Strona 11 z 30
: 04 sie 2015, 2:54
autor: Chybiona Łuska
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
//Nie widziałam, że napisałaś ;–;
– U równinnych. – Uśmiechnęła się cierpko, ale nadal przyjaźnie. Nie było czasu na wyjaśnienia. Nastąpił jej atak, a przeciwniczka uciekła jej z linii ognia, czego zielona się spodziewała. Tak naprawdę nie do końca lubiła walczyć ze smokami bazującymi na zręczności, bowiem podczas walki lubiła „czuć” przeciwnika, jego siłę i zdolności. To nadal był dobry trening. Trafić coś, co ucieka? Wyczyn dla tak nieruchliwej smoczycy jak Chybiona. Jej mięśnie nie pracowały tak intensywnie jak u skoczka, nadal jednak musiały być dobrze rozbudowane, kiedy próbowała blokować ciosy.
Stała w miejscu, bacznie obserwując poczynania przyjaciółki. Kiedy ta odbiła się od podłoża i wyciągnęła łapę, zobaczyła w oku zielonej drapieżny, zadowolony błysk. Smoki bazujące na swojej zręczności uwielbiają skakać. To oznaczało, że na chwilę tracą przyczepność i bardzo łatwo je poruszyć, zbić z toru lotu, zranić. A Chybiona, skoro nie mogła zmuszać przeciwnika do rodzaju obrony, która smoka nie specjalizuje, szukała każdej okazji, odsłonięć. Zawsze próbowała kontrolować walkę i tak było i w tym przypadku.
Ugięła wszystkie cztery łapy, poza tą przednią, która była najbliżej przeciwniczki. Równolegle, najmocniej ugięła tylną, która była najdalej od Wichury. Nie było to wyraźnie widoczne, ale zaistniało. Ogon zielonej przechylił się w bok, aby wesprzeć skok cięższej samicy. Standardowy typ bloku. Kiedy Wichura była na szczycie, w momencie nim zaczęła spadać, zielona ugięła mocniej łapy i wybiła się wprost na łapę samicy. Podczas treningu sińce i zadrapania są nieuniknione. Jeżeli ich nie ma albo ćwiczy się z geniuszem, albo trening nie jest dostateczny. Siła użyta podczas prostowania łap i mocny zamach ogonem w przeciwnym kierunku do kierunku lotu, sprawiły, że doskok był szybki i miał dużą moc. Zielonołuskiej pomagało także to, że niebieska samica zaczęła na zieloną spadać. Była lżejsza, bo chociaż równie wysoka, to smuklejszej postury. Nie doceniła mnie. Nadal musi być rozkojarzona. Pomyślała nieco smutno. Trochę podkuliła łapę, która gwałtownie zbliżała się do łapy przeciwniczki. Tamta mogła jeszcze wyprowadzić cios, akcja jednak toczyła się zbyt szybko, Chybiona nie pozwoliła sobie zostawić przeciwniczce pola do manewru. Jej bark zaraz spotka się z łapą tamtej, a potem piersią, o ile w ogóle jej łapa stanie w obecnym torze na drodze Chybionej. Skakała z dołu, pod kątem, uderzy więc barkiem w dół klatki piersiowej smoczycy, blokując jej ciało przed agresywnym ruchem i przy odrobinie szczęścia tak wyprowadzając z równowagi, że tamta spadnie na bok.
Jeżeli Wichura zostanie zbita na tyle, że nie uda się jej stanąć na łapy i przewróci się na bok, Chybiona szybko odpowie atakiem. Podczas walki z równinnymi nie mogła się wahać. Po lądowaniu wybije się z tylnych łap, mocno. Przednie wyciągnie krótko. Miał to być zwykły doskok, jaki wykona również w przypadku, gdyby Wichura stanęła na łapy. Sama pewnie nie dałaby rady, ale nie nie doceniała swojego przeciwnika nigdy. Wiedziała, że takowy, bazujący na zręczności mógł wywinąć się manewrowi i stanąć na łapy, by błyskawicznie zaatakować. Jeżeli Wichura będzie leżeć, zielona zamortyzuje dużo mocniej upadek na przednich łapach, niż będzie to konieczne. Wbije pazury w ziemię dla przyczepności, gdy jeszcze nie wszystkie jej kończyny będą na ziemi. W końcu nie chciała być też wytrącona z równowagi, gdyby nastąpił kontratak. Jej ogon wywijał za nią, nadążając za ruchami, żeby jeszcze bardziej wzmocnić własną równowagę. Mocno ugnie łapy, aby jej pysk znalazł się bliżej przeciwniczki. Miała bowiem zamiar ugryźć najbliższą sobie łapę przeciwniczki. Nie mocno, uściśnie łapę, być może nawet do krwi, ale w przypadku, w którym mogła zmiażdżyć kość tamtej, po prostu zamierzała ugryźć, by tamta odczuła cios. Wtedy machinalnie otworzy paszczę i wyprostuje przednie łapy, znów unosząc tylne, żeby się oddalić krótkim odskokiem. Tak dla bezpieczeństwa. Jeżeli smoczyca będzie stać, gdy szmaragdowa zrobi doskok – wtedy również ugnie przednie łapy mocno, ale nie jak w poprzednim przypadku i gdy tylne dotkną ziemi – ugnie i je. Bardzo mocno. Ogon powędruje w dół, wszystkie łapy wyprostuje, najbardziej zaś tylne. Zamierzała powtórzyć gest. Lekko skręci „w locie” ciało, aby móc uderzyć barkiem. Nie zamierzała całkiem wybijać się od ziemi. Pazury tylnych łap wbije w ziemię, żeby się dodatkowo o nią zaprzeć. Nie chciała użyć tu całej siły. Chciała przewrócić być może jeszcze chwiejącą się po ciosie przeciwniczkę. Gdyby użyła całej swojej mocy mogłaby co najmniej wybić bark przeciwniczki ze stawu. Nie, chciała ją pchnąć, by wyprowadzić z równowagi.
: 04 sie 2015, 16:46
autor: Tejfe
U równinnych. Wichura nie zamierzała dociekać w jakich dokładnie okolicznościach. Odpowiedź samicy mogłaby ją nadto zszokować, a akurat mocnych wrażeń jej nie brakowało. Poza tym mogłaby się rozproszyć na toczonym teraz treningu, który prawie całkowicie przypominał walkę toczoną na arenie. Tak jak Chybiona nie lubiła walczyć ze smokami opierającymi się na swojej zwinności, tak Wichura nie przepadała za walkami toczonymi z "siłaczami". Już poprzez zwykłą obronę, tacy mogą nadać swoim przeciwnikom nieprzyjemne siniaki. I tak było tym razem. Odparcie ataku Wichury przebiegło prawidłowo, zgodnie z oczekiwaniami Nocy. Co prawda źle oceniła szybkość skoku przeciwniczki, ponieważ łapa Tehanu zdążyła już zadrasnąć nieco napięte ramię samicy, akurat w momencie kiedy tamta wybiła się do góry i silnym ruchem barki, napierając na jej natrętną łapę, a przede wszystkim klatkę piersiową mocno odepchnęła samicę, która przewaliła się na prawy bok niczym bezwładna padlina. Wojowniczka jednak po tym nieprzyjemnym upadku, szybko wróciła do siebie. Wiedziała, że Chybiona nie będzie zbyt długo czekać i od razu przejdzie do zadania ostatecznego ciosu swej mentorce. Na korzyść Tehanu grał fakt, że miała sporą możliwość do uniknięcia ciosu, bowiem jako, że była dużo zwinniejsza, niż Ostatnia mogła szybko wykonać unik. Poza tym jej nowa przyjaciółka dłużej będzie zbierać się do skoku z powodu swojego ciężaru i typowej dla smoków używających siły ospałości i spowolnienia ruchów. Co prawda były to drobne różnice w czasie, ale teraz liczyła się każda sekunda. Praktycznie zawsze w walce najważniejszy był czas. A, że Wichura miała dobry refleks... Nie wstała po upadku tylko napięła mięśnie swojego drobnego ciała i odpychając się prawymi kończynami zaczęła przekręcać się na grzbiet, potem na lewy bok, brzuch... I tak cały czas, aż w końcu wpadła w pewien, osobliwy trans. Jej lekkie ciało samoistnie zaczęło toczyć się z boku, obracając wojowniczkę wokół własnej osi. Gdyby jeszcze podłoże były nierówne, takie bardziej na ukos. Ale to już były czcze życzenia. Wichura z pozycji leżącej nie wiedziała jaki atak będzie zamierzała przeprowadzić Noc dlatego też miała nadzieję, że odturlanie się jak najdalej na lewą stroną przyniesie zamierzony efekt, czyli mianowicie ochronę przed ciosami ze strony adeptki. Chyba się udało, bowiem nie poczuła, żadnego łamania kości, czy wbicia kłów. Jednak było blisko, bowiem samica w ostatniej chwili umknęła przeciwniczce, akurat wtedy kiedy tamta już rozwierała szczęki by zadać bolesny cios w jedną z jej łap. Samica nie zamierzała turlać się w nieskończoności, mając pewność, że zdążyła uniknąć ataku, pospiesznie podniosła się na równe łapy. Jej ciało po wcześniejszym upadku było lekko potłuczone i trochę ją bolało, ale dało się przetrwać. Wzrokiem drapieżnika poszukała Chybionej, po czym odwróciwszy się w jej stronę zaczęła biec na nią w dzikiej szarży. Podniosła usztywniony ogon do góry, a łeb pochyliła. Szybko przebierała łapami, od razu wprowadzając ciało do szybkiego sprintu, omijając początkowy trucht. Słabe serce i płuca jakiegoś starca być może szybko by zaprotestowało, ale Wichura była wciąż młoda i takie zagrożenie jej nie groziło. Znalazłszy się w niedużej odległości od zielonej, samica ugięła mocno tylne kończyny i wybiła się do góry. Skok był krótki, także już startując wystawiła obie przednie łapy nieco w górę, była bowiem ciut niższa niż Ostatnia, Rozstawiwszy palce i uginając nadgarstki, jej dłonie wyglądały tak jakby zamierzały coś objąć. I tak był może było, bowiem kończąc skok Wichura zamierzała przejechać pazurami po pysku samicy, zaczynając od skroni i ciągnąć łapy w dół, przejechać po jej polikach. Nie chciała jej zranić, bowiem był to tylko trening, także miała nadzieję, że i tym razem Chybiona da sobie radę z obroną. Oby tylko nie była tak bolesna jak poprzednia, bowiem Wichura powoli zaczynała bardziej obawiać się odparć samicy, niż ataków z jej strony.
: 06 sie 2015, 1:38
autor: Chybiona Łuska
//Który av lepszy? @@ To z takimi postami… Kiedy będzie III? XD Na II Zrobię u kogoś innego.
Chybiona była wrażliwą smoczycą, ale za nic miała sińce i drobne zadrapania. Ból na jej barku był tak niewielki, a krwawienie tak drobne, że w zasadzie nic nie czuła, skupiając się na walce. Podczas każdej bitwy powstawały sińce, czasem zakwasy, ale kto by się tym martwił, gdy chodziło o życie? Należało się hartować.
Wyprostowała przednie łapy i poprawiła swoją pozycję dając się odturlać Wichurze. Skoro jej łapa mignęła zielonej przed nosem, ta postanowiła dać swojej nauczycielce czas, by się cofnąć, bo inaczej walka zamieni się w zapasy. No i mogła wykorzystać dodatkowy czas ka kolejne przygotowania. Poprawiła ułożenie skrzydeł na grzbiecie. Szerzej ułożyła łapy i mocniej je ugięła. Wsadziła pazury w ziemię i pochyliła łeb, nastawiając ogon w pozycji wyjściowej, na poziomie grzbietu. Samica odturlała się na tyle daleko, że dała Chybionej czas na poprawki. Wyglądała jak blokada, bariera nie do przejścia, gotowa na przyjęcie ciosu.
Gadzim ślepiem zaczęła lustrować poczynania samicy. Widziała, jak rzuciła się w szaleńczy cwał ku Chybionej, być może spodziewając się, że pęd nie pozwoli jej prawidłowo zareagować. To to! Krzyknęła w myśli, kiedy zobaczyła, jak tylne łapy samicy opadają naraz tuż przy przednich i mocno się uginają. Wiedziała, że zaraz nastąpi skok i Wichura z potężnym impetem wleci w Noc. Musiała odpowiedzieć szybko. Ugięła przednie łapy i podniosła tors. Tylne łapy miała w pozycji lekko ugiętej, a ogon przesunęła, dla lepszej równowagi. Łeb lekko skuliła, a pazury zadnich łap niemal boleśnie wbiła między trawy. Miała zamiar mocno zaprzeć się łapami tylnymi, a przednimi odeprzeć samicę, celując w jej piersi. Dostrzegła jednak wychodzące naprzód pazury. Dlatego zielona zaryzykowała i rozszerzyła nieco zasięg swoich, by palce jednej z samic przeplotły się z palcami drugiej. Najpierw Noc wyciągnie łapy, a gdy poczuje uderzenie, delikatnie je zegnie, by nie doznały urazu podczas przyjęcia ciężaru drobnej Wichury. I zaprze się i spróbuje utrzymać pozycje ze stęknięciem, jakie wydaje się podczas sporego wysiłku. Jeżeli Nadciągająca zrazu postawi tylne nogi, zielona odepchnie jej łapy ku jej piersi i w ten sposób spróbuje odepchnąć. Jeżeli jednak jej rozpęd sprawi, że Noc poczuje, że nie da rady jej utrzymać z dala od siebie, przekręci swój tułów w lewo i z całej siły pchnie w przód i w bok, by odrzucić przeciwniczkę. By to zrobić, miała zamiar użyć całego ciała, a więc nie tylko łap przednich, ale i tylnych, oraz swojego ciężaru, który próbowałaby przesunąć w przód.
Kiedy ta stanie na łapy, ze swoich własnych wybije się Chybiona. Odstawi łapy na ziemię i ugnie je mocno, żeby rozpocząć bieg. Tak naprawdę były to tylko dwa krótkie takty galopu, ale o to wystarczyłoby, żeby śmiertelnie mocno wbić komuś rogi w szyję. Wyrzuciła się, jak pocisk, z tylnych łap. Rozbudowane mięśnie nie oznaczają ospałości ruchów. Wręcz przeciwnie. Siła, z jaką się wypchnęła spokojnie starczyła do niemal natychmiastowego, solidnego rozpędzenia się. Wichura potrzebowała nieco dłuższego rozbiegu, ale jej styl biegu też był po prostu.. inny. Zielona szarpnęła łbem, jakby to mogło ją pospieszyć, dotknęła przednimi łapami ziemi i dostawiła tylne, uginając je i wyrzucając również z całych sił. Taran. Głowę, którą miała trochę podkuloną ułożyła bardziej prostopadle do ziemi i przesunęła niżej. W taki sposób celowała czołem w nasadę szyi przeciwniczki. Jeżeli trafi, rozboli ją głowa, ale nie zdążyła pomyśleć. Na arenie użyłaby po prostu rogów, wierząc, że nasada szyi jest na tyle szeroka i umięśniona, że celując w jej spód, lub i w bark, nie zrobiłaby komuś Aż takiej krzywdy.
: 06 sie 2015, 18:07
autor: Tejfe
///Oba są śliczne. Ale ten chyba bardziej mi się podoba. :> Myślę, że teraz jak odpiszesz po moim, to potem po moim odpisie już będzie można zdawać raport. Obrona też będzie jak zrozumiałam? :)
Faktycznie Wichura odturlała się dosyć daleko, co tylko działało na korzyść jej przyjaciółki. Dodatkowy pozytywny skutek dla działań samicy był fakt, że Wichura nie była zbyt kreatywna w swoim ataku, także Chybiona dobrze przewidziała, że po biegu nastąpi wyskok i wysunięcie łap. Gdy do tego jednak już doszło, ona była w pełni przygotowana. Nadciągająca jęknęła cicho, bowiem wiedziała na co się szykowało. Ale teraz było już za późno. Już wykonała skok. Łapy uczennicy złapały jej dłonie, a ich palce przeplotły się ze sobą. Ciężar Wichury nie był jakiś wielki, była ona bowiem drobna, ale i tak na pysku Nocy dało się zauważyć ogromny wysiłek i zmęczenie, kiedy to musiała udźwignąć ciężar dorosłej smoczycy. W Chybionej jednak znajdowały się naprawdę spore pokłady siły, bowiem zdołała wytrzymać do czasu kiedy Wichura postawiła swoje nieduże, tylne kończyny na ziemi i wtedy mogła ona dokończyć odparcie. Mocno odepchnęła od siebie wojowniczkę, a Wichura potknąwszy się wykonała przepięknego, podwójnego kozła do tyłu. O zgrozo! O wstydzie! I to podczas treningu? No cóż, nie takie rzeczy się zdarzały. Kiedy wstała już widziała pędzącą na nią adeptkę. Jej rogi były nakierowane na jej szyję, a jej celem było chyba to, żeby nadziać na nie szyję Tehanu. To było śmiertelnie niebezpieczne! Teraz fakt, że wywinęła długaśnego fikołka w tył był nieco pocieszający, bowiem zdołała choć trochę odsunąć się od Chybionej. Ale mimo to ona wciąż biegła, smoczyca jeszcze się nie obroniła. Zielona z każdą chwilą była coraz bliżej. Samica musiała działać bardzo szybko. Nie zastanawiała się wiele. Szybko podniosła ogon do góry, po czym instynktownie rozłożyła kremowe skrzydła. Rozstawiła łapy, po czym ugiąwszy tylko tylne kończyny i naprawszy na ziemię, wybiła się do góry. W międzyczasie zamachnęła się mocno skrzydłami i szybkimi ruchami góra-dół wzleciała do góry. Rogi Chybionej lekko dźgnęły ją w jedną z przednich łap, kiedy Wichura startując nie zdążyła jej pod siebie podkurczyć. Załe szczęście nie zmiażdżyły kości, tylko zostawiły tam sporego siniaka, który gdyby nie łuski bez wątpienia przybrałby brzydki żółtowawo-fioletowy kolor. Samica nie wzlatywała zbyt wysoko. Tylko na tyle, by uniknąć ataku ze strony Ostatniej. Zaraz przecież ona sama miała atakować. Kiedy z tamtej strony nic już jej nie groziło, smoczyca pochyliła się do przodu, złożyła skrzydła i niczym rozpędzona strzała pognała w dół. Znajdowała się tyłem do swojej przeciwniczki. W trakcie pikowania kiedy znalazłaby się już dostatecznie blisko swojego celu, wystawiłaby lewą przednią łapą przed siebie, w dół. Rozstawiłaby i ugięła palce i pazurami zaczęła by przejeżdżać po lewym skrzydle samicy. Od góry do dołu, a raczej do tyłu, w stronę ogona. W międzyczasie ponownie rozstawiłaby skrzydła i wróciła nieco do bardziej poziomej pozycji. Szybko i sprawnie machając skrzydłami do tyłu, tylko by wzmocniła zręczność zadawania rany. Jak Chybiona zareaguje na tak z góry? Tym bardziej, że pikując Wichura była dużo szybsza niż podczas skakania.
: 09 sie 2015, 18:15
autor: Chybiona Łuska
//Ale raport na II, czy na III? Z Tobą chciałam trójkę zrobić. Poza tym tak bardzo, bardzo, baaaardzo podoba mi się Twój obrazek w podpisie *^*
Gdyby Noc usłyszałaby więcej o smoczych bóstwach, właśnie pewnie by zaklęła i to dwukrotnie. Miała zamiar tylko uderzyć czołem szyję przeciwniczki. Myślała, że tamta odskoczy i nic nikomu się nie stanie. Zamiast tego nie wyhamowała i grzmotnęła w łapę samicy. Straciła równowagę w rozpaczliwej próbie zatrzymania się. Sama nabawiła się siniaka na czole i niemal wywróciła na pierś. Zdarza się. Przeciwnik był nad nią, a Noc nie czuła, żeby jej skrzydła były gotowe na walkę w powietrzu. Szybko wstała na wszystkie cztery łapy i obróciła łeb gwałtownie, by zobaczyć pikującą na adeptkę wojowniczkę. Celem było jej skrzydło, co dostrzegła po pozycji niebieskiej i jej spojrzeniu. Miała też mało czasu. To chyba był koniec jej przewidywalności. A może nie? Ugięła mocno łapy, po czym zarzuciła zadem lekko w bok. Ogon poruszył się gwałtownie, sugerując, że samica chce nim zbić łapę przeciwniczki, zanim ta doleci do Chybionej. Posunęła się do bardziej ryzykownego posunięcia. Kiedy niebieska wyciągnęła łapę, zielona wykonała inny manewr. Stojąc nisko na łapach była dość stabilna. Była gotowa przyjąć na siebie ciężar drobnej smoczycy, jeżeli tamta straci równowagę. Na spotkanie łapie niebieskołuskiej wyszło... skrzydło. Cel ataku. Ruch miał być szybki, ale z tego względu, że generował dużo siły. Cały bark lotnej kończyny zielonej napiął się i wystrzelił skrzydłem tak, by jego łokieć uderzył w łapę przeciwniczki. W nadgarstek, przedramię, łokieć, cokolwiek. Zielona chciała strącić łapę z toru lotu i uchronić błony skrzydeł, które dopiero co zostały zaleczone. Potem natychmiast schowa skrzydło. Wichura zrobiła bardzo mądre posunięcie, aby zmusić silną przeciwniczkę do użycia zręczności własnego ciała. Z tym, że Chybiona była kimś, kto łatwo się nie poddawał. A użycie zręczności sprawiłoby, że zareagowałaby zbyt wolno i zbyt niezdarnie, by uniknąć ataku. Wichura postawiła swoją przeciwniczkę w patowej sytuacji.
Nie wiedziała, gdzie w tej sytuacji wyląduje Nadchodząca, ale chciała się trochę odwzajemnić. Chciała zmusić Wichurę do tego, czego chciała zielona. Dlatego (o ile niebieska nie spadnie na nią) miała zamiar odciąć jej drogę lądowania i zmusić do lotu tuż nad powierzchnią ziemi, przynajmniej przez chwilę. Wiedziała, że tuż nad ziemią lata się najtrudniej, bowiem nie ma tu żadnych prądów powietrznych, które pomogłyby unieść ciężkie ciało, a bicie skrzydłami mogło źle się zakończyć, gdyby okazało się, że trzeba uderzyć nimi w ziemię, żeby utrzymać się na danej wysokości. Celem Chybionej stały się łapy Wichury, te, które będą najbliżej zielonej. Cofnęła język i nacisnęła na gruczoły, zbierając w pysku gaz i czekając na odpowiedni moment. Nawet nie poprawiała swojej pozycji. Miała zamiar zionąć w łapy przeciwniczki w chwili, gdy ta zacznie lądować i dotykać łapami ziemi. Gdyby Wichura postąpiła zgodnie z przewidywaniami Nocy, ta zaczęłaby szarżę, by ugryźć jej łapę i ściągnąć ku ziemi. Nie szarpałaby jednak, ale po prostu lekko ugryzła, nie przebijając się przez łuski. To miało... groźnie wyglądać.
: 16 sie 2015, 12:11
autor: Tejfe
// Na III A i O. :) Dzięki, to dzieło Bezkresnej. :P
Obrona zielonej przeszła zgodnie z oczekiwaniami młodej adeptki. Ramię jej skrzydła może nie należało do najwytrwalszych atrybutów jej ciała, ale mimo to jako tako udało jej się odepchnąć nim natrętną łapę starszej samicy. Wichura przyjęła to z ulgą i pozwoliła, aby jej ciało zgodnie z wcześniejszym zamiarem oddaliło się do tyłu. Teraz musiała tylko wylądować. Jednak jak miała to zrobić, kiedy jej przeciwniczka nie dawała jej do tego dostępu? Wichura nie zastanawiała się nad tym. Od razu kiedy zauważyła, że Chybiona bierze wdech, wiedziała co się święci. Walka-trening miała się ku końcowi i samica nie zamierzała ponownie atakować. Teraz musiała się tylko obronić przed atakiem Ostatniej Nocy. Tuż nad ziemią faktycznie latało się najtrudniej, bowiem nie mogła zrobić dużego zamachu skrzydłami, nie uderzając nimi przy tym o ziemię. Błogosławiła teraz wrednego dziada jakim był Nauczyciel, z te katorgi podczas treningu latania. Wiedziała co musi zrobić. Wróciła do całkowitej, poziomej pozycji. Szybko przekręciła szyję na bok, a za nią resztę ciała, szykując się do skrętu. Jak wcześniej wspominałam nie mogła całkiem rozprostować skrzydeł, także rozłożyła je minimalnie, ale tak by wciąż mogła nimi manewrować. Wzięła głęboki oddech i uderzając tymi na wpół złożonymi skrzydłami, szybko do przodu i do tyłu, zaczęła gnać przed siebie, niczym gonił ją diabeł. Tak naprawdę to uciekała przed ognistym jęzorem wydobywającym się z gardzieli jej przyjaciółki. Za późno jednak podkurczyła tylne łapy, bowiem ogień z pyska Łuski zdążył osmalić jej lewą stopę. Nie było to silne poparzenie, ale do lekkich też nie należało, bowiem ognisty strumień, który wykrzesała z siebie zielona był naprawdę mocny. Wichura wzdrygnęła się na dotyk ognia, co spowolniło trochę jej lotną ucieczkę, ale nie na tyle, by Chybiona zdołała zębami ściągnąć ją w dół, jak to miała zamiar zrobić. Niebieska wojowniczka wprawiła swoje ciało w korkociąg, ogonem balansowała niczym wijący się wąż. Kiedy była już poza zasięgiem przeciwniczki, zwolniła nieco tempo i ostrożnymi ruchami wzbiła się trochę wyżej, aby już bez żadnej krępacji mogła latać jak chciała. Zawróciła i nieco spokojniej, już nie w szaleńczym pośpiechu poleciała w stronę zielonołuskiej. Wylądowała już w normalny sposób, zataczając zwiększające się ku dołowi kręgi. Kiedy stanęła na ziemi, podwinęła nieco poparzoną łapę, aby tamta nie miała kontaktu z ziemią. Uśmiechnęła się do Chybionej, która wciąż pozostawała w swej pozycji bojowej, pokazując światu swoje białe ostre zęby. –Walka skończona.– powiedziała lekko zasapanym głosem, bo mimo, że samica była wytrzymała jak mało kto, to mimo to niezwykle szybki lot przyspieszył pracę jej serca i płuc co teraz dawało o sobie znaki. Uspokoiła oddech. –Gratuluję, świetnie walczysz i będzie z Ciebie genialna wojowniczka, kochana.– mruknęła, z czułością patrząc na swoją nowo zdobytą przyjaciółkę. Walka z Chybioną sprawiła, że choć na trochę zapomniała o swoich troskach i problemach.
//Raport- walka i obrona III
: 23 wrz 2015, 8:56
autor: Wirtuoz Iluzji
Koszmarny po ostatnich przeżyciach musiał sobie solidnie odpocząć. I po zastanawiać nad czymś... szczególnym. Był już starszy, no dosyć duży, więc może pora znaleźć sobie partnerkę...? W sumie na myśl przychodziła mu Sombre, ale póki co ona jest za młoda. Cóż, musiałby czekać trochę czasu aż by dorosła. Legł na ziemi, ziewając przeciągle. Przydałoby się jakieś orzeźwiające spotkanie z jakimś szczególnym smokiem. Na przykład... Z Nixlunem! Tak! Jego dawno już nie widział. Do tego to różowe miękkie futerko. Różowiutkie. Na ceremonii zauważył że rosły mu małe różki. Ładne były... nawet. Westchnął cicho i myślał dalej... O Nixlunie.
: 27 wrz 2015, 17:22
autor: Chór Światła
Doprawdy, Koszmarny wybrał sobie naprawdę ponure miejsce na spotkanie. Co prawda miało ono swój surowy, smutny klimat, ale jakoś tak mało sprzyjał przyjaznej rozmowie. Prędzej już refleksyjnej dyskusji, bądź szokującym wyznaniom. Chociaż, co jak Koszmar właśnie planował zrobić coś takiego? Wydawał się dość beztroskim smokiem, ale chyba każdy ma czasem gorsze dni. Biorąc sobie to pod uwagę, Subtelny przygotował się psychicznie na takie możliwość. Może ktoś mu umarł, i potrzebuje pocieszenia? Brał pod uwagę jeszcze wiele możliwość, niektóre naprawdę drastyczne. Cóż, na swój sposób Subtelny był naprawdę przewrażliwionym czarnowidzem. Przyśpieszył swój krok, by jak najszybciej dotrzeć do czarnego samca. Zwolnił dopiero, kiedy do jego wielkich uszy doszedł dźwięk z Dolinny Rozpaczy. Doprawdy, to miejsce na prawdę posiadało atmosferę grozy. Kiedy ujrzał Koszmarnego, podszedł to niego nieśpieszne, jak zawsze z pełną gracją. Przyjrzał się mu, i wydawało mu się, że Koszmar na prawdę jest pogrążony w jakiejś kontemplacji. Miał chyba też trochę rozmarzony wyraz pyska, ale Subtelny nie miał co do tego pewność. Zbliżył się
– Witaj Koszmarze, miło cię widzieć. – Przywitał go szczerym, miłym głosem.
: 27 wrz 2015, 18:59
autor: Wirtuoz Iluzji
Z lekkiego, już snu wyrwał go długo nie słyszany głos Nixluna. Powoli otworzył jedno oko, zmierzył go wzrokiem potem je znowu zamknął. Westchnął, cichutko, otowrzył oboje oczu, i powoli wstał. Uktwił wzrok w oczach, różowego przymrużając je lekko, jakgdyby myślał skąd go zna. Zaraz jednak uśmiechnął się lekko, już nie gapiąc się tak.
– Witaj, Nixlunie. Trochę dawno się nie widzieliśmy, nie licząc ceremoni, czyli wtedy nad stawem... – Przypomniał sobie tamto. – Przepraszam, za tamto, z twoim futrem. Było bardzo miękkie i takie pewnie jest, nawet teraz. – Zrobił mały kroczek, i poruszył łapą, ale zaraz się cofnął speszony. Chciał sprawdzić czy teraz też jest miękkie. Wzruszył tylko lekko barkami, i zasmiał się, zamieniając wszystko w głupi żart.
: 27 wrz 2015, 20:33
autor: Chór Światła
Och, czyli chodziło tylko o przyjazne spotkanie. To dobrze. Widać, że jak zwykle za bardzo się martwił. Na jego pięknym pysku, zagościł miły uśmiech
– To prawda, trochę się widzieliśmy. Jesteś już mojego wzrostu. – Pamiętał to dziwne spotkanie. Tego małego, czarnego pisklaka. I jak Kiara chciała się na niego rzucić. Cóż, było to słuszne, zachowanie Koszmarnego, wtedy jeszcze Kravsaxa było dość dziwne. No, ale wydoroślał w pozytywnym sensie. Nie tylko wygląd, ale i zachowanie mu się zmieniło. Teraz jego zachowanie ponowie, niczym takiego dnia, zaskoczyło Subtelnego. Trochę speszył się na to dziwne wyznanie. Nooo, wiedział że miał miękin futerko, i że było bardzo fajne w dotyku, no ale... ten teges.... Nie przepadał zbytnio za byciem dotykanym, dziwnie się wtedy zachowywał. Do tego, co Kravsax miał na myśli? Czyżby czuł coś do różowookiego? Tak się nie godzi! Powinien szybko o tym zapomnieć, bo ktoś jeszcze będzie wytykał czarnego smoka pazurem. A za nic w świecie Subtelny tego nie chciał. Znał go jako miłego, zabawnego, dość inteligentnego i zręcznego smoka. Samica która którą wybierze będzie miała z nim dobrze. Ech, przez tą rozmowę z Kiarą zaczął częściej myśleć o tych sprawach. No i musiał stwierdzić, że bycie z Koszmarnym było by zabawne. Zbeształ się w głowie za takie myśli, i speszył się jeszcze bardziej. Przez to wziął żart Koszmara zupełnie na poważnie, niczym jaką poważną decyzję.
– Cóż, jak chcesz dotknąć to nie ma problemu, nic się nie stanie... – Powiedział odwracając głowę, by ukryć swoją zakłopotaną minę. Jak dobrze że smoki nie potrafią się rumienić.
: 27 wrz 2015, 20:44
autor: Wirtuoz Iluzji
Cóż, Koszmarny chyba szybciej dorósł bo jednak rzeczywiście był jego wielkości, i tak było dobrze, nie chciał być mniejszy. Zauważył, że Nixlun coraz bardziej peszy się tym co on robi. Z taką myśla zbliżył się do niego, z podniesioną łapą. Przejechał, łapą z góry szyi gdzieś do połowy jednym, długim płynnym ruchem. Bardzo miękkie. Z myślą, o zabawieniu się kosztem tego smoka posunął się o krok dalej. Jakże przyjemne było peszenie smoków, i sprawianie im.. Właśnie czego? Nie pamiętał jak dokładnie to się nazywało, ale to była złośliwość. Przysunął się o krok bliżej, i lekko liznął go po policzku. Uśmiechnął się szeroko. On teraz pewnie przeżywa wewnętrzny szok, i taką falę wstydu, lub czegoś tam... Kravsax mimowolnie się cicho roześmiał, co mogło zostać odebrane inaczej. W sumie tak myśląc, zabawnie by wyglądała para złożona z niego i Nixluna. Czarny smok, i różowy dosyć mocny kontrast.
– Ano, urosłem nawet sporo. Trochę cię dogoniłem. – Przekrzywił łeb, dalej się szeroko uśmiechając i myśląc: "Ucieknie, nie ucieknie, rzuci się, nie rzuci się, lub zrobi coś... Innego..?"
: 28 wrz 2015, 17:24
autor: Chór Światła
Cóż, nie dało się ukryć że było to na swój sposób przyjemne, ale nie umniejszało to faktu że Nix nie przepadał za dotykiem. Mimo to, prawie zamruczał na dotyk samca. Doprawdy, ten różowy królik miał zbyt czułe ciało. Nagle lepki jęzor śmiał dotknąć jego pyszczka. Koszmarny prawidłowo odgadł emocje, jakie pojawiły się w pięknym łebku. Za to w jego wnętrzu gościła istna burza. Subtelny naprawdę nie rozumiał Z jakiegoś powodu różowooki od dziecka miał coś takiego, że te wszystkie smocze gesty, typu liźnięcia na przywitanie czy tarcie bokiem były dla niego dość niekomfortowe. Nie podejrzewał by Kravsaxa o sadyzm, ale co innego mogło by to być? Czyżby ten czarny samiec nie był w stanie kontrolować swoich emocji.
– Emmm, dobra, wystarczy. – Powiedział, lekko się odsuwając. – To... ehm, o czym chciałeś porozmawiać? – Była to ewidentna próba zmienienia tematu, a dokładnie mówiąc, powstrzymanie jego przyjaciela od brnięcia w to... czymkolwiek to coś jest.
: 28 wrz 2015, 23:12
autor: Wirtuoz Iluzji
–Hm? – Mruknął, i przysunął się bliżej. Chociaż był duży, to jednak nieznacznie mniejszy od niego. Przysunął się jeszcze kawałek, lekko opierając się bokiem o niego. Zbliżył swój pyszczek do niego. Leciutko potarł, jeszcze trochę mokry jego polik swoik nosem.
– Nix... – Zaczął, dając mu czas, by mógł zapytać "co?", lub w innej formie. Trochę podbudował emocje, i napięcie jakie tam panowało. Przedłużył trochę sylabę, mrucząc cicho. Prawą łapą, sięgnął do jego grzywy, przeczesując ją powoli, i dokładnie. Była bardzo miękka. Już zaraz mu powie. To ta chwila, ten moment.
– Jesteś... Bardzo ładny. – Skończył z lekkim uśmieszkiem, nie złośliwyk nie maskującym złośliwość. Teraz mówił całkiem serio. I w żadnym wypadku nie żartował
: 30 wrz 2015, 19:24
autor: Chór Światła
Nixlun nie mógł pojąć co jego przyjaciel wyprawia. Miał pewną nadzieję że ten . Nic by się nie stało gdyby dotkną grzywę różowego, mógł na tym zaprzestać. A ten nie, zaczął wyczyniać coraz bardziej krępujące i nietypowe rzeczy. Widząc złośliwość w jego wcześniejszym zachowaniu odrzucił pomysł, aby było spowodowane to miłością. A przynajmniej miał taką nadzieję. Mimo wszystko, Krav był dla niego przyjacielem, aż i nikim więcej. Co prawda różowooki stwierdził że wizja partnerstwa z nim mogła być zabawna, ale nie dla niego. Miał wrażenie, że było to niestosowane w takim samym stopniu, jakby zaczął interesować się Kiarą. Tak więc miał nadzieję, że to wsyzstko okarze się sadystycznym żartem ze strony młodszego samca.
– Co? – Zapytał tak jak czarny oczekiwał, zastanawiając się co oznacza przeciągnięcie jego imienia. Z jakiegoś powodu znowu poczuł przyjemne uczucie, jakim był dotyk koszmarnego. A ten komplement...
Dobra, dość tego. To zaszło już stanowczo za daleko. Nie ważne czy to przez pożądanie, czy cokolwiek tak buzowało we łbie i ciele tego dorastającego samca. Może i Subtelny nie wiedział o istnieniu hormonów, ale rozumiał że dorastające, męskie smoki zachowują się dość... nieobliczalne. Głównie szukają sposobu na upust swoich pragnień, nawet jeżeli są one dość niebezpieczne. Słowo i Kiara powinni dziękować bogom że Nixlun przeszedł ten okres bez takich problemów. A może świadczyło to o jakimś zaburzeniu w organizmie młodzieńca? Raczej nie, ale chyba jedynie Erycal mógłby mieć pewność.
Mimo swojego wyglądu, oraz łagodnego charakteru Subtelny nie był całkowicie bierną zabawką, którą od tak można się zabawiać. Nie był może najzwinniejszy, ale chyba byłby w stanie odskoczyć w takim momencie. Może nawet nie potarga sobie futra, o ile Krav nie chwyci za nie. Uznając to za stosowne, ugiął się na łapach i skoczył lekko do tyłu, jedynie o szpon od samca. Staną w pozycji gotowość, tak by zaznaczyć swoją siłę. Niewielką bo niewielką, ale siłę.
– Co. Ty. Robisz. – Zapytał, akcentując pierwszą literę każdego słowa. Właściwie to przecedził je przez zaciśnięte kły, pokazują je w całej okazałość, co trzeba zauważyć, było nietypowe. Praktycznie nigdy Subtelniak nie uciekał się to takiego pokazu stanowczość, chociaż, może to dla tego że nikt do teraz nie dawał mu powodu.
: 30 wrz 2015, 22:10
autor: Wirtuoz Iluzji
Machnął nerwowo ogonem, gdy ten odskoczył. Przysiadł, stukając raz po raz ziemię, nie wiedząc co powiedzieć. Coś jakby, w głosie Nixluna, zadziałało jak kubeł zimnej wody, na kogoś śpiącego. Nerwowo skrobał ziemię przednimi łapami, rozglądał się na boki, odddch miał szybszy. Dziwnie się czuł. Zerkał na ułamki sekundy, na tego różowego królika, z każdym spojrzeniem coraz bardziej się denerwując. Można, powiedzieć że zmniejszył się trochę poz wzrokiem Nixluna, pokazując w sumie jedno wnętrze, którego nigdy się chyba nie pozbędzie. Tego niepewnego, cichego, dziwnego i smutnego pisklaka ze środka. Oto siedział przed Nixlunem, a chwila moment może zacząłby piszczeć jak kiedyś. Emocje do niego napływały i odpływały, nie pozostając na tyle długo my mógł cokolwiek powiedzieć, szepnąć. Z rezygnowaniem, ześlizgnął się bezwładnie na ziemię, kładąc lekko na boku. Zamknął oczy. Złamał swoją przysięgę. Miał tak więcej nie zrobić! Z kącika lewego oka, pociekła mała łezka. Buzował w nim gniew i rozpacz nie pozwolając na wyodrębnienie uczuć Koszmarnego w tamtej chwili...
: 04 paź 2015, 23:02
autor: Chór Światła
Schował zęby, kiedy Koszmarny Kolec legł na ziemię. Teraz powinno być spokojnie. Rozluźnił się na ten widok, wiedząc że jego przyjaciel najpewniej nie zrobi już niczego dziwnego. A przynajmniej miał taką nadzieję.
Sytuacja jednak nie przestała być niezręczna. Kravsax wyglądał smutno, tak jakby to on został pokrzywdzony. Dobre sobie. Chociaż.... może reakcja Nixluna była zbyt agresywna? Nie znał się on na tych wszystkich sercowych sprawach, i nie potrafił zrozumieć co konkretne słowa i gesty mają znaczyć, jak na nie reagować. Wszystko było dziwne, trudne i niezrozumiałe. Kiedy czarny samiec wspomniał na początku rozmowy o różowym, miękkim futrze, to co prawda przez łeb jego właściciela przeszła myśl, że może Krav coś do niego czuje, ale przyzwolenie na dotknięcie wynikało bardziej ze stresu, a nie z zaproszenia do flirtów. Samciec miał sprawdzić czy miękkie, a potem po prostu pogadać. Nic o podłożu miłosnym. Sam Nix kochał dotykać miękkie rzeczy, ale była to miłość do wygodny, a nie osoby!
Biorąc pod uwagę, że mógł zranić swojego przyjaciela, Różowooki podszedł do niego, siadając za jego plecami, trzymając ogon pod sobą. Siedział tak, z lekko zwieszonym łbem, próbując w tym zamęcie wymyślić jakieś sensowne zdania. Niestety, nie udało mu się to. Jedyne co pozostało, to pójść na żywią, szczerze wyznać co się czuje.
– Wiesz... – Zaczął niepewnie. – To nie tak że twój dotyk mi się nie podobał. Tak naprawdę to było nawet miłe. Tak samo to co nastało potem. Jedyny szkopuł to to, że nie wiem dlaczego to zrobiłeś. To co tobą kierowało. – Wyznał szczerze, to co czuł. Miał nadzieję że jego przyjaciel zrobi tak samo.
: 04 paź 2015, 23:35
autor: Wirtuoz Iluzji
Powolutku gniew zaczął parować. Robił to bardzo powoli czas mijał. Gdy ten już wyparował, smutek też trochę znikł, choć nie do końca. Co nim kierowało, co nim kierowało.. A co niby miało kierować? Inny smok? Czy może coś innego...? Trochę nie rozumiał, wypowiedzi Nixluna. Podobało mu się to wie, bo czuł jakby ten chciał zamruczeć, a nie mógł, więc powstały wirbracje, pod skórą... Z początku chciał powiedzieć że nie wie, co nim kierowało, a dałoby to tylko, to że rozmowa albo by zdechła albo któryś z nich odleciałby, zostawiając jednego samego. Mógł jedynie odwrócić lekko łeb, popatrzeć w oczy Subtelnego, i tak jak on odpowiedzieć szczerze, bez owijania w bawełnę, bez kłamstw, bez dwuznacznych sformułowań. Sama prawda. Czysta. Krystaliczna.
– Wiesz... Chciałem powiedzieć, że nie wiem, ale to bez sensu. – Westchnął cicho. – Instynkt, albo... Coś innego, głębszego. – Mówienie szczerości naprawdę jest ciężkie. – Ale... Chyba.. To, coś... Głębszego... – Zamknął znowu oczy. – Jeżeli, ci to przeszkadza... To możesz odejść. I zostawić... Mnie, z tym samym. – Miał jednak nadzieję, że Nixlun zostanie, chociażby cichy, nie odzywając się...
: 12 paź 2015, 21:20
autor: Chór Światła
W spokoju słuchał wyjaśnień Koszmarnego Kolca, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. Instynkt? Coś jeszcze głębszego? Ale co to mogło by być? Co pchnęło by go do tego co zrobił? Nie było to chyba już takie ważne. W końcu przestał, chociaż nie było gwarancji czy znowu tego nie zrobi. Ale Nix ufał mu, i wierzył że ta sytuacja się nie powtórzy. Krav ewidentnie czuł skruchę, według Subtelnego możne nawet za bardzo.
– Nie gadaj głupot – Parskną na ostatnie słowa Koszmarnego, po czym objął ogonem ogon samca. – Przyjaciół nie zostawia się od tak. – Powiedział uśmiechając się, odwracając pysk w stronę czarnego smoka. Przyjazne różowe ślepia wydawały się patrzeć z troską na Kravsaxa. Nixlun za nic nie rozumiał całej tej sytuacji, miał wręcz istną pustkę we łbie. Jedyne co mógł teraz zrobić to siedzieć obok swojego przyjaciela i starać się dodać mu swoją obecnością otuchy. I to właśnie postanowił uczynić. Odwrócił łeb do poprzedniej pozycji, po czym spojrzał w niebo nucą delikatną, miła piosenkę.
: 12 paź 2015, 22:21
autor: Wirtuoz Iluzji
Przyjaciół? To on był jego przyjacielem? Trochę się zdziwił na te słowa, ale nie oponował. Dotyk ogona Nixluna był jakiś... Kojący. Od razu się uspokoił, i wysłuchał się w melodię. Oddychał powoli i miarowo, powoli zamykając oczy, a gdy już je zamknął, odprężył się maksymalnie, odpływając w otchłań spokoju. Jednak jedną łapą, pozostał tam i przez ten kontakt, mógł się odezwać.
– Podobno pięknie śpiewasz. Zaśpiewałbyś dla mnie? Coś ze słowami...? – Uchylił powieki, patrząc błagalnym wzrokiem, na różowego. Może spełni jego prośbę, może nie. Kto wie. Przesunął trochę ogon, lekko, bardziej owijąjąc go wokół ogona Subtelnego. Miękki. Pozostawił sobie tylko tyle. Tylko ten dotyk. I dotyk pieśni.
: 26 paź 2015, 19:36
autor: Wizja Zniszczenia
Do Doliny Rozpaczy przybyła Wizja. Czy miała co opłakiwać? Chyba nie, w końcu odejście ojca ze stada oznaczało tylko tyle, że jeszcze pomęczy się z tym staruszkiem przez resztę swojego życia. A czy to jej przeszkadzało? Jakżeby mogło! Mimo to była ciekawa nowej pozycji Jadu w Wolnych Stadach, no i nie okłamujmy się, przede wszystkim osiągnęła odpowiedni wiek, aby w końcu poznać tajniki mistrzostwa z zakresu ataku. Walki jej szły, ona sama się dość dobrze rozwijała, więc nie widziała problemu, by nieco pogadać ze staruszkiem i przy okazji nauczyć się paru nowych sztuczek. Czarnołuska, kolczasta samica wylądowała z hukiem, który rozniósł się echem po dolinie, a sama zaryczała donośnie, kierując swój głos w kierunku Wyspy na Zimnym Jeziorze. No...zobaczymy jak tam się rodziciel miewa.
: 28 paź 2015, 17:45
autor: Jad Duszy
Słysząc ryk córki wyruszył na jej spotkanie. Bez pospiechu, ale jednak. leciał powoli, by wylądować przed Wizją Zniszczenia. Szczerze mówiąc dawno jej nie widział. teraz jego złote ślepia jak zwykle zalśniły kpiącym rozbawieniem, a on sam skinął Wizji łbem na przywitanie.
– Jak ma się Ogień? – Zagadnął. Tylko z Runa nie udało mu się jeszcze spotkać. Zabawne, że to ze swoim dawnym stadem miał najwięcej "problemów". najwidoczniej jednak runa była czymś zbyt zajęta. Oczywiście nie sadził również, aby Zniszczenie wezwała go tu na zwykła pogawędkę ojca i córki. Chyba byli do siebie zbyt podobni, aby miał w coś takiego wierzyć.