Strona 15 z 53
: 31 maja 2015, 13:52
autor: Słodki Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pomyślałem chwilę
–
Tego to ja nie wiem, czy to nowy Bóg czy stary. Mnie to tak w prawdzie nie obchodzi. – usłyszałem pytanie, niepewność i zażenowanie było słychać w jej głosie –
Z miłą chęcią nauczę cię pływać. Chodź za mną.
Skierowałem się na „głębie”. Było tu wystarczająco płytko by się nie utopić, a wystarczająco głęboko by móc pływać
–
Umiesz biegać? – zapytałem, było to bardzo głupie pytanie –
Nie bój się. Nie utopisz się tu. Spróbuj unosić się na wodzie. Pamiętaj tylko głowa nad wodą. – patrze na zmagania samiczki z lekkim uśmiechem na ustach.
”Więc tak musiał się czuć kaszmir przy nauce, fajne te uczucie.” –
Jak ci się uda to zacznij machać łapami, tak jakbyś biegała. Tylko pamiętaj jestem przy tobie. – podpłynąłem do niej lekko asekurując
: 31 maja 2015, 14:04
autor: Przebudzona Łuska
Uśmiechnęła się do Shiro, po czym weszła nieco głębiej do wody.
– Nie umiem, ale zaczęłam już się uczyć z Kaszmirowym, więc wiem jak biegać do przodu – przyznała szczerze. Gdy tylko woda sięgnęła jej do szyi, samiczka wzięła głęboki wdech i uspokoiła myśli, by strach nad nią nie zapanował. Czuła, jak ciężko jest poruszać się w wodzie, która stawiała jej łapom dużo większy opór niż powietrze. Jednakże skoro inne smoki pływały, to i ona da radę! Rosa wzięła wszystkie cztery łapy z piasku i zaczęła "biec" w wodzie. Zbyt szybkie ruchy łap sprawiały, że nieco się podtapiała, ale była już na tyle duża, by być w stanie zapanowac nad strachem i sprawić, by ruszy jej łap były nieco bardziej rytmiczne. Gdy tylko to osiągnęła, z ulgą zauważyła, że unosi się na wodzie i nie tonie, chociaż jej łapy nie dotykają podłoża. Świetnie! Spojrzała na Shiro, czekając na dalsze instrukcje
: 31 maja 2015, 16:42
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem na nią z uśmiechem na pysku. Szło jej całkiem dobrze
–Teraz spróbuj zagarniać jak najwięcej wody łapkami. Nie musi być to szybko. Wystarczy, że będziesz przesuwać się do przodu. – pomyślałem chwilę i dodałem – Jeśli ci się uda to zawróć. Ja nie powiem ci ja to zrobić. Masz sama do tego dojść. Tak będzie to bardziej przydatne i pomoże ci w biegu. – zaśmiałem się na wydźwięk własnych słów. Uda jej się wierzę w to.
: 31 maja 2015, 19:15
autor: Przebudzona Łuska
"Wymyśl sama jak coś zrobić" – takie rzeczy zwykle kończyły się katastrofą w zastosowaniu do Piskląt i małą tragedią, gdy chodziło o Rosę. Nie chodzi o to, że samiczka nie umiała wpaść na pomysł, co zrobić. Raczej wolała spróbować czegoś szalonego w czasie nauki, gdy może robić bzdury. W ten sposób nigdy nie będzie musiała tego wypróbować na żywo i nie popełni strasznej gafy! Łatwo przyszło jej płynięcie w przód – wystarczyło, że faktycznie zagarniała mocniej wodę łapkami i jeszcze na dodatek wyciągnęła się nieco do przodu. Po chwili uznała, że czas zawrócić. Logicznym byłby po prostu skręt, ale... Gdzie tu zabawa? Samiczka zawahała się i zaczęła kombinować, ale nic nie przychodziło jej do łapka. Mogła niby zanurzyć się, zrobić fikołka i beczkę pod wodą, by zmienić kierunek, ale jej zwinność pozostawiała zbyt wiele do życzenia. Rosa westchnęła więc, spowolniła nieco ruchy łapek, po czym wygięła ciałko w łuk. Logiczne, prawda? Płynęła tak po półkolu i potem powoli się wyprostowała, gdy tylko już całkiem zawróciła.
: 31 maja 2015, 19:43
autor: Słodki Kolec
// opisz bardziej dokładnie jak wyginasz ciało, jak je ustawiasz itp
Zobaczyłem jak samiczka skręca, a na moim pyszczku
–Brawo! – podpłynąłem do niej – Dobre ci poszło. Teraz popłyń w tamtą stronę i zawróć. Tym razem chce widzieć duuuże pół koła. – miło się do niej uśmiechałem i poklepałem ją lekko w plecy ogonem jako znak zachęty do pracy
: 02 cze 2015, 16:26
autor: Przebudzona Łuska
//Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś to usłyszę xDD
Samiczka skinęła głową, co zaowocowało lekkim podtopieniem. No cóż, nie ma łatwo. Wyrównała tempo łap, by płynąć znów spokojniej. Popłynęła jeszcze kawałek, po czym znów wygięła powoli ciało w łuk, kierując swój pysk w kierunku, w którym chciała skręcać – czyli w tym wypadku na lewo. Ogon podążył za ciałem, lecz nie był całkowicie bierny, bowiem Rosa trzymała mięśnie lekko napięte, dzięki czemu mogła korzystać z ogona niczym ze steru. Kontrolowała nim kierunek swojego płynięcia i zarazem równowagę ciała w wodzie. Jej łapki powoli, ale energicznie zagarniały wodę, a poruszały się w pewnym powtarzającym się w kółko rytmie. Miętowołuska pyszczek trzymała zamknięty, by nie nałykać się wody przez przypadek. Chyba nie najgorzej jej to szło!
: 02 cze 2015, 17:13
autor: Słodki Kolec
Na widok akrobacji samiczki uśmiech sam wypłyną mi na pyszczek.
–Dobrze ci idzie. – rozglądam się dokoła i widzę dwa kamienie o średnicy zbliżonej do jednego jarda i oddalone o pól ogona
–Widzisz te dwa głazy? – wskazuje je pyszczkiem – Zrób slalom, apotem ósemkę. – powiedziałem samiczce patrząc na nią i przypominając jak ja sam uczyłem się pływać z Kaszmirem
: 14 cze 2015, 11:47
autor: Przebudzona Łuska
Turlu, turlu... To znaczy... Pływu, pływu. Zimna woda nie przeszkadzała Rosie. Spojrzała na wskazane przez Shiro głazy, po czym skierowała się w ich stronę, spokojnie zagarniając łapkami wodę. Gdy podpłynęła do pierwszego, wygięła ciałko w lewo, ogon traktując niczym ster i powoli okrążając kamień, a gdy tylko zrobiła półkole – wyprostowała się i popłynęła do drugiego kamienia i jego też minęła, tym razem wyginając się w prawo. Slalom zrobiony, jeszcze ósemka! Obróciła się wokół własnej osi, pyszczkiem do głazu, po czym zaczęła płynąć, wyginając ciałko w prawo, jakby chcąc otoczyć głaz, ale po zrobieniu półkola, wyprostowała się i popłynęła na skos do drugiego kamienia. Dotarło właśnie do niej, że ósemka to takie dwa slalomy! Ha, świetnie! Gdy znalazła się przy swoim celu, skręciła w lewo, ogon cały czas wykorzystując jak ster i zagarniając wodę łapkami, po czym wykonała pełne koło wokół skały i znów wyprostowała się, wracając do pierwszej, gdzie wygięła się w prawo i ładnym półkolem dokończyła ósemkę.
: 14 cze 2015, 22:21
autor: Słodki Kolec
–Brawo. Ładnie ci już to wychodzi. -powiedziałem z dumą w głosie – Spróbuj teraz zanurkować. Bierzesz powietrze w płuca i wpływasz pod wodę. – posłałem jej miły i zachęcający uśmiech. – Jak to zrobisz to będzie koniec. Pamiętaj tylko się nie utop, bo twoja mama mnie zabije.
: 23 cze 2015, 10:46
autor: Dwuznaczna Aluzja
Aluzja przybyła ze swoją kompanką w to spokojne miejsce. Orlica siedziała na jej barkach, po czym zeskoczyła i stanęła naprzeciw swojej właścicielki, która wybrała pozycję siedzącą.
– Przećwiczę z Tobą sztukę śledzenia. Najpierw co nieco teorii. Śledzenie to umiejętność tropienia zwierzyny. Podążanie za śladami, jakie ta może pozostawić. Znaczy tak. Niemal zawsze używa się go na polowaniu, ale to nie znaczy, że tylko jego dotyczy. Można w końcu wytropić też innego smoka. Możesz znaleźć różne ślady i tropy. Są odciski kopyt czy łap, kępki sierści bądź futra, krew, odchody, oraz zmiany otoczenia. Podeptana trawa, połamane gałązki krzewów czy zdrapana kora drzew. Właściwie do typów śladów pozostawianych przez innych może należeć również woń oraz hałas, jaki wywołują. W trakcie śledzenia kieruj się tym co widzisz. Owszem, węch także jest istotny, jednak woń łatwo rozwiać przez wiatr – co może zupełnie zbić z tropu. Z kolei słuch również bywa zwodniczy, czasem można źle określić, skąd pochodzi dany dźwięk. A ślepia mają to do siebie, że raczej ciężko je zmylić. Jeśli widzisz wyraźnie prowadzące gdzieś odciski łap, to wiesz że zwierzę poszło w tamtym kierunku. Ale kieruj się też świeżością śladu i zdrowym rozsądkiem. Wracając jeszcze do śladów, to trzeba nauczyć się je interpretować. Rozpoznawać, co należy do jelenia, co do ptaka a co do czegoś innego, warto bowiem wiedzieć, co się śledzi – rzekła do swej podopiecznej, która rozłożyła skrzydła i zaskrzeczała głośno. Aluzja uśmiechnęła się szyderczo, kiwając głową. Rozumiały się bez słów, to znak do rozpoczęcia poszukiwań.
Orlica wzbiła się więc w powietrze. Miała bystry wzrok i to na nim postanowiła w pełni polegać. Będąc jakieś sześć metrów nad ziemią rozglądała się uważnie, omijając nieliczne drzewa. Starała się wypatrzeć cokolwiek interesującego, jakikolwiek ze śladów jakie wymieniała jej Dwuznaczna. Krew, odchody, podeptana czy wyskubana trawa. Może zdrapana kora drzewa czy kępki sierści, lub też futra. Orli wzrok niejednego zachwycał swoją ostrością, niemal nic nie mogło mu umknąć. Orlica krążyła nad wielką, rozciągającą się równiną. Od czasu do czasu zmieniała tor lotu, skręciła bardziej w prawo, potem w lewo, by jak największy teren został przez nią zbadany. I wkrótce dostrzegła coś interesującego, mianowicie kilka kropel krwi. Instynktownie zniżyła lot. Posoce towarzyszyły słabo wyraźne odciski małych łap. Nawet bardzo małych. Poza tym to nie były kopyta, więc to nic dużego. Na pewno nie żubr, jeleń czy chociażby sarna. Raczej gryzoń, lub zając, królik... Coś z tych rzeczy. Ruszyła więc za słabo widocznym tropem, licząc że wkrótce przerodzi się on w bardziej dokładny i wyraźny. Nie był chyba najświeższy, chociaż krew nie zaschła w pełni i wciąż była żywoczerwona. Dwie sprzeczne informacje, sprzeczne sygnały. To zapewne sprawka Aluzji, musiała użyć maddary. Nie mniej jednak Vesper kontynuowała podróż, nie spiesząc się. To nie były wyścigi, liczyła się dokładność. Nie leciała jednak w zwolnionym tempie, możliwe że zdobycz jest w ruchu i z każdą sekundą się oddala. Uderzała skrzydłami o bezwonne, niewidzialne, a jednak wyczuwalne powietrze. I natknęła się na kolejny ślad. Ślady małych łapek robiły się coraz wyraźniejsze, doszły kolejne kropelki krwi.. Oraz niewielka kępka szaroburego futra z niewielką domieszką wypłowiałego brązu. Orlica nie miała już wątpliwości, że celem jej śledzenia jest zając. Zaczęła przyspieszać tempo lotu z ekscytacji, jaka nią targała. Z trudem powstrzymała się od zadowolonego "orlego ryku", wiedziała bowiem że mogłaby tym spłoszyć zwierzynę, która musiała przecież być gdzieś w pobliżu. Mały zając jest pożywieniem w sam raz dla orła... No może nie, ale dwa takie – jak najbardziej. Tak więc Vesper podążała za tropem, który z każdym kolejnym metrem stawał się coraz wyraźniejszy. Małe odciski łap przybierały na sile, jakoby zwierzę robiło się cięższe. W rzeczywistości jednak była to wskazówka, iż królik jest coraz bliżej. Pojawiały się kolejne krople krwi, które wyostrzały zmysły i pragnienie. Zwłaszcza, że zwierzę jest ranne i będzie prawdopodobnie banalnym do upolowania celem. Fioletowołuska była już daleko, jedynie małym kształtem w tle, bowiem śledzenie trwało już dość długo.
I w końcu ukazało się to, czego szukała. Ranny zając stał pod niewielkim krzewem, ledwo się ruszając. Orlica już chciała na niego zapikować... Gdy wszystko zniknęło. Trop i zwierzę rozpłynęło się w powietrzu...
A wokół roznosił się upiorny, wredny śmiech smoczycy.
: 06 lip 2015, 15:11
autor: Administrator
Płonąca kula na bezdennym przestworzu w górze płonęła jasno, niczym ogień. Złocisty blask skąpał wszystko w swym świetle, rozjaśniając zielenie traw i korony drzew. Wody rzucały barwne refleksy, powietrze było przyjemnie nagrzane, jednak dla młodej Cienistej było to stanowczo za mało. Chociaż łączyła w sobie geny dwóch skrajnych gatunków – jednego ciepłolubnego, drugiego miłującego chłód – zdecydowanie odziedziczyła więcej po pustynnych przodkach. Cóż z tego, że dziedzictwem północnych nosiła długą, krwistą grzywę, a jej skrzydła oblekały pióra? W zdecydowanej części porastały ją pyszne karminowe łuski, a także złociste niczym promienie płonącej kuli, okalające jej pysk, szyję i brzuch. Ten dzień nie niósł w sobie ekscytacji nauki. Dotąd dumnie nosząca głowę, dzisiaj spuszczała ją, wodząc lazurowymi ślepiami po podłożu, nie zauważając niczego dookoła siebie. A przecież piękno było dla niej równie ważne, co Stado.
Ach, Stado.
Nie rozumiała tego napięcia, które ostatnio narodziło się wszędzie wokół. Do tego nieroztropnym krokiem, goniona pragnieniem wiedzy, zraziła do siebie możliwą Mistrzyni. Żałowała tej straty, bo wiedziała, że trudno będzie jej zyskać równe dobrego nauczyciela. A wbrew oczekiwaniom przywiązała się do białołuskiej, którą spotkała nie długo po wykluciu koło tego dziwnego Stawu.
Westchnęła, zamiatając ogonem kupkę sypkiego piasku, który zaścielał plażę wokół ogromnego Zimnego Jeziora. Zastanawiała się, czy nosi swą nazwę dlatego, że faktycznie jest zimne?
Pociągnęła nosem, wyczuwając w powietrzu wilgoć, jednak inną niż tą, którą pozostawiała po sobie burza i deszcze. Zmrużyła złociste powieki, unosząc trójkątny łeb, rozglądając się dookoła. Dostrzegła bajorko o czystej, parującej toni. Od strony jeziora wznosiła się misterna konstrukcja z drew. Nie wyglądała na naturalną, ale też nie cechowała się ideałem, gdy ktoś wznosił swe dzieła za pomocą Maddary. A zatem musiała się tutaj pojawić podczas jakiejś katastrofy, ewentualnie wzniosło ją jakieś zwierze, ale jakie?
Złotooka opowiadała jej o drapieżnikach, istotach rozumnych i zwierzynie łownej, ale nie mówiła o nich wiele. Prócz nazw, co jest czym, ale nie jak to coś wygląda lub co robi.
Zaintrygowana zbliżyła się do brzegu bajorka, a przez jej grzbiet przepłynął przyjemny, rozkoszny dreszcz, gdy wyczuła gorąc napływający ku niej wilgotnymi falami. Co prawda wolałaby, aby to była pustynia, a nie woda, ale nie mogła przecież narzekać, skoro nadarzała się okazja, aby się ogrzać.
Zawróciła ku konstrukcji, stawiając ostrożnie łapy na nieco mokrym pisku, w którym zanurzały się jej szponiaste palce. Uniosła się nieco na zadnich łapach, podpierając się ogonem, aby nie polecieć do tyłu. Doddatkowo rozpostarła złoto czerwone skrzydła i zamachała nimi, aby móc lepiej przyjrzeć się konstrukcji. Wyglądała na stabilną, no i było to najlepsze miejsce, aby móc się tam ułożyć i wygrzewać nie tylko w blasku płonącej kuli, ale i od ciepła napływającego z bajorka.
Złociste wargi rozciągneły się w lekkim uśmiechu zadowolenia, a następnie wskoczyła na perwszy bal drewna, chwiejąc się lekko. Złapawszy równowagę wdrapała się z wdziękiem wyżej, na sam szczyt, gdzie ułożyła się wygodnie. Skrzydła ułożyła na drzewie po swych bokach, ogon zwiesił się za nią, a sama złożyła łeb na smukłych przednich łapach, przymykając złociste powieki.
Westchnęła.
– Tak, to idealne miejsce – mruknęła pod nosem.
: 06 lip 2015, 16:02
autor: Oddech Pustyni
Samica łapa za łapą wlekła się przed siebie. Jakby zahipnotyzowana, zmierzała do jakiegoś nieokreślonego, cichego miejsca. Ostatnio wiele rzeczy się wydarzyło, ale nic nie wywarło na niej takiego wpływu jak ceremonia. Niewiele Ognistych zdecydowało się jej gratulować, ale nie miało to znaczenia, gdyż samiczka pochłonięta była bardziej przyzwyczajeniem się do swojego nowego imienia, niżeli przejmowania się innymi. Słowa przysięgi powtarzała w głowie jak jakąś mantrę, zaś na końcu raz po raz, przypominała sobie jak została ochrzczona. Dziwne, ponieważ Piaskowa nigdy nie miała problemów z pamięcią a większość informacji przyswajała gładko, bez większych trudności.
Tak czy inaczej, szła pogrążona w myślach, nie zastanawiając się nawet czy przez przypadek nie wyjdzie gdzieś poza barierę i nie ocknie się dopiero wiele lotów poza Wolnymi Stadami. Ze swoistego transu wyrwała ją woń znajomego miejsca, tego w którym poznała pierwszą Wolną smoczycę. Miłe było to wspomnienie, więc samica postanowiła porzucić męczące ją już wierszyki i pozachwycać się przytulnością i spokojem tego miejsca.
Następną rzeczą jaka rzuciła się w jej ślepia to dziwny twór, ni to przypominający grotę, skałę czy cokolwiek innego. Podeszła bliżej żeby ją zbadać, zafascynowana w jakim celu to coś zostało zbudowane, a przede wszystkim, przez kogo. Na szczycie budowli wypoczywała smoczyca. Z pewnością nie było to młode pisklę, gdyż rozmiary były już nieco okazalsze, ale na pewno nie była to też dorosła samica. Oddech nie potrafiła określić czy śpi, więc zdecydowała, że pokręci się tutaj przez chwilę, a jeśli czerwonołuska nie zareaguje, po prostu sobie pójdzie. Ognista była towarzyską smoczycą, ale nie lubiła przeszkadzać innym, a już szczególnie nie podczas wypoczynku.
Weszła powoli do wody, zadowolona, że jest tak ciepła i położyła się w niej, blisko brzegu.
: 06 lip 2015, 16:18
autor: Administrator
Samica rozkoszowała się ciepłem tego miejsca. Pozwalała, aby blask płonącej kuli na bezdennym przestworzu w górze opływaj ją, wydobywając pyszne czerwono złote refleksy z łusek. Po wstępnym szkoleniu z kamuflażu przyłożyła wiele starań, aby je oczyścić, wypolerować, by nie zatraciły swej urody. Ułożyła pióra i wyczesała szponami grzywę, tak że błyszczała jedwabiście i zdrowo. Na koniec wtarła w łuski olejki ze zmiażdżonych kwiatów goździków. Chociaż owoce kaliny były piękne, czerwone i okrągłe niczym perły, a smak miały nie najgorszy, śmierdziały okrutnie, dlatego nie zamierzała ich wykorzystywać.
Leżała na rozgrzanym drewnie, rozleniwiona, pozwalając, aby gorąc rozpuścił na tych kilka chwil jej troski. Nie były może tak straszne, ale zamartwianie się przyszłością było okropnie męczące. Martwiła się, że Cień może nie zechcieć jej jako Uzdrowicielki, co było jej pragnieniem od czasu, gdy poznała Lśniącą Łuskę.
Wypuściła wolno powietrze, rozchylając leniwie powieki, kiedy posłyszała szelest piasku pod czyimiś łapami. Nie od razu zauważyła smoczycę, a wszystko przez to, że jej łuski idealnie wtapiały się w tło beżowego piasku w dole. Poruszyła nozdrzami, wyczuwając zdecydowaną woń siarki i wulkanicznych skał. Uniosła nawet złoty łeb znad przednich łap. Zapewne, gdyby smoczyca nie poruszyła się, podchodząc do brzegu, nie dostrzegłaby jej.
Mimowolnie złote wargi rozciągneły się w leciutkim uśmiechu, ukazującym czubki białych kłów. Nie mogła nie zauważyć, że pewnie ta smoczyca stałaby się ulubienicą Płowego Kolca. Miała odpowiednią barwę do łowów, ale jednocześnie wyraźnie rozwinięte mięśnie grające pod łuskowatą skórą podpowiadały jej, że ta smoczyca Łowcą raczej nie była. Krok miała zdecydowanie... bardziej pewny, niż delikatny, przypominający skradanie się Łowców. Nosiła też na gładkiej powierzchni łusek wiele blizn. Wzdrygnęła się.
Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby i jej ciało szpeciły takie szramy. Co prawda zdawała sobie sprawę, że Wojownicy szczycili się tymi obrażeniami, niczym trofeami, ale dla niej to było niewyobrażalne!
Pierzasta końcówka zaszemrała, ocierając sie o wygładzony bal. Spojrzała w dół.
– Ogień, prawda? – rzuciła donosnym, acz przyjemnie brzmiącym głosem.
Cóż, było to raczej oczywiste, ale różnie to bywało. Uśmiechnęła się lekko i machnęła ogonem.
– Zapraszam do mnie. Idealne miejsce do obserwacji i cieplnej kompieli – dodała wspaniałomyślnie. Konstrukcja była na tyle potężna, aby pomieścić dwie smoczyce, a sama Heulyn uważała to za doskonałą okazję, aby z kimś porozmawiać, nie koniecznie o naukach. Ale mogła dowiedzieć się czegoś od smoczycy, poznając inny punkt widzenia na niektóre sprawy.
: 09 lip 2015, 1:25
autor: Oddech Pustyni
Odepchnięte wspomnienia z ceremonii ponownie zaczęły wypełniać umysł wojowniczki, ale rozpłynęły się już na dobre kiedy do jej uszu dotarł przyjemny głos Cienistej. Oddech niespiesznie uniosła łeb i odwróciła go w kierunku samicy, a potem dokładnie się jej przyjrzała. Chyba żaden z widzianych przez nią smoków, poza Jadem nie miał łusek o podobnie wyrazistej, krwistej barwie. Przez chwilę, w ślepiach Ognistej, smoczyca wyglądała jak wielka plama krwi, poprzecinana ciemniejszymi zakrzepami oraz wynurzającymi się z tego kamieniami szlachetnymi. Piaskowa niezbyt znała się na tych cennych znaleziskach, więc nie mogła przypisać nazwy barwom błyszczącym się w ślepiach i na szyi obcej samicy, ale była pewna, że nie myli się porównując ich piękno właśnie z nimi. Do tego jeszcze lśniąca grzywa, u smoków raczej rzadko spotykana, ale Piaskowej już znana od jakiegoś czasu. Ta odznaczała się jednak tym, że wydawała się szczególnie zadbana, jak gdyby włosy na łbie Cienistej wyrosły przed chwilą i nie zdążyły zniszczyć się podczas codziennego życia.
Chwile mijały a Oddech leżała w bezruchu i patrzyła na krwistą samicę –Racja, Ogień– powiedziała cicho po czym podniosła się i stanęła przytomnie na swoich czterech chudych łapach. Nie była pewna czy chce siadać obok smoczycy, bowiem pomimo obszerności drewnianego siedziska, nadal istniało ryzyko, że znajdą się zbyt blisko siebie –Jestem pias-Oddech Pustyni– powiedziała i ukłoniła się nisko, a potem przysiadła w wodzie na zadnich łapach.
–Nie pszes-przeszkodzi ci jeżeli jednak tu zostanę?– zapytała. Nie chciała urazić nieznajomej, tym bardziej, że naszło ją wielkie pragnienie rozmowy. Długiej pogadanki której dawno z nikim nie przeprowadziła –Ah, no i czy ci nie ps-przeszkadzam?
: 09 lip 2015, 13:40
autor: Administrator
Smoczyca obserwowała lazurowymi ślepiami smoczycę w dole. Widziała jej wzrok i mimowolnie uniosła wyżej złoty pysk, od którego promieniście odbiły się snopy złocistego światła lejącego się z bezdennej przestrzeni w górze. Uśmiechnęła się odrobinkę szerzej. Tak, zdecydowanie podobało jej się to, co wyczytała w intrygujących ślepiach piaskowołuskiej.
Kiedy Ognista uniosła się raczej na wątłych łapach, sama omiotła ją spojrzeniem. Budowa ciała zdradzała nie tylko dobrze rozwinięte aspekty w walce, ale i rasę. Z niejaką przyjemnością odnotowała, że smoczyca musi być smokiem Pustynnym. Żaden dysonans nie ranił naturalnych gabarytów, cech charakterystycznych tej rasie.
Słysząc nieco chrapliwy, zacinający się głosik Ognistej mrugnęła powiekami.
– Witaj zatem, Oddechu Pustyni – przemówiła łagodniejszym tembrem. – Do mnie zaś możesz zwracać się Heulyn lub, jak wolisz, Karminowa Łuska – dodała z subtelnie dźwięczącą dumą w głosie.
Nie było tajemnicą, że bardziej upodobała sobie pierwsze imię, które sobie nadała, ale i drugie pasowało do niej równie doskonale, dopełniały się.
Ułożyła ramiona skrzydeł na bokach, ogonem muskając jedną z drewnianych belek. Machnęła lekko prawą przednią łapą.
– Ależ skądże znowu, możesz tu zostać tak długo, jak masz ochotę. Tak się składa, że sama oddaję się małemu lenistwu, ale cii – dodała nieco konspiracyjnym szeptem.
W gardle młodej samicy rozbrzmiał dźwięczny śmiech. Złożyła złoty pysk na przednich łapach, jednym błekitnym ślepiem przyglądając się Ognistej.
– A zatem, jeżeli wolno mi spytać, jakie wiedziesz życie? – samiczka wydawała się autentycznie zainteresowana historią smoczycy.
Nie wiele miała okazji do zwykłych rozmów z innymi przedstawicielami płci pięknej, czy kimkolwiek innym. Przeważnie odbierała nauki, a chociaż było w nich coś pasjonującego, brakowało jej... zwykłej integracji z gadami. Cechowała ją wrodzona, wręcz chorobliwa ciekawość, którą musiała często tłumić.
: 09 lip 2015, 14:23
autor: Oddech Pustyni
Pustynia ucieszyła się, że zdołała trafić na kogoś chętnego do rozmowy, a nawet lepiej, kogoś kto mógł ją prowadzić. Ognista uwielbiała mówić, ale nigdy nie potrafiła narzucić tematu, żeby móc się go potem uczepić. Skoro jednak czerwonołuska zdecydowała rozpocząć, Piaskowa usadowiła się jeszcze wygodniej, nadal nie spuszczając smętnych ślepi z towarzyszki. Nie za bardzo wiedziała jak zinterpretować gardłowe bąknięcia smoczycy. Z tego co pamiętała nazywało się to śmiechem, ale słyszała go tak rzadko, że kojarzył jej się jedynie ze zniekształconym, przerywanym warczeniem. Prawdopodobnie Adeptka powiedziała coś zabawnego, a może śmiała się z samej siebie, trudno stwierdzić –Dobrze czasem odpocząć– zaczęła typowym dla siebie, obojętnym tonem głosu. Takim też kontynuowała mówienie –Wydaje mi się, że ostatnio fy-wydarzyło się spoh-sporo rzeczy, a ja wciąż jestem nieco niedoinff-niedoinformowana– Nadchodząca wojna, napad, ciągle zmieniające się zapachy smoków, tego było zbyt wiele –Ale oprócz tego...– głupio jej było, że nie ma pojęcia jak zabrać się za konkretną odpowiedź. Nie nadawała się do opisywania własnych przeżyć. Zawsze miała wrażenie, jakby na innych potrafiła spojrzeć znacznie obiektywniej niż na siebie. Chociaż... może Heylun nie oczekiwała od smoczycy obszernego wywodu na temat jej życia, ani nawet ostatnich księżyców. Może chciała, żeby Pustynia odpowiedziała coś jednym albo dwoma słowami? Mijały chwilę, a ona siedziała, tępo patrząc na samicę naprzeciw –A co masz na myśli?– zapytała bezpośrednio licząc, że w ten sposób nie zniechęci Cienistej.
: 13 lip 2015, 17:33
autor: Administrator
To rozleniwienie przynosiło ulgę ciału, jak i umysłowi młodej smoczycy. Przez ostatnie księżyce pracowała ponad własne siły, jednak mimo to nie lubiła, gdy wszystko szło łatwo, jakby zbiegała ze stromego zbocza. Lepiej było się natrudzić i dojść do czegoś o własnych siłach tak, jak walczyła o to, aby mogła zostać drugim Uzdrowicielem Weyru Cienia. Może i nadal nie wiedziała, dlaczego Przywódca nie patrzył na ten pomysł przychylnie, ale liczył się fakt, że swoją pracowitością pokazała, iż nie zamierza się poddać. Był to wart swej ceny wysiłek, który zapłaciłaby i tysiąckrotnie. Mogła być z siebie dumna, bo coś osiągnęła, chociaż nie zamierzała spoczywać na laurach. Och, zdecydowanie nie. Teraz czekała ją jeszcze cięższa praca. Nie wiele może brakowało jej do spełnienia pewnych wymogów szkolenia, ale to nie oznaczało, że młodej to wystarczyło. Ona musiała być przydatna, niezastąpiona, tak jak białołuska, może nawet i bardziej. Nigdy więcej nie chciała czuć się gorsza.
W tej chwili uważała zatem, że mimo wszystko zasługiwała chociaż na jednodniowy odpoczynek, zwłaszcza, że jedyny smok, który mógł przekazać jej pewne interesujące ją tajniki mógł spotkać się z nią nazajutrz.
Piaskowołuska podniosła na nią nieco smętne w wyrazie spojrzenie, któremu brakowało pewnej widocznej żywotności, a gdy przemówiła ponownie, mlasnęła z niejakim niezadowoleniem wychwytując obojętny tembr brzmienia jej głosu.
Zastanowiła się, czy po prostu nudziła Ognistą, czy też miała taki flegmatyczny sposób bycia? Ciężko było jej porównywać piaskowołuską, bo miała naprawdę nie wiele faktycznych odnośników, ale czy to prawda?
Poznała raz młodego Ognistego, ale też wydawał się jakiś taki wyzuty z emocji, prócz tej roszczeniowej opiekuńczości względem obcego pisklęcia z Życia, które twierdziło, że dołączy do Cienia. No i ten przytulak, Shiro, mdły samiec, używający dziwnych słów. Nadpobudliwy, tulił się do wszystkiego, co się ruszało...
Te smoki znacznie różniły się od Cienistych, a sami Ogniści,a przynajmniej Ci, których zdążyła poznać, byli dosyć... enigmatyczni, a nie charyzmatyczni i nieobliczalnie, jak się o nich mówiło.
Wydmuchała powietrze przez nozdrza, kiedy padło pytanie Oddechu Pustyni.
– To, o co pytałam – odrzekła otwarcie, ale powstrzymała ten niemądry odruch pogardliwości.
Nie, była w dobrym nastroju i będzie wyrozumiała. Dlatego też przywołała złocisty uśmiech.
– Zastanawiam się, jaki jest Ogień i jak ty sama się w nim aklimatyzujesz. Nie wydajesz się być tak... energiczna, jak was opisują. Wspomniałaś też coś o jakichś wydarzeniach. Z ogromną chęcią posłucham o ploteczkach. Każda informacja byłaby dobra, ostatnio miałam nie wiele czasu na zrozumienie i ogarnięcie sytuacji, które się pojawiają – dodała z zamyśleniem.
: 14 lip 2015, 13:14
autor: Oddech Pustyni
Nie można powiedzieć, że Piaskowa była dobrym przykładem Ognistego, ale ponieważ nie patrzyło się na stado poprzez pryzmat jednego smoka, Pustynia nie musiała się martwić, że to przez jej osobę, ktoś negatywnie je odbierze. Jeżeli ktoś bratał się z Ogniem, zapewne miał okazję poznać więcej temperamentnych smoków, chociaż nie dało się ukryć, że w ślepiach wielu gadów to Cień był stadem, które najwierniej pasowało do jego opisów. Pustynia nie była jednak jednym ze smoków które przejmowały się jakimiś opisami. Każdy smok był dla niej zupełnie odrębną jednostką i chociażby uratował ją setki razy, czy też próbował zabić podczas snu, nie polepszy ani nie pogorszy to jej odbioru całego stada.
Na szczęście Heulyn zdecydowała się wyjaśnić swoje pytanie, bowiem zakłopotanie Piaskowej, przez chwilę sięgnęło naprawdę wysokiego poziomu. Nie było tego po niej widać, zresztą jak zwykle, ale w chwili kiedy pytała o sprostowanie, wydała się jeszcze sztywniejsza. A może to tylko złudzenie?
–Nie powiem, że sama mam wiele na gh-głowie, ale też niezbyt za tym nadążam. Myślałam o tej wojnie Życia i Wody, albo samym ross-rozpadzie Życia– wbiła wzrok w taflę wody, przypominając sobie Oczko, albo smoki, których zapachy co raz częściej stawały się wymieszane. Skomplikowane było to wszystko. Po chwilo znów podniosła wzrok. Nie cierpiała mówić, kiedy nie patrzyła komuś w ślepia –Albo elf-elfy. Nadal niewiele o nich wiem, a wydaje mi się, że są smoki które regularnie się z nimi spot-spotykają– nie była pewna czy może mówić o sytuacji która wydarzyła się w Ogniu, ale ponieważ temat elfów również ją nurtował, zdecydowała, że go poruszy. Większość wydarzeń które były dla niej zagadkowe nie należały niestety do łatwych rozmów, nie dlatego, że same w sobie były trudne, ale ponieważ Piaskowa często nie radziła sobie z rozpoznawaniem intencji niektórych smoków. To dręczyło ją najbardziej, ale nie spostrzegła, żeby ktokolwiek szczególnie przejmował się odczytywaniem czyjegoś wyrazu, albo doszukiwaniem się podtekstów w wypowiedziach; więc uznała, że pytanie o to, może być nie na miejscu. Samymi plotkami niezbyt się interesowała. Oczywiście, trafiały do jej głowy, a samica brała je pod uwagę, kiedy przychodziło do konfrontacji z jakąś sytuacją, ale nie zmieniało to jej, raczej sceptycznego podejścia. Każdą informacje musiała usłyszeć z co najmniej kilku zupełnie różnych źródeł, żeby samodzielnie ją zinterpretować.
Trwała, więc w zastanowieniu, czy jest jeszcze cokolwiek, co mogłaby powiedzieć samicy na temat wydarzeń, ale wyszło na to, że znowu niewiele znalazła.
–A co do akh-aklimatyzacji. Jestem stadzie już od... dosyć dawna, więc nie sądzę, żebym miała z nią jakieś problemy. Kasz-każdy z nas jest inny, a to, że ktoś urodził się lub ps-przybył do jakiegoś stada, nie determinuje jego charakteru. Zapewne w niektórych momentach jest to pom-pomocne, ale nie powinniśmy oczekiwać, że wszyscy będą podlegać opisom stad– przypomniała sobie Wizję i Jad, którzy kojarzyli jej się z bardzo walecznymi smokami, ale nie potrafiła określić czy byli porywczy –Myślę, że w Ogniu są smoki o których myślisz, ale faktycznie, możliwe, że ja do nich nie należę– a może? –Ale lubię ak-aktywności fizyczne– dorzuciła, jakgdyby miało to coś zmienić. Piaskowa w walce była zdecydowanie szybsza, jej decyzje bardziej bezwzględne, a ona z satysfakcją rozrywała ciała przeciwników. Nie było ich w prawdzie wielu, ale miała nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda jej się to zmienić. Tak czy inaczej, trudno było stwierdzić, że zachowanie podczas potyczki przekładało się w jakikolwiek sposób na charakter Piaskowej. Tak jak zauważyła Heulyn, była do bólu flegmatyczna.
–A ty? Sądzisz, że pasujesz do Cienia, pod względem tego jak pos-postrzegają go inne smoki?-mówienie o sobie zdecydowanie nie sprawiało takiej frajdy jak słuchanie, więc Pustynia ucieszyła się, że w końcu mogła zadać jakieś sensowne pytanie.
: 27 lip 2015, 20:58
autor: Złoty Bażant
Tsunami wywędrował tym razem na tereny wspólne aby się czegoś nauczyć, na niewielkich terytoriach Stada Wody zrobiło się ostatnio zbyt tłoczno toteż na naukę pływania wybrał sobie Zimne Jezioro, albo raczej cieplejszą jego część. Kiedy dotarł na miejsce, rozsiadł się wygodnie nad brzegiem wody, oczekując na nauczyciela, znaczy Tygrysiego Kolca.
: 28 lip 2015, 11:50
autor: Słodki Kolec
Kolejna nauka... Jak ja jestem rozchwytywanym nauczycielem. Jak mnie brat poprosił to przyjdę
Jak obiecałem tak zrobiłem. Podreptałem do gorącej zatoczki i zobaczyłem tam swojego przybranego brata. Podszedłem do niego i go przytuliłem.
–Witajcie bracie – przywitałem się miło – Czego mam was nauczyć? – wskoczyłem do zatoczki i położyłem się tak aby woda sięgała pi pod pysk. Jak ja lubię to miejsce, jest idealne do odpoczynku i masażu źródłami termalnymi.
: 28 lip 2015, 11:55
autor: Złoty Bażant
Błękitnego zdziwiło nieco tak pozytywne nastawienie Tygrysiego, ale mimo to nie pokazał tego po sobie, obdarzył go za to szczerym uśmiechem.
– Pływania, jestem w końcu morskim smokiem i no... przydałoby się umieć pływać, co nie ? – odrzekł, po prawdzie ta umiejętność powinna być dlań tak ważna jak chodzenie a mimo to ją zaniedbał, ale co tam, grunt że znalazł kogoś kto go tego może nauczyć. Nawet jeśli nauczyciel jest młodszy ...