A: S: 2| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: M,MP,Kż,Skr,Śl,B,L,S,Pł,A,O,W: 1
Atuty: Silna; Oporny magik
// Tu odbędzie się tylko króciutki samodzielny trening, nic nie mający do waszej fabuły ^^
Skamieniała Łuska postanowiła wybrać się na spacer. Chciała znaleźć jakieś piękne miejsce do potrenowania. Przyczłapała całkiem szybkim truchtem, ledwo widocznie machając łbem w rytm śpiewu ptaków. Prawa, lewa, prawa, lewa. Była w wyśmienitym humorze. Gdy przystanęła i się rozejrzała, ujrzała nic innego jak tak zwany Diamentowy Strumień. Zaciekawiona w kilka uderzeń serca była już przy strumyku.
Jak urzeczona patrzyła na płynącą wodę. Stała tuż przy strumieniu, niemalże na początku do niego nie wpadając. Z zaintrygowaniem obserwowała nurt. Piękne przeszło jej przez myśl Jest tak czysta... jak jakiś kamień szlachetny, najszlachetniejszy z najszlachetniejszych!
Gdy tylko odezwała wzrok od tego nadzwyczaj czystego zjawiska natury, przypomniała sobie powód, który przeprowadził tu jej łapy. No tak, jakżesz mogła zapomnieć! Ulepszenie swojej jednej z ulubionych czynności – biegu.
Znacznie się oddaliła od płynącej tuż njeopodal wody, stojąc na wyprostowanych łapach. Najpierw przydałoby się jakaś rozgrzewka... dobry pomysł. Przyciskając skrzydła ciasno do ciała, a ogon unosząc tuż nad ziemią, zaczęła powoli przyciągać dwie łapy do ciała i je z powrotem klas na ziemi. Trochę jak bieg w miejscu. Zaczęła niespiesznie, przyciągając przednią lewą i tylną prawą do swego futrzastego ciała, a następnie przednią prawą prawą tylną lewą. Zrobiła tak gdzieś około dwudziestu razy, potem biorąc wyższy level i przyspieszając. Oddychała równo – gdy przednia lewa i tylna prawa były w górze brała wdech, a gdy przeciwne łapy były w przyciągane, wypuszczała powietrze. Zrobiła znów znów tyle samo razy ćwiczenie, i jak można się było spodziewać, nabrała szybszego tempa. Po wykonaniu sześćdziesięciu razy tego ćwiczenia, padła na miękką, zieloniutką trawkę, odpoczywając na leżąco. Miło leżało się na ziemi, jednakże nie minęło mnóstwo czasu, a ona już przygotowywała się do kolejnego zadania wymyślonego zaledwie przed chwilą.
Stanęła w podobnym miejscu co wcześniej, uginając najpierw przednie, a potem tylne łapy. Zamachała ogonem, trzymając go przy podłożu, jednakże nie ośmielając się go trzymać wyżej. Nie chciała się przewrócić. Lekko pochyliła łeb. Na pysku wykwitł całkiem spory wyszczerz. Podobało jej się następne ćwiczenie: biec jak tylko najszybciej można! Wystartowała, gnając przed siebie coraz szybciej i szybciej. To cudowne uczucie, gdy podczas szalonego biegu do mety – którą był jakiś niewielki krzaczek – wicher spływa gwoim po futrzastym ciele, dając chociaż chwilę schłodzenia, a ty, szczęśliwy, zapominasz o wszelkich drobnostkach i poważnych problemach, ciesząc się chwilą wytchnienia. Skała właśnie to czuła. Chociaż, trzeba przyznać, samica nie miewała póki co żadnych poważnych problemów. No, chyba że potajemny strach przed zbliżającą się z każdym dniem smokobójczą mgłą się do nich zalicza. Błękitno-białofutra miała niczego sobie wytrzymałość (ale mogła mieć większą, gdyby tylko chciała, ale wcale nie chciala), jednak nawet ona musiała się przecież zmęczyć. Dobiegła do mety, rzucając się na trawy i inne małe roślinki, niespecjalnie, ale prawdopodobnie miażdżąc jakieś bogom ducha winne niewielkie kwiatki, które ledwo co zdążyły zakiełkować. Tym razem zmęczyła się bardziej niż przedtem. A przecież czekało ją jeszcze jedno zadanie! Gdy trochę zregenerowała swe siły, zajęła się szukaniem gałązek i skałek. Znalazła parę gałęzi i postawiła je na początku i końcu polany, ale zostawiła tyle miejsca pomiędzy drzewami a gałązkami, aby się zmieściła podczas skręcania. Bo oczywiście nadszedł czas na skręty!
Ustawiła się pośrodku tego skrawka terenu, ponownie ustawiając się do biegu. Robiła to już prawie mechaniczne, bowiem jej ojciec miał rację – po wielu próbach części ciała same wiedziały, jakie mają zająć miejsce. Wystarczyło raptem polecenie wydane przez umysł, jedno słowo. "Bieg!" mówił mózg i już głowa była leciutko pochylona, ogon zakończony śnieżnobiałym futrem unosił się w powietrzu nawet nie dotykając ziemi, skrzydła nie miały prawa ani trochę odstawać od ciała, łapy zgięte, napięte i gotowe do nagłego ruszenia przed siebie. To nie trwało długo, więc nic w tym zaskakującego, iż samica po chwili wystrzeliła przed siebie jak strzała, pamiętając o prawidłowym oddychaniu. Potem, gdy była tuż przed gałęzią, pazury zahaczały o trawę wyrywając parę kępek roślin, przemieszczając po łuku jej ciało. W podobny łuk wygięła grzbiet, po chwili biegnąc już ku drugiej przeszkodzie. Gdy była blisko, znów wbiła szare pazury w ziemię, robiąc zgrabny obrót wokół przeszkody. Znów biegła przed siebie, robiąc pierwsze okrążenie. Trochę zwolniła, utrzymując takie samo średnie tempo. Zrobiła jeszcze kilka, kilkanaście okrążeń, co jakiś czas zwalniając. W końcu zaczęła głośno dyszeć, czując coraz większe przemęczenie. Dobiegła więc do miejsca, z którego wystartowała. Zadowolona z siebie upadła w trawę, z radością patrząc w niebo. Słońce niedługo miało chylić się ku zachodowi. Przez jeszcze całkiem długi czas odpoczywała wsłuchując się w szum strumyka. Wesoło machała ogonem, patrząc w chmury. O dziwo wcale jej się nie nudziło.
Wreszcie postanowiła zakończyć ten wspaniały wypad nad strumyk, rozciągając się i ziewając. Czas coś przekąsić, zdrzemnąć się i późnym wieczorem pooglądać gwiazdy! Skamkeniała Łuska rzadko kiedy spędzała tak udane dzień, a ten był wyjątkowo udany. Nieczęsto też oglądała gwiazdy nocą, ale tego niezwykłego dnia chciała zrobić wyjątek.
zt
***
Wstała wczesnym rankiem, idąc w jedno ze swoich bardziej lubianych miejsc. Skała przybyła tu znowu, mając nadzieję, iż chociaż jeszcze jeden raz ujrzy magiczny i przyciągający wzrok strumień. Nie pomyliła ścieżek, nadal tam był – skąpany w porannym słońcu równie piękny, co wieczorem. Podbiegła nad strumień błyszczący jak najcenniejszy diament. Diamentowy Strumień. Nic dziwnego, że tak nazwano ten skrawek Bliźniaczych Skał.
Trututum, czas na trening! Kucając, schyliła łeb ku dołowi, ogon podnosząc o łuskę nad ziemią. Skrzydła mocno przycisnęła do tułowia. Czekała tak na niesłyszalny sygnał, nagle wybijając się ku górze, i tak oto wykonując skok. Tuż przed uderzeniem w ziemię lekko zgięła łapy, chcąc zamortyzować upadek. No, może nie tak od razu upadek. Znów przybrała tą samą postawę, pamiętając o łbie, skrzydłach, ogonie, łapach. Mocniej odbijając się od ziemi, znów poleciała w górę, trochę wyżej niż przedtem, pamiętając o amortyzacji przy opadaniu.
Potem zaczęła robić znacznie mniejsze skoki, czy raczej podskoki. Polegało to na lekkim zgięciu łap, nieznacznym pochyleniu łba, dokładnym przyciśnięciu skrzydeł do ciała, oraz o całkiem swobodnie unoszącym się tuż nas ziemią ogonie. Łapy będąc przy ziemi, od razu wybijały się w górę, w powietrzu była raptem ze dwa, no, może trzy uderzenia serca, chyba że wybijała się trochę mocniej, to oczywiście była w locie dłużej. Jednak starała się robić takie same skoki, na większe przyjdzie czas w następnym zadaniu.
Najwyższy czas na dłuższe wybicia! Stanęła na środku polany, z przyzwyczajenia łeb ustawiając na tej samej linii co grzbiet, lekko przyciskając swe niewielkie uszy do łba, aby przez nie nie tracić rozpędu. Łapy, wiadomo, ugięte i napięte, w każdej chwili gotowe do uwolnienia energii i popchnięcia całego ciała w przód. Puszysty ogon tuż nad podłożem. Skrzydła złożone, ciasno ułożone wzdłuż tułowia. Przenosząc ciężar szczególnie na uda, wybiła się przed siebie. Znalazła się o całkiem długi odcinek dalej od miejsca, z którego wyskoczyła, ale mistrzostwo to to na pewno nie było. Paręnaście razy jeszcze raz ustawiła się tak samo jak powyżej, raz skacząc dalej, a raz bliżej. Gdy oddech i serce trochę przyspieszyły, przyszła chwila wytchnienia. Położyła się na trawie, czekając, aż zdoła uspokoić pędzące narządy wewnętrzne. Nie zamierzała dawać sobie zbytniego wycisku, chciała tylko trochę się podszkolić w tej umiejętności. Według Skamieniałej takie ćwiczenia zdecydowanie wystarczyły. Po paru chwilach rzuciła jeszcze jedno wesołe spojrzenie na strumyk, powoli wracając do swojej groty.
Zt
Licznik słów: 1189
–>Czaszka Brutusa oficjalnie trafiła do kolekcji Upiornego Rytuału<–
audaces fortuna iuvat
₪₪₪ Virtus ₪₪₪
₪ Silna ₪
₪ Oporny Magik ₪
+1 ST na ataki czarodziejów
₪₪₪ Res ₪₪₪
₪ 0/4 mięsa ₪
₪ lapis: nefryt, diament ₪
#ddc726
#1765a3
głos