A: S: 1| W: 2| Z: 2| M: 5| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,W,M,Skr,Śl,Kż,MP: 1| MO: 2| MA: 3
Atuty: Inteligentny, Chytry Przeciwnik, Nieugięty, Wybraniec Bogów, Furia Niebios
Z uszu Modrzewiowego Kolca niemalże buchała para, gdy jego umysł zalała fala wszelakich pytań i możliwych odpowiedzi. Granatowołuska w tym czasie stała nieruchomo, jeśli nie liczyć wciąż podrygującego ogona, niczym głaz koloru nocnego nieba, gdy zapomni się o nieco jaśniejszych łuskach na jej pysku i łapach. Typowo głębinowe barwy nie sprawdzały się w kamuflażu na bladym piasku rozświetlanym promieniami Złotej Twarzy. Jej postawa mówiła jednak, że w żadnym przypadku nie pragnęła się ukrywać. Niczym drapieżnik pewny swej przewagi i możliwości wygranej – stała przecież w końcu przed uzdrowicielem, nie wojownikiem.
Owszem, była doświadczona w walce. Toczyła boje, mniejsze lub większe, odkąd tylko nauczyła się jak zatapiać szpony w ciele przeciwnika tak, by pozostawić jak największe rany za sobą. Co nabierało prędkości i siły lawiny nieśmiało zaczynającej swój bieg u szczytu góry odkąd zapoznano ją z technikami maddary. Niemniej jednak wciąż była młoda, za młoda by znać wszystkie techniki i sztuczki zapewniające zwycięstwo w każdej walce. I wierzyła, że na nowych terenach uda się jej je poznać. To jednak dopiero przed nią.
Pierwsze, pytające słowa samca wywołały u niej złośliwe rozbawienie. Ciemnoturkusowa warga odsłoniła długie, białe kły w nieprzyjemnym, a przynajmniej niepokojącym uśmiechu. Ślepia barwy lodu śledziły każdy ruch samca, od jego powstania aż po zamoczenie łap w krystalicznie czystej wodzie.
Gdy do jej uszu dotarło zaproszenie do spaceru, z jej gardzieli wydobyło się dziwne połączenie syku i rozbawionego parsknięcia. Końcówka ogona smoczycy drgnęła mocniej, gdy przekrzywiła niemalże zadziornie łeb. Trzeba było przyznać, że samiec miał tupet. Może liczył na to, że złotymi słowami sprawi by zapomniała o ataku na niego, nie wiedząc czy go planowała. Albo po prostu odwlekał tą możliwość, chcąc nacieszyć się jeszcze przyjemnym chłodem rzeki.
Przez kilka uderzeń serca rozważała swoje opcje, ale ciekawość wygrała – piasek uciekał pomiędzy czarnymi szponami, a woda uderzyła o granatowe łuski gdy Ishtar weszła głębiej, dołączając do samca. Nie można było w żaden sposób poznać, że dopiero niedawno nauczyła się prawidłowo pływać. W wodzie czuła się o wiele swobodniej niż na lądzie i wkrótce znajdowała się nieco głębiej niż Modrzewiowy Kolec. Chcąc zmyć gorąco z łusek zanurzyła się na krótką chwilę kompletnie, przymykając ślepia i otwierając pysk. Ciecz zawirowała wokół ostrych kłów, a morska smakowała ją długim językiem. Nie musiała się martwić o brak powietrza, oczywiście.
Pozostawianie towarzysza rozmowy bez nadzoru nie byłoby jednak mądre, więc chwila przyjemności była niezwykle krótka. Natychmiast wynurzyła łeb i ułożyła ciało tak, by leniwie unosić się na powierzchni wody. Co jakiś czas ruszała łapą wyposażona w błony by nie poddać się delikatnemu nurtowi.
– Drapieżniki to również mięso. Łowcy to nie bezbronne owce, umykające przed srogim spojrzeniem złego wilka. – ponownie, w szybkim odruchu, oblizała kły. – Nie wiem natomiast po co wasi wojownicy biją się między sobą, jeśli nie by rozwijać swe umiejętności. Nie wiem również co nazywasz czempionami Viliara.
Imię boga Wolnych Stad skierowało myśli smoczycy na bardzo wyblakłe spojrzenia – spośród wielu historii o tych terenach, które słyszała w swej młodości, bogowie zajmowali tylko część z nich. Ishtar bliżej zaznajomiona była jedynie z Naranleą, Immanorem, Kammanorem i Tarramem, szczególną sympatią darząc przede wszystkim boginię maddary. Choć nigdy nie uzyskała od niej odpowiedzi, lubiła myśleć że jako tkacz maddary znajdowała się pod jej opieką.
Nie uważała też, by przyznanie się do swojej niewiedzy było teraz słabością. Podkreślając, że tutejsze zwyczaje nie należały do jej tylko pokazywała, w tej sytuacji oczywiście, że Ziemnemu nie będzie tak łatwo przypisać ją do znanych mu granic zachowania.
– Oh. W takim razie skoro twoja kultura nakazuje mi się przedstawić... – nieznacznie przeciągnęła głos, kończąc słowo niemalże rozbawionym pomrukiem. Jasne ślepia zalśniły złośliwie. – To możesz zwać mnie Ishtar.
Nie widziała sensu w podawaniu nieprawdziwego miana lub ignorowaniu żądania samca. W końcu, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, większość smoków na tych terenów będzie niedługo znało jej miano. Nawet jeśli nie to, to inne, zgodne z tutejszymi tradycjami. Nawet jeśli nie do końca pasowały one granatowołuskiej.
Licznik słów: 648