Strona 17 z 30
: 20 sie 2016, 13:20
autor: Srebrny Kolec.
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
-Moje życie? Skąd. Nie wątpię, że ma ono jakiś sens. – Sreberko nigdy wcześniej nie zawracał swej ozdobionej hełmiastym grzebieniem głowy filozoficznymi pytaniami, a każda kolejna chwila uświadamiała mu coraz bardziej, że nie powinien tego zmieniać, toteż nie zastanawiał się nawet, czy odpowiedź ta jest szczera.
– Nie powinienem się jednak nad tym zastanawiać... – wnioski rozmyślań nie były zbyt przyjemne.
– Nic nie wymyśliłem, a rozbolała mnie tylko głowa. – skłamał.
Taaak... jego rozmówca był bardzo dobrze zbudowany. Jego zdaniem był to ostateczny dowód, że wojownik to dla niego jedyna słuszna ścieżka.
-Cóż, Czarci Kolcu... chwalisz się solidną budową i uważasz ją za cechę rozstrzygającą w wyborze. Ale nie rozstrzyga ona niczego. Nie uważasz, że twa siła byłaby pomocna dla piastuna, chroniącego pisklęta przed zagrożeniem? Dla uzdrowiciela poszukującego ziół w trudnym terenie naszego świata? – bardzo delikatnie drgnął.
– ...Dla łowcy?
Srebrny, dosyć mazania się! Trzeba to z siebie wyrzucić.
-Chciałem zostać łowcą. Ale czy się nadaję? Nie potrafię walczyć, polować ani nawet wytropić zwierzyny. Ba, nie mogę znaleźć nikogo, kto zgodziłby się mnie nauczać... sam zaś widzisz, jak podle jestem zbudowany. – podniósł się powoli i rozchylił skrzydła, ukazując kościste żebra, cienką, pergaminową błonę między palcami skrzydeł i króciutkie łapy, które chyba tylko dzięki błogosławieństwu bogów nie zapadały się pod ciężarem ciała.
– Myślisz, że nadaję się do czegokolwiek?
: 25 sie 2016, 13:59
autor: Czarci Kolec.
Chaos wysłuchał Srebrnego z uwagą. Cóż, żeby nadążyć za potokiem słów i potokiem myślowym tego samca, Ognisty musiał nieźle wysilić swój czerep. Żaden z niego myśliciel czy filozof. Był prostym smokiem, który nawet nie używał podstępu. Nie był zbyt sprytny, ale wystarczająco, by stać się w przyszłości wartościowym Wojownikiem. Z tego względu wiedział, że nie nadaje się na smoka posługującego się maddarą, bo przy niej trzeba bardzo uważać. A Łowca? Musi pamiętać o wszystkich czynnikach, mieć rozległą wiedzę na temat fauny i flory, terenów swego stada, pamiętać o każdym etapie polowania... To było dla niego za dużo, choć nie lubił się do tego przyznawać.
– Siła moich mięśni nie jest jedynym argumentem, dla którego postanowiłem zostać Wojownikiem. Kiedy dowiedziałem się o historii mojego stada i usłyszałem o jego pierwszych Obrońcach, także postanowiłem w pełni oddać się Ogniowi i stać się jednym z najlepszych Obrońców, jakich widział Ogień. Poza tym, próbowałem już maddary i uczyłem się łowiectwa. Zwyczajnie wiem, że nie byłbym dobrym ani Łowcą, ani Czarodziejem, czy Uzdrowicielem. Co do piskląt zaś... Mamy już jednego Piastuna, a piskląt jest niewiele. Nie wydaje mi się, bym był dobrym ojcem każdego z nich. Chcę być Obrońcą, którego doceni nawet sam Kamanor. – powiedział pewnie, chociaż widział na pysku Srebrnego dalsze wątpliwości. Przede wszystkim, związane z nim samym, a nie wcale z jego rozmówcą. Bo o to przecież chodziło – o niego.
– Może i nie masz silnego ciała, ale możesz ze słabości zrobić atuty. Wykorzystaj to. Twoje ubarwienie pozwala na chowanie się w cieniu. Nie wyglądasz na ciężkiego, a to także na Twoją korzyść. Łowca musi być zręczny, zwinny, lekki jak piórko, kiedy się skrada. Nie potrzebujesz być doskonałym lotnikiem, więc skrzydłami się nie przejmuj. – Czarci starał się analizować posturę Srebrnego i jednocześnie przypominać nauki z Piastunem. Nie było to łatwe i czuł, że zaraz jego mózg się przegrzeje, więc trzeba było na chwilę odsapnąć i nakierować tok rozmowy na odpowiedni dla samca.
– Nie macie w Wodzie żadnego Łowcy? A w Życiu? Przecież ktoś taki musi być, żeby inni nie byli głodni, ci, którzy jeszcze nie potrafią lub nie mogą polować... Zresztą, nie trzeba uczyć się od mistrzów. Ja uczyłem się polowania od piastuna, który przecież nie ma tak doskonale opanowanych umiejętności, jak Łowca. Ktokolwiek z dorosłych, czy nawet Adeptów mógłby Cię nauczyć. – powiedział w końcu, nieco zirytowany. Jak to mogło być, że nikt nie chciał go uczyć?! Czarci poczuł złość na dorosłych, że tak bardzo zabiegani są we własnych sprawach, a zapominają o najważniejszym – o wyszkoleniu kolejnego pokolenia!
– Jasne, że się nadajesz. Nie próbuj w to wątpić. – powiedział nieco warkliwie, rozzłoszczony jeszcze poprzednią myślą. Szybko okiełznał swe emocje, nie chciał przecież, by Srebrny się do niego zraził. – Jako Łowca byłbyś niezauważalny. Jesteś inteligentny, więc byłbyś też dobrym Czarodziejem, jeśli tylko lubisz maddarę. Mógłbyś być nawet Piastunem. To odpowiedzialne zadanie, za to nie trzeba być wyspecjalizowanym w jednym kierunku, trzeba do tego zachować wszechstronność. Mało kto taki jest. – przyznał szczerze, bo sam nie wyobrażał sobie ucząc innych każdej umiejętności po kolei. A nawet nie po kolei, ale nie wyobrażał sobie na przykład, że uczy kogoś posługiwania się maddarą. Zdecydowanie nie.
: 18 paź 2016, 15:36
autor: Figlarne Serce
Przyleciała na Samotną Skałę i usiadła na niej składając skrzydła, a w międzyczasie wysyłając impuls maddary do Chłodu Ziemi. Czekając na ojca jak zwykle rozejrzała się po okolicy nastawiając czujnie uszy i z lekka kołysząc na boki ogonem. Tym razem troszkę się niecierpliwiła, bo miała pytania, na które bardzo pragnęła uzyskać odpowiedzi. Poza tym zwyczajnie tęskniła za swoim rodzicielem i chciała móc spędzić z nim choć parę chwil. Przymknęła ślepia i popadła w błogą zadumę, jedynie jej uszy wciąż były podniesione do góry i nasłuchiwały z uwagą.
: 20 paź 2016, 12:05
autor: Chłodny Obrońca
Wciąż Erycal nie odpowiedział na modły Chłodu więc ten nadal musiał użerać się z temblakiem co średnio mu się podobało. Był teraz najstarszym przywódcą żyjącym na terenach Wolnych Stad a wyglądał jak pokraka przez brak władzy w przedniej łapie. Według niego nawet te szramy na pysku nie nadawały mu wystarczająco dużo stanowczości i władczości. Westchnął ciężko i wylądował nieopodal Figlarnej. Uderzył łapami o ziemię całkiem mocno, no bo nie ukrywajmy... z trzema łapami nic nie było łatwe. Otrzepał grzywę i pokuśtykał do córki.
-Jestem tak jak chciałaś Figlarko, czy coś się stało?– zapytał spokojnie i usiadł.
: 20 paź 2016, 12:57
autor: Figlarne Serce
– Jak dla mnie to nawet całkiem sporo się stało, ale o tym później. Sprawa, odnośnie której chciałam się z tobą zobaczyć dotyczy elfów, jest coś o czym chcę porozmawiać z tymi istotami, właściwie to parę rzeczy. Czy możesz mi powiedzieć w jaki sposób dojść do ich obozu? Gdzie on się znajduje? – wpatrzyła się w ojca swoimi dwubarwnymi oczami. – Wiem, że mówię dużo naraz, ale mam też pewne wieści. Pierwsza z nich to ta, że Brzmienie zaginęła w związku z czym Wodni wybrali nowego przywódcę. Został nim Burzowy Kolec, który to przybrał miano Wzburzonych Wód. Pomyślałam, że warto, abyś wiedział. A ta druga to to, że zostałam mamą. – zakończyła dość szybko ze zmieszaniem na pysku. No, wylała z siebie potok słów jak to zwykle ona, więc może Chłód nie zwróci już uwagi na tę końcówkę?
: 26 gru 2016, 1:02
autor: Zawierzony Kolec
//event "Świąteczne Dzwoneczki", temat zajęty dla renifera: Złośnik – prowadząca: Żuraw
Renifer nie czekał na pisklę, ale mimo wszystko też nie pognał na złamanie karku, zostawiając je samo sobie. Zamiast tego wykonywał w powietrzu różne akrobacje, raz po raz drocząc się z gadem i obsypując go wielobarwnymi iskierkami, które tak mocno kontrastowały z barwami samczyka.
W końcu magiczny ssak zwolnił, by ze spokojem i udawaną gracją wylądować na Samotnej Skale. Ciemne Wzgórza zdawały się pasować do jego osobowości – prawda?
Obejrzał się, czekając aż pisklę do niego dołączy. Zabawa nigdzie im nie ucieknie, mieli jeszcze trochę czasu, nim chwile magii miną zupełnie i Złośnik będzie musiał wracać z resztą swoich towarzyszy do miejsca, którego smoki nigdy nie będą mogły odwiedzić.
: 28 gru 2016, 3:02
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar dobrze sobie radził w nadążeniem za reniferem. Leciał za nim co sił w skrzydłach, ignorując irytujące zimno uderzające go w pysk. Obserwował przy tym zad Złośnika uważnie, jak gdyby widział w nim coś bardzo ciekawego. Na szczęście nie był głodny, więc powstrzymał chęć zatopienia w nim kłów. Zresztą to byłoby marnotrawstwo. Gadające renifery były unikatami. Choć wolałby kozę. Kozy były fajne.
Czarnołuski samiec wylądował obok ssaka ze znacznie mniejszą gracją, niż ten, zatapiając łapy w śniegu, aż biały puch uniósł się nad nimi. Cienisty rozejrzał się po Samotnej Skale. Nie był tu nigdy. Miejsce, choć napawało grozą i nie wyglądało zachęcająco, spodobało się Khagarowi. Pasowało do niego i jego aparycji. I jak się miało okazać w przyszłości, również osobowości.
Szkarłatne ślepia smoka stanęły na reniferze.
– Co teraz?
: 28 gru 2016, 11:30
autor: Zawierzony Kolec
Pytanie tylko, czy smok byłby w stanie pożreć magicznego renifera? A nawet jeśli, to pewnie potem miałby problem z gazami, które skrzyłyby się złociście i na pewno nie dodałyby takiemu delikwentowi powagi.
– Teraz musisz szukać. Pytanie, czy dasz sobie sam radę, czy też będę cię musiał prowadzić za łapkę jak mamusia – Złośnik zaśmiał się, po czym usiadł wygodnie na śniegu, rozglądając się po okolicy.
– Ja na szczycie świata ukryty zostałem – pod szczytu ciała młodszym bratem. – zagadka była z pozoru trudna, ale czy na pewno? Renifer był ciekawy, czy będzie musiał obniżyć poziom trudności, czy też samczyk da sobie radę.
: 30 gru 2016, 3:22
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar prychnął jedynie, gdy usłyszał komentarz o mamusi. Nie posiadał takowej, a przynajmniej tutaj. Ponoć żyła za barierą, gdzie odleciał też jego ojciec. I ponoć chędożyli się szczęśliwie. Khagara to nie obchodziło. Nie znał jej. I nie potrzebował.
Zastanowił się nad słowami zagadki. Na szczycie świata... Czyli gdzieś wysoko. Na myśl nasuwała się oczywiście góra. A że byli w Czarnych Wzgórzach, domysł tym bardziej wydawał się słuszny. Ale co mogło być szczytu świata bratem? Mała górka? Może kamień?
W każdym razie nie było sensu tu sterczeć obok gadającego rogacza. Khagar rozejrzał się, by odnaleźć wzrokiem najwyższy szczyt, po czym rozłożył skrzydła i poleciał w tamtym kierunku, rozglądając się przy tym uważnie. Bo może nie chodziło o górę, a o wysokie drzewo?
: 30 gru 2016, 10:56
autor: Zawierzony Kolec
Renifer podążał za Khagarem wyraźnie nadużywając swojej mocy latania ale przynajmniej zrezygnował z obsypywania pyłkiem pisklęcia Cienia. Gdy znaleźli się na najwyższym szczycie, Złośnik wylądował na śniegu i przyglądał się z zaciekawieniem czarnołuskiemu, który poszukiwał dzwoneczka.
– Pierwszą część zagadki rozwiązałeś dobrze. Jesteśmy na szczycie świata. A drugą? "Pod szczytu ciała młodszym bratem"? Chodząc w kółko na pewno nie znajdziesz dzwoneczka
W jego głosie była nuta złośliwości, ale raczej z przyzwyczajenia niż z jakiegokolwiek innego powodu – w końcu uśmiech na jego reniferowej mordce był całkiem serdeczny.
: 31 gru 2016, 1:34
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar przewrócił ślepiami i prychnął gardłowo.
– A widzisz, żebym chodził w kółko? Jeśli tak, to martwiłbym się o swoją poczytalność – odpowiedział równie złośliwie i również z czystego przyzwyczajenia.
– Sądzę, że chodzi o jakiś kamień, głaz, coś w ten deseń – wymruczał, po czym zaczął się rozglądać w poszukiwaniu takowych obiektów. Jeśli zaś ujrzał coś takiego, przyglądał się uważnie, zaglądał pod spód, okrążał. O ile oczywiście dobrze odgadł drugą część zagadki.
: 31 gru 2016, 1:40
autor: Zawierzony Kolec
Złośnik uśmiechnął się szyderczo.
– Jednak nie jesteś tak głupi i naiwny, na jakiego wyglądasz. Pisklęta rzadko są takie inteligentne
Na najwyższym punkcie szczytu smok znalazł dość duży kamień. Po tym nietrudno mu było wypatrzeć złocisty błysk dzwoneczka. Renifer podszedł do miejsca ukrycia skarbu i przyjrzał mu się w zamyśleniu.
– To jeszcze nie wszystko. Teraz trzeba go przebudzić. W tym celu musisz wykonać zadanie... Co by tu... – Złośnik rozejrzał się dookoła w zamyśleniu. – O! Wiem! Opowiedz mi krótką baśń o pięknie zimowych nocy.
: 31 gru 2016, 1:54
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar uniósł łuk brwiowy i wyszczerzył kpiąco kły.
– Niestety nie mogę o tobie powiedzieć tego samego – stwierdził z rozbawieniem. Machnął ogonem, przecinając nim powietrze. Wyciągnął pazurzaste łapsko i chwycił dzwoneczek. Potrząsnął łapą i zachichotał gardłowo, gdy rozległ się cichy dźwięk.
– Przebudzić dzwonek? – powtórzył z parsknięciem. Brzmiało to wyjątkowo głupio. Ale jeszcze głupiej brzmiało zadanie, jakie dostał. Tym razem uniósł oba łuki i prychnął. Idiotyzm. Zimowe noce wcale nie są piękne. Są ohydnie zimne. Skrzywił się. Nie miał artystycznej duszy.
– Hmm... Był sobie pewien Renifer. Podczas pięknych, magicznych zimowych nocy, kiedy warstwa białego puchu przykrywa ziemię, odbijając srebrzystymi drobinkami blask księżyca, zwierzyna śpi, by obudzić się na wiosnę, a mróz kuje w skórę, renifer ten spacerował po świecie i szukał Złotej Twarzy odbitej w zimowej ziemi. Gdy tylko ją znajdował, zjadał ją, wierząc, że szybciej przywróci to ciepłe słońce na niebo. Oczywiście była to bzdura, ale nikt mu o tym nie powiedział, bo nikt go nie lubił. Odbiciem Złotej Twarzy był żółty śnieg, a renifer nazywał się Złośnik – powiedział w końcu pisklak i wyszczerzył zębiska.
: 01 sty 2017, 13:52
autor: Zawierzony Kolec
– I to niby ja tu jestem Złośnikiem.
Wytknął renifer, gdy smok skończył opowiadać bajkę. Zaraz po tym zaczął uderzać kopytkami o skałę, jakby w geście oklasków dla specyficznej opowiastki Khagara. Wypełnił swoje zadanie, prawda?
Dzwoneczek zaczął się jarzyć pomarańczowym światłem, które było tak ostre, że aż wymuszało zmrużenie ślepi. Gdy tylko przygasło, samczyk mógł zauważyć śliczny jaspis leżący na śniegu przy dzwoneczku.– Gratulacje. No to nadszedł czas rozstania. Nie, żebym miał tęsknić, czy coś. W każdym razie może kiedyś znów się zobaczymy. Wytrwaj do przyszłego Obrotu.
Złośnik jednym skokiem wzbił się w powietrze i jeszcze raz obsypał smoka złocistym pyłkiem z kopyt, po czym odleciał. Na północ? Najpewniej tak.
+jaspis
: 18 lut 2017, 15:38
autor: Tejfe
Tym razem w stronę Czarnych Wzgórz nie zaprowadziła go rozpacz i szaleństwo, która owładnęła nim po dosyć trudnym rodzinnym dramacie, ale zwyczajny kaprys, by tym razem zapuścić się w te mroczniejsze strony Wolnych Stad. Uparcie więc postanowił sobie, że jego dzisiejsza, piesza wędrówka zaprowadzi go właśnie tam.
Idąc po tych smutnych, martwych terenach jak zwykle rozmyślał. Nie zwykł obserwować otoczenia wokół siebie, pilnować drogi, więc i nawet teraz, w dosyć obcych mu miejscach, tego nie robił. Tylko poddawał się wspomnieniom, pragnieniom i lękom. Minęło kilka księżycy odkąd "pokłócił się" z matką i do dzisiaj sobie tego nie wyjaśnili. Jednak to nie ona go najbardziej absorbowała, a jego brat, którego za nic nie chciał zapomnieć.
Już dawno zrozumiał, że tamten zginął, nie wiedział co prawda jak, ale chociaż nie widział go od tak dawna, jego uczucie względem niego nie osłabło. Wręcz przeciwnie. Było jak igła, która wierciła dziury w jego duszy w najmniej oczekiwanym momencie, a potem na nowo je zszywała. Czasami miał ochotę dołączyć do Szeptu, ale nigdy nawet nie spróbował. Nie potrafiłby.
Zamiast tego pielęgnował swoje cierpienie, na które składało się jeszcze więcej czynników i przynosił sobie ulgę: płacząc w samotności. I tak jak teraz, szedł przez nieciekawe tereny jego krainy, i pozwalał łzom płynąć obficie. Nie sądził bowiem, by ktoś inny się tutaj teraz zapuścił, poza nim.
: 25 lut 2017, 19:48
autor: Samiec
// Mam nadzieję, że jesteśmy na samotnej skale, chyba że coś źle ogarnęłam xD
Samiec nie zwykł planować swoich wypraw, więc i tym razem ruszył przed siebie, nie specjalnie bacząc na jakich terenach może się znaleźć. Węszył jedynie co jakiś czas, żeby zorientować się czy przez przypadek nie zbliżył się do granic któregoś z wrogich stad. Do tej pory nieszczególnie interesował się podziałem między tymi gadzimi ugrupowaniami, więc nadal nie wiedział gdzie nie powinien się zapuszczać.
Zaciekawiony strzelistą formacją ruszył, żeby ją wybadać. Woda również posiadała zróżnicowane, pofałdowane dno, ale przeważnie nieczęsto dało się w niej znaleźć coś interesującego. Oczywiście uwielbiał prostotę tej przestrzeni, ale Ląd, jakkolwiek obcy i złośliwy by nie był, prezentował się zdecydowanie ciekawiej. Wspiął się na skałę powoli, bacząc żeby się nie przewrócić i w połowie drogi zorientował się, że na szczycie, na płaskiej półce już ktoś siedzi. Z tego co zauważył u podnóży kamiennego wzniesienia sterczały długie, pokrzywione kolce, więc gdyby doszło do konfliktu i któryś z nich by na nie spadł...
Samiec nie przewidywał żadnej bójki, choć musiał przyznać, że brakowało mu widoku i zapachu krwi. W odruchu spróbował odezwać się do nieznajomego mentalnie, ale w rezultacie jedynie rozbolała go głowa. Zacisnął w zdenerwowaniu zęby, ale prędko się opanował i ruszył dalej, zatrzymując się kawałek za nieznajomym.
–Coś ci się stało?– zapytał chłodno, chociaż również słyszalnie zainteresowany przypadkiem nieznajomego. Rzadko widział, żeby ktoś płakał.
: 26 lut 2017, 15:52
autor: Tejfe
/// Tak. Nie chciało mi się rozpisywać gdzie dokładnie idzie Daimon. :P
Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny, a piekące oczy łzy wcale nie przynosiły mu ulgi. Mimo to szedł dalej, z uporem tupiąc nogami o ziemię, jak zdenerwowane dzieci, które chcą rozładować emocje. Tyle, ze w jego przypadku to nie wychodziło. Wkrótce dotarł do miejsca, które kończyło się spadkiem w dół na podłużne, ostre kolce. Tylko jedną chwilę rozważał to, czy się w nie nie rzucić. Oczywiście tego nie zrobił. Zamiast tego przysiadł na martwej ziemi, która pewnie niedawno jeszcze pokryta była lodem, lub śniegiem. Wiedząc, że jest tu sam, dalej pozwalał sobie na ten i tak bezsensowny płacz.
Tyle, że się pomylił.
Nie był tutaj sam. Przynajmniej nie dłużej, niż parę chwil. Bo ledwo co się ulokował, znajdując sobie cel jego dzisiejszej wędrówki, znienacka zaskoczyło go pojawienie się jakiegoś obcego smoka. Zamurowało go. Powolnym ruchem odwrócił się w jego stronę i przyjrzał mu zamglonymi ślepiami.
Miał przed sobą dosyć niezgrabnego, jakby nie pasującego do codziennego otoczenia, dorosłego smoka. Smoka morskiej krwi, należy dodać, bo można było to poznać chociażby po dziwnym, czerwonym grzebieniu na głowie. Daimon odruchowo wzdrygnął się na jego widok, a raczej na widok jego zdeformowanego, jakby źle zabliźnionego ramienia. Młody samiec uznał, że był on lekko przerażający, choć nie umiał stwierdzić dlaczego. Może straszne było to, ze samotnie zaszywał się w takie tereny? Ale przecież robił dokładnie to samo co on.
Chociaż czuł się nieswój w obecności nieznanego mu smoka, postanowił że nie da tego po sobie poznać. Był słaby, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
–Nie twoja sprawa.– warknął, a tym samym uwalniając się od tematu przybysza i na nowo przypominając sobie własną, osobistą tragedię. Zacisnął mocno powieki, powstrzymując się od płaczu, który jak raz się zaczął, nie chciał ustąpić. Opadł na niewygodną ziemię, owinął się ogonem i zdecydował się tu leżeć, nie zwracając uwagi na drugiego smoka. Chciał byś sam, ale równie dobrze mógł z nim być kto inny, o ile tylko nie będzie mu przeszkadzać w jego bezsensownym egzystowaniu i wypełnianiem sobie czasu niczym.
Choć o tym nie wiedział, podświadomie liczył na to, że jego dołek do wieczora nieco osłabnie i znajdzie w sobie na nowo chęci, żeby udawać przed sobą i innym, iż bawi go życie.
: 13 mar 2017, 21:51
autor: Samiec
Musiał przyznać, że obecny przypadek nie był zupełnie zwyczajny, a przynajmniej jeśli zestawiać go z dotychczas poznanymi tubylcami. Młodszy nie szukał towarzystwa aby odreagować smutki, ale kiedy wbrew woli spotkał się z nieznajomym, nie krył swojego przygnębienia. Z drugiej strony nie było to szczególnie zaciszne miejsce, z Nieba niebieski punkt był łatwy do wypatrzenia, a z Lądu wyraźnie odstawał na tle płasko zakończonej skały. Jeśli samczyk podświadomie szukał atencji, to taką właśnie przyciągnął i chociaż ta cecha u Lądowych wcale nie była rzadka, sam fakt że się smucił, zasługiwał na zainteresowanie. Samiec nie zawierał tutaj długich znajomości, więc to oczywiste, że nie znał tych samych smoków, w różnych okolicznościach. Musiał wyrabiać sobie opinię na podstawie pojedynczych, może podwójnych spotkań, co sprawiało, że chcąc nie chcąc, odrobinę spłaszczał charaktery rozmówców.
Nieznajomy był więc, a przynajmniej w pierwszym odczuciu, jednostką smutną i szukającą pomocy, choć w mało oczywisty sposób.
–Zdaje się, że jednak moja. Zaraziłeś mnie nią, kiedy tylko tutaj wszedłem– powiedział już znacznie cieplejszym tonem, jakby dopiero teraz zorientował się, jak powinien traktować nieznajomego. Swoją wypowiedź zaintonował zaskakująco poważnie, może nawet z odrobiną przejęcia, jakby sprawa niebieskiego rzeczywiście go dotyczyła.
: 14 mar 2017, 17:15
autor: Tejfe
Poczuł dygotanie na całym ciele. Był teraz głęboko zatopiony w swoim wewnętrznym kryzysie i poczuciu cierpienia, że nie chciał by mu ktoś w tym przeszkadzał.
A przynajmniej tak sobie wmawiał. Chciał być sam, przeczekać swoją emocjonalną gehennę i po czasie na nowo wrócić do "życia". Jednak co to było za życie, kiedy trzeba się ciągle pilnować i nie dopuszczać do siebie możliwości bycia naprawdę szczęśliwym, poza wyjątkowymi momentami spędzonymi z Umbrą. Jednak nawet ona nie wiedziała o jego problemie, o obrzydzeniu które do siebie żywił, strachu przed tym w co jest w stanie się zmienić i tęsknocie do brata, do bliskości, do czegoś lepszego. A powody, że to wszystko cierpiał były wyłącznie w nim (chociaż o jedną rzecz próbował obwiniać swoją matkę) i to go jeszcze bardziej dobijało.
To wszystko sprowadzało do tego, że chociaż świadomie nie chciał pomocy z zewnątrz, wewnętrznie jej pragnął, a spostrzeżenia Niewidocznego nie wiele mijały się z prawdą. Jednak teraz nie był w stanie sobie tego uświadomić, a obecność Cienistego go denerwowała. Przekadzał w jego gorzkim wylewaniu łez nad grobem swojego brata i własną osobą! Czuł, że robi się zły, a świat był mu obecnie tak obojętny, że nawet nie obchodziła go świadomość, że mógłby znowu dać się porwać kryjącego się w nim potworowi i wyrządzić krzywdę jak nie większemu od siebie smokowi, to na pewno samemu sobie. Ale teraz, kiedy tamten dalej do niego mówił, wręcz tego chciał, przynajmniej na chwilę by odpoczął od koszmaru, który sam sobie funduje. I w tej chwili, kiedy powoli budziło się w nim szaleństwo, już sam fakt, że na niego czekał- świadczył, że nie myślał już trzeźwo, nie było argumentu, że to błędne koło. Już trochę nabuzowany, nie tyle obecnością Wodnego, co po prostu nie kontrolował tego w sobie, wstał na drżących łapach i patrząc wrogo na Niewidocznego, jakby chciał, aby tamten go sprowokował rzucił:
–Aż tak Cię interesuję moja osoba?– spytał, napinają mięśnie i wbijając pazury w ziemię. Warknął, kiedy usłyszał w jego głosie ciepły ton. Co to było? Sztuczne politowanie?
–Chętnie się z Tobą podzielę moimi problemami!– wyglądał jakby trawiła go gorączka, jego kolorowe oczy płonęły dziko, a on zrozumiał że jeszcze słowo, jakiekolwiek, nieznanego mu smoka, a zapłonie naprawdę.
: 14 mar 2017, 17:33
autor: Samiec
Samiec nie obcował jeszcze ze stworzeniem tak nabuzowanym, nie licząc dawno spotkanego Błyszczącego, którego zresztą sam starał się sprowokować. Tym razem morski nie miał interesu w mierzeniu się z młodszym, tym bardziej, że Lądowi zwykli być dobrze wyszkoleni, nawet kiedy nie osiągnęli jeszcze pełnego wzrostu. Ciekaw był jakiego pretekstu szukał nieznajomy i czy istniał sposób by uniknąć potyczki. Przygotował się na nią psychicznie, planując nawet gdzie i w jaki sposób odskoczy, ale liczył, że nie będzie musiał tego praktykować.
Kiedy tamten stanął naprzeciw niego, prawdopodobnie gotów do skoku, Samiec pozostał zupełnie niewzruszony. Nie spiął mięśni, jakby mu nie zależało, ani nie wzdrygnął się na gwałtowną reakcję. Nie miał zamiaru też nic mówić, choć wyraźnie nie dlatego, że się bał, lub nie wiedział jakie słowa dobrać, ale ponieważ chciał przeczekać burzę wewnątrz swojego towarzysza. Wpatrywał się w niego nie ze współczuciem czy politowaniem, tylko po prostu, pytająco.
: 15 mar 2017, 17:42
autor: Tejfe
Niewidoczny mógł oczekiwać, że Daimon po chwili się uspokoi. Ale jego milczenie okazało się jeszcze gorsze, niż słowa. Choć w sumie były z nimi na równi, bo tak naprawdę wszystko w chwili, kiedy był o krok od spotkania z furią mogło sprawić, że przekroczy tą granicę. Chyba tylko ukazanie się boskiego avatara Immanora, czy Naranlei byłoby w stanie go ocucić. Ale to raczej miało małą szanse bytu.
Dlaczego on mi nie odpowiada?! Czemu jest taki spokojny?! Czyżby ze mnie kpił?!– myślał teraz, choć pewnie po uspokojeniu się burzy, zapomni że cokolwiek myślał i robił. Zawsze było tak, że budził się już po fakcie. Jakby na moment zastępował go kto inny, to sieje zniszczenie, a on potem zbiera po nim żniwa.
A iskierka już wybuchła i jak po pstryknięciu palcami, Daimon stał się żądną krwi bestią. Nie myślał więc, kiedy skakał ku Niewidocznemu. Mięśnie jego ciała samoistnie się napięły, ogon podniósł się do góry, a ogi ugięły. Mechanicznie więc naparł tylnymi nogami bardziej o nierówne podłoże i wypychając ciężar ciała w przód, skoczył ku swojemu celowi.
Daimon nie umiał walczyć, nikt mu nigdy się pokazał jak to się robi, a on sam tej nauki pobierać nie chciał. Więc jakby go teraz wziąć na trzeźwo do walki, to raczej słabo by sobie radził. Teraz też poruszał się chaotycznie, jak prymitywny drapieżna. Instynktownie wiedział jak to się robi, w co się celuje i czego używa. To wiedział prawie każdy smok. Tym bardziej, kierowany szaleństwem osobnik, który w głowie ma tylko jedno: "wyładowanie napięcie, wyżycie się i zniszczenie". Rzucający się więc ku Niewidocznemu, obłąkaniec, który jednocześnie wydawał z siebie dziwne, nieartykułowane odgłosy, wystawił przed siebie prawą łapę, od razu wystawił pazury i nakierował ją na szyję samca. Było to najbardziej czułe miejsce każdego smoka i to właśnie na nie, sama nakierowała się jego łapa. Lądując, jego łapa miała zamiar przejechać pazurami po jego morskiej szyi i zranić samca. Jakkolwiek. Tylko to się teraz liczyło.