Strona 2 z 28

: 31 sty 2014, 23:46
autor: Błędny Ognik

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Dokładnie lepiej by tego nie ujął. Zapewne jest martwa i sztywna a na wiosnę się rozłoży. Samiec nie powiedział pełnej prawdy. Koniec smoczycy tak nie wyglądał, ale niech pozostanie to tajemnicą. Nikt nie musi tym wiedzieć i nikt się nie dowie... prawdopodobnie.
Aiden przytaknął Wodom delikatnie patrząc do góry. Czekał na jeg reakcje, która nie była taka... jaką sobie wyobrażał. Z jedne strony dobrze dla niego. Z drugiej... emocję są pasjonujące. Taki posąg jak Nieokiełznany teraz był.. swoiście nudny.
Gdy padło kolejne pytanie, samiec odwrócił wzrok nie patrząc olbrzymowi w oczy.
Spojrzał w lewo i tam jego łeb i oczy zamarły. Był w stanie kontynuować.... powiedzmy, że był.
– Czuję, że mam dług, nie lubię długów. Chciałbym więc jakoś ci pomóc... w pewien sposób. Ta szalona smoczyca powinna tu być a nie ma jej. Chcę jej jakoś podziękować, to chyba jedyny sposób. – powiedział niemal szeptem. Po czym spojrzał na Nieposkromione ponownie.
– Właściwie to miałeś rację, to był tylko żart. Nie nabrałeś się. Szkolę się na łowcę, już nim jestem praktycznie. Jeśli chcesz mogę pomóc ci wyżywić stado... albo coś w tym stylu. – było to dla niego trudne, ale... prawda była taka, że potrzebował zadania. Oprócz poczucia winy... Potwornie się nudził bez ciągłej wędrówki.

: 03 lut 2014, 17:17
autor: Znamię Chaosu
Nieposkromiony zmruzyl slepia. Zielony Kolec byl bardzo...ale to bardzo zmiennym smokiem. Wydawalo mu sie, ze potrafi grac swietnie, jednak odwracajac pysk ukazal to, czego nie chcial. Emocje. Emocje, ktore nalezy tlumic, bo sa one najgorszym wrogiem kazdego smoka. Tego nauczyl sie przez cale zycie Nieposkromiony. To, ze ktos komus uratowal zycie nie znaczy, ze ma sie u niego dlug, choc to honorowe myslenie. Honor jednak byl czyms, w co juz nie wierzyl. Smoki tutejsze i wladze jego stadao obdarly go z takiego myslenia. Honor nie istnieje. Pokrecil lbem z dezaprobata.
-Mysle, ze jako swiezy Lowca lepiej zrobisz, jak po prostu bedziesz polowac dla swojego stada. Dla mnie i mojego stada nie masz co polowac. Mamy Lowcow, jednak jesli taka jest twoja wola, dobrze. Jesli kiedykolwiek za twojego zywotu zdazy sie, ze Woda nie bedzie posiadala ani jednego Lowcy, bedziesz mogl splacic swoj dlug szkolac jednego Adepta na pelna range.
Oznajmil powaznym, rzeczowym tonem. Pomimo tylu lat wciaz mial dobre serce, dobre serce, ktore go zabije, bowiem on nie potrafil wykorzystywac smokow tak, jak to robili inni na jego stanowisku. Manipulowali, kontrolowali w taki sposob, by ziscic ich chore ambicje. On takowych nie posiadal. Moze wlasnie dlatego teraz wszyscy sa przeciwko niemu?

: 01 mar 2014, 13:06
autor: Krzyk Honoru
W podskokach, z radością wymalowaną na swym brzydkim, pokracznym pysku szedłem na spotkanie z Niegasnącą Iskrą. Już raz miałem przyjemność się z nią spotkać. Niesamowita smoczyca. A jej wiedza! Niezmiernie uradował mnie więc fakt, że zgodziła się pouczyć mnie jeszcze trochę magii obrony.
-No choć trato szybciej! – ciągnąłem go za sobą nie mogąc się doczekać treningu.
-Przecież idę, spokojnie.– tata śmiał się ze mnie. Właściwie to miał powód, w końcu zachowuję się jak mały Pisklak, a nie prawie dorosły smok.
-Jestem spokojny. Ale ie mogę się doczekać!– wykrzykiwałem. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce rozejrzałem się wokół szukając znajomej sylwetki smoczycy. Nie dostrzegłszy jej jednak, co mnie nie zdziwiło, bo w końcu przybyłem przed czasem, przysiadłem na ziemi. Mój ogon poruszał się w nieskładny, chaotyczny sposób wykazując jak jestem podekscytowany.
Tata przysiadł obok mnie i westchnął tylko kręcąc z rozbawieniem łbem.

: 01 mar 2014, 14:41
autor: Niegasnąca Iskra
Nie minelo duzo czasu a na miejsce, przybyla Niegasnaca Iskra. Smigala miedzy drzewami, jaky miala nie 106 ksiezycow, ale przynajmniej ze 20. albo jeszcze mniej. No i byla nie czarodziejka ale Lowca. I to w dodatku maksymalnie wytrenowanym. W koncu stanela przed Pieknym Kolcem, usmiechajac sie do niego. Bystrosc i jasnosc umyslu przeplatala sie z ogromna wiedza. Doswiadczeniem.. po calej reszcie, czyli od szyi az po koniuszek ogona, nie sposob mozna bylo dostrzec oznak starosci ruchy miala zwawe, zreczne, luski jej nie wypadaly. – I znowu sie spotykamy – mrugnela do niego, po czym poszerzyla swoj usmiech. Na wyszczerz. – Zaczynamy wiec – i jak na zawolanie, z ziemi, tuz przy lapach oraz pysku i ogonie, wystrzelily pnacza. Bardzo mocne, elastyczne i trudne do rozerwania. Mialy ona oplesc sie wokol lap, skrzydel, ogona, pyska i zacisnac.

: 01 mar 2014, 15:19
autor: Krzyk Honoru
Ciężko było dostrzec białą smoczycę pośród wszechobecnego śniegu, a mimo to udało mi się. Nim smoczyca stanęła przy mnie dostrzegłem szybkie, pewne ruchy. Porusza się niesamowicie gibko jak na samicę w swoim wieku, domyślam się, że ja sam nie byłbym tak zgrabny. Ale mniejsza o to. Uśmiechnąłem się do niej radośnie. Jak zwykle miło widzieć przyjaznego smoka.
-Witaj Niegasnąca Iskro.– wyszczerzyłem się zapominając na chwilę o swym upiornym wyglądzie.
-Witaj Starsza. [/color]-przywitał się mój tata. O dziwo na treningach z tą samicą zachowywał się nadwyraz spokojnie. Skłonił się lekko i odstąpił od nas kawałek. -Nie będę wam przeszkadzał. Miłej nauki synu.– poklepał mnie przyjaźnie po barku i usiadł w bezpiecznym miejscu, z którego ma doskonały widok na naszą dwójkę.
-Jasne, dzięki tato. Tak zaczynamy.– kiwnąłem łbem. Nie musiałem długo czekać na atak. Dużo tych pnączy- to była pierwsza myśl gdy dostrzegłem atak samicy. Mknęły w moim kierunku tak, jakby nic nie zdołało ich zatrzymać.
Odetchnąłem głęboko wypuszczając wraz z powietrzem wszystkie zbędne myśli i dystraktory. Skupiłem się na obronie. Wyobraziłem sobie jak moją na moją skórę występuje delikatna fiołkowa mgiełka- maddara. Miała ciasno przylegać do moich łusek, oplatać całe ciało, począwszy od pazurów w łapach, przez ogon, skrzydła, a skończywszy na pysku i rogach. Fiołkowa mgiełka, z pozoru nietrwała i ulotna tworzyła swego rodzaju sieć, do której stopniowo dodawałem kolejne warstwy obrony. Zewnętrzna część mojego "kombinezonu" miała powlec się cała pomarańczowymi i czerwonymi językami ognia. Tak, jakbym stał w płomieniach. Gorący ogień miał strawić pnącza i nie pozwolić, by mnie skrzywdziły. Zaś wewnętrzna warstwa prócz tego, że miała nie dopuścić, by ogień mnie dosięgnął i poparzył, dodatkowo była utwardzona. Nadałem jej właściwości twardego, niezniszczalnego kamienia, który miał chronić mnie przed urazami mechanicznymi, gdyby pnącza zaczęły mnie ściskać. W całość tchnąłem jeszcze więcej maddary i wcieliłem w życie swoje wyobrażenie.

: 01 mar 2014, 15:51
autor: Niegasnąca Iskra
Czy pnacza maja jakies szanse w stosunku fo ognia. Nie, nie maja, niestety. Owszem, gdyby byly odporne na temperature, ale nie byly, byc moze mialy jakas szanse, ale tak? Ognistra wpatrywala sie w swoje pnacza, ktore juz po kilkunastu sekundach byly niczym wiecej jak popiolem. Iskra skinela tylko glowa i ponownie zaatakowala. Tym razem w kierunku ognistego sunal wiatr. Lodowaty podmuch wiatru. Nastawiony on byl na smocze cialo, cialo adepta, dlatego tez otoczeniu nie robil zadnek krzywdy. Zagrozony byl bok samca. Prawy. Przynajmniej tak to wygladalo.

: 01 mar 2014, 16:40
autor: Krzyk Honoru
Poczułem chłód wiatru nim ten jeszcze do mnie dotarł. Głośny świst mknącego w moją stronę powietrza zaalarmował mnie. Widziałem jak drobinki śniegu unoszą się i przesypują pod wpływem podmuchów. Czyli wiatr. I to lodowaty. Z mojej prawej strony.
No dobrze, skupiłem się i wyobraziłem sobie jak otacza mnie kopuła. Z każdej strony byłem osłonięty od wiatru, gdyby ten nagle zmienił kierunek. Owa kopuła miała do środka przepuszczać powietrze, żebym się nie udusił, ale jednocześnie miała hamować wiatr. Właściwie na moją obronę składała się po prostu kopuła, która nie wpuszczała do środka wiatru, za to pozwalała na swobodną cyrkulację powietrza, tak bym się nie udusił. Nie kombinując więcej tchnąłem maddarę w swoje wyobrażenie.

: 01 mar 2014, 21:19
autor: Niegasnąca Iskra
Niegasnaca nie byla typem smoka, ktory by meczyl przeciwnika nie wiadomo ile, stad tez odwolala swoj atak. Poza tym, i tak to musiala zrobic, bo obrona PK byla bardzo dobra. Wrecz fenomenalna. Ognista skinela glowa, usmiechajac sie.
Chwile pozniej znowu zaatakowala. Wokol prawej, przedniej lapy, miala sie pojawic obrecz majaca sie zacisnac. Dosc szybko, wrecz blyskawicznie. Oczywiscie Niegasnaca nie zamierzala odcinac lapy samcowi, dlatego tez maksymalnie sie skupila.Wyostrzyla takze swoje zmysly.

: 02 mar 2014, 9:26
autor: Krzyk Honoru
-Brawo synu!– wykrzyknął tata widząc jak Niegasnąca cofa atak. Uśmiechnąłem się do niego. Nie odzywałem się, by się nie dekoncentrować, ale doskonale słyszałem jego dumny głos. Z resztą nie miałem czasu na odpowiedź, bo wokół mojej łapy coś się pojawiło. Nie jestem pewien co to, ale wygląda groźnie i szybko się zaciska. Skupiłem się i wyobraziłem sobie jak maddara wypływa na powierzchnię mojej prawej łapy. Nie potrzebne było, bym cały powlekał się osłonką, ale na łapie było to jak najbardziej wskazane. A więc wyobraziłem sobie jak fiołkowa maddara wypływa ze mnie, jak łączy się w ścisłą, nierozerwalną więź. Nadałem jej właściwości diamentu. Twarda, praktycznie nie do zniszczenia osłonka miała, gdy tylko obręcz zacznie zbyt mocno uciskać, rozszerzać się tak, by wypchnąć obręcz jak najdalej od mojej łapy. Nie był to jednak koniec, bo jednocześnie używając większej ilości maddary spróbowałem zmrozić obręcz. Na jej powierzni pojawił się szron, była lodowata i zamarznięta. A wszystko to miało taki cel, że gdy moja osłonka wypchnie jednym, silnym ruchem obręcz, ta powinna rozlecieć się na malutkie kawałeczki.
W taki oto czar obronny tchnąłem maddarę mając nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.

: 02 mar 2014, 21:11
autor: Niegasnąca Iskra
Nie minelo duzo czasu, ledwo chwila, a cialo Pieknego Kolca znowu bylo zagrozone. Tym razem NI planowala uszkodzic nieco nasade ogona. Nie swoja, oczywiscie, ale samca. Tam tez mial sie pojawic kwas. zielony, gesty, ale splywajacy w dol. W zasadzie, on mial sie tylko i az tylko trzymac ogona Pieknego. Jej atak mial przezrec wszystko co mozna bylo przezrec, powodujac oderwanie ogona od ciala Kilca.

: 03 mar 2014, 20:08
autor: Krzyk Honoru
Ojoj, niedobrze- przeszło mi przez myśl. A moje myśli potwierdził tata, który syknął przeciągle, jakby to jego atakowano kwasem. Nawet, jeśli coś mówił-nie usłyszałem tego, zbyt skupiłem się na obronie, bo w końcu ogon jeszcze do czegoś może mi się przydać. Choćby do odganiania natrętnych much.
Bez ociągania musiałem więc wziąć się do roboty.
Wyobraziłem sobie jak maddara wypływa na powierzchnię otulając mój już i tak podniszczony ogon. Fiołkowa mgiełka oplotła ciasno ogon. By ochronić się przed żrącą zielenią nadałem mojej maddarze właściwości zasadowe. Maddara stała się nieco bardziej płynna, jakby wodnista. Chciałem, by zasada zneutralizowała żrący kwas, zgodnie z poznaną mi niegdyś zasadą. A dodatkowo od wewnętrznej strony oddzieliłem swój ogon od obu substancji warstewką twardej jak kamień maddary, tak w razie czego. Mój ogon więc wyglądał teraz nieco dziwnie, gdyż fiołkowy kolor maddary mieszał się z zielenią kwasu i lekko niebieskawą zasadą. By wcielić to wszystko w życie dorzuciłem więcej maddary i patrzyłem z błaganiem wymalowanym na pysku. Oby tylko wszystko się udało.

: 04 mar 2014, 19:58
autor: Niegasnąca Iskra
I się udało, bo sama ognista nie musiała ingerować. Trzymała, trzymała, a potem odpuściła. Zneutralizował swój czar, uśmiechając się jednak do Pięknego. Nie minęło jednak dużo czasu, jak wokół pyska Kolca pojawił się zapach. Dość niemiły dla nozdrzy. Konkretnie smród rozkładającego się ciała, wystawionego jednak na działanie gorąca. Czar Niegasnącej miał się objawić w postaci mgiełki – a jakże – niebieskiej.

: 04 mar 2014, 20:31
autor: Krzyk Honoru
Mój pysk wykrzywił się w grymasie. Nie trudno zgadywać, że na mym obliczu malował się wstręt. Lekko zmrużyłem ślepia, moja górna warga mimowolnie powędrowała ku górze, a nos zmarszczył się. A wszystkiemu dodawały szpetoty moje blizny, które stworzyły grubsze i cieńsze fałdy, układając się nieładnie na pysku. Fuuj. Miałem tę nieprzyjemność wdychać smród rozpadającego się, gnijącego ciała i prawdę mówiąc, fiołki to to nie są.
By nie musieć dłużej wdychać tego smrodu zacząłem tworzyć wokół mojego pyska bańkę. Przezroczysta kopuła z maddary miała ochraniać mnie przed niebieskawą, śmierdzącą mgiełką. A miało się tak dziać, ponieważ wyobraziłem sobie, że moja bańka nie przepuszcza do środka niczego, to znaczy niczego prócz powietrza. Powietrze miało być oczyszczone z zaśmierdłych toksyn, zdatne do użytku. Błona pozwalała na wymianę gazową między wnętrzem a zewnętrzem, ale nie pozwalała by do środka dostał się odór. Tchnąłem w to magię, by w końcu oddzielić się od smrodu.

: 05 mar 2014, 19:46
autor: Niegasnąca Iskra
Pech. Już myślała, że będzie musiała poprawiać Pięknego – w cudzysłowie, rzec jasna – ale ten, na jej (nie) szczęście idealnie się obronił. Kilkakrotnie jej się zdarzyło, że jej uczniowie, przy atak z powietrzem, nieco przesadzali i ... sami się dusili. Przez błąd w ich tarczach, ale może o tym później. Postukała parę razy o ziemię, oczywiście, kiedy odwołała swój czar, myśląc nad kolejnym atakiem. W końcu, zadziałała.
***
W odległości pół łuski od adepta, powietrze, miało przekształcić się w substancję o niezwykle kleistych właściwościach, która miała obkleić całe ciało górskiego. I utrudnić jej poruszanie się, jak również oddychanie, gdyż lepka i kleista substancja miała zakleić również jego nozdrza, oczy czy pysk.

: 05 mar 2014, 22:46
autor: Krzyk Honoru
Wdychałem głęboko świeże, chłodne powietrze delektując się nim. Smród zniknął a ja poczułem się wolny. Wolny niczym motylek uwolniony z kokonu.
Zerknąłem na tatę, który przyglądał się nam z zainteresowaniem.
-Nie nudzisz się?– zapytałem korzystając z okazji, że Niegasnąca Iskra zrobiła przerwę.
-A skąd! To niesamowita zabawa tak was obserwować synu.– uśmiechnął się tata. Poprawił się wygodniej na ziemi, a jego ogon owiną się wokół łap.
-Skoro tak mówisz.– wzruszyłem barkami zwracając się znów ku nauczycielce. Zrobiłem to akurat w chwili, gdy jej pysk przybrał bardziej poważny, skupiony wyraz. Czas na kolejną obronę.
Przyglądałem się substancji, która nagle pojawiła się przy mnie. Miała dziwną konsystencję, sam jej widok odstręczał. A jeśli coś tak wygląda, to nie może to być przyjemne. By ochronić się przed atakiem Starszej postanowiłem wykorzystać osłonkę.
Skupiłem się i wyobraziłem sobie, jak maddara wypływa z moich komórek układając się lekką mgiełką na łuskach. Otuliła mnie niczym chmurka. Ale jej lekkość i ulotność, jak zwykle była tylko pozorna. Tworząca gęstą, mocną sieć maddara oplotła mnie całego. Jej wewnętrzna część pozwalała ciału na swobodny przepływ powietrza, tak, bym się nie udusił. Zaś zewnętrza miała na celu odseparować mnie od kleistej mazi i jakoś ją zniszczyć. A jak? Chciałem ją nieco upłynnić. Dlatego też moją zewnętrzną częścią tarczy była chłodna woda. Oczywiście nie moczyła mnie, dzięki odgrodzeniu jej przez warstewkę maddary. Ogólnie zewnętrzna warstwa, czyli woda, miała rozcieńczyć kleistą maź tak, by spłynęła po mnie i wsiąknęła w ziemię.
Sprawdziłem raz jeszcze, czy o wszystkim pamiętałem. Zewnętrzna warstwa wody, rozpuszczająca konsystencję mazi, potem warstwa maddary oddzielająca mnie od wody i ataku Iskierki, no i pozwalająca na cyrkulację powietrza. Chyba nie zapomniałem o niczym. Tchnąłem więc maddarę w taki twór.

: 06 mar 2014, 21:23
autor: Niegasnąca Iskra
Tym razem postanowila nie manipulowac niczym, ani smieciami unoszacymi sie w powietrzu, ani samym powietrzem ... ognista, po prostu, poslala w kierunku slepi ognistego strumien wody. Nie byl on za szeroki, bo i tak, przy uderzeniu, mniej wiecej miedzy slepiami, i tak i siak, woda – zgodnie z prawem grawitacji – splynie w dol. Wiec nie tylko oczy byly zagrozone, ale takze wargi, nozdrza. Sam strumien mial byc jak gejzer – pod cisnieniem, goracy ...
//Masz jeszcze jeden odpisik ;)

: 06 mar 2014, 21:54
autor: Krzyk Honoru
Patrząc na strumień , który mknął w moją stronę pierwsze, co przyszło mi do głowy to ogień. Dlatego więc nie czekając aż woda mnie dosięgnie oczyściłem umysł i zacząłem tworzyć.
Chciałem, by tarcza pojawiła się jakieś pół ogona przede mną, mniej więcej w połowie drogi strumienia. Wielka, kwadratowa ściana pomarańczowych i czerwonych płomieni miała odgrodzić mnie od wody i, jak to się zazwyczaj dzieje przy zetknięciu wody z ogniem, zatrzymać ją przetwarzając w parę. Ogień, jak to ogień miał być gorący, aby woda go nie zgasiła dorzuciłem trochę maddary, dzięki której był trwalszy.
Dodatkowo, wiedząc, że przy uderzeniu powstanie para wodna, która zapewne będzie gorąca i która może rozejść się we wszystkie strony dorzuciłem jeszcze trochę maddary, która miała kierować tę parę we wszystkie strony, tylko nie w moją tak, że nawet, gdyby pole rażenia było duże, ominęłoby mnie.
W taką oto obronę tchnąłem maddary.

: 07 mar 2014, 7:42
autor: Niegasnąca Iskra
Od jednego ataku do drugiego. Gdyby było inaczej, albo by coś powiedziała – jaką gadkę-szmatkę – albo, po prostu, nie wprowadziła by w życie swojego ataku. Przynajmniej przez kilka chwil. Stąd też, sięgnęła po maddarę i włożyła ją w atak – wzdłuż całych skrzydeł Pięknego miała się pojawić misterna siateczka przypominająca arcydzieło pająka, cieniutka niczym pajęczyna. Od wewnątrz była ona pokryta maluteńkimi, ale niezwykle ostrymi kolcami, przesączonymi specjalną substancją, który podrażniała tkankę wywołując ogromny ból. Siateczka miała rozpiąć się na skrzydłach smoka, a kolce wbić w jego ciało. Nie dodała do niej, żadnych właściwości wzmocnionych maddarą, więc Kolec powinien bez problemu poradzić z tym atakiem.

: 07 mar 2014, 12:26
autor: Krzyk Honoru
Siateczka Iskierki wyglądała moim zdaniem jak coś, delikatnego, co nie może zrobić krzywdy. Ale przecież uczę się obrony, a Niegasnąca Iskra jest wyśmienitą Czarodziejką, więc musi tu być jakiś haczyk. Nie chcąc ryzykować utraty skrzydeł, choć swoją drogą Starsza pewnie by mi na to nie pozwoliła, no ale żeby nie ryzykować wziąłem się do pracy.
Wyciszyłem się i przywołałem maddarę. Miała wyłonić się na łuski i opleść ciasno moje skrzydła. Nie wiedząc przed czym tak dokładnie się bronię postanowiłem, że nadam swej osłonce charakter diamentu. A więc miała być twarda, praktycznie niezniszczalna, odporna nie tylko na uderzenia, czy kolce, ale też na wszelkie substancje chemiczne, czy to kwas, czy to trucizna.
Żeby się zbytnio nie obciążać stwierdziłem, że warstwa nie musi być gruba, wystarczy pół pazura. Przezroczysta, nieco jakby szklana warstwa na moich skrzydłach odbijała promienie słońca. Sprawdziłem, czy aby na pewno o niczym nie zapomniałem i tchnąłem maddarę w swoją osłonkę.

: 07 mar 2014, 13:26
autor: Niegasnąca Iskra
Na piersi cienistego, miała się pojawić metalowa klamra, której haczyki (na samym końcu tego tworu) miały się zahaczyć o ciało Pięknego. Następnie, trochę mocniej niż delikatnie, nakazała im się zacisnąć. jednakże, klamra nie mogła spowodować żadnych większych obrażeń, niż złamanie żeber, lub ucisk, powodujący trudności z oddychaniem. Ognista nie wzmacniała swojego tworu, za pomocą magii, ani także nie dodawała im właściwości sprzecznych z naturą, więc sam metal nie był odporny na wszystkie czynniki, które normalnie mogły by go zniszczyć.

: 07 mar 2014, 20:52
autor: Krzyk Honoru
//Może trochę nierealne, ale co tam....

Wyobraziłem sobie jak moje ciało staje w płomieniach. Maddara, która wypłynęła na moje łuski miała zapłonąć żywym ogniem. Czerwień i pomarańcz mieszały się, w powietrzu czuć było zapach paleniska, słychać było jak ogniki przeskakując z jednego miejsca, na drugie. Aby się nie poparzyć oddzieliłem się od ognia warstwą maddary niepozwalającą na przepuszczanie temperatury, która była naprawdę bardzo wysoka. Nie jak takie zwykłe ognisko, tylko kilkakrotnie wyższa, po to, by stopić metal. Chciałem, by klamra stopiła się i spłynęła na ziemię nie robiąc mi krzywdy. Pamiętając o tym, że coś jednak może pójść nie tak zabezpieczyłem się wzmacniając moją osłonkę. Nadałem jej twardość diamentu. Osłonka stopić się nie mogła, to oczywiste, nie przepuszczała też temperatury, była twarda, a jedyne co mogła przepuścić to powietrze, nie chciałem przecież, żeby moje ciało nie mogło oddychać.
Cały twór miał powstać wokół mojej klatki piersiowej kręgosłupa. Chroniła mnie wokół, znajdując się dokładnie pod klamrą Niegasnącej Iskry. Tchnąłem w nią maddarę licząc na to, że obrona się powiedzie, bo jak nie, będzie goręcej, niż jest w tym momencie.