jakie czasem było jej dane wysłuchiwać w swoim kierunku, choć jako pisklę nie potrafiła ich w pełni docenić. Teraz pozostały jedynie wspomnienia i być może nie oceniała ich tak dobrze, jak powinna.
Otworzyła pysk, lecz zamiast słów wydobył się z niego nieprzyjemny kaszel. Smoczyca na ułamek sekundy zmarszczyła mocno nos i zakryła paszczę łapą, tracąc na chwilę dech. Uspokoił się dopiero po chwili, a ona wyprostowała się, przywlekając spokojną maskę na pysk. Wiedziała, że jest chora. Dlatego musiała opuścić Błękitną Dolinę. Nie była już Czystą, a Splamioną. A chodź Wiedźma jej pomogła i uchroniła od śmierci, o czym tak lubiła jej przypominać z dosyć wysoką częstotliwością, nie pozbyła się wszystkich problemów młodej.
– Wybacz.
Odezwała się ciszej, niemalże zniżając głos do mruknięcia, co w połączeniu z jej dziwną wymową zabrzmiało niemalże jak warknięcie.
– Moje imię brzmi Deirdre. Rozumiem, że zostaniesz Wojownikiem? Twój wzrost temu sprzyja. I oczywiście kolce.
Nie wyśmiała go. I poprzedni chichot był śmiechem bardziej do niego, niż z niego. Teraz poczuła, że targa nią niepokój sprzeczności coraz większych, związanych z tymi terenami. Delikatny samiec noszący miano Kolca, smoczyca pokryta futrem nazwana Łuską. Gdzież tu sens i wzór? Choć Amok dopasował swoje imię, lub też zrobił to jego Opiekun, do charakteru. Było to o wiele bardziej naturalne. Czemu jednak jego imię brzmiało inaczej niż pozostałych? Pochodził z innej Watahy? I czy w ogóle jakaś zajmowała okoliczne tereny?
: 01 lip 2014, 10:50
autor: Zwiastująca Łuska
Młoda ponownie opuściła tereny swojego stada. Niewiele się tam działo, postanowiła więc poszukać rozrywki. Miała już sześć księżyców, lada chwila czeka ją ceremonia. Warto więc zwiedzić tereny, żeby być obeznanym w otaczającym ją świecie. Dotarła do Leszczynowego Zagajnika i postanowiła się tam zatrzymać. Upewniając się dokładnie, że jest sama, położyła się na prawym boku z wyciągniętymi łapami, niczym znudzony kot. Szyję wyprostowała i rozciągnęła, kładąc łeb na miękkim śniegu. Od czasu do czasu uderzała ogonem o ziemię, wyrażającym tym samym znudzenie. Musi znaleźć kogoś, kto zechce dołączyć do niej i Białego Kolca, aby przejść do następnego punktu jego planu. W sumie młoda nie wiedziała dokładnie co samiec chce zrobić w następnej kolejności. Na razie jej zadaniem było szukanie piskląt i młodych adeptów. Sęk w tym, że to nie takie proste.
: 01 lip 2014, 10:58
autor: Nathi
– Wylegując się ich nie znajdziesz – odezwał się głos zza jej pleców, jakby odgadując, o czym myślała. Nie było w nim złośliwości, on przecież też nie poświęcał całego czasu na rekrutacji Kamiennych. Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że Biały postanowił wybrać się w to samo miejsce, co niedawno napotkana Cassandra. Usiadł tuż pod drzewem, kawałek dalej od niej.
– A leżenie na śniegu to chyba nie jest najlepszy pomysł – stwierdził. Po tym nie odzywał się. Nie był pewny, czy w niczym nie przeszkadza. Choć tak naprawdę niewiele go to interesowało. Gdyby tak było, Wyrocznia mogłaby przecież po prostu o tym powiedzieć i pójść gdzie indziej. Bo on sam nie miał najmniejszego zamiaru się stąd ruszać.
: 01 lip 2014, 11:05
autor: Zwiastująca Łuska
Samica odwróciła gwałtownie głowę w stronę przybysza. W pierwszym momencie nie wiedziała co się dzieje, ale widząc Białego uspokoiła się ~ Szukałam, Panie. Rozmawiałam w tej sprawie z pewnym pisklakiem. On jednak wyśmiał ten plan i sobie poszedł ~ odpowiedziała, powoli wstając i delikatnie otrzepując się, ale tak by kawałki śniegu nie spadły na smoka, co pewnie by go nie zadowoliło. Na jego drugą wypowiedź nic nie odrzekła. Kiwnęła tylko niezauważalnie głową, jednak bez żadnego sensownego przekazu. Ot tak, zwyczajnie. Poprawiła pyszczkiem swoje skrzydła i usiadła naprzeciw samca, patrząc na niego hipnotycznym wzrokiem śnieżnobiałych ślepi ~ A Tobie udało się kogoś znaleźć i przekonać? ~ zapytała z nutą ciekawości w głosie. Co prawda od ich ostatniego spotkania minęło zaledwie kilka dni, ale może Białemu udało się znaleźć kogoś, kto zechciałby dołączyć do nich.
: 01 lip 2014, 11:22
autor: Nathi
– Jeszcze nie, ale próbuję. Nie spotkałem się z odmową, powoli próbuję przekonać... – zamyślił się, przyglądając się białym oczom Cassandry. Po chwili spuścił wzrok na ziemię. Napatrzył się już na puste oczy Złudzenia i wiedział, że i tak nic z nich nie uda mu się wyczytać.
– Nie wiem, kim było to pisklę, co mu powiedziałaś i co odpowiedział. Ale musisz być pewna tego, co mówisz. Tworząc silne stado możemy podbić pozostałe. Stworzyć jedno, wielkie, z idealnym systemem. Gdzie nikt nie musi składać przysiąg i nie obawiać się kary śmierci za inny tok myślenia. Zabijemy tych, którzy nie zasługują na wolność i pokój, a potem ustabilizujemy stado. Powtarzaj im, że ci, którzy odmówią, zginą na wojnie lub po niej. Ja widzę ideał tego planu, ty też go widzisz. Trzeba go będzie odpowiednio przedstawić... – powiedział, jakby jednocześnie wyobrażając sobie siebie prowadzącego armię smoków. Wielką, krwawą wojnę i lata pokoju. Pisklęta uczące się o nim od rodziców, które też będą chciały być takie, jak on.
– Dlaczego nazywasz siebie Wyrocznią? – zmienił nagle temat.
: 01 lip 2014, 11:31
autor: Zwiastująca Łuska
Samica kiwnęła głową w zamyśleniu. Zdziwiło ją trochę to, jak smok zmienił temat. Ale skoro zadał pytanie, to postanowiła jako tako na nie odpowiedzieć ~ To trochę dziwna historia. Kiedy się wyklułam, była noc podczas pełni księżyca. Jego promienie oświetlały grotę matki, w której się wyklułam. Wtedy też na skorupce jaja ukazała się świecąca, śnieżnobiała runa. Nigdy wcześniej nie było jej widać, tylko podczas owej pełni. Wtedy też jajo zaczęło pękać i wyklułam się. Matka nie zwróciła specjalnej uwagi na owy znak. Ja jednak jako jeszcze młodziutkie pisklę byłam ciekawa, co oznacza owa runa. Pewien stary smok powiedział mi, że ten znak symbolizuje przyszłość. Dowiedziałam się iż te rzadkie symbole ukazują się tylko na skorupach jaj tak zwanych Wyroczni. Są to tylko i wyłącznie samice. Na całym świecie wliczając mnie jest ich tylko osiem, każda w innym zakątku świata. W wieku dorosłym objawiają im się wizje przyszłości. Zawsze prawdziwe i wyraźnie. Mogą przepowiadać wyniki wojen lub przyziemnych spraw. Postanowiłam więc tak siebie nazwać. Może brzmieć to trochę dziwnie, możesz nie uwierzyć jak chcesz ~ odpowiedziała. Trochę dużo jak na nią słów wydobyło się z jej pyszczka, ale cóż. Dla potwierdzenia swoich słów samiczka pokazała dyskretnie samcowi tą samą runę, ukrytą wśród symboli na jej grzbiecie. Była na samym początku, i sprawiała wrażenie lekko świecącej.
: 02 lip 2014, 10:04
autor: Nathi
Kiwnął głową. Wyglądało na to, że wierzył, albo przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
– Interesująca historia, choć nigdy o niczym podobnym nie słyszałem. Jeśli faktycznie jest tylko osiem takich, to nic dziwnego – stwierdził Biały. – Ja zamiast daru dostałem głupiego brata. Ale potem go zabiłem – dodał, przyglądając się runie na grzbiecie Cassandry. Zbadał dokładnie jej kształt, zapisując gdzieś w pamięci. Może jeszcze kiedyś go gdzieś zobaczy? Nigdy nie widział żadnych run, a przynajmniej nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Jak to jest, być w Stadzie Cienia? – spytał dość obojętnym tonem. Chciał dowiedzieć się paru rzeczy o innych stadach, zanim sam będzie starał się o posadę Przywódcy. Czy raczej, jak sądził, gdy już zostanie Przywódcą, bo było to dla niego oczywiste. W Życiu spotkał wiele smoków o różnych charakterach. Wiedział, że wszystkie szanują wszystko to, co żywe, choć tak naprawdę od wielu księżyców wszelkie życie uśpione jest pod warstwą śniegu. Biały zastanawiał się, czy zieleń roślin w ogóle istnieje. W ich stadzie Przywódca był dobry, ale też, jak mu się wydawało, stanowczy i konsekwentny. Pomimo bycia Przywódcą i jego mistrzem, Nathi wcale nie obdarzał go wielką sympatią. Nie podobało mu się wiele jego zachowań, a on sam działałby inaczej. Teraz był ciekawy, jak to wygląda w Cieniu.
: 02 lip 2014, 10:10
autor: Zwiastująca Łuska
~ Cień jest dość młodym stadem. W każdym bądź razie w tym stadzie występują zazwyczaj silne charaktery. Nie ma potulnych smoczątek. Wyjątkiem jest moja matka i uzdrowicielka naszego stada. Ogólnie są to bezwzględne smoki, a życie w Cieniu można w pewnym sensie porównać do walki o przetrwanie. Albo jesteś na szczycie, albo lądujesz na cmentarzu ~ odparła. Mimo tak ciężkiego opisu mówiła jakby to było nic. Jakoś dawała sobie radę, nie wyobrażała sobie nigdzie indziej. Z wyjątkiem bycia Kamienną, rzecz jasna. Siedziała cały czas, machając od czasu do czasu końcówką ogona. Rozprostowała na chwilę swoje skrzydła, gdyż trochę jej zesztywniały mięśnie. Będzie musiała się później nimi zająć.
: 02 lip 2014, 10:27
autor: Nathi
//możesz coś dodać, poza odpowiadaniem na pytania, bo naprawdę nie mam pomysłów :/
Informacje od Wyroczni pokrywały się w ogólnym opisem, jaki słyszał Biały. Podobał mu się. W jego stadzie nie było tak drastycznych skoków między najlepszymi, a najgorszymi. Wydawało mu się, że wszyscy są na dość równym poziomie. Poza nim. Siebie uważał za ponadprzeciętnego. Jak nie teraz, to w przyszłości, chociaż coraz częściej podpierał swoje przekonania o wyższości przy pomocy słów i własnych, niepotwierdzonych przekonań. Szybko odsunął od siebie tę myśl. Będzie Przywódcą. Musiał być.
– Niedługo pewnie będziesz miała ceremonię? Jakieś pomysły na imię?
: 02 lip 2014, 10:33
autor: Zwiastująca Łuska
// Jasne, nie ma problemu :P //
Przyszła adeptka kiwnęła łbem ~ Tak, do ceremonii zostało mi zaledwie kilka dni. Mniej niż jeden cały księżyc. Chciałabym zwać się Zwiastującą Łuską. Chyba, że masz jakąś ewentualną propozycję ~ Opowiedziała. Spodziewała się prędzej czy później tego pytania. Wiadomo że Biały woli wiedzieć, kiedy jego podwładna będzie bardziej przydatna. Na razie jedyne co dla niego zrobiła to go poparła, i tyle. Tym razem to ona postanowiła zadać pytanie ~ A ty masz już pomysł na imię, kiedy zostaniesz wojownikiem? ~ zapytała z nutką ciekawości słyszalną w jej głosie. Skoro są już w takim a nie innym temacie, to czemu by nie?