Strona 17 z 23

: 27 maja 2018, 23:12
autor: Dziadke

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Żeby nieznajomy wyglądał w jakikolwiek sposób na groźnego, zapewne Głębinowy już dałby dyla. Taki to już był typ wodnego, który miewał problemy w odróżnieniu realnego zagrożenia od nieistniejącego. Jakie miało miejsce teraz? Ciężko trochę powiedzieć, ponieważ mimo różnicy wieku obydwu smoków, rezultat walki mógłby być... różny.
Drapieżnik popłynął w stronę nieznajomego, ukazując ponad poziom wody błękitne ślepia, grzbiet przyozdobiony w kolczastą błonę, oraz wijący się na boki ogon- zwykle byłby bardziej przyjaźnie nastawiony, niemniej musiał dać do zrozumienia tamtemu swoje stanowisko. Wychynął ze swojego środowiska, choć nie do końca, łapę stawiając wyraźnie na granicy gdzie krystaliczna ciecz kończyła swój bieg na piaszczystej linii brzegu, stawiając w ten sposób twardą granicę.

A potem dał czadu.

Napinając grzebień na grzbiecie, z całej siły wrzasnął. Nie ryknął, ale wrzasnął. A wrzask ten niósł się szerokim echem, tłumiąc głęboki ton na rzecz cienkiego, wwiercającego się w uszy- zupełnie jakby przesunąć szponem po szkle, lub tablicy do pisania kredą. Darł tak mordę, ukazując przy tym garnitur białych, drobnych ząbków, których nie bał się w razie czego użyć, aż gdy po minucie, lub więcej zabrakło mu tchu, skończył, obserwując reakcję tamtego. Nie atakował ani nie starał się dalej prowokować, lecz stał uparcie na linii brzegowej, którą dodatkowo odgrodził długim ogonem zakończonym jaskrawym, czerwonym hakiem. Naziemiec mógł sobie warczeć do woli, ale woda gdzie by nie sięgała, należała do Głębinowego.

"Tak jak szczupak jest król wód."

: 21 lip 2018, 8:24
autor: Gorycz Losu
Donośny syk opuścił gardło smoczycy, przedzierając się pomiędzy zaciśniętymi mocno kłami, gdy weszła do wody. Powolnymi krokami dotarła do zakola, gdzie rzeka płynęła tu bardzo wolno, i weszła na płyciznę. Rana na łapie zapiekła, ale to był dopiero początek. Zaciskając szczęki położyła się, pozwalając na rozluźnienie mięśni i zanurzając resztę ran. Chłodna woda zalała oparzenie na nasadzie ogona i dziurę wyżartą kwasem na szyi, barwiąc rzekę na czerwono. Ishtar położyła łeb na piasku, pozwalając by chłodna ciecz zalała cały jej pysk – nie musiała w końcu martwić się o brak powietrza. Zamknęła ślepia, próbując ignorować wszechobecny ból. Jak znajdzie tego kobolda to pourywa mu kończyny po kawałeczku. Bo z chochlikiem już to zrobiła.

//1x lekka
2x ciężka

: 22 lip 2018, 14:58
autor: Dar Tdary
Leżał sobie w swojej ulubionej pozycji i miejscu, to jest na grzbiecie w wodzie co jakiś czas leniwie poruszając długim ogonem by nie dać się znieść rzece w dół. Chłód panujący w tych wodach był niezwykle przyjemny u kojący biorąc pod uwagę pogodę która aktualnie dusiła smoki. Spokój przed burzą można było porównać do duszenia się przed deszczem w ostrym słońcu. Leżąc sobie w wodzie poczuł nagle intensywny zapach krwi. Nie był jednym z tych którzy rzucali się do pomocy, ale zapach był wyjątkowo uciążliwy toteż przekręcił się otrzepując grzywę i zaczął się rozglądać. Wchodziła właśnie do wody i syczała bodajże z bólu. Z tej odległości nie mógł stwierdzić dokładnie co jej jest, ale i tak zmrużył mocno ślepia. Była ze stada Wody, oni chyba nie mieli aktualnie żadnego medyka.
Nie, nie Yisheng... jakby chciała to by kogoś zawołała co nie? Skoro woli sobie pocierpieć to nie twoja sprawa.
Przemknęło mu przez myśl kiedy podpływał do brzegu. Opuści to miejsce i tyle. Kiedy przednie łapy zatopiły się w mule i zaczął wychodzić na brzeg zaklął pod nosem.
Przecież nie możesz jej tak zostawić. Jak spartolisz to może się czegoś nauczysz, ale jeśli ci się uda w sumie też wyciągniesz coś z tego.
Wdzięczność? Jeszcze nigdy jej nie odczuł więc nawet nie brał pod uwagę podobnego łechtania jego ego.

Podszedł do samicy już lądem i raczej powoli, wiedział że ranny czy to zwierz czy smok może być nieco poddenerwowany. Delikatne połączenie maddarą...
~Jestem Yisheng, kleryk Ziemi i chciałbym cię obejrzeć zanim wykrwawisz się na śmierć. Pozwolisz?
rzucił formułką i cofnął się czekając aż ona wykona swój ruch.
O dziwo ciało chyba się ruszyło, a samica wyszła. Nie była rozgadana, ale widział ból malujący się na jej pysku.
Zmarszczył brwi podchodząc bliżej by obejrzeć rany. Poważne przypadki, takich jeszcze nie miał... Uniósł łapę ku niebu i po czym wskazał ziemię obok siebie. Czekali tylko chwilę, a zioła stada Wody wkrótce pojawiły się obok kleryka tam gdzie wskazywał. Pojawiły się również jego granitowe miseczki różnych wielkości.

Najpierw ogień który będzie mu często potrzebny więc zebrał kilka dłuższych badyli walających się nieopodal i podpalił je maddarą. Ustawił na ogniu jedną z wyższych misek wcześniej wlewając do niej źródlanej wody. Zaczekał aż woda się zagotuje obserwując przy okazji rany, dobrze że samica je opłukała chociaż nie będzie musiał sam tego robić.
Wrzucił do wrzącej wody dwie szyszki chmielu i zestawił miskę z ognia by napar nieco ostygł. W tym samym czasie woda w drugiej misce również zaczęła się gotować, jej było nieco mniej. Wziął nieco ususzonych wcześniej liści jemioły i wrzucił do środka. Zestawił i tę miskę po czym nakrył ją płaskim, gładkim kamieniem. Teraz musieli chwilę zaczekać. Wywar z jemioły zgęstniał bardzo więc mógł odlać jego czwartą część do trzeciej miski. To chwilę będzie musiało zaczekać.
Resztę gęstego wywaru z jemioły podał samicy.
-Nie będziesz tak krwawić.
rzucił krótką informacją i sięgnął po druga miseczkę z lekko ostudzonym chmielem.
-Po tym z kolei poczujesz spokój i przyśniesz. Nie martw się wiem co robię.
powiedział śmiertelnie poważnie i zaczekał aż Granatowa wypije oba napary.

Kiedy pacjenta zaczęła zasypiać pomógł jej ułożyć się jej tak by miał łatwy dostęp do ran. Dobra teraz rzeźnia...
Podszedł do rany ogona jako że miał już gotowy wywar z jemioły. Zanim jednak go użyje wziął do łapy babkę lancetowatą. Spore, mięsiste, młode liście zgniótł lekko w łapach by zaczęły puszczać soki. To bardzo dobry początek na potraktowanie rany. Obłożył nią całą nasadę ogona która była w bardzo opłakanym stanie. Starał się by żaden liść nie odstawał. Potrzebował dobrego początku zanim nałoży inne zioła.
Podszedł teraz do szyi smoczycy, środkowy odcinek wyżarty przez kwas, niezbyt ładnie... Ujął w łapy kolejne liści babki lancetowatej i je również zaczął delikatnie miażdżyć by zaczął sączyć się z nich dobroczynny sok. Młode liście z łatwością poddały się jego zabiegom więc wkrótce miał kolejne okłady który mógł potraktować tym razem nieszczęsną szyję samicy. Starannie obłożył całą ranę i westchnął lekko pod nosem.
Pozostawił wcześniej pozostałą część jemioły więc wrócił teraz i do niej i do ogona samicy. Minęło mniej więcej dziesięć minut więc mógł zdjąć babkę i zacząć delikatnie nakładać gęsty ostudzony wywar z jemioły. To powinno definitywnie pomóc na to paskudne krwawienie. Babka też jest dobra, ale jej użył głównie po to by nie doprowadzić do infekcji rany. Rozprowadzając maź uważał by nie naruszyć popękanych wkoło od ognia łusek. To musiał potwornie boleć...
Ujął w łapy kolejną sporą miskę i podrapał się po bródce. Dobra chyba teraz najlepiej będzie zetrzeć wszystko razem skoro chciał użyć tych ziół na obie rany jednakowo. Wziął do łap sporą ilość liści ślazu dzikiego oraz nawłoci pospolitej. Obie rośliny musiały zostać zmiażdżone więc ujął w łapy tłuczek i zaczął je ugniatać w misce. Zajęło mu to nieco czasu, ale w końcu po starannym robocie otrzymał odpowiednią ilość roślinnej mazi.
Podszedł najpierw do szyi i zdjął z niej babkę która i tak już dawno straciła swoje dobroczynne właściwości. Maź podzielił dokładnie na pół tak więc wyszło mu, że na jedną jak i na drugą ranę przypadało po dwa zmiażdżone liście obu roślin. Nałożył okład ze ślazu i nawłoci na całość rany na szyi nie omijając żadnego miejsca, a zwłaszcza uważając na bąble powstałe przez oparzenia. Natura wymyśliła wspaniałe połączenie. Nie dość, że ślaz pozbędzie się obcej maddary to jeszcze nawłoć pomoże z dezynfekcją rany i świetnie nadaje się do użycia po babce. Uśmiechnął się pod nosem rad, że coś tam zapamiętał z nauk Żaru.
Następnie podszedł do ogona. Całość zabiegów zajmowała tyle czasu, że mógł spokojnie i bardzo delikatnie usunąć za pomocą maddary wcześniej rozsmarowaną jemiołę. Jej resztki wystarczą i nie będę przeszkadzać kiedy ślaz i nawłoć zaczną swoją pracę. Znów umazał paluch w mazi i rozprowadził ją ostrożnie wokół nasady ogona. Rana była niezwykle głęboka więc posiedział przy niej stosownie długo. Grunt to się nie spieszyć kiedy nakładasz zioła, z reszta samica i tak spała.
Nie skończył jednak z jednym z powyższych ziół. Ujął w łapy świeże, soczyste liście nawłoci pospolitej i podszedł do najdrobniejszej rany znajdującej się na prawej przedniej łapie. Zadrapanie nie było poważne, a organizm samicy był niezwykle zmęczony dlatego też zaczął gnieść w łapach właśnie te zioło. Zapobiegnie dalszemu krwawieniu i ładnie zdezynfekuje ranę, więcej do szczęścia nie potrzebowali. Kiedy roślinka puściła soki w jego łapach nałożył listki ostrożnie na całą rankę.

Odetchnął lekko i opłukał w rzece łapy po czym wrócił do samicy. Niezłe pobojowisko z naczyń zrobił sobie wokół niej...

To nie był jednak koniec, a ona zaczynała powoli się wybudzać z lekkiego snu. Sięgnął po macierzankę i zgniótł ją w czystych łapach. Był delikatniejszy niż wcześniej ponieważ listki na jej gałązkach były bardzo drobne. Przesunął się do rany na ogonie która potraktowana była wcześniej ogniem. Wystarczyło teraz nałożyć zmiażdżone gałązki na poparzenia wokół rozcięcia na ogonie. Musiał odczekać odpowiednio długo zanim usunie chociaż tą wyżej rozsmarowaną maź ze ślazu i nawłoci by i tam również położyć macierzankę. Zrobił to więc po tym jak już ugotowała się kolejna porcja wody...
Woda! No właśnie, wstawił ją na ogień i nie mając nic lepszego do roboty zaczął oglądać sobie pysk samicy.

Jej łuski pięknie odbijały słońce. Pewnie zroszone wodą wyglądały jeszcze lepiej.

Kiedy woda zagotowała się wziął nasiona lulka czarnego i zmiażdżył je w kolejnej miseczce. Taki proszek wrzucił do gotującej się źródlanej wody i zamieszał gałązką zestawiając płyn z ognia. Sproszkowane nasiona nadadzą się na wszechogarniający samicę ból, zwłaszcza szyi. Tylko żeby jakkolwiek to mogło jej pomóc musiał ją na chwilę obudzić. I tak najgorsze już przespała. Jak wymyślił tak i zrobił... podsunął jej napar pod pysk.
-Wypij powoli, to pomoże na ból a ja się zajmę maddarą.
odparł i zerknął na nią czy przypadkiem na pewno wypije to co jej dał.

Przymknął ślepia i przyłożył łapy do ramienia lekko zamroczonej ziołami samicy. Teraz druga trudna część... Obudziło się jego źródło maddary, wiecznie uśmiechnięty, cichy smoczy szkielet. Kościste łapy dotknęły rany na szyi, rozcięć na nasadzie ogona oraz przedniej prawej łapy.
Do dzieła.
Najpierw musiał pozbyć się wszystkich drobnoustrojów znajdujących się w ciele smoczycy. Przyjrzał się wszystkim trzem ranom, ich okolicom oraz całemu ciału. Jego maddara płynęła w niej niczym jej własna krew. Szukając i niszcząc złe dla organizmu bakterie i wirusy, ciała obce czy skrawki ciała wepchnięte do krwiobiegu. Po oczyszczeniu ciała zajął się naprawą najgłębszych tkanek. Ogon w tym przypadku zajął mu sporo czasu... wypalone mięśnie musiały dostać impuls by zacząć się odtwarzać. Znów obrosnąć kręgosłup, połączyć w giętką, silną i pracującą całość. Ścięgna, żyły i drobniejsze naczynka. Pilnował jednak wzrostu każdej z tkanek zarówno w przedniej łapie, środkowej części szyi i u nasady ogona. Niekontrolowany wzrost mógłby wywołać jakieś paskudne narośle bądź stwardnienia, a tego chyba wolałby uniknąć. Każda z ran miała inny układ naczyń, inaczej ułożone pod skórą tkanki i mięśnie. Wzrost kontrolowany jego maddarą przebiegał więc chyba raczej prawidłowo. Stopniowo, niezbyty szybko. Elastyczne żyły znów umożliwiły obieg krwi, natlenianie tkanek dzięki czemu cały proces był łatwiejszy. Samiec odetchnął lekko czując jak zużywa wiele energii na to by naprawić to co stało się smoczycy...
Stopniowa naprawa doprowadziła go do skóry właściwej która to musiała być odpowiednio wytrzymała i ukrwiona. W końcu łączyła wnętrze ciała z łuskami... dość istotny element. Pokrywał nią wcześniejsze teraz już nieistniejące ubytki ciała na ogonie i szyi. Rana lekka z łapy faktycznie okazała się tu być jedną z prostszych ran do naprawienia. Na samym końcu zostało mu odbudować błyszczące i twarde łuski Granatowej. Musiały mieć zdrowy połysk, smoczą twardość i przede wszystkim posiadać dar czucia. Co to za łuska jak nie czuje się na niej wiatru.
Po długiej i żmudnej pracy odsunął swoje łapy i aż przysiadł na zadzie. Zioła wypchnięte przez jego naprawczą magię leżały wokół samicy podobnie jak miski. Ogień już zgasł, a teraz wokół nich zaczęło jakby mocniej wiać. Czyżby w końcu deszcz nadchodził? Zacisnął zęby i wstał powoli zbierając swoje rzeczy i resztki zużytych ziół. Nie czekał na jej słowa tylko odszedł.
Jak będzie zdrowa to dobrze, jak nie... no cóż, mógł jej nie ruszać i mogła dalej cierpieć.

/proszę o użycie szczęściarza na nieudany etap leczenia ,_,
//zioła wg ran: ciężka – 2xchemiel, nawłoć, ślaz, babka, lulek; ciężka – jemioła, babka, nawłoć, ślaz, macierzanka; lekka – nawłoć

/zt

: 21 sie 2018, 22:46
autor: Ostatnie Ogniwo
Był dość pogodny dzień na przechadzkę. A raczej bardziej poszukiwania smoków, którzy mogą mi pomóc. Tym razem poszukiwałem łowcy, jakikolwiek chętny do udzielenia trochę pożywienia. Doleciałem, aż do źródła rzeki i wysłałem impuls do stada wody i ognia z prośbą o jedzenie. Ktoś musi odpowiedzieć.

: 21 sie 2018, 23:04
autor: Dziadke
A nieprawda, bo nie musi.

Ostatnie Ogniwo miał jednak szczęście, że w pobliżu był Syreni, gotowy udzielić mu pomocy. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Morski lubił dla odmiany wpłynąć do rzeki albo jeziora żeby odsapnąć od ciągłego przebywania w oceanie, co na swój sposób też bywało męczące (nawet morscy musieli czasem wyjść na brzeg żeby zaczerpnąć słoneczka).
Gdy do samczyka dotarł impuls, po drodze zabrał ze sobą kilka ostatnio złowionych kałamarnic, a następnie ruszył do źródła.
Ognistego chyba jeszcze nie widział wcześniej na oczy, więc nieufnie wylazł z wody, a potem ułożył na brzegu sporą ilość mięsa , by tamten mógł się spokojnie posilić. Kałamarnice cuchnęły niemożebnie, ale prawdą było też to, że tamten nie miał zbytnio co narzekać. Jedzenie jest jedzenie.
Nie bacząc na to czy Ostatnie Ogniwo zje, zwyczajnie dał nura z powrotem, nie czekając na jakiekolwiek podziękowania. Dopełnił obowiązku.

: 22 sie 2018, 22:51
autor: Ostatnie Ogniwo
Kiedy wezwałem jakiegoś łowcę nie sądziłem, że jakiś morski wyjdzie pomału z wody, rzuci jakieś ryby czy to było i nagle zniknie. Nigdy takiego nawet nie widziałem pod barierą, wyglądał dość dziwnie ale przynajmniej mi pomógł, nie ma co marudzić.
Kiedy ten zniknął podszedłem do jedzenia i wziąłem je do ręki, strasznie śmierdziało ale kiedy ukąsiłem pierwszy kawałek było naprawdę dobre! Powoli zacząłem wgryzać się w dalszą część dziwnej ryby i zjadać resztę, która leżała obok. Kiedy już porcji zabrakło, resztki wrzuciłem gdzieś w krzaki i wzleciałem w powietrze odlatując do groty.

//zt

: 28 sie 2018, 21:24
autor: Barwa Szkarłatu
Smoczyca spacerowała sobie wzdłuż rzeki przy Zimnym Jeziorze i odpoczywała nieco. Była ostatnio głodna i musi się stawić u jakiegoś łowcy. Usiadła na brzeg, chłodząc się nieco w wodzie. Była przy źródle, ale widziała stad nieco głębsza część rzeki doprowadzającej. Odetchnęła. Miała ostatnio całkiem dobry okres. Ciało po walkach wracalo powoli do formy. Dodatkowo udało jej się zdobyć kompana. Nic dodać, nic ująć.

: 28 sie 2018, 23:41
autor: Dziadke
Cieniści coś ostatnio mieli z tym źródłem rzeki... że niby nie chciało im się łazić dalej, czy co?
Akurat w tym konkretnym przypadku, Syreni Śpiew był na tyle niedaleko potrzebującej, że mógł się pokwapić na to, by ją nakarmić. Tym bardziej, że rozmawiali już wcześniej.
W przeciwieństwie do tamtego smoka, z Barwą jako tako był w stanie dojść do porozumienia- bez ogródek rzucił smoczycy pod łapy górę kałamarnic złapanych na ostatnim polowaniu i rozsiadł się przy brzegu, pozwalając by czarne łuski na chwilę rozświetliła barwa turkusu.

: 30 sie 2018, 7:49
autor: Barwa Szkarłatu
Smoczyca zaskoczyła się kiedy dojrzała w poruszającej się tafli wody Głębinowego. Hah. Jeszcze podrzucił jej mięso. Skąd on wiedział? Pewnie już mizernie wyglądała.
Rany. Dzięki wielkie. – Usmiechnęła się do niego i zaczęła pałaszować mięso. Takich stworów jeszcze nie jadła i musiała przyznać, że smakowały na prawdę dobrze. Rany. Aż się przyjemnie zrobiło w brzuchu. Pochłonęła wszystkie kałamarnice i skinęła jeszcze głową łowcy. Dobrze mieć w końcu pełen brzuch.

: 11 paź 2018, 0:07
autor: Szlachetny Nurt
Nie samymi gruszkami i jabłkami smok żyje. Może i zgniłe owoce skutecznie leczyły duszę, ale z żołądkiem było już o wiele gorzej. Można było powiedzieć, że jeszcze bardziej wzmagały głód. Przyszedł więc czas na nakarmienie się jakimś mięsem... ale może chociaż polałby to wszystko sokiem z owoców? NIE! Musi się w końcu jakoś opamiętać... ostatnio przesadzał z tym wszystkim. Czas na normalny posiłek. Mięso i szpik. Tyle mu wystarczy.
Jako iż znajdował się na terenach wspólnych, to chciał załatwić to już teraz. Przywołał do siebie 4/4 mięsa ze swojego składzika, a następnie zabrał się za jedzenie. Mięso przytrzymywał jedną ze swoich łap i powoli odgryzał kolejne kawałki, przeżuwając wszystko spokojnie. Nie spieszyło mu się. Trochę czasu minęło, ale w końcu z jego posiłku zostały jedynie kości – ale i to dało się wykorzystać. Zabrał kilka z nich i zaczął pożywiać się zawartym w nich szpikiem – kilka kostek i odrzucił to wszystko na bok.
Po chwili uczucie głodu zastąpiło to nieco bardziej przyjemne... sytość. A to oznaczało tylko jedno – drzemkę. Jak to miał w zwyczaju po każdym bardziej złożonym posiłku. Wzbił się w powietrze i udał do swojej groty.

: 11 paź 2018, 21:58
autor: Remedium Lodu
___Kleryk tym razem zrealizował od dawna tkwiący mu z tyłu łba pomysł, by dotrzeć aż do jednego z głównych źródeł zasilających Zimne Jezioro. Po drodze złapało go parę przelotnych deszczy, co tylko uatrakcyjniło wędrówkę. Kobalt poświęcił chwilę na podziwianie i obejrzenie samego źródła, z rozbawieniem przypominając sobie, jak skończyło się takie badanie ostatnim razem, gdy utknął w szczelinie skalnej. Nie mógł się jednak powstrzymać, doprawdy- wraził łeb między skały, w sam środek wodnej strugi i zamknąwszy wewnętrzną parę powiek podziwiał burzliwe wnętrze źródlanej krainy. Tym razem jednak wyciągnął szyję ze środka bez problemu i wziął kilka potężnych łyków lodowatej, przejrzystej cieczy. Nasyciwszy ciekawość i pragnienie ułożył swoje ciemnoniebieskie ciało na skałkach przy źródle.
___Akurat, gdy ucisnął już sobie wygodnie mech pod łapami, do jego nozdrzy dotarł zapach świeżo połamanych kości… i gruszek. Chwilę później dostrzegł, jak zza załomu lasu wzbija się w powietrze jego wuj. Kącik kobaltowego pyska wykrzywił się w lekkim uśmieszku- świat jest jednak mały. Grymas został jednak szybko starty gdy dotarło do niego, że strzępy zapachów nadpływające od strony resztek posiłku Przywódcy są dla niego samego wręcz kuszące. Kobalt przełknął ślinę, która gwałtownie wypełniła mu pysk. Naszła go wtem ironiczna myśl, by poigrać nieco z losem. Skoro spotkał jednego z Wodnych tak daleko od terenów ich Stada, to może…
___Ryknął, rozdziawiając paszczę. Może w tym wieku ten odgłos wciąż nie brzmiał tak, jak niebieskołuski by sobie tego życzył, lecz spełniał swoje zadanie. Poza tym, w połowie nieco przymknął pysk, by wpleść w swój okrzyk pewien drobny przekaz:
~Rybke!~
Masz rybke?

: 14 paź 2018, 18:09
autor: Dziadke
Przybył. A jakże.
Tylko, że w dosyć zwolnionym tempie, gdyż choroba ostatnio nie dawała mu zbytnio wytchnienia.
I w dodatku te długie polowania pod wodą... chyba zaczynał się starzeć, bo każde zejście na na prawdę sporą głębokość wymuszało na nim potem długie godziny odpoczynku w grocie...
Ale nic to.
Syreni wynurzył się spod powierzchni wody i wylazł na brzeg, niosąc w pyszczku całkiem sporą ilość pożywienia. Ba, wszystko ładnie posegregowane!
Na jedną stertę powrzucał małże, których ilość może nie powalała, ale zaraz dorzucił do nich stertę morskich alg. Owoce nie były rybke, ale też były pożywne.

A morski musiał w końcu sprawdzić jak naziemce reagują na takie pożywienie.

: 16 paź 2018, 0:59
autor: Remedium Lodu
___No proszę, przybył. Drobny wodny samczyk wynurzający się z rzeki z małym stosikiem małż oraz stertą swojego morskiego kamuflażu który zapewn.... chwilkę, to nie jest kamuflaż. Syreni właśnie wyłożył mu algi? Gdzież się podziały słynne rybke mistrza Rybke? Na szczęście dla czynionych przez morskiego obserwacji (oraz zapewne ku nieszczęściu przyszłych smoków karmionych z jego łap) Lonusso opowiadała już Kobaltowi o tym, jak na ludzkim "cesarskim dworze" spożywano różne w skomplikowany sposób obrabiane jedzenie, w tym i algi. Uważano je tam ponoć za niezwykle pożywne. Pytanie, jak to będzie z nimi w stanie surowym? Poza tym Kobalt nie był dwunogiem z jakiegoś dworu.
___Kto jak kto, ale niebieskołuski docenił, jak Łowca posegregował całe żarełko. Nieśpiesznie otworzył pierwszą muszlę, wydrążył ze środka miękkie mięso, owinął w solidny placek morskiej zieleniny i tak przygotowany pakunek uniósł do pyska. –Twoje zdrowie! Jak raz chyba Ci się przyda. – No cóż.. było to definitywnie odmienne od mięsa i owoców, do których przywykł. Z drugiej strony, jeśli tylko przywyknąć do tych lepiących się do kłów kawałków zielska... mlasnął z rozmysłem... chyba zaczynał doceniać dietę morskich. Jedząc w podobny sposób pochłonął w końcu całą porcję otrzymaną od Łowcy.
___ Dzięki! – Z pewnym rozbawieniem obserwował badawcze spojrzenie starszego samca. Miał wrażenie, że morski spodziewa się skutków ubocznych karmienia lądowych czymś tak dla nich egzotycznym. Patrzył na niego, jakby Kobaltowi miał zaraz odpaść łeb. – Muszę przyznać, że mnie to przekonuje. Choć nie wiem, ile smoków podzieliłoby moje zdanie. Z drugiej strony... przecież to Ty tutaj jesteś Łowcą, więc karmisz nas tym co masz. – Trochę ciężko byłoby mu uwierzyć, że ktoś postanowi kręcić pyskiem, kiedy samemu nie chciało się ruszyć zadu na polowanie. – Trafił Ci się już kiedyś jakiś smoczy grzyb z problemami?

: 19 paź 2018, 22:21
autor: Dziadke
W spokoju przysiadł i obserwował jak tamten jadł. Przywykł do dziwnych spojrzeń, obiekcji oraz uwag, ale jak zauważył sam Kobaltowy, to gadzik był łowcą. To on wybierał kogo i czym karmi i komu przysługuje największy pstrąg (poza nim samym, oczywiście!).
– Moje zdrowie gadzik papać nie musi. Nie, nie. Gadzik od małego w morze i je tylko roślinke i rybke z ocean. Rybke dobro-smaczna i dla zdrówko i dla rybke! Tak, tak! Gadziko-naziemce chyżo-chyżo jedzo rybke i gadzik zadowolony. Tylko jeden naziemiec głupio-śmieszny powiedzieć, że gadzik pływać w brud, a woda przecież nie brud! Gadzik obrażon i nie karmi stado Ziemia póki tamten nie przeprosi rybke! Ale oni chyba majo inne łowco-myśliwe bo dużo chodzić, mnogo i zdrowo.
Odrzekł, rozgadując się znacznie jak na siebie, po czym podwinął pod siebie łapki i owinął resztę ciała długim ogonem zakończonym hakiem. Spojrzał przy tym na zasłane szarymi chmurami niebo, a jego pysk wykrzywił grymas.
– Ta zima móc być surowo-zła. Lód móc gruby być, ciężko wynurzyć jak pod woda źle ale potrzebować pomoc. Gadzik musi pospieszyć łowić rybke żeby naziemce miały co papać przez pora biały puch. Wtedy gadzik nie będzie nurkował tylko łapał foczke na brzeg, brzeg. Przyjdzie kiedyś po futerko foczke do Syreniego. Syreni da. Tak, tak! Dobre do wymoszczenie jaskinia. Kiedyś w dawne stado Wielka Szaman Glonożuj Pierwszy Co Wynalazł Gałąź, nosić futra foczke. On wielki czaruś i uzdrowiciel i mówić, że futro foczke chronić. Gadzik musi łapać rybke i foczke. Ach... tyle pracy dla biednego Neptunke!
Poskarżył się, niemo złorzecząc ku niebu spojrzeniem błękitnych ślepi.

: 24 paź 2018, 13:02
autor: Remedium Lodu
___Wysłuchał luźnej tyrady morskiego gadzika. Sam nie umościł się na wzór Syreniego- roślinke i owocke z ocean zamiast zachęcić do sjesty po posiłku pozostawiły niebieskołuskiego wyjątkowo rześkim. Kobalt oparł się więc tylko barkiem o przybrzeżny stosik skał.
___Ziemnemu daleko do morza, więc sobie odbił gadając o brudzie. Pewnie będzie mu z tym lepiej, kiedy będzie się turlał w słocie po swoich błotnistych polankach. – Wzrok Kobalta powędrował za spojrzeniem Łowcy ku szarówce ponad nimi. – Oby tylko im się nie zamarzyło przyłazić do nas nad morze i spłukiwać tam swoje błoto. – I on się skrzywił. Wizja stada jego własnej matki atakującego Wodę była zbyt paskudna.
___Dziękuję. Mamy z Ojcem zaledwie dwie skóry w grocie oraz łasą na wygody mantykorę, więc różnie to wygląda. Osobiście wolę wilgotny mech jaskiniowy, ale w zimę pewnie inaczej pisnę. – Uśmiechnął się do myśli o spędzaniu zimowych nocy na gołym kamieniu. Już teraz bywało mu zimno po przebudzeniu. – Co do Ziemi: u nich na pewno poluje moja matka. Ze swoją dwójką kompanów może przeczesywać trzy miejsca jednocześnie, więc pewnie nawet sama wykarmiłaby całe stado. Ty nie masz kompana, prawda? – Łeb przekrzywił się w bok. – Ktoś kto byłby zawsze obok, pomógł rozbić lód w zimę i pogonić foczki pewnie bardzo by ci pomógł. I mógłby poszukać dla was kamieni szlachetnych, kiedy ty polujesz. Choć Valisska kilkukrotnie próbowała się mnie pozbyć to nie mogę zaprzeczyć, że dla Wędrówki Słońca zrobiłaby pewnie tyle samo co i ja. Ciekawe, jaki kompan by ci pasował. – Kobalt zaczął po cichu przeglądać w pamięci istoty, które znał z opowieści Ojca.
___Wspomniany przez Mistrza Rybke Wielki Szaman Glonożuj Pierwszy rozbudził ciekawość kleryka, ten jednak wstrzymał swój język nim ten wypluł znak zapytania. Na parę chwil. – Mogę spytać o Wielkiego Szamana? Wodny Czarodziej i Uzdrowiciel… Do czego służyła Gałąź którą wynalazł? Nie wiedziałem nawet, że nie pochodzisz stąd. Dlaczego więc zostałeś z nami?

: 26 paź 2018, 14:48
autor: Dziadke
Próba zjednania sobie morskiego przez chwilowe, wspólne obgadulstwo na temat higieny ziemnych bez wątpienia schlebiła Neptunowi, chociaż jego poglądy na temat innych stad były... no cóż, mniej urągające, w każdym razie. Każdy kto przebywał daleko od linii brzegowej, był dla niego zagadką, tak jak spora część lądowej społeczności Wolnych Stad. Nie przepadał za stadem Ziemi, ale głównie dlatego, iż jego natura okazywała się być radykalnie inna niż jego. Tamte smoki może i nie były jakoś specjalnie wrogie, niemniej ich inność była dla gadzika czymś, od czego wolał stać daleko, żeby się przypadkiem nie zarazić. No i obraza ze strony Szyszkowego jakoś tak utwierdziła go w postanowieniu.
– Gadzik nie ma kompan. Gadzik zawsze łowi-łapie rybke bez kompan. Kiedyś gadzik łowił z Nazuz, inny morski gadzik co przygarnąć do stado, ale to nieuczciwe, bo inne gadziki jeść więcej niż my. Jakby Neptun miał brać-zabierać ze sobą kompan to albo musiałby latać-żeglować w powietrze żeby łapać rybke przy powierzchnia, albo dobrze-chyżo pływać żeby dotrzymać tempo Syreni. Syreni nie pływa dużo-mnogo, ale siedzi głęboko pod woda tam, gdzie nie dociera światło i czeka na rybke. Kompan musi być cierpliwy, bo rybke jest cierpliwa i cwana. Wielka Szaman Glonożuj Pierwszy Co Wynalazł Gałąź zawsze mówić za życie żeby być jak morze- pamiętającym, a nieustępliwo-wytrwałym. Tak, tak!
I tak powiedziawszy, został zaskoczony pytaniem o mądrości dawnego przewodnika duchowego.
-Wielka Szaman Glonożuj Pierwszy Co Wynalazł Gałąź wynalazł gałąź ze sznurke i taka haczyk jak ma gadzik na ogonke, tylko z ości rybke. Gałąź podparta o inna gałąź z haczykiem w wodzie, który łapały rybke. Inne gadziki, które słabo-miernie polowały, mogły łowić i robić co innego, bo czasami jak rybke złapać, to nie móc puścić. Gadzik przychodził i miał rybke, a nie był łowcą! Wielka być Szaman Glonożuj Pierwszy! On zawsze mówić "Jeśli próbujesz brać rybke, która jest większa od ciebie, to zostaw, bo to nie twoja rybke" i to być mądre i prawdziwe!

: 26 paź 2018, 19:24
autor: Remedium Lodu
___Kobaltowy Kolec urągał wyłącznie temu smokowi, który poniżał Łowcę i jego wodne środowisko. Z resztą stado Ziemi było mu bliskie, choćby ze względu na jego mamę czy Dar Tdary. Pilnował się, by oceniać raczej pojedyncze smoki niż całe grupy, ponadto w przeciwieństwie do Neptuna Kobalt nie miał takiego jednego środowiska które mógłby nazwać swoim żywiołem. To ułatwiało nabranie dystansu, czego skutkiem ubocznym były jednak okazjonalne nieprzemyślane zgryźliwości. Na dodatek jeśli o dosłowność chodzi, to sam miał teraz grzbiet utytłany błotem o którym wspominał.
___Hmm… żywiołak wody? Albo kelpie. – Na wspomnienie tej istoty aż ciarki przeszły mu wzdłuż kręgosłupa. Istota fascynująca i groźna zarazem, chyba najbardziej tajemnicza ze wszystkich, o których słyszał. – Taka czarna kelpie byłaby równie niewidoczna co ty sam. Z kolei żywiołak może pomógłby ci lepiej poczuć się na lądzie? W końcu to żywy kawałek oceanu. Chyba zarówno on jak i drapieżna kelpie nie miałyby większych problemów z cierpliwym oczekiwaniem na ofiarę pod wodą. Ech, chciałbym kiedyś zobaczyć prawdziwe głębiny morskie, tak jak ty masz szansę. Szczerze ci tego zazdroszczę. – Dygresji towarzyszyło bezsilne rozłożenie skrzydeł.
___Z zainteresowaniem wysłuchał opisu gałęzi, którą wynalazł Szaman Glonożuj. Dla niego samego takie kwestie były niezwykle ciekawe. – Wielki Szaman być dobrym smokiem. Interesujące, że stworzył coś takiego będąc morskim, skoro ani on ani jego pobratymcy nie potrzebowali gałęzi do łowienia ryb. Szkoda, że nie każdemu Przywódcy tak zależy na dobrobycie smoków spoza stada. – Zachwalanie zachwalaniem, ale w Kobalcie mimochodem zakiełkowało podejrzenie, że jednak Wielki Szaman nie wynalazł sam tej gałęzi. Może po prostu znalazł gotowy przedmiot stworzony przez kogoś komu faktycznie był on potrzebny a później skopiował myśl? Nie chciał jednak ryzykować zdradzania się z takim czymś przed Syrenim. Zapewne skończyłoby się to kosą z Łowcą a tego smoka niebieskołuski nazbyt szanował by sobie pozwolić na nierozważne kłapanie paszczą. Mądrości Glonożuja o dużych rybach brzmiały jednak dobrze. – Zapamiętam to sobie. Choć wyobrażam sobie, że te słowa mogą pociągnąć kogoś do łowienia samych szprotek, jeśli się przesadnie je zinterpretuje.

: 23 maja 2021, 20:04
autor: Świadomy Fakt
Yeccaqui spacerował wokół Zimnego Jeziora, badając je bardzo dokładnie i zapamiętując wszystkie szczegóły. Teraz zatrzymał się u źródła rzeki. Odnotował, jak woda zwalnia w tym miejscu, i zaczął się zastanawiać, czy wiedzę te można wykorzystać. Bobry budowały tamy, co też spowalniało wodę – zastanawiał się, czy czynią to w jakimś konkretnym celu, czy też po prostu dlatego, że to lubią. Tutaj jednak spowolnienie było dziełem jedynie natury.

: 24 maja 2021, 8:39
autor: Despotyczny Ferwor
Podczas rozważań Yecca, ten mógł zauważyć w pewnym momencie jak w odległości kilku ogonów wzdłuż rzeki znajduję się jemu znany bagienny łowca. Niby na pierwszy rzut oka było to kompletnie zwyczajne, jednak gdy się dobrze przyjrzało, można było zobaczyć, że łowca coś tam kombinuje z drewnem i jakąś dużą siatką zrobioną z kilku mniejszych złączonych ze sobą bardzo solidnie, aby nie rozerwały się pod naporem wody i nie tylko. Jej jeden koniec był przymocowany do solidnie wbitej bely drewna, która znajdowała się na prawym brzegu rzeki. Na lewym za to siedział Plamisty, który to był w trakcie mocowania tego kawałka drewna. Nie były to zbyt długie kawałki, jednak dość grube. Idealne na to co chciał osiągnąć. Musiał jednak dobrze zrobić to co chciał teraz. Dlatego gdy umieścił bele pionowo w dziurze pewnym ruchem ogona wrzucił do niej jeszcze średniej wielkości kamień, który dla pewności jeszcze poprawił, aby całość była wytrzymalsza i bardziej stabilna. To też zaraz miał zakopywać, aby dokończyć pierwszą fazę swojego tworu.
Koło niego leżały dodatkowo tabliczki z zapiskami i całym rysunkiem projektu. Bardzo szczegółowo.
Obrazek
Czy jednak zaciekawi to drugiego łowce?

: 26 maja 2021, 20:34
autor: Świadomy Fakt
Zdecydowanie zaciekawiło to drugiego łowcę, nigdy bowiem nie widział kogoś, kto konstruowałby coś podobnego. Ponieważ Mułek był najprawdopodobniej najlepszym źródłem nowej wiedzy w okolicy, Yeccaqui spokojnie podszedł do niego, zatrzymując się przy konstrukcji. oczywiście doskonale pamiętał, jak wygląda Absolut, dlatego całkowicie skupił swoją uwagę na konstrukcji, przyglądając się jej i odnotowując w swojej pamięci każdy jej szczegół, być może nie do końca rozumiejąc, iż w pierwszej kolejności wypada się przywitać. Dopiero po chwili zwrócił się do Mułka, nie patrząc jednak smokowi w oczy, aby nie zastało to odebrane jako agresywne:
– Dlaczego stworzyłeś tę konstrukcję? Czy jest to jakiś rodzaj pułapki? – zapytał, gdyż z tym w pierwszej kolejności skojarzył mu się twór samca. Choć oczywiście mógł być w błędzie, dlatego oczekiwał na odpowiedź.

: 27 maja 2021, 12:24
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek zabrał się od razu na łączeniu drugiej końcówki siatki, z kłodą którą to właśnie przymocował. Był to bardzo ważny element w jego projekcie, którego to nie mogło zabraknąć... w między czasie przybył jednak przybył niespodziewanie fakt.
Despot omiótł go swoimi żółtymi ślepiami nie przerywając jednak przywiązywania siatki.
– Zależy. – Odrzekł odwracając od niego wzrok. – Podstawa jak najbardziej mogłaby służyć jako pułapka ryby przepływające akurat przez tą rzekę. Mogłoby to zlikwidować potrzebę ciągłego polowania. – Tutaj obejrzał bardzo dokładnie swój twór. – Jest to jednak nie doskonałe pod wieloma rzeczami. Dlatego w tym kontekście trzeba byłoby poświęcić czas na poprawki w rysunku... ale w obecnej formie służy do innej rzeczy. Poczekaj tutaj. – Polecił mu i zaraz odszedł na odległość dwój ogonów od całej budowli. Obok rzeki czekała już drewniana ławeczka, która niegdyś służyła jakiemuś niziołkowi. Ową ławeczkę wrzucił do rzeki, a ta dzięki nurtowi pognała w stronę siatki... i o którą się zatrzymała. Siatka skutecznie blokowała ten przedmiot, a Despotyczny towarzyszył jej przez całą drogę wracając do Yacca.
– To służy to transportu. Wiesz czasami potrzebuje ważnych dla mnie rzeczy w dużych odległościach od mojej groty, czy stanowiska pracy. Na piechotę byłoby to bardzo upierdliwe i niewygodne... dlatego wymyśliłem taki łatwy i szybki sposób na przemieszczanie skrzyń, koszy i innego w miarę nadającego się dziadostwa. Nazwałem to cudo "Wodną ścieżką" – Pochwalił się będąc dumny, ze swojej roboty.