Strona 3 z 27
: 21 maja 2014, 19:02
autor: Kropla Goryczy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Skinęła delikatnie łbem, trawiąc słowa smoka. Również nie był stąd, więc zapewne nie dowie się wiele. A pytań było coraz więcej i nieprzyjemnie kuły Deirdre. Nie pozwalała im jednak na przejęcie władzy i nie zasypywała Olśniewającego żądaniami odpowiedzi. Żyjąc z Wiedźmą nauczyła się trzymać język za zębami. Inaczej prawdopodobnie straciłaby go dosyć szybko.
– Błękitna Dolina znajduje się daleko stąd. Lecz bardziej na północ i opuszcza ją niewiele smoków.
A w każdym razie nie żywych, czego świadomość boleśnie dotarła do smoczycy. Nikt nie wiedział, co ludzie robili z ciałami zabitych... A jedynie Skalani samodzielnie wychodziło poza granice Doliny, nie koniecznie też żyli długo. Nuta smutku zaległa w umyśle Deirdre. Zapewne nie spotka tu nikogo, kto choćby słyszał o miejscu jej pochodzenia. Nie mogła już go nazwać domem.
– Stadami? Nazywa się tak odległe grupy?
Spytała nim pomyślała, za co przeklęła się dosadnie w myślach. Ale pysk nie odzwierciedlał jej wnętrza, zachowując maskę nieprzeniknionego spokoju.
– Wybacz mi mą napastliwość, jednakże pustki tych terenów są nieznacznie... Niepokojące.
Przebywała tu już kilka księżyców, a napotkała zaledwie trójkę, czwórkę smoków? Oczywiście, warunki nie były sprzyjające do sielankowych przechadzek, zwłaszcza dla posiadaczy łusek. Ale jeśli ktoś tu mieszkał, musiał coś jeść. Przyzwyczajona do niesamowicie licznych Watach, czuła się nieswojo. Ale nie samotnie – to uczucie skutecznie wbiła jej z łba towarzyszka długich wędrówek.
: 13 sie 2014, 14:16
autor: Niezdecydowana Łuska
Gdy odzyskała energię, zmarnowaną na ostatni trening magii atakującej, przyszedł czas na poprawienie swojej obrony, dlatego też przybyła tutaj. Było to miejsce ciche i spokojne. Idealne do trenowania magii, nikt tutaj bowiem nie zakłóci jej koncentracji. Wzięła głębszy wdech, przywołując to orzeźwiające uczucie magii wypełniającej jej członki, po czym zebrała odpowiednią jej ilość w jednym miejscu. Zawsze tak robiła by przygotować się do używania maddary.
Musiała się nieźle nakombinować, by wymyślić jakąś ciekawą obronę, jednak po chwili wpadł jej do łba pewien pomysł.
Wyobraziła sobie wokół siebie przeźroczystą bańkę, a raczej bąbel stworzony z powietrza, gęstego, wibrującego lekko. Owe powietrze miało dwa proste zadania. Pierwszym z nich było odpychanie rzeczy latających. Przy granicach bańki, powietrze zdawało się wirować tak, by jego ruchy nie pozwalały się niczemu przebić do środka, ani płomieniom, ani ostrym rzeczom. Wirujące powietrze na krawędzi bańki poruszało się szybko wystarczająco szybko by nawet małego smoka odepchnąć, ale co ważniejsze, filtrowało też czyste powietrze do środka. Takie zabezpieczenie przed ewentualną lotną trucizną. Na tym jednak nie poprzestała. W końcu w trakcie walki, mag mógłby wyczarować twór wewnątrz bańki i wtedy ta nie zdałaby efektu, dlatego w wirujące powietrze tworzące granice jej obrony, posłała nieco więcej maddary. Miała ona zapewnić dodatkową bańkę ochronną, nie przepuszczającą wrogiej maddary do środka. Była więc odcięta od telepatycznych przekazów ale także od wrogich ataków z wnętrza jej bezpiecznego miejsca.
Przelała w to maddarę a gdy zauważyła wokół siebie ruchy powietrza, mruknęła cicho, sprawdzając czy wszystkie właściwości są takie jakie powinny.
Twór sprawiał wrażenie, jakby spełnił wymogi, dlatego pozwoliła mu zniknąć i wzięła się do tworzenia kolejnej obrony. Ta miała być skierowana bardziej przeciw wojownikom, bowiem wyobraziła sobie jak cała ziemia wokół niej zmienia się w jedne, wielkie bagno. Głębokie na tyle, by potencjalny wojownik zatopił się aż do połowy tułowia, tracąc możliwość ruchu. Tworząc owe bagienko, musiała zadbać o kilka szczegółów. Przede wszystkim zwróciła uwagę na to, by wojownik niezależnie od swej wagi, "zanurzył" się bardzo szybko, tak by nie zdążył zbiżyć się na tyle by ją zaatakować. Drugą rzeczką było to, że jak już ktoś wpadnie w jej pułapkę i się zanurzy, bagnista ziemia miała stać się bardziej gęsta, ciężka, ale przede wszystkim ściśle przylgnąć do ciała, co powinno utrudnić wyrwanie się, czy chociażby poruszenie łapami. Jednak nie same łapy należało unieruchomić. Smok miał jeszcze skrzydła i mógł wzlecieć w powietrze, dlatego dodała swemu bagienku właściwość, by po zanurzeniu się jej przeciwnika, błoto uniosła się trochę i przylgnęło do skrzydeł, uniemożliwiając smokowi rozłożenie ich. Na koniec zostało nadać ostatnią właściwość, a mianowicie to, by ziemia pod jej łapami była nadal twarda i nie przybrała podobnych właściwości jak ziemia obok. W końcu sama nie chciałaby się ubrudzić.
Gdy i to zrobiła, przelała w twór maddarę i obserwowała, powstawanie unieruchamiającego bagienka. Ciekawe czy zda się w walce jako prawdziwa obrona?
: 16 wrz 2014, 14:14
autor: Echo Odwetu
Samica przyleciała tu w celach treningu magii. Dla odmiany tym razem, była to magia ataku.
Wyciszyła umysł, przywołując w myślach obraz błękitnego, czystego teraz nieba. Wzięła kilka głębokich wdechów i wyobraziła sobie pierwszy rodzaj ataku. Był to długi na dwa szpony, ostro zakończony, oszlifowany kolec zrobiony z pół przezroczystego, błękitnego, pokrytego białym szronem lodu, w którego wnętrzu pływała rubinowa, wrząca magma. Lód był odporny na ciepło i kwas, kruchy, lecz ciężki. Miał za zadanie wbić się w przeciwnika, najlepiej gardło, a nawet jeśliby to się nie udało, rozpadłby się uwalniając gorącą magmę, która poparzyłaby wroga. Lód był lodowaty w dotyku i nie wydzielał żadnej woni, zaś magma śmierdziała dymem, siarką, palonym drewnem sosnowym, nie dało się wyrzuć ciepła z daleka, ale jakby się dotknęło kolca, można by poczuć ciepło płynące od wnętrza. Zaczerpnęła maddarę ze swego źródła i tchnęła ją w twór, który miał pojawić się dwa szpony przed pyskiem smoczycy. Zadowolona z rezultatów dotknęła kolca, oglądając jak jej twór znika.
Teraz pora na drugi atak. Młoda smoczyca z westchnięciem wyobraziła sobie pełzające po podłożu, ciemnozielone pnącza, na których widniały bordowe plamki różnej wielkości. Gdzieniegdzie dało się zauważyć jakiś kolec jak u róży lub dwa, ale były one chaotycznie rozmieszczone. Pnącze były cztery, wszystkie identyczne. Miały po cztery szpony długości i trzy łuski szerokości. Wydawały się być miękkie, śliskie w dotyku, ale w rzeczywistości miały być równie twarde jak diament, odporne na zimno i ciepło, ale nie na kwas. Kolce, które widniały na pnączach posiadały barwę brązową i nie były specjalnie ostre. Miały pojawić się cztery szpony na prawo od Odmiennej, a gdyby był jakikolwiek przeciwnik, owinęłyby się wokół jego łap, miażdżąc prawdopodobnie kości i powodując duży dyskomfort. Dało się czuć od tworu adeptki nikłe ciepło, pnącza pachniały deszczem, zgnilizną i skoszoną trawą.
No, chyba już ostatni atak – trzeci. Samica wyobraziła sobie chmurę duszącego, śmierdzącego siarką, dymem i zgnilizną gazu, który miał uniemożliwić potencjalnemu przeciwnikowi oddychanie i go udusić. Chmura była spora na dziesięć szponów wzdłuż i wszerz, a wokół niej można było zobaczyć półprzezroczystą, złotawą otoczkę, która utrzymywała chmurkę w całości. Miała ona przepuścić jedynie głowę przeciwnika, stając się w jednej chwili czymś w rodzaju bąbla z wody, w innym przypadku była twardsza od diamentu, odporna na zimno i ciepło. Chmura miała barwę mieszanej zgniłej żółci, szałwii i matowej zieleni. Twór nie miał żadnej temperatury, ale wewnątrz chmury było bardzo duszno. Samica westchnęła głośno przelewając maddarę w swój twór. Miał on się pojawić jedną czwartą ogona przed nią. Spojrzała na twór i po upewnieniu się, że jej się udało, pozwoliła mu zniknąć. Mruknęła coś pod nosem, rozkładając skrzydła. Powinna odpocząć, tak, zdecydowanie pora na krótki odpoczynek. Z takimi myślami wzbiła się w powietrze i poleciała do swojej groty.
: 14 paź 2014, 22:27
autor: Jaskiniowy Kolec
I przyszedł czas, aby wezwać tego, dla którego tak na prawdę przybył. Na te ziemie kierowały go słowa Oka i to on przede wszystkim przekonał go do spróbowania zamieszkania pośród tych wszystkich smoków.
Za informacje przekazane, Jaskiniowy obiecał smokowi Życia, że przekaże słowa jego ojcu.
Złudzenie Życia- bo tak miał na imię jego ojciec, przywódca zarazem stada- mógł zignorować wołania jakiegoś nieznajomego smoka. Niemniej wierzył, że smok okaże się na tyle wolny, aby przybyć.
Obietnica to obietnica. Jaskiniowy posiadał honor i miał zamiar spełnić "ostatnią wolę" tamtego niezrównoważonego smoka jakim był Oko.
Mógł wiele powiedzieć o tamtym smoku, ale na pewno nie to, iż był posłuszny i ułożony. Jego aura aż kipiała od złości i rozpaczy. Może dowie się co tak na prawdę spowodowało w tamtym smoku takie odczucia?
Dlatego też głośno ryknął i oczekiwał na przyjście znacznie starszego smoka...
: 16 paź 2014, 17:53
autor: Tejfe
Tehanu zabłądziła. Szła i szła zwiedzając otaczający ją świat, aż w końcu trafiła tutaj. Nie było to zbyt miłe miejsce, wręcz lekko przerażające. Przed oczami smoczycy lśniły ciemno granatowe łuski. Obejrzała się do góry. Patrzyła na największego smoka, jakiego przez te 8 księżyców widziała. Nie spodobał jej się. Wystraszona skurczyła ciało i zaczęła się lekko oddalać. Nie powiedziała nic, gdyż nie chciała by olbrzym ją zauważył. Oby nie należał do Cienia..., pomyślała.
: 16 paź 2014, 19:41
autor: Jaskiniowy Kolec
Nie trudno było zauważyć chodzącego pisklaka nawet wieczorem. Jaskiniowe smoki miały to do siebie, że bardzo dobrze zauważały ruch, poza tym sam smok miał ciekawą umiejętność wykrywania aury. To jasne, że pisklę się bało.
Jaskiniowy ruszył w stronę tego pisklęcia, poruszał się miarowo bez pośpiechu, na jego pysku nie malowało się nic poza zwykła ciekawością.
Kiedy wyczuł w końcu zapach życia, po prostu prychnął. Myślał, że to jakiś cień za nim pobiegł po prostu. Jaskiniowy rzadko latał.
–Nie uciekaj. Gdyby Ten chciał zaatakować, już byś nie żyła...-Rzekł spokojnie i zarazem zgodnie z prawdą. Przecież wystarczyło dmuchnąć w pisklaka, a by iskra życia w małej samicy, po prostu zgasła.
–Nie lękaj się...
Dodał i podszedł bliżej, ale zachował dystans na tyle duży, aby pisklę czuło pewną swobodę.
: 17 paź 2014, 9:18
autor: Tejfe
Ośmiu księżycowy już pisklak, odwrócił się w stronę smoka. Wyczuwała, że za nią idzie. –Kim jesteś?-spytała, w jej głosie wciąż było czuć lęk. Skąd mogła wiedzieć czy olbrzym naprawdę jej nie skrzywdzi? A jeżeli jest z Cienia? Na wszelki wypadek przybrała pozycję bojową, co dziwnie wyglądało na jeszcze niedorobionym do końca ciałku. Nie uciekała już jednak, choć mogła odlecieć. Pierwszym powodem było to, że raz się już wywróciła podczas nauki latania i nie chciała tego powtarzać, tym bardziej, że smok mógłby ją skrzywdzić w locie. Drugim powodem było to, że coś ją ciągnęło do wielkoluda, jakaś ciekawość, coś nieznanego.
: 17 paź 2014, 16:55
autor: Jaskiniowy Kolec
Smok jednak nie zamierzał skłamać i zamierzał też potwierdzić przypuszczenia małej.
–Ten nazywa się Jaskiniowy Kolec, w tej chwili... Pochodzi z bardzo daleka, ale obecnie należy do stada Cienia...
Obserwował nadal aurę młodej, siadając na zadzie i po prostu czekając. Czy ciekawość wygra nad rozsądkiem? Czy każdy smok z Cienia będzie tak samo postrzegany? Przecież to niesprawiedliwe. Wiele księżyców życia nauczyło go, iż pierwsze wrażenie nie przebije przyzwyczajeń smoków.
Jaskiniowy oczywiście był zagrożeniem pod każdym względem, ale jaki miałby cel w straszeniu pisklęcia? Cóż on mógł mu zrobić? Cóż osiągnąłby, raniąc go. Nie pociągało zadawanie bólu i nie żywił się lękiem innych... Niemniej jeśli miałby w tym cel... Pewnie i nie zaczynałby rozmowy. Po prostu zabiłby małą.
: 17 paź 2014, 17:44
autor: Tejfe
Cień. Tylko to chodziło po głowie Tehanu. Olbrzym należy do Cienia. Uciekać, ucieczka, muszę uciekać., myśli smoczycy zlepiły się w jedną kupkę. Niewiele myśląc wzbiła się w powietrze i zaczęła lecieć na wprost. Co prawda smok mógł ją złapać, gdyż Tehanu dopiero co nauczyła się latać, a po Jaskiniowym widać, że praktykuje to od dawna. Miała jednak szczerą nadzieję, że tego nie zrobi i zostawi ją w spokoju, choć... "Uważaj na smoki z Cienia" "Nie zadawaj się z nimi" "Chciał mnie skrzywdzić", przypominała sobie słowa brata. Chciał go zabić, skrzywdzić, znęcał się! Lęk Tehanu przerodził się w czystą nienawiść.
: 17 paź 2014, 17:53
autor: Jaskiniowy Kolec
Nie będzie oceniał postępowania smoków z którymi mieszkał. Sam był na tyle dorosły, aby wiedzieć kiedy rozmówca jest źle nastawiony do innego smoka, ale czego spodziewał się po pisklęciu?
–Żegnaj więc...
Rzekł tylko na odczepne i odwrócił swój pysk w stronę gór. A potem spędził czas na myśleniu o przeszłości. Może i powinien zatrzymać pisklęcia, ale każda tego próba byłaby odebrana jako napaść. Nie należy więc się przejmować, iż mała uciekła. Tym bardziej miał w nozdrzach jej nienawiść do Cienistych. Należał do nich, ale stawianie wszystkich pod jeden szereg było szczeniactwem....
No ale jak już mówił- czego spodziewać się po tak młodym smoku?
: 23 paź 2014, 21:41
autor: Dwuznaczna Aluzja
Ankaa nie zamierzała ograniczać się jedynie do terenów Cienia. Trzeba zwiedzić tą krainę, znacznie mniejszą co prawda od jej poprzedniego domu, ale jednak różnorodną. Wyglądała tak sobie. Neutralnie. Purpurowe łuski, oświetlane tak intensywnie przez promienie Złotej Twarzy widać było z daleka, podobnie jak złote wzory je okalające. Sama smoczyca nie wyglądała na zbyt przyjazną czy szczęśliwą.
Szła, włócząc łapami po ziemi z braku sił, zarówno fizycznych jak i psychicznych. Po tym wszystkim. Straciła wszystko. Sens życia, umiejętności, rangę. Czy jest sens dalej toczyć tą swoją nędzną egzystencję, a może lepiej to zakończyć, oddać się bogom, wtulić się w ramiona przodków? Grzeszna już sama nie wiedziała, co robić. Była rozdarta, ogarniał ją Ból Niepewności. Nie zostawiał on ran na jej ciele, lecz rozrywał duszę na strzępy, w wiecznej walce między rozsądkiem a chęcią.
Dojrzała smoczyca była już zmęczona. Bez sił twardo usiadła na ziemi, spuszczając łeb i zamykając ślepia. Nie zwróciła nawet uwagi, że kilkanaście ogonów dalej znajduje się inny smok. Nie interesowało ją to, miała już dość, chciała odejść, zapomnieć o bólu, rozpaczy, tym co ją dotąd spotkało. Chciała być tym, kim była dawniej.
Plugawą, wredną istotą.
: 23 paź 2014, 22:08
autor: Jaskiniowy Kolec
Normalnie pewnie nie ruszyłby się, gdyby samica nie posiadała tak nikłego zapachu stada Cienia.
Ostatnio zauważył, iż większość przybyłych była zza bariery. To dobrze. Jaskiniowy znał praktycznie cały kontynent i każdą rasę smoków.
Kiedy obserwował przechodzącą samicę, mimowolnie odczytał jej niespokojną aurę. Nie ciężko było się domyśleć o czym myśli. Smoki nigdy nie były tak zrozpaczone z powodu jakiejś małej straty. Czasami była to strata towarzysza, partnera... A czasami strata samego siebie.
Podszedł cicho i zgrabnie, a następnie usiadł niecały ogon od niej.
–Śmierć nigdy nie jest dobrym wyborem, pamiętaj o tym...
Nie było powitania. Nie było niczego pomiędzy jego szorstkim tonem głosu. Złote ślepia uważnie obserwowały samicę.
Rozważał co powinien więcej powiedzieć. Pocieszanie nie przychodziło mu łatwo. Okazywanie słabości nigdy nie jest dobre. Samica za to mogła jedynie zauważyć wielkiego samca- jednego z największych zresztą jakiego nosiła ta kraina. Spoglądał bez uśmiechu nań i oczekiwał jakiś słów. Przecież mógł jej pomóc zejść z tego świata tak samo jak pomoc się podnieść z chwili słabości.
: 23 paź 2014, 22:18
autor: Dwuznaczna Aluzja
Rozmyślania były ciężkie. Gdyby położyć je na wadze, nic by teraz nie było w stanie ich przezwyciężyć. Były tak ciężkie, że aż przytłaczały, były niczym wielki głaz na barkach smoczycy. Spojrzała na dorosłego smoka. Starszy od niej i znacznie większy. Skierowała na jego sylwetkę wzrok złotych ślepi, w których tliły się ostatnie iskierki dzikości, która niegdyś zamieszkiwała je doszczętnie, a teraz stopniowo znikała, by w końcu zgasnąć na dobre.
– Śmierć jest wolnością, wytchnieniem od problemów. Gdybym miała coś, o co warto byłoby walczyć, robiłabym to. Ale nie mam. Straciłam wszystko co można. Rodziny nie miałam nigdy. Jednak patrzyłam na śmierć swych towarzyszy, widziałam jak mój dom zostaje zniszczony, patrzyłam na mordowane dzieci i dorosłych. Czyż śmierć nie byłaby w tej sytuacji dobrym wyjściem, Nieznajomy? – zapytała, przekrzywiając łeb. I ona nie zdradzała swojego miana. Na razie nie było potrzebne, mogli i bez tego prowadzić rozmowę, o ile będą tego chcieli. Ankaa nie wydawała się specjalnie zainteresowana osobnikiem, jaki przed nią się znajdował. No, może jego wielkość była wręcz zadziwiająca, ale nie zamierzała się przecież pytać, czemu taki jest. Wolała oddać się w objęcia Bólu Rozmyślań, bo tylko one ją rozumiały, wiedziały, czego ona potrzebuje. A czemu sprawiały ból? Taka była ich natura, sens ich egzystencji.
Grzeszna nie wyglądała na specjalnie zafascynowaną. Była jakaś taka przygaszona, jakby wyprana z emocji. Gdyby ktoś znał ją od urodzenia, stwierdziłby zapewne, że to inna smoczyca, nie ta sama Ankaa, która była po prostu chaotyczną istotą. Teraz była dziwnie spokojna, jakby pogodziła się ze swoim losem, ale nadal czuła ból.
: 24 paź 2014, 10:13
autor: Jaskiniowy Kolec
Najłatwiej powiedzieć "nie umiem". Zgubić swoje wartości...
Gdyby nie było cierpienia po stracie towarzyszy, nasze życie byłoby nudne. Nie znalibyśmy wartości życia.
–Czasami trzeba przez to przejść-nie ma innego wyjścia. Musisz walczyć, dowlec się, by umrzeć innym razem...Nieszczęście często zwodzi, zaczyna proces, którego nie widzisz, przepełnia Cie negatywnym myśleniem i zniekształca rzeczywistość. Zabijali ich na Twoich oczach, ale Ty przeżyłaś. Tylko po to, abyś zginęła chwilę później? Bogowie uszykowali Ci inny los, a Ty im się sprzeciwiasz.
Rzekł chłodno niezbyt ciekawy rzezi, którą przeżyła. Sam oglądał tego za dużo w swoim życiu.
–Jesteś jeszcze młoda i masz przed sobą wiele księżyców życia. Twoje przeżycia powinny Cie wzmocnić, a nie osłabić. Powinnaś stać się kimś więcej, niż uciekającą samicą. Następnym razem, gdy przyjdą odebrać Ci bliskich, czy nie lepiej będzie zmienić los i obronić ich? Życie jest zbyt cenne, aby pozbywać się go z tak banalnego powodu jak utrata kompanów...
Jak już nie raz wspominał- nie był najlepszym pocieszycielem i zresztą nie miał zamiaru być. Lamentowanie nad swoim losem jest nieodpowiednie. Skoro się żyje to można jeszcze coś osiągnąć. Na lament przyjdzie czas wtedy, kiedy pomimo wszystkich prób, po prostu nie osiągniemy nic i umrzemy.
: 24 paź 2014, 10:26
autor: Dwuznaczna Aluzja
Grzeszna po prostu już nie wiedziała co robić. Odwieczna walka między tym, co powinna zrobić, a tym co chciała wysysała z niej siły.
– Przeżyłam, bo ratowałam się ucieczką. Nie byłam sobą. Uciekłam, bo nie miałam dość sił, by spojrzeć w oczy swoim wrogom, tym plugawym ścierwom. Mogłam stanąć do walki, nie miałam nic do stracenia, nikt by nie rozpaczał po mojej śmierci. Ale ja postanowiłam jednak spróbować przeżycia, tylko po to, by Cierpienie nadal mnie rozrywało? – odrzekła na jego pierwsze słowa. Ona z kolei się cieszyła, że samiec nie pyta się o jej przyszłość. Jeśli chce o niej zapomnieć, to powracanie do tego nic by nie dało, a wręcz przeciwnie.
– Młodość to tylko iluzja. Stan Twojego umysłu, tak samo jak starość. W rzeczywistości mam tyle samo czasu co inni, ale odczuwam ten czas pod innym kątem. Życie jest cenne?... Nie każde. Jak myślisz? Czy życie plugawej istoty, która zabiła setki bezbronnych, niewinnych istot jest cenne? Czy taka istota nie zasługuje na śmierć? Bolesną i pełną agonii? Czyż nie powinna ona poczuć tego samego bólu, jaki czuły jej ofiary? – zapytała obserwując Nieznajomego złotymi ślepiami. Smoczyca nie zwracała uwagi, że nadal nie znają nawzajem swoich imion. I bez tego mogli normalnie rozmawiać. Nawet gdyby chcieli to zmienić – Ankaa raczej nie zrobi tego pierwsza, bo to nie było w jej stylu.
: 24 paź 2014, 11:01
autor: Jaskiniowy Kolec
Imiona to tylko słowa. Liczyła się istota, a nie jej imię. Sam poza tym nie przedstawiał się pierwszy. Dla niego było dobrze i bez podawania imion. Niemniej wracając do tematu...
–Czy niewinny królik zawinił coś lisowi, który go upolował? Według Twojego toku myślenia- lis jest plugawą istotą. Czy Ty zabijając zwierzynę stajesz się tak samo plugawa dla nich? Natura jest często okrutna... Dla Ciebie mogły to być istoty plugawe, a w oczach natury te istoty walczyły o przetrwanie. Słabsi zginęli- niezależnie od ich winy. Twoja osobista zemsta jest uzasadniona, ale każde zwierze- wszystko co żyje- jest w jakiś sposób cenne. Ten nie może oceniać istot pod kątem przydatności ich życia. Ten zna wartość swojego życia i to mu wystarcza...
Samica nie stanęła do walki bo tak wybrała. Niemniej czy los jej tego nie pisał wcześniej? Czy na prawdę zrobiła to z własnej woli? To wszystko było już z góry ustalone. Miała przeżyć- w ten czy inny sposób.
–Żyj z nienawiścią. Niech ona napędza Twoje kończyny, a nie osłabia. Pewnego dnia być może będzie Ci dane zabić tych, których znienawidziłaś...
Zamilkł i czekał ze spokojem. Nie mrugał nawet- wydawał się przez większość czasu posągiem, który czasami jednak poruszył naszpikowanym haczykowatymi wypustkami ogonem.
Samica mogła się użalać nad sobą, ale to co się stało należało już do przeszłości. To od niej teraz zależało co zrobi z przyszłością, którą gotował jej los.
: 24 paź 2014, 11:11
autor: Dwuznaczna Aluzja
Ale co ten los dla niej przygotował? Co też znowu będzie musiała przeżyć? Czy będzie mogła być taka, jak dawniej? Czy zdoła się odrodzić, znowu być tą samą samicą? Chciałaby, ale nie wiedziała, czy starczy jej sił.
– Źle mnie zrozumiałeś. Lis musiał zabić królika, by przeżyć. To co innego niż zabijanie dla samego zabijania. Tak jak ja kiedyś robiłam – powiedziała, uśmiechając się drapieżnie sama do siebie. I to był przełom – pierwsza oznaka, że stara, zła Ankaa wraca do bycia sobą, tym kim była kiedyś.
– Znanie swojej wartości jest ważne, ale nie można siebie przeceniać. To prowadzi do zguby – dodała po chwili. Ta rozmowa stawała się jakaś enigmatyczna, ale samicy to nawet pasowało. W końcu, po wielu księżycach znalazła jakiegoś inteligentnego rozmówcę.
– Nienawiść to Potęga. Nienawiść to coś, czego nie zatrzymasz. Ja ją czuję, ale nie mam na kim jej wyładować. Przecież nie będę zabijać pobratymców, tylko dlatego że sobie zapragnęłam skosztować czyjejś krwi. Niech ta Nienawiść mnie napędza, pozwoli biec, ale co jeśli sprawi, że w końcu się potknę i przewrócę? – spytała retorycznie. Westchnęła przy tym cicho. Może powinna się w końcu przedstawić...
– Jestem Ankaa lub Grzeszna Łuska. Jak wolisz – powiedziała w końcu, a podczas wymawiania swojego starego, dobrego imienia zachichotała złowieszczo, ale niezwykle cicho. Tak dla samej siebie.
: 24 paź 2014, 14:20
autor: Jaskiniowy Kolec
Jej aura zaczynała się rozwiewać i mieszać w inną. Czuł, że powoli jej samopoczucie wraca do normy.
Szybko szczerze mówiąc. Do tego mówiła słowa, które powinna sobie powiedzieć w duchu, a nie na głos.
–A więc spotkała Cie sprawiedliwość losu. I jeszcze jesteś załamana... A więc czy nie zasługujesz na śmierć? Widocznie Twoim losem będzie noszenie otwartych ran po tamtych grzechach...
Zabijanie dla byle przyjemności? W innych okolicznościach pewnie po prostu ulżyłby jej i ją zabił. Nie chciał mieć za plecami kogoś, kto chodź raz zabił kogoś z przyjemności. Czym innym jest zabijanie dla przetrwania. Jaskiniowy zabijał wiele istot, ale nigdy nie odnajdywał w tym czegoś takiego jak przyjemność... Była to po prostu konieczność. Czy jednak okazał swoje zniesmaczenie? Skądże znowu. Po prostu mrugnął i westchnął przeciągle słuchając wykładu na temat potęgi... Tak na prawdę wszystko zależało od smoka. Mógł równie dobrze znaleźć siłę w determinacji, która pchałaby go do przodu...
–Jeśli na prawdę znajdziesz siłę w nienawiści, to zapewne pozwoli Ci ona ponownie wstać.
Warknął w odpowiedzi, której nie musiał wypowiadać. Czy samica na prawdę miała potęgę? Wyglądała raczej miernie. Może była raczej padlinożercą dobijającym ledwie żywe istoty, albo zabijała małe i bezbronne, aby nic jej nie zrobiły.
–Ten jest Jaskiniowy...-Mruknął krótko, aby w jakiś sposób się przedstawić. Niemniej nie dbał o to czy będzie nazywany w jakiś szczególny sposób. Narzucenie z góry swojego imienia było głupie. Przecież za księżyc niecały będzie miał nowe imię.
: 24 paź 2014, 15:02
autor: Dwuznaczna Aluzja
Westchnęła głośno, i nie dało się powiedzieć czemu. Może dlatego, że już nie chciało jej się o tym rozmawiać, o może zwyczajnie potrzebowała większego wdechu. Na słowa samca jedynie niemal niezauważalnie skinęła łbem, lustrując go uważnie złotymi ślepiami o nieodgadnionym spojrzeniu.
– A więc Jaskiniowy... Na kogo się szkolisz, jeśli można wiedzieć? – spytała niby od niechcenia, ponownie przekrzywiając łeb, jakby była zaciekawiona. Może i była, ale raczej w niewielkim stopniu. Cóż, chciała uniknąć niezręcznej ciszy, która mogłaby nastać gdyby ta się nie odezwała. Jednocześnie po cichu uderzała końcówką gibkiego ogona o ziemię w takt jakiejś melodii. Ot, zwyczaj. Nie przepadała za siedzeniem w bezruchu. Wolała coś robić, nawet jeśli już musi siedzieć, słuchać i gadać. Po prostu jej ciało potrzebowało dużych porcji ruchu – przykładowo smoczyca nie potrafiłaby cały dzień spędzić leniąc się w grocie. Jest tyle opcji. Można trenować, spotykać się z innymi by ich podenerwować czy zwyczajnie porozmawiać. Po co siedzieć bezczynnie.
: 24 paź 2014, 15:14
autor: Jaskiniowy Kolec
//Nie wybaczę bo nie ma czego xP//
Smok taki jak Jaskiniowy, uwielbiał wręcz ciszę i spokój, bezruch. On był jak skała. Zbudowany ze strasznie twardych łusek, duży i niezbyt ruchliwy, chyba że musiał się ruszyć.
Teraz nie musiał, więc siedział bez ruchu. Jedyne co tak na prawdę wykonywało ruch to jego ślepia czasami zamykając się na moment.
–Ten się nie szkolił. Wystarczająco umie, aby zostać już wojownikiem. Pozostało mu jedynie czekać na sprawdzenie umiejętności...
Rzekł po dłuższej chwili milczenia, którą niezbyt chciał przerywać. Ciężko jednak nie rozmawiać jeśli jest się w towarzystwie nowo poznanej samicy. Zawsze któraś strona ma coś do powiedzenia.
–Maddara nie jest dla tego czymś przyjemnym. Uważa, że magia to przedmiot tchórzy. Starcie ciał ze sobą to rzeczywistość. Unikanie walki i chowanie się za barierami to zwykłe szczeniactwo...
Dodał po kolejnej dłuższej chwili ciszy- o ile oczywiście pominąć rytmiczne uderzanie ogona samicy.
Chmury nadciągały nad ich łby, a w oddali było też słychać dźwięki burzy. Jesień strasznie męczyła Jaskiniowego, który nie przepadał za mokrą łuską. Oszalałby pewnie, gdyby miał futro...
: 24 paź 2014, 15:27
autor: Dwuznaczna Aluzja
Spojrzała na niego dzikimi ślepiami, w których na ułamek sekundy błysnęły ogniki zaciekawienia. Skoro właściwie nie musiał się szkolić, to zapewne znaczyło, że pochodził zza bariery, tak jak ona.
– Ja nie mam tyle szczęścia co on – mruknęła zniechęcona. To przeklęte drzewo. Gdyby w nie nie uderzyła podczas lotu, nadal by wszystko potrafiła i tak jak on tylko czekałaby na test swoich umiejętności.
– Maddara to przekleństwo, więc tutaj się z nim zgadzam. Posługują się nią Ci, którzy są leniwi, bo magia może wszystko za nich robić. A poleganie na własnym ciele to coś iście pięknego – powiedziała kiwając mu łbem. Tutaj się zgadzali. Poniekąd byli w temacie walki, w minimalnym stopniu, ale jednak, więc jeśli ktoś miał bystre ślepia to mógł ujrzeć, jak łuski Grzesznej delikatnie wibrowały pod wpływem ekscytacji. Gdyby tylko mogła stoczyć upragniony pojedynek, skosztować słodkiej i ciepłej krwi wroga... Ale nie mogła. Nie umiała dosłownie nic, i to przez własną nieuważność. Swoją drogą ciekawe, jakim cudem w pełni zachowała pamięć, a straciła wiedzę na temat umiejętności.