Strona 20 z 30

: 15 mar 2020, 21:18
autor: Infamia Nieumarłych

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Nie miała pojęcia, jak nazywa się to miejsce.
Gdyby wiedziała, z całą pewnością wybrałaby jakieś inne.
Żyła jednak w błogiej nieświadomości – więc dla niej była to zwyczajna, nieco bardziej urokliwa od innych alejka. Hmm, chociaż urokliwa teraz nie była. Bo zamiast kwitnących pąków, świeżej trawy i śpiewu ptaków słychać było tylko szum wiatru oraz łapy pluskające się w błotnych kałużach. Uroki końca zimy.
Chciała jednak wyrwać się z objęć własnego stada. Cała uwaga Plagi zdawała się być ostatnio skupiona na niej i doprowadzało ją to do szału – więc opuszczenie na jakiś czas rodzinnych ziem zdawało się być jedyną rozsądną opcją. Oczywiście, na przechadzkę nie wyruszyła sama. Śnieżnobiała hydra, młoda hiena oraz cienisty demon kręcili się nieopodal niej, nienachalnie, acz czujnie. Wierni strażnicy, nie patrzący jej jednak na łapy.
Nie miała konkretnych planów, toteż zwyczajnie szła przed siebie. Jak na wywernę przystało – zgarbiona, z wyciągniętą do przodu szyją i skrzydłami szurającymi po podłożu. Czujna, ostrożna, acz skupiona raczej na własnych myślach, aniżeli męczącym wyciu zimnego wiatru.

: 15 mar 2020, 22:04
autor: Grabieżca Fal
Wywerna nie była samotna w swojej nieświadomości.
Czyjeś łapy również rozdeptywały bure kałuże, niosąc swoją właścicielkę naprzód w bezwiednym ruchu naprzód. Pomarańczowe ślepia wyjątkowo skierowane były w górę – niebo było poznaczone li i jedynie czarnymi pazurami gołych konarów. Tu i ówdzie przemknęła szara, brzemienna deszczem chmura. Złota Twarz była obecna, chociaż pozostawała jedynie odległym punktem na nieboskłonie, nie dającym zbyt dużo ciepła ani światła. Chociaż niedawno minął środek dnia, wydawało się, że jest już znacznie później.
Więcej księżyców spędziła już pod tym obojętnym niebem, niż pod grzbietem fali nad łbem – i niech ją, była to dziwna realizacja. Dziwne uczucie – wiedzieć, że twoje ciało, przystosowane do zupełnie innych warunków, jakimś cudem znosi to pozornie obce i nieprzyjemne środowisko. Morien coraz częściej dopuszczała do siebie myśl, że jakimś cudem zestarzała się na tych ziemiach. Świadomość śmierci, która była zdecydowanie bliżej niż dalej, była... Dziwna. Lekko niepokojąca i surrealna. Jasne, każdy rabuś i grabieżca godził się z tym, że śmierć może przyjść z każdej strony i o każdej chwili. Chyba dlatego świadomość, że przeciwnik, jakbym był stary wiek i to, że jej ciało fizycznie nie wytrzyma zwykłego funkcjonowania była obca i niesmaczna.
Może dlatego Morien szła naprzód, nawet po tym, kiedy opuściła wzrok i zobaczyła kto zmierza z drugiej strony alei.
Charakterystyczna wywerna, której kolory pamiętała. Nowością była za to banda wokół niej.
No, no. Ile masz skarbów! Nie hałasują ci za bardzo we łbie? – zawołała, kiedy dystans między nimi wynosił mniej-więcej ogon. Akcentowany głos zagłuszył szum wiatru.
Zwolniła, jednak nie stanęła. Pomarańczowe ślepia przesuwały się powoli po trójce kompanów, pilnując ich ruchów.

: 16 mar 2020, 13:34
autor: Infamia Nieumarłych
Morien żyła więc tutaj, wśród bestii głównie lądowych, zamiast płynąć wraz z prądami morskich fal, jak nakazywały jej geny, płynąca w jej żyłach krew. Mahvran natomiast żyła pośród gór, cierni i ostrych głazów, chociaż wszystko w niej krzyczało "wróć na pustynię". Obie samice miały dostęp do przeznaczonych im środowisk – ale obie to ignorowały i przepisywały swoje potrzeby na nowo, dostosowując się do większości.
Na dłuższą metę nie było to zdrowym podejściem.
Ukoronowany rogami łeb uniósł się minimalnie, gdy do niewidocznych uszu samicy dotarły głośno wypowiedziane słowa. Ciemne ślepia poświęciły całą swoją uwagę znajomej, tańczącej gdzieś na krańcach pamięci sylwetkę, która z każdym kolejnym uderzeniem serca ponownie zyskiwała na znaczeniu. To jej miano było wśród innych, wyryte na głazie Urwiska. Wśród tych, którzy zdradzili, nie przysłużyli się stadu.

– Mmmphhrh. – Z jej pyska wydobył się dziwny, ciężki do odszyfrowania dźwięk, balansujący na granicy warkotu a westchnięcia. Czuła zapach krwi – i słyszała własną, szumiącą w skroniach. Wrzaski, jęki, ścierające się ze sobą kły, pazury. Tuziny obcych pysków nadlatujące ze wszystkich stron. Krew. Znowu krew, tym razem ściekająca po skrzydle, lejąca się z rozdartych błon.
– Są hałasy, które doskwierają mi bardziej, Ognista. – Powiedziała w końcu, gdy udało odsunąć jej się traumatyczne wspomnienia z powrotem na tyły własnego umysłu. Jej głos był zimny, oschły, a zmianę w nastroju wychwyciła trójka kompanów, nadal krążąca kilka ogonów dalej – nie podchodząca bliżej, acz zaczynająca minimalnie podzielać poddenerwowanie wiedźmy.
– Ty jednak, jak mniemam, hałasami przejmować się nie musisz. – Dodała po chwili, zatrzymując się powoli, zlizując czarną ślinę ściekającą jej spomiędzy warg. Jej pytanie – chociaż zaakcentowane bardziej jak stwierdzenie – zdecydowanie miało drugie dno i bardziej nawiązywało do wydarzeń sprzed czterdziestu księżyców, a nie smoczych kompanów.

: 14 kwie 2020, 19:47
autor: Sugestia Grzechu
W końcu musiało się to stać i do alei zakochanych przybyła w końcu Noir, znana teraz jako Krągła Łuska. Czyli przewspaniała wojowniczka, która to nie wygrała jeszcze żadnej walki. Ale liczą się przecież chęci! Ale wracając, to przybyła do tego miejsca, po to aby spotkać się z wodną smoczycą, którą to widziała poprzednio. Czyli na Żelazną dziewannę. Która to targała jej zmysłami już od pierwszego spojrzenia. Dlatego też przysiadła na swoim zadzie, wyczekując ją. Ciekawe w jakim celu chciała się z nią spotkać?

: 15 kwie 2020, 13:46
autor: Żelazna Strzała
Gnałam ile sił w skrzydłach. Wylądowałam tuz przed nią wywołując podmuch wiatru i rozrzucając dookoła piach i gałązki. wyprostowałam sie i radośnie uśmiechnęłam. Myslałam nad tym długo... może i zbyt długo. Zapiszczałam podekscytowana robiłam to po raz pierwszy i nie przyszło mi do głowy że mogła bym zostac odrzucona. otarłam się mrucząc o noir i skoczyłam na cztery łapy tuż przed nią. Wygladałam jak rozesmiany pisklak złakniony zabawy.
Moje oczy zalśniły a ja w ykrzyknełam że muszę jej coś powiedziec i że nie moge już dłużej z tym wzlekać.

: 17 kwie 2020, 16:13
autor: Sugestia Grzechu
Noir była trochę zaskoczona czułościami Żelaznej, po mimo tego, że ona sama często i gęsto robiła to samo. Nie czuła się jednak przez to niezręcznie, czy źle. Była wręcz zadowolona, że jej obecność sprawia taką radość wodnej samicy. Chociaż do końca nie wiedziała czemu.
Gdy usłyszała, dlaczego ta chciała się z nią spotkać, ta przysiadła na swoim zadzie, wlepiając w nią swoje ciekawskie spojrzenie, lekko przekręcając przy tym swój łeb.
– A więc mów! Mów czego chcę serce twoje! – Również wykrzyknęła figlarnie, obniżając swój łeb tak, aby był on an wysokości pyska Tasumi. A jej czerwone oczy, wręcz przenikały przez dwukolorowe oczy Tasu. Na jej pysku jawił się wtedy szeroko uśmiech.

: 18 kwie 2020, 13:28
autor: Żelazna Strzała
Wpatrywałam się w nią cała chodzac z emocji. Moj ogon kręcił kółka w powietrzu, skrzydła nerwowo drgały rożlozone prawie w całkości. Wcisnelam pazury w ziemię i otowrzyłam pysk, zacisnęłam powieki i wykrzyknęłam.
Noir ja sie chyba w tobie zakochałam!– moje słowa odbiły się echem a ja ooczułam jak narasta we mnie napięcie. Wbiłam spojrzenie w czerwone oczy Noir. Otworzyłam pysk a po chwili go zamknęłam ... nie wiedziałam co mam dalej powiedziec. Nagle zalała mnie fala stresu. Co jezeli noir mnie znienawidzi?

: 18 kwie 2020, 15:16
autor: Sugestia Grzechu
W swoim życiu Noir przeżyła na prawdę dużo rzeczy. I wręcz była przekonana o tym, że już nic ją nie zaskoczy, co stąpa, albo pełza po tym świecie. Ale... wyzwanie samiczki ją zamurowało. Wpatrywała się zszokowana w jej błękitne oczy. Nie wiedziała co ma w tej sytuacji zrobić. Nie wiedziała co ma o tej sytuacji myśleć! Najchętniej to zapadła by się teraz pod ziemie. Bała się podjąć jakąkolwiek decyzje! Czuła pociąg do tej Żelaznej dziewki, jednak zawsze myślała, że to było coś złego. Przecież były tej samej płci. Nie mogła... ale... Nie chciała również ją ranić.
Ah... szlag by to.
Nie niepewnym krokiem podeszła do Tasumi, wlepiając w nią nie pewne spojrzenie. Bała się odzywać, dlatego musiała zrobić coś innego. Swoje uczucia przelać w czyn. Dlatego też lekko złapała samice za jej pysk w miejscu jej prawego policzka. Delikatnie podniosła jej głowę tak, aby ta mogła patrzeć się centralnie w jej oczy. Sama też obniżyła swoją głowę tak, aby móc zrównać ją z wysokością łba samicy, po czym... czule zaczęła ją lizać po pysku, co pobudzało całe jej ciało. Lekko też objęła samice, lekko przyciskając ją do siebie... eh... tylko bogowie wiedzą, co z tego wyniknie.

: 20 kwie 2020, 9:48
autor: Żelazna Strzała
z początku zmizernialam widząc zakłopotanie w oczach noir... czyżby już kogoś miała?
Jednak kiedy podeszła do mnie bliżej zrozumiałam o co chodzi martwi się że jesteśmy tej samej płci... to nie problem damy radę mieć pisklęta to jest łatwe! na pewno jakiś samiec nam pomoże!
odwróciłam pysk kiedy zaczęła mnie lizac i połozyłam łapę na jej łapie. Chciałam jej pokazać że zalezy mi na jej komforcie i że nie chcę jej wykorzystać. zbliżyłam swój pysk do jej nosa i delikatnie do dotknęłam a potem polizałam. Moje oczy mieniły się błękitem i czerwienią ale mozna było dostrzec w nich błysk szczęścia i łagodności. Noir była piękna, niezgrabna i wielka ale przepiękna

– Chcę żebyś wiedziała że to jest normalne... smoki się czasem takie rodzą.. ja się już taka wyklułam i jestem najszczęsliwsza na świecie że mam ciebie, wiedź że nikt nie będzie nasz szkalować... inni to zrozumieją... muszą nas zrozumieć.
Te słowa były szczere i płynące z serca.. smoki były tolerancyjne i nic a nic nie sprawi żeby to się zmieniło prawda?

: 21 kwie 2020, 21:42
autor: Sugestia Grzechu
– Ja się o to nie boję. – Rzekła stanowczo, mocniej przytulając do siebie Tasu. – Nie obchodzi mnie zadnie innych. Nie obchodzi mnie to, czy nas zaakceptują, czy nie. Mogą ze mnie z tego powodu szydzić jak chcą, ale nigdy nie zniechęci mnie to do ciebie! Będę z tobą bez względu na wszystko! – Opinia oraz ocena innych nigdy ją nie obchodziła. Liczyło się to, jaka jest. Może była lekko roztrzepana. Może i była nadpobudliwa i dziecinna. Ale jej podobało się taka jaka była. A zdanie innych było w tym bez znaczenia.
Noir z każdą chwilą pozwalała emocją coraz bardziej przejmować nad nią kontrole. Coraz czulej i namiętniej lizała ją po pysku, jednocześnie przytulając ją do swojej piersi. W pewnym momencie przysiadła nawet na zadzie, aby móc komfortowiej obcować z samicą. Jej łapy złapały za jej uda, po to aby zaraz potem lekko podnieść ją nad ziemie tak, żeby sama Noir mogła się wyprostować, a jednocześnie żeby ich pyski były na takiej samej wysokości.
– A... co zrobimy jeżeli będziemy chcieli założyć rodzinę? – Rzekła wpadając na ten oczywisty problem.

: 22 kwie 2020, 11:17
autor: Żelazna Strzała
Pozwoliłam by smoczyca mnie podniosła własciwie czułam się przy niej jak kruszynka. Łapami przedjimi chwyciłam za jej barki i pozwoliłam by namiętność zaszumiła mi a głowie. To byłam ja. Żelazna Strzała, lubiłam samice, pływanie w lodowatej wodzie i jedzenienrybich głów.... dziwna i tajemnicza? Dziwna i podejrzana!
Jednak przy noir wyglądało to inaczej byłam pewna że z nią będę szczęśliwa. Zamruczałam więc wesoło i splotłam swój drobny biały ogon z jej dużym ogonem.
Zapytała o rodzinę... fakt to jest problematyczna sprawa. Zmarszczyłam brwi ale nie odsunęlam sie od niej.
– niestety natury nie przeskoczymy... będziemy musiały zdecydować która z nas albo obie albo sobno i znaleźć dawców... chyba nie ma innej opcji.. tak mi się wydaje. Mi z pewnością nie sprawiło by to przyjemności ale wychowywanie z tobą razem pisklęcia które by mówiło do nas "mamo" to było by najlepsze co by mnie spotkało więc jestem gotowa by się poświęcić jeśli tylko podejmiemy taką decyzję -polizałam ją czule i otarlam pysk o jej pysk. Przecież mi nie sprawi przyjemnosci kopulacja z samcem... kochałam noir i wolałam zdecysowanie samiczki... ale własne piske to własne poza tym nie miała bym nic przeciwko byśmy obie złożyły jaja... wtedy miały byśmy całą rodzinę...

: 25 kwie 2020, 15:30
autor: Sugestia Grzechu
Wysłuchała uważnie odnoście ich problemu z pisklakami. To było na obecną chwile jedyne wyjście z tej sytuacji, ale zdecydowanie nie chciała, żeby Tasu brała całe to brzemię na swoje barki. W końcu jej to było obojętne. Płeć mało ją obchodziła w tej kwestii.
– Ja mogę to dla nas zrobić, jednak myślę, że najbardziej sprawiedliwie byłoby gdyby obie byśmi mogły to dla siebie zrobić... no i na pewno masz kogoś w wodzie, z kim nie byłoby to aż tak ciężkie, mam racje? –
Ten aspekt był już rozwiązany... Dlatego też pora naszła na trochę... zabawy...
Delikatnie położyła swoją partnerkę na ziemie. W dalszym czasie namiętnie się z nią całując. Jednak teraz robiła to nad wyraz intensywnie. Język wszedł nawet do pyska Tasumi, gdzie ocierał się o jej język figlarnie się z nim bawiąc. Nie mogła powstrzymać namiętnych emocji które w niej buzowały. Jej prawa łapa złapała czule i delikatnie za jej brzuch i powoli kierowała się ku dołowi...
= Rozpalasz moje serce coraz bardziej... = Przesłał jej mentalnie nie przerywając czynności.

: 30 cze 2020, 12:06
autor: Strażnik
Nie miał w związku z tym miejscem żadnych wartych uwagi skojarzeń, ale było mu akurat po drodze do kurhanu, więc...

Hm? Obrońca komentuje zjawisko, którego nie chce roztrząsać, ale ostatecznie zamierza to zrobić prawda? Sarna idąca obok zdążyła się zaciekawić.

Poza frustracją nie miał ssakowi niczego do przekazania. Czuł się źle nawet na myśl o zakochaniu, bo jako koncept było to dla niego równie niezrozumiałe co boskie intencje. Do tej pory wątpił w rzeczywiste istnienie tego zjawiska, akceptując coraz mocniej, że wszystkiego czego doświadczył z Perłą było jedynie fasadą mającą zbliżyć ich do komfortu.
Cholernie bolało go, że zdał sobie z tego sprawę gdy było już za późno na naprawienie relacji. Na pozbycie się "miłości", która na swój sposób ograniczała ich obojgu.
Stopniowo zwolnił marszu aż w końcu się zatrzymał.


Zamyślona sarna niechcący wyprzedziła swojego smoka, ale zorientowała się o tym dość szybko, więc koślawo do niego zawróciła. Nie rozumiała go zupełnie, ale czuła jego smutek więc nie pozostało jej nic innego jak zempatyzować się z jego postacią. Przypominał jej ranne stworzenie, które pogodziło się już ze swoim okropnym losem.

To bardzo złe porównanie. Zabijałem takich jak ty.

Ale już tego nie robił!

Prychnął. Pieprzone "już nie", nie było w stanie naprawić przeszłości. Ani dla zabitych saren, ani Perły, ani jego dzieci. Wszystko więdło, gniło i znikało, ale nigdy nie na tyle żeby dać o sobie zapomnieć. Chyba jednak nie będzie w stanie ruszyć dalej.

: 11 lip 2020, 19:15
autor: Dymomówczyni
Dla Estrel nazwa tego miejsca nie miała żadnego znaczenia. Ważne, że było charakterystyczne i każdy smok bez problemu dotarłby na miejsce. Adeptka przysiadła w punkcie, który można by uznać za początek Alei i w zamyśleniu zaczęła gładzić perłę zawieszoną na szyi. Nie była pewna, czy chce się spotkać z bratem dlatego, że rzeczywiście mają coś do ogarnięcia, czy raczej dlatego, że po prostu za nim tęskni...? Pewnie to drugie. Jakoś nie sądziła, aby którekolwiek z nich potrafiło napisać coś pięknego na grobie Matki. Na pewno nie na tyle pięknego, by oddało to choć ułamek tego, jakim była smokiem... Chociaż kto wie, może Łajza miał w sobie jakieś skrzętnie ukryte, poetyczne pokłady?
No, mniejsza z tym. Nie dowie się, jeśli nie sięgnie po maddarę!
~ Masz czas? Jestem w Alei Zakochanych ~ przesłała lakoniczną wiadomość do brata. Żadnego popędzania, żadnego dodawania powodów. Jeśli będzie mógł... Jeśli będzie chciał, to na pewno przyleci, nie?

Jednak bez względu na fakt, jaką decyzję zamierzał podjąć Hebzen, Poszukująca długo nie była sama. Ba! Smok, którego zobaczyła na horyzoncie nie był jakimś przypadkowym, nieznanym gadem. Chyba wypadałoby się chociaż przywitać, nie? Jego też już nie widziała od jakiegoś czasu.
Niespiesznym krokiem ruszyła na spotkanie ojca i... Sarna? Zapewne kompan, jednak wdziała ją pierwszy raz. Ciekawe, czy gdyby pojawiła się wcześniej, miałaby na głowie kolejnego Gołębia do spławiania... Chociaż czy sarna wciąż mogła być określana terminem Gołębia? Nawet jeśli jest mowa o Gołębiach z dużej litery...
– Wyglądasz, jakby ta sarna wyssała z ciebie całą energię do życia, tato – rzuciła na przywitanie tonem, jakby stwierdzała oczywisty, znany wszystkim fakt w stylu: "mamy dziś ładną pogodę!" albo "obecny Przywódca Ognia ma w imieniu człon 'Płomień' ". Nie żeby Strażnik był typem smoka, który kiedykolwiek tryskał radością...

//1x ciężka

: 12 lip 2020, 18:03
autor: Twój Stary
Odpowiedź nadeszła chwilę po impulsie. Cóż, Brat nie kłamał mówiąc że zawsze odpowie Estrel co by się nie działo.
– Dla Ciebie zawsze, Trel – ciepły głos rozbrzmiał w głowie Poszukującej a Basior.. Normalnie wybrał by się od razu lecz teraz zdążył pokłócić się z Lolą, która sama kazała mu zabierać dziecię na wycieczki. Gdyby nie zaszantażowała go tym iż schowała ona gdzieś cały zapas grzybienia... Uh.
Goździk wylądowała na grzbiecie a on wybił się wysoko by lecieć w stronę bliźniaczych skał. Kazał jej się trzymać, samemu jakoś super nie asekurując jej leczy mając z tyłu łba że jeżeli poczuje zsunięcie się balastu, musi reagować szybko. Przylot z Ziemnych terenów trochę zajmował to też Siostra zdążyła się normalnie spotkać z Ojcem i zamienić (lub nie, znając tę rodzinę) parę słów nim Hebzen się tu zjawił.
Wylądował ciężko i od razu sięgnął łapą na swój kark by złapać Goździk, transportując ją na ziemię a potem podszedł bliżej..
– Oho, widzę po kim Ojciec ma lekceważenie ran. Nie byłem gotowy na leczenie dzisiaj, więc musisz mi wybaczyć brak ziół – wypalił od razu, widząc łapę Trel. Posłał jej spojrzenie z niemą reprymendą a potem westchnął ciężko, spoglądając na córkę.
– Teraz będziemy leczyć kuku, popatrz – polecił, nie szczędząc waloru edukacyjnego młodej i zabrał się do dzieła.

Dał siostrze patyk do zagryzienia a potem mocno złapał za dwa końce złamanej kości a potem jednym, mocnym ruchem wstawił ją na miejsce. Kazał nie ruszać łapą i dalej ją trzymając, wniknął maddarą w ciało siostry.

Zabrał się najpierw za usunięcie całej obcej maddary, nagromadzonej w ciele siostry. Trochę mu to zajęło bez ziół lecz bardzo się starał by nic nie zostało. Potem przeczyścił dokładnie wszystkie otwarte rany z zanieczyszczeń, zakrzepłej krwi i usunął bakterie które postawiły w ranie ślad w postaci początku infekcji. Potem pobudził organizm do wypełnienia ubytku w kości by znów stanowiła ona całość, usunął jej odłamki z uszkodzonych włókien mięśni. Gdy popchnął organizm do odbudowy poprzerywanych naczyń krwionośnych by nic już nie krwawiło, zajął się ów włóknami by zrekonstruować je jak najlepiej potrafił. Po wszystkim na wszystkie otwarte rany nałożył błonkę, która scaliła je z resztą zdrowej, nienaruszonej skóry ze sobą. Potem dodał kolejne warstwy naskórka i pokrył wszystko łuską. Teraz mógł spokojnie puścić łapę, wycofując maddarę z ciała Trel.

// leczenie bez ziół

Cóż, zrobił co miał zrobić to też przyszedł czas na formalności. Łypnął na reakcje Goździka na całe to leczenie, chcąc zbadać czy była zainteresowana a może odwróciła łebek? Była jeszcze opcja chyba najbardziej prawdopodobna że samiczka zajęła się czymś innym. Zrozumiałe – Małe smoki szybko się czymś absorbowały.
– Goździk – odezwał się nagle by zwróciła na niego uwagę a potem wskazał łbem na leczoną wcześniej smoczyce – Estrel, Poszukująca Łuska. Adeptka na czarodzieja, jest w Stadzie Ognia. Siostra taty – wyjaśnił prosto, dając jej chwilę by oswoiła się z wyglądem Ciotki a samej Trel by oswoiła się z.. Faktem iż tą ciotką jest. Łeb przeskoczył na Ojca – Strażnik Gwiazd, Prorok. Łącznik Stad z Bogami, nie należy do żadnego. Tata taty – i tak zakończył opowiadanie bowiem dorośli sami tym dziecięcym przekładem dowiedzieli się kim jest mała samiczka, która przyleciała tutaj na grzbiecie Hebzena.

: 12 lip 2020, 18:42
autor: Słodycz Ziemi
To było niesamowite! Pisklę po raz pierwszy w swoim życiu wzniosło się tak wysoko nad ziemię. Nie liczyła tych momentów kiedy ojciec ją przestawiał w jaskini. Podczas całego ich lotu z terenów Ziemi, aż tutaj mała kurczowo trzymała się grzbietu ojca starając się nie stracić równowagi. Nie chciała się zastanawiać nad tym co mogłoby się stać gdyby spadła. Ale z drugiej strony nie była aż tak przerażona. Ufała swojemu tatusiowi, że nie pozwoliłby aby stała jej się krzywda. Był przecież takich kochany i opiekuńczy! Po wylądowaniu Basiora, Goździk od razu poczuła obce zapachy. Inne niż w Stadzie Ziemi. Nie była jeszcze pewna czy jej się podobają. Jednak zanim zdążyła się rozejrzeć, ojciec znowu złapał ją za karczek. To był chyba jego ulubiony sposób przenoszenia małej. Pierwsze co wówczas zauważyła były dwa obce smoki. I to właśnie one stanowiły tą mieszankę obcych zapachów. Ale były to też pierwsze nowe smoki, które Goździk widziała! Do tej pory znała jedynie Basiora oraz Lolitkę, która oczywiście smokiem nie była. Podeszła za tatą do smoczycy, a ogon drgał jej z wesołego podniecenia. Mała od razu zauważyła, że coś jest nie tak z łapą cioci. A więc miała też inną rodzinę! Tą wesołą myśl jednak szybko przerwał widok krwi. Widziała kiedyś jak Basior zranił się w łapę i wiedziała, że to bardzo źle.
– Kuki boli? Dlaczego masz kuku? – Zwróciła się do Poszukującej Łuski z wyrazem autentycznego zmartwienia na pysku. – Inny smok zrobił kuku? – Była bardzo przejęta bo to konkretne kuku wyglądało bardzo poważnie. Zbliżyła się jeszcze do cioci wtulając w nią łebek. Chciała ją pocieszyć. Ale też ukradkiem obserwowała ojca. Wyglądał teraz na bardzo skupionego. I chyba używał tej magi, bo nic nie robił fizycznie, a rana zaczęła się jakby zmieniać. Goździk musiała wyrzucić z siebie emocje.
– Dziadku! Widziałeś?! Widziałeś?! Tata dobry i kochany! I leczy! I jest najlepszy! – zaczęła wołać do Proroka. Była pełna podziwu i miłości dla swojego ojca. Och, on jest taki dobry dla innych! I ma takie dobre serce! Maluch postrzegał ojca jako chodzący ideał.

: 12 lip 2020, 21:26
autor: Strażnik
Rzekłby do siebie, że niezbadane były wyroki boskie, ale nie wierzył że bogowie mieli dla niego jakikolwiek plan, więc przybycie Estrel musiał zwalić na kpinę losu, które było bezosobowym zjawiskiem, nieświadomym jego frustracji. Mimo iż zazwyczaj należał do czujnych smoków, córkę pierwej odnotowała sarna, która zamarzła w miejscu, wytrzeszczając oczy na nieznajomą.
Strażnik odwrócił się ku niej flegmatycznie, jakby już nie zależało mu, czy to normalny smok, czy drapieżnik czyhał na jego grzbiet. Nie rozpromienił się na jej widok, nic dziwnego a jakże, ale przynajmniej nie wyglądał na zirytowanego jej obecnością. Mógł być, gdyby była kimkolwiek innym, ale jakimś cudem zdawała się jedyną osobą w wolnych, do której nie czuł żadnej urazy. Może jedynie wstyd za to, że powstała, ale to przecież nie jej wina.
Sarna?– zmrużył ślepia, powtarzając za nią, jak gdyby nie zrozumiał do czego nawiązuje.

Do sarny.

Do jasnej cholery. Dlaczego jesteś tutaj fizycznie?
Prorok ożywił się nieco i poprawił pozycję, natychmiast usztywniając mięśnie i zadzierając podbródek do góry, jak przystało na pewnego siebie, zdecydowanego smoka. Obecność sarny zdążyła wylecieć mu z głowy, kiedy się oddaliła, a że byli związani świadomością, jej bliskość albo jej brak bywała myląca. Znów płacił upokorzeniem za swój brak synchronu z rzeczywistością –
Nazwałem go Kazes – powiedział szorstko, przedstawiając zwierzę poprzez wskazanie na nie nosem, choć prawdopodobnie zdołali już złapać pierwszy kontakt wzrokowy.

Krewna?

Córka.

Ah, to dobrze. Pomyślała, ale jej ciało nie współgrało z myślą, pozostając w napięciu, które napełniało zwierzę gotowością do ewentualnej ucieczki. Strach nie paraliżował jej, lub przynajmniej nie dominował jej świadomością, która z odruchami zdawała się zupełnie oddzielna. Jakiś ogon od swojego obrońcy, ssak czujnie obserwował złotego smoka, drażniony dochodzącym od niego zapachem krwi.

Nim on i Estrel zdołali zamienić więcej słów, na scenę wkroczył niespodziewanie kolejny potomek, najwyraźniej przywołany przez siostrę. Jego celem była rozległa rana na złotej łapie, którą Strażnik w naturalnym odruchu ominął wzrokiem, nie chcąc ubliżać godności córki. Nie raz widział ciężko ranne smoki przychodzące na ceremonie, gdyż każdy w swoim czasie pozbywał się znamion porażki. On nosił swoje aż do teraz, z chorą pokorą i dumą jednocześnie.
Otwarta rana była oczywiście znacznie gorszą konsekwencją niż zmieniony kolor łusek, czy uszkodzone płuco, którego nie było widać, ale wciąż niedostateczne, aby wbiło się w świadomość Strażnika jako coś ważnego.


A jednak myślał o tym.

Znacznie ważniejszym od uzdrowienia był jednak przywleczony z Hebzenem smoczek, wyraźnie zainteresowany otoczeniem oraz samym fachem większego gada. Jak wyszło za chwilę, również ojca.
Nie opuszczając łba, Strażnik skupił się na młodym, analizując je chłodno z bezpiecznego dystansu. Nie przypominało jego syna, ani żadnego ze smoków, które znał, więc całkiem możliwe że ktoś przeznaczył mu je pod opiekę. Przygarnął, tak jak on niegdyś Mętnego.
Skąd się wzięło to młode?– Spytał bez ogródek, zdejmując z niego wzrok i konfrontując się bezpośrednio ze złotymi ślepiami Hebzena. Głos drzewnego nadal był niski, ozdobiony lekką chrypką, ale tym razem towarzyszyło mu surowe napięcie, aż zbyt dobrze współgrające z jego naturalnie stanowczym tonem. To iż Goździk nazywała go ojcem nie mogło jeszcze oznaczać pokrewieństwa prawda? Na słowo "dziadek" wzdrygnął się okrutnie, obrzydzony serią myśli związanych z tą "funkcją".

: 13 lip 2020, 12:18
autor: Dymomówczyni
Tata nie był dzisiaj zbyt rozmowny... To znaczy, bardziej niż zwykle. Ale i tak Trel mogła sobie dopisać jeden sukces do listy – Strażnik nie wyglądał na poirytowanego. To bardzo dobrze!
Z pewną ciekawością przypatrywała się sarnie. Nie agresywnie, ale też nie przyjaźnie. Jest sarna? Jest. A na co tutaj jest? Tak długo, jak długo nie będzie siedzieć jej na ogonie, nie miała nic przeciwko istnieniu Kazesa. Niech sobie dalej egzystuje, czy co tam chce... I nawet jeśli Poszukująca chciała jakoś ten fakt skomentować, zabrakło jej na to czasu. Już wcześniej poczuła ciepło w piersi, słysząc odpowiedź brata. Natomiast w tej chwili nie mogła powstrzymać uśmiechu wypływającego na jej pysk. nawet jeśli nieco krzywego, jak zawsze zresztą...
Rana? Powiodła spojrzeniem w ślad za Hebzenem i... Uch, um...
– Kolejnym razem będę pamiętać – odparła nerwowo, posyłając mu przepraszające spojrzenie... Zapomniała? Może nie zapomniała o samej ranie, której działanie odruchowo jakoś zneutralizowała maddarą... Ale zapomniała odwiedzić Przebłysk albo wezwać innego Uzdrowiciela. Tak, zapomniała.
Nie mogła więc winić brata za to, że ograniczył się do tylko jednego etapu. Tym bardziej nie mogła winić go, jeśli leczenie się nie powiedzie. Ani za to, że... O borze sosnowy, to nastawianie kości bolało? Ale sama sobie była winna! Ograniczyła się więc do syknięcia poprzez zagryzany kij i... Pisklę?!
Z pewnym zdziwieniem zerknęła na latorośl, która najwyraźniej pojawiła się tutaj wraz z Łajzą. Najwyraźniej jednak sama latorośl nie zadawała się być zaskoczona istnieniem jakiejś tam ciotki z Ogniu. Ba! Jakaś-tam-ciotka-z-Ognia mogła liczyć na okaz czułości! Nie chcąc stracić równowagi podczas leczenia, Trel lekko objęła pisklę swoim skrzydłem. Na tyle lekko, by zaraz mogło polecieć dalej, ale na tyle mocno, by poczuło, że Czarodziejka doceniła ten gest.
Skoro tylko leczenie się skończyło, odrzuciła zagryzany kijek w krzaki i w końcu odpowiedziała młodej;
– Dzięki twojemu tacie kuku już nie boli. I to nie inny smok zadał kuku. To był... Wypadek przy pracy – w końcu zakończyła dyplomatycznie. Lepiej się przecież nie przyznawać do tego, że to była rana z walki z chochlikiem. Ani tym bardziej, że chochlik nawet jej nie zranił, bo to było... Uch, nigdy nie sądziła, że jej własna maddara może ją zranić! Do tego już za pierwszym razem, gdy próbowała z jej pomocą walczyć. Czyżby Matka z nieba dawała jej znak, że może lepiej, aby córka została Uzdrowicielką?
W przeciwieństwie do Strażnika, Poszukująca nie była zainteresowana pochodzeniem... Bratanicy? Tak, miała bratanicę! A Hebzen przecież nie zamordował innego smoka, by mu wykraść pisklę, nie? Nie sądziła też, aby Goździk miała za sobą jakąś inną, nieprzyjemną historię... W końcu była taka pocieszna! Wyglądała na szczęśliwe pisklę. Biegała pogodnie w jedną i drugą stronę... Skąd Estrel to znała?

: 13 lip 2020, 17:02
autor: Twój Stary
Skupiony był na maddarowym nastawianiu tej kości ale jego umiejętność tzw. Multitaskingu była na dosyć dobrym poziomie, to też słyszał te wszystkie okrzyki ekscytacji, przejęcia i podziwu. Mruknął pod nosem, leciuteńko dając wypłynąć swojej irytacji – Uhh te pisklęta.
– Nie krzycz tak – pouczył córkę jednak spokojnie, rozumiejąc że odbiera świat tak a nie inaczej i pewnie z rozwojem lat po prostu z tego wyrośnie.. Tak jak on wyrósł, wielkim okazem hipokryzji tracąc cierpliwość do wszystkiego, co zachowywało się jak on.
Puścił łapę Trel gdy skończył i spojrzał na nią z zainteresowaniem, skierowanym do jej wytłumaczeń. Hmm...
– Rodzinne, ja podczas walki regularnie łamałem sobie łapy – wyszczerzył kły w uśmiechu, słysząc o wypadku przy pracy. Nie był pewien czy to rzeczywiście maddara sama w sobie wykonała tak bolesny zabieg na swojej właścicielce czy może głupio się było siostrze przyznać do tego że dała się pokonać jakiemuś drapieżnikowi. Chociaż nie rozumiał powodu do wstydu – Porażki uczą i tego zawsze się trzymał. Ba! Dalej trzyma gdy ma jakieś pasmo porażek bo jego maddara ma swoje zdanie na temat leczenia.
Potem przeniósł wzrok na Ojca, bez strachu czy zdziwienia konfrontując się z nim spojrzeniem. No tak, Goździk na pierwszy rzut ślepia nie była zbyt podobna do niego ale pewność miał przez kilka aspektów że posiada jego geny.
– Z jajka – powiedział w rozbawieniu, chcąc chyba z czystej przekory podroczyć się z Ojcem, jednak zaraz wyciągnął łapę tak by mała dostała spokojnie przednimi łapkami ale jednocześnie by musiała się trochę namęczyć i.. Pokazać swój wrodzony talent do pewnych rzeczy.
– Pokaż Dziadkowi i Cioci jak się wspinasz, jesteś w tym mistrzem – zachęcił bo uważał że tak trzeba a potem trzymając łapę czekał aż mała zacznie się po niej wspinać z typowymi dla przedstawicieli drzewnych ruchami. Nie zamierzał jednak na tym poprzestać...
– Jej Matka jest z Plagi, podzieliliśmy się po równo jajami.. – tu zrobił małą przerwę by zadać dosyć istotne pytanie – Spotkaliście się tu przypadkiem czy w konkretnym celu? – no tak, to że Trel go wezwała nie było niczym dziwnym ale to iż Ojciec również się tu zjawił mogło oznaczać coś większego. Dodatkowo nazwa tego miejsca.. Aleja zakochanych..
Trochę ironiczna, mimo wszystko.

: 13 lip 2020, 18:43
autor: Słodycz Ziemi
Pisklę nie przejęło się zanadto wzdrygnięciami dziadka. W ogóle sprawiało wrażenie, iż tego nie zauważyło. A najprawdopodobniej uznało, że coś starszemu wpadło do oka, np. jakaś mucha. No bo Strażnik musiał cieszyć się tak samo jak ona na wieść o nowym smoku w rodzinie, prawda? Na pewno tak! Goździk zmrużyła lekko ślepia, słysząc jak tato każe jej przestać krzyczeć.
– Przepraszam, już nie będę. – rzekła robiąc najbardziej smutną minkę na jaką było ją stać. Chociaż tak naprawdę wcale nie było jej przykro, za dużo tu ciekawych rzeczy się dzieje. I te dwa nowe smoki! A ciocia jest taka kochana. Małej bardzo spodobało się kiedy starsza smoczyca przytuliła ją swoim skrzydłem. Próbowała chwilę utrzymać smutną minę jednak nie było to łatwe przy jej charakterze toteż zaraz na pysk samiczki wypłynął ponownie szeroki uśmiech. O tata coś do niej mówi. Zwróciła łeb w stronę Basiora z rosnącym zainteresowaniem. Ma się wspinać? I jest w tym mistrzem? Co ten tato? Ale skoro tato tak mówi to tak jest na pewno! Podeszła ochoczo do wystawionej w jej stronę łapy Lancetowatego, aczkolwiek nieco niepewnie położyła swoją przednią łapę na jego, a po chwili położyła drugą, tak, że przednimi łapkami opierała się o łapę starszego smoka, a tylne wciąż tkwiły na trawie. I to by było na tyle. Próbowała podnieść najpierw prawą tylną łapkę ale nic z tego. Lewa też nie chciała współpracować. Miała za krótki tułów aby to było możliwe. Wbiła nawet pazury przednich łap w łuski taty chcąc się jakoś zahaczyć ale nic z tego. Jej ostre pazurki były jeszcze za miękkie, a jego łuski za twarde. Skończyło się tylko tym, że mała zjechała przednimi łapami na ziemię. Skrzywiła się. Próba nr 2. Odwróciła się teraz w drugą stronę i postanowiła zacząć wspinaczkę od tylnych łap. Dramat, tragedia, jeszcze gorzej! Podniosła łapkę ale nawet nie trafiła w łapę Uzdrowiciela. Nawet nie było blisko. A tu ma taką wspaniałą widownię! Machnęła ogonem z irytacji uderzając nim o ziemię. Czyżby tato się mylił? Może nie jest jednak mistrzem... Ale przecież tato się nigdy nie myli! Już miała się poddać, machając co raz mocniej ogonem z irytacji. Ogon! No tak! Długi, cienki i bardzo mocny. I pierwsza rzecz o jaką się potknęła wychodząc z jajka. Do czegoś to musi służyć prawda? Kiedyś owinęła go wokół łapy Basiora.. Może teraz trzeba zrobić to samo? Hmmm... Spojrzała z uporem na łapę ojca. To był teraz jej cel. Poruszyła ogonem i owinęła go ciasno wokół ojcowskiej łapy tuż powyżej nadgarstka. Przednie łapy ponownie oparła na łapie Uzdrowiciela chwytając się nimi z większą zręcznością niż wcześniej i naprężyła mięśnie. Tak samo przednich łap jak i ogona. Właśnie to na tym drugim głównie bazowała. I dzięki temu zabiegowi wspięła się na łapę ojca z gracją kotki.
– Tato! Ciociu! Dziadku! Patrzcie! Udało mi się! – krzyknęła podekscytowana zapominając o dopiero co złożonej obietnicy, że już nie będzie krzyczeć. Po chwili spojrzała jednak przepraszająco na ojca. Upsi. W momencie, w którym odwróciła łebek w kierunku jego ślepi straciła równowagę i się zachwiała. Jedna łapa zjechała w dół, a za jej przykładem kolejne. Pisklę nie spadło jednak ponieważ ogon cały czas miała owinięta wokół nadgarstka Basiora. Tak więc zwisała teraz łebkiem w dół niczym opos. Nie było to wysoko, jakby wyciągnęła przednie łapy to dotknęłaby ziemi. Spojrzała na ciotkę i dziadka. Miała nadzieję, iż uznają, że tak właśnie miało być! Ale wtem pisklę zwróciło uwagę na słowa ojca. Wspomniał o mamie!
– Tato, a pójdziemy do Stada mamusi? Ciociu a Ty znasz moją mamusię? Ona jest taka ładna! Tatuś mi ją pokazywał. – rzekła z dumą w głosie, zwracając się do Poszukującej Łuski. – Ciociu, ty też jesteś śliczna! – Dodała po chwili przyglądania się ognistej. Odwróciła się także do dziadka. Co ten tato powiedział? A tak, że jest Prorokiem.
– Dziadku, a ja też mogę być Prorokiem? – zapytała z nadzieją w głosie. A po chwili dodała – A co robi Prorok? Dziadku opowiesz mi bajkę? Proooszę! – wlepiła błękitne ślepia w Strażnika Gwiazd, ciągle zwisając głową w dół.
– Tato a ja też mam rodzeństwo? Takie jak Ty i ciocia? – z pyszczka małej lał się potok słów nie do zatrzymania. Oby tylko starsze smoki nie straciły do niej cierpliwości.

: 13 lip 2020, 19:55
autor: Strażnik
Estrel i Hebzen zdawali się zupełnie porzucić swoją pisklęcą energiczność. Uśmiechali się, ale mówili niewiele, a ich ruchy były powolne. Oszczędne i ostrożne.
Nie wiedział czy to wyłącznie jego perspektywa, czy postrzegał ich przez jakiś zepsuty pryzmat, ale miał wrażenie że jeśli byli szczęśliwi, to wciąż jedynie pozornie. Męczyło go to, że nie potrafił zaakceptować swoich dzieci w żadnym stanie. Ranili go, gdyż czuł w nich sztuczność i napięcie, które przejawiało się zarówno w stłumionej uprzejmości Estrel, jak i pseudo żarcikach Hebzena. Uwaga, którą wystosował syn wobec Goździka także nie umknęła jego uwadze. Mówił, że nie przepada za hałasem i dziecinnością, więc dlaczego przygarnął pisklę? Znów krótko obejrzał Goździk. To iż potrafiła się wspinać nic nie znaczyło, ale domyślał się, że gdyby Hebzen nie chciał aby mylono młodą ze stworzeniem spłodzonym przez niego, już by to podkreślił. Miał na to szansę i przepadła, podobnie jak przepaść mogły pozytywne cechy tego niebieskookiego stworzenia. Nie chciał żeby go lubiła, gdyż zwrotnie czekać mógł ją wyłącznie zawód.
Proszę, nie nazywaj mnie dziadkiem. Strażnik albo prorok, nic więcej – znalazł moment w którym, mógłby nieco złapać jej uwagę i pouczył szorstko, choć ze zdecydowanie mniejszym naciskiem, niż gdy mówił do starszych. Niezależnie od starań, nie brzmiał w przyjazny sposób. Po tym oświadczeniu, nie dbając o jej pytania, tak samo jak nie przejmując się faktem ile drzewnego Goździk miała w genach, zwrócił się do Hebzena
Zdaję sobie sprawę, że chcesz zasilić szeregi Ziemi, lecz czy nie wspomniałeś, że musisz być skupiony na pracy? – Precyzyjne, proste pytanie, gdyż nie chciał wyobrażać sobie jak w zirytowaniu na jego okrężną odpowiedź wyrywa mu tchawicę. Mimo burzliwego nastroju, na zewnątrz zachowywał wybitny, lodowaty spokój – Czy jako uzdrowiciel czujesz, że masz dość czasu aby się nim zająć, aby nie skrzywdzić go w etapie dorastania? Kiedy w ogóle znalazłeś czas aby poznać i zapłodnić smoczycę, skoro wspomniałeś, że emocjonalność jest dla ciebie przytłaczająca? – Wessał powietrze z sykiem, czując narastający zawód. Nie, nie, nie, do jasnej cholery, nie chciał żeby kolejny smok popełniał jego błędy. Gdyby mógł z historii wolnych wymazać wszystkie swoje młode, zrobiłby to bez wahania – A smoczyca? Oddała ci je, nie dbając o to jakim będziesz opiekunem? Dlaczego?– Żadnego z pytań nie zadawał retorycznie, stawiając je ciężko i ze słyszalnym oskarżeniem w głosie.

Nastrój obrońcy bardzo intensywnie wpływał na stojącą nieopodal sarnę, dlatego choć była bardzo ciekawa małego, uroczego smoka, nie odważyła się nawet zdjąć kolana w jego stronę. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego łagodny w jej oswajaniu samiec czuł tyle gniewu wobec swoich bliskich.