Strona 2 z 48
: 13 sty 2014, 22:30
autor: Bremor
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Atakować? Ano owszem. Och... jakżeby chętnie przyłożył swemu bezbronnemu bratu. Jego cios zapamięta na długo. Och... niech Erycal ma go w swojej opiece! Ale go urządzi.
Napiął wszystkie mięśnie, a jego wzrok mówił jasno "sam się o to prosiłeś".
A tak się składa, że znał tajemnice ataku magicznego i to na takim poziomie, że niech Tarram się schowa! O! A już nie wspomni o księżycach ćwiczeń nad fizycznym unicestwieniem – jego specjalnością. Szkoda mu było, że stado znowu pozostanie bez Przywódcy, ale cóż... On będzie miał łapki czyste. Wręcz lśniące.
Warknął głośno i uniósł łapę. W słońcu mignęły białe szpony, które niczym salwa morderczych strzał pomknęły w stronę Marzenia Ziemi. Dalej czas jakby zwolnił. W uszach obu smoków zabrzmiały ich własne serca. Krew się polała. Dusza jednego już spoczywała w objęciach braci i sióstr na granatowym nieboskłonie. Bo oto Marzenie Ziemi, Przywódca Stada Ziemi, następca Splamionej Ziemi, został poważnie pchnięty łapą w bark.
Chyba tego nie przeżyje. Pustak nie dawał mu szans. Żaden uzdrowiciel, ani nawet Erycal nie są w stanie mu pomóc. To koniec.
Na pysku Pustynnego Kolca pojawił się delikatny uśmiech.
: 13 sty 2014, 22:34
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Marzenie przyglądał się działaniom Kleryka. Och, jakże on przewidywalny! Mimo wszystko księżyce walk i treningów sprawiły, że ciało Marzenia niemal instynktownie zareagowało. Udało mu się jednak powstrzymać odskok. Napiął mięśnie, które niewidoczne pod grubą warstwą futra nie wyglądały inaczej, niż jeszcze kilka uderzeń serca temu. Przechylił łeb na lewo, a gdy dostał łapą w bark, odchrząknął cicho.
– Biada nam, gdy spotkasz jakiegoś drapieżnika na polowaniu. – pokręcił z niesmakiem łbem.
//raport skradanie I
: 13 sty 2014, 22:47
autor: Bremor
– Nie spotkam... – uśmiechnął się do brata. Był pewny swego.
Opór jaki stawił Marzenie poczuł aż nazbyt wyraźnie. Starszy samiec miał doskonałą budowę i nienaganne umięśnienie. Z jego punktu widzenia, to akurat minus. Leczenie wojowników jest trudniejsze niż czarodziei.
Westchnął.
– Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale nie odczuwam przyjemności w zadawaniu bólu innym smokom. Erycal, patron uzdrowicieli to widzi i chroni mnie przed niebezpieczeństwem... – rzekł i spuścił łeb. Położył przed sobą końcówkę ogona, którą zaczął owijać wokół przedniej łapy. – Po co miałbym cię atakować? – zapytał, jednak nie spojrzał na Marzenie.
: 13 sty 2014, 22:50
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Odchrząknął cicho, patrząc na Pustynnego. Sam Marzenie wstał i przeciągnął się. Ostatnio nie spał. Długo. Ale nie miał czasu. Musiał załatwić mnóstwo spraw, wszystkim się zająć. Miał nadzieję, że powoli wychodzą na prostą. Stado może tak. On sam, nie.
– To element nauki. Porządnie wykonane skradanie kończy się atakiem na zwierzynę. Skoro podkradałeś się do mnie, ja byłem tą zwierzyną i to mnie miałeś zaatakować. Proste. – odparł, wzruszając lekko barkami. Usiadł i owinął łapy ogonem. A jego wzrok był nieobecny.
: 13 sty 2014, 23:03
autor: Bremor
Podniósł wzrok na brata.
– Dobra...
Wiedział, że Skrzydło nie ustąpi. Jedyny raz w życiu, kiedy zaatakował, to był incydent w grocie Skrzydła, kiedy Pustynny był jeszcze pisklęciem, a Skrzydło nie wiedział, że nie pcha się paluchów tam gdzie nie trzeba. Bolesna nauczka. Teraz wszystko się zmieniło. Skrzydło wyrósł na dojrzałego wojownika, a Samum, na wątłego, delikatnego uzdrowiciela. I jak on miał teraz go zaatakować.
Powstał z ziemi i popatrzył na brata z powątpiewaniem. Zaatakować postanowił w bardzo klasyczny sposób, czyli... Powoli złapał za podgardle Marzeń. Uważał, żeby uścisk szczęk był pewny, ale żeby nie zranił go. Fakt, faktem, Pustynny, chociaż łagodny, nie musiał się wstydzić swojego ostrego uzębienia. To jego zabójcza broń, tak jak długie i ostre szpony. Gdyby kleryk postanowił zrobić z nich właściwy użytek, mógłby zostać pierwszorzędnym łowcą.
Łypnął oczami do góry, chociaż nie widział za wiele. Tylko spód pyska samca. Westchnął nosem. Czuł na podniebieniu smak futra i skóry Marzeń.
: 13 sty 2014, 23:07
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Skrzydło nie bał się, że Pustynny zrobi mu krzywdę. Chociaż nie zamierzał tego mówić na głos, to to jest smok, któremu ufa. Liczył na to, że to nigdy nie obróci się przeciwko niemu, a Pustynny będzie stał za nim murem. Dlatego tak bardzo zabolały go oskarżenia pod jego adresem. Nie ruszył się nawet o łuskę. Przynajmniej na początku. Dopiero później jego prawa łapa uniosła się i przejechał nią po łbie Kolca. O dziwo, delikatnie, niemal z czułością, jeśli ten samiec zdolny jest do takich czynów. Pamiętał, jak Ćma robił to jemu. Tylko raz mu się to spodobało. Podczas ceremonii.
: 13 sty 2014, 23:40
autor: Bremor
Pustynny nie poruszył się, kiedy zauważył jak białofutry unosi łapę. Potem, gdy opadła na jego łeb, przymknął oczy. W tym momencie chyba oboje poczuli brak jednego smoka. Ojca. Wyjątkowo jego im brakowało.
Kiedy łapa Marzenia sunęła po gładkich, zimnych łuskach na łbie młodszego samca, ten wydobył z siebie ciche, ale długie, mruczenie. Ucisk – chociaż z początku delikatny – zelżał jeszcze bardziej, tak, że szczęki Pustynnego zsunęły się ze szyi Przywódcy, a po tym łeb kleryka uniósł się, a oczy skryte pod podwójnymi powiekami, ukazały się łagodne, lecz lekko zamyślone, czy może... nieobecne.
Dopiero, gdy zamrugał, rozszerzone pionowe kreski źrenic znowu się zwęziły.
Oblizał pysk i popatrzył ze zdziwieniem na Marzenie. Jakiż on był zagadkowy. Zdawało mu się, że go znał, ale wciąż go zaskakiwał. Ale był do niego przywiązany. Nieważne co mówił i robił, nie potrafił tego gbura zostawić samego. Przecież on by bez niego nie przeżył nawet dnia!
Pustynny zamachał ogonem tuż nad śniegiem.
– To chyba zaliczyłem naukę. Możesz już wrócić do swoich spraw. Dalej już sobie poradzę – uśmiechnął się do Przywódcy.
: 13 sty 2014, 23:47
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Mimo to Marzenie nie ruszał się. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Zapytać czy nie zapytać? Tyle pytań, tyle wątpliwości! Ale Pustynny to teraz jedyny smok, któremu naprawdę ufa. Odchrząknął znacząco i spojrzał gdzieś w bok. W jakąś zaspę śniegu, którego teraz wszędzie było pełno. Marzenie nie ruszał się, ale po jego postawie Kolec mógł wywnioskować, że zbiera się w sobie aby coś powiedzieć.
– Potrzebuję rady kogoś bardziej, jakby to ująć, otwartego i uczuciowego. – odparł w końcu z cichym westchnięciem.
: 13 sty 2014, 23:53
autor: Bremor
Ogon Pustynnego zawisł w bezruchu, a sam smok stał jakby sparaliżowany. Zamurowało go i tyle. Chyba to normalne w takim przypadku. Nie mniej szybko zmienił wyraz pyska na łagodny i nieco zatroskany. Nie miał zielonego pojęcia o co mogło chodzić Marzeniom, a skoro już zaczął, to mogło oznaczać tylko jedno... Marzenie musiał mieć duży problem.
Przysiadł na tylnych łapach i owinął się ogonem... podwójnie. Nie musiał nic mówić, przynajmniej na razie. Przecież Skrzydło wiedział, że Pustynny zawsze go posłucha i postara mu się pomóc, o ile będzie potrafił.
: 13 sty 2014, 23:57
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Fakt. Rzadko kiedy się zwierzał czy prosił o radę. Zwłaszcza w takich sprawach. Przeniósł wzrok na Pustynnego. Nie boi się zginąć na arenie, więc czemu ma się bać tej rozmowy? Najwyżej zostanie Przywódcą pośmiewiskiem. Trudno, się mówi!
– Chodzi o pewną samicę. – zaczął. Zmrużył ślepia, w których czaiła się niepewność. Tak, w tych sprawach jest kompletnie zielony! O ironio.
– Powiedzmy, że od jakiegoś czasu jestem nią zainteresowany. Poprosiła mnie ostatnio o pisklęta i się zgodziłem. Ale chcę być dla niej kimś więcej. – stwierdził, a jego ogon niebezpiecznie mocno uderzył o ziemię. Wystarczyło jedno uderzenie serca, by ten wrócił na swoje miejsce, wokół łap Marzenia.
: 14 sty 2014, 18:18
autor: Bremor
Pustynny patrzył uważnie na starszego brata. Prawdę mówiąc nie znał się na tych sprawach. Samice są... inne. Ale jemu łatwiej się z nimi dogadać niż z samcami. Może to przez swój charakter jakoś go nie unikały, a wręcz odwrotnie.
A jak znał Marzenie, to samiec mógł mieć z tym problem. Może to dlatego zachowywał się ostatnio tak dziwnie.
– Teraz rozumiem dlaczego jesteś taki rozkojarzony – rzekł lekko się uśmiechając. Odchrząknął i oblizał pysk. – Na pewno nie zmusisz ją do bycia twoją parą jeśli ona tego nie chce. A czy wiesz jakie jest jej zdanie na ten temat?
Wpatrywał się w oczy brata wyczekując odpowiedzi. Nie wiedział o jakiej samicy mowa – i dzięki Immanorowi. Nie wiedział też w czym leżał problem.
Jego zdaniem związki są nienaturalne i trochę niebezpieczne.
: 14 sty 2014, 18:47
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Zmrużył ślepia i fuknął.
– Nie jestem rozkojarzony, na Immanora! A nawet jeśli, to przez sprawy z pozostałymi Przywódcami. Muszę wszystko do końca załatwić, gdy Cieniści mnie wezwą. – machnął łapą. Mimo wszystko widać było, że sprawa z tą samicą spędza mu sen z powiek. A gdy Pustynny zadał drugie pytanie, z pyska Skrzydła znowu wydobyło się fuknięcie.
– Raczej traktuje mnie jako nośnik dobrych genów dla piskląt. – odparł, mrużąc ślepia. Och na bogów, dlaczego to się przydarza właśnie jemu?!
: 14 sty 2014, 21:58
autor: Bremor
Pustynny pokiwał głową. Nie zamierzał się z nim sprzeczać, ani wyprowadzać z błędu. Nie o to tutaj chodziło.
Rozumiał podejście tej samicy i co było zaskoczeniem – trochę zgadzało się to z jego podejściem do tych spraw. Przynajmniej na ten moment.
– To, że dasz jej pisklaki, to jest decyzja podjęta dla dobra stada? Bo mam wrażenie, że zgodziłeś się na to, bo myślałeś, że to ją z tobą w jakiś sposób zwiąż...? – zapytał mając nadzieję, że się myli. Końcówka ogona Pustynnego sunęła powoli po łapie kleryka, gdy ten wpatrywał się w brata.
Powiedz mi, że się mylę... Jego myśli były słyszalne. Nie ukrywał ich.
: 14 sty 2014, 23:55
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Przez chwilę milczał. A później pokręcił łbem. Na jego pysku pojawił się cień uśmiechu.Takiego szczerego, niemal pisklęcego.
– Gdy podejmowałem tę decyzję powodowała mną chęć wzmocnienia Stada. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że jest dla mnie kimś więcej. – I tutaj jego pysk przybrał naturalny wyraz. Po tym uśmiechu i wspomnieniu tych chwil nie było nawet śladu. Marzenie nigdy nie traktował tego w ten sposób. I chociaż do smoka romantyka, jak Ćma, wiele mu brakowało, to chciał, aby jego partnerka była kimś więcej niż tylko inkubatorem na jaja.
: 15 sty 2014, 8:20
autor: Bremor
Z pyska białego samczyka wyleciał obłoczek pary, kiedy odetchnął z ulgą. Widząc jak się uśmiecha powstał w jego głowie cień nadziei, że być może znalazł lekarstwo na apatyczność Skrzydła. Ale jak mu pomóc? Nie znał się na samicach i nie chciał wiedzieć o jakiej opowiadał mu brat.
– Nie musisz słuchać mojej rady, bo nie wiem o kim mówimy i mogę się mylić. Jeśli chcesz się z nią związać, to musisz zabiegać o to, żeby ci zaufała. Przede wszystkim sprawdź, czy inny samiec nie zabiega o jej względy. Mówiąc brutalnie – wyeliminuj konkurentów i to tak, żeby to widziała. Samice chyba lubią widzieć jak samiec stara się jej pilnować i nie pozwala się do nich zbliżyć innym samcom. To wyróżnienie, droższe od góry klejnotów. Może twojej to się spodoba i spojrzy na ciebie trochę inaczej?
Uśmiechnął się lekko. Sam by tak robił, a sądząc po tym jak ta samica traktuje Marzenie, to mógłby być strzał w dziesiątkę. Zaimponowanie potencjalnej partnerce to podstawa. Tak myślał, przypuszczał. Ale nie mógł być tego pewny w stosunku do Tej o którą zabiegał starszy brat.
: 15 sty 2014, 17:05
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Patrzył na Kleryka i patrzył, a w pewnym momencie po prostu.... wybuchnął śmiechem. Zarówno dla Pustynnego jak i każdego innego smoka to pierwszy napad śmiechu Skrzydła, jakiego ktokolwiek doświadczył. Gdy się opanował, na jego pysku wciąż widniał szeroki, rozbawiony uśmiech, a w ślepiach czaiła się wesołość i jakby wdzięczność. W końcu udało mu się rozluźnić.
– Prędzej szukalibyście nowego Przywódcy. Zabiłaby mnie, zanim zdążyłbym się rozprawić z którymkolwiek samcem, a pamiętaj, że do najwolniejszych nie należę. – dodał, a w jego głosie brzmiało rozbawienie.
: 15 sty 2014, 20:55
autor: Bremor
Był w szoku. Aż nieświadomie otworzył pysk. Pierwszy raz w życiu słyszał śmiech Marzeń. To było coś czego zupełnie się nie spodziewał. Na tyle był zaskoczony, że aż lekko się wystraszył. To był widok jaki chciałby pokazać każdemu ze stada Ziemi. Każdy powinien to zobaczyć.
Odchrząknął i potrzepał łbem.
– A mówiłem, żebyś wybrał zastępcę. Z moimi pomysłami może się przydać szybciej niż myślałeś – zaśmiał się krótko.
– Ale pomyśl o tym... Jeżeli nie chcesz eliminować samców-konkurentów... – nie wytrzymał i znowu się zaśmiał. – To przynajmniej kręć się przy tej samicy. Nie zachowuj się jak pisklę i nawet nie myśl o prezentach, bo to na pewno będzie oznaczało, że będziemy musieli szukać nowego Przywódcy.
Mrugnął do brata wesoło.
: 15 sty 2014, 22:07
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Kiwnął lekko łbem, po czym go uniósł. Podniósł się, mrużąc lekko ślepia.
– Wybacz mi, Pustynny, ale muszę dokończyć sprawy z Cienistymi. Do zobaczenia niedługo. – kiwnął mu łbem. Jednym, płynnym ruchem odskoczył od Kleryka, po czym kolejnym zgrabnym wyskokiem znalazł się w powietrzu. Rozłożył skrzydła i poszybował do Szklistego Zagajnika. I już go nie było.
: 15 sty 2014, 22:25
autor: Bremor
Odczekał chwilę, nim Marzenie zniknął mu z oczu. Minęło trochę czasu nim przestał bawić się w zamyśleniu własnym ogonem i poderwał się do lotu. Śnieg zsypał się z jego ciała i migoczącą mgiełką opadł na ziemię. Zaś biały samczyk wzbił się tak wysoko, jak żadne inne smoki. Tam w górze był wolny, niezależny i miał cały świat dla siebie. Nikt mu nie przeszkadzał, ani dyktował granic.
Czas wrócić do domu...
: 30 sty 2014, 23:03
autor: Mrucząca Łuska
Przyszedł czas na kolejny trening w posługiwaniu się maddarą! Rozgwieżdzony raźnym krokiem przyszedł nad Zimne Jezioro, konkretnie – na plażę, by ćwiczyć. Tym razem przyszła kolej na magię ataku.
Adept usiadł na mokrym piasku, pyskiem do Jeziora. Pierwszym, co musiał zrobić, było oczyszczenie umysłu. Odetchnął głęboko kilka razy, przymykając oczy; czuł, jak ogarnia go spokój. Nie skupiał się teraz na niczym innym oprócz nauki i źródła maddary, złotych kwiatach wypełnionych tą mocą. Zagarnął z nich odpowiednią ilość, po czym przystąpił do dzieła. Pierwszy atak.
Zaczął od zwykłej kuli ognia, nie silił się na jakieś wymyślne formy treningu – na nie przyjdzie czas później. Kula owa miała średnicę około dwóch szponów. Tworzyły ją niewielkie, ale za to bardzo gorące, tańczące płomyczki o barwie jasnopomarańczowej, zmieniającej się w czerwień ku środkowi płomyczka. Kula była dodatkowo twarda, odporna na zamrażanie i inne ingerencje ze strony przeciwnika. Jej zadaniem było po prostu pojawienie się przed Adeptem i pomknięcie przed siebie. Gdyby miał jakiś cel, w który mógłby posyłać ataki, byłoby lepiej – teraz kula po prostu wpadnie do wód Jeziora. Ale dobre i to, jeśli tylko pomoże samczykowi w rozwoju swoich umiejętności.
Pora na kolejny atak. Rozgwieżdżony ponownie sięgnął do maddarowych kwiatów, by mieć z czego utkać obraz. Sama wyobraźnia tu, niestety, nie wystarczy.
Miał to być lodowy kolec – wykonany, oczywiście, z niesamowicie zimnego lodu. O stożkowatym kształcie i niezwykle ostrym zakończeniu. Posiadał jasnobłękitną barwę i skrzył się lekko w promieniach słońca. Jego zadaniem byłoby wbicie się w pierś przeciwnika, zadając mu spore obrażenia, gdyby przeciwnik istniał. Teraz niestety samczyk mógł posłać go jedynie w fale jeziora, co też uczynił. Posłał maddarę do swojego tworu, który zmaterializował się i poleciał do przodu. Ziemny patrzył spokojnie, jak lodowy kolec pochłaniają granatowe wody, po czym odciął dopływ mocy do niego i zabrał się za kolejny atak.
Teraz coś innego. Za pomocą swojej wyobraźni Kolec zobaczył w powietrzu nad wodą Jeziora okrąg wykonany ze stalowej linki. To nie wszystko – owa linka, nie dość, że diabelnie twarda i wytrzymała, to jeszcze z niesamowicie ostrym wewnętrznym brzegiem. Miała jasnoszarą, matową barwę, była nieco chropowata i chłodna w dotyku; miała średnicę około trzech szponów. Jej zadaniem było pojawienie się (prawdopodobnie u nasady łapy, gdyby był to smok) i błyskawiczne zaciśnięcie się, przecinając łuski, skórę, mięśnie, być może nawet sięgając do kości, nawet odcinając łapę, jak dobrze pójdzie. Rozgwieżdżony tchnął w ów obraz maddarę i patrzył z zaciekawieniem, jak się pojawia. Owszem, pojawiła się i zacisnęła do dwóch łusek średnicy, ale nic poza tym. Fioletowofutry zneutralizował twór i zabrał się do wymyślania kolejnego ataku.
Wyobraził sobie kolejną kulę, ale tym razem wykonaną z przeciwieństwa ognia – wody. Kula owa miała około siedem szponów średnicy, była więc duża. Woda tworząca ją miała głęboką, granatową barwę, wciąż lekko przezroczystą. Była niesamowicie zimna, zimniejsza niż lód i tylko maddara sprawiała, że nie zamarzała. Atak ten miał pomknąć szybko ku pyskowi przeciwnika, po czym na nim rozbić, odmrażając jak największy obszar. Adept tchnął w niego maddarę, by pojawił się. Zrobił to, a Rozgwieżdżony patrzył, jak pędzi do przodu i spada, chowając się w falach Zimnego Jeziora. Westchnął i zneutralizował twór, biorąc się za kolejny atak.
Wyobraził sobie kolec, ponownie, ale nie taki sam. Ten był wykonany z twardej skały o szaro-brązowej barwie, połyskującej matowo w lekkim świetle. Cały szpikulec był niby twardy i odporny na rozkruszenia, ale sam jego czubek to inna historia. Czubek ten bowiem był kruchy, po uderzeniu w skórę przeciwnika miał się złamać, i wypuścić na zewnątrz żrący, jadowicie zielony kwas, który poparzy jak najbardziej drugiego smoka. Kolec przesłał maddarę do swojego obrazu i patrzył, jak kamienny atak mknie do przodu i znika w falach Jeziora. Samiec odetchnął i ponownie sięgnął po maddarę.
Tym razem było to coś nowego – zawieszona w powietrzu siatka o w miarę dużych oczkach, wykonana z dosyć cienkich, stalowych szaro-błękitnych nitek. Cała ona była w kształcie kwadratu i boku mniej-więcej trzech ogonów. Ale to nie wszystko. Owa siatka posiadała po spodniej stronie ostre, zakrzywione haczyki, a na dodatek po całej jej powierzchni pełzały piekielnie gorące, jasnopomarańczowe płomyczki. Sama stal rozgrzana była do niesamowicie wysokiej temperatury.
Atak ten miał zmaterializować się na grzbiecie i kawałku skrzydeł przeciwnika, parząc go dotkliwie, szarpnąć do góry, wyrywając haczyki do góry, zadając dodatkowe obrażenia, po czym opaść z powrotem na poparzone ciało. Rozgwieżdżony tchnął w całą tą wyobrażoną scenkę maddarę i patrzył, jak stalowo-ognista siatka pojawia się nad wodą, po czym wpada do niej, stygnąc, a płomienie gasną.
Adept czuł, że jego maddara jest na wyczerpaniu, toteż uznał, że już wystarczy ćwiczeń. Wstał, po czym ruszył powoli w drogę powrotną do obozu.
: 22 kwie 2014, 21:27
autor: Parodia
Ogień, ogień, ogień! Wszędzie tylko tereny Ognia! W całym swym krótkim życiu nigdy ich do tej pory nie opuściła. Do tej pory. Bo wybrała się na małą, samodzielną wyprawę. Nie bała się że rodzice będą zli. Mało się nią interesowali. A może to i dobrze?W jakim celu tu przyszła? A, żadnym konkretnym. W końcu trzeba zobaczyć kawałek świata. Zatrzymała się na Małej Plaży bo dostała zadyszki. Biegła przez całą drogę! A może ktoś pouczyłby ją czegoś?