OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
...ranleo, moja pani, dziękuję ci za twój da... Jej modlitwa została przerwana nagle i brutalnie. Nie usłyszała kroków, tylko słowa, które trafiły do niej nagle. Nie czuła się zagrożona, a gdyby ktoś miał ja tu skrzywdzić, byłaby to wola boża. Czy poddawali ją kolejnej próbie? Obejrzała się. Pustynny. I... ładny, naprawdę ładny. Przez moment przemknęło An przez myśl, że chciałaby by był jej przyjacielem. Doszła do wniosku, że jest tu dobrych pięć księżycy, jeśli nie więcej, i nie ma żadnego przyjaciela na tych ziemiach. Poza Pogawędką... jak dawno jej nie widziała... Zdążyła się zamyślić, kiedy usłyszała kolejne słowa samca. Ściągnęła łuki brwiowe.– Jeżeli się tu z kimś umówiłeś, ten ktoś nie przyszedł. – Odpowiedziała chłodno, niemal obojętnie. Nie trzeba było długo szukać, by dopatrzeć się, że za lodem w jej spojrzeniu krył się jakiś ból. nie ukrywała tego. Nie ukrywała żałoby.
Zaciągnęła się zapachem samca. Samotnik. Jak ona wtedy. Był w tym samym wieku, lub bardzo zbliżonym, gdy się tu pojawiła. Nie bał się tutejszych... sam nie wyglądał też na silnego, więc mógł być tkaczem maddary.
– Czy potrzebowałeś pomocy w dołączeniu do stada? – Zapytała, ale nie było w niej ciekawości. Mimo to jej głos nie sugerował też znudzenia. To wydawało się istotne pytanie, na które chce znać odpowiedź, bo mogłoby jej dotyczyć. Jeżeli samiec umówił się tu z kimś obcym lub niemal obcym, to właśnie taki mógł mieć cel.