A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 3| P: 2| A: 1
U: Skr,Śl: 1| B,S,Pł,A,O,MO,MA,M: 2| K,W: 3| MP,Lecz: 4
Atuty: Szczęściarz; Kruszyna; Konsyliarz; Wybraniec bogów
Przyglądała się w milczeniu chwili, w której centaur zdobył się na zaufanie. I chociaż nie okazywała po sobie wielu emocji, serce krajało się jej, gdy mężczyzna wypił napar, zachwiał się lekko, a upadając posłał im przeciągłe spojrzenie.
Ono również nie było zabarwione niczym konkretnym, a jednak Azyl Zabłąkanych odnosiła wrażenie, iż jest przesiąknięte oskarżeniem. Czuła się wręcz potwornie z myślą, iż nie powiedziała mu całej prawdy – nawet, jeśli działała dla większego dobra, w jej umyśle wciąż kołatała się myśl, iż w jakiś sposób oszukała istotę. Chmiel uśmierza ból, ponieważ usypia.
Gdy tylko zwierzę upadło, podbiegła do niego i przysiadła przy samcu, a jej spojrzenie wyrażało jedynie troskę. Delikatnie odsunęła jego dłonie od twarzy, które uniemożliwiały jej dostanie się do zranionego, mocno krwawiącego gardła.
Obok niej pojawiły się zioła i miseczki, a Uzdrowicielka bez chwili wahania sięgnęła po babkę lancetowatą i zgniotła jej liście w łapach, nakładając je na każdą z ran. Sięgnęła po miseczkę i włożyła do niej liście jemioły, ważąc z niej gęsty napar. Gdy po kilku minutach był on gotowy, podzieliła go na cztery części. Jedną z nich rozsmarowała na poważniejszych ranach, a potem delikatnie uniosła głowę centaura, przysuwając mu kolejno trzy maleńkie miseczki, w których znajdowały się pozostałe części wywaru. Pilnowała cierpliwie, by stworzenie powoli wypiło całość, podając na tyle małe dawki, by mężczyzna nie dławił się i nie zachłysnął.
Gdy skończyła, zgniotła w łapach liście nawłoci pospolitej i zastąpiła nią opatrunki z babki lancetowatej na grzbiecie, udzie oraz gardle.
Ostatnim ziołem, z jakiego skorzystała, był lubczyk. Z niego również stworzyła napar, ten jednak był wyjątkowo gorący. Postawiła miseczkę przy głowie mężczyzny i pomogła mu ustawić się tak, by inhalacja była łatwiejsza. Wkrótce ta dobiegła końca, a wywar przestygł – dodała więc do niego odrobinę miodu i znów podała centaurowi, pomagając mu go wypić.
Odetchnęła cicho, odstawiając wszystkie narzędzia na bok.
– Nie bój się – szepnęła, a słowa były skierowane jedynie do leżącego przy niej mężczyzny. Nie wiedziała, czy znał maddarę – jednak nawet, jeśli posiadał o niej pojęcie, jego reakcja mogła być bardzo gwałtowna. – Uleczę cię.
A potem wyciągnęła łapę, z lekkim wahaniem przykładając ją do klatki piersiowej istoty. Przymknęła lekko ślepia, a wiązki maddary utworzyły splot, który uniemożliwiał im obu gwałtowne poruszanie się. Nie dotykał on ciała centaura ani jej w żaden sposób – istniał jednak, nie pozwalał, by proces leczenia został przerwany. Drobny, niewidoczny, póki samiec nie zdecyduje się gwałtownie wstać czy wierzgać.
Dopiero potem wysłała delikatny impuls, dzięki któremu lepiej poznała obrażenia na ciele centaura.
Z początku zajęła się usuwaniem z ran tego, co mogło wywołać infekcję i zakażenia. Pozbyła się ciał obcych i brudu, bakterii i krwi, której świeże i zaschnięte warstwy broczyły ciało i futro mężczyzny. Zamknęła ostrożnie naczynia krwionośne, dbając, by ich ścianki były elastyczne i wytrzymałe.
Potem, tak jak zawsze, regenerowała całość, poczynając od najgłębszych części ran.
Naprawiała powoli naruszone mięśnie, przywracając im giętkość, elastyczność i wysoką sprawność. Wszystko to trwało o wiele dłużej, gdy z każdym kolejnym impulsem, każdą kolejną magiczną wiązką poznawała coś, co wcześniej było dla niej zupełnie czymś obcym i nieznanym. Poznawała układ mięśni, żył i płuc, kości i nerwów. Wypełniała ciało, tworząc od podstaw połączenia żył i komórek, wzorując się na tym, co pozostawało zdrowe i nienaruszone, a każdy kolejny szczegół jedynie pobudzał jej wyobraźnię, wzmacniał fascynację.
Powoli i dokładnie zajęła się tętnicą szyjną, której jedna ze ścian została naruszona, a także tchawicą – pomagając sobie zdrowymi częściami, regenerowała pozostałe i przywracała je do poprzedniego stanu, kilka razy upewniając się, czy każda z nich działa tak, jak powinna.
Nawet coś tak pozornie łatwego i małego, jak skóra, u innej istoty wymagało dokładnych studiów poszczególnych układów. Powoli uzupełniała ją o gruczoły i nerwy, regenerując kolejne płaty, pokrywając nimi kolejne rany.
Wygładziła naskórek, a impuls maddary wystarczył, by pobudzić futro i włosy do odpowiedniego wzrostu.
Oderwała łapę, a wszelkie połączenia maddary pomiędzy ciałami dwójki zniknęły – i również wiązki, które miały zabezpieczyć ich oboje przed próbą ucieczki, ulotniły się. Spojrzała na twarz mężczyzny, a w jej ślepiach błyszczały iskierki.
Nigdy nie sądziła, że będzie jej dane leczyć centaura.
Nie mogła wręcz uwierzyć, że to ją spotkał ten rodzaj zaszczytu i wyzwania jednocześnie.
Odsunęła się powoli, spoglądając z niepewnością na rany.
Licznik słów: 697
So I am far away from place
Where I’ve been all my story
I am just next to the moon
Not much of what I had is near me too
My past life’s behind a day
And I can feel, I can feel on my face
How life evolves and is changing right now

A T U T Y:
Szczęściarz – w przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) atut daje automatyczny 1 sukces.
Kruszyna – smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.
Konsyliarz – smok lecząc z pomocą co najmniej minimalnej ilości ziół ma -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran.
Uwielbiam proste przyjemności, to ostatni azyl dla ludzi skomplikowanych.
P O S I A D A N E:
K : – – –
M: 0/4 mięsa
O: 0/4 owoców
I: naszyjnik z szafirem od centaura, dwa bażancie pióra wczepiona za lewe ucho od Dzikiego Agrestu, wianek z jaśminu od Chłodnego Obrońcy,