Strona 20 z 27
: 31 paź 2019, 22:38
autor: Genai
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
To najgorszy możliwy pomysł
Nie jest tak źle. Przybywamy od strony rzeki, a to znaczy, że wiemy jak szybko możemy do niej wrócić
To nie jest ziemia którą znasz, nie masz pojęcia co może się wydarzyć, ani nie znasz się na magii tak jak myślisz, że się znasz
Muji lubi podważać umiejętności rozszerzenia swojej jaźni gdy jest zdenerwowany, dlatego nie otrzymuje odpowiedzi, choć wie, że niski pomruk, którego wibracje czuje aż na swoim brzuchu ma złagodzić jego zdrapane niepokojem myśli. Nie wędrował na smoczym grzbiecie po raz pierwszy i choć tego nie cierpiał, podobne katusze doświadczał znajdując się z daleka od swojej drugiej połowy, więc miał do wyboru pozostanie w żywiole, który przytłaczał go, gdy trwał w nim samotnie, bądź drobny wysiłek oparty na konfrontacji z pasującą do jego towarzysza przestrzenią.
Gdybyś trzymał się rzeki...
Spójrzże jaka wysoka skała! A czy takie rosną przy rzekach? Gdzie twój duch eksploracji Muji? Faktura tego ziemistego zęba od zawsze była fascynująca, ale różowym ślepiom nie dane było jej badać od bardzo dawna, toteż teraz chłonęły ją jeszcze łapczywiej niż zazwyczaj. Spójrz Muji o tutaj, czyżby to ślad czyjegoś pazura? Te ziemie są tak rozległe, a mimo to każdy krzaczek, gałązka, a nawet kamień noszą na sobie czyjąś woń!
To bardziej wada niż zaleta
Narzeka znowu, ale obecność ciepłej wody, która dla orzeźwienie spływa mu po skórze relaksuje go i powstrzymuje od kolejnego komentarza. Nie jest zafascynowany skałą, ale w gruncie rzeczy nikt nie był, poszukany został jedynie pretekst, żeby odsunąć się z delfinem od rzeki, a monumentalny kamień było dobrym punktem od którego można by zacząć
Co?
I dalej ku przygodzie! Wyrusza z delfinem leżącym pomiędzy rozłożonymi skrzydłami, co jakiś czas polewanym wodą, która lewitowała obok, utrzymana w sporej bańce.
: 01 lis 2019, 1:54
autor: Oczywistooki
Niestety, albo i może nawet stety mała przygoda znajdującego się tu smoka wraz z jego towarzyszem została zakłócona przez coś niezwykłego. Od strony, w którą kierowała się dwójka można było pierw zauważyć unoszące się małe, średnio blade światło tuż nad powierzchnią ziemi. Ów obiekt zbliżając się powoli stawał się sylwetką mocno niebieskiego smoka z czerwonymi pasami umiejscowionymi na tyle jego szyi, grzbiecie, ogonie i na tyłach wszystkich łap. Nie trudno było dostrzec, że ów postać w ogóle nie poruszała swoim ciałem. Po prostu zastygnięta w powietrzu w rozluźnionej pozie gnała naprzód, jakby była zamrożona w czasie na zawsze.
Będąc już w odległości krzyknięcia od stworzenia, które Oczywistemu tylko przypominało smoka, łeb niebieskołuskiego odwrócił się bezpośrednio w stronę dziwnego jak dla niego zjawiska i uśmiechając się szeroko wpatrywał się w niego, próbując jakby mu przewiercić duszę na wylot.
– Um, hej, s... smoku? Nie widziałeś może tu, w pobliżu gdzieś innych duchów? – Uśmiechał się, ale wewnętrznie był trochę zmieszany. Nigdy w życiu, a nawet po nim nie widział tak dziwnie zbudowanego jak na jego Oczko smoka, a zwłaszcza z jakimś delfinem na grzbiecie, oblewanym wodą od czasu do czasu z lewitującej kulki zrobionej pewnie maddarą. Czyżby to był pierwszy raz, kiedy duch obawia się napotkanej osoby bardziej, niż ta boi się go? Jeśli oczywście w ogóle zareagowałaby na jego obecność.
: 18 lis 2019, 13:52
autor: Despotyczny Ferwor
Plamisty przybył w to miejsce tylko w jednym celu. Po wielu tygodniach wreszcie ukończył swe dzieło. A teraz przyszedł wielki test, jego tworu. Ta wielka skała nadawała się do tego idealnie. Idealne jako cel. Jego wyrzutnia była niemal skończona, jedynie co pozostało to sprawdzić, czy działa. Dlatego dzięki pomocy manddary ustawił wyrzutnie wprost na skałe, napiął line zaczepiając go o drewniany dzyndzel na końcu głównej kłody. Załadował dość sporych rozmiarów kamulec. Sprawdził jeszcze czy wszystko się dobrze trzyma i czy nie narobiły się jakieś pęknięcia w drewnie. Wszystko było chyba w porządku. Dlatego ustawił się za swoim tworem oraz pociągnął przyczepiony do mechanizmu zwalniającego sznurek, czyli wbity dębowy badyl obwiązany własnoręcznie robionym sznurem. Wtedy rozległ się głośny huk, kamień wystrzelił wprost w skałe robijając się o nią oraz rozbryzgując się na wszystkie strony orając ziemie wokół. W skale powstało pęknięcie.
– T-to... Działa... To działa! – Krzyczał na cały głos, tańcząc z radości, pomijając to, że jego twór zostały tylko drzazgi.
: 21 lis 2019, 20:19
autor: Genai
Co to jest? Stoi w powietrzu?
Mimo narzuconej przez anatomię niezgrabności delfin zdołał dostrzec niebieską postać, która nie poruszając skrzydłami zaczęła się ku niemu przybliżać. Lęk, który odczuł rozproszył się nieprzyjemnie po jego własnym i współdzielonym ciele, zapewne jeszcze silniej z racji oddalenia od żywiołu, w którym zazwyczaj mógłby się skryć. Niepotrzebnie drżysz Muji, wszystko jest pod kontrolą
–Duchów?– szablastozęby unosi łapę w powitalnym geście, ale nim na język wpadają kolejne słowa, tajemnicza postać rozmywa się w powietrzu. Różowe i ciemnobrązowe ślepia zastygają w osłupieniu na przestrzeni, którą wypełniała jeszcze przed chwilą, co sprawia, że ich właściciele przeoczają to co zaczyna podziewać się w innym miejscu, całkiem niedaleko nich. Z zamyślenia wyrywa ich grzmotnięcie, które posyła wzdłuż kręgosłupa delfina kolejne ciarki przerażenia
Pozwól mi wrócić do wody. Zaraz stanie się coś złego, zaraz coś się stanie
Prośby delfina są rozczulające, lecz nie niepowszechne także w mniej stresujących sytuacjach, toteż do różowego łba posłany zostaje pocieszający impuls, który powinien choć na chwilę odwieść go od jego czarnowidztwa
Oboje tego pożałujemy
Dodaje, ale z mniejszą siłą, toteż łapy które go niosą nie skręcają w stronę brzegu, lecz zaobserwowanego prowokatora tego hałasu. Nieznajoma zielona postać wygląda niegroźnie, lecz dla zachowania przezorności, chodząca zbroja zwalnia dwa ogony od niej i zaczyna posuwać się powoli, w trakcie czujnie ją obserwując. Delfin ma ochotę skulić się na niewygodnym grzbiecie, ale zamiast tego jedynie chowa łeb za rozbudowany na boki pancerz, który pokrywa sterczącą przed nim szyję. Z dala trudno go dostrzec, chociaż rozłożone na boki, wielobarwne skrzydła, zmuszały do głębszej analizy całej mobilnej konstrukcji.
–Czym zawiniła ta nieszczęsna skała?– kompozycja mieniących się w świetle słońca barw otwiera zębaty pysk i kieruje do nieznajomego przyjaźnie zaintonowane pytanie, po pół żartobliwe, po drugie pół wypełnione szczerym zainteresowaniem –Możemy w czymś pomóc?
Skąd wniosek, że oczekuje pomocy?
Znikąd, lecz mógłby. Jego twórczość ma bardzo prosty charakter, ale jednak uwodzi użytecznością, więc być może nieznajomemu przydałaby się pomocna łapa
Ale po co?
Nie odpowiada, skupia się na tym, żeby nie odstraszyć obcego swoimi gabarytami, czy pozą. Nie ma nic ważniejszego, niż prawidłowe szukanie sobie znajomych.
: 22 lis 2019, 19:37
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek nie zauważył zbliżającego się opancorzonego smoka. Był za bardzo skupiony na swoim dziele. Konstrukcja zdała egzamin i chociaż nie wytrzymała samego wystrzału, to i tak to był duży postęp od ostatniej próby w której wszystko się posypało w momęcie naciągania liny. Plamisty zaczął rysować w ziemi, plan nowej wyrzutni z innym sposobem łączenia, ale nie dane było mu to dokończyć, bo nagle usłyszał nieznajomy głos.
Jak się okazało był to smok. Po zapachu można było stwierdzić, że nie pochodzi z stąd.
– Zawiniła? Ona przyczyniła się do postępu! Dzięki niej mogłem zmierzyć skuteczność mego tworu. Jestem wdzięczny, za to że tu jest.–
Nieznajomy chciał pomóc? Hymm... Ale w jaki sposób. W sumie jest jedna rzecz w której mógł pomóc.
– W sumie potrzebuje pomocy. Znasz może sposób na wycięcie w drewnie otworów? Albo czy znasz coś co było by na tyle mocne, aby zrobić coś co mogło by posłużyć, do tego? – Powiedział to zaciekawieniem. Takie łączenia mogły by znacząco wzmocnić konstrukcję.
: 20 sty 2020, 18:46
autor: Czerwony Świt
No i co teraz? Nuda, przec ostatnie dni nie zdarzyło się absolutnie nic ciekawego... z wyjątkiem oczywiście ostrzeżenia Zewu o śmiertelnym niebezpieczeństwie szalejącym na terenach Ognia. Pancerny oczywiście niewiele robił sobie z zagrożenia, za pierwszym razem miał do Przywódcy żal o to, że zwlekał z podobną informacją, ale teraz, gdy wiedział zego ma się strzec i przed czym ostrzegać, wycieczka krajoznawcza nie brzmiała w jego głowie jak proszenie się o śmierć.
W każdym razie, znów postanowił polecieć na tereny wspólne, z nadzieją na kulturalną rozmowę z mądrzejszym od siebie... albo raczej na wszczęcie porządnej burdy, na którą miał od dawna ochotę. Może znajdzie kogoś, kogo także bawi mordobicie.
Wylądował w pobliżu skały i postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Zebrał gałęzie i kilka konarów z pobliskich zarośli, zrzucił to wszystko na kupę i spróbował podpalić za pomocą maddary. Tym razem wyjątkowo mu się udało i to nawet lepiej niż oczekiwał, bo zamiast drobnego płomienia, który sobie wyobraził, pośród chrustu pojawiła się kula ognia, która wybuchła i rozrzuciła lżejsze gałęzie po całej okolicy, prawie raniąc Adepta. Każdy normalny Czarownik byłby zawiedziony nieudanym czarem, ale Młody był efektem szczerze zachwycony... gdyby jeszcze potrafił zrobić coś takiego celowo.
: 21 sty 2020, 17:44
autor: Spuścizna Krwi
Próba znalezienia kogoś do burdy mogła zostać uznana za niezwykle udaną. Rakta od dawna miała ochotę na ukręcenie kilku łbów, a dźwięk wybuchu gdzieś w pobliżu sugerował, że znajduje się tam ktoś, kto ma podobna ochotę wysadzić coś na kawałeczki. Nie podkradała się, bo i po co. Czego miałaby się bać? Ona? Zamiast tego ruszyła ku źródłu dźwięku, by dostrzec jakieś całkiem (nie)zgrabne ognisko i znajomą sylwetkę obok niego.
– Kogoś pieczemy? – Zapytała, wspinając się po oblodzonych kamieniach bez większego trudu. Jak przystało na smoka z krwią górskich w żyłach, nawet w ziemie trzymała się skał lepiej niż większość smoków. Podeszła do ogniska, oglądając tlące się patyki, leżące w okolicy gdzie popadnie.
– Jednak nie widzę tu nigdy patyków, na które nabijemy kilka smakowitych głów – zauważyła. Jeśli już o tym mowa to nie widziała ani głów, ani chętnych na ich oddanie. Przeżyła z tego powodu prawdziwy zawód.
: 21 sty 2020, 19:43
autor: Czerwony Świt
Pancerny był zainteresowany nie tylko punktową destrukcją jaką wywołał, ale także sposobem w jaki udało mu się ją osiągnąć, jeśli zrozumie mechanizm który się za tym kryje, będzie mógł powtórzyć eksplozję na większą skalę... znacznie większą. Gdy tak dumał przy nie gasnącym z jakiegoś powodu płomieniu, usłyszał na dole skały kroki. Ktoś szedł pewnie i zwinnie wspinał się po skałkach, bez strachu przed tym co mogłoby się znajdować na górze. Młody nawet nie musiał patrzeć w dół, żeby domyśleć się, kto to był. Czekając, wrzucił większy kawał drewna w ogień. W końcu, słysząc nietypowe przywitanie, obrócił się w stronę Rakty. – Jeśli nie znajdzie się ochotnik, zawsze możemy jakiegoś wytypować. – Uśmiechnął się szeroko. – Miło cię widzieć – Postanowił próbować powtórzyć poprzednią sztuczkę, ale tym razem, nie wyszło tak dobrze, ogień skoczył w górę o jakieś ćwierć ogona i natychmiast zmalał. – Nie boisz się tej całej czarnej chmury? – Oczywiście było to pytanie retoryczne.
: 21 sty 2020, 19:50
autor: Spuścizna Krwi
Patrzyła na starania Pancernego, zanim sama nie spróbowała. Ale nie magią, a zwykłym, potężnym strumieniem ognia, który pobudził do życia niektóre z wygasających ogników. przydałoby się więcej drzewa – albo tłuszczu wytapiającego się z czyjegoś ciała. Podeszła bliżej, obrzucając Pancernego krytycznym spojrzeniem. Bez złych skojarzeń, po prostu oceniała jego warunki fizyczne.
– Obiecałeś mi walkę – zauważyła, przysiadając niedaleko trzaskającego ognia i grzejąc łuski w cieple płomieni. Zawsze lubiła ogień, z wyjątkiem chwil, kiedy go nie lubiła. Oczywiście ognia przez duże "O". Wyglądało jednak na to, że nie lubiła wielu rzeczy. I smoków, jeśli już o tym mowa.
– Mam dwóch kandydatów, a ty? – Zapytała, jedynie w połowie żartem. Jeden był jej już niemal prawie obojętny. Drugi... Och, to była wyjątkowo świeża sprawa i raczej nigdy nie ulegnie przedawnieniu. Potem jednak spojrzała ze zdziwieniem na Griko. Że niby co do cholery?
– Mówisz o tym obłoczku, który zamienił poprzednia Prorokinię w kamień? Co z nim? – Zapytała, bo do jej uszu nie doleciały żadne pogłoski. Ot, był sobie dymek, potem go nie było. A szkoda, bo Dzika na pewno byłaby lepszym prorokiem niż ten cały ziemny dendrofil.
: 22 sty 2020, 0:09
autor: Czerwony Świt
Hmm... zionięcie Rakty załatwiło sprawę szybciej i znacznie lepiej jakieś magiczne sztuczki, szkoda, że Pancerny ziać nie potrafił, a jego maddara robiła po prawdzie to co chciała, więc czary na niewiele się zdawały. Gdy samica siadała przy niemrawym ognisku, on zrobił to samo, a słysząc pytanie odpowiedział tylko – Jeśli mnie nie zabijesz. – Zażartował, ale zaraz zreflektował się, że to nie jest zły pomysł... znaczy nie, żeby chciał dać się zabić, ale walka przecież nie musiała odbywać się na arenie. – Obietnicy dotrzymam, nawet teraz, jeśli masz ochotę – Z resztą, to walka, a nie jakiś ceremonialny sąd, żeby potrzebowali do tego specjalnego miejsca.
A skoro już o osądzie mowa. – Dwóch? Kto jeszcze? – Pamiętał jak Rakta opowiadała mu o swoim odejściu z Ognia. Jednej smoczycy już nie ma, więc kto był drugą osobą?
Zaraz, Krwistołuska naprawdę nie wiedziała więcej o tym... tym czymś? – Nasza poprzednia Przywódczyni też tak zginęła. Nie wiadomo co to, wiadomo, że zza bariery. Przylatuje z nikąd i tak samo znika kiedy zabije ofiarę, wysysając z niej maddarę. Problem w tym, że nie wiadomo gdzie przebywa, ani jak to właściwie zabić, odpędzić, albo chociaż ochronić się. Nawet nie wiem, czy można przed tym uciec, bo wygląda na to, że bestyjka nie atakuje losowo, ale według jakiejś logiki wybiera sobie ofiarę. Teraz z ostrzeżenia od Ferna wiem, że grasuje sobie po naszych stadnych terenach i mamy się trzymać na baczności. – To tyle, to co dowiedział się od Przywódcy, a później też od Poszeptu. Co mu ta wiedza jednak dawała? Nie bał się samej śmierci, ale raczej absurdu jaki się z nią wiązał. Wolał stracić łeb w walce, niż zostać posągiem.
: 22 sty 2020, 18:24
autor: Spuścizna Krwi
To prawda, walczyć można było wszędzie, nie tylko na arenie. Wszędzie można też było zginąć, nawet jeśli nie miało się zamiaru nikogo zabijać. Taki los, wola bogów czy w co ktoś wierzył.
– Mam ochotę – odpowiedziała jedynie, szczerząc kły w drapieżnym uśmiechu.
Potem jednak skrzywiła się z wyraźnym niesmakiem, słysząc jego pytanie. Oczywiście nie krzywiła się na samo pytanie, raczej na odpowiedź.
– Chochlik Miłości – odpowiedziała, wypluwając to imię, jakby parzyło ją w język. Miała przy tym minę, jakby najadła się czegoś wyjątkowo niesmacznego. Może jedną z ulubionych zdechłych, zepsutych ryb Ferna? Wrażenie było bardzo podobne. Już samo imię wystarczyło. Kto nadaje sobie tak odrażające miano? Chochlik Miłości... Fuj, aż zęby ją zabolały o tej całej słodyczy, jaka nasuwała się na myśl, gdy słyszało się podobne słowa.
Wysłuchała słowa Griko i tym stworze.
– Widziałam tą istotę, gdy zamieniła Dziką Gwiazdę w kamień. Słyszałam również o matce Poszeptu. nie wiedziałam jednak, że ten stwór przebywa na terenach ognia. Wydawało mi się, że odszedł, przynajmniej na jakiś czas. Podobno szuka mocy, jak ta zawarta w boskich iskrach – powiedziała z namysłem. Jak pokonać taką istotę, jeśli wróciła? Nie żeby miała wielka ochotę z nią walczyć. Jeśli coś nie krwawiło, nie było zbyt interesującym przeciwnikiem.
: 22 sty 2020, 20:58
autor: Czerwony Świt
Niech i tak będzie, Pancerny powstał i przeciągnął się porządnie. – Jakie zasady proponujesz? – Spojrzał wymownie na samicę, według prawideł, on postawił wyzwanie, więc Rakta może decydować o jego zasadach. O innych tematach podyskutują sobie nieco później, po potyczce... zakładając, że Adept będzie stał na łapach. – A więc? –
: 23 sty 2020, 18:39
autor: Spuścizna Krwi
Zakładając, ze ktokolwiek z nich będzie po tej walce stał na łapach. Ale mogłaby mu dać taryfę ulgową, chociaż o tym oczywiście nie wspomni. Z drugiej strony ona sama uważała walkę, w której ktoś oszczędzą przeciwnika za obrazę tego drugiego smoka. Kto chciałby walczyć wiedząc, że przeciwnik go lekceważy? To upokarzające.
– Zawsze walczę do upadłego. Mogę również obiecać, że nie spróbuję cię zabić – powiedziała, spoglądając na Pancernego z lekkim uśmiechem. Miał odwagę, to trzeba przyznać. Wyrósł na dobrego smoka, a pewnie wkrótce jeszcze lepszego Wojownika. Ale wszystko w swoim czasie, do niej było mu oczywiście jeszcze daleko.
: 23 sty 2020, 21:38
autor: Czerwony Świt
Normalnie nie oczekiwałby żadnych forów, walka to walka, a litość wobec przeciwnika jest najgorszą z obelg. Jednak w tej potyczce nie miałoby to większego sensu. – Może być, ale jesteś silniejsza, sama zdecyduj, czy chcesz mnie pokonać w kilka mrugnięć okiem, czy pobawimy się nieco dłużej –
To mówiąc, uśmiechnął się, cofnął kawałek i stanął w dumnej pozie, z głową uniesioną wysoko. Niech walczą tutaj, na skale, perspektywa upadku z wysokości doda nieco adrenaliny do starcia.
: 25 sty 2020, 11:20
autor: Spuścizna Krwi
Popatrzyła na niego chwilę i skinęła krótko głową.
– No dobrze... Powiedzmy, że nie będę cię atakować przy pomocy swojej siły, a jedynie szybkości. Bronić się jednak mogę i tak i tak – zgodziła się łaskawie, przybierając pozycję gotowości. Omiotła spojrzeniem otoczenie, aby zapamiętać ułożenie kamieni i ogniska, które mogłyby im przeszkodzić w walce. Jak się będzie bronić zobaczymy. Taryfę ulgową i tak mu dawała, prawda? Miała naprawdę wspaniałe, współczujące i gorące serce... Ta, jasne. Była gotowa zacząć walkę.
: 26 lut 2020, 17:09
autor: Szara Rzeczywistość
Godny...
Nie, łowca.
Łowca stanął na skale i spróbował sięgnąć mentalną wiadomością do smoka, którego widział tylko z trzy razy w swoim życiu. Kiedyś by mu to nie przeszkadzało, niegdyś nie chciał mieć nic wspólnego z konserwatywnymi poglądami Plagi, ale teraz? Teraz miał zdecydowanie więcej szacunku dla smoków, które potrafiły się trzymać razem jak jedna wielka chmara. Co go trzymało w Ziemi? Przysięga? Przysięgał, że pomoże każdemu kto o daną pomoc poprosi, a nie przysięgał wierności nikomu.
Zaraz.
Przysięgał, Eurith i trzymał się słowa jak zresztą zawsze trzymał się swoich słów. Przywódcą została uzdrowicielka, a on skończył jako najgorszy z kandydatów, postrzegany jako co? Tyran? Samolubny samiec, który wypruwał sobie żyły, żeby zapewnić posiłek wszystkim i ZAPEWNIAŁ. Skończył jako niewart zaufania, niegodny stada za które jeszcze kilka księżyców temu pewnie oddałby życie z uśmiechem na pysku. Jak mógłby stać się ufny wobec smoków, które w taki sposób postrzegały jego istotę- rób co powinieneś i nie wychylaj nozdrzy, bo jesteś nikim. Kłamstwo! Był bardziej wartościowy niż ponad połowa tego zapchanego mułem grajdołka.
Do tego spotkania przyszykował się dość skrupulatnie. Wynoszenie góry mięsa z leża było ciężkie, ale umiał kamuflować prawie wszystko, a poza tym każdego dnia nieco wynosił i to jeszcze przed tym jak pojawił się złoty pysk na niebie. W pobliżu było wszystko ukryte, bies pilnował wszystkiego jakiś skok od nich i czekał na komendy.
Tak samo zresztą łowca czekał na przybycie przywódcy Plagi.
: 28 lut 2020, 15:05
autor: Uśmiech Szydercy
Kheldar kazał na siebie trochę czekać, co poniekąd zrobił celowo. No i musiał naostrzyć dobrze szpony przed przybyciem na spotkanie.
Nie wiedział, czego może chcieć od niego ten smok, do którego nie miał za grosz szacunku, ale przybył. Głównie z ciekawości.
Wylądował ciężko nieopodal, jak zwykle z hukiem wzniecając kurz i pył, bo nie był zgrabnym lotnikiem. Złożył skrzydła i potrząsnął lekko łbem, a kręgi szyjne przeskoczyły mu z trzaskiem. Starość nieradość.
Rozsunął nozdrza, wypuszczając czarny dym, gdy zmierzył Ziemnego uważnym spojrzeniem. Nie odzywał się, czekał.
: 28 lut 2020, 16:04
autor: Szara Rzeczywistość
Czekał i czekał, ale i tak wcale się tym nie martwił. Wiedział, że należało czekać na kogoś kto sprawuje władzę i do tego przewyższa łowcę pod każdym względem.
Kiedy przywódca stada Plagi pojawił się na horyzoncie, on aż westchnął cicho pokonując ochotę do tego, żeby zwyczajnie zrezygnować. Przecież ostatnim razem jak go widział, ten mógłby zażądać łba łowcy za atak na swoją córkę... Chociaż wina leżała po obu stronach, a finalnie najgorzej skończyła Eurith, która wyrzekła się siostry i dodatkowo straciła wiarę w partnera.
Minęło jednak już sporo księżyców, a to spotkanie nie miało na celu wyjaśnień tamtej sytuacji...
Co wcale nie oznaczało, że był pewny siebie. Kiedy czarny samiec stanął przed nim, on miał totalny burdel we łbie. Przemawiać długimi wypowiedziami, tłumaczyć się? Może błagać?
Nie. Skończył już z płaszczeniem się przed innymi, liczył też że na łeb mu nie przyjdzie zbyt długa wypowiedź, która zostanie potraktowana jako wywyższanie się i przesadna pewność siebie. Poza tym był to wiekowy wojownik... od którego zależało jego dalsze życie. Jak się zachować w obecności osoby, od której zależy nasza przyszłości? To dobre pytanie.
– Dziękuję za przybycie.
Początek był zarazem przedstawieniem swojego chłodnego tonu, jakby wyprali mu uczucia. Na pysku nie malował się ani uśmiech, ani też smutek... W spojrzeniu było jednak widać wiele więcej, ślepia nie kłamały, on obawiał się tego spotkania.
– W stadzie Ziemi zmienił się przywódca, Trzęsienie Ziemi nieco wcześniej zrezygnował z tego stanowiska uznając, że jest na nie zbyt stary.– To chyba dość istotna informacja dla całego stada Plagi, ale też zabezpieczenie, aby Uśmiech nie kłopotał Żeru, aby ten wiedział o próbie dezercji łowcy ze swojego stada.
– Przysięga wobec stada ziemi nadal obowiązuje, lecz nigdy nie przysięgałem wierności wobec tych ziem, dlatego też chciałbym, abyś przyjął moją przysięgę lojalności wobec stada Plagi.
: 28 lut 2020, 16:13
autor: Uśmiech Szydercy
Kheldar nie odpowiedział na podziękowania, uznając, że jak najbardziej mu się one należą. Obserwował Godnego świdrująco, czekając na ciąg dalszy. Ten na szczęście nie owijał w bawełnę i bez zbędnych wstępów przeszedł do sedna, co konkretny Wojownik aprobował.
Przyjął wieść o zmianie Przywództwa w Ziemi bez zdziwienia, ale zaskoczony powodem. Starość? To ma być argument? Raczej wymówka lenia bądź tchórza. Szyderca zdawał się nie znać w ogóle takiego określenia jak "za stary".
Gdy w końcu Ziemny wyjawił mu powód tego spotkania, Kheldar uniósł powoli kolczasty łuk brwiowy, patrząc na niego chwilę, jakby oczekiwał jakiegoś ciągu dalszego, próśb lub chociażby "żartowałem", choć to ostatnie skończyłoby się źle, bo czarnołuski nie miał ostatnio nastroju na żarty.
Gdy nic takiego nie nastąpiło, samiec jedynie parsknął kpiącym, gardłowym, zachrypniętym śmiechem.
– Chcesz zmienić stado, bo nie pasuje Ci przywódca? Do tego podkreślając, że nadal jesteś zaprzysiężony Ziemi? – spytał retorycznie i uśmiechnął się szyderczo. Ani trochę nie uwierzył w szczere chęci Łowcy.
: 28 lut 2020, 17:09
autor: Szara Rzeczywistość
Ah, takie sobie zasady rzekomo wymyślili w ziemi i widocznie wojownik się tego trzymał. Może zwyczajnie miał dość łagodzenia ciągłych konfliktów, albo rozmów pomiędzy innymi stadami? Może to Fen go tak wymęczył? Co go to zresztą obchodziło? Teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się to co było przed łowcą.
Konkretnie i nie marnować czasu, bo po co miałby to uczynić? Uśmiech raczej nie miał cierpliwości, a przynajmniej tak mu się wydawało przez te wszystkie opowieści... No ale nieważne co o nim słyszał. To i tak mu nie pomoże jeśli użyje złych słów. Jak przekonać hermetycznego przywódcę do siebie?
– To bardziej informacja, niż pretekst.– Nieco przymrużył ślepia kiedy przywódca się zaśmiał. Co w tym zabawnego? Czy powiedział coś nie tak? Przysięga była w Ziemi i tylko tyle tą przysięgę łączyło z tym stadem.
– Wypruwam sobie żyły polując dla nich, karmię każdego kto przyjdzie i uczę nawet innych, starszych łowców swojego fachu- tego właśnie dotyczyła przysięga, ale mam zwyczajnie dość tego, że poza moją rangą nie widzą we mnie nic, chociaż od dwudziestu księżyców słucham na ceremoniach o tym, że "stado to rodzina", sam wierzyłem w to zdecydowanie zbyt długo. Stado ziemi to tylko kałuża w której kryje się głęboki dół lenistwa, pychy i nieufności.
Przerwał, gdyż powoli zaczynał już za dużo gadać, a nie o to chodziło, żeby wypluć wszystko na raz. Poza tym to tylko jeden z powodów dla których w ogóle rozpatrywał odejście z Ziemi.
– Poza tym Eurith jest dla mnie najważniejsza i chcę być przy niej, nie na terenach wspólnych.
Oh musiał to powiedzieć prędzej czy później. Była jedynym światłem w tym cholernym padole, który trzymał go jeszcze w całości.
– Nie mówiłem jej o tym, że pragnę zmienić stado i jeśli mogę prosić, wolałbym, abyś jej tego nie przekazywał.
: 28 lut 2020, 17:19
autor: Uśmiech Szydercy
Gdy Godny uzewnętrznił się nieco, Kheldar skinął lekko.
– To już jest jakiś argument – mruknął. Domyślał się, że Ziemia musiała jakoś skrzywdzić tego samca, choć nie pytał.
– U nas stado to jest rodzina. A przynajmniej o to się staramy, bo nawet w rodzinie są czarne owce – stwierdził, przypominając sobie ostatnią sytuację, której winien był jego własny syn. Dlatego dla Szydercy wszyscy byli na równi, tyle samo warci jako członkowie stada, zarówno krewni, jak i niespokrewnione smoki.
Zbystrzał, słysząc o Eurith. Zmrużył ślepia. Nie odpowiedział na jego prośbę.
– Już raz przyjąłem do stada kogoś tylko dlatego, że chędożył się z Plagijką. I Plaga nie wyszła na tym dobrze. Nie zamierzam popełniać więcej tego błędu – stwierdził chrapliwie. – Poza tym na jednej z moich córek ci ponoć zależy, a drugą próbowałeś zabić.