Strona 18 z 35
: 04 maja 2018, 11:01
autor: Żar Zmierzchu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Czasem nie ma innego wyjścia. Lepiej wprowadzić w sen ciężko rannego smoka niż ryzykować że przez przypadek odzyska przytomność i w panice zrobi sobie krzywdę. Trzy szyszki, pamiętaj – pouczył niespodziewaną uczennicę. Pozostało jeszcze jedno zioło leśne, praktycznie nieużywane, ale przezorność kazała mu takowe zbierać. Ze stosiku wziął grzyb o czerwonym, nakrapianym kapeluszu.
– To nietypowe zioło. W zamierzchłych czasach, gdy Obóz Ognia został zaatakowany przez dwunogi dosiadające wywern, mroczne elfy, te pozatruwały swoich przeciwników kolcami jadowymi jakie mają na ogonach. Odkryto wtedy nowe zioło. Muchomor. Przydał mi się również podczas wyprawy za tymi dwunogami wiele księżyców temu, gdy walczyliśmy z nimi na terenach za Barierą i wywerny znowu pozatruwały walczących. Służy on do neutralizacji trucizn, musisz w tym celu podać go w całości do zjedzenia, bez dalszego przygotowania. Ale nie zaczyna działać od razu. Powoli usuwa toksyny, a smok potrzebuje paru dni by dojść do siebie. Szuka się go wyłącznie w lesie podczas deszczowej pogody. W dzisiejszych czasach jest niemal zapomniane, bo w ciągu ostatnich stu księżyców przydały się raptem raz po powrocie z wyprawy za elfami. Niemniej staraj się mieć zapas w swoim magazynie, dobry uzdrowiciel pilnuje by mieć wszystkiego pod dostatkiem – tyle dygresji, pora na naukę.
– Pierwsze z ziół bagiennych, czyli takich które rosną na rozlewiskach rzek lub rozległych terenach podmokłych. Oto kozłek lekarski – położył przed samicą zioła o mocnych, choć cienkich liściastych łodygach z których wyrastały rozłożyste skupiska białych kwiatków.
– Wygląd tej rośliny jest mylący. Chociaż kwiaty wyglądają zachęcająco, nie zbierasz ich, a liście. Stosujemy je jako lek na uspokojenie, w przypadkach nerwicy oraz migreny. Zebrane liście należy wysuszyć, a potem rozetrzeć na proszek i gotować przez chwilę, aż powstanie napar, który podajesz smokowi do inhalacji. Jeżeli dodasz liście mięty, to znacznie wydłużysz działanie kozłka – objaśnił działanie rośliny wraz z możliwym mieszaniem, a po sięgnął po przedostatnie z ziół.
– A to lulek czarny – zaprezentował ziemi zioło o mocnej łodydze, ostrych liściach i żółtych kwiatach o czarnym wnętrzu.
– Zbieramy ich nasiona, które ucieramy na proszek i rozrabiamy w ciepłej, ale nie wrzącej wodzie. Taki wywar działa przeciwbólowo i uspokajająco, na przykład uśmierza skutki Czarnego Kaszlu. Oprócz tego znajdziesz na bagnach wspomniane wcześniej melisę, żywokost i chmiel – wziął głębszy oddech, przez ten cały czas zaschło mu w gardle. Bardzo dużo przekazał dziś Pozłacanej Łusce i miał nadzieję, iż ta również będzie uważała się najpierw za uzdrowicielkę, a dopiero potem za członka stada i leczyła smoki bez względu na ich przynależność, jak ubóstwiana przez niego mentorka, Krew Mandragory.
– Tyle i aż tyle. To wszystkie zioła które smoki odkryły by radzić sobie z ranami i chorobami. Tobie pozostaje poznać tereny swojego stada i odnaleźć najlepsze miejsca gdzie rośliny mogłyby rosnąć.
/raport Wiedza I (zioła)
: 05 maja 2018, 12:41
autor: Pozłacana Łuska
Pokiwała głową. Trzy szyszki i koniec. Uśmiechnęła się lekko do samca, wiedza którą jej przekazywał była naprawdę pomocna. W końcu będzie mogła wyruszyć na wyprawę!
Słuchała z uwagą odrobiny historii, uważnie patrząc na grzyba z czerwonym kapeluszem w białe kropki. Mroczne elfy na wiwernach? Oby nie powróciły, ale nigdy nie można być pewnym. Wodna skinęła łbem, z pewnością będzie szukać grzyba aby mieć go na wszelki wypadek. Potem przeszli do roślin bagiennych, których nie było tak dużo jak w przypadku pozostałych. Smoczyca uśmiechnęła się po raz kolejny, ta nauka to czysta przyjemność. Koziołek lekarski, lulek czarny, to były dwie nowe rośliny, które natychmiast zostały zapamiętane. Smoczyca nieco posmutniała, to już koniec? Bardzo podobał jej się sposób przekazania wiedzy i choć samiec był zmęczony, postanowiła się go o coś zapytać.
– Dziękuję bardzo za tę wiedzę. W końcu będę mogła ruszyć na wyprawę. – Uśmiechnęła się lekko, po czym przechyliła łeb na prawą stronę. Powinni się już zbierać, ale.. co szkodzi zapytać o coś innego?
– Piętno ma ostatnio bardzo mało czasu i nie wiem czy zdoła mnie wyszkolić.. czy mogłabym prosić Ciebie o przekazanie mi tajników leczenia? Chciałabym móc pomagać.. – Rzekła na jednym wydechu, nie spuszczając z niego ślepi.
: 05 maja 2018, 13:19
autor: Żar Zmierzchu
Cicho westchnął słysząc prośbę. Czym u licha zajmowała się Klątwa? On zawsze znalazł czas dla smoka który przychodził prosić o nauki. Tak przysięgał Erycalowi, tak obiecywał swojej nieżyjącej już mentorce, Krwi Mandragory. Spojrzenie starych błękitnych ślepi zdawało się przewiercać duszę Pozłacanej na wylot.
– Uzdrowicielstwo to mistyczna i starożytna sztuka, nie do końca rozumiana przez nawet najlepszych tkaczy maddary, którzy nie zagłębiali się w ścieżkę leczenia ran. Pewnie już wiesz że każdego smoka chroni bariera energii która utrudnia czy wręcz uniemożliwia przeniknięcie cudzej maddary. Uzdrowiciele zaś uczą się że przy dotyku bariera zostaje przerwana i można wniknąć strumieniem energii w ciało drugiego smoka. To niebezpieczna wiedza i musi pozostać wyłącznie w naszym gronie – pouczył aspirującą kleryczkę, wiedząc dobrze co by się stało gdyby czarodzieje na nagle zaczęli korzystać z tej wiedzy. Zniszczenia byłyby straszliwe, a uzdrowiciele mieliby o wiele więcej roboty.
– Nakładanie ziół to nie wszystko. Trzeba też wniknąć maddarą w ranę by pobudzać komórki tkanek do regeneracji. By spajać pęknięte kości, łączyć naczynka krwionośne które zapewniają ukrwienie skóry, szyć rozdarte żyły i tętnice, czyli naturalne kanały którymi płynie krew z serca. Naprawiać połączenia nerwowe, czyli komórek które odpowiadają za czucie. Usuwać nadmiar nagromadzonej krwi w krwotoku wewnętrznym, niwelować ropę w chorej skórze... to jeszcze obszerniejsza wiedza niż zielarstwo – kontynuował wykład siadając wygodniej. Ta część nauki zajmie całe popołudnie i wieczór. Ciekawe czy Pozłacana zdawała sobie sprawę w co właśnie się wpakowała? To misja, a nie zwykła funkcja i przynosi sporo bólu duchowego.
– Maddara jak już wiesz nie znosi pustki. Musisz być bardzo dokładna i jeszcze bardziej szczegółowa by nie zrobić krzywdy rannemu. Zapomnisz połączyć rozcięte tkanki, maddara nie zapełni dziury za ciebie, a leczenie się nie powiedzie. Czy masz jakieś pytania zanim zaczniemy lekcje? – spytał.
: 05 maja 2018, 15:24
autor: Pozłacana Łuska
Wzdrygnęła się, słysząc westchnięcie. Chyba nie za bardzo spodobało mu się to, że wodna zajmie mu jeszcze więcej czasu. Delikatnie się spięła, czując to mrożące krew w żyłach spojrzenie, a im dłużej ono trwało tym gorzej. Była pewna, że odmówi. Ku jej zaskoczeniu zaczął opowiadać o maddarze, a przede wszystkim przestrzegł ją.
Skinęła łbem.
– Dobrze Płomieniu Świtu. – Odparła. Jedyne z kim będzie się dzielić wiedzą to z innymi medykami czy klerykami. Reszcie niestety musiała odmówić. Poza tym stroniła od walki, a przede wszystkim gardziła nią. Byli rozumnymi stworzeniami, bezsensowny rozlew krwi był kompletnie niepotrzebny. Ale to jej zdanie.
Skinęła głową. Wiedziała, że uzdrowicielstwo nie jest łatwe. Była to niezwykle trudna do opanowania sztuka i do tego jeszcze tylko nieliczni mogli ją zagłębić.
Zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Mimo to nie zamierzała zrezygnować z obranej ścieżki. Nikt nie mówił, że wszystko będzie iść zawsze po jej myśli.
– Póki co nie. Jestem gotowa. – Rzekła, biorąc sobie jego słowa do serca. W końcu później nie będzie miała szansy się go spytać o zdanie, będzie kompletnie sama. Musiała więc dać z siebie wszystko podczas lekcji.
: 06 maja 2018, 10:40
autor: Żar Zmierzchu
– Zaczniemy od najprostszej z ran. Lekka ranka, raptem przecięcie, ale wraz z rozciętą skórą zostały rozcięte komórki nerwowe i naczynka krwionośne. Żadna z żył nie została naruszona, więc krwotok jest lekki – przedstawił temat pierwszego ćwiczenia. Na szczyt pagórka wyszedł pisklak na oko pięcioksiężycowy. O złocistych oczach i zielonych łuskach. Utykał na przednią lewą łapkę opierając większość ciężaru ciała na prawej. Podszedł powoli do Pozłacanej Łuski i pokazał jej spód dłoni, na którym widniało rozcięcie poduszki nieco przybrudzone już ziemią. Łza kręciła się w kącie oka malucha, ale starał się trzymać emocje na wodzy.
– Ja... goniłem zajączka... – wybąkał. Przy kleryczce pojawiły się iluzje ziół, kamienne miski, świeże liście i mocne patyki. Płomień usiadł wygodnie, owijając ogon wokół łap.
– Pomóż mu. Zacznij od samego dołu rany. Nie zapomnij naprawić połączeń nerwowych, nie zapomnij o zlepieniu naczynek krwionośnych i zregenerowaniu poduszki. Maddara nie lubi pustki – polecił.
/1x lekka – rozcięcie poduszki lewej przedniej łapy. Niewielki krwotok, szczypiący ból, rana zabrudzona
: 07 maja 2018, 12:16
autor: Pozłacana Łuska
Skinęła lekko głową, słysząc iż od razu przechodzą do praktyki. Troszkę się obawiała, ale wiedziała że da sobie radę. Chciała pomagać, było to dla niej naprawdę ważne. Uniosła nieco łeb widząc małego pisklaka, który nieco kuśtykał. Po chwili uniósł łapkę i pokazał rozcięcie, które było przybrudzone ziemią.
– Niebawem będziesz mógł gonić go dalej. – Uśmiechnęła się ciepło, po czym zrobiła głośny wdech i wydech. Czas zająć się leczeniem, ale najpierw zamierzała zająć się przygotowaniem odpowiednich ziół, a potem przejdzie do etapu leczenia maddarą. Ostrożnie chwyciła malca za kończynę, nie przestając się do niego uśmiech. Uśmiechnęła się miło, po czym przez chwilę myślała. Powinna oczyścić ranę? A może nałożyć zioła?
Najwyżej mistrz ją poprawi.
Puściła łapę smoka, po czym zabrała się za przygotowanie pierwszego ziela, a była nim babka lancetowata. Postawiła przed sobą drewnianą miseczkę, a następnie chwyciła za dwa soczyste liście. Zaczęła je mocno uciskać, tak aby puściły soki prosto do miski. Ziele zapobiegało przeróżnym zakażeniom, więc miała nadzieję iż ono wystarczy. Następnie położyła na uniesiony spód łapy pisklęcia, zaczynając od spodu i kierując się ku górze, a następnie ostrożnie położyła łapę na jego przedramieniu i przymknęła oczy, przygotowując maddarę.
Zaczęła wyobrażać, jak wnika do organizmu malucha. Cała jej maddara miała się skupić na ranie, a jej działanie polegało na tym, że miała naprawiać wszelkie uszkodzone połączenia nerwowe powstałe w wyniku rozcięcia. Wszelkie przerwane naczynia krwionośne również miały zostać odbudowane, a poduszka miała zostać zregenerowana tak, aby po skaleczeniu nie było ani śladu. Cały proces miał być bezbolesny, kompletnie nie wyczuwalny dla pisklęcia. Maddara miała pracować szybko i tylko w wybranym obszarze. Hestia otworzyła oczy, uruchamiając swoje działo. Czy wszystko się uda?
Następnie ściągnęła liście, obserwując czy rana zniknęła, czy też wynik jej leczenia się nie udał i pozostała. Zerknęła na moment na samca, będąc gotowa na krytykę.
W zasadzie to pierwszy raz próbowała leczenia, toteż tym bardziej troszkę się stresowała. Oczywiście nie pozwalała sobie na panikę, w końcu była to nauka. Wolała teraz robić błędy, niż później.
: 07 maja 2018, 19:47
autor: Żar Zmierzchu
Nic nie powiedział gdy uczennica zabrała się za pomoc. Przez połączenie ze swoim dziełem wyczuwał zmiany w stanie iluzorycznej rany. Z aprobatą kiwnął nieznacznie łbem gdy Pozłacana rozpoczęła konwersację. Niby-samczyk wyraźnie się uspokoił słysząc kojący głos aspirującej uzdrowicielki. Lecz zaraz potem zmrużył oko gdy wycisnęła babkę lancetowatą do miseczki. Pierwszy błąd. Nie mógł jej winić, przecież dopiero zaczynała. Potem skupił się na jej próbie zasklepienia tkanek zauważając iż rana nadal była brudna. Niemniej tkanie maddary jej wyszło, jak na pierwszy raz. Nicie prawidłowo przeniknęły przez barierę oplatając rozcięcie które zaczęło się spajać.
– Następnym razem powinnaś oczyścić ranę czystymi liśćmi namoczonymi w wodzie zanim zaczniesz nakładać jakiekolwiek zioła. Babka, owszem, oczyszcza ranę, ale z mikrobów które wywołują zakażenie, nie uprząta brudu za ciebie. Nie wyciskaj też soku z liści do miski. Ugnieć je lekko by przez szczelinki w wypuściły krople i wtedy nałóż je na ranę. Co do maddary nie mam zastrzeżeń – powiedział, zaś samczyk rozwiał się w pył na niewidzialnym wietrze. Na pagórek wkroczyła białołuska samica o fiołkowych oczach, licząca sobie może z dziesięć księżyców. Usiadła nieopodal kleryczki i gorączkowo zaczęła lizać lewą część ogona o średnicy dwóch dłoni tuż przy zadzie na którym widniało paskudne oparzenie. Łuski odpadały, skóra pokryta była bąblami, widać było że rana sprawia jej ból. Bez słowa wskazał łapą na niby-samiczkę, rzucając uczennicy porozumiewawcze spojrzenie.
/1x średnia – oparzenie lewej części ogona tuż przy zadzie. Ból, szok, wypadnięte łuski, skóra pokryta bąblami.
: 09 maja 2018, 15:20
autor: Pozłacana Łuska
Niektórych błędów nie powinna popełniać. Niestety dopiero się uczyła i nie potrafiła wszystkiego od razu zrobić dobrze. Mimo to się starała. Co najzabawniejsze, to była pewna iż z maddarą sobie kompletnie nie poradzi. A tutaj proszę, praktyka sprawiła jej problem. Jak mogła nie oczyścić rany? Aż musiała się pacnąć po łbie.
– Przepraszam. – Sapnęła i choć może nie powinna tego robić, to jednak zawiodła w pewnym sensie. Pisklę zniknęło, a na jego miejscu pojawiła się białołuska smoczyca. Nie odezwała się. W końcu Hestia powinna czynić swoją powinność. Zbliżyła się do smoczycy i uważnie spojrzała na poparzenie, które za dobrze nie wyglądało. Zanim cokolwiek nałoży na ranę, zamierzała nieco uspokoić smoczycę. Pomimo iż nie wydawała się być agresywna, nie wiadomo jak zareaguje gdy coś przyłoży do jej rany. W drewnianej misce zaczęła ścierać liście mięty, aż uzyska przyjemny w zapachu olejek. Następnie nadstawiła nad nosem smoczycy, prosząc ją aby chwilę go powdychała. Potem zaś wzięła się za ranę, zamierzała użyć macierzanki, która powinna pomóc na bąble. Zaczęła miażdżyć liście zioła, a potem spojrzała na ranną z krzywym uśmiechem.
– Może odrobinkę zaboleć. – Sapnęła i przyłożyła liście ostrożnie, mając nadzieję iż cicha smoczyca nie odskoczy jak poparzona. W sumie po to też ją uspokoiła, aby nie było żadnych niespodzianek. Potem położyła na niej łapę, obok rany gdzie skóra była zdrowa i zamknęła oczy. Wyobraziła sobie jak maddara przenika przez ciało smoczycy, skupiając się na bąblach. Zaczynają one znikać, skóra zaczyna się regenerować wraz ze wszystkimi naczynkami. Wszelkie uszkodzenia również miały zostać zreperowane. Tam gdzie łuski wypadły, miały się pojawić nowe. Również białe, kompletnie nie różniące się od pozostałych. Znacząco przyspieszyła czas gojenia, a do tego dodała lekkie uczucie chłodu, aby po poparzeniu nie został ani śladu. Wlała maddarę. Otworzyła oczy i spojrzała na smoczycę, a potem na ranę. A jak teraz jej poszło?
: 09 maja 2018, 18:14
autor: Żar Zmierzchu
/uwaga odnośnie mechaniki – MG łatwiej i szybciej wykonać rzut, gdy zioła podświetli się na zielono. Dotyczy to też dokładnej ilości jałowca, chmielu i dziurawca. Ponadto przy etapie maddary trzeba dokładnie opisać parametry leczenia najcięższej rany, resztę ranek lub pojedynczą ranę lekką można zbyć ogólnikami.
Ile to czasu minęło gdy jego wielka mentorka zadała mu podobne ćwiczenie? Dał się złapać wtedy w pułapkę i nie użył zioła uspokajającego przez co iluzja ugryzła go w ramię. Ach, dobre czasy... prostsze czasy, gdy jeszcze nie wiedział co go czeka w przyszłości lub co będzie musiał zrobić kilka księżyców później na Szczerbatej Skale. Milczał gdy przygotowywała zioła, milczał gdy maddarą regenerowała tkanki. I tutaj zmrużył lekko lewą powiekę gdy wyczuł przez połączenie ze swoim tworem iż uczennica wykonała to zbyt niedokładnie.
– Mięta jest dobrym ziołem uzdrawiającym. Zadziała, owszem, ale przy założeniu że pisklę zechce w spokoju je wdychać. Lawenda byłaby nieco lepszym wyborem, bo maluch mógłby żuć gałązkę aż przestanie się wiercić i miałby zajęty pysk przez co nie kusiłoby go spróbować cię ugryźć. I dobrze, że rozmawiasz z leczonymi. Inne smoki, zwłaszcza młodziki, nie wiedzą co uzdrowiciel robi przy ich ciele i mogłyby się wystraszyć na tyle że nie dałyby się wyleczyć. Milczeć można wyłącznie gdy uzdrawiasz innego uzdrowiciela, bo on wie czym się zajmujesz. Nie musisz też tracić czasu na ugniatanie osobno listków macierzanki. Po prostu jednym, pewnym ruchem przytrzaśnij je łapami – pouczył, biorąc jedną z gałązek ze stosu. Położył ją na prawej dłoni i przyłożył lewą, po czym jednym, pewnym, szybkim ruchem przygniótł macierzankę, która cicho chrupnęła uwalniając soki i pokazał uczennicy dłoń na której było niewiele soku. Będzie musiała długo ćwiczyć by nie upuszczać zbyt wiele soków z ziół, to praktyka która zajęła mu długie księżyce.
– Maddara... trochę zbyt niedokładnie. Poparzona skóra jest stopiona. Naczynka krwionośne, zlepiają się w jedną masę, układ nerwowy jest zniszczony i ciągle drażniony impulsami bólu. Taką ranę trzeba naprawiać od odtworzenia połączeń nerwowych i naprawy końcówek nerwów by zlikwidować ból i swędzenie. Dopiero potem usuwamy złuszczony naskórek i od samego dołu regenerujemy naczynka krwionośne tak, by były elastyczne i wytrzymałe, o przepustowości pozwalającej na swobodny transport krwi. Z bąblami na skórze jest trudniejsza sprawa. Dobrze by było przedtem użyć jakiegoś zioła przeciwbólowego, bo najprostszy sposób na zregenerowanie to przebicie bąbla, a jak woda wypłynie, to odnowienie maddarą skóry. Gdy odtwarzasz łuski musisz im nadać dokładne parametry. Żeby były twarde, o rozmiarze, kolorze i gęstości odpowiadającej sąsiadującym – pouczył kleryczkę, nie zamierzając odpuszczać na polu maddary. Jako Wielki Uzdrowiciel Wolnych Stad wyszkolił wiele aspirujących smoków z których część wytrwała do wyniesienia do godności Uzdrowiciela, miał swoje wyćwiczone metody nauki. Iluzja rozwiała się w pył, zaś chwilę później na wzgórze przyszło dwoje samczyków w wieku niespełna dziesięciu księżyców. Czarnołuski miał na piersi nierówny ślad po pazurach, widać było nieco nadszarpnięte mięśnie pod przeciętą skórą, widać było że oddychanie i chód sprawiały mu ból. Z rany ciekła krew. Zaś obok niego szedł błękitnołuski, który utykał na przednią łapę. Widać było czemu. Na lewym ramieniu widniał lodowy kolec wystający dłoń nad ranę, zaś skóra na trzy łuski dookoła była zmarznięta. Jakby tego było mało, na szyi, od strony prawego barku była plama zaczerwienionej skóry o średnicy dłoni i trochę przytopionych łusek.
– Wypadki się zdarzają podczas ćwiczeń adeptów. Zwłaszcza jak adept na czarodzieja ćwiczy z adeptem wojownika. Nie znają swoich możliwości i popełniają fatalne błędy w obronie. Sama zdecyduj komu pomóc najpierw – polecił, zadając jeszcze raz poparzenie by mogła się poprawić.
/Błekitnołuski
1x średnia – lodowy sopel wbity na cztery łuski w lewe ramię. Przebity mięsień, odmrożenie mięśnia i skóry w promieniu trzech łusek od rany. Promieniujący ból kończyny przy każdym ruchu, brak krwawienia. Rana magiczna.
1x lekka – niewielkie poparzenie karku od strony prawego barku. Zaczerwienienie, ból.
/Czarnołuski
1x średnia – nierówne ślady po pazurach od lewej piersi do ostatniego żebra po prawej stronie. Nadszarpnięty mięsień, przecięta skóra, obfite krwawienie i ból przy każdym ruchu.
: 10 maja 2018, 18:41
autor: Pozłacana Łuska
// o, dziękuję bardzo!
Hestia uśmiechnęła się lekko. Jak widać nie popełniła takiego błędu jak samiec, ale za to zrobiła mnóstwo pomniejszych. Było jej przykro, gdyż myślała iż poradzi sobie jakoś lepiej. Ale się uczyła, najwidoczniej tak właśnie miało być. Czy mogła cokolwiek z tym zrobić? Oczywiście. Musiała bardziej ćwiczyć i się skupić, nie była przecież głupia.
– Och racja. – Odparła jedynie, czując się trochę źle. Przecież powinna się domyślić, jakoś działać.. sapnęła. Niech da sobie jeszcze trochę czasu, może to tylko tymczasowe?
– Właśnie miałam problem z.. wyobrażeniem sobie tego wszystkiego. Czy Ty też tak miałeś na początku? – Zapytała, czując zdenerwowanie. Była klerykiem, błędy się zdarzały.. ale żeby tak często? Po chwili pojawiły się dwa smoki, bardzo młode. Ich rany były poważniejsze niż widziała do tej pory, ale tym razem zamierzała się odpowiednio skupić. Spojrzała na swojego mistrza i skinęła łbem. Miała zadecydować komu pomoże najpierw? Lodowy sopel w łapie i lekkie poparzenie czy mocno krwawiąca rana? Oczywiście, że to drugie. Podeszła do czarnołuskiuego i skinęła mu łbem.
– Zaraz ból zniknie. – Uśmiechnęła się, a następnie przyjrzała ranie po pazurach. Najpierw usunięcie zabrudzeń, które mogły się dostać. W tym wypadku użyła czystych, mokrych liści na ranę. Dopiero potem chwyciła za babkę lancetowatą, biorąc do łapy trzy liście i zmiażdżyła je. Nie zmierzała popełnić błędu i wycisnąć soku, tylko po prostu położyła je na długą ranę i odczekała chwilę. Zatamowanie krwawienia i odkażanie w jednym. Potem chwyciła za tasznik pospolity, a dokładnie za jego korzenie. Oczywiście wyczyściła jeżeli były brudne od ziemi, potem przekroiła aby sok puścił i sparzyła je we wrzątku. Odczekała chwilę, będąc pewna że po ostudzeniu nadadzą się na nałożenie. Ostrożnie zaczęła przykładać do rany, mając nadzieję iż ból nie będzie mu tak doskwierał. Następnie zamknęła oczy i położyła na ramieniu samca łapę. Teraz użyje maddary, ale czy aby na pewno wszystko się uda? To się jeszcze okaże. Po pierwsze zamierzała przyspieszyć proces regeneracji, łącząc przerwane naczynia krwionośne, a przy okazji zatrzymując intensywnie krwawienie, jeżeli nie udało jej się tego zdziałać ziołami. Wszelkie nerwy również miały zostać odbudowane i połączone z nienaruszonymi. Kierowała się od prawego żebra ku piersi. Naderwany mięsień miał zostać zregenerowany, naczynia miały zostać połączone. Dopiero na sam koniec wzięła się za połączenie skóry, oczywiście cały proces był bezbolesny. Łuski miały zostać odnowione, połączone z innymi tak, aby po uszkodzeniu nie było ani śladu. Ale czy to wystarczyło? Wciąż nie była pewna, ale wlała maddarę w ciało smoka. Miała nadzieję, że pójdzie jej lepiej niż wcześniej. Troszkę się denerwowała, zwłaszcza iż teraz miała trochę więcej roboty. Spojrzała na swojego mistrza, potem na smoka i jeżeli będzie dobrze, zamierzała zająć się drugim pacjentem. Niepewnie spojrzała na lodowy sopel, tym razem nie wiedziała jak się do tego zabrać.
– Czy mam.. uśpić pacjenta aby wyjąć kolec? – Niepewne spojrzenie skierowane ku ognistemu. Na razie nie zabierała się za ni, gdyż nie chciała pogarszać sprawy. Wolała się upewnić i dopiero wtedy przejść do działania.
: 13 maja 2018, 11:49
autor: Żar Zmierzchu
/dociekliwy MG który grał uzdro, jak Krew Mandragory, będzie dopatrywał się szczegółów przy przygotowaniu zioła. Tasznik został przecięty na pół, ale nie ugnieciony
– Tego nie da się zrobić poprawnie za pierwszym razem. Nikt nie wykluwa się utalentowanym uzdrowicielem. Ciężka praca, zbieranie doświadczenia, smoki które umrą pod twoimi łapami pomimo najszczerszych wysiłków, to wszystko kształci – wyjaśnił, przyglądając się kleryczce jak nakładała zioła i manipulowała maddarą przy iluzji czarnołuskiego samczyka. Tym razem nie miał większych zastrzeżeń poza...
– Liście babki przykrywają ranę, czyli znajdują się na samej górze. Wszystkie inne zioła połóż pod nie. Tasznik po przecięciu na pół delikatnie ugnieć w łapie, tak jak liście babki, by lepiej puścił soki w misce – poinstruował, po czym wysłuchał wątpliwości uczennicy. Dobrze zrobiła poruszając ten temat. Sam kiedyś miał problem z lodowym kolcem, ale nie był wygodnie umieszczony w ramieniu, a wbity w czaszkę i mózg po trzykroć przeklętej byłej przywódczyni Cienia.
– W kończynach ważne żyły i tętnice biegną po wewnętrznej stronie. Obrażenia strony zewnętrznej jak ramię, są mało groźne bo taki kolec zatrzyma się na kości i nie trzeba usypiać pacjenta. Wystarczy podać środek przeciwbólowy i go wyjąć albo podgrzać i poczekać aż się rozpuści, wtedy zostanie tylko ziejąca dziura. Jak nabierzesz wprawy to będziesz w stanie jednocześnie uzdrawiać i usuwać ciało obce z rany – poinstruował Pozłacaną, po czym wrócił do obserwacji.
: 03 cze 2018, 10:32
autor: Pozłacana Łuska
Pokiwała ze smutkiem łbem. A więc taka jest cena tego wszystkiego? Wiele smoków odejdzie, jeżeli się nie nauczy kontrolować swoich umiejętności. W końcu planowała być uzdrowicielką, musiała się postarać póki miała jeszcze czas. Zbyt długo ze wszystkim zwlekała.
– Och, racja.. – Sapnęła niepewnie, kiwając łbem. Przynajmniej teraz nie poszło jej tak źle jak na początku, ale drobne błędy czasami mogą kosztować życie bądź kalectwo.
Zaczęła się obawiać wszystkiego. Czy wytrzyma tę presję? Czy wszystko uda jej się zrobić dobrze? A co jeśli zawiedzie? Po plecach przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale nie poddawała się. Wszakże miała pacjenta do wyleczenia.
Spojrzała na lodowy kolec i uśmiechnęła się lekko do pacjenta.
– Nic nie poczujesz. – Zapewniła, sięgając po tasznik. Działał przeciwbólowo, powinien pomóc. Oczyściła korzenie z brudnej ziemi, przekroiła go na pół i zaczęła zgniatać tak, aby soki puściły. Następnie zaczęła wrzuciła go do wrzątku i odczekała chwilę, a po ostygnięciu przyłożyła do rany tak aby kolec przestał być odczuwalny dla smoka. Trzeba jego samego było się pozbyć więc odczekała chwilę, a potem zajęła się kolcem.
Ślaz dziki. Zaczęła ucierać jego liście w misce tak, aby uzyskać papkę. Nałożyła na całą rozległą ranę, w końcu to zioło pomagało na rany magiczne prawda? A kolec z pewnością do takich należał. Smoczyca wzięła głęboki wdech i wydech, starając się opanować drżenie łap. Potem nieco wyprostowała się i spojrzała na kolec, którego zaczęła podgrzewać. Jak? Za pomocą swojej własnej maddary, oczywiście cały proces nie był w żadnej sposób odczuwalny dla smoka. Ostrożnie starała się sprawić, aby kolec uległ roztopieniu.
Oby jakoś jej to poszło, choć widać było iż działanie przy takich rodzajach skaleczeń sprawiało jej trudność. Jak już tylko pozbyli się kolca, zaczęła sobie wyobrażać jak ziejąca dziura w wyniku kolca zaczęła znikać. Wszelkie przerwane mięśnie, naczynia czy komórki miały zostać odnowione i na nowo połączone z innymi tak, aby nie było żadnego śladu. Nawet blizny nie powinno być i choć starała się również odtwarzać łuski, tak aby nie było to widoczne, sama nie wiedziała jak jej pójdzie. Widocznie nieźle się zestresowała i z przerażeniem sama nie wiedziała już co ma robić.
Wlała w wyobrażenie maddarę, choć wiedziała, że nie było dobre tak jak powinno. Spojrzała ze smutkiem na mistrza. Nie tego się po niej spodziewał.
: 11 cze 2018, 21:40
autor: Żar Zmierzchu
/możesz użyć maksimum ziół, lekka – 3 rodzaje, średnia – 4, ciężka – 5, krytyczna – 7 by zniwelować jedynki na rzutach w etapie leczenia maddarą.
Żar przyglądał się w milczeniu poczynaniom swojej uczennicy. Nie mógł dużo wymagać, samica dopiero stawiała pierwsze kroki na ścieżce uzdrawiania. Milczał gdy roztapiała kolec pobudzając zmrożone tkanki do przedwczesnej pracy, widział że rodzaj rany ją zaskoczył i nie miała zbytnio pomysłu co takiego z nią zrobić. Końcówka ogona cicho pacnęła o ziemię, a iluzja smoka się rozwiała na niewidzialnym wietrze.
– W życiu nie ma idealnych przypadków. Dlatego uzdrowiciel jest w stanie najwięcej nauczyć się na swoich porażkach. To nieunikniona i brutalna rzeczywistość. Niemądrze zrobiłaś roztapiając kolec przed wyjęciem. Ciepło rozmroziło przedwcześnie tkanki. Mroźne ciała obce powinno się usuwać jak jeszcze są twarde. Zauważyłem że bardzo oszczędnie dobierasz zioła. Nie zawsze to dobre wyjście. Jeśli twoje zapasy na to pozwalają, stosuj więcej rodzajów, to dobrze wpływa na przepływ uzdrowicielskiej maddary, a nawet w razie niepowodzenia rekonwalescencja jest krótsza. To były zaledwie podstawy Pozłacana Łusko. Nie jestem twoim przywódcą, ale jestem Uzdrowicielem Wolnych Stad, jak niegdyś moja wielka mentorka przede mną i jako twój nauczyciel wyznaczam ci dwa zadania. Udaj się na samodzielną wyprawę i przynieś z niej nie mniej niż piętnaście buszli ziół. Ponadto uzdrów ciężko rannego smoka. Nie mówię od razu o ratowaniu życia, ale jeśli ci się uda, uczynisz mnie szczęśliwym – pouczył swoją młodą kleryczkę i wyznaczył zadania które będzie musiała spełnić by być gotowa na samodzielne niesienie pomocy, a jego czas nieubłaganie się kończył i to właśnie ona wraz z młodym pokoleniem będzie zajmowała się smokami Wolnych Stad.
– Wypełnij te dwa zadania, wtedy i tylko wtedy uznam że jesteś godna miana Uzdrowicielki – oznajmił oficjalnym tonem.
/raport Leczenie I
: 02 lip 2018, 19:01
autor: Brzask
Prawdopodobnie to, że Brzask była tutaj zupełnie sama, nie świadczyło dobrze o jej opiekunach, ale młoda kompletnie się tym nie przejmowała. Zgubiła się już bardzo dawno, tak dawno, że teraz słońce stało nisko na niebie, zwiastując wieczór. Ale mimo to, młoda wcale się nie bała. Po drodze widziała przecież tyle niesamowitych rzeczy! Dodatkowo, otaczała ją cała mnogość zapachów, tak różnych od tych, które znała z terenów Ognia. To właśnie zapach podpowiedział jej, że przekroczyła granicę. Podejrzewała, że znajduje się na terenach wspólnych, bo wonie mieszały się tu i nie przypominały żadnej konkretnej.
Samiczka przemierzała Dziką Puszczę z radością i ciekawością pisklęcia. Dopiero kiedy drzewa zaczynały rzucać długie cienie, a wokół zrobiło się mroczniej, zdecydowała się znaleźć wyjście z lasu. I znalazła je... niejako. Po prostu dostrzegła między drzewami prześwit i wdrapała się na niezalesiony fragment terenu. Niestety, kazał się zbyt niski, by mogła dostrzec z jego szczytu tereny Ognia. Mimo to, przysiadła wśród traw, by trochę odpocząć. Po tak długiej wędrówce, łapki zaczęły ją boleć.
: 03 lip 2018, 14:42
autor: Popiół Przeszłości
Nocny przywędrował na samotny pagórek, otrzepał swoje czarne łuski i się rozejrzał. Minął pewnego pisklaka po drodze, ale tylko usiadł obok. Nie chciał przestraszyć samicy, zapytał dosyć poważnie, ale w jego ślepiach był tylko spokój i harmonia. "Witam, mogę ci jakoś pomóc?" Dopiero wtedy popatrzył w stronę ognistego pisklaka, pachniał swoim stadem więc nie było to trudne do wyczucia. Co więcej, doszły go słuchy że są ze sobą bardziej spokrewnieni niż można było by się spodziewać. Położył się obok i okrył ją swoim skrzydłem. "Ładny dzień prawda..." Dodał kładąc pysk dosyć blisko by móc się po chwili otrzeć. "Jak mama, mówiła ci kogo masz w ziemi?" Musiał być pewien ile ognista już wie, nadal nie chciał jej od siebie odsuwać. Był z wyglądu trochę straszny, ale po samych jego ruchach wyczuć można było troskę i takie znajome ciepło. W końcu był jej ojcem.
: 12 wrz 2018, 23:56
autor: Śpiewny Kolec
Śpiewny nie wychodził dotąd zbyt często na tereny wspólne – nie dlatego jednak, ze czegokolwiek się bał! Świat był jednak tak pełen różnorodności i ciekawych miejsc, iż nawet zbadanie dobrze terenów swojego stada zajmowało masę czasu, a co dopiero jeszcze dalszych miejsc! W końcu jednak Maestro zawędrował do puszczy – dzikiej, niebezpiecznej... i jednocześnie pociągającej swoim pięknem.
Adept zatrzymał się na pagórku, skąd miał całkiem niezły widok na okolicę, uśmiechnął się i przysiadł, wsłuchując w dźwięki lasu. A tych było wiele – od szelestu liści na gęstych koronach drzew przez dobiegający z oddali śpiew ptaków aż do... hmmm, cichych kroków?
Sprężył się i wytężył słuch; może wreszcie spotka tego słynnego krwiożerczego drapieżnika, którym straszą małe smoki na dobranoc...?
: 13 wrz 2018, 21:34
autor: Szemrzący Kolec
Te ciche kroki należały do drapieżnika, nie tak nieprzyjaznego, jak Śpiewny myślał. Był to jednak z całą pewnością drapieżnik, całkiem umięśniony, zwinny i gotowy do walki, gdyby nadarzyła się okazja albo gdyby trzeba było się bronić.
Szemrzący z pewnością nie zaskoczył adepta. Po pierwsze, dlatego, że ten był dość uważny, wsłuchiwał się i rozglądał, po drugie dlatego, że Szmer wcale nie chciał ukryć się przed wzrokiem innych. Po chwili wyszedł spomiędzy drzew i zaczął wspinać się po pagórku. Widząc obcego, wstrzymał się, rozglądnął dookoła szukając drogi ominięcia (fobia społeczna). Potem jednak stwierdził, że musi się wspiąć na pagórek, żeby dotrzeć do domu. Dlatego wszedł na wierzchołek i skinął głową w kierunku obcego. Miał nadzieję obcego. Nikt nie wyglądał dla niego znajomo, dlatego równie dobrze mógł być to ktoś mu dobrze znany. Ale na pewno nie cienisty brat. Jego zapach przypominał mu kogoś, ale także zapach trawy, liści i pulchnej ziemi.
: 10 paź 2018, 21:26
autor: Śpiewny Kolec
Na pagórku pośród głuszy
Chłodny ciągle wieje wiatr,
Który swoim pędem niesie
Dźwięki, co je wydał świat!
Podejdź bliżej, tutaj dobrze
Słychać ślicznych ptaków śpiew,
A z wysoka, widząc puszczę,
Można czuć natury zew!
– Cześć! – zakrzyknął Maestro do obcego, gdy tylko smocza sylwetka ukazała się na horyzoncie. Natychmiast dostrzegł niepewność w ślepiach Szemrzącego, dlatego tak piosenka, jak i słowa adepta miały zachęcić obcego i przede wszystkim – wysłać sygnał, iż nie powinien się bać! – Nazywam się Śpiewny Kolec, a ty? – zapytał donośnym głosem, z szerokim uśmiechem obserwując przybysza. Maestro bardzo lubił pozyskiwać nowych znajomych – dlatego miał nadzieję, że jego wołanie spotka się z odpowiedzią!
: 25 sty 2019, 0:12
autor: Różany Kolec
Walka z nieznajomym Ziemnym nie skończyła się dla niej dobrze nawet pomimo starań Bieli. Tchnienie kulała, unosząc wysoko zranioną, poparzoną łapę. Naga skóra miała brzydki, chory odcień. Smoczyca nie widziała czegoś takiego do tej pory. Nie doświadczyła takich obrażeń. Brzydził ją wygląd własnej kończyny. Wciąż czuła też w nozdrzach mdły zapach spalonego futra, a w pamięci miała obraz jaśniejącego płomienia i obezwładniającego bólu. Zupełnie zapomniał zaś o słodkiej chwili, kiedy jej pazury zagłębiły się mocno w ciało przeciwnika. Ten połowiczny sukces miał przecież tak naprawdę smak popiołu i nic nie znaczył.
Czy warto było wystawiać się na takie cierpienie dla dobra zwykłego treningu?
Zapadł zmierzch, ale księżyc stał na niebie wysoko, oświetlając nienaruszoną biel śniegu, która urokliwie iskrzyła się w zimnym blasku. Wiatr na szczęście niemal zupełnie ustał, a z pogodnego nieba nie spadała nawet jedna śnieżynka. Było spokojnie i bardzo, bardzo cicho. I w tę ciszę właśnie wdzierało się dyszenie zranionej północnej – ciężkie i przepełnione bólem. Z trudem brnąc przez zimny puch, wdrapała się na rozświetlone srebrzyście, wzniesienie. Lecz zamiast ruszyć dalej ku terenom Ognia, klapnęła ciężko w śnieg, bez ceregieli wciskając łapę w białą zaspę. Jęknęła z cierpieniem, a potem syknęła cicho, kiedy chłód rozpalił poparzone miejsce bólem. Nie była pewna czy dobrze robi, ale liczyła na to, że po kilku chwilach ból ustąpi.
Nie ustępował.
Zaciskała szczęki tępo patrząc w przestrzeń, uparcie nie ruszając się nawet o łuskę.
Powinna nabierać doświadczenia, powinna sprawdzać się w walce. Na arenie Viliara szło jej całkiem dobrze, ale pierwszy raz doświadczyła takiego bólu i takiej porażki, co nieco zachwiało jej pewnością odnośnie obranej drogi życia wśród stad. Może była zbyt pewna siebie stając na przeciw doświadczonego giganta? Jak wiele jeszcze musiała się nauczyć? Czy w ogóle dobrze postąpiła odpowiadając na wezwanie?
Najbardziej jednak martwiły ją inne, dużo bardziej przyziemne kwestie. Pierwszy raz bowiem była tak mocno ranna i zwyczajnie obawiała się, że będzie miała problem z polowaniem albo walką. Jej instynkt przetrwania wrzeszczał i miotał się, że postąpiła nieodpowiedzialnie wystawiając się na tak duże niebezpieczeństwo. Przecież była na ziemiach Stad od niedawna. Nie miała tu rodziny, a wszelkie przyjaźnie jakie mogła zawiązać, ledwie nieśmiało rozkwitały. Co jeśli nikt jej nie pomoże? Co jeśli łowcy odwrócą się od niej, albo inni wojownicy nie przyjdą na pomoc, gdy będzie w potrzebie?
Koniec końców, mogła polegać jedynie na sobie. Powinna polegać jedynie na sobie.
Westchnęła drżąco, starając się opanować chaos przykrych myśli, podsycanych fizycznym cierpieniem. Wiedziała, że jej podłe samopoczucie jest wynikiem dzisiejszych porażek, ale nic nie mogła poradzić na przepełniający serce niepokój.
Znad jej pyska unosiły się kłęby przyspieszonego oddechu. Zamglonymi bólem ślepiami wpatrywała się w odległe ziemie Ognia.
Może powinna wzbić się ku niebu i dotrzeć do obozu na własnych skrzydłach? Byłaby w stanie? Bała się jednak, że nie wystartuje jeśli nie może porządnie się rozpędzić i wybić. Poza tym lot bez wsparcia nieznajomego uzdrowiciela, wydawał się straszny i niebezpieczny. Nie było nikogo, kto mógłby coś jej doradzić lub jakoś ją wspomóc. Była tylko ona pośród zapadającej nocy – siwo-czarny kształt na bezkresnej bieli śniegu.
Jednak wspomnienie granatowo-łuskiego wywołało na jej pysku grymas podobny uśmiechowi, rozpaliło jakąś iskierkę pogody ducha, która rozgoniła na chwile cienie bólu i obaw.
Zadarła głowę, wpatrując się w jasną tarczę księżyca, próbując przypomnieć sobie jak smoki stad na nią mówią. Czy to była jakaś twarz? Jakieś oblicze?
Zmarszczyła nos.
Nie pamiętała.
: 29 sty 2019, 19:38
autor: Remedium Lodu
– Srebrna Twarz tak naprawdę nie świeci, wiesz? – Lód przebył resztę dystansu dzielącego go od samicy i ułożył się w śniegu, w pewnej odległości od jej prawego boku. Przyglądał się przez chwilę obiektowi niebieskiemu na który przed chwilą popatrywała północna, lecz nie odnalazł tam najwyraźniej celu swych poszukiwań skoro przechylił w gadzim ruchu łeb ku Popielnej. Język strzelił w powietrzu i cofnął się do paszczy, obrośniętej niewiele wyrażającym pyskiem smoka. Albo… może i wyrażającym wiele, choćby kącikami pyska, leniwie unoszącymi się ku górze na myśl o figlarnej przypadkowości już drugiego takiego spotkania. – Tak naprawdę odbija światło słońca. Złotej Twarzy, jeśli wolisz. – wyciągnął przed siebie jedną łapę i przywołał niewielkie sfery: miniaturki jego wyobrażeń dwóch ciał niebieskich. – Rozświetlony obszar Srebrnej zdaje się być zawsze zwrócony ku Złotej, natomiast niedawno udało mi się zaobserwować cień na świetlistym obszarze, gdy niedaleko przelatywał jakiś kosmiczny okruch. Chyba nawet ostatecznie opadł na jej powierzchnię. – Lód roztoczył przed nimi i ponad nimi płaską, lecz niezwykle dokładną kurtynę iluzji, ukazując niebo takim, jakim sam je wtedy widział, tworząc bliżej nich obraz ze swych wodnych soczewek.
Niebieskołuski akurat powracał z jednego ze swych regularnych spotkań z Darem Tdary, gdy dostrzegł charakterystyczną smoczą nieregularność w doskonale panoszącej się nocą bieli śniegu. Miękkość sylwetki powiedziała mu o rasie, zachowanie dało do myślenia. I tak oto koło się zatoczyło, gdyż tym razem to on wyszedł ku czarnofutrej, która posykując obkładała swoje ciało śniegiem. Idąc od zawietrznej mógł dotrzeć niewykryty całkiem blisko i samemu skosztować jak najwięcej bukietu z doczesnej historii smoczycy. I tym razem to on mógł ją spytać: „Czy wszystko w porządku?” choć uczynił to po swojemu, dając jej wybór w podjęciu tematu. W zamian więc sięgnął po temat Srebrnej Twarzy, w świetle której widział wciąż budzące się głębsze połyski w targanym przez wiatr futrze. Wiatr wiał i teraz, dalej mierzwiąc włosie obu smoków. Lód rozwiał swoją iluzję, zmieniając wszystkie gwiazdy z przywołanego nieboskłonu w świetliki, które rozleciały się na wszystkie strony i rozpłynęły w niebyt. Po niektórych konstelacjach pozostały połyskujące niebieskawo nitki, podobne pajęczym. I te zaraz zanikły z nieba.
– Czy mogę spojrzeć? – przekręcił łeb w lewo i wskazał nieznacznie pyskiem na wciśniętą nieco spazmatycznie w śnieg prawą łapę smoczycy. Kobalt wydawał się być w tej chwili doskonale odprężony, co i miało swoje podstawy- towarzyszące mu zwyczajowo zamyślenie spotęgowane było przez spotkanie z wężowym Uzdrowicielem, jakże ożywcze intelektualnie. Ich dzisiejsze spotkanie zdominował właśnie temat rozmiarów i odległości Słońca i Srebrnej od nich, a także całkowitych rozmiarów samej Ziemi pod ich łapami. Teraz jednak wędrował myślami nieco… przyziemniej właśnie, skoro poczuł zapach palonego futra i ziół. Macierzanka, babka, jeśli smoczyca zbliżyła ku niemu pysk, to mógł wyłapać z jej oddechu i lulka. A jednak wciskała łapę w śnieg a minę miała iście Villiarową i niepewną- Remedium więc już teraz spodziewał się zobaczyć partactwo. Przy tym jednak była w smoczycy jeszcze jakaś zgryzota. Przypomniał sobie jej pieśń i jej późniejsze słowa. Czyżby towarzyszka lotu nadal nie odnalazła swojego miejsca wśród Wolnych? To wszystko, wraz z chmurą konotacji i oboczności śmignęło przez czaszkę Uzdrowiciela jak burzowy cumulus, gdy obrócił zachęcająco własną lewą łapę wierzchem do góry, prosząc tym gestem o możliwość obejrzenia rany.
: 29 sty 2019, 22:50
autor: Różany Kolec
Chrzęst śniegu w miękkiej ciszy wieczoru był hałaśliwy i ostry, przesadnie wyraźny. Zima nastawiwszy uszy, odwróciła pysk w kierunku dźwięku nieśpiesznych kroków, zwiastujących czyjeś przybycie.
W półmroku błysnęły zaskoczeniem jej ślepia.
Uzdrowiciel.
Jak gdyby nigdy nic kroczył powoli po szczycie wzgórza, lśniąc w srebrzystym świetle granatem łusek. Potem odezwał się i położył w miękkość śniegu tuż obok niej. Tak naturalnie, jakby kolejne przypadkowe spotkanie było czymś najoczywistszym na świecie. Jakby to, że wpadli na siebie akurat teraz w niczym go nie dziwiło.
Jakby znali się od dawna.
I właśnie dlatego Zima również nie wyraziła swojego zdziwienia, dając się porwać swobodzie nawet pomimo rozpalającego łapę bólu.
– Srebrna Twarz. – W zamyśleniu powtórzyła za nim, a potem uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Dziękuję. Nie mogłam sobie przypomnieć jak Wolne Stada mówią na księżyc. – Gdyby nie miała wcześniej do czynienia z granatowo-łuskim, zapewne dziwiłaby się skąd wiedział o czym myślała, ale doskonale pamiętała przecież jak niesamowitą zdolność dedukcji posiadał.
Na chwilę zerknęła ku srebrzystej tarczy zastanawiając się nad słowami towarzysza. Nigdy wcześniej o tym nie myślała, dlatego nie mogła podać w wątpliwość jego słów ani nawet z nim podyskutować. Ostatecznie więc spojrzała na jego wyciągniętą łapę, słuchając teorii o odbitym świetle. Jeśli chodziło o wiedzę ponad tę, którą miała na temat Stad czy swoich gór, było jej niewiele. Nie mogła poszczycić się lotnością umysłu i wieloma księżycami spędzonymi nad próbami rozwikłania zagadek wszechświata. Dla niej słońce i księżyc świeciły własnym blaskiem, a gwiazdy były duszami wszystkich smoków, które kiedyś stąpały po świecie. A jak świat wyglądał w całości? Cóż... ten należący do niej ograniczał się do niewielu miejsc, a gdy zdała sobie z tego sprawę, poczuła się niewielka i głupiutka. Jak na zawołanie przypomniała sobie rozmowę z Syrenim. O tym, że dla niego istniały dwa nieba. Dla niej istniało jedno, a i tak niewiele o nim wiedziała.
Zadarła brodę, spoglądając na iluzję rozgwieżdżonego firmamentu. W jej melancholijnych oczach odbijał się blask jaśniejących tworów smoka. Dla niej iluzja nieba była jednak jedynie pięknym pokazem, nie zaś dowodem teorii.
– Piękne... – szepnęła i zamilkła na kilka chwil, ale im dłużej zastanawiała się nad prawdziwym ogromem nieba, przy którym ten znajomy z nauki lotu był niczym, jej uśmiech gasł. – Skąd to wszystko wiesz? – padło z jej pyska, zamyślone i ciche, jakby wieczór wymuszał zniżenie głosu, zabraniał głośniejszych tonów i gwałtownych zachowań. Obróciła ku niemu głowę, ale tym razem nie uśmiechała się już, będąc poważną, może nawet odrobinę smutną. Nie, nie przez pokaz jaki zafundował jej nieznajomy-znajomy, raczej przez własne myśli i wnioski. – W jaki sposób to sprawdziłeś, że jesteś tak pewny swoich słów?
Wokół nich drobnymi światełkami magiczne świetliki rozjaśniały mrok, ale zgasły po chwili i dwie smocze sylwetki znów otulił chłodny blask księżyca. Tchnienie odprowadziła kilka ostatnich iskierek wzrokiem, ale potem nie powróciła już do pyska smoka. Być może przez cierpienia, którego dzisiaj doświadczyła, a może przez ogólne zagubienie ostatnich dni, niezwykła iluzja i łagodne słowa uzdrowiciela, przygasiły jej zwyczajową pogodę ducha zostawiając po sobie jedynie zimny popiół goryczy.
Słysząc pytanie, drgnęła lekko, ale choć zawahała się w pierwszej chwili, w drugiej już uśmiechała się łagodnie. Znajomo ciepło, choć z rezerwą.
– Tak, proszę. Choć obawiam się, że Biel zrobiła wszystko, co mogła i niewiele jeszcze da się zrobić. – Mówiąc to, wyciągnęła pozbawioną futra, poparzoną łapę, ostrożnie kładąc ją tuż przed wyciągniętą łapą uzdrowiciela, umyślnie nie decydując się na dotyk. Tym razem nawet się nie skrzywiła, choć ból odezwał się irytującym pieczeniem, gdy przy spięciu mięśni podczas gestu, zraniona skóra mocniej się naciągnęła.