Strona 16 z 30

: 11 lut 2016, 21:28
autor: Zawierzony Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Szczerze mówiąc – Opiewający odczuł wielką ulgę, gdy samiec się na niego... Obraził? Tak to przynajmniej wyglądało. Jakoś zabawa z nim nie sprawiała mu przyjemności. Najpierw ten dziwny trójłapy smok niepotrafiący nawet porządnie czarować, potem ten tu dziwak... Chyba naprawdę powinien dla własnego dobra psychiczno-fizycznego unikać Cienia. Czy poznał w tym Stadzie kogoś pozytywnego? Babunię, no tak. Ale czy ona przypadkiem nie była spoza terenów Wolnych Stad? Miała taki wiek i bardzo niepasujące tu imię – spodziewał się więc, że albo nie miała jeszcze ceremonii przyjęcia do Stada, albo kryje się z prawdziwym imieniem, ale ta druga opcja przychodziła mu na myśl tylko w odniesieniu do sytuacji, gdy poprzednie miano nosiłaby przez wiele księżyców... Czyli raczej nie była stąd i pewnie to dlatego jako jedyna wydawała się normalna. Spojrzał jeszcze raz na Martwego, po czym niemalże niezauważalnie skinął mu łbem na pożegnanie, a następnie szybkim truchtem ruszył w stronę terenów swego Stada.

//zt

: 13 mar 2016, 19:02
autor: Kruczopióry
Przeszedł się do tej niezbyt wielkiej samotni, potrzebując oddechu. Spokoju. Wyciszenia. Niewielka skała, gdzie miejsca było dla najwyżej dwóch smoków, za sprawą rozciągającego się po horyzont obrazu okolicy stanowiła doskonałe miejsce do przemyśleń. Kruczopióry zaś... miał wiele do przemyślenia. Jego ceremonia i konflikt z Absurdem... Mgła pożerająca coraz więcej terenów... Tajemnicze słowa proroka w jego grocie... Chciał zebrać wszystko do kupy. poukładać w logiczną całość, aby zrozumieć wreszcie: co teraz powinien zrobić ze swoim życiem...?

Delikatnie położył się na brzuchu na środku skały, patrząc w dal. Myślał o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Był sam; nikt ani nic nie mąciło jego spokoju. A może... jednak?

: 18 kwie 2016, 23:04
autor: Oddech Pustyni
// nikt Kruczemu spokoju nie zakłócił więc przyjmuję, że już go tu nie ma

Hmm, całkiem ciekawe miejsce. Często zwracała na nie uwagę kiedy nad nim przelatywała, ale jakoś nigdy nie zamierzała lądować. Może uważała to za bezcelowe, ponieważ niespecjalnie lubiła odpoczywać na wysokościach, a i skała nie była najwygodniejsza, żeby się na niej wyciągnąć. To, że spała u siebie w grocie to rzecz jasna co innego, to była jej jaskinia, więc i kamień był tam wygodniejszy.
Teraz jednak zapikowała i wylądowała zgrabnie na skale, a potem podeszła do jej krawędzi. Zahaczyła o nią szpony i pochyliła się, zad trzymając jednak sztywno na chłodnym podłożu i przy okazji podpierając się ramionami wielkich skrzydeł. Ostatnio czuła się całkiem dobrze, nawet mgła przestała ją stresować. Nie żeby przestała się nią przejmować, nadal był to istotny problem, ale... popatrzyła przed siebie, ale teraz był daleko. Plan był już gotowy, ale teraz -zresztą jak zwykle- musiała poczekać, aż zbiorą się ochotnicy.
Mniejsza o to, miała o tym przecież nie myśleć. Wpatrzyła się w kolce u podnóży skały i zaczęła sobie wyobrażać jak na nie spada, ona lub jakieś inne smocze cielsko, nie ważne kto, ważne żeby się na nie nabił. Nie do końca potrafiła zmaterializować sobie jak zachowają się niektóre części oraz czy z tej wysokości smok połamałby sobie kończyny. Poza tym czy kolce były na tyle długie i wytrzymałe, żeby przebić ciało na wylot, czy może jednak by się połamały? Poza tym, czy smocze mięso było smaczne? Po co o tym myślała i po co w ogóle tu przyleciała?

: 19 kwie 2016, 12:40
autor: Cichy Potok
Cichy potrzebował ochłonąć. Już sam nie wiedział kogo gorzej mieć w stadzie...Wiecznego, czy Zwiastuna. W zasadzie to współczuł zarówno sobie, jak i siostrzeńcowi. Opieka nad stadem była bardzo ciężka, ale póki co dawali radę, a powoli panowanie Cichego się kończyło. Zaczynał jako młodzik, a kończyć będzie jako pierwszy wyszkolony w pełni Czarodziej Wolnych Stad tej ery. Osiągnął w zasadzie praktycznie wszystkie cele, jakie smok mógłby sobie postawić w życiu. A mimo to czuł jakąś pustkę. Nawet jego kompani dziś go opuścili, mając ważniejsze sprawy na głowie, które nawiasem mówiąc Cichy im zlecił. Tak więc Nero siedział z Tojadem, a Duma śledziła Szkarłatnego. Jego dzieci czasem potrafiły sprawić problemy, ale przywykł już do tego. Czyż nie zmierzył się z kazirodczym związkiem własnych potomków? Z rozmyślań wyrwał go szelest smoczych skrzydeł poruszanych wiatrem. Zobaczył znajomą sylwetkę Przywódczyni Ognia. Przechylił w zadumie łeb, przyglądając się jej przez chwilę, po czym wzruszył barkami i podszedł do niej, zatrzymując się na krawędzi i podążając za jej wzrokiem. – Cóż, nieciekawie byłoby tam spaść, nie? – zapytał, kątem ślepi obserwując piaskową samicę. Co też chodziło jej po łbie, że kontemplowała w takim dziwnym miejscu?

: 19 kwie 2016, 13:41
autor: Oddech Pustyni
Na nic mądrego nie wpadła, a wyobrażany smoczy kształt rozmywał się bez przerwy, kiedy wizję pustynnej przerywała jakaś natrętna myśl albo po prostu, dźwięki otoczenia. Byłoby cudownie gdyby ptaki przekazywały sobie informacje mentalnie albo po prostu przysiadały na jakiejś gałęzi i cicho rozmawiały. Nie żeby nie lubiła dźwięków jakimi się posługiwały, ale mogłyby przestać choć na chwilę, kiedy próbowała się skupić.
Jak na życzenie skrzydlate stworzonka zamilkły, a kiedy obraz ciała zrobił się już całkiem wyraźny, smoczyca usłyszała jak ktoś przystaje obok niej, a potem coś mówi. A niech to... później uda się do jakiegoś medyka albo najwyżej rozkwasi kogoś albo ktoś ją, na arenie.
Uniosła powoli łeb i omiotła wzrokiem sylwetkę samca, a potem zerknęła krótko w jego niebieskie ślepia, chociaż nie tak jak zwykle się patrzyło. Skupiła się bardziej na ich kształcie i wypełniającym je kolorze, unikając przecinających je, czarnych kresek. Sama tęczówka też nie była przyjemna – chociaż bardzo ładna – więc pustynna znowu zwróciła wzrok ku kolcom.
Zanim się odezwała, odsunęła się odrobinę, w miarę szybko, żeby samiec nie zwrócił na to uwagi. Co do jego pytania. W zasadzie nie koniecznie przyjemnie, ale ciekawie na pewno, szczególnie dla medyka, o ile takowy smok by przeżył –Myślisz, że są tak samo tf-twarde, na jakie wygh-wyglądają? Ciało smoka jest w końcu równie wyt– kłapnęła zębami. Ciche Wody? A co on tutaj robił? Pewnie coś w kwestii mgły albo stad. A ona, nawet go nie przywitała! Uniosła łeb ponownie i znowu się odsunęła, ale tym razem idealnie kamuflując to przy powitalnym skłonie –Przy-przybywasz tu w jakiejś konkh-konkretnej sprawie?– konkrety tak, na tym powinna się skupić.

: 19 kwie 2016, 16:31
autor: Cichy Potok
Cichy przechylił łeb na bok, tym razem faktycznie wpatrując się w Pustynię bez jakichkolwiek maskowań, bo przysiadł i się gapił. Gdy smoczyca próbowała się odsunąć, najpierw raz, potem drugi, przy okazji składając jakiś dziwny ukłon na jego pysku pojawił się rozbawiony, lekki uśmiech, po chwili zaśmiał się i pokręcił łbem. – Nie, tak po prostu chodzę i myślę, ale widzę że moje wywody w umyśle odbiegają nieco od twoich... – powiedział cicho, ale słychać było w jego głosie rozbawienie, po czym zerknął w dół, jakby chcąc ocenić ostrość kolców. – Wiesz...zawsze można zrobić pewien eksperyment. Można przyzwać kawał mięcha, owlec go za pomocą maddary w odpowiednio grubą skórę i po prostu zrzucić je w dół, sprawdzając, co się stanie... – wzruszył barkami. W zasadzie i tak nie miał teraz nic innego do roboty i jakby smoczyca chciała, sam mógł zająć się tym, co powiedział, a Pustynia mogłaby w końcu się dowiedzieć, czy jej rozważania są mądre, czy raczej śmieszne. Sam Cichy bowiem nie miał pojęcia, nie był Uzdrowicielem i nie wiedział, co by dokładnie się stało, ale podejrzewał, że nic przyjemnego.

: 21 kwie 2016, 14:55
autor: Oddech Pustyni
Kiedy z gardzieli Cichego wydobył się ten dziwny dźwięk, zacisnęła nieco mocniej szczęki i łypnęła raz na jego pysk. Wolałaby, żeby tego nie robił, ale i tak odniosła sukces nie kłapiąc znowu zębami.
Naprawdę? To ciekawe, ale byłoby chyba mah-marnotrawstwem– jej nie przeszkadzałoby ściągnięcie i zjedzenie tego mięsa z kolców, ale nie była pewna czy Cichy również chciałby się za to zabierać. To niby nic takiego, ale upadek z takiej wysokości mógł naprawdę rozkwasić ciało. Hm... lub nie, w zasadzie dlatego było to takie kuszące –To jest... można to sph-sprawdzić, ale nie wiem czy to nie zajmie nie-niepotrzebnie twojego czasu– wszak był dowódcą, miał tyle obowiązków, że kiedy już nadarzała się chwila wytchnienia nie powinien jej marnować. Pustynna nabrała powietrza –Swoją dh-drogą czym większe ciało, tym większe konsekwencje przy upadku, gdyby zss-zrzucić na ps-przykład sarnę, jest mniejsza szansa, że jeżeli już zderzy się z ziemią zmiażdży sobie lub połamie kości na przykład na boku, tak samo jak ss-smok. Szkielet smoka pęka szybciej, choc-chociaż w bezpośrednim stah-starciu jest wytrzymalszy, ale za to jego ciało jest odporne na duże napięcie... To znaczy jego mięśnie, dlatego zakładam, że to sarnie pęknie brzuch, ale smok bardziej się połamie. Ale może kolce coś zmienią?– rozluźniła się nieco i znowu zerknęła na ostre końce sterczące u podnóży skały –To znaczy... zasta-zastanawiałam się czy dobrze myślę, a że nie ma możliwości żeby zrzucić tam też sh-smoka, muszę spróbować to sobie wyobrazić– jej ton pozostawał bardzo spokojny, również śmiertelnie poważny -chociaż u niej może nie było to nic nadzwyczajnego- jakby nic poza tym dziwnym doświadczeniem nie miało znaczenia. Gorzej z dyskomfortem, który uderzył ją za moment, kiedy zorientowała się, ze zaczęła mówić o sprawach, które Cichego mogły kompletnie nie interesować.

: 22 kwie 2016, 21:23
autor: Cichy Potok
Cichy zdziwił się reakcją samicy na jego śmiech. – Czy coś nie tak? – zapytał, chcąc się upewnić, więc wolał wiedzieć, że Przewodniczka Ognia nie lubi pewnych zachowań. Zaraz potem wzruszył barkami. – No wiesz...mięso to mięso, nieco bardziej rozbite, nieco bardziej podziurawione nie robi różnicy, póki w smaku jest dobre. Przy zabijaniu maddarą ze zwierzętami różne rzeczy się dzieją. – uśmiechnął się lekko, po czym zastanowił nad tym, co powiedziała Pustynia i zmarszczył na chwilę pysk w konsternacji. – Cóż, zawsze można wziąć cięższe mięso, przypominające w gabarytach smoka. Jak na przykład wyverny, które zaatakowały Cień, czy po prostu jakiegoś tura, czy inne duże zwierzę. – podpowiedział, w końcu smoki nie były jakoś wybitne wielkie. – Ale w zasadzie, czemu zaprzątasz sobie tym myśli? Czyżbyś chciała zakończyć czyjś żywot w tej rozpadlinie? – przechylił z zainteresowaniem łeb, no....gdyby Spojrzenie nie padł w ostatniej wojnie, to zdecydowanie chciałby widzieć jak jego ciało spada na te kolce.

: 28 kwie 2016, 22:47
autor: Oddech Pustyni
"Czy coś nie tak?" Skąd to pytanie, czyżby samica dała mu w jakiś sposób do zrozumienia, że odczuwa dyskomfort? Przecież nie odczuwała, to że odruchowo zacisnęła szczęki, kiedy zagulgotał o niczym nie świadczyło. To znaczy... nie mógł o tym wiedzieć, ale sama też nie była pewna czy potrafiłaby to wytłumaczyć. Zresztą nie była do końca pewna czy Cichy rzeczywiście się zaśmiał, a nie chciała zdradzać się ze swoim brakiem pojęcia.
Hm? Wszystko w po-porządku– chociaż... a może kłamała? Nie, nie można było tego tak nazwać, to że sobie coś uroiła nie znaczyło, że był od razu jakiś problem. A skoro nie było, mówiła prawdę, właśnie tak –Rzeczywiście, nie pomyślałam o innych zwie-zwierzętach. Tur by się jednak nie nadał, pon-poniewaz nie ma łusek i z pewnością jego budowa zmieniłaby wynik dosf-doświadczenia. Do wywern nie ma zbytnio dostępu, a ta którą mamy jest chyba na to zbyt cenna– pytanie wodnego było jednak trafne. Sam nie była pewna po co nad tym rozmyśla, miała wrażenie że to po prostu dobry sposób na spędzanie czasu.
Nie. Chciał-chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o smoczym ciele, ale jakoś nigdy nie zbieh-zbierałam informacji na poważnie, więc po prostu się nad tym zastanawiam– przycisnęła ogon do przednich łap –Nad czym ty myss-myślisz kiedy jesteś sam?– kłapnęła zębami –Jeżeli mogę zapytać...

: 06 maja 2016, 19:33
autor: Cichy Potok
Samiec widząc zdziwienie Płomienia, a koniec końców był dobrym obserwatorem lekko uśmiechnął się, tym razem jednak powstrzymując śmiech, jednak w jego oczach tańczyły wesołe iskierki. – Och? To skąd ta dziwna reakcja na śmiech? – posłał jej wesołe mrugnięcie jednym okiem. Czy narażał się? Być może, ale lubił poznawać w zasadzie obce i bliskie mu smoki. W końcu to Pustynia, jako pierwsza Ognista zainteresowana była sytuacją, gdy Życie się rozpadło na dwa obozy i nie oceniała pochopnie. Wtedy dużo się też dowiedziała, a od tego czasu zmieniło się wiele i Cichy w zasadzie także pragnął nieco lepiej poznać w zasadzie jego rówieśniczkę. Zraz potem jednak przechylił lekko łeb, a na jego pysku malował się lekko ironiczny uśmiech, jednak nie był on skierowany do Pustyni, raczej ot, pojawił się na pysku smoka. – Nie doceniasz maddary, Pustynio. Można przy jej udziale zdziałać naprawdę cuda... – rzekł tajemniczo, urywając zdanie, po czym pokiwał łbem. – W sumie nam, jako smokom walczącym przydadzą się takie informacje. Ale ja sam tylko wiem, gdzie atakować, aby zabić, a gdzie, by po prostu boleśnie zranić. A więcej informacji o smoczym ciele na pewno mógłby przekazać ci któryś z Uzdrowicieli. – podpowiedział, po czym zamyślił się chwilę nad pytaniem Płomienia. W końcu wzruszył barkami. – Chyba przez to, że w tak młodym wieku zostałem Przywódcą, to właśnie stado zaprząta moje rozmyślania w głównej mierze. Czasem wspominam stare, dobre czasy, gdy byłem pisklęciem, czy Adeptem. Gdy wszystko było prostsze. A moja rodzina żyła... – odpowiedział mimochodem, wciąż jakby zamyślony, a ta wesołość, która mu towarzyszyła, zamieniła się w zadumę, nostalgię.

: 21 maja 2016, 18:31
autor: Oddech Pustyni
// Ładnie, prawie pobiłam rekord prędkości odpisu jaki miałam ze Słowem xD


Reakcja?– trudno zwerbalizować odpowiedź, która nijak prezentowała się nawet dla niej, w myślach –To... to tylko. Myślę, że te po prostu odruch– jakby nie było, odpowiedź najbliższa prawdy. Kiedy klatkę piersiową albo przełyk ściskał jej ten dziwny dyskomfort, żeby się go pozbyć musiała wykonać jakiś ruch, kłapnięcie zębami albo odskok.
Rzec-rzeczywiście... lubię maddarę, ale ze wzg-względu na rangę częściej myślę o bah-bardziej fizycznych rozwiązaniach– zerknęła jeszcze raz w kierunku przepaści. Zrzucanie w nią zwłok powleczonych magiczną warstwą turo albo wywerno podobną nadal było kuszące, ale pomimo tego dziwnego zaangażowania Cichego, smoczyca nie była pewna czy chce, żeby jej w tym pomagał. Cieszyła się, że wdrożył się w jej pomysł i podsunął jej kilka możliwości, ale wciąż miała wrażenie, że marnuje jego czas. A może za bardzo się na tym skupiała... Czym dłużej tu mieszkała, tym trudniej było jej interpretować zachowania smoków albo się do nich dostosowywać. Nawet kiedy wydawały się przyjazne, jak udowodniła sytuacja z Kruczym, mogły myśleć zupełnie co innego
Ah, w walce nie ty-tylko to jest ważne. Jeżeli wiemy gdzie zranić żeby sparaliżować pewną część ciała albo gdzie, żeby doph-doprowadzić do nieprzytomności, chociaż nie zadając żadnych ob-obrażeń, pojedynek zyskuje większą... wartość. Jakby... nie tylko walka dla walki, ale walka dla techniki, dla poznania umiejętności swoich, a także ogh-ograniczeń i możliwości swojego ciała. Na przyk-przykład drobne uszkodzenie kh-kręgosłupa, co zauważyłam u wilków, powoduje paraliż od miejsca ranionego w dół, to jest zabierając na przykład władność w tylnych łapach i ogonie. A sko-skoro łapy są połączone z grzbietem, w ciele może być nap-naprawdę wiele miejsc... cooo pewnie wiesz – za długo, za długo, powinna przecież skupić się na tym co on powiedział –Cóż, sko-skoro jesteś w Wodzie twoja rodzina nadal żyje– poruszyła się niespokojnie i wbiła wzrok w łapy –To znaczy stado jako...– nyh, przecież z pewnością sam zrozumiał! –Rozmyślanie o przess-przeszłości może pomóc przy wyciszeniu, wiele rzeczy można sobie ułożyć, ale też... czy myślenie o tym nie sprawia, że jest gorzej? Bo nie da się już do tego wrócić, ale nadal tego czasu żal– wspomnienie o jej ojcu przemknęło jej przez myśl, ale tylko na krótką chwilę, teraz szybko ją odepchnęła –Poza tym, jesteś w stanie za tym nadążyć? Za nowymi członkami stada albo za tymi którzy ciąg-ciągle odchodzą? Czy nie ma czasem tak, że znik-znikają, a ty nawet nie wiesz kiedy i dlac-dlaczego? Chociaż przewodnik zawsze powinien to wiedzieć...

: 13 cze 2016, 13:01
autor: Cichy Potok
Cichy w odpowiedzi przechylił tylko łeb na bok, lustrując samicę uważniej, niż robił to dotychczas. W zasadzie zawsze wyglądała na przygnębioną, wręcz pogrążoną w rozpaczy, jednak taka była jej uroda. Nie wiedział czy chodzi tu o budowę anatomiczną, czy nie. Nie znał się na tym kompletnie. Dlatego przemilczał ten temat, nie drążąc go już więcej. Na stwierdzenie Pustyni uśmiechnął się lekko. – No proszę...zazwyczaj wojownicy gardzą czarodziejami...choć raczej powinienem powiedzieć, że tak było jak byłem młodszy...teraz w zasadzie nie obchodzi mnie opinia innych odnośnie rangi, jaką dzierżę. Robię to, co do mnie należy i to najważniejsze. – oznajmił ze wzruszeniem barków. Tak...dawniej w Ogniu i Cieniu były smoki, które uważały Czarodziei za kogoś gorszego, a to było bardzo dziwne biorąc pod uwagę fakt, że byli sojusznikami, a ówczesną Przywódczynią była Czarodziejka. No cóż...czasem i tak się zdarza. Wysłuchał z zainteresowaniem słów Płomienia odnośnie jej spostrzeżeń na temat ciała i jego uszkodzenia. Faktycznie wiedział, gdzie uderzyć, aby zabić i zazwyczaj tak właśnie walczył. W życiu bardzo mało walk stoczył ze smokami, więc wyjątki od tej reguły tylko potwierdzały jego słowa, ale przecież Pustynia o tym nie wiedziała, no i raczej by jej to nie obchodziło. Samiec pokiwał powoli głową. – Bardzo interesujące jest to, co mówisz...zazwyczaj zwierzynę, czy drapieżniki traktuję dekapitulacją, więc trudno mi zaobserwować inne konsekwencje ataków, niż śmierć. – powiedział lekko zamyślony. W zasadzie może warto spróbować takich ataków, w końcu gdy zwierzyna zostanie sparaliżowana to nie ucieknie. Mimo tego, że Cichy sporo wiedział, nad pewnymi aspektami, a już na pewno fizycznymi aspektami się nie zastanawiał. Potem na jego pysku pojawił się delikatny uśmiech. – W zasadzie masz rację. Poświęciłem wszystko stadu...jak mój przyszywany ojciec. Mam tylko nadzieję, że nie skończę tak jak on. Zgorzkniały i niczym wulkan, który nie wiadomo kiedy wybuchnie. – oznajmił i spojrzał w ślepia rozmówczyni. – A ty? Jak postrzegasz stado? Jakie masz do swoich smoków nastawienie? – zagadnął po chwili. W końcu nie wszędzie musi być tak, jak u niego, że był w zasadzie ojcem dla każdego członka, był zawsze gotów pomóc...niekoniecznie oczekując czegoś w zamian. Zaraz potem spojrzał gdzieś w bok. – Wiesz...czasem łatwo powiedzieć, nie rozpamiętuj, idź do przodu. Ale w końcu przeszłość jest nauką na przyszłość. A zapomnienie o czymś, co było ważne, nawet o złych rzeczach będzie zdradą samego siebie, a ja mimo wciąż zmieniającego się otoczenia i w związku z samymi zmianami we mnie...nie umiem zapomnieć o przeszłości i nie rozpamiętywać jej. Niektóre wydarzenia są nie do zapomnienia.... – westchnął i powrócił znów wzrokiem do Pustyni i pokiwał łbem. – Wiem o czym mówisz...czasem mam wrażenie, że niektóre smoki nie są zadowolone z tego życia pod barierą. Mają wrażenie, że za tą barierą będzie lepiej i czasami odchodzą...uciekają bez pożegnania. Ale co my możemy zrobić? Nie da się nakazać wszystkim bycie szczęśliwym tu, pod barierą. Nie da się zabronić im posiadania własnych myśli i emocji...jesteśmy tylko przewodnikami, a jeśli są smoki, które nie chcą za nami iść i pragną odejść tam, gdzie wydaje im się, że będzie lepiej...trzeba czasem na to zezwolić... – powiedział ze spokojem. Oj tak...już wiele smoków zaznało smaku bycia za barierą. On sam także próbował tego, próbował odnaleźć Paraliżującą i Bezkresną, jednak na próżno. Cóż, być może nie dane mu było opuścić Wolnych Stad i zawsze tu wracał. – W Ogniu ostatnio zniknęło sporo smoków? – zapytał tknięty tym pytaniem. – Masz jakieś problemy, w których być może uda mi się pomóc? – dodał po chwili.

: 08 lip 2016, 15:19
autor: Oddech Pustyni
W zasadzie nieczęsto mówiła na temat własnej opinii. Oczywiście wyrażała ją, jako przewodniczka tym bardziej, ale robiła to głównie kiedy musiała, kiedy temat dotyczył jakichś konkretnych działań. Rozmowa z Cichym była inna, interesująca i przyjemna, ale jednocześnie nowa, sprawiająca pustynnej trudność. Kiedy samiec skończył mówić, jak zwykle popatrzyła gdzieś na bok i milczała przez dłuższą chwilę, interpretując wszystko co z siebie wyrzucił. Podobał jej się jego spokój, którego trudno było szukać na przykład w rozmowie z Kruczopiórym, ale niestety tak jak on i inni, cały czas próbował spojrzeć jej w ślepia, jakby próbował tam coś znaleźć...
Znam pah-parę smoków, które nie lu-lubią magii, ale głównie dh-dlatego, że nie radzą sobie z jej wykorzystaniem... ale wiem czy można gah-gardzić samym czarodziejem jedynie ze względu na jego rangę– nie pojmowała tego, ponieważ było bez sensu.
Twój przys-przyszywany ojciec?– chyba nie orientowała się zbytnio w tutejszych połączeniach. Musiała się szybko poprawić –To znaczy... jak gorzkniały? Przyw-przywództwo może doprowadzić do czegoś takiego?– nie czuła się bardziej negatywną osobą, chociaż faktycznie, miała wrażenie, że przewodnictwo dużo w niej zmieniło. Czy to oznaczało, że dążyła ku gorszemu z każdym księżycem?
Chciałabym, żeby ni-nikt nie uciekał w ten sposób. Ogniści są bah-bardzo lojalni, ale i wśród takich zn-znajdują się tacy, którzy znikają bez pożegnań, zab-zabierając ze sobą swoje pisklęta. Ale po co, przecież poza bah-barierą jest...– jej dom? –gorzej, prawda?– wzdrygnęła się –Nie chodzi o samo od-odejście, ale o innych, którzy pytają o sw-swoich bliskich, a ty na nie wiesz co odpowiedzieć. Nie wiesz czy ten ktoś już nie żyje czy tylko ods-odszedł, i wtedy masz poczucie takiej... niekom-niekompetencji. Zresztą nie tylko ty, pyt-pytający również jest zawiedziony– jak wtedy z Wichurą, albo młodymi. Kto miał to wiedzieć, jeśli nie przywódca?
Na jego pytanie o problemy wyprostowała się bardziej i spojrzała w okolice podgardla samca –Nie. Każdy przew-przewodnik musi podołać oh-organizacji wewnętrznej stada. Nawet jeśli są jakieś problemy, jedynie Ogniści mogą pomóc. Dziękuję– znowu odwróciła głowę. Szyja i szczęki były chyba jej jedynym ruchomym elementem –Stado jest rodziną. Kiedyś nie poth-potrafiłam go tak nazwać, bo to przecież nielogiczne, ale to prawda. Podoba mi się okh-określenie przewodnik, ale... naj-najlepszym jest chyba 'reprezentant'. Tak nap-naprawdę zbiera opinie wszystkich, również sw-swoje, a potem przek-przekształca je tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Łączy i przedstawia zdanie smoków, tak naph-naprawdę nic nie rozkazuje i niczego nie żąda, bo dlaczego miałby mieć tak-takie prawo, skoro jest na równi z innymi– zwiesiła spojrzenie na swoje łapy. Nic się nie zmieni, jeśli przestanie być przewodniczką prawda?
Powoli nadchodzi kon-koniec twojego przewodnictwa ph-prawda? Myślisz, że... coś się zmieni, kiedy znów będziesz tylko Czarodziejem? Myślisz, że będzie prostsze, tak jak dawniej?

: 15 lip 2016, 10:00
autor: Cichy Potok
Na pysku Cichego zamajaczył cień uśmiechu, pobłażliwego, rozbawionego. – Cóż, wierz lub nie...jak byłem nieco młodszy nie było praktycznie Czarodziejów. Była twoja poprzedniczka, Runa Ognia, moja mistrzyni, Zabójczy Umysł. No i tyle. W tamtych czasach niewiele smoków podejmowało się wyborem tej profesji, jakby była czymś złym. Zwłaszcza w Cieniu...do tej pory mam wrażenie, że smoki te zachowują się niczym Równinni...mniej lub bardziej. Zależy od jednostki. – wzruszył barkami, miał w rzyci to, że Cień był sojusznikiem Ognia, wyrażał swoje myśli. A czy obrażał to stado? Raczej nie, stwierdzał tylko fakty. – Cóż, teraz nieco się to zmienia...coraz więcej widzę czarodziei. Ale wciąż jest ich mało... – westchnął, ale od razu zmienił temat. – Złudzenie Życia, potem znany jako Uskrzydlony Marzeniami, który to opuścił stado, wcześniej wszystkich wyzywając od zdrajców. Z tym, że nikt nie zdradził tak bardzo, jak właśnie on, gdy porzucił to stado, by udać się do Cienia, gdzie zginął. Gdy był przywódcą, był niczym kochający ojciec wszystkich smoków. Potem...nie był już do poznania. Ale to chyba przez to, że zbyt długo był Przywódcą, być może po protu nie potrafił już żyć jako zwykły członek stada, gdzie nie wszystko idzie po jego myśli. – odpowiedział Pustyni bez wahania. Na następne jej słowa pokiwał łbem. – Miałem kiedyś partnerki. Dwie. Odeszły, bo nie mogły tutaj znaleźć swojego miejsca. Kto wie, czy nie poszedłbym za nimi, aby zapewnić im bezpieczeństwo gdziekolwiek poszły...ale zesłano mi dar. Nasze dzieci przyszły pod barierę, upewniając mnie, że mają się dobrze. Coraz bardziej zaczynam powątpiewać w to, że za tą barierą jest tak niebezpiecznie. Póki co mam wrażenie, że z nudy każde stado szuka sobie rozrywki kosztem innego stada. Czy tak powinno być? Nie wiem. Czasem zastanawiam się nawet, czy Słowo nie miał racji. Nie w tym, by stworzyć jedno, wielkie stado. To by nie wyszło. Ale zjednoczyć się, by podbić więcej terenów? Zaniechać tego ciągłego pasma intryg i nienawiści względem samych siebie? – powiedział ze spokojem, lekko zamyślony. – Wolne Stada...które są zamknięte na wszystko i wszystkich wokół. Nie zdziwię się, że gdy już dawno nasze ciała będą prochem użyźniającym glebę pod naszymi łapami, to Wolne Stada doprowadzą się do samodestrukcji. Co będzie, jak zostanie tylko Ogień i Cień? Będziecie dalej żyć w zgodzie? Jak długo? – uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił łbem. To wszytko było popaprane. Ta cała bezpodstawna nienawiść. Te ciągłe dążenia do wojen między sobą. Bezsens. Pokiwał tylko łbem na stwierdzenie o przewodnictwie. Tak, tak to właśnie wyglądało. Także w Wodzie. Cichy nigdy nie narzucał swojego zdania innym. Pytanie Pustyni zaskoczyło go. Spojrzał uważnie na samicę, po czym wzruszył barkami. – Wciąż będę żył, wciąż będę robił to, co robię do tej pory. Po prostu nie będzie już wszystko na mojej głowie...może odpocznę w końcu? – zaśmiał się cicho, krótko, pamiętając, że Pustynia nie bardzo lubi ten gest rozbawienia.

: 22 lip 2016, 17:42
autor: Oddech Pustyni
W zasadzie nie zwróciła na to, aż tak wielkiej uwagi. Dla niej, kiedy tutaj przybyła, nawet jeden Czarodziej stanowił rzecz niesamowitą, nie miała po co zastanawiać się, czy jest to ranga lubiana przez innych czy nie. O Cieniu zresztą nie miała zbytniego pojęcia i nadal nie do końca rozumiała skąd to przyrównywanie ich do Równinnych. Zapewne mieli swoje negatywne cechy, ale czy nie było to naturalne, skoro byli smokami? Nie potrafiła określić czy to potępia, jeżeli nie łamali wyraźnie smoczego prawa, a takich ewenementów w Cieniu nie było aż tak wiele.
Mniej lub bardziej– powtórzyła. Mniej lub bardziej, zachowywał się smok z każdego stada, ale tego nie powiedziała już na głos.
Więc poh-poradziłeś sobie lepiej od niego. Bo niedługo przess-przestaniesz być przewodnikiem, phaw-prawda?– nie znała Uskrzydlonego zbyt dobrze, po prostu widziała go kilka razy, nawet nie zamieniając z nim słowa. Z jakiegoś powodu zrobiło jej się go żal, chociaż w głównej mierze zaciekawiło ją, co sobie myślał, odchodząc ze stada. Miała wrażenie, że czym dłużej się nad tym zastanawia, nawet dla niej taka decyzja nie wydaje się zupełnie obca.
Smoki przy-przychodzą do nas z różnych stron, opowiadając jak trudno im się czasem żyje, poza bah-barierą. Jedni w ph-prawdzie mają więcej szczęścia od innych, ale zawsze istnieje ryzyko, że zostaną zasko-zaskoczeni przez wroga, od którego my jesteśmy oddzieleni– zerknęła w stronę mgły w oddali –Może od jednego z wrogów... Wcale nie musimy się zupełnie jednoczyć, pewna wh-wrogość pomiędzy stadami, pomaga nam wzrastać, ale to nie znaczy, że nie możemy mieć wspólnego celu– tak, chociaż nie była to już jej decyzja, tylko przyszłych pokoleń. Chciałaby jednak być tego świadkiem.
Odpowiedź o odpoczynku nieco ją uspokoiła. Nie zawierała w sobie w prawdzie wiele treści o której nie mogłaby mieć pojęcia, a jednak jej prostota do niej trafiła –To w sumie dobh-dobry pomysł– postukała szponami w skałę i znowu, krótko zerknęła na towarzysza –Dziękuję za tę hoss-rozmowę. To...– komfortowe? –przyjemne, kiedy można z kim-kimś tak po prostu wymienić się pogh-poglądami– miała wrażenie, że kiedyś robiła to częściej. Teraz wydawała się to jakaś dziwna rzadkość, chociaż przecież zależąca głównie od jej inicjatywy.

: 24 lip 2016, 12:21
autor: Cichy Potok
Tak, widać było że Pustynia niewiele rozumiała z natury swoich sojuszników. Cóż, w końcu byli sojusznikami i nie stanowili dla niej realnego zagrożenia. Chociaż zapewne wszyscy wokół to widzieli, sama Pustynia była ślepa na to, co wyprawia Cień. A Cień był dobrym manipulatorem i Ogień zawsze tańczył, jak Cień mu zagra. Takie było wrażenie nie tylko Cichego. Raz jednak Ogień zawiódł Cień...i wtedy na szczęście unia Wodno-Życiowa pokazała swoją siłę przeciwko raptem sojuszowi. Ale to było dawne, stare dzieje. Tak, Cichy być może zbytnio żył przeszłością i nie w pełni umiał dostosować się do tego, co działo się tu i teraz. A prawdą było, że zarówno Woda, jak i Życie, zarówno Cień, jak i Ogień zmieniały się. Szły do przodu. A Cichy chyba już nie miał ochoty za tym wszystkim podążać i przyjmował z ulgą wieści, że niedługo po prostu będzie zwykłym, szarym smokiem. Chodzącym po terenach swojego stada i nie muszącym pilnować wszystkich wokół. Tak, teraz wszystkie jego obowiązki spadną na młodziutką Przebłysk i Cichy wiedział, że musi sobie dać radę. Na stwierdzenie Pustyni wzruszył barkami. – Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz...tak kiedyś mi ktoś powiedział. – oznajmił z uśmiechem. – W zasadzie jeszcze wszystko się może zdarzyć ale masz rację, jestem zadowolony z mojej następczyni, wiem że zostawiam stado w dobrych łapach i nie mam zamiaru nigdzie się udawać. W końcu wciąż mogę wiele dla Wody zrobić, nawet nie będąc Przywódcom. Tego brakowało memu ojcu. Nie zamierzam popełniać jego błędów, takie postanowienie sobie już założyłem, gdy obejmowałem Przywództwo. I chyba dobrze mi to idzie póki co. – uśmiechnął się lekko. Ale czy aby na pewno nie popełniał takich samych błędów? Na pewno nie przywiązywał się do bycia Przywódcom, tak..że jak już ustąpi, wciąż będzie miał swoje życie. W końcu budował nowy związek, a więc musi to być coś, co będzie jego celem w życiu, jak już nie będzie opiekował się całym stadem jako jego przewodnik. Cichy przemyślał także kolejne słowa Pustyni. Pokiwał powoli łbem. – Tak, w zasadzie takie walki czasem pomagają nam się wzmocnić. Masz rację. Jednakże czasem wspólny cel...może okazać się tylko chwilowym....rozwiązaniem. – powiedział z lekkim uśmiechem. Cóż, w sumie miał pewne informacje, ale nie zamierzał ich ujawniać. Nie względem mgły, oj nie. To było teraz priorytetem Cichego, by pomóc Życiu odzyskać ich tereny. Aby reszta stad odzyskała pełne swoje tereny, mgła w końcu dotknęła ich wszystkich i należało ją przegonić. Słysząc kolejne słowa Pustyni, Cichy uśmiechnął się szeroko, szczerze. Skłonił delikatnie łeb. – Przyjemność po mojej stronie, Pustynio. Czasem warto po prostu tak...pogdybać...porozmawiać bez jakichś specjalnych powodów. – powiedział z lekkim uśmiechem wciąż majaczącym na jego pysku.

: 05 sie 2016, 13:23
autor: Srebrny Kolec.
Srebrny powoli wtoczył się na Samotną Skałę, taszcząc kilka owiniętych w skórę sztuk mięsa otrzymanych z zapasów stada. "Piękny ze mnie łowca", pomyślał. "Nie umiem upolować ani zwierzyny, ani potencjalnego nauczyciela."
Zwykle posiłki jadał w swojej grocie, tym razem jednak zdecydował się na pożywienie się w polu. Chciał pomyśleć nad kilkoma rzeczami, a ciemna, pusta jaskinia nie ułatwiała światłolubnemu wywernowi procesów myślowych.
"Kim jestem, skąd pochodzę, dokąd zmierzam?" – te pytania nigdy nie zaprzątały ozdobionej potrójnym grzebieniem głowy, ta zaś chwila nie była wyjątkiem. Srebrny myślał głęboko nad swoimi planami na przyszłość.
Odgryzł kawał mięsa. Czy nada się na łowcę stada? Umie latać. Umie czarować. Nie umie walczyć, nie potrafi się skradać, nie ma pojęcia o śledzeniu. Odrzucił na bok ogryzioną kość udową bażanta, po czym zabrał się za pierś ptaka. Zaczynał powoli wątpić w swoje możliwości. Ale na cóż innego się nada?
Nie chciał być wojownikiem. ochrona granic stada była czymś, co należało do wielkich, potężnie zbudowanych smoków, mogących samymi gabarytami sprawić, by przeciwnik zastanowił się drugi raz nad atakiem. Jego umiejętności we władaniu maddarą nie wyróżniały się szczególnie na tle innych. Brakowało mu cierpliwości potrzebnej uzdrowicielowi czy piastunowi.
Skończywszy obrabiać bażanta, wziął się za mięso kozie. Tak, zdecydowanie. Łowca to jedyne, w czym siebie widzi. Nie był wielki, nie brakowało mu jednak sprytu ani zwinności. Skromny zasób sztuczek związanych z maddarą w zupełności wystarczy mu, by wspomóc się tam, gdzie nie wystarczyłaby sama siła. Szybki zaś lot pozwoli na skorygowanie błędów popełnionych przez brak cierpliwości.
Nie wiedział sam, kiedy skończyło mu się mięso. Wypluł chrzęść szaraka, po czym rozkopał szybko ziemię i przykrył nią resztki posiłku.
Raz jeszcze spojrzał z wysokości Samotnej Skały w dół. Wiedział już, co powinien robić.
...Kogo chciał oszukać. Nie miał zielonego pojęcia, co powinien robić. Ale znał już swój cel. To zawsze jakiś plus.

: 15 sie 2016, 22:58
autor: Czarci Kolec.
Czarci Kolec nigdy nie zaprzątał sobie łba podobnymi pytaniami. Kim jest? Ognistym smokiem, kupką mięśni owiniętą twardymi łuskami ze skrzydłami. Był potomkiem Cienistych, a więc i potomkiem Równinnych, choć gdzieś w drodze te geny powoli się gubiły. Skąd pochodził? Na to pytanie już właściwie odpowiedział. Jego serce i dusza w całości oddane były Ogniowi. Dokąd zmierzał? Do zwycięstwa, rzecz jasna. Zwycięstwo rozumiał przez przetrwanie. Takie jest brutalne prawo natury – zawsze przetrwa tylko najmocniejszy osobnik. Czy to wykorzystujący siłę, czy zręczność, czy inteligencję – na polu bitwy życia zostanie najlepszy.
Samiec nie miał szansy wiele zastanawiać się nad swoim losem. Gabaryty pozwalały mu na obranie ścieżki Wojownika, podążając za... no właśnie. Za kim? Ojciec był starym Adeptem, a matka Łowczynią z aspiracjami na Wojownika. Wiedział, że babcia była świetną Wojowniczką, ale ona nie bazowała na sile, za to Czarci miał wsparcie Kamanora. Tak, jego ścieżka wyznaczona była od pierwszego dnia wyklucia.
Czarne Wzgórza, choć nazwę miały fascynującą, wcale nie były fascynującym miejscem. Raczej nudne, monotonne krajobrazy. A jeśli już coś miało się tu zdarzyć – o, skała na przykład... to stała sobie tak ni z tego, ni z owego, sama. A jednak wiśniowy uznał dobre poznanie terenów za swój priorytet, więc badał teren. W ten sposób dostrzegł w oddali sylwetkę smoka, którego prawie uznał za albinosa, ale jego łuski nie były całkowicie białe. Z nową energią wzbił się w powietrze i doleciał do niego szybko, unosząc się nisko nad ziemią. Wylądował z rozmachem, krótko biegnąc, a później wyhamował i stanął w całej okazałości przed Wodnistym.

– Cześć. – rzucił zaciekawiony, przekrzywiając łeb na lewo. Poczuł zapach morskiej wody, charakterystyczny chyba dla tego stada... a czuł je pierwszy raz. Pierwsze jego spotkanie z Wodnistym! Woda i Ogień jako żywioły są sobie przeciwne, ale smoki z tych stad chyba nie... nie?
– Jestem Czarci Kolec, Adept Ognia. Co tu robisz? – zapytał, podchodząc od razu bliżej, pewnym krokiem. Zachował odległość bezpieczną, oczywiście, dając się poznać nieznajomemu ze swoim zapachem i wyglądem. Wypiął dumnie pierś, bo przecież musiał się dobrze prezentować. Kto wie, może i dla Srebrnego to jest pierwsze spotkanie z Ogniem?

: 19 sie 2016, 12:44
autor: Srebrny Kolec.
Srebrny był lekko zdumiony. Zwykle to on w niezbyt grzeczny sposób wyrywał starsze smoki z zamyślenia po to tylko, by się przedstawić. Karma?...
-Witaj. Nazywam się Srebrny Kolec i jestem adeptem Wody. – co tu robił? Taaak, wszystko, czego mu w tej chwili było potrzeba, to kolejny filozoficzny temat do rozmyślań. Co właściwie tu robi? Co robi ze swym życiem? Czy w ogóle warto żyć? Czy nie lepiej i nie łatwiej byłoby utopić się w Naksarze albo zawalić wejście do własnej groty, gdy będzie w środku? – Przyszedłem tu, żeby pomyśleć nad swoim życiem... to chyba był błąd. – to zdecydowanie był błąd. Nigdy wcześniej nie myślał nad tym, czy jego wybory są słuszne i czy jego egzystencja ma sens. I dobrze mu było bez wniosków, które wyciągnął.
-Też jesteś adeptem... Na kogo się szkolisz? Powiedz mi, czy też masz czasem wątpliwości co do tego, czy był to słuszny wybór? – co mu strzeliło do łba, żeby otwierać się przed obcą osobą? Chyba po prostu potrzebował kogoś, do kogo można otworzyć pysk, a nikogo innego nie było pod łapą.

: 19 sie 2016, 18:41
autor: Czarci Kolec.
Chaos przekrzywił łeb na prawo, kompletnie nie rozumiejąc Wodnego. Rozchylił nawet nieco pysk, z którego bezwładnie opadł język spomiędzy ostrych zębów, ale po chwili poprawił się z zamiarem wzięcia głosu.
-Błędem było Twoje życie, czy przyjście tu i myślenie o nim? – wypalił, a w jego łbie zakiełkowała myśl, że jeśli ktokolwiek zastanawia się nad swoim życiem – to oznacza, że jest nieszczęśliwy. To oznaczało tylko jedną możliwość, a przynajmniej według niego. Sprawić, by nie trzeba było o tym filozofować.
Nikt, oprócz ledwie jednego smoka, czy raczej smoczycy, nie otwarł się przed nim. A jego przyjaciółka nie zrobiła tego tak szybko, jak ten osobnik. Obcy. Nieznajomy. Nawet nie z tego samego stada, ani z sojuszu! Srebrny nie miał żadnych podstaw, by mu ufać, a jednak to zrobił. To chyba dodatkowy dowód na jego desperację i smutek. Czarci wziął głębszy oddech i zamrugał czarnymi, niewidocznymi niemalże ślepiami.

– Szkolę się na Wojownika. Nigdy nie miałem wątpliwości co do tego, co jest moim zadaniem. Zresztą... – wskazał ruchem łba na swoje umięśnione łapy i poruszył nimi nieznacznie, dzięki czemu mięśnie stały się jeszcze bardziej widoczne. – Bogowie obdarzyli mnie jednoznaczną cechą. – wyszczerzył do niego kły, a w ślepiach pojawiły się tańczące, radosne ogniki.
– Kim nie wiesz, czy chcesz zostać? I dlaczego się nad tym zastanawiasz? – zapytał po chwili milczenia, żeby nie stało się to niezręczne. Właściwie, samiec nie wymagał od niego wiele – jedynie rozmowy. To mógł mu dać, a nawet chciał, jeśli coś dzięki temu mogło się zmienić.

: 20 sie 2016, 13:20
autor: Srebrny Kolec.
-Moje życie? Skąd. Nie wątpię, że ma ono jakiś sens. – Sreberko nigdy wcześniej nie zawracał swej ozdobionej hełmiastym grzebieniem głowy filozoficznymi pytaniami, a każda kolejna chwila uświadamiała mu coraz bardziej, że nie powinien tego zmieniać, toteż nie zastanawiał się nawet, czy odpowiedź ta jest szczera. – Nie powinienem się jednak nad tym zastanawiać... – wnioski rozmyślań nie były zbyt przyjemne. – Nic nie wymyśliłem, a rozbolała mnie tylko głowa. – skłamał.
Taaak... jego rozmówca był bardzo dobrze zbudowany. Jego zdaniem był to ostateczny dowód, że wojownik to dla niego jedyna słuszna ścieżka.
-Cóż, Czarci Kolcu... chwalisz się solidną budową i uważasz ją za cechę rozstrzygającą w wyborze. Ale nie rozstrzyga ona niczego. Nie uważasz, że twa siła byłaby pomocna dla piastuna, chroniącego pisklęta przed zagrożeniem? Dla uzdrowiciela poszukującego ziół w trudnym terenie naszego świata? – bardzo delikatnie drgnął. – ...Dla łowcy?
Srebrny, dosyć mazania się! Trzeba to z siebie wyrzucić.
-Chciałem zostać łowcą. Ale czy się nadaję? Nie potrafię walczyć, polować ani nawet wytropić zwierzyny. Ba, nie mogę znaleźć nikogo, kto zgodziłby się mnie nauczać... sam zaś widzisz, jak podle jestem zbudowany. – podniósł się powoli i rozchylił skrzydła, ukazując kościste żebra, cienką, pergaminową błonę między palcami skrzydeł i króciutkie łapy, które chyba tylko dzięki błogosławieństwu bogów nie zapadały się pod ciężarem ciała. – Myślisz, że nadaję się do czegokolwiek?