Strona 3 z 31

: 08 cze 2014, 21:23
autor: Mania

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Smoczyca była zachwycona otaczajcym ją nowym światem. Nie bała się ani nie była nie pewna jak jej wcześniejsze duszy wcielenie. Była żywo zainteresowana! Och... to znaczy nie ruszała się dużo na grzbiecie ojca podczas przejażdżki, ale to nie z tego powodu, że chciała być grzeczna, ale... Typowo dla siebie się zacinała. Nieruchomiała i gapiła się w jeden punkt. Na przykład na lodowy sopel gdzieś tam zwisający z jakieś skały. Wszystko było nowe. Wszystko chciała zobaczyć, ale jej umysł skupiał się na szczegółach. Mało ważnych szczegółach i zapamiętywał je tak dokładnie, że już na zawsze pozostawały w pamięci kruszynki. Światło padające na lód, najmniejsza ryska. Wszystko.
Tata się odezwał. Smoczycę wybudziło to z dziwnego stanu. Gdy usłyszała słowo Irracjonalny. Od razu zapiszczała radośnie.
– Irrr! zamachała ogonem, a gdy tata się zatrzymał grzecznie zaślizgnęła się po skrzydle ojca i stanęła przed nim na ziemi. Cała rozradowana. Machała ogonem stojąc chwiejnie na nóżkach. Jej oczka starały się nawiązać kontakt wzrokowy z Ogniem.
– Tata! – pisnęła jeszcze nie wiadomo dlaczego... Chociaż...może dlatego, że stał przed nią?

: 09 cze 2014, 22:04
autor: Krzyk Honoru
-Tak, pojawi się tu za niedługo.– uśmiechnąłem się do Manii. – Ale zanim przyjdzie możemy nauczyć cię biegać.– dodałem łaskocząc ją pazurem za uchem.
-Dlatego teraz musisz ustawić się odpowiedniej pozycji. -przybrałem bardziej surowy ton, taki nauczycielski. -Ugnij troszkę łapki, wyciągnij przed siebie szyję, tak, żebyś mogła obserwować to co jest przed tobą, ale też to co jest bezpośrednio pod twoimi łapkami. Skrzydełka mocno przyciśnij do ciała, a ogon lekko usztywnij i unieś do góry na niewielką odległość. – instruowałem, a każdemu kolejne,mu poleceniu towarzyszyły moje gesty tak, że pod koniec stałem w pozycji do biegu.

: 09 cze 2014, 22:42
autor: Mania
Irek nie przyjdzie teraz? Smoczyca westchnęła nieco zawiedziona, ale zaraz potem słuchała już tatusia. Bardzo bardzp uważnie. Wbijała woje instensywnie niebieskie ślepia w jego sylwetkę jakby na świecie nie było nic innego. Tylko ona tata....i ... nauka. Smoczyca poczekała aż skończy. Najpierw wysłuchaj i zrozum, pomyśl, a potem rób. Mania mniej więcej rozumiała juz wszystkie słowa wypowiedziane przez ojca. zaczłęa więc przyjmowac pozycję. Najpierw łapki. Miała ich jeszcze małą świadomość, ale jakoś dawała sobie z tym radę. Zgięła je w stawach łokciowym i kolanowym, a także delikatnie w nadgarstkowym i śródstopowym. Dokładnie tak jak pokazywał jej jej tata. Potem szyja. Wyciągnęła ją niepewnie przed siebie, ale nie zorbiła tego na pełną odległość, a delikatnie, luźno, tak aby było jej wygodnie. Była nieco mniej wyprostowana niż szyja taty, ale przecież każdy ma swój styl biegania prawda? Teraz oczy, starała się ustwawić swoją główkę w ten sposób, pod takim kątem aby widzieć to co miała przed sobą ale także pod własnymi łapkami. Spojrzała kątem oka na swoje skrzydełka. Zgięła ja powoli i przciągnłęa do siebie.Nigdy tego nie robiła więc czuła się z tym dziwnie. Jej mocno złożona błona lotna dotykała jej boków i... łaskotała ją. Zachichotała. To było zabawne. Teraz ogonek. Musiała sie nieźle skupić aby przejąć nad nim kotntrole, ale bowiem był najbardziej nie zależy ze wszystkich części smoczego ciałka. Gdy jednak wystawiła język i skupiła się nieco bardziej... udało się jej unieść go i usztywnić.

: 10 cze 2014, 21:24
autor: Krzyk Honoru
Obszedłem córkę dookoła sprawdzając jej ustawienie. Wyglądała na prawdę zabawnie, gdy tak próbowała zapanować nad swoim ciałem. Chichocząc pod nosem oglądałem jej pozycję, by w końcu stwierdzić, że nie jest źle i można przejść dalej.
-Ślicznie kochanie.– uśmiechnąłem się do córki. – Teraz powoli rusz do przodu. Przejdź kawałek marszem stopniowo przyspieszając kroku, aż dojdziesz do truchtu. Stawiaj pewnie łapki. – nakazałem. Sam ruszyłem do przodu najpierw wolno, ale z każdą chwilą przyspieszałem. Mój szybki marsz wystarczał, by Mania biegnąca koło mnie poruszała się truchtem.
Zerkałem cały czas na pociechę sprawdzając, czy wszystko w porządku. W końcu nie mogę pozwolić na to, żeby się przewróciła. A w tak wysokim śniegu o to wcale nie jest tak trudno.

: 11 cze 2014, 9:56
autor: Mania
"Ślicznie kochanie" smoczyca bardzo polubiła te słowa. Chciała usłyszeć je jeszcze raz i jeszcze i jeszcze! Zamerdała ogonem, zapominając na chwilę o trzymaniu ho w odpowiedniej pozycji.
To trwało jednak tylko chwilę.
Znowu była niemal chorobliwie skupiona na ojcu. Uspokoiła ogon i ruszyła przed siebie tak jak tata kazał. Jej ciało poruszało się w marszu bardzo wydajnie. Zad i przód nosił się a głowa delikatnie opadała, wyciągała łapki jak najdalej. Starała się nadać samej sobie większy pęd.
Goniła ojca. Tylko zrównanie się z nim w tym momencie się liczyło. Mając bardzo silną motywacje mała smoczyca przyspieszyła tak bardzo, że łapki już nie nadążyły. Instynktownie zmienił się ich takt, zaczęła bardzo niezgrabnie truchtać. śnieg był bardzo głęboki dlatego podnosiła swoje łapy dość wysoko tak aby sie przez niego przedrzeć. Przciągnęła nieco ku sobie głowę, wyginając lekko szyję. Ogon cały czas kontrował jej odchylania. Przez to jakoś utrzymywała się w pionie. Wyciągała dość mocno prawą tylną łapę w tym samym m,omencie co prawą przednią. Nie wbijała pazurków w ziemię, bo tata nic o tym nie mówił. Oczywiście skrzydełka miała przyciśnięte mocno do ciała.
Goniła tatę...

: 11 cze 2014, 19:34
autor: Krzyk Honoru
-No dobra córcia skręcamy!– zawołałem radośnie. – Żeby to zrobić musisz zarzucić łbem w odpowiednią stronę i wygiąć ciało w łuk. Najpierw łeb potem szyja na koniec tułów. Ogon jest przeciwwagą, ma zapewniać ci równowagę, więc jeśli poczujesz, że się chwiejesz i tracisz pion po prostu zacznij nim balansować. – wyjaśniłem zrównując się z Manią.
Zademonstrowałem córci cały proces zgrabnie wyginając się w prawo. Wykonałem jeden skręt, przebiegłem prosto kawałeczek, po czym wykonałem drugi skręt, tym razem w lewo. A na koniec zwieńczyłem całość zataczając pełny okrąg.

: 12 cze 2014, 21:52
autor: Mania
Smoczyca zareagowała od razu na radosny głos ojca. Ożywiła się i jeszcze bardziej przyspieszyła.
Skręcamy? W porządku! Bystre młode oczka smoczycy śledziły każdy najmniejszy ruch dorosłego samca. Spojrzała kątem oka w prawo w ta samą stronę co tata. oceniła odległość czy aby na pewno skręcając nie uderzy w jego ogon. Oszacowała.
Nie powinna. Przystąpiła więc do dzieła z wielkim entuzjazmem, jak na pisklę przystało.
Spojrzała już wyraźnie w miejsce, gdzie planowała skręcić obróciła głowę w tamtą stronę. jej ciało wyraziło chęć do wykonania manewru, smoczyca spinając mięśnie szyi pomogła temu nieco. Wygięła szyję w stronę obócoenj głowy. Było to nieco opóźnone ale to jej pierwszy raz. Potem łapki i barki. Same chciały pójsć w tamtą stronę. Smoczyca pozwoliła wygiąć się swojemu giętkiemu gadziemy kręgosłupowi w dość ostry łuk. Starała się nie zmieniać tatku łap, którymi wciąż chyżo pracowała. Ogon początkowo zaczął wyginać sie jak pozostałe części ciała w prawo, ale zaraz potem młody smok poczuł, że traci potrzebną do biegu rónownowagę. Zamachała ogonem robiąc z niego przeciwagę. Wbiła w ziemię nieco mocniej pazurki aby nie tracić przyczepności na śliskim śniegu. Poruszała się bez gracji, ale skutecznie. Po manewrze wyprostowała bieg, poprawiła skrzydełka.... zaczęła skręcać w lewo. Najpierw spojrzenie, potem obrót głowy. Szyja, wygięła ją odpowiednio z owiele mniejszym opóźnieniem niż przy pierwszym skręcie. ppotem kręgosłup. Delikatniejsze wygięcie nieco bardziej praktyczne niż poprzednie. I ogon. Dzięki mniejszym kątom między poszczególnymi kręgami nie musiałą nim już tak szaleńczo machać aby utrzymać równowagę.

: 13 cze 2014, 19:23
autor: Jadowity Kolec.
W okolicy Podnóża Skał znalazł się i Jadowity Kolec. Zaciekawiło go to, co działo się niedaleko niego. Jakiś samiec trenował z pisklakiem. Smok postanowił podejść i przyjrzeć się temu dokładnie. Wiedział, że to są ogniści. Pachnieli ogniem wyraźnie. A więc mógł być spokojny. Ruszył więc powoli w stronę nieznanych mu dotąd smoków. Delikatnie balansował ogonem i szedł wyprostowany. Gdy dotarł do członków jego stada zatrzymał się w odległości ogona od przywódcy i delikatnie się uśmiechnął, kiwając łbem na powitanie – Witam. Jestem Jadowity Kolec, starszy adept Ognia. Przepraszam, że się wtrącam, ale czy istnieje możliwość, abym i ja mógł się czegoś nauczyć? – samiec przechylił lekko łeb w lewo i cierpliwie czekał. Trening każdemu się przyda. Tym bardziej, że Jadowity chciał zostać wojownikiem i szybko mieć za sobą ceremonię. Był już trochę za stary na ciągłe bycie adeptem. Nie dołowało go to, ale na pewno nie pocieszało. Dorosły smok, który nie opanował podstawowych umiejętności? Uśmiechnął się także przyjaźnie do Manii i czekał.

: 14 cze 2014, 10:58
autor: Tatuowany Kolec
Jak zwykle nie na czas, jak zwykle spóźniony, ale jest. Łoł. Tyle wygrać.
Gdyby było coś takiego jak zawodowe chodzenie, to Irracjonalny byłby już co najmniej mistrzem. Miałby jakiś stopień naukowy, poznał miliony technik i uczyłby innych, jak to pójść sobie gdzieś, mimo najszczerszych starań nie zmęczyć się i przybyć nie na czas, niczym jakiś nielubiany hipster. Rzeczywistość jednak była trochę inna i Irrał wciąż pozostawał jedynie durnym adeptem, który nie nauczywszy się jeszcze nawet biegać nie nadąża stawianiem jednej łapy za drugą. Podobnie było także i tu. Spóźnienie. Hańba. Ale i też... Nic nadzwyczajnego. Bo w końcu... On nawet zabity cztery razy spóźniłby się umrzeć.
Wyraźnie spięty i skonsternowany przylazł na umówione miejsce treningu z miną jakby szedł na pewną śmierć. Zgarbiony, wbijając wzrok w śnieg pół ogona przed sobą maszerował najszybciej jak potrafił, zostawiając za sobą nieregularne kształty łap odbite w śniegu. Ocean Ognia. Mania. Na ich widok rozpogodził się odrobinę, wręcz czując każdą cząstką ciała że właśnie przeżywacie jedne z najlepszych chwil jakie może mieć ojciec z córką, a córka z ojcem. Zielonołuski przyspieszył jeszcze bardziej, potknął się kilka razy, co dziwne nie lądując przy tym w śniegu i finalnie zbliżył się na odległość prawilną do wymiany zdań. Wtedy... Zauważył kogoś nowego. Ciemnofioletowy smok, też adept, też w miarę młody i też, o zgrozo, z prośbą o naukę. Cholera. Złotooki cofnąwszy się o dwa kroki dał Jadowi dokończyć zdanie, ciekaw zachowań przybysza. Super. Teraz Irek po prostu wyjdzie na jakiegoś cholernego, tępego desperata. Ale co tam. Cel uświęca środki.
– Ja...Emm... Też dołączam się do pytania! – zarzucił nieśmiało, czując jak na na pysk wypełza mu głupkowaty uśmiech. Trwał tak pełną napięcia (dla niego) chwilę, po czym luknął dyskrenie na Manię i przyjacielsko puścił do niej oczko, uważając za wszelką cenę, żeby mistrz niczego nie zauważył. Pewnie z miernym skutkiem, ale cóż, spróbował. Jak to mówią istoty z dalekich krain... Yolo. Tak, chyba tak to szło.

: 14 cze 2014, 19:03
autor: Krzyk Honoru
Wyhamowałem i zerknąłem na córkę. -Bardzo dobrze. No to potrafisz już biegać moja droga. – powiedziałem poważnym, uroczystym tonem. Rozejrzałem się wokół szukając Irracjonalnego. Gdzie on się podziewa? Miał tu być.
-Teraz przejdziemy do skoku....tylko najpierw musi się zjawić Irracjonalny.– dodałem pod nosem. Gdy na horyzoncie pojawiła się postać smoka, byłem przekonany, że to właśnie mój zagubiony uczeń.
-Witaj.– skinąłem łbem na przywitanie. A więc Jadowity Kolec. Cóż, widziałem go jak na razie może ze dwa razy... Nowy nabytek stada. Właściwie, czemu nie. Każdy musi poznać podstawy. -Jasne, przyłącz się. Jestem Ocean Ognia, co pewnie już wiesz, a ta mała ślicznotka to moja córka Mania. – uśmiechnąłem się lekko.– Czekamy jeszcze na jedną spóźnialską duszyczkę....No nareszcie!– wykrzyknąłem widząc Irracjonalnego. -Nie spóźniaj się więcej. – nakazałem srogim głosem. Jakby nie było Irrek ma już dość sporo księżyców, a jako dorosły smok powinien mieć w sobie choć trochę kultury.
-No dobrze, skoro mamy już komplet. Zacznijmy. Skok. Najpierw postawa....– zacząłem.– Po pierwsze ugnijcie łapy, dość mocno, bo z nich będziecie się wybijać. – mówiąc, jednocześnie demonstrowałem cały proces. Ugiąłem łapy tak, że mój brzuch prawie muskał ośnieżoną ziemię. – Dalej ogon unieście lekko do góry, ale nie za wysoko, ma być dla was balansem, dawać równowagę..... skrzydła dociśnijcie do siebie tak, żeby wam nie przeszkadzały. Łeb unieście lekko do góry tak, żebyście mogli patrzeć jednocześnie przed siebie i pod łapy. – zakończyłem ustawiając się w odpowiedni sposób. – Do roboty!

: 14 cze 2014, 19:17
autor: Jadowity Kolec.
Samiec skinął łbem w geście podziękowania i bez wahania zabrał się do pracy. Ugiął łapy na tyle mocno, by wybić się na odpowiednią wysokość i nie zaliczyć żadnego, niechcianego wypadku, czego zresztą chyba każdy wolałby uniknąć. Ogon u smoka zawsze był wyprostowany, więc tego akurat nie musiał robić. Jedynie uniósł go lekko do góry, skoro miał służyć za ster i balans podczas fazy w powietrzu. Swoje skrzydła Jadowity docisnął do boków, żeby mu nie przeszkadzały podczas skoku. Nie były one duże, raczej przeciętnej wielkości, więc i z nimi nie było większych problemów. Uniósł łeb, by jednocześnie widzieć łapy i linię horyzontu. Krótko mówiąc, patrzył przed siebie. Po przybraniu odpowiedniej postawy kątem oka zerknął na Manię i Irracjonalnego i czekał.

: 14 cze 2014, 19:35
autor: Mania
– Biegać! Umiem biegać! – ucieszyła się mała smoczyca. Merdając ogonem i chwiejąc się na boki wytracała prędkość. W końcu zatrzymała się przy tacie. Irracjonalny! Jej ulubiony smok spoza rodziny! Wprawdzie ostatnio także jej nie akceptował tak jak tata... ale cóż i tak go lubi. Oczywiście tatuś jest na pierwszym miejscu, ale Irek na drugim... może trzecim, zależy jak patrzeć.
Irr! Już niedługo tu przyjdzie. Będą się baw... znaczy uczyć razem. Małej smoczycy ogon chodził na prawo i lewo. Nie mogła się doczekać.
Ktoś inny jednak zawitał – Irrr! Umiem biegać wiesz?! Tata mnie naumiał! [/color]– [pisnęła radośnie.
Puściła biedną umęczoną łapę.
Otworzyła pyszczek aby jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał jej tatuś.
Smoczyca przytaknęła łebkiem. Pełna powaga. Spojrzała na Irka i Jadowitego. Im też pokiwała głową z pełnym samozaparcia spojrzeniem. Zupełnie jakby mówiła " Damy radę chłopaki! "


Smoczyca oczywiście chciała popisać się przed starszymi kolegami. Zgięła więc łapy może nawet nieco bardziej niż tata, tak mocno, że jej brzuszek prawie muskał podłoże. Stawy łokciowe , biodrowe, kolanowe i wyszystkie inne były zgięte tak aby po wyprostowaniu wybić małe ciałko do góry. Spięła mieśnie ogon a i uniosła go delikatnie do góry, potem jeszcze bardziej tak jak w biegu aby mieć dużą możliwość ewentualnego skorygowania błędu w łapaniu równowagi. Skrzydełka zgięła, złożyła jak najciaśniej i docisnęła je do swoich małych fioletowych boczków. Smoczyca wygięła szyję w łuk, delikatnie, tak aby jeszcze nie dotykać podbródzkiem innej cześci szyi. Kątem oka widziała to co miała pod swoimi łapami, ale atryła także do przodu. Ba! Może nawet widziała co było u góry? Była pół powietrznym. Miała szeroki kąt widzenia. Jak orzeł.

: 16 cze 2014, 20:52
autor: Tatuowany Kolec
Szaleństwo, ta hierarchia sympatii. Strach cokolwiek robić, żeby nie spaść niżej.
Trudno było po prostu przyjść, spóźnionym, z nagannymi manierami, emanując wręcz czystym acz niechcianym lenistwem, a potem jakby nigdy nic zacząć naukę i udawać, że nie ma się wyrzutów sumienia. Niektórzy z pewnego stada co prawda nie mają i nigdy nie mieli podobnego dylematu, ale... Nie Irracjonalny. Usłyszawszy srogi głos mistrza wygłaszający upomnienie, skinął potulnie łbem, czując w pysku gorzki smak niezadowolenia z samego siebie. Często się zastanawiał, chędożony filozof, nad samym sobą, podczas monotonnych i dłuugich wędrówek przez wyżyny i niziny. Co on robi ze swoim życiem? Kto go polubi za jego sposób bycia? A jeśli, to jakim kosztem? Tyle pytań, tyle niejednoznacznych, pełnych nadziei odpowiedzi. Bo w końcu, sam Iruś nie chciał nikomu wchodzić w drogę... Nawet właśnie szarżującej na niego w pełnym rozpędzie Manii. Cóż... Przypadeg? Nie sondze...
Nie spodziewając się, że jego przybycie wywoła taką falę ADHD, zastygł na chwilę zaskoczony gwałtowną reakcją podopiecznej Oceanu Ognia. Niebieska smuga nagle przyspieszyła jeszcze bardziej i nie dając nawet szansy na jakikolwiek unik, wpadła na jego łapę z całym posiadanym rozpędem. Adept miauknął rozpaczliwie, kiedy poczuł jaką prędkość naprawdę potrafi rozpędzić uradowane pisklę. Zachwiał się, jęknął drugi raz i ściągnął swój pysk w grymasie paradoksalnego połączenia bólu i radości, nie wiedząc czy ciszyć się czy może płakać z tak gwałtownego rodzaju powitania. Tak, całkiem prosto przyszło mu zauważyć, że Mania nauczyła się biegać. Szkoda tylko, że wybrała tak bolesny sposób na poinformowanie go o tym.
– Brawo mała, Irek jest z Ciebie dumny... – Pochwalił dziwnym, przytłumionym głosem, próbując przebić się siłą swojej krtani przez ścianę zaciśniętych z bólu szczęk. Uśmiechnął się niemrawo, widząc jej samozaparcie i gotowość do działania. Ciekawie by wyglądała ta sytuacja, gdyby zamiast na przednią łapę, Mania rzuciła się na jedną z jego tylnych. "Damy radę! Och, tylko dajcie mi momencik, zapomniałam złamać komuś łapę. Gotowe! No, to do dzieła!"

Nie było dużo do gadania jeżeli chodzi o postawę gotowości. Istnieje prawda kilka odmian różniących się intensywnością pracy mięśni obsługujących poszczególne części ciała, ale wszystkie łączy kilka ogólnych zasad pracy nad poszczególnymi kończynami, czy też kierującym całym ciałem łbem. Ogon, czasami skrzydła lub po prostu łapy zazwyczaj stają się obiektem atrakcji, kiedy dochodzi do poznawania przez młodych swoich fizycznych możliwości. Podobnie było z Irracjonalnym. "Ugiąć łapy? Ha! Pestka!" – Pomyślał Irek, tuż przed wykonaniem zadania i przekonaniu się, jaki to uczucie kiedy mięśnie nie są w stanie utrzymać nagłej zmiany pozycji. Wylądował brzuchem w śniegu. Luknąwszy na Manię i Jadowitego, którzy najwyraźniej nie mieli żadnego problemu z doprowadzeniem się do odpowiedniego stanu, zielonołuski wstał i jeszcze raz, powoli, ugiął pod sobą łapy. Zatrzymał się podbrzuszem tuż nad ziemią, czując jak jego wątłe mięśnie drżą z wysiłku. Starając się nie zwracać uwagi na krzywe spojrzenia, z pewnością już lustrujące jego sylwetkę opuścił równie spokojnie łeb na wysokość tułowia, przycisnął w pełni złożone skrzydła do własnych boków i uniósł ogon lekko nad śnieg – ewidentnie podtrzymywane przez jakąś siłę, ale pozostający w tym samym czasie najluźniejszą częścią całego Irrała. Zastygł w tej pozycji. Miał nadzieję, że znowu się nie skompromituje.

: 16 cze 2014, 21:43
autor: Krzyk Honoru
Przyjrzałem się pozycji każdego z osobna. Najpierw Manii, potem Jadowitego, a na koniec Irracjonalnego. Wszystko wyglądało dobrze. Nie było czego poprawiać, więc skinąwszy łbem przeszedłem dalej.
-Teraz odepchnijcie się wszystkimi czterema łapami z jednakową siłą. Pamiętajcie, by rozłożyć równomiernie siły na wszystkie łapy, bo tedy skok będzie wysoki, ale bliski. – nakazałem spokojnym, cichym głosem. Stałem kawałek przed uczniami przyglądając im się uważnie.– Jeśli w powietrzu poczujecie, że tracicie równowagę użyjcie ogona. Balansując nim zachowacie pion i nie zrobicie sobie krzywdy. Jeśli zaś chodzi o lądowanie, gdy będziecie tuż przy ziemi, tak,że wasze pazury praktycznie będą jej dotykać ugnijcie lekko łapy. Dzięki temu wasze lądowanie będzie zamortyzowane. Jeśli tego nie zrobicie liczcie się z nieprzyjemnymi bólem. – dokończyłem część teoretyczną. – Wszystko jasne? To do dzieła. Każdy ma wykonać dwa skoki.– wydałem polecenie.

: 18 cze 2014, 17:57
autor: Mania
Smoczyca przytaknęła ojcu.
od razu w pełny skupieniu przystąpiła do zadania. Nie patrzyła nawet na kolegów. gięła jeszcze mocniej łapki bo zdążyła je już nieco rozprostować. Poprawiła skrzydełka na swoich bokach tak aby dokładnie do nich przylegały. poruszyła delikatnie tłowiem jakby nie pewna czy ma to zrobić jakby nieco się obawiała. Spojrzała deliaktnie na góry aby nie skoczyć daleko a blisko, tak jak chciał jej rodzic.
W końcu przełamała się i wyprostowała łapki. Równocześnie z podobną siłą, równocześnie wszystkie małe stawy wyprostowały się może i nawet za mocno. Mania skoczyła bez wyczucia, za wysoko, nieco chaotycznie. W powietrzu nieco spanikowała kiedy zaczęła przechylać się w lewo ale po chwili przypomniała sobie to co mówił tata. Użyła ogona jako przeciwwagi aby odzyskać równowagę. Gdy zaczęła opadać powoli przygotowała się na dotknięcie ziemi, myślami... bo dopiero gdy była tuż przy niej zgięła łapy amortyzując uderzenie o glebę. Zachwiała się i musiała zrobić dwa kroki do przodu po skosie aby utrzymać równowagę.
Nie minęła nawet minuta gdy znwou opadnowała się i przystąpiła do akcji. Skok miał być podobny ale mniej chaotyczny. Zgięła łapy przybrała pozycję, przyciągnęła do siebie skrzydła. Spojrzała delikatnie wgórę. Wyprostowała wszystkie stawy i po chwili leciała! Do góry, nie w sesnie dosłownym oczywiście. Skoczyła nieco niżej ale to dlatego, że była już mniej więcej świadoma na co i na ile może sobie pozwolić. Gdy była już blisko ziemi zamortyzowała uderzenie ugięciem łap. przednich i tylnych tym razem zrobiła to jednocześnie i nie musiała robić jakiegokolwiek dodtakowego ruchu

: 18 cze 2014, 18:02
autor: Jadowity Kolec.
Smok także przystąpił do zadania. Utrzymując odpowiednią pozycję z całych sił drzemiących w jego ciele wybił się wszystkimi łapami z jednakową siłą, aby prawidłowo skoczyć w górę. Ogon był wyprostowany, gotowy do odzyskania równowagi. Samiec nie chciał zaliczyć wypadku, szczególnie podczas nauki podstawowej umiejętności. Owszem, pisklakom może się to zdażyć. Ale Jadowity był już dorosły, więc zdecydowanie nie wypadało jemu przewrócić się, szczególnie na oczach pozostałych obecnych tutaj smoków. Czując, że zbliża się ku ziemi, w ostatniej chwili nieznacznie ugiął łapy, by zamortyzować lądowanie. Następnie zrobił to samo, by wykonać dwa susy, zgodnie z poleceniem Oceanu.

: 19 cze 2014, 20:25
autor: Tatuowany Kolec
Dziwnym trafem, powstające w łapach uczucie przemęczenia i szybkiego słabnięcia zniknęło, a fale ciepła i drżenia rozchodzące się po wątłych kończynach powoli zaczęły znikać bez śladu. Irracjonalny zastygł tak w jednym miejscu, jednej strony szczęśliwy że własne ciało przestało go kompromitować, a z drugiej trochę zaniepokojony – miał wrażenie jakby tracił tam czucie... Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym. Pozytywna uwaga nauczyciela, pod postacią krótkiego skinięcia łbem została przetransformowana w polecenie skoku, niezaprzeczalnie przewidywalną częścią tego treningu, ale równie niezaprzeczalnie elementarną. Irracjonalny nie chcąc upodobnić się razem z współuczniami do gromadki skaczących, durnych królików, potulnie poczekał, aż każdy z osobna wykona przydzielone zadania. Poszło szybciej, niż mógłby się spodziewać. Zaskoczony, że nie będzie mógł sobie radośnie powegetować w aktualnej pozycji ani uderzenia serca dłużej, bezmyślnie zabrał się do pracy równie bez zastanowienia wybijając ze wszystkich czterech łap jednocześnie ku górze. Wtedy dotarł do niego cały problem jego kończyn. Zdrętwiały! Irek wybić się, co prawda wybił, ale kończąc lot ku górze na wysokości ledwie połowy swoich domniemanych możliwości, poczuł jak zaczyna tracić równowagę. Nawet ogon nie pomógł. Robił nim szaleńcze kółka, spróbował nawet stoickiego przełożenia go na odpowiednią stronę, ale i tak lądowanie równo niczym kot zostało poza zasięgiem marzeń Irrała. Trafiając pierwszą, prawą przednią łapą na ziemię ugiął ją nieznacznie i napiął, żeby wytrzymać ciężar ciała. Udało się, a sam ich posiadacz co dziwne, nie musiał nawet wytracać impetu żadnymi krokami. Sukces!... No... Częściowy. Kiedy przyszedł czas na drugi sus, zielonołuski doskonale zdawał sobie sprawę z błędów popełnionych ostatnim razem. Ugiął mocno łapy, przybierając postawę gotowości i szybko nadając po kolei każdej odpowiednio dużo siły, poczekał chwilę poprawiając wykreowany plan na przyszłość. Wybił się. Samemu trafiając psychiką niemal na granicę szoku, dotarł swoim grzebietem do wysokości ponad jednego ogona i zawrócił w doł. Nie dał się jednak omamić swoim emocjom i każde, chociaż najmniejsze przechylenie było brutalnie zduszane w zarodku za pomocą korygującego wszelkie haniebne niedopatrzenia ogona. Lądowanie na ugiętych przy styku z podłożem łapach... I koniec. Po problemie. Luknął krótko w stronę przywódcy, po czym ponownie przyjął "postawę gotowości". W końcu – w czasie tej nauki nie było dużego wyboru. Albo kolejny skok, albo... kolejny skok.

: 21 cze 2014, 13:54
autor: Krzyk Honoru
-Oj Irracjonalny....– westchnąłem ciężko.– Spokojnie. Twoje ruchy muszą być wyważone i spokojne, nie możesz młócić ogonem i łapami w taki chaotyczny sposób, bo jeszcze bardziej sobie zaszkodzisz....– wyjaśniłem patrząc na pierwszy nieudany smok samca.
Drugi był już znacznie lepszy, dlatego też mogłem przejść do dalszej nauki.
-Świetnie. Żeby skoczyć bardziej do przodu, a mniej w górę musicie włożyć więcej siły w odbicie się tylnymi łapami. W tym celu możecie bardziej przysiąść na tylnych łapach.– wyjaśniłem uśmiechając się leciutko.– Pamiętajcie, że ogon ma wam pomagać, ale wasze ruchy muszą być pewne, chaos niewiele wam pomoże. No to wykonajcie dwa kolejne skoki, tym razem w przód.

: 24 cze 2014, 22:00
autor: Mania
Nie pochwalił jej!
Smoczyca nieco przygasła, ale nadal wpatrzona była w swojego rodziciela. Skupiła się jeszcze bardziej. Było to aż chorobliwe kiedy jej niebieskie oczka nie spuszczały wzroku z ojca nawet na sekundę.
Do przodu.
Wszystkie łapy zgiął, tak jak wcześniej. Skrzydła przyciągnął do siebie, wyciągnęła delikatnie szyję widziała zarówno to co ma pod łapkami jak i tatę [przed sobą. Nadal wbijała w niego niebieskie ślepia. Ogon zwisał lekko napięty z tyłu jej ciała. Małe pazurki uczepiły się delikatnie ziemi aby mieć lepsza przyczepność. Smoczyca była gotowa. Zgięła mocniej tylne łapki tak, że niemal na nich siedziała. Napięła wszystkie mięśnie i wyprostowała łapy podciągając jednocześnie przednie do siebie, jak skaczacy pies czy koń. Kręciła ogonkiem młynki aby utrzymać równowagę, gdy była blisko ziemi wyciągnła przed siebie najpierw przednie łapki. Dotknęła nimi ziemi, potem tylne. Kończyny ugięła aby zamoryzować upadek.
Potem kolejny skok.
Nie rozbiegała się skoczyła z miejsca tak jak chciał tata. Ponownie ugięła mocno łapki. Tylne oczywiście bardziej i tak jak poprzednio wyskoczyła w górę szybko prostując tylne łapy a podcągając pod siebie przednie. Gdy spadała wyciągnęła przed siebie te bardziej z przodu i wylądowała na nich. Po wszystkim dołączyła łapy tylne.
Spojrzała na tatę oczekiwała aprobaty.

: 30 cze 2014, 23:34
autor: Krzyk Honoru
To teraz zajmiemy się lotem.Pozycja wyjściowa taka sama jak przy skoku. – oznajmiłem uśmiechając się lekko do Manii. – Najpierw wyskocz w górę i gdy poczujesz, że zaczynasz spadać rozłóż skrzydła. Poczuj opór jakie stawiają powietrzu, nie machaj nimi. – nakazałem. –Przyzwyczaj je. Wyląduj tak, jak przy skoku. Lekko ugnij łapy, to pozwoli na amortyzację. – wyjaśniałem pomału. Poczekałem, aż wykona pierwsze polecenie, po czym zaraz przeszedłem do następnego.– Zrób to samo, ale tym razem zacznij machać skrzydłami. Zagarniaj powietrze pod siebie, dzięki temu będziesz się unosić w górze, choć nigdzie nie polecisz.

: 01 lip 2014, 22:39
autor: Mania
Smoczyca zamachała ogonkiem kiedy tylko tata ją pochwalił. To było najsilniejsza rzecz na świecie. Właśnie to uznanie ojca. Mania miała wręcz na tego punkcie jakąś obsesję. Chciała aby tata był z niej dumny. Być może dla tegl, że był jedyną osobą z którą utrzymywała tak ścisły kontakt i taką więź.
Mania skupiła się maksymalnie jak to miała w zwyczaju na treningach z ojcem.
Przytaknęła pewnie łbem.
Spojrzała delikatnmie w górę, przyjęła pozycję do skoku. Łapy mocno ugięła. Skrzydła początkowo przyciągnęła do siebie. Jej ogon był jej sterem.
W pewnym momencie spojrzała w górę i wyprostowała wszystkie kończyny. Podskoczyła do góry. W kulminacyjnym momencie rozłożyła skrzydła. Była w tych swoich ruchach nieco zbyt pewna. Zrobiła to zbyt szybko i z byt ostro. Przez co zachwiała się i musiała mocno machać ogonem aby utrzymać się jako tako w równowadze.
Przestraszyła się.
Spojrzała z niepokojem na tatę, tracąc swoją pewność siebie. A jak się przewróci ?
Pomimo swoich obaw spróbowała ponownie.
Przyjęła pozycję. Spojrzała w górę i wykorzysała siłę miesni do odbicia.
Tym razem zaczęła machać skrzydłami zaraz po mich rozłożeniu. Były to chaotyczne, próby. Biła skrzydłami o powietrze jakby walczyła o życie. W efekcie wcale nie zawisła w powietrzu a przeleciała z przerażoną miną nieco do przodu. Zapomniała także o poprawnym lądowaniu. Upadła z małej wysokości pod łapy swojego ojca.
– Przepraszam – wyjąkała.