Strona 13 z 39
: 11 mar 2016, 11:41
autor: Poszukiwacz Kości
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Istniało coraz większe ryzyko że wkrótce tereny wspólne przestaną nadawać się do użytku. Właśnie dlatego, mając być może ostatnią okazję na ich zwiedzenie, wojownik wylądował tutaj. Nie wiązał z tym miejscem dobrych wspomnień, a jednak znał je po prostu na tyle dobrze, że to właśnie tutaj chciał odpocząć, wziąć łyk chłodnej wody z strumienia.. A no tak, woda zamarzła. W takim razie, po prostu się rozejrzeć.
Duma była w stanie go zauważyć zanim mu przyszło porozglądać się czy jest tu ktoś obecny. A smok którego zauważyła był czarny – to na pewno! Niski, o szczupłej sylwetce. Pokryty niemalże w całości futrem, oprócz szyi i brzucha, gdzie ich miejsce zastąpił szereg szarych łusek. Najbardziej jednak zauważalny był brak lewej łapy, którym smok wydawał się nie przejmować.
Wojownik obrócił się w bok, dopiero po chwili zauważając młodą samiczkę (albo samca?) w pobliżu. Nie mógł przyjąć jak już na początku nie zdołał jej zauważyć. Czym prędzej więc zwrócił się w stronę nieznajomej, podejmując kontakt.
–
O, nie zauważyłem cię tu wcześniej! – Zawołał w jej stronę, mówiąc to co od razu mu przyszło do łba.
–
Też zwiedzasz wspólne tereny, czy na kogoś czekasz? – Zapytał, przekręcając łeb nieznacznie w bok. Nie było powodu dla którego miałby być nieuprzejmy, a również dzięki temu, miał okazję dowiedzieć się nieco więcej o przypadkowo spotkanej przez niego osobie.
: 11 mar 2016, 13:26
autor: Melodia Ciał
Spojrzała wymownie na przybyłego tu gada, po czym wstała i podeszła bliżej. Nie było w niej nieufności, a choć nie była wciaż jeszcze wyszkolona w walce, to nie obawiała sie spotkań z obcymi. Samica strzepała z siebie resztki śniegu po czym teatralnie westchnęła
– Szukam kogoś, kogokolwiek kto mógłby nauczyć mnie jak sie śledzi zwierzynę podczas polowania. Umiesz śledzić ? – spytała nie oczekując innej odpowiedzi. Wciąż pozostawała pewna siebie i beznamiętna, jakby przy każdym uśmiechu posłanym do innego smoka miała jej spaść korona z głowy.
: 11 mar 2016, 15:53
autor: Poszukiwacz Kości
Z zastanowieniem spojrzał na swojego rozmówcę. Mógł przewidzieć taki obrót spraw, ale mimo wszystko poczuł się zaskoczony. Nieznana mu samiczka doskonale wiedziała po co tu jest i widocznie aktywnie szukała kogoś kto by jej pomógł. Mimo że już przeprowadzał innym młodym smokom naukę właśnie w takich okolicznościach, wciąż nie potrafił się przyzwyczaić co do takiego sposobu pozyskania umiejętności.
– Umiem. – Odpowiedział twierdząco Poszukiwacz. Przez chwilę się nie odzywał, nie zdradzając ku temu powodu. Dopiero po pewnym czasie ponownie się odezwał:
– Jak zapewne wiesz, śledzenie to umiejętność odnajdowania i identyfikowania tropów w celu odnalezienia zwierzyny do której ślady należą. To także umiejętne podążanie za znalezionymi tropami. – Wyjaśnił na wszelki wypadek, po czym spojrzał na prawo gdzie można było dostrzec odciski pozostawione na śniegu przez jakieś zwierzę!
Ich kształt wyglądał niecodziennie. Dwie kropki w pionie, a nad nimi dwie nieco bardziej podłużne ślady w poziomie. Zapach był świeży i jeżeli Duma czuła go kiedykolwiek wcześniej, mogła łatwo odgadnąć.
– Po swojej lewej możesz ujrzeć ślady pozostawione przez jakieś zwierzę. Zwróć uwagę na niemal niezmienny kształt w jakim występują odciski na śniegu. Do jakiego zwierzęcia mogą należeć te ślady – Zapytał, będąc ciekaw co mu odpowie.
: 11 mar 2016, 23:34
autor: Melodia Ciał
Podeszła do śladów, uważając by ich nie zniszczyć i zaczęła je oglądać. Nie była pewna na sto procent, ale postanowiła powiedziec to co się jej wydawało:
– uważam ze to jest ślad dzika. Zastanawiałam się nad sarną, ale nie mogę powiedzieć bym była pewna co do tej drugiej opcji, dlatego stawiam na dzika właśnie – powiedziała wciaż nie spuszczając wzroku z tropów.
//przepraszam że tak krótko
: 12 mar 2016, 3:40
autor: Poszukiwacz Kości
Wojownik przecząco pokręcił łbem.
–
Oj, gdyby dzik miał swoje racice tak małe, to nawet wtedy nie mam pojęcia jak mógłby je w taki sposób stawiać. – Zażartował, po czym odchrząknął i wrócił do nauki. –
Popatrz na to. – Polecił, a po chwili na śniegu obok wcześniejszych śladów, pojawiły się kolejne, ale zupełnie inne. Przede wszystkim większe i głębsze. Dawały wrażenie, że ich właściciel musiał ważyć dużo więcej od zwierzęcia które pozostawiło swoje ślady wcześniej. Również, w odróżnieniu od pierwszego tropu, tutaj szyk w jakim pozostawione były odciski w śniegu był zupełnie inny.
Klik
–
Tak wyglądają ślady dzika. To dość spora różnica, zwłaszcza w ciężarze między oba zwierzętami. Łatwo to wywnioskować już po samych śladów. – Wyjaśnił, po czym podszedł bliżej śladów które stworzył na początku i przysiadł na śniegu by pokazać je łapą i móc zwrócić uwagę smoczycy.
Klik
–
I jak teraz myślisz? Czy znasz zwierzę które mogło zostawić takie ślady? – Zapytał raz jeszcze, dając drugą szansę. Nawet jeśli źle odpowie, i tak przejdą do kolejnych rzeczy. W końcu to tylko podstawy, a podstawą jest odróżniać najbardziej pospolite ślady od siebie. Sama sztuka tropienia była najistotniejsza, ale wszystko ma swoją kolejność w nauce.
: 12 mar 2016, 10:37
autor: Melodia Ciał
// A żle sobie wyobraziłam te ślady, myślałam że chodzi o ślady racic, które zostawiają ślad przypominający właśnie dwie małe kropki i dłuższy przód, ale jak widzę zdjęcia to już wiem że nie o to chodziło ;)
Samiczka pewnie klepnęłaby się w łeb łapą gdyby była innym smokiem , ale że była sobą to tylko zerknęła dokładniej na oba typy śladów i udając że nic się nie stało poprawiła się.
– Więc to jest ślad dzika, tak ? Ale jak tak patrzę na te starsze ślady to myślę że należą do jakiegoś małego zwierzątka. Myślę że to zając, tak to zając.– powiedziała, przypatrując się obu tropom aby je sobie dobrze wyryć w pamięci i nigdy więcej się nie pomylić.
: 15 mar 2016, 12:39
autor: Poszukiwacz Kości
//Króciutko dziś, po części dlatego że choruje i ciężko mi wymyślić więcej. D:
Poszukiwacz skinął łbem z aprobatą.
– Dokładnie. Odciski pozostawione na śniegu czy po prostu podłożu są jednym z najlepszych informacji jakie może zostawić po sobie zwierzę. Zając podczas poruszania najpierw ląduje na przednich łapach, a później dostawia tylne. W dodatku swoje przednie łapy nigdy nie stawia obok siebie, stąd tak nietypowe ułożenie śladów. – Wyjaśnił przy okazji.
– Ale to tylko jeden ze sposobów śledzenia. Jakie jeszcze inne tropy mogą świadczyć o obecności zwierzyny? Co może pomóc w jej wytropieniu? – Zapytał, chcąc zobaczyć co ciekawego wymyśli samica. W tym samym czasie, czarny smok spojrzał w na drugą stronę, szukając rzeczy ciekawych do omówienia, jeśli jakieś oczywiście były. No.. Po co używać maddary skoro można znaleźć coś samemu?
: 15 mar 2016, 19:15
autor: Melodia Ciał
Pomyślała dosć długą chwilę, a kiedy wymyśliła to dopiero się odezwała:
-Myślę że jak duże zwierze idzie lasem to oprócz tego, że zostawia na ziemi odciski łap, albo kopyt, to może jeszcze łamać krzewy, gałęzie i tak dalej, a jak położy się w wysokiej trawie to tak jak smok, może ją wygnieść, albo śnieg, też może powstać wgłębienie. Niektóre zwierzęta podobno ocierają sie o drzewa albo ostrzą na nich pazury, to wtedy kora powinna być podrapana. Małe zwierzaczki jak wiewiórka ale jej raczej nie będziemy tropić...chociaż zaczekaj, po innych także zostają resztki jedzenia, na przykład szkielet zjedzonego bażanta po lisie, albo łuski jakiś orzechów po innych zwierzakach. Sądzę też że kiedy stwór będzie ranny to szczególnie na śniegu zostawi plamy szkarłatnej krwi...A z takich śladów jakich nie chciałabym osobiście znaleźć bo są bardzo nieestetyczne, to mogą być odchody, im są świeższe tym większe prawdopodobieństwo że zwierz niedawno tędy przechodził– powiedziała otrzepując się z obrzydzenia. No łowcą to ona być nie mogła choćby nie wiem co...
: 16 mar 2016, 10:09
autor: Poszukiwacz Kości
Po raz kolejny skinął łbem co tutaj uczynił kilkakrotnie. Bardzo mu się podobała je wypowiedź, chodź nie była całkowicie pełna. Z drugiej strony jednak, kto by omówił absolutnie wszystko, w dodatku w podstawach ze śledzenia?
Był jednak jeden fakt, który może był po prostu zbyt oczywisty dla samiczki, ale najpierw..
– Zazwyczaj odchody towarzyszą innym śladom, ale są bardzo przydatnym źródłem informacji o zwierzęciu które szukasz. To dotyczy nie tylko zwierzynę, ale także mało inteligentne istoty których obecność trudno przeoczyć właśnie chociażby na to. – Zwrócił uwagę, po czym jeszcze dodał:
– A poza tym to dobrze. Chodź pominęłaś jedną czy dwie oczywiste sprawy. – Stwierdził, po czym wstał ze śniegu i odwrócił się w stronę na którą wcześniej spoglądał.
Między pojedynczymi drzewkami rozpościerały się ślady które zdawały oddalać się od Diamentowego Strumienia. Duma mogła wyraźnie poczuć zapach dużego zwierza. Nie był to najprzyjemniejszy zapach, z całą pewnością można było stwierdzić że zwierze było stare.
– Znasz już te ślady, teraz za ich pomocą wytrop dzika zastanawiając się w jaki jeszcze sposób możesz odnaleźć zwierzynę. – Polecił jej, czekając aż ruszy by móc podążyć za nią i ocenić jak sobie radzi.
: 29 mar 2016, 9:30
autor: Melodia Ciał
Spostrzegła ślady dzika, a skoro trop znajdował się na sniegu to ułatwiało jej to nieco sprawę. Ruszyła powoli za sladami, starając się ich nie zniszczyc, bo przecież nie chciała sama sobie utrudniać poszukiwań. Jej kroki były ciche, samica starała sie nie spłoszyć tego stworzenia które właśnie tropiła bo to jedna z gorszych rzeczy jaka mogła się jej zdarzyć na polowaniu. Samica starała się podążyc za odciskami racic na śniegu, rozgladając sie jednocześnie za jakimiś innymi oznakami bytności dzika w tych stronach. Dziki raczej nie zostawiały podartej kory na drzewach, ale połamane krzewy czy wygnieciony śnieg tam gdzie zwierz odpoczywał mogły posłużyć za wskazówki. Oczywiście oprócz wzroku, smoczyca starała sie używać nosa. Wciagała w nozdrza masy powietrza, starając się wyróżnić pośród zapachów budzącego się bardzo powoli do życia lasu, zapach starego zwierzaka a konkretnie dzika. Wyczuwała go wyraźnie i starała się go nie zgubić.
Używała również uszu choć wątpiła że słuch się jej przyda, ale kto wie...Każdy zmysł był istotny.
: 11 kwie 2016, 19:35
autor: Poszukiwacz Kości
W czasie gdy Duma podążała za śladami, starając się przy tym kroczyć cicho, również i Poszukiwacz powoli podążał za nią. I on przykładał uwagę do tego jak kroczy, nie chcąc zaburzyć spokoju nad którym powinna panować adeptka. Przyglądał jej się by widzieć w jaki sposób wykorzystuje ślady które już posiada, w jaki sposób pozostaje czujna, a także jak chodzi. Wszystko było w należytym porządku, mniej więcej.
– Nie musisz aż tak pilnie węszyć w powietrzu. Ślady racic na śniegu to bardzo obiecujący trop gdy towarzyszy im woń. Taka kolejność rzeczy oznacza, że trop jest świeży. Zapach nie oddzieli się od takiego tropu. Zapamiętaj że to on towarzyszy śladom, a nie na odwrót. – Wypowiadając ostatnie słowa, miał wrażenie że ktoś mu to już kiedyś powiedział..
– To oczywiście nie znaczy, że węch ma mniejsze znaczenie od widocznych tropów. Stopniowo intensywniejsza woń oznacza że jesteś coraz bliżej celu. To pozwala ci na zachowanie dodatkowych środków ostrożności, by w razie gdyby dzik znajdowałby się bliżej niż szacowaliśmy, być przygotowanym na podjęcie działań. – Przekazał adeptce Życia. Do tej pory otrzymała już dużo cennej wiedzy. Gdyby między ich stadami nie panowały dobre stosunki, nie przeprowadził by jej tej lekcji za darmo.
– Oprócz tego, jeśli szczęście ci sprzyja to wiatr może przynieść ze sobą woń innego drapieżnika. Nie rzadko zdarza się że na ten sam cel coś jeszcze poluje.. – Przyznał, dzieląc się z nią własnym doświadczeniem. Takie wilki rzadko kiedy polują samotnie. Spotkanie więcej niż dwóch sztuk nie wychodzi na korzyść polującego.
Ślad ciągnął się dalej, droga jaką obrały ślady nie wyglądała na naruszoną. Dzik zdecydowanie poruszał się samotnie. W oddali wciąż ujrzeć można było śnieg naruszony wyłącznie przez ślady dzika. Woń wraz z biegiem czasu wydawała się coraz bardziej intensywna. Wydawała się. Duma nie mogła skutecznie stwierdzić czy tak faktycznie jest póki nie węszyła spokojnie. Mroźne powietrze w pewien sposób osłabiał zmysły.
W okolicy nic nie było słychać, wyłącznie kroki stawiane przez dwójkę. Drzewa zaczęły rosnąć gęściej. Im bardziej się zbliżali, tym okolica bardziej wydawała się wypełniona.
: 14 kwie 2016, 17:02
autor: Melodia Ciał
Samica oczywiście słuchała z uwagą słów Ognistego, ale nie przerwała poszukiwań. Wciąż starała sie poruszać dość cicho by nic jej nie usłyszało. Przestała węszyć tak zawzięcie, uspokoiła sie i faktycznie kiedy nie starała sie aż tak wychwycić woni tylko po prostu pozwoliła woni wpadać w jej nozdrza, dużo łatwiej było rozpoznać jej kiedy won staje się silniejsza.
Oczywiście cały czas szła obok śladów, starajac sie ich nie zgubić ani nie zniszczyć, a jednocześnie miała oczy szeroko otwarte, no bo jeśli dzik był nieopodal to nie chciała go spłoszyć, ani tym bardziej wpaść na jakiegoś drapieżnika jak na przykład stado wilków czy bazyliszek.
: 25 kwie 2016, 12:14
autor: Poszukiwacz Kości
A ich poszukiwania trwał dalej. Napuszona pilnie podążała za śladami a wyższy od niej samiec podążał za nią cierpliwie. Przyglądając się jej mógł wywnioskować że stara się pilnować jak najwięcej rzeczy na raz, i chwała jej za to bo w czasie śledzenia oprócz wzmożonej ostrożności i zachowania czujności, należało jeszcze wykorzystać swój słuch, węch i wzrok by bezbłędnie podążać za wychwyconym tropem. To dla początkującego bardzo trudne zadanie, wymagające wiele wysiłku i skupienia.
W takim więc wypadku tym bardziej powinien dziwić widok uciekającego już w oddali dzika który najwidoczniej nie zamierzał ryzykować i od razu dał dyla z dala od dwójki smoków.
Cóż, pewnie gdyby Poszukiwacz tyle nie gadał to by to inaczej wyglądało.
– Wiesz już wystarczająco by samodzielnie zacząć tropić. Nauczyłaś się teorii, teraz pozostało ci przećwiczenie wszystkiego w praktyce – Stwierdził, nie komentując ucieczki śledzonego przez nich dzika.
– To jak.. jakieś pytania? – Zapytał, nie wiedząc tak właściwie co dalej począć. Cierpliwie czekał na jej decyzję, przyglądając się adeptce w zastanowieniu.
// raport Śledzenie I
: 02 maja 2016, 21:02
autor: Brutalna Łuska
// Tu odbędzie się tylko króciutki samodzielny trening, nic nie mający do waszej fabuły ^^
Skamieniała Łuska postanowiła wybrać się na spacer. Chciała znaleźć jakieś piękne miejsce do potrenowania. Przyczłapała całkiem szybkim truchtem, ledwo widocznie machając łbem w rytm śpiewu ptaków. Prawa, lewa, prawa, lewa. Była w wyśmienitym humorze. Gdy przystanęła i się rozejrzała, ujrzała nic innego jak tak zwany Diamentowy Strumień. Zaciekawiona w kilka uderzeń serca była już przy strumyku.
Jak urzeczona patrzyła na płynącą wodę. Stała tuż przy strumieniu, niemalże na początku do niego nie wpadając. Z zaintrygowaniem obserwowała nurt. Piękne przeszło jej przez myśl Jest tak czysta... jak jakiś kamień szlachetny, najszlachetniejszy z najszlachetniejszych!
Gdy tylko odezwała wzrok od tego nadzwyczaj czystego zjawiska natury, przypomniała sobie powód, który przeprowadził tu jej łapy. No tak, jakżesz mogła zapomnieć! Ulepszenie swojej jednej z ulubionych czynności – biegu.
Znacznie się oddaliła od płynącej tuż njeopodal wody, stojąc na wyprostowanych łapach. Najpierw przydałoby się jakaś rozgrzewka... dobry pomysł. Przyciskając skrzydła ciasno do ciała, a ogon unosząc tuż nad ziemią, zaczęła powoli przyciągać dwie łapy do ciała i je z powrotem klas na ziemi. Trochę jak bieg w miejscu. Zaczęła niespiesznie, przyciągając przednią lewą i tylną prawą do swego futrzastego ciała, a następnie przednią prawą prawą tylną lewą. Zrobiła tak gdzieś około dwudziestu razy, potem biorąc wyższy level i przyspieszając. Oddychała równo – gdy przednia lewa i tylna prawa były w górze brała wdech, a gdy przeciwne łapy były w przyciągane, wypuszczała powietrze. Zrobiła znów znów tyle samo razy ćwiczenie, i jak można się było spodziewać, nabrała szybszego tempa. Po wykonaniu sześćdziesięciu razy tego ćwiczenia, padła na miękką, zieloniutką trawkę, odpoczywając na leżąco. Miło leżało się na ziemi, jednakże nie minęło mnóstwo czasu, a ona już przygotowywała się do kolejnego zadania wymyślonego zaledwie przed chwilą.
Stanęła w podobnym miejscu co wcześniej, uginając najpierw przednie, a potem tylne łapy. Zamachała ogonem, trzymając go przy podłożu, jednakże nie ośmielając się go trzymać wyżej. Nie chciała się przewrócić. Lekko pochyliła łeb. Na pysku wykwitł całkiem spory wyszczerz. Podobało jej się następne ćwiczenie: biec jak tylko najszybciej można! Wystartowała, gnając przed siebie coraz szybciej i szybciej. To cudowne uczucie, gdy podczas szalonego biegu do mety – którą był jakiś niewielki krzaczek – wicher spływa gwoim po futrzastym ciele, dając chociaż chwilę schłodzenia, a ty, szczęśliwy, zapominasz o wszelkich drobnostkach i poważnych problemach, ciesząc się chwilą wytchnienia. Skała właśnie to czuła. Chociaż, trzeba przyznać, samica nie miewała póki co żadnych poważnych problemów. No, chyba że potajemny strach przed zbliżającą się z każdym dniem smokobójczą mgłą się do nich zalicza. Błękitno-białofutra miała niczego sobie wytrzymałość (ale mogła mieć większą, gdyby tylko chciała, ale wcale nie chciala), jednak nawet ona musiała się przecież zmęczyć. Dobiegła do mety, rzucając się na trawy i inne małe roślinki, niespecjalnie, ale prawdopodobnie miażdżąc jakieś bogom ducha winne niewielkie kwiatki, które ledwo co zdążyły zakiełkować. Tym razem zmęczyła się bardziej niż przedtem. A przecież czekało ją jeszcze jedno zadanie! Gdy trochę zregenerowała swe siły, zajęła się szukaniem gałązek i skałek. Znalazła parę gałęzi i postawiła je na początku i końcu polany, ale zostawiła tyle miejsca pomiędzy drzewami a gałązkami, aby się zmieściła podczas skręcania. Bo oczywiście nadszedł czas na skręty!
Ustawiła się pośrodku tego skrawka terenu, ponownie ustawiając się do biegu. Robiła to już prawie mechaniczne, bowiem jej ojciec miał rację – po wielu próbach części ciała same wiedziały, jakie mają zająć miejsce. Wystarczyło raptem polecenie wydane przez umysł, jedno słowo. "Bieg!" mówił mózg i już głowa była leciutko pochylona, ogon zakończony śnieżnobiałym futrem unosił się w powietrzu nawet nie dotykając ziemi, skrzydła nie miały prawa ani trochę odstawać od ciała, łapy zgięte, napięte i gotowe do nagłego ruszenia przed siebie. To nie trwało długo, więc nic w tym zaskakującego, iż samica po chwili wystrzeliła przed siebie jak strzała, pamiętając o prawidłowym oddychaniu. Potem, gdy była tuż przed gałęzią, pazury zahaczały o trawę wyrywając parę kępek roślin, przemieszczając po łuku jej ciało. W podobny łuk wygięła grzbiet, po chwili biegnąc już ku drugiej przeszkodzie. Gdy była blisko, znów wbiła szare pazury w ziemię, robiąc zgrabny obrót wokół przeszkody. Znów biegła przed siebie, robiąc pierwsze okrążenie. Trochę zwolniła, utrzymując takie samo średnie tempo. Zrobiła jeszcze kilka, kilkanaście okrążeń, co jakiś czas zwalniając. W końcu zaczęła głośno dyszeć, czując coraz większe przemęczenie. Dobiegła więc do miejsca, z którego wystartowała. Zadowolona z siebie upadła w trawę, z radością patrząc w niebo. Słońce niedługo miało chylić się ku zachodowi. Przez jeszcze całkiem długi czas odpoczywała wsłuchując się w szum strumyka. Wesoło machała ogonem, patrząc w chmury. O dziwo wcale jej się nie nudziło.
Wreszcie postanowiła zakończyć ten wspaniały wypad nad strumyk, rozciągając się i ziewając. Czas coś przekąsić, zdrzemnąć się i późnym wieczorem pooglądać gwiazdy! Skamkeniała Łuska rzadko kiedy spędzała tak udane dzień, a ten był wyjątkowo udany. Nieczęsto też oglądała gwiazdy nocą, ale tego niezwykłego dnia chciała zrobić wyjątek.
zt
***
Wstała wczesnym rankiem, idąc w jedno ze swoich bardziej lubianych miejsc. Skała przybyła tu znowu, mając nadzieję, iż chociaż jeszcze jeden raz ujrzy magiczny i przyciągający wzrok strumień. Nie pomyliła ścieżek, nadal tam był – skąpany w porannym słońcu równie piękny, co wieczorem. Podbiegła nad strumień błyszczący jak najcenniejszy diament. Diamentowy Strumień. Nic dziwnego, że tak nazwano ten skrawek Bliźniaczych Skał.
Trututum, czas na trening! Kucając, schyliła łeb ku dołowi, ogon podnosząc o łuskę nad ziemią. Skrzydła mocno przycisnęła do tułowia. Czekała tak na niesłyszalny sygnał, nagle wybijając się ku górze, i tak oto wykonując skok. Tuż przed uderzeniem w ziemię lekko zgięła łapy, chcąc zamortyzować upadek. No, może nie tak od razu upadek. Znów przybrała tą samą postawę, pamiętając o łbie, skrzydłach, ogonie, łapach. Mocniej odbijając się od ziemi, znów poleciała w górę, trochę wyżej niż przedtem, pamiętając o amortyzacji przy opadaniu.
Potem zaczęła robić znacznie mniejsze skoki, czy raczej podskoki. Polegało to na lekkim zgięciu łap, nieznacznym pochyleniu łba, dokładnym przyciśnięciu skrzydeł do ciała, oraz o całkiem swobodnie unoszącym się tuż nas ziemią ogonie. Łapy będąc przy ziemi, od razu wybijały się w górę, w powietrzu była raptem ze dwa, no, może trzy uderzenia serca, chyba że wybijała się trochę mocniej, to oczywiście była w locie dłużej. Jednak starała się robić takie same skoki, na większe przyjdzie czas w następnym zadaniu.
Najwyższy czas na dłuższe wybicia! Stanęła na środku polany, z przyzwyczajenia łeb ustawiając na tej samej linii co grzbiet, lekko przyciskając swe niewielkie uszy do łba, aby przez nie nie tracić rozpędu. Łapy, wiadomo, ugięte i napięte, w każdej chwili gotowe do uwolnienia energii i popchnięcia całego ciała w przód. Puszysty ogon tuż nad podłożem. Skrzydła złożone, ciasno ułożone wzdłuż tułowia. Przenosząc ciężar szczególnie na uda, wybiła się przed siebie. Znalazła się o całkiem długi odcinek dalej od miejsca, z którego wyskoczyła, ale mistrzostwo to to na pewno nie było. Paręnaście razy jeszcze raz ustawiła się tak samo jak powyżej, raz skacząc dalej, a raz bliżej. Gdy oddech i serce trochę przyspieszyły, przyszła chwila wytchnienia. Położyła się na trawie, czekając, aż zdoła uspokoić pędzące narządy wewnętrzne. Nie zamierzała dawać sobie zbytniego wycisku, chciała tylko trochę się podszkolić w tej umiejętności. Według Skamieniałej takie ćwiczenia zdecydowanie wystarczyły. Po paru chwilach rzuciła jeszcze jedno wesołe spojrzenie na strumyk, powoli wracając do swojej groty.
Zt
: 13 maja 2016, 15:31
autor: Tialdreith
Przebłysk ostatnimi czasy sama nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Nie była w stanie walczyć czy polować, ba, nawet nauczanie młodszych piskląt sprawiały jej niemałe problemy. To nie tak, że miała już tego dość, czy nie miała na tyle siły – w końcu była młodą samiczką, której niezwykle zależało na pomocy stadu, kochającą walki. Jednak wystarczyło jedynie na nią spojrzeć żeby dowiedzieć się co było źródłem problemu – mocno poraniony pysk jak i oczy, przez co młoda ledwo co widziała, a połamane łapy wcale nie pomagały. Powoli wlokła się przed siebie, oglądając tereny wspólne... a przynajmniej próbując to robić. Oj, coraz gorzej, coraz gorzej... a Azyl zniknęła i nikt nie był w stanie pomóc wojowniczce.
Tęskniła za zimą. Może teraz też nie było źle – ciepłe promienie słońca przyjemnie ogrzewały ciało obolałej samiczki, wszystko "wokół" budziło się do życia... ale to właśnie wszechobecna biel kojarzyła się jej z zabawą, radością... życiem – jej oraz jej brata. A może nie była to tęsknota za piękną porą, a za Kłem? Minął długi czas od kiedy ten odszedł za barierę razem z ojcem, a Przebłysk została tutaj – ze swoją "prawdziwą" rodziną. Nigdy z nikim nie podzieliła się tym co wtedy się wydarzyło... A tak bardzo chciałaby ujrzeć brata jeszcze raz. Być może kiedyś wybierze się za barierę, gdy nadejdzie odpowiedni czas, a teraz usiadła w pobliżu strumienia, wpatrując się w płynącą wodę. Miejsce prawie jak to w którym poznała Chłód... ale to nie to samo, czuła tutaj pustkę. Na jej pysku nie widniał uśmiech tak jak zawsze – jedynie... obojętność? Tak można to nazwać. Siedziała otulona skrzydłami i czekała, choć nie miała zamiaru się z nikim spotykać. Mogła przynajmniej chwilę odpocząć.
//1 x rana lekka (przypalona nasada ogona na lewym boku)
1 x rana średnia (lewa i prawa tylna łapa złamana w udzie, nieco powyżej kolana, bolesne obrzęki w miejscach złamań, brak przemieszczeń, ale silny, promieniujący ból, gros drobnych ran szarpanych wielkości około łuski wokół miejsc zranienia)
2x rana lekka (płytka rana kłuta na środku brzucha, nieduże krwawienie; dwa szarpane rozdarcia skóry ciągnące się poziomo wszerz nosa, umiarkowane krwawienie, zniekształcenie i krew wywołują nieprzyjemne uczucie "zatykania" podczas oddychania),
1x rana średnia (poważne poparzenie obu oczu, a także skóry w ich okolicach; nieprzyjemne pieczenie, uczucie palącego gorąca, mruganie czy mrużenie nie pomaga; wzrok nie został odebrany, ale widzenie jest znacznie utrudnione)
Jątrzenie Skóry
: 13 maja 2016, 16:33
autor: Administrator
Heulyn wiedziała, że po rozmowie z Chłodnym długo będzie rozmyślać nad wieloma kwestiami. Nie tylko o problematyce mgły, o niewielkich ilościach informacji, jakie uzyskała na temat oparów, ale także będzie analizować jego zachowanie, jak i swoje reakcje.
Westchnęła, chcąc nieco odpocząć od tych wszystkich myśli, chociaż było to zadanie niezwykle kłopotliwe.
Lazurowe ślepia lustrowały okolicę, gdy trójkątny, złoty łeb przekręcał się lekko to w prawo, to w lewo. Sztywność szyi sprawiała, że czuła się wybrakowana, choć nie mogło to przeszkodzić jej w tym, aby starać się wyglądać równie dumnie i pięknie, co zawsze.
Dlatego nie zaniedbała codziennej toalety. Złoto karminowe łuski błyszczały po wtarciu w nie olejku goździkowego, grzywa skręcała się na szyi i barkach po wyczesaniu szponami. Pióra odzyskiwały swą gładką fakturę.
Heulyn była całkiem postawną samicą, wysoką, długą, smukłą. Może nie idealną, ale w swoim mniemaniu i tak wyjątkową.
Gdy pysk samicy owiał ciepły wiatr, w oddali dostrzegła jasną, niemal kremową sylwetkę pokrytą futrem, które mierzwił zefir przynoszący jej zapach... samicy, jak się okazywało.
Do tego Wodną.
Nieświadomie zmarszczyła delikatnie nos. Po ostatnich wydarzeniach miała mieszane uczucia, chociaż bardziej na celowniku jej niechęci znajdował się miedzianołuski, który próbował podstępnie poderżnąć jej gardło.
Prychnęła cicho.
Zapewne zignorowałaby smoczycę, jednak w powietrzu wyraźnie wyczuwała woń posoki, która zdawała się ją przyzywać, nęcić, kusić obietnicą posiłku.
Bezwiednie oblizała rozwidlonym jęzorem złociste wargi, a następnie zręcznie skręciła w kierunku nieznajomej smoczycy. Była młoda, może u progu dojrzałości.
Szmer strumienia koił zmysły, przywodził na myśl szepty pośród skalistych gór.
Kołysząc ogonem przystanęła jakieś pół skrzydła od smoczycy, rzucając jej spojrzenie pełne troski.
– Oj, śnieżynko, któż cię tak urządził? Biedactwo, jak ty tutaj w ogóle dotarłaś na tych nieszczęsnych łapach? Biada temu, kto poważa się niszczyć tak piękny, delikatny kwiat – przemówiła swym dźwięcznym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewało współczucie, jak i swego rodzaju degustacja.
Pokręciła przy tym leciutko łbem, a kryształowy pył wtopiony w łuski na policzkach, tworzący fantazyjny wzór, zamigotał odbijając promienie płonącej w górze kuli.
– Pozwól, że spróbuję to naprawić. Nie godzi się, aby tak piękna, młoda samica straszyła swym wyglądem – zaoferowała.
: 16 maja 2016, 16:47
autor: Tialdreith
Natomiast Przebłysk nie wyglądała zbyt ciekawie. Posklejane krwią futro i przyozdobione ranami ciało to jedno, ale jeśli chodziło o samą postawę samiczki... Na kogo ona wyglądała? Młodą adeptkę czy nieco przerośnięte pisklę? Niewielka, chudziutka co na szczęście nieco nadrabiało grube futerko. Jeszcze dodać do tego króciutkie łapy Północnego i wychodziło takie... coś. Co prawda niektórzy uważali ją za uroczą, ba, porównywali do baranka! Ale czy to komplement dla takiego stworzenia jakim jest smok? Wątpię, ale Przebłysk raczej nie wyglądała na zadowoloną. Jak wiadomo, pozory mylą, a mimo, że jest młoda to zdecydowanie jest w stanie pokazać co potrafi. Tymczasem mogło się zdawać, że jest bezbronna – połamane łapy, zamazany obraz ze względu na uszkodzone oczy. Jak ona w ogóle mogła funkcjonować? Jak trzymać się na nogach? To po części mogło pokazywać siłę białofutrej.
Drgnęła, gdy usłyszała kroki, a zaraz po nich nieznajomy głos. Długie, puchate uszy poruszyły się, dokładniej wsłuchując się w każdy dźwięk, a do nozdrzy smoczycy dotarł zapach z którym nie miała wiele styczności, ale mogła rozpoznać go doskonale – Cień. Spojrzała w stronę Złotołuskiej, przyglądając się jej nieco dokładniej w czym na pewno nie mogły pomóc rany na jej pysku. Wiele smoków z jej stada bałoby się takiego spotkania, tym bardziej gdyby były w takim stanie, ale nie Przebłysk. Nie uważała Stada Cienia za złe. Może i było to błędem – nie miała z nim zbyt wiele styczności, a jedyne smoki, które z niego poznała nie należały do złych, a czasem były i lepsze od tych z innych stad. A napotkana przez nią nieznajoma wcale nie wyglądała tak źle – po towarzyszącym jej zapachu ziół można było łatwo domyślić się, że jest uzdrowicielką. A skoro tak... dlaczego można by było nie skorzystać z jej propozycji, skoro nie było nikogo innego kto byłby w stanie jej pomóc?
– Jeśli nie będzie to dla ciebie problemem... – odpowiedziała jej dość cicho, ale mimo to pewnie. Nie bała się – Dziękuję.
Uśmiechnęła się delikatnie jakby to miało cokolwiek poprawić, jednocześnie pozwalając żeby Cienista uzdrowicielka zajęła się denerwującymi i bolesnymi ranami, które pokrywały ciało białofutrej od dłuższego czasu. Nareszcie! Podniosła jeszcze na moment łeb, spoglądając na Cienistą.
– Jestem Przebłysk Jutra, wojowniczka Wody – przedstawiła się.
W końcu wypadało, tym bardziej, że złotołuska wyglądała na starszą, a Przebłysk odnosiła się z szacunkiem... właściwie do każdego, niezależnie od wieku.
: 16 maja 2016, 18:01
autor: Administrator
Uśmiechnęła się dobrotliwie do samiczki, gdy ta zwróciła ku niej oszpecony pysk, cicutko zgadzając się na leczenie.
Widziała wyraźnie, że mały nieborak zupełnie się jej nie boi, ale to dobrze. Łatwiej uzyskać w ten sposób czyjeś zaufanie.
– Ja jestem Czerwień Kaliny, uzdrowicielka Cienia – przedstawiła się młodej ciepłym głosem. – Ale możesz mówić mi Heulyn[/color] – dodała, tworząc spokojnie z liści stosunkowo płytkie miseczeki, odporne na rozrywanie i wysoką temperaturę.
Miseczek było w liczbie dwóch.
Napełniła je czystą wodą, a następnie zagotowała. Do pierwszej wrzuciła kwiaty chmielu. Do drugiej płatki ostróżeczki. Pozwoliła ziołom się zaparzyć, a w tym czasie podsunęła młodej jagody jałowca. Do tego przywołała jeszcze liście babki i gałązki macierzanki.
Przestudziła wywary i podała je kolejno smoczycy do wypicia.
– Chmiel pozwoli ci zasnąć – poinformowała ją spokojnie.
Przestudzone, zaparzone płatki ostróżeczki ułożyła na ślepiach samicy. Potem zgniotła babkę dla puszczenia soków i obłożyła nią brzuch, a potem nos samiczki. Zmiażdżone gałązki macierzanki zaś posłużyły za opatrunek na oczy i pysk, który był poparzony.
Potem, gdy smoczyca zasnęła, przyłożyła palce do jej ciała i przelała do niej Maddarę. Najpierw zabrała się za złożenie obu złamanych kości. Odłamków nie było, dlatego nastawiła je szybko i sprawnie, a potem przyspieszyła zrost tkanki kostnej tak, aby połączyła szczeliny, tworząc jedną gładką, twardą całość. Jednocześnie usunęła brud z otwartych ran na brzuchu, nozdrzach, końcówce ogona i oczach, a także martwe tkanki.
Potem zaczęła odbudowywać ubytki w żyłach i naczynkach krwionośnych, łącząc te, które już istniały pilnując aby były gładkie, drożne, elastyczne i naturalnie wytrzymałe, to samo uczyniła z nerwami i naczyniami limfatycznymi.
Zaczęła regenerować skórę wokół oczu i na brzuchu, namnażając jej komórki. Pilnując jej właściwej budowy dzięki wzorowaniu się na zdrowych partiach, jednocześnie odbudowywała uszkodzone gałki oczne, naczynka krwionośne, twardówkę.
Na koniec przyspieszyła odrost futra, pobudzając mieszki skóry do wzmożonej pracy.
Nim skończyła na pamiątkę tego leczenia utoczyła nieco krwi samicy do małej liściastej fiołeczki w kształcie łzy. Zapieczętowała ją i odesłała do swej groty, a potem przelała Maddarę do zaklęcia leczącego.
Nim smoczyca się obudziła, postanowiła jeszcze pomóc jej z okropną grzybicą futra, doszło wręcz do jątrzenia się skóry.
W tym celu skorzystała z macierzanki.
Utarła ulistnione gałązki, a nastepnie posmarowała zainfekowaną skórę, ściągając przy tym wypadające w tych miejscach futro.
Otrząsnęła się z obrzydzeniem, gdy jeden z pęcherzy pękł, brudząc jej szpony.
Dotknęła jej i poczeła przelewać swoją energię do jej ciała. Usuwała martwy naskórek i bąble, a także brud i drobnoustroje, potem poczeła usuwać skupiska grzybów odpowiedzialnych za ten stan skóry. Zregenerowała uszkodzone naczynia krwionośne i zakończenia nerwowe skóry, pilnowała, aby ich przewodniki działały odpowiednio, by były czułe na ruch, temperaturę, dotyk. Na koniec przyspieszyła odrost futra.
: 01 cze 2016, 19:50
autor: Tialdreith
Białofutra nie stawiała żadnych oporów – wprawdzie w trakcie snu byłaby bezbronna, ale czy z takimi ranami byłaby w stanie zrobić coś więcej? Zapewne nie, więc mogła mieć jedynie nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Posłusznie wypiła wywar i przymknęła oczy dając smoczycy wolną rękę. Jeszcze chwila i być może cały ten ból w końcu zniknie...
Otworzyła oczy, zamrugała kilka razy i obejrzała się dookoła. Było lepiej, dużo lepiej, choć łapy wciąż trochę bolały, a na nosie czuła delikatne pieczenie. Udało się? Nie udało? Niezależnie od wyniku czuła, że lepiej byłoby jeszcze trochę odpocząć od walk. Mimo wszystko, uśmiechnęła się do złotołuskiej, gdyż dzięki niej w końcu przestała czuć się aż tak źle.
– Bardzo dziękuję, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie twoja pomoc – odezwała się z wdzięcznością – Czuję się dużo lepiej, może jeszcze nie idealnie... ale krótka przerwa od walk raczej dobrze mi zrobi.
Poruszyła delikatnie łapami jakby sprawdzając czy rzeczywiście jest dobrze jak i ponownie mrugnęła. Do teraz pamiętała ból, który sprawiła jej magma wyczarowana przez przeciwnika, która pojawiła się na jej ślepiach o mało jej nie oślepiając... O ile wcześniej wszystko było właściwie jedną, zamazaną plamą to teraz było zdecydowanie wyraźniejsze, a nieprzyjemne uczucie towarzyszące jej przy każdym mrugnięciu zaniknęło. Oj jak dobrze...
Jednak w pewnym momencie długie, biały uszy drgnęły, a samiczka mruknęła, jakby czymś zaskoczona. Chwilę przed rozpoczęciem leczenia Cienista podała jej swoje imię, lecz wtedy nie było jeszcze czasu na rozmowę. Czerwień Kaliny... Przebłysk skądś znała to imię? Przymrużyła oczy, starając się odszukać je wśród wielu splątanych wspomnień aż w końcu coś sobie przypomniała.
– Czerwień Kaliny... – powiedziała cicho, sama do siebie – Czy znasz może Chłód Życia..?
Zadała pytanie nieco nieśmiało, ale jej nadmierna ciekawość nie pozwoliłaby jej tego nie zrobić. Czy smoczyca, którą właśnie spotkała to ta o której wspominał jej północny jeszcze za czasów gdy wojowniczka była małą, puchatą kulką, dopiero uczącą się o świecie? Dobrze pamiętała tą opowieść jak i słowa czarodzieja dotyczące innych stad i smoków, dlatego chciała dowiedzieć się, czy rzeczywiście były prawdą... choć szczerze mówiąc wątpiła żeby były kłamstwem. Chłód nie należał do takich, którzy mogliby kłamać w takich sprawach.
: 18 lip 2016, 21:22
autor: Zmierzch Gwiazd
Veles energicznym krokiem przybyła nad Diamentowy Strumień. Podbiegła do niego i na moment znieruchomiała. Była wręcz oszołomiona jego pięknem. Czyli to dlatego nazywają go Diamentowym ! Faktycznie wygląda jakby zamiast wody, był do diament. Szmaragdowa położyła się koło strumyka i patrzyła się w niebo. Piękna pogoda i idealny dzień na naukę obrony. W sumie to nawet nie wiedziała jak ma na imię, ale zgodził się ją uczyć i to jest najważniejsze ! Położyła łapę na łapę tak jak to nieraz robił jej ojciec. Wyciągnęła szyję w górę i czekała. Delikatnie poruszała ogonem na prawo i lewo. Już nie mogła się po prostu doczekać. Veles wprost kochała naukę. Rozsadzała ją energia i czuła się jak nowo narodzona ! Wyczekiwała swojego nauczyciela. Każdy nawet najmniejszy skrawek jej ciała był już od dawna gotowy na naukę. Obrona bardzo jej się przyda na polowaniach. Szczególnie że jako przyszła Łowczyni na polowania będzie chodzić praktycznie bez przerwy.
: 19 lip 2016, 20:06
autor: Szaleństwo Cieni
Kerrenthar nie kazał Adeptce długo czekać. Akurat nie miał nic do roboty. Nadleciał od strony terenów Cienia. Na Szmaragdową w pewnym momencie padł spory cień, a ona ujrzała lądującego z rozsuniętymi szeroko, postrzępionymi skrzydłami Wojownika. Cienisty opadł ciężko na ziemię przed nią, zagłębiając szpony w piach i wzniecając tumany kurzu. Potrząsnął łbem z cichym warkotem i wbił w nią spojrzenie szkarłatnych ślepi. Uśmiechnął się szelmowsko na powitanie.
– Witam – wymruczał gardłowo. – Kerrenthar – przedstawił się, odruchowo cienistym mianem, jakoś zapominając o tym drugim, mniej dlań istotnym.
Jako ekstrawertyk i niezbyt normalny smok, który niekoniecznie umiał wpasowywać się w normy społeczne, bezczelnie przesunął wzrokiem po całym ciele Szmaragdowej Łuski aż po koniec ogona. Mniam. – Masz fajne futrooo. Dasz mi kosmyk? – spytał zachrypniętym głosem, przeciągając nieco końcowe samogłoski.