Strona 24 z 27

: 17 lis 2021, 17:37
autor: Kościany Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Szybciej od księżyców przybywało mu pewności siebie. Wychodził z obozu Ognia coraz dalej i na dłużej, a raz nawet nie było go cały dzień. Na Terenach Wspólnych był już parę razy, ale nie miał jeszcze okazji zwiedzić wszystkiego.
Czas to zmienić. Tu było tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia, tyle smoków do poznania. Zapach tutaj był znacząco inny od tego, który drażnił jego nozdrza na terenach jego stada, a przez to znacznie ciekawszy i wołający o znalezienie jego źródła.
Nad źródłem rzeki siedział już dłuższy czas, układając z pietyzmem te z liści, które jeszcze nie zostały pochłonięte przez rozkład natury. Dzielił je na kształt, który przypisywał odpowiednim drzewom i na kolor, układając je od tych najbardziej żółtych do brązowych, podniszczonych gorszymi warunkami pogodowymi. Zaciekawiony tak banalną rzeczą Nithirai doszedł do wniosku, że różne kształty liści czasem nabywają innych kolorów od pozostałych. Przykładowo, liście klonu wyróżniały się od liści topoli tym, że nabierały różowego odcienia, gdy schodziły już z żółci. Za czasów zupełnie małego brzdąca pamiętał zielone liście, które jeszcze trzymały się kurczowo drzew. Ciekawe, czy gdy odrosną, będą niebieskie?
Wtem znikąd nadleciały dwa gawrony, jakiś ogon od Ognistego i jego kupki liści. Pierzaste najpierw przyjrzały się smokowi i liściom, po czym powoli jeden z nich zaczął się zbliżać, po drodze dziobiąc coś i odkopując w ziemi, szukając pożywienia. Może myślały, że Nithirai coś dla nich by miał?
Młodzik przechylił łebek w bok, a jego źrenice gwałtownie się zwęziły. Zastygł w miejscu, pozwalając temu gawronowi z przodu się zbliżyć, docierając do samej kupki liści, którą zaczął sobie śmiało przekładać.
A krótką chwilę potem wydobył się z niego skrzek. I łamanie kości.
Ptasi kolega natychmiast zerwał się z ziemi i odleciał, alarmując swym krzykiem okoliczne ptactwo o zagrożeniu. Ognisty zaś zaskakująco szybko pożałował swojej zdobyczy, zdając sobie sprawę, że pióra za nic w świecie nie nadają się do jedzenia. Wypluł z pyska zabitą, zakrwawioną zwierzynę przed siebie, wycierając język z piór o swoje zębiska, a te o dłoń swojego skrzydła. Po czym spojrzał raz jeszcze na ofiarę...
I z podobnym pietyzmem, co przy liściach, przytrzymał gawrona łapkami i zębami zaczął wyskubywać pióra ze zdobyczy.

: 21 lis 2021, 17:30
autor: Granica Lustra
Lustrzany nie był zbytnim fanem zabijania jeśli nie było to konieczne. Obserwował malca od dłuższego czasu zastanawiając się kiedy jego rodzice się zjawią. Czas jednak leciał a dorosłych jak nie było tak nie było. Trzymał się też daleko za krzakiem więc nie mógł poczuć z jakiego stada był. Po jakimś czasie postanowił podejść bliżej. Gdy był już wystarczająco malca Lustrzany zauważył jak ten bawi się zdobyczą.
– Wiem że to mnie moja sprawa ale nie wyglądasz mi na głodnego. Upolowałeś więc ptaka bo planujesz być łowcą i trenujesz czy dla zabawy?
Powiedział bez skrupułów siadając tuż za nim. Jego głos był spokojny a każde słowo wywarzone. Udało mu się też wyczuć że samczyk jest benkartem ognia. A że mieli z tym stadem dobre relacje to nie zamierzał być zagrożeniem dla malucha.
– Więc gdzie są twoi rodzice? Takie małe pisklaki nie powinny same tu przebywać. To niebezpieczne miejsca dla maluchów.

: 21 lis 2021, 22:09
autor: Kościany Kolec
Z jakiegoś powodu Nithirai czuł się mocno niekomfortowo, gdy nie widział kto do niego rozmawia. Z wyrwaną z gawrona lotką w pysku odwrócił łeb i łypnął limonkowymi ślepiami na nieznajomego, po czym wstał samym zadem, odwrócił się o 180 stopni i klapnął z powrotem, na chwilę poświęcając uwagę temu biało-czarnemu smokowi. Cóż za intrygujący podział kolorów, niemal przecinający samca na pół. Ognisty ośmielił się na wyciągnięcie łebka to w lewo, to w prawo, by przyjrzeć się z odpowiadających perspektywie stron adeptowi. Niezwykłe, w Ogniu nie było takich smoków, a spotkał już mniejsze lub większe dziwadła. Ah, ile świat jeszcze przed nim skrywał.
Pozbył się lotki z pyska i go otworzył.
– Lubię sprawdzać jak smakują różne zwierzątka. Spróbowałem już szczurki, wiewiórki, pająki, krety, raz nawet udało mi się złapać rybę w wodzie. Najsmaczniejsze są wiewiórki. Jadłeś kiedyś? – podzielił się doświadczeniem z synem Plagi, choć nie był pewny czy przybysz jest faktycznie z tego stada. Jeszcze nie nauczył się przypisywać woni do stada.
Zaczął wyskubywać kolejne pióra z truchła gawrona, zerkając raz na zdobycz, raz na smoka. Z jakiegoś powodu pozbawił się pietyzmu przy tej pracy, a postawił na prędkość. Ale zaraz przerwał, gdy obcy powiedział o nim, że jest mały. Oh, co to, to nie.
– Nie jestem mały! Mama ciągle mówi, że jestem wystarczająco duży i mogę już wiele rzeczy robić sam. Więc przychodzę tutaj, sam! Jestem duży, zaraz będę dorosły. – zagwarantował ochoczo biało-czarnemu. No, do dorosłości jeszcze wiele mu brakuje... Wszak jeszcze nie ma nawet tytułu adepta.
– Jak masz na imię? Jesteś bardzo duży, nie widziałem tak dużego smoka! – stwierdził ekscytująco, choć nie włożył w swoje ruchy jakoś wiele energii.
– Ja jestem Nithirai, mieszkam w Ogniu.

: 26 lis 2021, 20:35
autor: Granica Lustra
Isir pokręcił głową. Nie był takim smakoszem jak malec, miał swoje ulubione rzeczy ale nie próbował tak nachalnie nowych.
– jeszcze nie miałem takiej przyjemności ale powinieneś uważać na to co wpychasz do paszczy bo możesz sobie coś zrobić.
ostrzegł malca a potem skupił się na drugiej części jego wypowiedzi. Było kilka możliwości. Malec kłamał, przekręcił słowa albo jego rodzice nim się nie interesowali. Wątpił w to ostatnie ale nie mógł tego odrzucić.
– Więc nie będzie ci przeszkadzało jeśli odprowadzę cię na granicę z twoim stadem i upewnię się że wrócisz do rodziny?
Czy on właśnie powiedział ze Isir był duży? Cóż miał geny wielkich smoków ale nigdy nie postrzegał siebie jako giganta. No ale wolał przytaknąć malcowi i grać według tej zasady. Może nawet uda mu się to wykorzystać.
– Nazywam się Lustrzany Kolec, Jestem z plagi i tak jestem dość duży ale są więksi ode mnie więc mam nadzieję że się nie obrazisz że trochę z tobą pobędę do czasu aż nie wrócisz by żaden większy smok cię nie dopadł.
Był trochę zdziwiony że tak podchodził do tego malca. Nie musiał przecież się nim opiekować. Nie był nawet z tego samego stada. Jednak czuł że jak on by się gdzieś zgubił to przydała by mu się każda pomoc. Widocznie adept był bardziej empatyczny niż myślał.

: 29 lis 2021, 17:17
autor: Kościany Kolec
Pochylił swój łeb, pochwycił ponownie łapą rozszarpanego gawrona i złapał kolejną lotkę w zęby, wyrywając ją ze skóry. Już połowa ptaka była pozbawiona piór, jeszcze drugie tyle czeka przed młodym. Jest na to jakiś szybszy sposób?
I bah. Zrobić sobie coś jedzeniem. Nawet nie pomyślał, że tak można – że jedzenie może zrobić krzywdę. Zamruczał nad ptakiem, nie patrząc na Lustrzanego.
– Jedzenie nie boli. I nie robi krzywdy. – zaprzeczył grzecznie, z chrupnięciami oskubując zdobycz. – Upoluj kiedyś wiewiórki, są naprawdę pyszne. Albo razem upolujemy! – na ostatnie zdanie poderwał łebek z ekscytacją w górę i spojrzał na Plagusa limonkowymi ślepiami.
A potem cofnął nieznacznie swój kark, będąc zaskoczonym na propozycję biało-czarnego. Odprowadzić go do granicy? Ale... Po co? Jest już duży, jak powiedział!
– Ale jestem już duży! Nie trzeba się mną opiekować. I jeszcze nigdy mi się nic tutaj nie stało. Wszyscy są mili i przyjaźni, jak Ty! – wypalił, już z mniejszym zapasem cierpliwości w głosie. Miał wprawę w zabijaniu (gryzoni). Więc obronić się przed innymi to nie był duży problem, a na pewno żadne wyzwanie.
Prawda?
– Możemy iść na spacer. Albo się w coś pobawić. Znasz jakieś fajne zabawy? – oderwał się od wyrywania ostatnich piórek z gawrona. Zdobycz zaraz będzie gotowa do spożycia. – Bo ja ich znam dużo, mogę Ci pokazać!

: 20 gru 2021, 19:59
autor: Granica Lustra
Isir odetchnął z lekkim zmęczeniem. Miał nadzieje że sam nie był tak lekkomyślny jak był w jego wieku. Jednak nie miał wpływu na to co malec robił.
– No cóż w takim razie będziesz musiał się o tym przekonać na własnej skórze. I wybacz ale ja nie poluje dla zabawy. Robię to tylko jak jestem głodny albo gdy chcę wspomóc swoje stado. Jednak nie mogę zaprzeczyć że jeszcze kiedyś razem coś upolujemy, może jak będziesz starszy?
Lekko się uśmiechnął i odwrócił się w stronę ognistej granicy. Malec naprawdę myślał że jest bezpieczny i że nic się nie stanie. Cóż może faktycznie spotkał same przyjazne istoty ale wolał nie puszczać teraz ognistego samego.
– Możemy pójść na spacer, niestety mimo iż istoty które spotkałeś są przyjazne nie wszystkie są. Dlatego przespacerujemy się pod granicę z ogniem oki? Może złapiesz dla mnie po drodze wiewiórkę co? Albo popytasz mnie o coś a ja ci opowiem?
Zapytał odwracając pyszczek w stronę malca czekając na jego odpowiedź.

: 04 sty 2022, 19:07
autor: Kościany Kolec
Przechylił lekko łebek w bok. Nie poluje się dla zabawy? Ale to najlepsza zabawka. Kiedy się znudzi, to ją zjadasz.
– Jedzenie nie jest zabawą. – zaprzeczył. – Ale staje się, kiedy na przykład się z kimś ścigasz! Kto pierwszy zje zająca, albo komu pierwszemu skończy się miejsce w brzuszku. – uśmiechnął się, szczerząc ząbki. Pewnie się chwalił, że to on jest czempionem tych turniejów jedzenia.
– Tak, zapolujmy razem kiedyś! Jak mnie nauczą jak łowić duużą zwierzynę! – podniósł ufajdaną w posoce łapę wysoko w górę, obrazując jak dużą zwierzynę chciałby złowić. Może jelenia, albo byka?
Skubnął dodatkowych kilka piór z ptaka, a zanim odpowiedział na kolejną wypowiedź Lustrzanego, wyczyścił całego gawrona z niejadalnych rzeczy. Uniósł łeb, oblizał się z resztek juchy i podsunął łapką przygotowaną zdobycz Plagowemu.
– To dla Ciebie. Możesz zjeść. – rzekł młodzik, dając starszemu adeptowi notabene prezent.
– Teraz możemy iść na spacer. Chodźmy tam, gdzie jest najładniej! A ja byłem kiedyś w takim miejscu w Ogniu, gdzie było jezioro otoczone drzewami, ale takimi niskimi! I był zachód słońca, było tak ładnie wtedy. Nawet kaczki płynęły w stronę światła! – wstał na równe łapki i opowiadał podekscytowany, jakby specjalnie ignorując wzmiankę o granicy Ognia.
Cóż, faktycznie w Ogniu tereny były piękne. Ale te już zna. Chciałby czegoś nowego.

: 01 kwie 2022, 21:35
autor: Czarci Pomiot
Środek wiosny. Śpiewają ptaszki, króliczki wesoło hasają sobie po łączkach, no i spod jasnozielonej trawki wychylają różnobarwne kwiatki. No i tu i ówdzie da się też spotkać bardzo zagubione demony, czyli bardzo nietypowy objaw budzącej się do życia przyrody.
Ten tutaj przysiadł nad brzegiem wartkiego strumyczka i rzucając gniewne spojrzenia wzburzonej tafli wody, miotał weń kamień za kamieniem, zbierając je gdzieś spod swoich łap. Próbował celować w ryby, aczkolwiek nie szło mu to zbyt dobrze. A w brzuszku nadal burczało. Może nie miałby dzisiaj tego problemu, gdyby jego gad w końcu przejąłby się jego losem. Ale nieeee… Rogata bestia musiała być zajęta rozpaczliwym poszukiwaniem jakiegokolwiek śladu ojca, który pewnie już od kilkunastu dni wąchał kwiatki od dołu. A tak przynajmniej sądził Malar. Ale, że zdolności mowy nie posiadał, a łowcy Księżyca zaginęli w akcji, to tak też przyszło mu zdychać z głodu właśnie tutaj.

: 02 kwie 2022, 19:08
autor: Wzburzone Cienie
Jaki miał w tym interes Ciężki, żeby karmić obce bestie? Chyba po prostu chciał coś sprawdzić. Smoki wydawały się niezadowole, gdy ciskał im kawałami mięcha w mordy. Czy dzikie bestie również będą niezadowolone? Cienie utożsamiał się z nimi bardziej, niż ze zwykłymi smokami i takie doświadczenie mogło mu wiele powiedzieć.
Zobaczywszy z góry niezadowolonego demona wylądował nieopodal niego, chwycił w szczęki kilka kawałków mięsa (2/4) i z impetem rzucił nim prosto w mordę drapieżnika.

: 02 kwie 2022, 20:20
autor: Czarci Pomiot
Malar w końcu doczekał się jakiegoś obiadku. Może nie takiego, jakiego się spodziewał, bo ten był nadal całkiem ruchliwy, ale skoro już tak pięknie się mu wystawił, to równie dobrze mógł na tym skorzystać. Wielka, demoniczna masa wyprostowała się nagle i zaczęła powolutku zbliżać się do nieznajomego z groźbą w oczach. W połowie drogi postanowił schylić się, by pochwycić w swoje łapska jakiś cięższy kamień. Parę ciosów w łeb i po kłopocie. Tymczasem, gdy Malar był zajęty wybieraniem swojego narzędzia zbrodni, to coś chlasnęło o szczyt jego łba.
Burcząc wściekle cofnął się dwa kroki, szykując się do rozszarpania nieznajomego na strzępy, ale coś błysnęło mu prosto w ślepia. Ochłap mięsa. Leżał, nieco umorusany ziemią gdzieś pośród trawy. Nieco zbity z tropu demon pochwycił kawał mięcha. No cóż, zmarnować się nie może. Ale tej zniewagi tak nie zostawi. Nie, nie, mentalnie wezwał do boju całą jednosmokową odsiecz! W oczekiwaniu na nadchodzące posiłki zajął się natomiast powolnym rozszarpywaniem mięsiwa na kawałeczki i upychaniu go sobie do mordy . Miał chwilę czasu, zanim rozpęta się piekło.
Dobrych parę długich chwil później z niebios zwaliła się na glebę czerwonawa postać, żłobiąc w ziemi pod swoimi sześcioma kończynami całkiem pokaźne dziury. Zbliżyła się szybkim krokiem do demona, wwiercając się w jego łeb spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Żadnego nieprzyjaznego smoka, wściekłych zwierząt czy jakichś kataklizmów. Nie, Malar zwyczajnie próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Obecnie siedział, wciągając resztki mięsa do mordy i absolutnie nie zwracał na nią uwagi. A niech cię…
W końcu jej uwagę zwróciła stojąca nieopodal postać, czyli zapewne właściciel ochłapu, który właśnie znikał w gardle jej kompana. Jakiś zagubiony łowca, który karmił głodne mordy z obcych stad. Wybornie!
Ej, ty! Masz tego więcej? – zawołała do wyverny, jednocześnie zbliżając się o kilka kroków, ale jednak zostawiając obcemu jakiś dystans do zachowania komfortu.

: 10 kwie 2022, 1:23
autor: Wzburzone Cienie
Obcowanie z jednym demonem to jedno. Obcowanie z dwoma jednocześnie to już inna bajka. Ciężki wzdrygnął się na widok kolejnego kolczastego, rogatego stwora z krzywą mordą i niewielkimi oczami. Trudno było powiedzieć, czy bardziej odrażającym stworzeniem był demon, czy jego właściciel.
Cienie poczuł się zagrożony; przez wygląd tej dwójki wystraszył się, że ma do czynienia z dwoma przerażającymi bestiami. Warknął ostrzegawczo, przypadając do ziemi i wyraźnie pokazując swe kolce, by odstraszyć spokojnych w rzeczywistości "agresorów", a gdy smoczyca zaczęła do niego krzyczeć uznał, że najwyższy czas się obronić. Nie miał pod łapą nic przydatnego oprócz jedzenia.
Nigdy nie był zbyt bystry.
Za pomocą maddary uniósł ochłapy mięsa i po kolei wycelowal nimi w mordę Pomiot, ciskając je z niezwykłą siłą podyktowanym przez strach. W sumie rzucił aż 5/4 mięsa, które miały uderzyć ją kolejno w nos, między oczy i w łeb, czyli prawdopodobnie nabić się na rogi.

: 10 kwie 2022, 19:05
autor: Czarci Pomiot
Patrzyła z lekkim zażenowaniem jak obcy kulił się i burczał dziwacznie gdzieś przy ziemi. Chyba było coś z nim nie tak… Może jakaś zaraza atakująca mózg, kto wie. Była bliska wytłumaczenia mu na gesty, że w zasadzie, to przychodzi w pokoju. No i chce jakieś żarcie. A obcy wyraźnie je ma. Ale oberwała w łeb paroma ochłapami mięsa.
Dzięki… Chyba – wykrzyknęła kolejny raz do obcego, usiłując jednocześnie pościągać ze swych rogów dyndające na nich części ciała. Nie o to jej chodziło, ale nie miała pewności co do stanu psychicznego niebieskawego gada, to i może lepiej, że wolał się trzymać z daleka. W końcu jedzenie znalazło się na skrawku gleby przed nią. Czart zwiesiła się nad nim, ostrożnie je oglądając i obwąchując z każdej strony, ale żadnego smrodu zgnilizny i choróbska się nie doszukała. Zwyczajne mięso. Na pewno się nie zmarnuje! Kawałek po kawałku ochłapy znikały w jej przepastnej mordzie, aż w końcu nasycona Pomiot wyprostowała się i podziękowała obcemu skinieniem łba.
Najwyższa pora ruszać w drogę powrotną. Machnęła łapą na Malara, który aktualnie wciąż tkwił gdzieś za nią, wylizując swoje schlapane juchą łapska i ruszyli przed siebie, ku terenom Księżyca. O ile obcy nie usiłował ich zatrzymać, oczywiście.

: 12 lip 2022, 23:55
autor: Tonące Słońce
Potrzebował odpoczynku. Choćby chwili z dala od terenów plagi, gdzie intensywna woń Siewców nie szargała jego nerwów, które ostatnimi czasy lawirowały na cienkiej linie, która przy każdym targnięciu pękała coraz to bardziej i bardziej. Skąd ta gorycz? Zewsząd. Być może nie podobało mu się, na jak głupie pomysły wpadała Veir. Być może nie akceptował tego, jaką wymierzono jej karę. Nie podobała mu się również samowolka Isira oraz Kharta, a także brzydziło go to pisklęce utęsknienie za długo martwą przeszłością Mahvran. Chciał uciec tam, gdzie jego syn będzie wiódł spokojne i bezpieczne życie, a okazało się, że z jednego domu wariatów trafił do całego ośrodka dla obłąkanych.

Westchnął ciężko, zakrywając swój pysk prawą dłonią, która zacieniła ślepia. Słyszał jedynie szelest niskich traw, w których się wylegiwał, a także klekot strumienia, w którego płyciźnie zamoczona była jego cała żuchwa – teraz obmywana, przyjemnym chłodem. Następnie był delikatny szmer, jako by czyichś kroków. Elidibus nachylił się nad potokiem i powziął kilka łyków orzeźwiającej cieczy, po czym rozłożył się obok opiekuna, wydając z gardzieli coś, co przypominało pomruk.

: 13 lip 2022, 8:58
autor: Maros
Obecna pogoda miała swój niewielki plus, nie musiał martwić się piekącym słońcem, które w połączeniu z czarnym futrem nie było zbyt dobre. Jak zawsze był z nim jeden z kompanów, tym razem Emis. Tygrys kroczył gdzieś z tyłu, czasem nadganiając dystans, jaki zaistniał między nim, a opiekunem.
Coraz częściej krążył po wspólnych, niezbyt dobrze odnajdując się na terenach Ognia. Ah, no tak, już Słońca.
Przystanął, gdy przed nimi zamajaczyła znajomo wyglądająca sylwetka, celowo zaszurał ogonem po ziemi, co by nie wystraszyć samca. Jeszcze uzna, że go chce po cichu zarżnąć.

: 21 sie 2022, 11:10
autor: Tonące Słońce
Choć nie usłyszał niczyich kroków, tak woń w okolicy nieco się zmieniła – z początku nie zwrócił na to uwagi, bowiem przypominała Plagową, miała nutę czegoś znajomego, być może górskiej roślinności, a być może wilgoci jej podnóży, lecz szybko wychwycił nieprawidłowość przebijającej się nuty siarki, ledwie wyczuwalnej wśród ciepła pustynnych piasków.

Leniwie uchylił prawą powiekę, a jego oczom ukazał się księżycowy samiec, którego... cóż. Niemalże nie pamiętał. Kojarzył jedynie jak przez mgłę jego obecność na obydwu ceremoniach, acz była niczym tło. Niczym Mackonur, Pocałunek Śmierci, czy... Łaska Erycala? Nie, nie, Aterala. Zbiór nic nieznaczących dla niego imion, które wciąż pamiętał... jako tako.

– Maros – mruknął ochryple, nieco przeciągle, zupełnie jakby uchodziło z niego życie. Czuł wiszącą na karku grozę kolejnego Snu. Nie chciał, by go ogarnął i pochłonął, głęboko w jaskiniach Stada Plagi, bowiem kto wie, czy nie obudzi się w jakimś nowym stadzie... chociaż ostatnimi czasy sądził, że byłoby to ułaskawieniem.
– Przez chwilę myślałem, że jakiś Plagijczyk dopadł mnie i tutaj. Na całe szczęście nie. – Westchnął tubalnie, z niechęcią wznosząc łeb nieco wyżej, a źródlana woda ściekła po jego żuchwie, co by skroplić się na kolcach i skapnąć z powrotem ku rzece.

: 27 sie 2022, 14:53
autor: Maros
Wyglądało na to, że młodszy samiec nie miał w planach, przynajmniej na razie, dać mu do zrozumienia, że nie życzy sobie, aby mu przeszkadzano. Podszedł więc jeszcze kilka kroków, tak by po zatrzymaniu uzyskać odległość komfortową dla rozmowy, jednocześnie nie naruszającej przestrzeni ich obu.
Przysiadł cicho, poprawiając zaraz po tym skrzydła.
– Zabrzmiało, jak by zmiana stada, nie do końca okazała się właściwym wyborem. – stwierdził spokojnie, jak by po prostu rzucał jakichś suchy fakt.
Jeśli miał być szczery, nie do końca wiedział jak powinien traktować znajdującego się przed nim smoka. Niby, każdy kto opuścił stado, a właściwie to uciekł z niego, powinien bym postrzegany jak zdrajca. Co jednak, nie było jeszcze jego częścią.Tylko, że jemu było już w sumie obojętne, gdzie kto lezie i po co. Ich życie. Ich sprawy. Nie mieszał się – miał mniej problemów.