Strona 3 z 37
: 31 maja 2014, 22:27
autor: Pasterz Kóz
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
-Nie ma za co- odpowiedział po chwili, patrząc jeszcze trochę za nią. Możliwe, że go nie usłyszała, ale nie miało to znaczenia. Zaoferował wszystko co mógł zrobić, więcej nie był w stanie. Teraz nie pozostało mu nic innego jak odejść, bo sterczenie tutaj nic nie dawało. Odwrócił się w kierunku stada Życia, aby móc spocząć w swej jaskini, następnie zaś ruszył przed siebie.
: 01 cze 2014, 15:41
autor: Zabójczy Umysł
Cóż, po dość długim odkładaniu nauk łowieckich na późniejszą porę, przyszedł czas na delikatne podniesienie swoich kwalifikacji. Ups. Umiejętności. Kamuflaż, z racji, że Pani Zima (nie będziemy jej za bardzo słodzić. Niech sobie idzie cholera gdzieś indziej) za bardzo rozpanoszyła się na smoczych terenach, trzeba było odłożyć na inny moment. A konkretnie, na poprawę pogody. Dość znaczną. Ok. Najpierw krótka teoria Śledzenie to umiejętność niezauważanego podążania za kimś lub też za czymś, tropieniem go za pomocą różnych zmysłów – po śladach, po woni, po dźwiękach – czy też podążając za, na przykład, roślinożercą. Najpierw trzeba znaleźć jakiś wyraźny ślad. Potem iść jego ścieżką, sprawdzając, czy nie czuć już zapachu albo czy nie zbliżyliśmy się do ofiary. Jeśli tak, trzeba automatycznie z śledzenia przejść do skradania. Młoda, no dobra, już nie taka młoda smoczyca, zeskoczyła zwinnie ze stery kamieni, na których wcześniej leżała, otwierając się całkowicie na las. I w przenośni i w praktyce. Bo i jedna i druga, reasumując logicznie, "umiejętność" miała jej się przydać w przyszłości. To znaczy, obecnie. Las, w którym się znajdowała, był pełen zapachów i detali, na których, bądź co bądź, adeptka nie mogła się skupiać, by w miarę sprawnie i efektywnie poszukiwać zwierzyny, dlatego też Winna skupiała się tylko na śladach – pojęcie dość obszerne – które tylko i aż tylko należały do zwierzyny. I tak, skrajna, ignorowała: całkowicie szum wiatru obijającego się o korony drzew i przeciskającego się między nimi; spadający śnieg, który od czasu do czasu, albo padał z nieba, albo po prostu z drzew; szmer pobliskiego potoku, i tak dalej, i tak dalej. Nie. Mikruska nasłuchiwał raczej kroków, szelestów, łamanych gałązek, nawoływań zwierząt... Takich dźwięków, które wydać mogła tylko istota nadająca się na jedzenie dla smoka. Tak samo zadziałał węch. Samica oddychała powoli, wciągając i wypuszczając powietrze, które dokładnie rejestrowało wonie, które napływały do jego nozdrzy. Nie przejmował się, czy też tak nie zwracał uwagi, na zapach drzew, krzaków, śniegu ... W dodatku – bo o wzroku również nie można było zapomnieć – aby objąć wzrokiem szerszy zakres „działania” lekko bujała łbem na boki, mogąc objąć wzrokiem większy teren. O czym należało by jeszcze wspomnieć przy tym zmyśle. Ah tak! Jej wzrok, obejmował – mniej więcej – 3/4 piętra roślinności. Od dołu do góry, i odwrotnie. Wyżłobiona łapą lub kopytem dziura. Odciski kopyt i łap. Szramy na drzewach i zdarta kora. Krew i resztki pożywienia. Futro na krzewach. To wszystko ją interesowało. W końcu, to był las. Tu wszystko – lub też i nie mogło być, kwestia gustu – było możliwe. Poprawka, Możliwe do znalezienia. Na szczęście, ów smoczyca nie siedziała na zadzie lub też nie stała w miejscu, tylko ... pruła przed siebie. Nie, nie pruła, bo tempo jej chodu było dość mizerne, ale szła. Głównie po linii proste, ale nie tylko. Czemu? Bo od czasu do czasu, wchodziła między drzewa, badając okolicę swoimi zmysłami – wszystkimi. Hm. Coś cichy ten las. Ani woni, ani śladów, ani dźwięków ... Cóż, powiedzenie wymarły las były najlepszym, jak nie jedynym, określenie. Ale nie! Coś tu jednak jest! Ale co? Do nozdrzy smoczycy dotarła jakaś woń. Jaka? No, to jest dość dobre pytanie. Woń była tak słaba – że słabszej chyba nie istnieje – żeby można było stwierdzić co to jest, ale ... To było przynajmniej coś! I dlatego też, Winna wciąż szła przed siebie, jednak skierowała się w tą stronę, od której dolatywał ku niej zapach. Idąc, natomiast stąpała lekko i ostrożnie. Niemal jak skradając się drapieżnik. Wilk, albo coś w tym stylu. Jej ślepia poszukiwały jakiś następnym poszlak, które to pomogłyby jej określić z jakim stworzeniem ma do czynienia i czy idzie w odpowiednią stronę. Nos zaś był skupiony przedewszystkim na śladzie zapachowym. Skoro jest dalej wyczuwalny, a był, to oznaczało, że stopniowo – póki zapach nie zniknie – zbliża się do celu. I tak, Łapa za łapą, krok za krokiem i ... mamy kolejny trop! Tym razem na ziemi. Hm. Co to może być? Podwójny odcisk kończyn, gdzie w tyle były wyraźnie zaznaczone palce szczątkowe? I jeszcze te dwie równoległe bruzdy na śniegu? W kształcie litery V? I sam rozstęp nie był jakiś duży? Na 2,5 szpona? – Zaraz, zaraz. Gdzieś widziałam już taki ślad? Ale gdzie? A! No tak! Na polowaniu? Ale czyj to był trop? No myśl, Winna, myśl! – tak, tak, tak. Gadanie do siebie było chorobą pomieszanego umysłu (psychiczna) ale kto powiedział, że ja jestem normalna? No kto?
Smoczyca uważnie obwąchała ślad. To na pewno jest ślad należący do zwierzyny, której woń można było jeszcze wyniuchać w powietrzu. Zgodność 100 %. Cóż, dalej umysł smoczycy (chyba nasza zainteresowana ma za długą przerwę między swoimi polowaniami) bo zamiast odpowiedzieć sobie na zadane przez siebie pytanie, ruszyła dalej. Z miną. "Wiem, już chyba wiem o kogo/o co chodzi. Mam to na końcu języka" Jej uszy i oczy były w dalszym ciągu szeroko otwarte i wyczulone na wszelkie bodźcie dochodzące z otoczenia. Węch nie tak bardzo, bo on z kolei musiał "pilnować" tropu zapachowego. Po dłuższym czasie, na szczęście, jej oczom ukazał się następny istotny trop, była to kępka brązowej sierści zahaczona o jeden z pobliskich krzaków. Dość miękka w dotyku. Tja. Dość duże zwierzę. Zresztą, które zwierzę nie było dla mnie małe? Chyba tylko zając. A nie! O ptakach nie można było zapomnieć, no nie można. Ha! I znowu to samo. Woń należała także do tego samego zwierzęcia, na którego ślady Winna trafiła 2-krotnie, Świetnie, to oznaczało, że adeptka podąża we właściwym kierunku. Eureka! po tym śladzie – w końcu – można było dojść do tego, za czym goni przyszła czarodziejka. Sarna! Tylko ona ma takie futro. Wróć! Sierść! Chwilę potem, nastąpiło wznowienie marszu. TYm razem jednak jeszcze czujniejsze i ostrożniejsze. Ale i tropienie, o czym należało również wspomnieć, takie proste już nie było. Czemu? Ano dlatego, że do tropów zwierzyny, które śledziła smoczyca nagle dołączyły inne, widać jeszcze kilka zwierząt zmierzało w tą samą stronę. Ślady kluczyły pomiędzy drzewami i kamieniami, mieszając się i zacierając co chwilę na ziemi, przez co niełatwo jej było skupiać się na tych właściwych, niemniej jednak, Łuska się nie poddawała. Starała się jednak ze wszystkich swoich sił, by nie stracić złapanego tropu . W pewnym momencie jej uszy wyłapały coś jakby delikatny szmer gdzieś od strony północy, czyli właśnie tej, w którą obecnie zmierzała. Czyżby to był odgłos kończący jej kilkuminutowy marsz? Oby, oby! Do tego wszystkiego, o czym nie można było zapomnieć, był fakt, że zapach zwierzyny wyraźnie przybrał na intensywności i stał się jakby ... bardziej świeższy? Jakby zwierzyna stała ogon, dwa ogony od Winnej? Tak! Również i odciski na ziemi, śniegu, również były jakby wyraźniejsze od reszty, co by oznaczało, że śledzone przez nią zwierzę znajduje się już coraz bliżej niej. Adeptka wzmogła zatem swoją ostrożność nie chcąc go spłoszyć i po cichutku posuwała się teraz nie tylko w ślad za wywęszonym tropem zapachowym oraz odciśniętymi w ziemi śladami racic, ale także i za usłyszanym dźwiękiem, kierując się dokładnie w tę stronę, gdzie jak jej się zdawało szmer był najgłośniejszy. Jednocześnie smoczyca bardzo uważała na swoje otoczenie, żeby to nie wpaść w jakiś dół czy nie wyrżnąć pyskiem o jakiś krzak lub drzewo, a także i na to, żeby nie zgubić żadnego z dotychczas odnalezionych przez nią śladów. Poruszała się cicho, ostrożnie, no i proszę . W pewnym momencie dostrzegła młodziutką sarenkę, skubiącą sobie jakiegoś krzaczora. Pełny sukces!
To co teraz? Nieszczęsne śledzenie czy nieszczęsna do kwadratu mediacja?
: 25 lip 2014, 9:47
autor: Zwiastująca Łuska
Zwiastująca przyszła do Zagajnika z ważnego powodu. Jej brat, Chłodny Kolec, miał powiedzieć jej nieco więcej o świecie. Był od niej starszy, miał większe doświadczenie, a przecież trzeba coś wiedzieć o miejscu, w którym się żyje. Cass uznała, że poproszenie o naukę kogoś z rodziny będzie najlepszym rozwiązaniem.
Dlatego też usiadła na świeżej, młodej trawie i czekała. Była cierpliwa, czasu miała dużo. Niedługo będzie gotowa na ceremonię, więc była także podekscytowana. Zbliżała się do niej z każdym dniem, każdym treningiem. Kiedy zostanie w końcu czarodziejką, będzie można uznać, że zaczyna się prawdziwe życie.
: 25 lip 2014, 10:00
autor: Agresja
Chłodny nie kazał siostrze długo na siebie czekać. Po jakiś czasie pojawił się na horyzoncie, lecąc szybko, nie chcąc się spóźnić. Będąc niedaleko Zwiastującej złożył skrzydła i zapikował w jej kierunku. Rozłożył skrzydła dopiero, gdy był ogon pod nią. Szarpnęło nim mocno, jednak nie przejął się tym i po prostu wylądował nieco niezgrabnie przed siostrą. Usiadł na ziemi i złożył bolące skrzydła, mając nadzieję, że ból niedługo minie... szkoda, że z doświadczenia wiedział, że to trochę potrwa... eh.
– Cześć. – powiedział na wstępie, wlepiając wzrok w siostrę. – A więc chciałaś się czegoś dowiedzieć... pytaj, a ja postaram się odpowiedzieć. – uśmiechnął się lekko; o, nawet mu się zrymowało, ha!
: 25 lip 2014, 10:05
autor: Zwiastująca Łuska
Czekanie akurat nie było niczym strasznym, więc gdyby Ingmar zjawił się później, nic by się nie stało. Gdy samica zauważyła go na linii horyzontu, uśmiechnęła się lekko, bardziej do siebie – w końcu samiec nie byłby w stanie zauważyć tego uśmiechu z takiej odległości. Widząc jak jej brat pikuje, zachichotała lekko. Sama uwielbiała tak robić, zawsze też miło na to popatrzeć.
~ Cześć. To może na samym wstępie zechcesz powiedzieć mi coś więcej o naszych bogach? Wiem jedynie co nieco o Ateralu, Immanorze i Naranlei. O tej ostatniej najwięcej ~ powiedziała, uśmiechając się. Cieszyła się, że ma brata, zawsze to jakieś pocieszenie. Kiedy ich matki już zabraknie, warto mieć wsparcie kogoś bliskiego. Ojciec nie wykazywał większego zainteresowania swym potomstwem.
: 18 wrz 2014, 14:07
autor: Pradawna Łuska
Kolejna sprawa, a dokładniej skradanie. Dzień chylił się ku końcowi, ale smoczyca miała na tyle sił, by trenować.
Mocno skupiła się na przypomnieniu wszelakich informacji na temat ważnej umiejętności, jaką było owe skradanie. Gdy już wyciągnęła potrzebną wiedzę z ostatnich zakątków swego umysłu, uformowała je w spójną myśl.
~ Skradanie to trudna sztuka polegająca na bardzo cichym przemieszczaniu się, jednocześnie uważając na ogromną ilość elementów mogących przeszkodzić w osiągnięciu celu. Były to między innymi: naturalny wiatr, mogący zdradzić zapach, kruche gałązki, liście różnej barwy czy nawet bialutki śnieg kruszący się pod naszym ciężarem, które wytwarzały wyraźne dźwięki. Własny oddech, który można było łatwo usłyszeć oraz wiele, wiele innych drobnych i większych rzeczy. Łapami nie wolno mocno uderzać, trzeba lekko stąpać. Cel do którego się podkradamy trzeba uważnie obserwować, aby być w stanie szybko zareagować w momencie wykrycia naszej persony. Zazwyczaj przydaje się wtedy kamuflaż oraz bezruch, ewentualnie możemy przepuścić atak, lecz miał on mniejsze szanse na sukces niż podczas udanego skradania. Trzeba bardzo się skupić, żeby nie popełnić absolutnie żadnego błędu ~ pomyślała, wzdychając cicho. Teraz czas na przyjęcie pozycji pomagającej w tym. Zniżyła piękny, biały, majestatyczny łeb, jednocześnie uginając wszystkie łapy w taki sposób, by móc swobodnie się poruszać oraz nie dotykać delikatnym brzuchem zielonej trawy i błota. Skrzydła trzymane blisko ciała, zaś ogon uniesiony lekko nad podłoże i usztywniony. Była już gotowa do części praktycznej. Wyraźnie wyobraziła sobie młodą sarnę, pożywiającą się cichutko między bezlistnymi drzewami oraz dużymi krzewami. Co jakiś czas szybko podnosiła swój mały łeb, bardzo bojąc się o swe krótkie życie. Takie niestety było okrutne prawo natury, słabsi padali ofiarą silniejszych. Azlopea wpierw sprawdziła z której strony wieje zdradliwy wiatr. Obecnie jej zapach leciał wraz z nim w kierunku zwierzęcia, trzeba było zatem zrobić małe okrążenie. Na ugiętych łapach okrążała swój cel, uważając na wszelakie reakcje wytworu wyobraźni oraz na elementy przyrody, które narobiłyby dużo hałasu. Gdy znalazła się po drugiej stronie sarny, skierowała swe ciche kroki w jej kierunku. Powoli, badając zachowanie płochliwego zwierzęcia, zmniejszała odległość. Oddychała powoli oraz prawie bezdźwięcznie. Uważała gdzie stąpa, coby nieliczne gałązki nie pękły. Nagle zwierzyna spojrzała na nią. Zatrzymała się w absolutnym bezruchu, zakładając, iż teoretycznie miała na sobie kamuflaż. Sarna nie wykryła jej i ponownie zaczęła wyrywać zębami kępkę trawy, należącą do świata wyobraźni. Ominęła jeden z krzewów stojący jej na przeszkodzie i znalazła się tuż przy celu. Wyskoczyła w jej kierunku z wyciągniętą do przodu głową, ale jej kły trafiły tylko powietrze. Był to przecież tylko twór wyobraźni, nic prawdziwego. Wylądowała na łapach, w miarę cicho. Zastanowiła się przez chwilę nad kolejnym dla siebie zadaniem. Nagle poczuła olśnienie. Zauważyła w pobliżu jedno z drzew. Wyobraziła sobie jak na jednej z gałęzi siedzi kruk, na takiej wysokości, aby była w stanie doskoczyć. Plugawa ponownie zaczęła od okrążania ptaka na ugiętych łapach, aby wiatr przywiewał jej zapach zwierzyny, a nie na odwrót. Unikała wszelakich przedmiotów mogących ją zdradzić przy najmniejszym kontakcie fizycznym. W końcu zaczęła powoli iść w kierunku celu, utrzymując wzrok na swojej ofierze. Starała się cicho oddychać oraz stąpać na tyle lekko, aby błoto i trawa pod jej kończynami nie wydała ani jednego chrzęstu czy innego dźwięku. Gdy jedno drzewko stanęło jej na przeszkodzie, zamiast omijać je, jeszcze bardziej ugięła łapy oraz pochyliła nisko łeb. Dzięki temu, niemalże w żółwim tempie przedostała się pod znajdującymi się nad nią gałęziami, nie zahaczając przy tym o żadną. Przyjęła poprzednią postawę i dalej skradała się do kruka, aż w końcu znalazła się wystarczająco blisko. Szybko wyprostowała kończyny odbijając się od ziemi. Wyciągnęła do przodu swoją głowę i przekrzywiła ją na bok, aby łatwiej mogła dostać się do kruka. Silnymi szczękami chciała go złapać, ale zamiast tego trafiła w gałąź. Wylądowała tym razem z mniejszą gracją na trawie i postanowiła wrócić do obozu.
: 26 paź 2014, 14:17
autor: Gliniany Kolec
Idąc przed siebie zauważył, że drzewa zaczęły rosnąć coraz rzadziej i wydają się być starsze niż te, które mijał wcześniej. Zatrzymał się by rozejrzeć wokoło – tak, to tutaj! Tym razem Gliniany Kolec nie włóczył się bez celu. Przyszedł do Zagajnika, ponieważ chciał rozpocząć naukę Skradania. Co prawda obiecał sobie już dawno spotkanie z przyjaciółmi i wspólną zabawę, ale teraz i on dołączył do grona adeptów i nie chciał poświęcać czasu tylko na zabawy. Spotkają się wkrótce! Lubił nauki i nie mógł doczekać się kolejnej. Do tego chyba ważnej dla Łowców! Mokradło usiadł sobie na trawie, która była bardzo miękka i... dość wysoka. Czekając na swoją Mistrzynię ma chwilę na porozmyślanie lub obejrzenie okolicy. Z pewnością rośną tu jakieś ładne drzewa czy mniejsze rośliny których adept jeszcze nie widział.
: 26 paź 2014, 14:24
autor: Niepamięć Świtu
Niepamięć nie kazała czekać na siebie długo. Wyszła spomiędzy niskich drzewek, naprzeciw Glinianego. Nie znała adepta za bardzo, ale to nie przeszkadzało przecież w nauczaniu go, skoro Runa zadecydowała, że to ona miała wprowadzić przyszłego łowcę w tajniki tychże sztuk polowania. To znaczy, dużego wyboru nie miała.
Skinieniem łba przywitała smoka. Z tego, co pamiętała, mieli zacząć od skradania.
– Na początek nieco teorii. Czym jest skradanie i gdzie je wykorzystujemy? – zapytała. Pytanie nie było trudne, niemniej znajomość odpowiedzi na nie była ważna.
: 26 paź 2014, 14:52
autor: Gliniany Kolec
Nie minęło wiele czasu – Niepamięć przyszła szybko. Gliniany wstał z miejsca by wyjść jej na przeciw, po czym również skinął łbem na przywitanie. Więc na początek teoria...
– Hm... Skradanie jest sposobem chodzenia, a konkretnie podchodzenia do zwierząt. Wykorzystujemy je właśnie do podchodzenia do zwierząt na polowaniu. Nie można podchodzić do nich byle jak i nieuważnie. Trzeba to zrobić tak, by nas nie zauważyły i nie usłyszały, bo mogłyby uciec, a tego chyba raczej nikt by nie chciał. – odpowiedział.
: 26 paź 2014, 16:41
autor: Niepamięć Świtu
– Nie tylko na polowaniu, i nie tylko podchodząc do zwierząt. Skradanie wykorzystujemy po prostu, kiedy chcemy podejść do kogoś niezauważeni. – dopowiedziała, kiwając powoli łbem. Nie jest źle.
– Na co należy uważać i o czym pamiętać? – zadała kolejne pytanie.
Teoria mogła nie należeć do ulubionych części nauki Glinianego, jeśli w ogóle kogokolwiek. Ale warto mieć pojecie o czym się w ogóle uczy.
: 27 paź 2014, 17:41
autor: Gliniany Kolec
– Racja, można i skradać się do smoków na przykład! Nie przyszło mi to na początku na myśl. – uśmiechnął się po czym zastanowił chwilę nad następnym pytaniem
– Myślę, że trzeba uważać na otoczenie oraz zachowywać się cicho. Żeby nie skupić się tylko na obiekcie, do którego się skrada bo można nie zauważyć na przykład gałązek czy szyszek pod łapami. One pękną gdy się na nie nadepnie i ktoś może nas usłyszeć. Z tego, co słyszałem, kierunek podchodzenia zależy też od wiejącego wiatru? Skradając się trzeba być niewyczuwalnym i niewidocznym. – odpowiedział mając nadzieję, że nie pozapominał o czymś ważnym.
: 27 paź 2014, 19:07
autor: Niepamięć Świtu
– Tak, tak. Jeśli nie ma się przygotowanego kamuflażu, który rozmywałby w jakiś sposób nasz zapach, trzeba zadbać o to, by wiatr najlepiej wiał nam w pysk. Nie odwrotnie. Wypada też pamiętać o oddechu, aby zbytnio nie sapać, no i czy przypadkiem zwierzyna lub smok nie domyślają się o naszej obecności, albo czy po prostu nie zerkają w naszą stronę. W takim wypadku najlepiej po prostu przystanąć gdzieś za drzewem czy krzakiem. – uzupełniła wcale nie taką złą odpowiedź Glinianego.
– Domyślasz się, jak powinna wyglądać pozycja do skradania?
: 27 paź 2014, 22:31
autor: Gliniany Kolec
– Hm... Ciało zbliżone ku ziemi na lekko ugiętych łapach...? Tak, abyśmy nie rzucali się w oczy i mogli swobodnie przejść, bez hałasu...
Adept odszedł krok w tył i spróbował przyjąć pozycję, pomyślał, że wtedy łatwiej będzie mu wytłumaczyć: Ugiął łapy, przybliżając się do ziemi. Uniósł i ogon, by ten nie był tak nisko. Przednie łapy były ugięte bardziej niż tylne, więc klatka piersiowa była niżej niż tylna część ciała. Nie chciał przesadzić z obniżaniem się, w końcu nie chodziło o to, by szurać brzuchem po ziemi. Gliniany rozłożył na chwilę skrzydła by je poprawić – złożył je więc zaraz z powrotem.
– Myślę, że jakoś tak? Tak mniej-więcej. – powiedział, gdy uznał, że ustawił się już odpowiednio.
: 29 paź 2014, 12:43
autor: Niepamięć Świtu
Świt popatrzyła po adepcie, oceniając jego postawę, ale bez krytycyzmu.
– No, mniej-więcej. Łeb tylko trochę niżej, żeby tak nie zwracać uwagi. – oceniła w końcu, skupiając na moment maddarę. W odległości kilku ogonów od Glinianego, pomiędzy młodymi drzewkami, pojawiła się łania. Zwierzę stało tyłem do smoka, szukając pożywienia. Zdawało się nie za bardzo zwracać uwagi na to, co się dzieje w około. Ale dało się odczuć, że wiatr się zmienił, działając na niekorzyść młodego smoka i mogąc zanieść jego zapach w stronę łani.
Łowczyni skinęła lekko na Glinianego, dając znak, że może zacząć wykorzystywać swoją wiedzę w praktyce.
: 01 lis 2014, 14:43
autor: Gliniany Kolec
Zwierzę przed nim... Adept oczyma wyobraźni widział już jak potyka się robiąc hałas i zwierzę dowiaduje się o jego obecności. Do tego wiatr... Nie, nie, nie! Nie można od razu myśleć o porażce. Gliniany westchnąłby teraz chcąc pozbyć się złych myśli, ale w porę się powstrzymał. Żadnych dźwięków! Co zrobić z wiatrem? Może możnaby postarać się podejść jakoś z boku...? To zwierzę z dużymi oczami po bokach głowy wygląda na takie, które jest w stanie widzieć wszyściusieńko! Ale to konkretne, przed nim, zdaje się nie zwracać na otoczenie aż takiej uwagi...
Gliniany wciąż stał w pozycji, jaką pokazywał wcześniej. Teraz opuścił niżej głowę, jak powiedziała Niepamięć. Starał się oddychać lżej, ciszej, Powoli i uważnie postawił pierwszy krok przed siebie. Następne postawił już bardziej w lewo – podkradnięcie się do łani jakby ze skosa było najlepszym rozwiązaniem jakie przyszło mu na myśl. Wiatr poniesie zapach obok zwierzęcia, ale do niego nie dotrze... Tak przynajmniej pomyślał sobie Mokradło. Szedł więc ze skosa, przed siebie i w lewo, stawiając kroki miękko i cicho, starając się nie nadepnąć na nic i na nic nie wpaść. Uważnie obserwował to otaczającą go trawę i ziemię pod sobą, to łanię. Doszedł do jakiejś krzaczastej roślinki o gęsto rosnących liściach, za którą stanął. Spojrzał na łanię przez niewielki prześwit. Odszedł od niej zbyt w lewo... Wrócił do pozycji do skradania i zaczął iść ze skosa, tym razem bardziej w prawo. Odległość do zwierzęcia malała, Gliniany przystanął przy kolejnym krzaczku. Od początkowego miejsca do tego zatoczył coś na kształt łuku.
: 01 lis 2014, 19:21
autor: Niepamięć Świtu
Świt uważnie obserwowała swojego ucznia. Wydawał się pamiętać o tym, o czym sam powiedział i o czym Niepamięć również wspomniała. Co potwierdził fakt, że pomimo jesiennej pory i dużej ilości przeszkód w postaci opadłych liści, czy gałązek, adept zachował ciszę. Jeśli chodzi o problem z wiatrem, również dobrze sobie poradził.
– Jeśli chodzi o podstawy, to spokojnie masz je już opanowane – odezwała się, zaraz po tym jak adept przystanął. Poradził sobie dobrze, nie było sensu dalej przedłużać nauki. – Coś jeszcze?
// raport skradanie I
: 03 lis 2014, 18:24
autor: Gliniany Kolec
Wstał i odszedł od krzaczka przy którym wcześniej przystanął, wracając na miejsce z którego rozpoczął.
– Więc dziękuję za naukę! – Powiedział wesoło do Niepamięci. Hm, coś jeszcze?– Wspominałaś na początku o przygotowywaniu kamuflażu. Może i jego byś mnie nauczyła? Jeśli to nie problem oczywiście. – zapytał dość nieśmiało.
: 04 lis 2014, 18:16
autor: Niepamięć Świtu
Dalsza nauka adepta nie stanowiła dla Świtu żadnego problemu, co to w końcu, jeden uczeń wte czy wewte? Oczywiście chciała tez jak najszybciej nauczyć Glinianego w własnym fachu, aby stado mogło już niedługo cieszyć się kolejnym łowcą.
– Skąd. Co prawda kamuflażu nie używa się już tak często, niemniej jest to coś, co warto znać... ale na początek też coś z teorii – jak byś opisał kamuflaż jako umiejętność i w jakich sytuacjach byś się nim posłużył?
: 05 lis 2014, 22:09
autor: Gliniany Kolec
– Dzięki kamuflażowi trudniej będzie nas dostrzec czy wyczuć. Będziemy mogli się tak jakby stopić z tłem. Używając różnych rzeczy takich jak gałązki, liście czy błoto na przykład, można rozmyć zapach, lub stać się bardziej niewidocznym. Myślę, że kamuflażem posłużyłbym się głównie w terenie, w którym trudno się schować za czymś. Lub w takim, gdzie bym się bardzo wyróżniał. – odpowiedział.
: 25 lis 2014, 22:10
autor: Niepamięć Świtu
Pokiwała powoli łbem, gestem tym wyrażając aprobatę dla odpowiedzi smoka.
– Ogólnie kamuflaż może się także przydać na polowaniu, albo też w sytuacji, gdzie chcemy się przed kimś ukryć... ale wtedy pozostaje też kwestia pozostawianych przez nas śladów. Jak byś je zamaskował? – zapytała, przekrzywiając lekko łeb.
Dodano: 2014-11-25, 22:10[/i] ]
Łowczyni ponownie zjawiła się w zagajniku. Wcześniej była tu z okazji nauki jednego z adeptów Ognia, jej własnego ucznia. Nieszczęśliwym trafem ten zaginął, a miejsce to pozostało puste. Niemniej, sprzyjało ono naukom łowiectwa, szczególnie początkującym. Szła cichym krokiem pomiędzy drzewami, sadowiąc się w końcu pomiędzy nimi. Obejrzała się przez ramie, upewniając, że Wilczy Kolec wciąż z nią jest.
– Jak tam? Gotowy do nauki? – zapytała pogodnie.
: 26 lis 2014, 15:58
autor: Wilczy Kolec.
– Oczywiście. – powiedział z entuzjazmem. Zwłaszcza, że adept, który nie trenuje, nie powinien zwać się adeptem a Wilczy ostatnio zaniedbał szkolenia. Podszedł do mistrzyni
– Zastanawiam się czego będę się uczyć. Ostatnio zaniedbałem nauki, więc mam sporo do nadrobienia... Usiadł na ten krótki moment aby się lekko wyciszyć. Przysłuchał się wiatrowi, ten niestety nie był tak przyjemny jak parę księżyców temu. Mimo wszystko, chłodny powiew ożywił adepta, i ten stanął na nogi. Ugiął je lekko w stawach i rozprostował, po czym ustawił się w pozycji gotowości.