Strona 17 z 26

: 31 maja 2020, 11:08
autor: Lumi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

I jeszcze raz zarył pyskiem o ziemię, po raz kolejny musiał się wstydzić. Na Bogów, czy każda jego próba ataku musiała się tak kończyć? Naprawdę myślał, że w końcu wtłucze temu pomarańczowemu, wyrwie mu kilka flaków i w końcu skończy tą męczarnię. Takie rzeczy tylko wzmagały jego furię, chęć wyładowania się na czymś albo kimś.
Ale nie tym razem, teraz pokaże Beriemu na co go stać. Nie bez powodu jest przecież Spokojnym, prawda? Nie przyjął oferty pomocy, i po chwili już stał na nieco ugiętych łapach, chcąc nie chcąc teraz Krwawy będzie musiał go zranić. – Żyjesz, bo jesteśmy w tym samym stadzie. Inaczej pewnie już dawno bym cię zatłukł, ale skupmy się na pozytywach, bo w końcu one są ważne, nie? Wystarczą mi podstawy i nic więcej, do innych nauk znajdę sobie kogoś innego, ale dziękuję za propozycję. – Odparł lodowato, po czym jeszcze raz odszedł od niego na około ogon odległości, aby chwilę potem się obrócić. – To co teraz, hmm? –

: 31 maja 2020, 14:29
autor: Legenda Samotnika


Zwiedzając piękne tereny, na których byłem zmuszony zostać – nie żeby w jakikolwiek sposób mi to przeszkadzało, ani trochę! – zawędrowałem z rozmarzonym uśmiechem pod majestatyczne skały, na które końcówką uszka słyszałem, że mówią Bliźniacze. Wyglądały niezaprzeczalnie imponująco – niczym niewielka góra, rozsieczona jednym, gładkim cięciem boskiego pazura! Trochę zostałem, aby nacieszyć się tym widokiem, jednak już wkrótce ruszyłem na dokładniejsze badanie nowej miejscówki. Zamiast jednak udać się do najbardziej oczywistych miejsc, ruszyłem w stronę niewielkiej dziury w zaroślach, której w życiu bym nie zauważył, gdyby nie prowadził do niej wyraźny ślad smoczego zapachu, całkiem świeży. W przekonaniu, że posiadacz owego zapachu, który wyczułem dzięki swym doskonałym zmysłom łowcy, udał się nigdzie indziej tylko do wąskiej dziury w skale, upewniły mnie dodatkowo niezbyt starannie, jeżeli w ogóle ukryte ślady połamanych gałązek krzewów, gdy były odgarniane, a także pognieciona trawa przy wejściu. Wejście nie wyglądało zbyt kusząco – wręcz na odwrót, budziło we mnie lęk klaustrofobiczny, na który raczej nie cierpiałem w przeszłości, a jednak moja nieposkromiona ciekawość wzięła górę – toteż rozejrzałem się czujnie, zbliżyłem się do ciasnego przejścia, po czym wśliznąłem się tam równie zwinnie, co lis na zimowym polowaniu wskakuje w śnieżne nory swej zdobyczy.
Musiałem się trochę poczołgać, choć zdecydowanie moje geny oraz rozmiar grały znaczącą rolę w próbie "nie-utknięcia" – drobne ciało drzewnego nastolatka i wrodzona zwinność wężowego sprawiały, że przemieszczałem się w wąskim przejściu sprawnie, jakbym robił to codziennie. Szczęśliwie dla mych czułych łusek już wkrótce tunel się poszerzył, natomiast zapachy obecnych tu smoków nasilały się, co tylko napędzało moją ekscytację. Minusem była głęboka ciemność, której nie były w stanie rozświetlić i tak nieliczne promyki Złotej Twarzy, ledwo sięgające poprzez krzewy wejścia do jaskini. Na szczęście nie stanowiło to dla mnie większego problemu, gdyż wzory na moim ciele niezawodnie rozjaśniły się, emitując nieznaczne światło, a ślepia wyczuliły się na mrok, przybierając świecącą, szkarłatną barwę. Wzory nie były wystarczająco jasne, aby rozświetlić mi drogę, jednak starczyło ich na tyle, aby nieznacznie określać kształt mojego otoczenia, więc mogłem dalej poruszać się tunelem, tym razem ze znacznie zwiększoną ostrożnością, a jednak nie w całkowitym mroku.
Tunel ciągnął się dosyć długo, choć to mogło być jedynie moje wrażenie, gdyż poruszałem się do przodu niezwykle powoli, aby nie potknąć się i nie wywalić. Nareszcie zacząłem słyszeć jakieś głosy, więc przyczaiłem się w tunelu, postanawiając na razie lepiej zapoznać się z sytuacją, a nie wpadać, jak to zwykle robię, bez planu. To miejsce wzbudziło we mnie wystarczająco spięcia i ostrożności, abym zastanowił się, czy aby na pewno warto wchodzić w kompletnie nieznane, ciemne miejsce, nie mając pojęcia, co tam na mnie czeka. Moje oczy zdążyły przyzwyczaić się do mroku wystarczająco, aby zdążył zauważyć, że to miejsce zdawało się nie posiadać innego wyjścia oprócz tego, którym tu wszedłem. Nie mogłem się jednak wycofać, nie w takiej chwili! Przecież to będzie doskonały materiał na opowieść! Poza tym zdążyłem zauważyć źródło światła przed sobą, co wskazywało na to, iż jednak kogoś tu wytropiłem. Mogłem sobie trochę podsłuchać, a później głosić o swej odwadze i zwinności! Przyczaiłem się więc przy wejściu do większej groty, gdzie moich wzorów nie było widać dzięki światłu, towarzyszącemu nieznajomym. Nie widziałem dokładnie tych smoków, ale zdążyłem dostrzec dwa kształty. Oni natomiast, nawet gdyby jakimś cudem zauważyli moją sylwetkę przy wejściu, widzieliby w ciemności jedynie smukłe białe wzory i parę czerwonych oczu – ich światło nie sięgało mnie na tyle, aby ujawnić cały mój wygląd. Tak więc dopóki nie zostałem wykryty, pozostałem w kryjówce i przyglądałem się cieniom na ścianie, które przynajmniej częściowo zdradzały mi, co działo się w jaskini.
– ...znajdę sobie kogoś innego, ale dziękuję za propozycję. – rozbrzmiał lodowaty głos. Och, dopiero przyszedł, a już wyłapałem coś ciekawego! O czym mogliby rozmawiać? W moim ciele zawrzała adrenalina i wyczuliłem słuch na kolejne słowa. – To co teraz, hmm? – coś planują, z pewnością! Czyżby coś groźnego, niedozwolonego?! Jakże ciekawie!

: 03 cze 2020, 21:26
autor: Berius
Widząc że mimo wszystko Lumi ma inne podejście do walki niż Krwawy musiał odpuścić usilnego starania się wkuć mu zasady do głowy. Miał jednak nadzieje że następny temat lekcji zrozumie lepiej.
~teraz zajmiemy się obroną. Jest to rzecz o wiele ważniejsza od ataku bo pozwala na utworzenie sobie miejsca na kolejny atak. Jest to dość trudna sztuka i każdy ruch musi bezbłędnie odpowiadać każdemu atakowi przeciwnika. Przez te wszystkie księżyce które przewalczyłem na arenie ta sztuka nie raz uratowała moje życie. Chcę byś tym razem skupił się i bardzo uważnie wysłuchał podstaw obrony jakie ci przekaże. Wiem że chcesz wszystko robić po swojemu ale jak będziesz eksperymentował z obroną bez rozumienia podstaw bardzo szybko twoja krew będzie barwić piaski areny.
Podczas swojego wywodu który za pomocą maddary lądował w umyśle każdego żyjącego osobnika w około. Rozproszona mentalna wiadomość była dla Krwawego bardziej poręczna. Okrążał on swojego ucznia niczym ofiarę. Chciał sprawdzić czy potrafi się skupić na ważnych rzeczach takich jak słuchanie nie będąc rozpraszanym przez to co się dzieje na około niego.
~Zacznijmy więc od pytania. Jeśli ktoś atakuje cię frontalnie. Biegnie z rogami wycelowanymi w twoją pierś. Dodajmy że twój przeciwnik jest nieco tylko większy od ciebie. Jak obronisz się przed takim atakiem?
Spytał go nie przestając obchodzić go w około. Nie zauważył jeszcze że w jaskini znajduje się więcej smoków niż tylko mistrz i jego uczeń. Nie wiedział też czy obecny tu ciemny smok ma złe czy dobre zamiary.

: 04 cze 2020, 12:13
autor: Lumi
Aż przysiadł z wrażenia, jak powierzchownie uczył go mistrz. Ani słowa więcej o atakowania w punkty witalne przeciwników, zero wspominania o masakrowaniu pysków czy podrzynania gardeł.. Czy ktokolwiek podziela jego mordercze pasje?
Jeszcze raz niemal syknął czując drgania maddary, a głos w jego głowie niemal doprowadził go do furii. – Przestań paprać się słabej jakości magią. Przecież nie jesteś magikiem, więc pozostaw im władanie tą mocą. Boisz się, że ktoś usłyszy twój prawdziwy głos, czy co? – Niemal warknął patrząc się na poruszającą się sylwetkę mistrza, nie mogąc się należycie skupić. Szybko wycofał się pod ścianę, niemal równoległą do wejścia. Teraz nie musiał martwić się o swoje tyły, więc liczba możliwych ataków mocno się zmniejszyła.
– Jeśli na mnie szarżuje to chyba bardzo dobrym pomysłem byłoby odskoczyć, albo odturlać się w bok, przy odrobinie szczęścia przeciwnik może się wywalić. – Odpowiedział sucho, przy okazji spoglądając ukradkowo na parę czerwonych punktów w ciemnym wejściu.. Nie, to zdecydowanie wytwór jego wyobraźni.

: 04 cze 2020, 21:41
autor: Legenda Samotnika
Ach, że też taka niewygodna się okazała owa jaskinia. Nigdzie było przysiąść wygodnie, a dźwięk hulał i odbijał się po ścianach jak mu się tylko podobało – ledwo żem co słyszał, a co dopiero widział. Przynajmniej jednak póki co nikt mnie nie zauważył, więc narzekać za bardzo nie mogłem. Tak też przyczaiłem się przy wejściu, zachowując ciszę i ostrożność, jak to najlepszemu zwiadowcy wypada. Łapy mi już lekko podrygiwały od napięcia i niewygodnej pozycji, ale nie skupiałem się na oburzeniach swojego ciała, tylko na tym, co działo się w grocie.
A działy się ciekawe rzeczy! Źródłem światła okazały się dziwaczne iluzje, krążące wokół białołuskiej postaci. Krążył wokół niego także drugi samiec, daleki wyglądem od nie najlepszych jakością tworów maddary. Ten większy smok o zauważalnie połyskujących, ale gdzieniegdzie nieco już zmatowiałych z wiekiem miedzianych łuskach przemówił, a ja nastawiłem uszy, usiłując wyłapać, co mówił. Jego monotonne krążenie, wywołujące już u mnie nieznaczny odruch... zwrotny, zupełnie nie sprzyjało dokładnemu zrozumieniu jego mowy, dodatkowo tłumionej echem. Być może była to wina niekorzystnego miejsca, jakie obrałem sobie do szpiegowania, ale innej miejscówki za bardzo nie było. Wyłapałem jedynie urywki zdań, ale i to wystarczało mi do wysunięcia własnych wniosków. Przyozdabianych wyobraźnią, oczywiście.
– ...ną. Jest to rzecz o wiele ważniejsza bo pozwala na utworzenie miejsca na kolejny atak. – o wiele ważniejsza rzecz? Mówi o jakiejś broni? – Jest to... – no?! No co to za broń?! – arrgh! Musiał się akurat odwrócić! – ...każdy ruch musi bezbłędnie odpowiadać każdemu atakowi . Przez te wszystkie księżyce które przewalczyłem na arenie ta nie raz uratowała moje życie. – to doświadczony wojownik... A ta broń go ratowała! Cóż za potężne narzędzie!
Wytężyłem wzrok, usiłując wypatrzeć broń, o której mówił miedzianołuski, jednak nic z tego. Iluzje przesłaniały mi widok, a i półmrok, panujący w grocie nie ułatwiał zadania. Co zaskakujące, miałem złe przeczucia na temat tej historii, ale żadnych przeczuć na temat budzących grozę ataków, które zaplanowała ta dwójka. Tłumaczyłem to sobie jednak tym, że za mało jeszcze przywiązałem się do Wolnych Stad, aby odczuwać wobec nich jakieś prorocze przeczucia.
Tymczasem starszy smok mówił dalej, a ja usiłowałem skupić się na jego słowach.
– Chcę byś tym razem skupił się i bardzo uważnie jakie ci przekaże. – przekazuje mu broń?! – Wiem że chcesz wszystko robić po swojemu, ale jak będziesz bardzo szybko twoja krew będzie barwić... – czy... on mu grozi? Myślałem, że są wspólnikami, ale najwyraźniej... ktoś tu jest przymusowo.
Z każdym kolejnym słowem, jakie słyszałem, groza rosła w mojej duszy, a serce zwalniało w trwodze. Z tego co zrozumiałem, coś się szykuje. I skończy się krwawo.
Nie był to jednak koniec przemówienia.
– Zacznijmy więc od . Jeśli atakuje cię frontalnie. Biegnie z rogami wycelowanymi w twoją pierś. Dodajmy że twój przeciwnik większy od ciebie. Jak obronisz się przed takim atakiem? – czyżby zapowiadał swój atak? Brzmiało, jakby opisywał własną szarżę na białołuskiego. Szkolił go? Bardzo możliwe. Zapewne chciał przygotować poplecznika do nadchodzącej jatki. Bo przecież planowali jakąś jatkę, prawda?
Moje rozmyślania zostały przerwane odpowiedzią białołuskiego. Wsłuchałem się i nie zdziwiłem, gdy oziębły ton jego głosu wyraźnie wskazywał na to, że nie pałał do starszego samca sympatią – to by potwierdzało moją teorię o tym, że miedzianołuski ściągnął tu młodszego wbrew jego woli oraz mu groził.
– ...paprać się słabej jakości magią. Przecież nie jesteś magikiem, więc władanie tą mocą. Boisz się, że ktoś usłyszy twój , czy co? – po tych słowach mnie zmroziło. Zobaczył mnie? Ale jak? Skąd wie o mojej obecności?!
Trzeba się wycofać, szybko. Nie wiadomo co mi zrobią, a zwłaszcza ten brązowy, jeżeli mnie złapie. Przecież groził wyraźnie znajomemu smokowi, więc co zrobi ze mną, obcym szpiegiem?!
Cofnąłem tylną łapę, przygotowując się do odwrotu. Czekałem tylko, aż białołuski oznajmi, że ktoś ich podsłuchuje. Nie odchodziłem jednak, z jednej strony pragnąc zachować ostrożność i ciszę, a z drugiej zatrzymywany przez nieopanowaną ciekawość. Ku mojemu zaskoczeniu jednak ani chwilę, ani kilka chwil później nie rozbrzmiał krzyk "ZABIĆ ŚWIADKA" lub coś równie krwiożerczego. Gdy więc ciekawość przezwyciężyła strach, postawiłem tylną łapę na miejsce, a jednak nie rozluźniałem mięśni, gotowy w każdej chwili odwrócić się i pognać do wyjścia. Na wszelki wypadek.
– Jeśli na mnie szarżuje to chyba bardzo pomysłem byłoby odskoczyć, albo odturlać się , przy odrobinie szczęścia może się wywalić. – z tych słów wywnioskowałem dwie rzeczy: po pierwsze białołuskiego słychać było nieco wyraźniej dzięki temu, że się nie kręcił, choć współczułem mu, że przez te groźby musiał niemal wcisnąć się w ścianę; po drugie albo mnie nie zauważył, albo nie zamierzał na razie wydawać, przy czym bardziej prawdopodobną wersją wydawała mi się ta pierwsza, gdyż nie widziałem powodu, aby pragnął mojej obecności.
Jednak w tej chwili moje ostatnie podejrzenie legło w gruzach, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Smok zmierzył mnie pustym spojrzeniem i odwrócił wzrok, jakbym nie był wart jego uwagi, podczas gdy ja oblewałem się zimnym potem, co jest skrajnie dziwne i nienaturalne dla gadów.
Nie wycofałem się jednak, bowiem zrozumiałam, dlaczego białołuski mnie nie wydał – z pewnością chciał, abym rozpowiedział to, co tu się wydarzyło i wezwał pomoc. Ach... Liczył na mnie! Nie mogłem go zawieść, nie, gdy jego życie było zagrożone! No i nie tylko jego, w końcu mówili o jakieś straszliwej broni i atakach!
Kiwnąłem więc pyskiem, choć tego nie widział, i zostałem, próbując wyłapać tyle, ile tylko dam radę. Uratuję cię, białołuski nieznajomy!

: 11 cze 2020, 23:16
autor: Berius
Na docinki Lumiego Krwawy zacisnął zęby powoli naprawdę kończyła mu się cierpliwość do tego adepta. Po kilku głębokich uspokajających oddechach Krwawy postanowił odpowiedzieć na pytanie chociaż czół że Spokojny raczej oleje jego odpowiedź tak samo jak olewa chęć nauki z nim.
~Używam maddary do rozmowy bo straciłem głos. Moje gardło zostało podcięte moim własnym szponem gdy popełniłem najgorszy błąd swojego życia. Wiesz co mam już powoli dość twojego wywyższania się. Zachowujesz się jak pisklak. Przestań w końcu zasłaniać się dumą i pychą bo inaczej skończysz jak ja. Uwierz mi powolne umieranie, chłód i gorzki smak własnej krwi w ustach to nie jest coś czego chciałbyś doświadczyć. Więc z łaski swojej skup się na nauce, wydoroślej i przede wszystkim przestań patrzeć na wszystkich z wyższością. Na coś takiego trzeba pracować ale jak nie chcesz mnie słuchać to proszę droga wolna. Wyjdź z jaskini, znajdź sobie innego mistrza który będzie cię traktował nie jak syna a jak kupę mięcha której trzeba wbić naukę siłą. Pamiętaj na razie uczę cię jako twój ojciec a nie obcy. Nie zepsuj tego.
Patrzył na niego ze złością i rozczarowaniem. Sam się nie spodziewał że mógłby się kiedykolwiek tak odezwać do własnego syna. Musiał znów zrobić krótką przerwę na oddech i z nowymi pokładami cierpliwości wrócił do lekcji.
~Zgadza się, dobry odskok to poprawna forma odpowiedzi na każdy atak nawet magicznego ataku można uniknąć jeśli w porę wyczujesz drgania maddary. jednak sam odskok to za mało. Musisz być cały czas ustawiony w konkretnym kierunku. Czyli w jakim?

: 12 cze 2020, 13:29
autor: Lumi
Powoli, wręcz ospale przetarł sobie łapą pysk. Na litość Bogów, czy przez całe życie będzie musiał się użerać z takimi osobnikami? Wydawało mu się, że jego mistrz specjalnie poderżnął sobie gardło, aby teraz użalać się nad sobą, i strofować biednego adepta. Przez chwilę próbował rozszyfrować o co chodziło Krwawemu z tym powolnym umieraniem, ale ostatecznie dał sobie spokój, nie chciał już bardziej irytować "ojca", a co dopiero przerwać nauki, nigdy nie wiadomo czy przypadkiem niedługo mu się nie przydadzą. – Znam kilka o wiele boleśniejszych sposobów śmierci. – Mruknął cicho. – Ale chyba jestem zmuszony zostać "tato". – Dodał nieco głośniej, wściekle akcentując ostatnie słowo. Dodałby jeszcze coś w stylu "Ty jesteś dla mnie obcy", ale raczej nie chciał oberwać w pysk.
Jeszcze przez chwilę zawiesił wzrok na dwóch czerwonych punktach, nieco zdziwiony ich dalszą obecnością, ale zaraz potem wzruszył barkami. Co go to obchodziło, w przeciwieństwie do prawdziwego świata jego wyobraźnia nie mogła go skrzywdzić. Chwilę zastanowił się nad odpowiedzią na pytanie Oka, i zrobił krok przed siebie, przy okazji ustawiając się do niego niemal idealnie przodem. – Do przeciwnika trzeba ustawionym frontem, inaczej jest się łatwym celem. No i wypadałoby mieć wokół siebie wolną przestrzeń, aby mieć gdzie odskoczyć. – Szybko obejrzał się za siebie, a widząc ścianę tak blisko swej osoby westchnął cicho. Cóż, wolał nabić sobie siniaka na zadzie, niż paść trupem pod ciosami mistrza.

: 19 cze 2020, 13:51
autor: Berius
wolał nie słuchać docinek białołuskiego dlatego od razu przeszedł do jego odpowiedzi. Lumi o dziwo bardzo dobrze odpowiedział na pytanie więc pora było na trudniejsze pytanie.
~Dobrze, nawet powiedział bym całkiem niezła odpowiedź. Ok skupmy się na sytuacjach krytycznych. Załóżmy że nie masz czasu na odskok ale morzesz jeszcze sie zasłonić czym lub uchylić. Jakie części ciała musisz chronić najbardziej? Wymień mi przynajmniej trzy takie miejsca. Dla ułatwienia dodam że walczysz z samym sobą. Wiesz dokładnie jakie miejsca chcesz atakować ale nie wiesz w które trafisz więc wybierz trzy które będą najbardziej narażone.
Miał nadzieje że taka szybka nauka nieco ostudzi temperament młodzika i będą mogli w końcu po lekcjach porozmawiać ze sobą a może i stoczyć jakąś przykładową walkę.

: 19 cze 2020, 15:58
autor: Lumi
Pozwolił emocjom nieco opaść, i jeszcze raz spojrzał się badawczo na Krwawego. Nie rozumiał o co ten w ogóle robił tyle szumu, ale doceniał, że ten dłużej nie katował go już swymi przestrogami, i nie próbował na siłę zmieniać na swoją modłę.
Na jego pytanie delikatnie przekrzywił łeb, i zaraz potem oblizał szybko kły. Wolał atakować, niż się bronić ale skoro nie ma tego co się lubi... – Wypadałoby bronić swoich punktów witalnych, ja wybrałbym brzuch, oczy i szyję. Nawet zasłoniłbym je jakąś mniej ważną częścią ciała, byle nie zdechnąć. W sumie to chyba dobry sposób na przedłużenie sobie życia. – Poruszył niespokojnie łapami, przewidując, że niedługo zostanie zaatakowany. Oby skończyło się tylko na siniakach.

: 24 cze 2020, 22:42
autor: Berius
Uśmiechnął się do niego zadowolony widocznie nadszedł czas by zająć się praktyką.
~Bardzo dobre wnioski wyciągasz ale sama teoria to nie wszystko. Zrobimy sobie teraz ćwiczenie które też sprawdzi twoją wytrzymałość. Zaraz zacznę cię atakować. Szybko i bez ostrzeżenia. twoim zadaniem będzie nie dać się trafić ani raz. Odskakuj, uchylaj się ale nie atakuj. Chcę zobaczyć jak szybko umiesz dostosować obronę do ataku. Od razu mówię że mogę uderzyć mocno nie raz więc staraj się jak tylko możesz zgoda?
W tym momencie Krwawy cofnął się kilka kroków i zaczął rozciągać. Wtedy wpadł na niezły pomysł. Madarowy świetlik zaczął szybko latać po całej jaskini sprawiając że cienie rzucane przez kamienie nie raz zasłaniały miedzianego smoka.
~To będzie takie utrudnienie. Skup się teraz i staraj się mnie nie zgubić
Beri ruszył pędem na około Spokojnego. Co chwila znikał w cieniu ale nie zaatakował jeszcze. Czekał na odpowiedni moment. Zastanawiał się też nad najlepszym podejściem do drzewnego.

: 25 cze 2020, 22:30
autor: Legenda Samotnika
Działo się tu naprawdę wiele. A ja niewiele z tego rozumiałem, zwłaszcza, że docierało do mnie niemal minimum informacji. Z całej rozmowy wywnioskowałem jedynie, że relacja nieznajomych mi smoków pochodzi na coś w stylu "ojciec-syn", ale nie wydawali się nastawieni do siebie pozytywnie. Do tego ten starszy cały czas groził temu drugiemu. Czy tak powinny wyglądać relacje ojca z synem? Dla mnie raczej nie było to normalne, ale nie znałem jeszcze wszystkich zwyczajów Wolnych Stad i nie mogłem być pewny, że takie traktowanie dzieci było zabronione. Rozemocjonowany dziwnymi wydarzeniami zapomniałem także o tym, że nie należy wtrącać się w cudze wychowanie i chciałem jakoś – najlepiej pokojowo, ale bałem się, że to raczej nie wypali – zakomunikować starszemu smokowi, żeby trochę odpuścił białołuskiemu, zwłaszcza jeżeli był on jego synem. Nadal jednak nie ruszałem się z kryjówki, a przynajmniej tak mi się wydawało, bowiem ciekawość połączona z odruchami popychała niezauważalnie moje ciało do przodu, coraz bliżej wejścia. Na szczęście jednak wciąż nikt mnie nie zauważył.
Wtedy oprócz rozmowy zaczęło się także coś dziać. Miedzianołuski zaczął mówić o ataku – nieco zdziwiło mnie, że uprzedził przed nim syna, skoro wcześniej mu groził, ale najwyraźniej informacje, których nie byłem w stanie dosłyszeć dopełniały całość ich rozmowy aby nabrała sensu, jakiego ja nie załapałem. Po grocie zaczęła miotać się kulka światła, a i tak już nienajlepsza widoczność pogorszyła się na tyle, że odruchowo całkowicie wysunąłem się z kryjówki, usiłując coś zobaczyć. Światełko okropnie mnie irytowało i niemal wywoływało epilepsję, bowiem ciągła zmiana oświetlenia była bardzo męcząca i drażniąca. Była jednak dla mnie niejakim plusem, bowiem w takich warunkach moje częściowo świecące się ciało było doskonale zamaskowane.
Nagle wreszcie zdałem sobie sprawę, po co jest ten cały występ świateł. Przecież miedzianołuski zamierza zabić młodszego! Utrudnia mu widoczność, aby nie mógł się obronić! Wezbrała we mnie dosyć niespodziewana odwaga i zamknąłem oczy, skupiając maddarę w jednym miejscu. Gdy je otworzyłem, przede mną uformowała się kula żółtego światła rozmiarem z małego arbuza. Światło, jakie emitowała, było na tyle silne, że nareszcie dokładnie oświetliło całą grotę i uśpiło moje luminescencyjne plamy. Natychmiast odnalazłem wściekłym spojrzeniem oba smoki i prędko przemieściłem się w miejsce dokładnie między nimi, a kula pozostała nieruchomo wisieć na środku jaskini.
– Co tu się wyprawia?! – zwróciłem spojrzenie gorejących gniewem ślepi na najstarszego smoka. Sam nie spodziewałem się po sobie takiego zachowania. Co wywołało u mnie tak agresywną reakcję? – Ty! Możesz sobie być mega-świetnym-niepokonanym wojownikiem, ale to nie oznacza, że możesz bezkarnie atakować słabszego smoka, do tego własnego syna! Niezłe sobie wybrałeś miejsce, zapędziłeś go w kozi róg, gdzie nikt nie zobaczy, co knujesz, co?! No to żeś się pomylił, nie dzisiaj! Choćbym miał tu polec, nie skrzywdzisz tego smoka! – zaślepiony oburzeniem nie od razu skupiłem się na wyglądzie nieznajomego. Odwróciłem pysk do białołuskiego i dopiero gdy upewniłem się, że żadnych widocznych ran fizycznych nie posiada, mój wzrok skupił się na przyjrzeniu się tej dwójce. Biegałem nadal zezłoszczonym wzrokiem od jednego do drugiego, jednocześnie oczekując jakichś wyjaśnień i próbując powstrzymać odruch podjęcia ucieczki. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo zależało mi, aby nie doszło do mordu, ale nie zastanawiałem się nad tym teraz.
Nawet nie podejrzewałem, w jakim błędzie teraz tkwiłem!

: 26 cze 2020, 22:30
autor: Lumi
Chwilę zastanawiał się, co on tutaj właściwie robi. Obrona? Bez atakowania? Może niech od razu mistrz poderżnie mu gardło, i skończy tą komedię? Mruknął kilka soczystych przekleństw pod nosem, i ugiął łapy przygotowując się do ewentualnych odskoków. Ślepia wodziły za coraz bardziej niknącą w mroku pomarańczową sylwetką. Przy odrobinie wyobraźni mógł przewidzieć, gdzie powinien znajdować się jego mistrz, o ile ten utrzymywał stałą prędkość i kierunek chodu.
Wtem oślepiło go jasne światło, które zaczęło wydobywać się z chyba sufitu, a przed nim zamajaczyła jakaś nowa sylwetka. Ich spojrzenia się spotkały, a Lumi aż otworzył pysk z wrażenia.
Te oczy. Przecież je widział.
Słysząc iście heroiczną przemowę nieznajomego, adept uśmiechnął się pod nosem. Sądząc po zapachu był jakiś nietutejszy, nie znał zasad panujących na tych terenach. Zaczął powoli się do niego zbliżać, szacując swoje szanse na szybkie pozbawienie go życia. – Jeśli myślisz, że ten oto "wojownik" ciągnąłby mnie aż tutaj, tylko i wyłącznie po to aby mnie zabić to jesteś w sporym błędzie. Mógłby zadźgać mnie moimi własnymi żebrami na oczach stada, a raczej nikogo specjalnie by to nie obeszło. Za to ja... znaczy się my możemy szybko posłać cię do piachu. – Usiadł przed nim, przy okazji nieco szczerząc kły. Może się nawet drapieżnie uśmiechnął. – Ale jednak jest mi miło, że ktoś nawet zainteresował się moim losem. Dlatego masz dziesięć wdechów na podanie chociaż dwóch powodów, aby zostawić cię przy życiu – Mlasnął cicho, lubił droczyć się z innymi, szczególnie kiedy miał chociaż iluzję panowania nad nimi. – A tak w ogóle to jestem Lumi –

: 13 lip 2020, 21:52
autor: Berius
Gdy zjawił się kolejny smok Krwawy położył łapę na twarzy. To miała być zwykła nauka a ci wszystko utrudniają. Ale niech będzie wykorzysta go do nauki. Bez większego uczuci poszedł do dwóch samców.
~Nie musisz się niczego obawiać my się tylko tutaj uczymy.
Cichym krokiem zaszedł Lumiego od tyłu i pacną go ogonem w głowę. Po tym znów się odsunął i wrócił do krążenia na około Lumiego.
~Bardzo łatwo się rozpraszasz. Gdy walczysz nie spuszczaj przeciwnika z oczu bo inaczej oberwiesz. Myślałem że nie trzeba ci już mówić tych podstaw.
Zachichotał by zwrócić uwagę drzewnego, mimo wszystko jednak nie przestawał krążyć gotując się na kolejny atak. Czy Lumi znów da się zaskoczyć czy jednak nauczy się czegoś pożytecznego to już od niego zależy i od tego jak potraktuje swoje lekcje. Nagle zaczął przyśpieszać kroku by jak najbardziej zdekoncentrować samca. Czy ten drugi mu pomoże czy nie to nie miało znaczenia. To Lumi ma się bronić a nie drugi samiec.

: 17 lip 2020, 14:11
autor: Legenda Samotnika
Tego się zdecydowanie nie spodziewałem. Zdawałem sobie sprawę, że mogłem trochę inaczej odebrać zaistniałą sytuację, ale żeby aż tak się pomylić? Z zaskoczeniem wpatrywałem się z opuszczonymi uszami w białołuskiego, słuchając jego gróźb. Ja cię tu ratować chcę, a ty mi tak pazury w plecy wbijasz? Lumi, zapamiętam sobie twoje imię.
– Delavir. Cóż, no to się chyba pomyliłem. – przeniosłem zawstydzone spojrzenie na najstarszego smoka i pełnym skruchy głosem dodałem. – Proszę mi wybaczyć, już nie będę wam przeszkadzał. – na moim pysku wciąż widniało lekkie oszołomienie, wstyd i obraza, nie wziąłem też słów o dziesięciu wydechach na poważnie. Chwilę później pomarańczowołuski spokojnie kontynuował przerwaną mi naukę, więc skierowałem się w stronę wyjścia, rzucając Lumiemu na odchodne urażone spojrzenie. Wytworzona przeze mnie kula światła rozpadła się na drobne żółte iskierki, które chwilę później się rozpłynęły. W grocie ponownie zapanował mrok, a wzory na moim ciele zaczęły emanować zauważalną poświatę. Czułem wielki wstyd, że z tak poważnymi oskarżeniami wyskoczyłem nagle na środek zwyczajnej nauki. Próbowałem w myślach zrzucić winę na to, że wybrali sobie podejrzanie ustronne miejsce na atakowanie się nawzajem, więc oczywistym było, że ktoś obcy mógł wyciągnąć niepożądane wnioski. Jednak w głębi duszy wiedziałem, że nie powinienem oceniać księgi po okładce, ani też podsłuchiwać czy wtrącać się w cudze sprawy.
Opuściłem grotę, zostawiając dwóch smoków i pospiesznie udałem się do wyjścia. Tę historię chyba jednak przemilczę.


: 07 wrz 2020, 23:55
autor: Twój Stary
Normalnie nie bywał W takich miejscach, dziś jednak mu się zdarzyło. Pogoda na terenach wolnych stad zdawała się być coraz gorsza z dnia na dzień. Złota Twarz zachodziła szybciej, na niebie coraz częściej pojawiały się czarne chmury. Nie był on przedstawicielem ani rasy górskich, północny które oblepione były futrem czy też po prostu nie przepadał za zimnem. Jednak to nie klimatyczne preferencja, wpływały na jego zły humor w dzisiejszym dniu. Taka pogoda jedynie nasilała jego migrenę, w której w ostatnim czasie miał serdecznie dość. To wrażenie że nie potrafi się dobrze skupić, co było bardzo dużym utrudnieniem w jego pracy. Basior pomyślał sobie więc, iż spróbuję czegoś nowego – posiedzenia w ciszy, z dala od zgiełku smoków, wybierając takie miejsce które wydawało mi się nieuczęszczane. Padło na podziemną jaskinię, która niesamowicie kusiła spokojną atmosferą, monumentalnym sklepieniem oraz ciszą która koiła skołatane nerwy po dziennym obchodzie areny. Wszedł do środka, położył torbę z ziołami obok siebie i zaczął rozkoszować się spokojem. Wydawało się że nic i nikt nie zepsuje mu tego odprężenia bo przecież kto łaził by pod wieczór w takich okolicach?

: 08 wrz 2020, 21:51
autor: Legenda Samotnika
Kto łaził? Ja łaziłem. Podobnie do nieznajomego, którego jeszcze nawet nie widziałem, nie lubiłem zimna, jakie niósł ze sobą miesiąc Zachodu Słońca. Jak zwykle tego dnia wybrałem się na spacer, lecz nie należał on do przyjemniejszych. Ciągle męczył mnie kaszel, którego musiałem nabawić się przy ciągłym gadaniu nierzadko w mocno wietrzną pogodę. W końcu gdy Złota Twarz zaczęła schylać się niespiesznie ku horyzontowi, porzuciłem nieskuteczne poszukiwania towarzysza do rozmowy i udałem się w znane mi już miejsce w nadziei, że uchronię się przed wyraźnie nadciągającym deszczem. Odnalezienie wejścia trochę mi zajęło, a gdy odgarnąłem już odpowiednie krzaki, wyczułem z zaskoczeniem nieznajomy zapach. Skojarzył mi się z poznaną już wonią Ziemi, ale miał w sobie domieszkę wyrazistych ziół. Zastanawiałem się tylko chwilę, czy aby chcę po raz kolejny przeszkodzić komuś w prywatnych sprawach, lecz ostatecznie ciekawość ponownie wygrała i wśliznąłem się w wąskie przejście.
Lądując w niezbyt przestronnym korytarzu napłynęły wspomnienia i uśmiechnąłem się z niejakim zażenowaniem. Wzory zaczęły się świecić, a do oczu napłynęła czerwień. Tym razem jednak utworzyłem żółtą kulę światła, rzucającą promienie zarówno na mnie, jak i drogę przede mną. Nie chciałem znów się skradać, lecz otwarcie szedłem na spotkanie, chowając budzące strach oblicze. Szybko dotarłem do dużej groty i uśmiechnąłem się, przygotowując na powitanie zarysu smoka przed sobą. Nagle jednak mój wyraz twarzy zmienił się na zdezorientowany, gdy w półmroku dostrzegłem całkiem znajomy, szyszkowaty brąz łusek. Żółta kula światła przemieściła się bliżej, a ja dostrzegłem różnice i zachichotałem na własną głupotę. No tak – w pierwszej chwili pomyślałem, że natrafiłem na Strażnika Gwiazd, gdyż trudno było nie zauważyć uderzającego podobieństwa, ale zdezorientowały mnie stadny zapach i niektóre niezgodności w wyglądzie. Szybko jednak zorientowałem się, że mam do czynienia z jakimś krewniakiem Proroka, sądząc po podobnych, lecz inaczej umiejscowionych przebłyskach złota na łuskach, które zresztą odstawały od ciała znacznie mniej, niż u wysłannika Sennah. Wtem moje spojrzenie wylądowało na ziołach i radosny uśmiech poszerzył się znacząco. Uzdrowiciel! To znaczy chyba, bo przecież kto zabroni zwyczajnemu smokowi zbierać zielska? Najlepszą opcją będzie zwyczajne pytanie!
– Dzień – już wieczór nawet – bardzo dobry! Zwę się Delavir i niezmiernie miło mi będzie cię poznać. Wnioskuję po ziołach, iż natrafiłem na Uzdrowiciela? Popraw, jeżeli się mylę. No i trudno nie dostrzec podobieństwa do Strażni-i-khe! – i tak już chrypiący głos przemienił się w gorączkowy kaszel, więc uniosłem łapę i odwróciłem pysk, próbując oczyścić gardło i prosząc gestem o przerwę w rozmowie. Wreszcie kaszel ustąpił, lecz zwykle melodyjny głos dalej skalany był chrypką. Postanowiłem bez większego wstępu przejść do rzeczy. – ..agkh, n-no więc... Jak widzisz, nie jestem aktualnie całkiem zdrowy, więc gdybym zgadł co do twej rangi, byłbym niezmiernie wdzięczny za udzielenie mi pomocy. Oczywiście, z chęcią odwdzięczę się ka... – jednocześnie mówiąc, sięgnąłem łapą pod wieko prowizorycznej torby, którą czasem zabierałem ze sobą. Jednak gdy już wspomniałem o wynagrodzeniu, ze strachem zauważyłem, że nie mogę na dnie torby wymacać żadnego szlachetnego kamyka. Przerwałem przeciągle i wykrzywiłem głowę, zaglądając do torby. Jednak nic się nie zmieniło – nie zabrałem dziś ze sobą żadnego kamyka, a na dnie walały się jedynie pogniecione już nieco gałązki chmielu. Wyciągnąłem parę ze zrezygnowaniem i spojrzałem przepraszającym wzrokiem na nieznajomego. – Cóż, niestety się okazuje, że w podzięce mogę ofiarować jedynie to... Ale mam też wiele opowieści w zanadrzu! Więc... oprócz chmielu z chęcią ofiaruję swoje towarzystwo i miłą rozmowę, jeżeli taka opcja przypadnie ci do gustu. – utkwiłem pytające spojrzenie w smoku z nadzieją, iż przystanie na moją propozycję. Raczej nawet prośbę, bo niewiele miałem do zaoferowania. Może jednak ten się zgodzi?

: 10 wrz 2020, 19:29
autor: Twój Stary
Hebzen delektował się pięknem ciszy. Może zrobienie sobie lecznicy na wspólnych nie było tak głupim pomysłem? Cisza, spokój jedynie byłby problem z dojściem tutaj dla Ziemistych szczególnie, pewne niebezpieczeństwo nawet no i to że zioła musiałby nieść tu za każdym razem.. Ale cisza.. Czy w Obozie Ziemi nie ma takich miejscówek? Powinien popytać Starszych, którzy lepiej znają teren – Wstyd się przyznać że Basior nie do końca pamięta gdzie co w obozie jest, tak bardzo nie spędza tam czasu...
Przemyślenia i chęć sięgnięcia po fajka przerwało mu mocne światło, walące prosto w ślepia. Nie poczuł się jakoś mocno zaalarmowany bowiem ze światłem nie szło ciepło, które mogłoby zwiastować atak smoczym oddechem. Maddara wibrowała co prawda lecz niegroźnie, za mało było w niej na jego ocenę sytuacji mocy by miało być to cokolwiek co mogło zranić.
Rozluźnił się jednak dopiero gdy dojrzał smoka który nie szczędził w słowach i może to nawet lepiej? Basior nie musiał zbytnio ciągnąc rozmowy, czego oczywiście robić nie umiał samemu będąc milczkiem. Przy większych konwersacjach gdy czuł że musiał zazwyczaj wysychało mu gardło i nasilała migrena. O właśnie, na chwilę aż o niej zapomniał cholera! Ale dobra, dobra skup się..
Kaszel.
Basior oczywiście od razu skupił się na imieniu. Aha, Delavir, aha coś go męczy, kaszel.. Kaszel.. Gdy tak kłapał pyskiem widział krew.. Chrypa.. Ale widać iż nie męczy się przy mówieniu. Wykluczamy więc czarny kaszel, o powikłaniach nie ma co mówić bo samiec nie byłby taki ucieszony i zrelaksowany..
– Zapalenie gardła – podsumował wypowiedź, kiedy tamten skończył. I teraz dopiero zaczęły wtaczać się do jego głowy inne słowa.. I trzymana gałązka z wielkimi, dorodnymi szyszkami chmielu. Słodziutko! Basior kiwnął łbem i poczęstował się odpowiednią ilością, która będzie rekompensowała całe leczenie.. To w sumie znaczyło że nie potrzebne były mu żadne kamienie bowiem zioła cenił sobie bardziej.. Ah.. Wypadało by pogadać co?
– Jestem pod wrażeniem iż zwróciłeś trafnie uwagę na zioła niż na mięśnie, wiele smoków myli mnie z wojownikiem. Ale dobrze trafiłeś. Basior Lancetowaty, Uzdrowiciel Ziemi – sam przedstawił się dopiero teraz, wyciągając potrzebne mu rzeczy.

Przygotował sobie miseczkę do której nalał wody z bukłaka, którą mocno podgrzał. Potem dobył dwa korzenie imbiru które sparzył na gorącej wodzie i powołał swoją maddarową tarkę za pomocą maddary.
– A więc poznałeś Ojca? Współczuję.. – wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu a starte zioło dodał do wody i poczekał aż lekko przestygnie. Napar miał być ciepły nie wrzący i zdatny do wypicia. By osłodzić smak, Uzdrowiciel dodał kilka kropel lipowego miodu, który powoli mu się kończył – Będzie trzeba wybrać się do Cioteńki..
– Pij, napar z imbiru pomoże na gardło – powiedział a gdy samiec wypił, Basior odebrał miseczkę i przeszedł do dalszego etapu leczenia.

Przyłożył łapę do prawego barku samca i wniknął w jego ciało maddarą. Oczyścił przełyk z pozostałości krwi w ślinie i zaraz namierzył ognisko zapalne które usunął, rozprowadzając po ciele lecznicze właściwości imbiru by pomógł w regeneracji delikatnych ścianek przełyku. Potem zmniejszył opuchliznę i powstały na skutek schorzenia obrzęk a na końcu nawilżył całe gardło by pozbyć się chrypy. Zabrał łapę, przerywając połączenie swojej maddary z ciałem gdy upewnił się iż wszystko zostało zrobione.
– Lepiej? – spytał, patrząc po swoim pacjencie.

//imbir

: 01 sty 2021, 20:05
autor: Echo Zbłąkanych
Młody się przypałętał do jakiejś jaskini.. nic tu nie było, a raczej ciula widział. Wyczarował kilka świętlików, żeby dobrze się rozejrzeć po okolicy. Nic szczególnego, ot zwykła grota, jakich pełno na terenach wspólnych... Może będzie tu coś ciekawego do znalezienia? hmm gatunki jaskiniowych Ż A B? To by było niezwykłe odkrycie, naprawdę.... Bezokie żaby żyjące w czeluściach ziemi! I to on by je pierwszy opisał!
Młoda mamunka weszła pierwsza do groty, i od razu postanowiła się bawić z towarzyszem w chowanego... udawała grzyba w kącie jaskini, tylko dwa żółte punkciki się świeciły, jej oczy. Świetlik szukał, żab, ale po chwili także swojej kompanki...
Hop, hop, gdzie jesteś...i tak Cię znajdę! – zawołał wesoło.
Z głębi jaskini doszedł tylko cichy chihot... niech szuka, bałwan jeden... ciekawe czy znajdzie? Prędzej się w łeb walnie...

: 02 sty 2021, 10:07
autor: Dziedzictwo Wojny
Zastanawiające było to, co działo się w stadzie Ziemi. Jeden smok z obsesja na punkcie grzybów, drugi żab. Co jeszcze można było tam spotkać? Oczywiście Ragan nie wiedział, że wchodząc do jednej z jaskiń na terenach wspólnych, żeby oczyścić futro ze śniegu, który zbrylił mu się na zapach, napotka na niedawnego przeciwnika z areny. Gdy wszedł do środka, w jego nozdrza natychmiast uderzył zapach Stada Ziemi, który zdążył poznać i zapamiętać – taka ilość krwi wpadała w pamięć, prawda? A może po prostu miał niebywałą pamięć węchową... Tak czy inaczej szybko rozpoznał zapach jako należący do Echa Zbłąkanych. Towarzyszyła mu jednak również inna woń, której nie kojarzył w zasadzie z niczym. Oczywiście i ona pachniała trochę ziemią, ale na pewno nie była smokiem.
Ragan najpierw oczyścił futro z bryłek śniegu i dopiero potem ruszył wgłąb jaskini. Cicho, spokojnie, nie zdradzając swojej obecności szelestem łusek ani stukotem pazurów. Zupełnie jakby skradał się do ofiary, kierowany echem jej wołania. Gdy zobaczył poruszający się w ciemności punkt – ledwie widoczny, trzeba zaznaczyć – przystanął i przez chwilę starał się odgadnąć, co też robi "znajmy". Z tego, co pamiętał, mowa jego ciała w czasie walki pokazywała wiele niezbyt przyjaznych emocji. Nie wiedział jednak, czy emocje te skierowane były na niego, jako zadającego rany czy może na przynależność do Plagi.

– Mnie tez chciałeś znaleźć? – Zapytał jedynie, swoim melodyjnym, zabarwionym uprzejmością głosem. Przecież by się na niego nie rzucił od tyłu... Prawda?

: 02 sty 2021, 11:11
autor: Echo Zbłąkanych
Przeczesywał tak otoczenie, jak zwykle nie uważny i roztrzepany. Nagle usłyszał głos... Podskoczył jak opatrzony, mając zamiar tworzyć zasłonę dymną, żeby się jak najszybciej ewakuować, albo przygotować jakiś kontratak. W półmroku zauważył jednak...swojego niedoszłego przeciwnika z areny, który w bardzo ładnym stylu go poskładał. No cóż, trochę mu pomógł, waląc sam w siebie zaklęciem.. tak, czy inaczej, ciekawe spotkanie!
Witaj Wojowniku. Gratuluje pięknego zwycięstwa, poskładałeś mnie w imponującym stylu. Mógłbym Ci pogratulować od razu, ale cóż...padłem nie przytomny. – zaśmiał się, i ukłonił. Obejrzał sobie przybysza... Jakoś dziwnie, całkiem nie brzydki ten smok, miły głos, może faktycznie nie wszyscy plagijczycy są tacy okropni, jak mówią niektórzy? Nie można ulegać stereotypom.. Bądź co bądź mistrz Kwiatek przecież nie mógł mieć złego gustu, prawda? Coś musiało w nich być, czegoś, czego może wcześniej nie dostrzegał..
Co Cię sprowadza do tej groty? to dość mocno oddalone miejsce, ustronne... Polowanie? – uśmiechnął się przyjaźnie. Czemu niby miał okazywać wrogość przybyszowi? na arenie to jedno, emocje, adrenalina... Teraz, to wbrew etykiecie...
Mamuna zamarła bez ruchu.. jakiś smok, inny, zupełnie różnie pachnący, lepiej się nie wychylać. Dalej udawała przerośniętego grzyba, jednak jak by trzeba było, to ruszyłaby czarodziejowi z pomocą... Na razie nie było aż takiej potrzeby..

: 02 sty 2021, 16:32
autor: Dziedzictwo Wojny
Najbezpieczniej było zakładać najmniej sprzyjające opcje. plaga nie miała najlepszej opinii wśród Wolnych Stad, przynajmniej niektórych i zapewne nie było to niezgodne z prawdą. Niektórymi czynami na pewno zasłużyła na nieufność... Z drugiej jednak trony, czy naprawdę było to takie uzasadnione? Pozostałe stada również nie grzeszyły honorem, jednak z jakiegoś powodu zapominały o własnych grzechach, z radością zrzucając odpowiedzialność za całe zło tego świata na Plagę – a plaga z równie dużą radością to przyjmowała.
Ragan nie należał do Czarodziejów, więc nie bawił się w tworzenie magicznych światełek. Te, które stworzy Echo były wystarczające, by panował tu raczej przyjemny półmrok. W ich nikłym świetle mógł dostrzec swojego rozmówcę na tyle dobrze, by móc co nieco odczytać. po ciemku byłoby zdecydowanie trudniej określić zamiary ziemnego smoka.

– Nasza walka była interesująca i z chęcią zmierzę się z tobą jeszcze raz. Wynik może być zupełnie inny – odpowiedział na gratulację Czarodzieja niewielka doza komplementu. Wszyscy je lubili... Ragan również nie był wyjątkiem. Może nie dałoby się go nimi przekupić, ale z pewnością potrafił je docenić.
– Szukałem miejsca, gdzie mógłbym pozbyć się nadmiaru śniegu z futra. Doskonale chroni przed chłodem, ale jeśli śnieg jest zbyt lepki, potrafi zbrylić się i nieprzyjemnie wchodzić pod spód łap. Zupełnie przez przypadek trafiłem na ciebie i... Ktoś jeszcze tu jest? – Zapytał, rozglądając się dookoła. Czuł tu zapach tego czegoś innego niż smok. Nikły, wiec nie mógł określić, skąd dochodzi. Nie spotkał się wcześniej z podobna wonią i mówiąc szczerze, wolałby wiedzieć, co tu jest i w jakim celu.