Strona 17 z 47
: 09 lut 2016, 14:36
autor: Cichy Potok
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Cichy przechylił lekko łeb na bok. Zdziwił się tym, a może i nie? W zasadzie trudno było cokolwiek wyczytać w tym momencie z pyska Cichego, po czym po prostu skinął łbem.
– Czyli ja mam być zły na cały Ogień, bowiem moja dawna przyjaciółka podczas walki skontrowała podczas walki ze mną? – zapytał retorycznie.
– Słuchaj, chyba nie za bardzo zdajesz sobie sprawę z tego, jak się walczy naprawdę. Wydajesz się nader dojrzały na swój wiek, ale w pewnych kwestiach wciąż jesteś młodzikiem. Szkolisz się na Czarodzieja, czy się mylę? – zapytał, chyba znów retorycznie, po czym westchnął.
– Nasze ataki nie zawsze idzie przewidzieć, z jaką mocą uderzą. Możliwe, że ta smoczyca chciała odciąć mu łapę, ale czy była pewna, że jej się to uda? Mi niejednokrotnie chodziła myśl o odcięciu łba mojej zdobyczy, na polowaniu, a maddara miała swoje kaprysy, gdzie ledwo na przykład zarysowała szyję zwierzyny...Jako czarodziej powinieneś wiedzieć, że wyobrażenie sobie skutków ataków powinno być jak najdokładniejsze, by było najbardziej efektywne. Ale faktycznie, Zorza w tym wypadku mogła z premedytacją chcieć pozbawić tego...Poszukiwacza Kości łapy. – Cichy odpowiadał wciąż ze spokojem.
– Ba...nawet bym się nie zdziwił. Bowiem pod koniec swojego żywota w Wodzie miałem wrażenie, że moja siostra....chciała jak najbardziej zaszkodzić temu stadu. Włączając w to wojnę z Cieniem, gdzie porzuciła swoje obowiązki, porzuciła swoich towarzyszy w potrzebie i zniknęła bez śladu. – teraz słychać było w głosie Cichego lekką irytację. Zorza Północy pod koniec życia zachowała się niczym bezmózga bestia, albo fochnięta kotka. Tak czy inaczej, nie popisała się, ale Cichy i tak już nic z tym zrobić nie mógł. Na pytanie zaś pokręcił przecząco łbem.
– I nie, o niczym takim nie wiedziałem, bo ani Zorza, ani Poszukiwacz nie powiedzieli mi o tym incydencie. – westchnął ciężko. Czasem posiadać trudne smoki w stadzie to bardzo wielkie brzemię.
: 09 lut 2016, 22:23
autor: Kruczopióry
Na początku wypowiedzi Cichego lekko wzdrygnął się, a nawet nieco zmrużył ślepia; trochę... spodziewał się, że może tak być. Że mimo racjonalnych argumentów Cichy spróbuje za wszelką cenę dowieść, iż jednak jego stado jest czyste, ech... Mógł go nazywać młodym i niedoświadczonym, ale atak, który nie ma na celu skrzywdzenia, musiałby się okazać naprawdę wyjątkowo udany, aby nie usłuchać swojego twórcy i okaleczyć przeciwnika. I wtedy...
No właśnie; "mogła z premedytacją"... Kruczopióry nagle otworzył szerzej ślepia, przyglądając się przywódcy uważnie. Wyjątkowo dokładnie wsłuchiwał się w jego dalsze słowa, kiedy zaś zakończył...
– Porzuciła stado...? – powtórzył za nim, nie odrywając od Cichego ślepi. – Cóż, w tych okolicznościach oczywiście nie jest twoją odpowiedzialnością zajmowanie się tą sprawą, zaś wcześniej też nie mogło być, skoro o niej nie wiedziałeś – podkreślił... lekko się wręcz uśmiechając. – Nawet się nie dziwię Poszukiwaczowi, nie każdy ma odwagę mówić o takich rzeczach wprost, zwłaszcza przywódcom obcych stad. Ale skoro Zorza nie należy już, jak mniemam, do Wody, sprawa jest zamknięta – zakończył, zmierzywszy Cichego badawczym spojrzeniem. Mimo wszystko... nawet gdyby ten się stawiał, w pewnym sensie potrafiłby go zrozumieć – była mowa nie o tylko o smoczycy z jego stada, ale i o jego własnej siostrze, do czego się zresztą przyznał. A nie każdy potrafił wprost wyrazić swoje wątpliwości co do kogoś sobie znanego, zwłaszcza wobec smoka z innego stada...
– Oczywiście szkolę się na czarodzieja – zmienił nieco temat, natychmiast rozpogodziwszy swoje lico. – To czasami dość... interesujące doświadczenie. Już niejeden raz maddara pokazywała mi swoje kaprysy, choć osobiście wolę jej używać do zabawy niż do walki – dodał, mrugnąwszy ślepiem porozumiewawczo. – I mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi potrzebna do wyrządzenia komuś prawdziwej krzywdy, ale... różne bywają koleje losu – podkreślił, nieco zmarkotniawszy. Ale tylko na chwilę. – Niewielu trudni się walką z wykorzystaniem magii, większość chętnych, aby bronić stado, obiera ścieżkę wojowników. Kilka razy słyszałem też od innych smoków, że maddary... nie powinno się do tego celu nadużywać. Z jednej strony je rozumiem, ale z drugiej... nigdy nie słyszałem podobnych obiekcji wobec wojowników, którzy przecież dążą do tego samego, jedynie innymi metodami. Kilka razy wręcz spotykałem się z niechęcią, kiedy się przyznałem do swoich... marzeń. – Mruknął cicho. Tak, był w stanie wymienić przynajmniej kilka smoków, które na wieść, iż pragnie zostać czarodziejem, nagle zaczynały patrzeć nań... mniej przychylnie. – Wiesz może, z czego to wynika? – zapytał, wpatrując się z zainteresowaniem w ślepia Cichego.
: 10 lut 2016, 13:40
autor: Cichy Potok
Cichy widział konsternację i oburzenie kryjące się pod maską zainteresowania Kruczego. Ale czy można było dziwić się mu, że broni pewnych spraw, w które wierzył? W końcu Cichy nigdy nie odrzucał czyjejś racji ze względu na to, że się z nią nie zgadzał. Zawsze jednak przedstawiał także swój punkt widzenia. Gdy jednak szok i zrozumienie zastąpiło wcześniejsze emocje młodzika, Cichy uśmiechnął się do niego delikatnie i skinął łbem. – Owszem, porzuciła w najważniejszym i najtrudniejszym momencie stado, do którego utworzenia sama dążyła. Zdradziła i nie mam zamiaru oczyszczać jej imienia po tym, jak sama je zhańbiła. – oznajmił ze spokojem, po czym wzruszył barkami. – Ale to i tak nie usprawiedliwia i nie daje prawa smokowi z twojego stada obarczać jej winą całego stada. – mruknął, po czym skupił się już na innej sprawie. Tamten temat faktycznie należało zakończyć, bo tylko psuł humor obojgu. Na wzmianki o maddarze i zabawie z nią zaśmiał się lekko. – Och, wiesz...Ogień to stado urodzonych wojowników. Silnych smoków. Wasi sojusznicy też słyną z wojowników, a mało który smok w tamtym stadzie potrafi i podejmuje się okiełznania maddary. Może dlatego patrzą niechętnie na to, czego nie pojmują w dużym stopniu i nie znają. – westchnął. – Ale to i tak mnie dziwi, że nagle zmieniono nastawienie wobec ciebie, jako smoka. W końcu to nie obejmowana przez nas ranga czyni nas wartymi, czy się mylę? – zapytał z rozbawieniem, po czym się zastanowił. – A jeśli o Ogień chodzi to się dziwię, bowiem ich poprzednia Przywódczyni jest Czarodziejką, czy się mylę? – zagadnął, przechylając łeb na bok. On sam nigdy nie spotkał się z szykanami względem obranej przez siebie profesji, więc nie bardzo wiedział, co miałby powiedzieć młodemu.
: 12 lut 2016, 1:50
autor: Kruczopióry
– Jak by to ująć... sprawa jest skomplikowana – zaczął Kruczopióry ze spokojem, choć uważnie obserwując Cichego. – Ale już przynajmniej kilka razy słyszałem z różnych pysków, iż maddary nie powinno się używać do walki. A w szczególności do zabijania – kontynuował, nieznacznie przy tym wzdychając. – Niektóre smoki mają zdanie, iż zupełnie nie takie jest jej przeznaczenie, zaś pojedynkowanie się za pomocą magii to wręcz gwałt na tej mocy. Że nie powinno się z niej korzystać poza obroną konieczną. Inne z kolei mają czarodziejom za złe, iż kiedy wojownik musi cały czas biegać i skakać po arenie podczas walki, mag po prostu stoi jak kołek i wyobraża sobie ataki i obrony. O ile to drugie to raczej nic poza zwykłą frustracją, o tyle pierwsze... rzeczywiście posiada w sobie jakąś głębię – rzekł, w tym momencie wlepiając jeszcze uważniej swoje ślepia w przywódcę. – Bo i dla mnie to od zawsze była przede wszystkim moc tworzenia cudów. Moc, która pozwala przelewać twory wyobraźni w rzeczywistość. Nie wyobrażam sobie, abym mógł z jej wykorzystaniem zabić jakiegokolwiek smoka bez wyraźnego powodu ku temu. Oczywiście sparuję, żeby zawsze pozostawać w gotowości... ale wtedy nigdy nie mam na celu wyrządzenia komuś poważnej krzywdy – zaznaczył. – Aczkolwiek jeśli dobrze rozumiem, nie spotkałeś się z tym wcześniej. Trudno, będę szukał swojej odpowiedzi dalej – stwierdził i uśmiechnął się, a następnie na moment odwrócił wzrok ku kompanom Cichego. Kiedyś...
– Miło było cię postać, Ciche Wody, ale chyba już powoli na mnie czas – powiedział, znów kierując swój łeb ku przywódcy. – Trzeba się najeść, wyspać i pouczyć parę pisklaków – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. – Aczkolwiek mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Do zobaczenia! – skończył i skinął łbem na pożegnanie, aby następnie skręcić w bok, kierując kroki z powrotem ku terenom Ognia. I tam też miał zamiar się udać – no, chyba że jeszcze Cichy chciałby w jakiś sposób go zatrzymać...
: 14 lut 2016, 13:02
autor: Cichy Potok
Cichy przechylił łeb na bok z zainteresowaniem wysłuchując słów Kruczego, po czym zaśmiał się cicho. Cichy wzruszył barkami na słowa młodego smoka, po czym nawet nie zdążył wtrącić swoich słów. Cóż, czasem warto zaczekać na usłyszenie, co drugi smok ma do powiedzenia, tak więc gdy Ognisty odchodził, Cichy rzekł na odchodnym.– Maddara to dar, jaki jest w każdym smoku. Broń, która została nam dana, aby przetrwać w tym świecie. Maddara to jest część naszego ciała, a więc i nasza broń. Ten, kto mówi o niej, aby korzystać tylko w ostateczności z tej siły równie dobrze może powiedzieć wojownikowi, by korzystał ze swojego ciała tylko w ostateczności. Lepiej po prostu spać i nie robić nic. – powiedział z rozbawieniem, po czym wzruszył barkami. – Jestem ciekaw, kto ma taką opinię? Wojownicy? Łowcy? Bo o maddarze powinni wypowiadać się ci, co na niej się znają, którzy rozumieją tą moc choćby w części. To tak, jakbym ja teraz pouczał cię, jak używać swojego ciała w walce. Byłoby to komiczne, uwierz mi. Bo znam jedynie podstawy walki fizycznej. – oznajmił ze spokojem i zastanowił się chwilę. – Wojownicy walczą ciałem, Czarodzieje, umysłem. Nic więc dziwnego, że ci, którzy walczą ciałem, wykorzystują wszelkie jego możliwości do działania. Ci, zaś którzy posługują się umysłem, ćwiczą inne mięśnie, ruszają inne elementy swojego bytu. To też nie jest proste i łatwe. Skupienie się, gdy ktoś tak skacze graniczy z niemal fizycznym wysiłkiem. Poza tym, Czarodziej przez to jest nieco gorszej pozycji. Nijak bowiem nie sprawi, że atak trafi gdzie indziej. Wojownik, mimo że jego obrona może się nie powieść, jego skoki sprawią, że atak niekoniecznie trafi tam, gdzie celował. – wyjaśnił młodemu. – Powiedz mi, skoro więc podzielasz zdanie tych smoków, które mi przytoczyłeś. Po co chcesz być Czarodziejem? Skoro nie zamierzasz walczyć przy użyciu tej tajemniczej energii, trzeba było wybrać ścieżkę Uzdrowiciela, wykorzystując swoją maddarę w tylko pożyteczny dla inny sposób. Albo po prostu zostać kimkolwiek innym i wyszkolić się w magii tworzenia, bez szkolenia magii bojowej. – zapytał i uniósł łuk brwiowy. Doprawdy, ten smok był posiadał w sobie wiele sprzeczności z tym co robił i mówił. Ale czy mu odpowie? Nie był pewien. Sam też już zaczął się zbierać, nie zamierzał tutaj przecież siedzieć sam. Miał jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
: 14 lut 2016, 14:17
autor: Kruczopióry
Kruczopióry zatrzymał się w pół kroku i odwrócił łeb ku Cichemu – zmierzył go uważnie spojrzeniem, znów wybadując przywódcę. Sprawiał wrażenie, że niekoniecznie spodobały mu się usłyszane słowa... ale może po prostu nie uchwycił sedna wypowiedzi czarnego smoka?
– Wydaje mi się, że nie do końca zrozumiałeś to, co chciałem przekazać – stwierdził, nie spuszczając poważnego wzroku z czarodzieja. – Nie zawahałbym się zranić przeciwnika, który zamierzyłby się na mnie albo na kogoś z moich przyjaciół. Ba, nawet nie zawahałbym się zabić, gdyby okazało się to koniecznie – zaznaczył, przeszedłszy swoim spojrzeniem kolejno od łba, przez kręgosłup i dalej, aż po ogon Cichego. Po czym znów skupił się na jego pysku. – Poza tym uzdrowiciel żeby leczyć, musi mieć jak... a trudno leczyć, kiedy wszyscy polegną z braku wykwalifikowanych wojowników i czarodziejów – dodał. – Tak samo głupim byłoby nie toczyć sparingów, aby we władaniu maddarą stać się wprawnym, zanim będzie potrzebna w poważnym starciu. Magii można używać do walki... ale nie nadużywać, to nie jej przeznaczenie. To jest właśnie sedno mojej wypowiedzi – podkreślił, zabierając nieco powietrza. – I tak, wojownicy podobnie nie powinni nadużywać swoich łap do czynienia krzywdy innym, tutaj działa ta sama zasada. A z dwojga profesji walczących wybrałem właśnie czarodziejstwo, gdyż gdybym został fizycznym wojownikiem, nie mógłbym z łatwością zrobić tego! – krzyknął... i nagle uśmiechnął się, wyszczerzywszy zęby.
Ni stąd, ni zowąd obok Kruczopiórego pojawił się... kruk. Nie byle jaki kruk – a wierna kopia obecnego niedaleko Nera. Maddarowy twór zamachnął się kilka razy silnie skrzydłami, a następnie wykonał dwa obroty wokół szyi czarnego, aby ostatecznie przysiąść na jego łbie. Dokładnie tak, jak wcześniej kompan przywódcy zajął miejsce na nim; wyobrażony ptak cicho zakrakał, z następnie poniósł lewe skrzydło, pochylając łebek i zaczynając drapać się tam nóżką.
– Mam nadzieję, że teraz mnie rozumiesz, Ciche Wody – stwierdził, spoglądając na smoka triumfalnie. tym razem się nie żegnał – skoro przywódca raz chciał pociągnąć tę rozmowę, mógł zapragnąć to uczynić po raz drugi. Zaś Kruczopióry... choć goniły go inne obowiązki, na rozmowę zawsze był gotów znaleźć czas.
: 14 lut 2016, 15:54
autor: Cichy Potok
Cichy widząc, jak gwałtownie Kruczy się odwraca, a potem słysząc jego słowa w końcu uśmiechnął się doń wesoło i szczerze. Pokiwał łbem. – Nie...to dobrze, że ty w końcu to pojąłeś. – powiedział z rozbawieniem, bo do tej pory to właśnie młodzik wydawał się być niczego pewien. Zaraz potem Cichy zmarszczył pysk, bowiem wyczuł drgania maddary i kelpie i kruk także przybliżyli się do Cichego, gotowi...a raczej niegotowi na to, co zobaczyli. Rysy Przywódcy Wody wygładziły się i pokiwał ze zrozumieniem łbem, po czym się zaśmiał. – Cóż, być może pojmiesz też, że maddara pomoże ci kiedyś w zdobyciu takiego prawdziwego towarzysza. Tymczasem życzę ci powodzenia na twej drodze, Kruczopióry. – rzekł krótko. Nie miał zamiaru dłużej powstrzymywać smoka przed odejściem i gdy tylko to zrobił, sam także wrócił na tereny Wody. Nic tu więcej po nim.
: 15 lut 2016, 17:39
autor: Kruczopióry
Kruczopióry delikatnie pokiwał głową, kiedy usłyszał aprobatę Cichego; cóż, nie mógł wyzbyć się wrażenia, iż... tak naprawdę oboje mówili o tym samym, jedynie ubierali to w różne słowa. Tym szerzej wiec uśmiechnął się do przywódcy, racząc go pogodnym spojrzeniem.
– I ja tobie życzę powodzenia na drodze! – rzekł, podniósłszy łapę w pożegnalnym geście. – Do zobaczenia! – zakończył, po czym odwrócił się, rozpędził i machnął kilka razy mocno skrzydłami, wzbijając się w górę, aby odlecieć ku terenom Ognia. Tym razem naprawdę. Nie żałował jednak z tej rozmowy ani minuty – a wręcz cieszył się, iż po raz pierwszy od dawna miał okazję poznać jakiegoś dobrze wyszkolonego czarodzieja. De facto... spotkał podobnych tylko trzech: Runę, Chłodnego i właśnie Cichego. Ciekawe, dlaczego było ich tak mało... A może wcale nie, tylko jakoś jego drogi nie chciały krzyżować się z innymi magami...?
// zt
: 05 mar 2016, 20:55
autor: Mistrz Gry.
Na powierzchnię zamarzniętego Jeziora wylała się bezkształtna, kłębiąca się szaro-zielona masa mgły. Jej front, upstrzony licznymi wijącymi się żarłocznie mackami ruszył przed siebie jak lawina, nie napotykając na swojej drodze żadnej przeszkody. mgła rozlewała się po powierzchni zamarzniętego jeziora, całkowicie je przykrywając. w jednej chwili zbliżyła się do drugiego brzegu i pierwsze nienasycone macki zdążyły polizać leżący na nim śnieg.
: 05 mar 2016, 21:00
autor: Strażnik.
Macki w tym miejscu musiały się jednak zatrzymać. Czy raczej miał nadzieję, ze się zatrzymają. na wszelki wypadek stanął przed nimi, w bezpiecznej odległości. Tak, aby nie dosięgnęły jego ciała. Vasile, jeden ze Strażników elfiego obozu obrzucił mgłę uważnym spojrzeniem, mocniej chwytając za włócznie trzymaną w swojej ręce.
Na twarzy elfa malowało się skupienie, kiedy palcami umoczonymi we własnej krwi pochodzącej z rozciętego przed chwilą przedramienia, rysował w skutym lodem śniegu krwawe linie. Symbol był skomplikowany, wielkości smoczego łba, i nie przypominał żadnej litery znanej smokom.
Kiedy elf skończył rzeźbić własną krwią w śniegu, położył rękę płasko na znaku, uniósł oczy na mgłę (która była tak blisko, że lada moment macki zaczną go atakować) i znieruchomiał. Nie czuć było żadnej magii. Niczego. A jednak, wędrówka mgły i ruchy macek zostały wyraźnie spowolnione, aż czoło mgły wyhamowało. Macki nadal leniwie się ruszały, ale nie były to już wygłodniałe gesty ciągnące mgłę do przodu.
Elf wstał i zmrużył oczy, badając mgłę. Potem skierował się do kolejnego punktu, w którym zauważył posuwającą się mgłę.
: 09 cze 2016, 14:29
autor: Barwny Kolec.
Szaro-zielona dymna zasłona utknęła na środku jeziora. Byłbym to zignorował, gdyby nie fakt, że słońce już dawno osiągnęło swój najwyższy punkt na niebie zalewając krainę gorącymi promieniami.
Wylądowałem niedaleko brzegu, by bliżej przyjrzeć się niecodziennemu zjawisku. Co ciekawe, wokół panowała niepokojąca cisza. Zwierzyna, która powinna się tu kręcić dookoła, zniknęła, odeszła. Opuściła piękne wodopoje.
Gdy moje łapy oparły się o przybrzeżny kamień i czujnym okiem badałem nieruchomą postać wstrzymałem zaczerpnięte powietrze wytężając zmysły do granic. Miałem dziwne wrażenie, albo przeczucie, że i mnie tu nie powinno być. Ale musiałem dać skrzydłom trochę odpocząć. Po tak długim locie czułem pieczenie w mięśniach, charakterystyczne tylko po krótkim wysiłku. A ja leciałem dobrych kilka godzin bez przerwy. To niepokojące zjawisko, z którym pierwszy raz się spotkałem i nie zamierzałem go ignorować.
Przecież nikt mnie nie gonił.
Położyłem się na kamieniu jak na rozgrzanym termosie. Gdyby nie gęste futro, pewnie zamiast miłego ciepła, poczułbym się jak ryba na patelni. Uroki pory kwiecistych ziem chłonąłem jak gąbka, szczególnie po przekroczeniu bariery. To zadziwiające jak diametralnie potrafił zmienić się krajobraz w mgnieniu oka. To jak zmiana klimatu, tylko, że na lepsze.
Zazgrzytałem nieprzyjemnie zębami kłapiąc szczękami raz po raz, głęboko zamyślony ze wzrokiem utkwionym w zielonkawej materii.
: 09 cze 2016, 23:30
autor: Oddech Pustyni
Płomień ostatnio nie była zbyt towarzyska, chociaż kto by się dziwił, patrząc na jej aktualny stan. Jej rozległe rany musiały jeszcze trochę poczekać, z jednej strony dlatego, że Kalina była zapewne trochę zarobiona, a z drugiej, ponieważ i pustynna niespieszna była do jej wezwania. Nie żeby czerpała przyjemność z tego, że z mięsa wyglądają jej kości, ale uważała, choćby podświadomie, że nie powinna się tego od razu pozbywać. Musiała ponosić na sobie znaki porażki, przynajmniej przez jakiś czas.
Mgła nie poprawiała jej samopoczucia, ale też specjalnie jej nie dołowała. Od dawna nie ruszyła się nawet o szpon, zupełnie jakby zastosowana na niej, elfia magia, była wszystkim co potrzeba żeby ją zatrzymać. Zapewne jako przewodniczka nie powinna mieć takiego podejścia, ale po prostu przyzwyczaiła się do nowego zjawiska i czasem nawet nie zwracała na nie uwagi. Zresztą któż cierpiał najbardziej, przecież nie ona, która do tej pory trzymała się od niej na rozsądny dystans.
Tak czy inaczej, chociaż ranna, nie zrezygnowała ze swojego zwyczaju przechadzania się po terytoriach Ognia. Zawsze na takich wyprawach napotykała coś ciekawego, a przy okazji była w miarę na bieżąco z sytuacją stadną.
Dostrzegłszy w oddali samca, którego nie kojarzyła, ruszyła ku niemu powoli, ranę przysłaniając lewym skrzydłem, jak najdokładniej potrafiła. Nie chciała go przestraszyć ani zaskoczyć, więc nie szła zupełnie od tyłu, a nadeszła pod kątem do jego prawego boku, żeby mógł ją dostrzec zanim jeszcze się do niego zbliży.
Smoczyca przyjrzała mu się dokładnie. Przypominał jej Burzową, chociaż znalazło się w jego wyglądzie parę odstępstw. Grzywa była w zasadzie najciekawsza, pustynna dawno nie miała okazji przyjrzeć się czemuś takiemu. Nie była pewna, po co natura miałaby obdarzyć go czymś takim. Czyżby szyja wymagała dodatkowego ogrzania, którego nie zapewniało futro?
–Jess-jest niebezpieczna, jeśli pod-podejdzie się do niej zbyt blisko. Wyrzuca z siebie macki kt-które potrafią zaatakować i przyciągnąć smoka do siebie, a ona sama bardzo parzy– odezwała się i przysiadła, jakieś dwa ogony od nieznajomego, przez chwilę zerkając na mgłę –Jestem... Płomień Pustyni– dorzuciła i skinęła mu łbem. O przedstawieniu się nigdy nie zapominała, chociaż zaraz po nim, zwykle nie wiedziała co mogła powiedzieć.
: 10 cze 2016, 8:17
autor: Barwny Kolec.
Leciutki wiatr poruszył gałązkami wierzb maczających swe zielone warkocze w jeziorze. Drobniutkie listki zaszeleściły cicho, woda zaszemrała coś niewyraźnie. Nie musiałem się wysilać, żeby zrozumieć ten przekaz. Woń była aż nazbyt wyraźna żeby ją przegapić. Charakterystyczny zapach smoczego ciała zmieszany z delikatną nutką samiczych woni. W tej symfonii przodowała jednak najważniejsza, już nie taka subtelna woń. Siarka.
Obróciłem głowę w stronę Płomienia Pustyni i podniosłem się na równe łapy. Nie wykonywałem gwałtownych ruchów, aczkolwiek nie znaczyło to, że nie byłem gotów nawet zaatakować nieznajomej jeśli okazałaby się dla mnie jakimś zagrożeniem.
A zagrożeniem była, tylko, że potencjalnym. Jak każdy smok, czy inny drapieżnik.
Lecz zachowanie samicy nie zdradzało jakiś niebezpiecznych intencji. Zachowała odpowiednią odległość ode mnie i w dodatku nie zakradała się do mnie od tyłu.
Nie byłem w dziedzinie walk jakimś ekspertem, ale wydawała mi się nawet rozluźniona. Świadczyło o tym chociażby jej drobne gesty – takie jak na przykład opuszczenie skrzydeł, czy ruchy ogonem.
Zadziwił mnie jej sykliwy głos, ciekawy artefakt przodków. I od razu przypomniały mi się moje początki nauki w mowie, gdy ciężko mi było opanować wkradające się w każde słowo syczenie. Teraz było już lepiej, choć ostatnio nie miałem do kogo otworzyć gęby i trudno było powiedzieć, czy się przypadkiem nie uwsteczniłem.
Ciekawszy od jej dialektu był jednak przekaz wypowiedzi w którym nieznajoma nadała tym zielonkawym oparom jakieś złowrogie, ciemne moce. Niby nie uwierzyłem, ale i tak na wszelki wypadek wykonałem do tyłu dwa, nie, trzy, kroki odsuwając się od mgły.
Poprawiłem pierzaste skrzydła i przełknąłem skrzydła. Cicho jej odpowiedziałem:
– Dz-dziękuję za ostrzeżenie – zająknąłem się. Głupi ja. Znowu się nie popisałem swoją elokwencją.
Podniosłem błękitne oczęta na większego smoka.
– Jestem Barwny – przedstawiłem się jej, ale nie schylałem głowy. – Nie zaatakujesz mnie? – zapytałem dla pewności. Byłem zdziwiony, że smoczyca mnie nie zaatakowała z zaskoczenia.
: 15 cze 2016, 13:32
autor: Oddech Pustyni
//wah, wybacz, że dopiero teraz q-q
Smoczyca obserwowała samca, ale przez większość czasu jej źrenice pozostawały nieruchome, jak zresztą i cała reszta. Zesztywniała jakby i jedyną oznaką, że żyła, była końcówka ogona, podskakująca w jakimś dziwnym rytmie.
Nie znała białego to fakt, ale nie pachniał żadnym innym stadem, więc nie mogła go potraktować jako kogoś, kto świadomie przekroczył granicę. W końcu gdyby zachowywała się wrogo wobec smoków, które gubiły się gdzieś na terenach Ognia, zapewne połowa smoków, które żyły tutaj dotychczas nie należałyby do tego stada. Na dodatkowe szczęście smok był uprzejmy, chociaż sprawiał wrażenie odrobinę...
Smoczyca nie potrafiła dokładnie określić co to było, ale zdawała sobie sprawę, że zająknięcia nie były zupełnie normalne u innych smoków –Barwny– powtórzyła pod nosem, kiedy się przedstawił. Był ostatnim, któremu nadałaby to imię, ale przywykła już, że niektórzy nie kierowali się aparycją podczas mianowania. Może było to celowe przeciwieństwo jego wyglądu albo po prostu dotyczyło czegoś innego. Gad mógł posiadać jakieś różnorodne zdolności, może jakieś niewidoczne detale, gdzieś pod sierścią, albo po prostu cechy charakteru, które sprawiały, że ktoś lub on sam, miał ochotę nazwać go w ten sposób.
Pustynna kłapnęła delikatnie zębami. Nie powinna zastanawiać się nad takimi rzeczami podczas trwania rozmowy, ale jakoś nie mogła się powstrzymać. Lubiła rozmyślać nad imionami, chociaż przeważnie robiła to na ceremoniach.
–W praw-prawdzie jesteś na moim terytorium, ale ponieważ nie znam tw-twoich pobudek nie chcę mah-marnować szansy, żeby w pokojowy sposób się dowiedzieć– nie było powodu, żeby się z tym kryć –Wyczułeś, że wk-wkraczasz na ziemię o obcym, dominującym zapachu, dlac-dlaczego zabrnąłeś aż tutaj?– jej ton, chociaż bardzo spokojny, nie wydawał się zupełnie przyjazny. Brakowało w nim nuty zainteresowania, które powinno pojawić się przy zadanym pytaniu. Wszystko brzmiało bardzo poważnie i rzeczowo, jak podczas przesłuchania, kiedy każda odpowiedź może zaważyć o losach pytanego. Ale może było to tylko wrażenie.
: 16 cze 2016, 20:12
autor: Barwny Kolec.
Wysłuchiwałem słów smoczycy z wielką uwagą, jakby od tej rozmowy mogło zależeć moje życie. I jeszcze tego nie wiedziałem, ale tak właśnie będzie. Gdybym tylko mógł przewidywać przyszłość. Podobno były smoki, które to potrafiły. Fascynujące.
Uważnie śledziłem każdy nawet najmniejszy ruch starszej i większej samicy. Niestety nie dawała mi wiele do pooglądania, oprócz ciągle drgającej końcówki ogona. Niby nic nadzwyczajnego, moja też się poruszała. To taki odruch, jak u ludzi bębnienie palcami o stół. Natomiast ruchy ogonem w określony sposób mogły mieć znaczenie i nawet zdradzać aktualny humor smoka. Ogon Płomienia nie mówił mi nic. A może była spięta?
Podniosłem wzrok do oczu smoczycy. Byłem od niej mniejszy, więc nie musiałem się obawiać o niekulturalne spoglądanie na obcego smoka z góry. Niektórzy odbierali to jak wyzwanie. Nie po to się miało długie szyje, nie? Moja w dodatku nie imponowała rozpiętością, ale to szczegół. Do pyska mi było z nią.
– Czy ukręcisz mi kark jeśli powiem, że lubię ryzyko i lubię igrać z losem? – popatrzyłem na nią. Znaczyło to, że zrobiłem to specjalnie. Specjalnie naruszyłem granice jej stada i jeszcze zrobiłem to dla zabawy. Przynajmniej byłem szczery.
– Masz śmieszny głos – delikatny uśmiech wkroczył na mój pysk. Byłem bezpośredni jak młode pisklę.
: 19 cze 2016, 18:23
autor: Oddech Pustyni
Początkowo było jej trudno potraktować słowa samca jako odpowiedź na jej pytanie, ale ponieważ przywykła już, że smoki unikały czasem dosłowności, skinęła w zrozumieniu łbem.
–Kiedy już przes-przesiąkniesz tutejszym zapachem, smoki mogą uz-uznać, że należysz do naszego stada, a potem zgodnie z tym cie pot-potraktować. Nie przek-przekraczamy nawzajem swoich gr-granic, ale obcy tacy jak ty robią to dos-dosyć często, mimo wszystko przyw-przywykliśmy. A ty choć jesteś młody, nie wyglądasz na kogoś komu z łat-łatwością można skh-skręcić kark– nie była bezpośrednia w ten sam sposób co jej towarzysz, ale jednak lubiła mówić szczerze, nawet jeśli w niektórych przypadkach wiązało się to, z obniżeniem jej autorytetu.
Nie była pewna czy komentarz związany z jej głosem był pozytywny czy nie, nigdy nie radziła sobie z odbieraniem określeń które dotyczyły jej osoby. Wolałaby to zignorować, ale miała wrażenie, że w rozmowie byłoby to niegrzeczne –Cóż... taki po prostu jest– tyle powinno wystarczyć prawda? –Zamie-zamierzałeś uczynić tu coś jeszcze, czy po pros-prostu chciałeś tylko trochę 'poigrać z losem'?– nie wykluczała możliwości rekrutacji, ale nie zamierzała też podchodzić do tego zbyt pochopnie. Może Barwny był jedynie wędrowcem?
: 29 cze 2016, 20:59
autor: Barwny Kolec.
– Nie przeszkadza mi ten zapach – uśmiechnąłem się pod nosem. – Więc jeżeli tobie to nie przeszkadza, mogę dołączyć do was.
Co do jednego samica miała rację. Co nieco umiałem. Życie samotnika bywa trudne i pewnych umiejętności po prostu potrzeba się nauczyć żeby przetrwać. Żadnym mistrzem w walkach nie byłem, ale miałem ku temu bardzo dobre predyspozycje.
Moja słabość to ocenianie ryzyka. Z tym miałem jeszcze problem, ale póki co nie cierpiałem na brak szczęścia. Może dlatego jak dotąd bezkarnie wkraczałem na terytoria niekoniecznie przyjaznych smoków. Tym razem jednak pierwszy raz zmieniłem swoje podejście i wkroczyłem na ścieżkę rozsądku. Tym miało być wstąpienie do stada.
– Zamierzałem sprawdzić co to to zielone nad jeziorem, no, ale skoro już wiem, to zostało mi igranie z losem – przesunąłem ogonem po ziemi i ruszyłem w stronę Płomienia Pustyni. Przechyliłem głowę na bok lustrując ją wzrokiem, jakby coś mnie bardzo w niej zaciekawiło. Wyglądało na to, że spoglądam na jej skrzydło, którym zakrywała ranę. Czyżbym ją zauważył?
: 11 lip 2016, 1:31
autor: Oddech Pustyni
// niewiarygodne, że zapomniałam xD
–Przyjęcie do stada wiąże się z pewnymi zas-zasadami. Przysięgą wieh-wierności, nie przywódcy w prawdzie, ale stadu. Jesteś... obcy dlatego wiem, że nie możesz być zbytnio zwi-związany z nową społeczn-społecznością, dlatego zanim się w pełni zd-zdecydujesz, mógłbyś zapoznać się pieh-pierw z terytorium i mieszkającymi tam smokami.
Ważne spotkania zwo-zwoływane są poprzez ryk, na nich zaś odbywają się przy-przyłączenia takich jak ty, więc jeśli byłbyś gotów i się przyzwyczaił to... wystarczy, że będziesz się na nich zjawiał, z czasem temat spotkania do-dotyczył ciebie– w sumie nigdy nie miała nic przeciwko przyjmowaniu obcych od razu. Nie należeli oni jeszcze do żadnego stada, więc nikogo nie zdradzali, a w razie zagrożenia nie było nikogo kto by się za nimi wstawił. Kiedy zaś dołączy do Ognia... Cóż, wtedy będzie miała okazję, żeby go obserwować i ocenić.
–Mo-mogę wiedzieć skąd pochodzisz?– zapytała, kiedy smok zaczął zezować w kierunku jej rany. Nie zareagowała na to w żaden sposób, chociaż zauważyła –Jakiś czas temu dołączyła do nas północna, taka jak ty, stąd ciekawi mnie jak długą drogę musiałeś przebyć żeby tu-tutaj dotrzeć– może byli jakimiś krewnymi, albo pochodzili chociaż z tego samego stada? A może byłby to zbyt wielki zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę, że świat był przecież taki wielki. Samiec mógł przybyć zewsząd, nie tylko z mroźnych gór.
: 24 lip 2016, 0:46
autor: Czarny Lis
Nabywszy umiejętność latania Młody adept rozpoczął rozpoznanie krajobrazu, ćwicząc przy tym swoją umiejętność.. Wszystkie tereny poznawał na nowo z tej nowej perspektywy. Przyglądał się uważnie starając sobie przypomnieć czy tu był i jeżeli poznał, że był starał sobie przypomnieć nazwę i zaktualizować sobie swoją mapę. To się zmieniło gdy dotarł do Jeziora. Tego miejsca nie poznawał, więc warto było go poznać. Dodatkowym powodem lądowania było to, że był spragniony. Latanie wszak było męczącym zajęciem. Wybrał sobie odpowiednie miejsce do lądowania Gdy już zwolnił tempo machania skrzydeł i delikatnie osiadł przy brzegu zabrał się do picia wody. Gdy już ugasił swe pragnienie wody, postanowił zaspokoić inne pragnienie. Pragnienie poznania nowego miejsca. Rozglądał się przy brzegu i podziwiał przepiękne widoki jaki mu zgotował Los i Matka Natura.
: 25 lip 2016, 13:49
autor: Dziki Agrest
Czemu tu przyszła? Czemu nie polowała? Egh... kto tam wiedział co kryje się we łbie tej dzikiej i nieprzewidywalnej smoczycy. Agrest powoli się przechadzała do czasu, aż do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach. Wyczuła smoka Wody, a może Życia? Młode smoki już nie odziedziczały znajomej woni Stada Życia. Bowiem zamieszkiwane przez nich tereny teraz były pokryte mgłą, a wszyscy członkowie musieli przenieść się do sojuszniczych terenów. Pachnących wilgocią, wodą, wodorostami... Jednym słowem... ble!
Jednak wracając do przechadzki, Agrest powoli zaczęła się zbliżać do jeziora, a tym samym do nieznajomego jej smoka, który pił w spokoju wodę. Korzystała ze wszystkich przeszkód, by wykorzystać je na swoją korzyść i zamienić je w kryjówki. Uspokoiła oddech, a jej pokryte błotem i żywicą ciało raczej nie mogło pozwolić, by młody wyczuł jej woń. Była dosłownie niemożliwa do wykrycia dopóki nie wyskoczyła nagle przed samcem. Jednak jej ślepia nie były skupione na nim, a na wodzie. Miała obniżone kły pokryte jeszcze krwią jakiegoś zwierzęcia. Miała zamiar już wejść do wody, ale jej brudny i pełen niewielkich blizn pyszczek zwrócił się w kierunku nieznajomego. Przeszywający wzrok pomarańczowych ślepi oglądał go całego. Od łap po łeb. Nie odezwała się nawet słowem.
: 25 lip 2016, 20:31
autor: Czarny Lis
To uczucie gdy się zwilży swe gardło i będzie się podziwiało Piękna natury. Można by spokojnie sobie spocząć, pokontemplować i wsłuchać się w Cichy spokój. Coś Kolcowi jednak nie pasowało. Było tu bardzo spokojnie... Za spokojnie. Dziwne nawet ptaki ucichły
Ciekawe co to może... – nie dokończył swej myśli bo nagle znalazł jak zapewne przypuszczał przyczynę tego wszystkiego. Nagle wyskoczył mu jakiś... Stwór. Cóż za wielka nierozważna postawa, zwykle bywał ostrożny w tych sytuacjach a tu takie coś. Ciężko mu było orzec kto czy może co to może być. Ta sytuacja go jednocześnie zaciekawiła i przeraziła. Zasygnalizował to nagłym skokiem i wywołaniem małego rozprysku w płyciźnie jeziora tworząc na krotką chwilę tęczę. To co mu wyskoczyło przypomniała swą posturą na smoka, ale to dziwne umaszczenie i brud uniemożliwił mu identyfikację. Nawet zapachu nie wyczuł, nieźle się krył
Och kiedy i ja się czegoś takiego nauczę – przeszło mu przez myśl. Stwór wyglądał groźnie z odsłoniętymi krwawymi kłami. Na wszelki wypadek zgiął łapy by zrobić unik ze skokiem. Początków myślał, może ten stwór chciał zupełnie jak on się napić. Zmienił zdanie gdy skierował swój wzrok w jego oblicze. Trochę się zmartwił co go teraz czeka chwile tak stał i się rozglądał gdy kątem oka zauważył swoje odbicie w lustrze wody i zauważył, ze sam dziwnie się uśmiecha gdy się boi. Nie powinien raczej kierować się wyglądem stwora. Cóż nie było mowy o ostrożności, więc ciekawość zaczęła prowadzić smoka spytał dosyć niepewnym glosę
Cz...K. Kim j j jesteś? Cz. Czego tttu sz sz u szukasz? – oby tylko on znał smoczą mowę inaczej Dyskretny będzie musiał znaleźć jakiś sposób na ominięcie tej bariery komunikacyjnej.