Strona 22 z 25
Wydrążony pień
: 10 cze 2023, 13:41
autor: Ślepa Sprawiedliwość
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Westchnęła.
–
Jeśli nie chcesz, to nie musisz o nich mówić – odpowiedziała nieco zawiedziona.
Zwróciła pysk w stronę przywódcy.
–
Widzisz? Przynajmniej mamy wspólnego wroga.
Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak wielkie tortury musieli wyrządzić ludzie na samotniku, żeby go złamać w ten sposób. Wiedziała jednak, że naprawienie go nie będzie czymś łatwym. O ile w ogóle było możliwe.
Wzruszyła barkami, pokazując poniekąd swoją bezsilność.
Pasterz Ziemi Vedilumi
Wydrążony pień
: 15 cze 2023, 17:06
autor: Pasterz Kóz
No z tym, że Pasterz bardzo próbował to można było się kłócić, bo po prostu sobie stał. Nie umknęła mu też reakcja Samotnika na słowa Sekcji.
– Okeeeej, starczy na dziś. Bardzo dobrze Vedilumie, świetnie radzisz sobie z mówieniem – pochwalił Samotnika i nawet posłał mu ciepły, choć nieco współczujący uśmiech. Po prostu potrzebował więcej czasu i smoków, którym mógł zaufać oraz z którymi ćwiczyłby oraz resocjalizowałby się. Dobrze, że miał Sekcję. Chyba dobrze.
– Dobra, to idźcie polować, ale raportujcie jakby coś się działo – zastrzegł tylko, tak dla pewności.
Jeśli zatem to było wszystko, pozwolił sobie na spokojne odejście z tego miejsca.
// Vedilumi Sekcja Zwłok i zt chyba że coś jeszcze xD
Wydrążony pień
: 17 cze 2023, 17:26
autor: Vedilumi
- Patrzył na nich już lekko zmieszany, lekko zdezorientowany i dość mocno sfrustrowany. Nie na smoki jednak, których gesty w dalszym ciągu były bardzo.. Spokojne. Nie niepokoiły więc Bestii niepotrzebnie. Pasterz jednak zebrał się od nich, zostawiając we dwójkę Ślepą i Dzikusa. Sam go nie zatrzymywał bo nie miał takiego interesu. Spojrzał jednak na Mirri, powoli przywracając zjeżone futro do poprzedniego stanu.
Mają razem gdzieś iść. No dobrze bo..
Vedilumi pójdzie z Mirri.
Vedilumi pójdzie z Mirri.
//ode mnie też ZT w sumie xD
Pasterz Ziemi Sekcja Zwłok
Wydrążony pień
: 31 lip 2023, 0:23
autor: Najlepszy Wojownik
Wybrała to miejsce, bo kojarzyło jej się ze spokojem. Czymś, czego dawno nie miała – a przynajmniej tak czuła. Jakby minęły wieki. Usiadła obok rosłego konara, w łapach trzymając między innymi gliniane tabliczki, parę ułożonych na sobie, starych i zakurzonych futer, pęk włosów i nieociosaną, grubą gałąź. Miała też parę innych rzeczy wrzuconych do prowizorycznego worka ze związanej skóry, ale jeszcze go nie otwierała. Czekała w ciszy, przymykając ślepia i prostując się sztywno. Chciała wsłuchać się w śpiew ptaków i szum liści... uspokoić się chociaż raz, na chwilę. Zadbać o siebie i swój umysł. Komfort psychiczny. Ciężko jednak było całkowicie się rozluźnić na samą myśl, że zgodziła się spotkać ponownie z niebieskim samcem. Odrzucało ją to, jednocześnie zachęcając. Bała się Mgieł. Tego, co mogą zrobić. Mimo to ostatnimi czasy równie mocno bała się Ziemi. Zdecydowanie był to jeden z kroków, który pozwolił jej trzeźwiej oceniać smoki z innych stad. Tak naprawdę wszędzie było tak samo źle. Niezależnie od stada. Liczyły się jedynie pojedyncze jednostki. Kęsek co prawda nie wydawał się być jednym z nich... chociaż po ostatniej rozmowie już sama nie była pewna. Wyraźnie zwątpiła. Po ostatniej ceremonii bała się już skakać do takich dzikich konkluzji względem Kaynyi, ale nie sposób było nie zastanawiać się nad intencjami samca, którego ledwie znała. I który zdawał się być głupi jak but.
A dlaczego zachęcało? Cóż... w domu czuła się ostatnimi czasy jak w więzieniu. Starała się też zabierać dzieci na zewnątrz, chociaż Yeviyi ostatnio nie czuła się najlepiej. Kairaki za to już wychodził. Po Spotkaniu Młodych nie była też pewna, czy powinna zostawiać pisklaki same z kimkolwiek, ale jednocześnie chciała też zacząć żyć. Z pomocą Pustej, rzecz jasna. Nie była to bowiem jeszcze najnowsza, tragiczna czasoprzestrzeń. Teraz miała jeszcze nadzieję. Rosnącą nadzieję.
Westchnęła, otwierając oczy wpatrzone w ziemię i rzeczy na niej rozłożone. Powinna poinformować zainteresowanego o tym, że już jest na miejscu i co powinien ze sobą zabrać. Nie spieszyło jej się jednak. Było tak spokojnie... nabrała rześkiego powietrza w płuca. Nie była do tego ostatnimi czasy przyzwyczajona. Ciągle tylko grota i grota. A tu proszę. Może spacery zrobiłyby jej lepiej niż zamknięcie się na cztery spusty w domu? Z tą myślą powoli, z rozmysłem zaczęła tkać beznamiętną wiadomość skierowaną do umysłu młodego.
~ Czekam na terenach niczyich w Dzikiej Puszczy ~ poinformowała go wpierw, przekazując lokalizację i wygląd miejsca ~ ale nie ruszaj od razu. Pozbieraj kilka grubych gałązek, kamieni. Jeśli masz jakieś włosy lub futra to je przynieś. Możesz wziąć to, co uznasz za potrzebne. Deski, miski, naczynia, ostre narzędzia. Porozmawiamy o szczegółach na miejscu ~ zakończyła, ponownie udostępniając swoje położenie. Siedziała jak na gwoździach. Oczekiwanie zawsze było najgorszą częścią spotkań.
Wydrążony pień
: 31 lip 2023, 0:49
autor: Trans Bitewny
Rzecz jasna od razu zabrał się do drogi. Tak się okazało, że w tej czasoprzestrzeni nadal miał jakieś około szesnaście księżyców, rangę adepta i dziecięce poczucie humoru. I o wiele gorzej gadane, niż po drobnym skoku dorastania. Skórę i trochę futra faktycznie miał ukryte, nawet na własność. Niewiele jednak ponad to. Coś tam niby znalazł po tej starej, Karej Łusce, ale nie był pewien czym były te wszystkie rzeczy. Tak więc ich nie brał. Wzbił się w powietrze, lecąc lotem zwyczajowo niestabilnym, lecz i tak lepszym niż zazwyczaj. Nie eksperymentował bowiem aż tak skrajnie jak zwykle. Przybył na miejsce, zaledwie chwilę temu po drodze nazbierawszy tych śmieci, które sobie zażyczyła, jak roślinność i skały.
– Jestem. Too od czego zaczynamy? – przeszedł do sedna, ustawiając przedmioty przed sobą i przyglądając się temu, co sama przyniosła. Czy on tam właśnie widział wystającą z worka łyżkę? Zwęził oczy. – To jak ty miałaś na imię?
Wydrążony pień
: 31 lip 2023, 9:39
autor: Najlepszy Wojownik
No i przylazł. Widząc go lecącego na horyzoncie w niestabilnym locie nie wiedziała co czuć. Te wszystkie jego odpowiedzi, słowa, zachowanie. Brak strachu. Nie myślał nawet o konsekwencjach, opowiadając o możliwie niesamowicie niebezpiecznej sytuacji jakby to był spacer po obozie. Zupełnie jak dzieciak. Bo... faktycznie nim był. I teraz to w nią faktycznie, z pełną siłą, uderzyło. Wow. Wkurzała się na dzieciaka z Mgieł. Tak samo jak kiedyś na tego nieszczęsnego kleryka, Hrasa. Albo na swoje dzieci. Naprawdę miała jakieś ciągoty do ranienia piskląt i adeptów... ta myśl niezwykle ją przygnębiła. Zresztą, nie tylko ich. Dorosłych również raniła. Nadal nawet nie rozwiązała sytuacji z Vedilumim, skrzętnie omijając jego świeżą woń, o ile w ogóle na nią natrafiała. Zawsze był ten lekki lęk, że gdzieś na spacerze na niego trafi. A jednak czuła, że jeśli chciała w pełni czuć się że sobą dobrze chociaż w tej jednej rzeczy, to powinna z nim pogadać i wyjaśnić wiele, wiele spraw.
Błękitny zatrzymał się przed nią. Spostrzegła, że faktycznie, zgodnie z jej prośbą, przyniósł parę przedmiotów. Zlustrowała je krótko. Od razu odrzuciła dwie z tych kilku gałązek, jakie zebrał, słuchając jego pytania, lecz nie odpowiadając od razu.
– Niektóle są zbyt wąskie. Nawet porządnej łyżeczki byś z niej nie wyrzeźbił – skwitowała bezemocjonalnie, odcinając się skutecznie od niedawnych myśli. Sięgnęła do worka i wyciągnęła zestaw różnego rodzaju łyżek wykonanych z różnych substancji. Rozłożyła je obok siebie, przed samcem. Spojrzała na niego powściągliwie. – Kokolo.
Jak to wypowiedziała, i zastanowiła się nad tym chwilkę, to dotarło do niej, że najwyraźniej on również nigdy jej się nie przedstawił. Może to już pamięć jej szwankowała, ale naprawdę była całkiem przekonana, że nigdy nie mieli możliwości się sobie przedstawić należycie. Tak więc i ona dopytała, mrużąc ślepia z lekką nieufnością.
– A ty?
Wydrążony pień
: 31 lip 2023, 9:58
autor: Trans Bitewny
Od razu wywaliła część z gałązek. Miał już protestować, że dałby radę jakoś je wykorzystać, lecz wtedy ustawiła przed nim swój zestaw łyżek. Uniósł obydwie brwi w lekkim zaskoczeniu. Niezła pasjonatka, chyba wręcz obsesyjna. Bez pytania wziął drewnianą w łapy, przyglądając jej się z różnych stron. Ona jednak kontynuowała mówienie i pytanie. Zerknął na nią krótko znad łyżki, notując sobie imię w pamięci.
– Avayan. Nazywam się Avayan – spoważniał momentalnie, tylko po to by posłać jej od razu enigmatyczny uśmieszek. Powrócił jednak do poprzedniej myśli, której nie zdążył wypowiedzieć. – A co do tych łyżek...sama rzeźbiłaś? To od tego zaczniemy? – dopytał, nadal trzymając nieswoją łyżkę w garści. Jeśli zrobiła je sama to zagwizdał by z podziwu, doprawdy. Niektóre miały rzeźbione nawet rękojeści, inne były kompletnie równe, bez żadnych wypustek. Być może serio nauczy się czegoś przydatnego od kogoś, kto zna się na swoim fachu. A, właśnie. Zerknął na nią raz jeszcze. Miała mu opowiedzieć o jakiejś misji czy coś tam... ciekawe czy będzie pamiętać? Sam rzecz jasna nie zamierzał jej przypominać.
Kłoda obok też zwróciła jego uwagę. W środku dostrzegał jakieś ślady pajęczyn, możliwe że jakiś ruch? Wysunął lekko końcówkę języka. Może by coś przekąsił, skoro już była taka możliwość? Nie ruszał się jednak z miejsca, grzecznie siedząc. Cóż. Jak nie teraz, to zawsze może po spotkaniu... się zobaczy.
Wydrążony pień
: 02 sie 2023, 23:22
autor: Najlepszy Wojownik
Zamarła, podnosząc nań wzrok. Nie, żeby znała to imię. Obróciła wzrok, wlepiając go w ziemię, na łyżki. Po prostu... brzmiało podobnie. Yan... ta cząstka już zawsze będzie ją prześladować, co? Nabrała z trudem tchu, zbierając z powrotem myśli. Powinna iść według schematu. Po kolei. Wtedy nie zagubi się w myślach, a i łatwiej jej będzie niczego po drodze nie pogubić. Żadnej istotnej informacji.
– Nie, nie rzeźbiłam. Każdą dostałam bądź wymieniłam. Ten zestaw sztućców na przykład dostałam od gnomów za zbielanie kwiatów – pokazała ładnie rzeźbione, drewniane główki zwierząt u niektórych narzędzi. – Za to mój, uhm, przyjaciel. Baldzo dużo rzeźbił. Czasem obselwowałam jak to lobił. Ba, nawet dostałam palę rzeźb. Jedną też otrzymałam od pewnej piastunki z twojego stada. Baldzo bojowa samica – mówiła niegłośno, uśmiechając się lekko do samej siebie. Nieco smętnie w dodatku. Westchnęła.
– Nieważne. Wiem dostatecznie dużo, by coś niecoś ci opowiedzieć. A w zamian... hm. Będziesz dla mnie musiał polozmawiać z moją cólką, Tęsknotą Wolności, jeśli będzie okazja. Umówisz się z nią na walkę lub coś innego, spotkacie się, polozmawiacie. Musisz, ale to absolutnie MUSISZ mnie wtedy wezwać, lozumiesz? – bo wątpiła, by był inny sposób na to, aby miała pewność, że usłyszy samą prawdę. Patrzyła na niego hardo, poważnie. – Chcę się od niej dowiedzieć o jej życiu. Czy ma paltnera, jak jej się wiedzie życie z jej mistrzynią Ofelią i jak wiele wie o tych, hm. Adoptowanych pisklętach – podrapała się po karku. Jeśli naprawdę się znali to zdecydowanie Nyan go rozpozna, nawet z daleka. No bo i smoki takie były, całkiem charakterystyczne.
– Tak czy inaczej – odchrząknęła, kiedy odczekała chwilę na jego odpowiedź. Zabrała swoje zebranie gałązki i odcięte fragmenty powalonego drzewa. – Wiesz, od czego się zaczyna rzeźbienie? Od odpowiedniego lodzaju dlewna – wskazała na niego palcem, przysuwając szponem jedną z nienajgorszych gałęzi jakie zebrał. Obejrzała ją dookoła. – Całkiem gruba, ale czy się nada? Zależy na co. Na coś dlobnego owszem, mogłoby się udać, ale im mniejszy masz sklawek do placy, tym łatwiej zrobić sobie krzywdę i tym tludniej rzeźbić. Przynajmniej moim zdaniem – zrobiła krótką pauzę, by spojrzeć, czy błękitny słucha. Znów spojrzała na gałąź i obróciła dookoła jego osi. Przejechała szponem po boku. – Zeblałeś całkiem twalde gałązki. Nie wiem co plawda, jaki to lodzaj drzewa, ale wiem tyle. Im bardziej miękkie wybierzesz dlewno, tym łatwiejsze będzie w oblóbce szponem – odparła, nachylając się oraz podając mu ostrożnie gałąź do łap. Skinęła głową na przedmiot. – No już. Sprawdź sam i mi powiedz, czy ciężko jest go zalysować.
Wydrążony pień
: 03 sie 2023, 9:00
autor: Trans Bitewny
Lekko się zawiódł, ale wzruszył barkami. Może i to nie jej, ale zawsze jest się czym podeprzeć w swojej własnej pracy. Wziąłby sobie jedną lub dwie do domu, ale póki patrzyła, to nie za bardzo miał możliwość. Postukał szponem w glebę, robiąc małe wgłębienie.
– Piastunki? Obecnie tylko Walka szkoli się na piastuna – stwierdził tylko. Nie przypadkiem użył akurat tego przezwiska, nie będąc pewnym czy może jakimś nie-Mglistym zdradzać jej prawdziwe, używane miano. Może i był jaki był, ale szanował to, że smoki z jego stada mogły nie chcieć przekazywać takich informacji publicznie jakiemuś byle Ziemniakowi.
– Czyli mam dla ciebie wyciągać informacje? Jak szpieg! – zawołał cicho, a po jego pysku błądził lekki uśmiech. – Może mam się też zakraść do jej groty? Jak blisko obozu mieszka? – od razu zabiło mu mocniej serce na taką solo ekscytującą misję. Może by też z tego coś ugrał dla siebie? Nikt nie musiałby wiedzieć, że jedna czy dwie rzeczy zniknęłyby komuś z groty.
Słuchał jej uważnie. Ciężko mu było się skupić przy takiej długiej teoretycznej paplaninie, ale naprawdę się starał. Rodzaj drewna, aha. Małe równa się potencjalnie trudniejsze do wyrzeźbienia. Trzeba przetestować. Miękkie drzewa są łatwiejsze w obróbce. Ma sam sprawdzić. No i nareszcie coś do zrobienia, nawet jeśli tak drobnego. Wziął gałązkę i wyciągnął szpon, wpierw przesuwając bo korze calkiem lekko, nie czując potrzeby by to zrobić mocno i spodziewając się w porządku efektów. Ta jednak tak łatwo się nie poddała. Wyprostował się, poprawił pozycję i ściągnął brwi z lekkim uśmiechem. A więc tacy jesteśmy, panie gałązka? Twardsi niż się przypuszczało? Przyłożył szpon do jednego miejsca i naparł mocno, robiąc małe wgłębienie. Potem, przyciskając mocniej, przejechał wzdłuż gałęzi. Nie było to jakoś szczególnie wymagające, ale też wymagało odrobiny siły.
– No, trochę siły musiałem użyć – przyznał, nadal trzymając zarysowaną gałązkę w łapach. Jeśli chciała to mogła ją otrzymać z powrotem bez problemu. Ciekawiło go za to, czy już będą zaczynać faktyczne rzeźbienie, czy dalej będzie takie pitu pitu.
Wydrążony pień
: 03 sie 2023, 9:21
autor: Najlepszy Wojownik
Och. Może coś pomyliła? Albo nie mówił jej całej prawdy... nie żyła? Nie, niemożliwe. Może już nie była piastunem? Albo coś teraz jej samej się pomieszało i nigdy nie była? Już sama nie wiedziała. Łypnęła na niego nieco podejrzliwie, pozostawiając temat.
– Nie, NIE. Żadnego wchodzenia na teleny Ziemi – odparła surowo, chociaż musiała przyznać, że przez chwilę korciła ją ta myśl. Mimo to Mglisty zdecydowanie nie był dobrym wyborem na taką wyprawę. Może mogłaby wysłać kogoś innego albo po prostu sama pójść? Do przemyślenia.
Zrobił co mu przykazała i odpowiedział tak, jak się spodziewała. Chociaż zdecydowanie było mu łatwiej niż samej Kokoro, czego nie była świadoma.
– Ano właśnie. Dla polównania – rzuciła mu w międzyczasie bardziej kwadratowy kawał drewna, który zdecydowanie nie był gałązką. Musiała go wyciąć z powalonego drzewa lub gdzieś dostać. Był trzykrotnie szerszy od gałązki i faktycznie dałoby radę zrobić z niego jakąś rzeźbę. – Nie spodziewałam się po tobie, żebyś wiedział jak zdobywać mateliał, więc i tak przyniosłam swoje. Gałązki są doble do polównań, ale niekoniecznie do czegoś więcej. Tak jak mówiłam, jakiś dlobiazg by przeszedł, ale naprawdę po ociosaniu by ci zbyt wiele mateliału nie zostało. Być może za mało nawet na malutką łyżkę – podsumowała, samej biorąc drugi kwadracik. – To brzoza. Dlatego takie białe. Twoja jest sosna. Obydwa drzewa świetnie się nadają do oblóbki, splawdź sam – podała mu drugi rodzaj. – I tak zalaz będziemy odpowiednio odcinać niektóle flagmenty, nie przejmuj się lysami – stwierdziła. O dziwo całkiem nieźle jej szło. Nie była pewna jak się z tym czuć. – Ale zanim zaczniemy rzeźbić, musisz wiedzieć, że szpony są doble przede wszystkim do szczegółów. Jeśli chcesz pozbyć się szybko dużego kawałka to najlepiej go odetnij magią bądź jakimś ostlym wzdłuż całej powierzchni nożem? Sztyletem? Czymś ostlym nie tylko na czubku w każdym lazie – dodała – a, i jeszcze jedno. Czasem potlafią wchodzić w opuszki drzazgi, dlatego zawsze je wygładź magią. Najłatwiej w ten sposób. Nauczone z doświadczenia – stwierdziła, wzdychając na samo wspomnienie. Całe szczęście maddara pozwalała na całkiem precyzyjne wyciągnięcie niechcianego gościa. – Jakieś pytania?
Wydrążony pień
: 03 sie 2023, 17:48
autor: Trans Bitewny
Wzruszył barkami. I tak nie brzmiała jak zabawowa osoba odkąd tylko usłyszał, jak wypowiada pierwsze gniewne słowa w jego kierunku. Nie, żeby mu jakoś mocno zależało... chociaż ujrzeć grotę Kay? Zobaczyć jak jej się powodzi? Podejrzeć jak pływa w bajorze? To by mogło być zdecydowanie ciekawe.
Złapał sosnowy pieniek. Solidny! Nigdy nie przyszło mu na myśl, by sobie taki zabrać do domu. Cóż. Kiedyś musiał być ten pierwszy raz! Wsłuchał się w kolejny monolog. Wyprostował się jednak na ważne informacje, taktycznie na nich skupiając swój słuch, a nie na tej niepotrzebnie przydługiej paplaninie.
– Sosna i brzoza. Kumam. Coś jeszcze? Jak je rozpoznać? Bo to to widzę że białe, ale to drugie? – wskazał najpierw na jej, a potem na swój. Kiedy ma się tylko jednego puzzla ze stu to nic dziwnego, że się dopytuje, jak powinna wyglądać całość by mieć jak w ogóle wykorzystać swoją wiedzę. Złapał drugi w międzyczasie, próbując zarysować nieszczególnie głęboko obydwa. I faktycznie, w porównaniu do grubej gałęzi sprzed chwili te dwa skrawki pniaków pozwalały wejść szponowi jak nóż w masło. Otworzył szerzej ślepia, z bezgłośnym "oooch" zrozumienia.
– A, to nie można tylko szponem grzebać w drewnie? Może chciałbym taki o. Prostokącik – dopytał, obracając sosnę w łapach dookoła jej osi. Drzazgi... Drzazga. Kara Łuska? Z jakiegoś powodu jakieś pradawne wspomnienie uruchomiło się pod wpływem usłyszenia tego słowa. Nie była dla niego nikim ważnym. Miał ją w głębokim poważaniu, chociaż musiał przyznać, że na początku była całkiem miła. Przynosiła mu owady i w ogóle. Próbę pożarcia też miała całkiem niezłą! Ale to już nieważne. Nie obchodziło go to ani trochę, a na pysku objawił się uśmiech.
– Nada się na miskę? Chyba łatwo przypadkiem zarysować skoro takie miękkie? – zasugerował swoją obawę, chcąc jednak tworzyć rzeczy przydatne i długotrwałe, jak już musiał. Jakoś niezbyt uśmiechało mu się szczególnie dużo siedzieć w tego typu robótkach, o ile nie miał motywacji, jakiegoś celu, tak jak teraz
Wydrążony pień
: 08 sie 2023, 16:54
autor: Najlepszy Wojownik
Przyglądała się, jak zapoznaje się z pieńkami. Pewnie nie za bardzo się znał, skoro najwyraźniej wolał zapytać obcej smoczycy, niż jakiegoś swojego opiekuna o takie rzeczy. Smoczyca jednak już obiecała, a i całkiem przyjemnie było się z kimś podzielić swoją wiedzą na ten temat. Ostatnio spostrzegła, że o wiele bardziej komfortowo czuła się w takich właśnie robótkach, niż faktycznych walkach czy polowaniach. Może akurat nie rzeźbienie, ale na przykład zainteresowała się nieco gotowaniem. Wiedzę o drzewach także jakąś posiadła, to i postanowiła ją wpleść, skoro i tak była całkiem istotna w kwestii rzeźbienia w drewnie.
– Kolol to tylko jeden czynnik. Same drzewa lozpoznasz po lozłożystości liści, samym wyglądzie liści, po wielkości, szerokości, grubości. Gorzej z powalonymi pniami, a to z nich najłatwiej zbiela się odpowiedni mateliał. Najważniejsze jednak dla ciebie to twaldość. A tę już wiesz jak splawdzić – machnęła łapą, wskazując na rysy jakie wykonał na jej prośbę. Nachyliła się i postukała w ściankę. – Sosny mają szyszki. Dęby mają żołędzie. Niektóle drzewa mają igiełki, niektóle szelokie, płaskie liście. Nie mam przykładów, ale po rzeźbieniu możemy jeszcze szybko jakichś poszukać – stwierdziła, wzdychając. Ale to tak naprawdę szybko. Na jego następne pytanie natomiast nie była pewna jak odpowiedzieć. Powitała go chwilowa cisza, nim zabrała głos. – Można. Nikt ci nie bloni. Plóbuj jak chcesz – stwierdziła i wzruszyła barkami. A niechże już sobie robi co chce. Nie był nikim dla niej ważnym, żeby zależało jej na koniecznym go naprostowywaniu. Za to ostatnie dwa pytania były już dobrymi pytaniami.
– Dla tleningu miękkie są lepsze. Dla misek faktycznie możesz chcieć twaldszą, lecz najpielw powinieneś przećwiczyć plóbne miski na brzozie czy sośnie. Potem przejść na tludniejszy poziom. Też nie będą całkiem bezużyteczne, po plostu potencjalnie łatwiejsze do zniszczenia – oceniła, nie mając pewności. Ot, tak jej się wydawało. Tak robiło sens i było dla niej logiczne. Po prostu. – No, to splóbuj coś wyrzeźbić. Coś plostego, kostkę, tlójkąt albo coś w tym stylu – zaproponowała, samej biorąc jeden z pieńków do łapy. – Możesz delikatnie naciskać szponem, nawet sobie nim coś lozlysować, gdzie koniec a gdzie początek kostki – zaproponowała, przypominając sobie jak to robił Szalej – i odklajasz co trzeba tak jak mówiłam, maddalą lub szponem, lub innym narzędziem, bez lóżnicy. Czymkolwiek ostlym – kontynuowała, zaznaczając szponem wgłębienia od spodu pnia, by zaznaczyć gdzie zaraz będzie cięła. Potem przejechała maddarowym, niewidzialnym ostrzem łącząc kropki, by zrobić równy prostokąt. przejechała jeszcze raz ostrzem na wszelki wypadek, gdyby zostały drzazgi, a następnie zajęła się ścinaniem góry, by była to faktyczna kostka. I tyle. Obróciła ją w palcach i pokazała. Pierwsze zadanie nie było ciężkie.
– Potem możesz splóbować zlobić z niej kulkę. Poobcinać z lóżnych stlon, colaz baldziej wylównując, aż zlobi się gładka – kontynuowała, tym razem już manewrując zarówno maddarą, jak i szponem, starając się nie zrobić żadnego badziewia, a faktyczną kulę. Odcinała ostrożnie kawałek po kawałku, a kostka robiła się coraz bardziej wielokątna, przybierając postać kanciastej kuli. Może nie była idealna, nadal nieco kanciasta, lecz nie zamierzała spędzać nad tym jakoś nie wiadomo ile czasu. – I potem możesz też rzeźbić szczegóły. Na przykład głowę smoka – zasugerowała, samej odcinając trójkątny fragment kuli, niby tworząc pysk i czoło. Ścinała, by jak najbardziej wyrównać, robiąc wgłębienia w miejscu nozdrzy i oczu. Także i pyska, lecz tutaj starała się, trochę nieudolnie, zaznaczyć zęby. Pokazała mu to, co miała.
– Może to nie jest ideał, ale jakby się nad tym usiadło dłużej i poplóbowało, to możesz splóbować zaznaczyć delikatnie łuski i takie tam. Albo coś doczepić, chociaż nie jestem pewna jak. W świątyni na przykład posągi bogów miały kamienie szlachetne w miejscach oczu. Też tak możesz zlobić – rzekła, patrząc na niebieskiego. Jej samej nie zależało na kamieniach, bo i tak ich nie miała na co wydać. Cóż. Przynajmniej mogła dać je dzieciom na swój rozwój. – Jak zlobisz to zlób w dlugiej miskę w podobny sposób. Po tym zaczniemy z pismem – powiedziała i podała mu swoją rzeźbę dla przykładu, otrzepując łapy. Obróciła się i wyciągnęła glinianą, niezapisaną tabliczkę, zanurzając się momentalnie w melancholijnych wspomnieniach.
Wydrążony pień
: 18 sie 2023, 1:02
autor: Trans Bitewny
Otrzymał nieco wiedzy o liściach i drzewach. Przytaknął na te informacje krótko, próbując je sobie zanotować w pamięci. Co zapamięta to jego. Co nie... to będzie improwizował i tyle. Czyli po staremu. Zresztą sama wspomniała, że jeszcze mu o nich poopowiada, na co przytaknął krótko ze swoim zwyczajowym uśmiechem. No i pewka. Dlaczego by nie. Potem znów dowiedział się czegoś niezmiernie ciekawego – a mianowicie jak to w końcu z tą miękkością, czy raczej twardością drewna jest. Oho, ważna informacja, warto zapamiętać. Nie zamierzał strzępić niepotrzebnie języka, to i słuchał i słuchał, próbując notować w pamięci to, co uznawał za istotne.
A potem – nareszcie! – zaczęła się praktyka. Jego kąciki pyska powędrowały nieco wyżej, kiedy oglądał swój pieniek dookoła, z różnych stron i perspektyw. Nie martwiąc się zanadto o błędy rozpoczął niemal od razu rzeźbienie. Przejeżdżał wpierw wyłącznie końcówką szpona, nim westchnął, wyrywając sobie sprawnym ruchem jedną z i tak już odpadających łusek. Nawet się nie wzdrygnął, a w zamian w okolicach miejsca wyrwanej łuski pojawiło się przyjemne mrowienie. Skoro już ma próbować, to niech będzie! Starał się znaleźć najbardziej ostrą część łuski. Kompletnie by się po sobie nie spodziewał, że na serio zainteresuje się czymś takim jak robótki ręczne. Może to dorosłość, a może cel, jaki na niego czekał za tymi wszystkimi naukami, ale coś zdecydowanie pomagało mu zachować trzeźwość umysłu zamiast senności czy znużenia. Kostka miała wiele wybrzuszeń i nierówności, lecz nie zamierzał starać się ich wyrównywać, a już w szczególności maddarą. No bo i co to za zabawa! Magia tylko głupio ułatwia i tyle. A on lubił, bądź co bądź, nowe wyzwania. A dopóki nie tracił cierpliwości to podejmował takie decyzje a nie inne. Z kostki próbował zrobić coś okrągłego, znacznie bardziej kanciastego od tego stworzonego przez Kokoro. On sam jednak nie zdecydował się na smoka, o nie, co to to nie. Duży Kolec postanowił zrobić to, po co tu przyszedł – miskę. Odciął nierówno, na kilka prób, połowę niby-koła. Odcinał tak właściwie w kilku fragmentach, następnie tworząc wgłębienie i wszelkie kawałeczki odrzucając przed siebie. Potem, skończoną miskę z oderwaną łuską na dnie podniósł przed sobą, w obie łapy, znów obserwując z różnych stron. Podniósł głowę i spojrzał prosto na nauczycielkę z szerokim uśmiechem i nieskrywaną dumą. Może jeszcze faktycznie to polubi!
– Zrobiłem! Teraz mam swoją własną miskę. Następna będzie z wzorkami, tak myślę – zadecydował z krótką chwilą zastanowienia, najwyraźniej uznając, że już jest całkiem niezłym znawcą rzeźbienia w czymkolwiek. Może następna próba w twardym drewnie, a jeszcze kolejna w kamieniu... a następnie zrobi sobie te popularne miski z kamieni szlachetnych! Taaak, to by było coś. – Ale tyle mi na razie wystarczy. To dawaj następną, pisanie, ta?
Wydrążony pień
: 21 sie 2023, 0:34
autor: Najlepszy Wojownik
Nie zrobił tej głupiej smoczej głowy. Skrzywiła się wyraźnie, lecz nie zależało jej na tym, by cokolwiek faktycznie się z tego nauczył. Znaczy, może trochę, bo i zawsze miło było, żeby uczniak faktycznie coś z zajęć wyniósł, ale nie był dla niej nikim na tyle ważnym, by faktycznie jakoś bardzo nalegała. Hej, jego miska nawet nie była taka zła jak na pierwszy raz. Nie wypolerował jej co prawda, ale nadal całkiem całkiem. Nie skomentowała też jego specyficznych metod pracy. Póki działały to niechaj mu już będzie.
– Uważaj na drzazgi. Przypominam na przyszłość – wspomniała mimochodem, wzdychając ciężko. – W porządku. Może być, ale osobiście bym w tym laczej niczego nie piła – oceniła, przyglądając się miseczce z różnych stron. Samcowi wyraźnie się śpieszyło z pismem. Zdecydowanie jej także, lecz zaczynała wahać się, czy aby części z nauk nie powinna przenieść na inny dzień, tak po prostu. Ileż można gadać, i gadać, i gadać...
– No dobla. Pismo – odchrząknęła, przymykając ślepia i unosząc łeb ku słońcu, by odnaleźć odpowiednie słowa w ogóle od tego wszystkiego zacząć. – Jedno spotkanie nie jest wystalczające, ale pokażę ci na tyle, że będziesz mógł sam się podszkolić. Ale najpielw zaczniemy od tego – rzekła, biorąc w dwie łapy glinianą tabliczkę i ją pokazując Avayanowi. Prawdę mówiąc bała się mu dawać ją do łap, bowiem była wbrew pozorom całkiem delikatna, ale jeśli ten wyciągał swoje brudne łapska by ją obejrzeć samemu, to by mu ją tak czy inaczej, chociaż z widocznym zawahaniem, podała.
– To one, gliniane tabliczki, posłużą nam za główny mateliał do pisania. Wiesz w jaki sposób wylabiamy takie małe cuda? Nie, na pewno nie wiesz – odpowiedziała sama sobie niemal od razu, nawet nie pozostawiając mu chwili na zastanowienie. Skoro nawet głupiej drewnianej miski nie potrafił zrobić, to takiej tabliczki też zdecydowanie nie. – Oczywista oczywistość, tworzymy ją z gliny. Znajdziesz ją w glebie. Całkiem powszechna. Nie bez powodu wyblałam to miejsce – machnęła wymownie łapą, zanurzając szpon głęboko w ziemi, aż do nasady, chociaż z widocznym trudem. Pokręciła nim trochę. Dała radę wyciągnąć na szponie parę ziarenek jasnych grudek. – Moja nauczycielka opowiadała mi o tym co nieco. Jest baldzo plastyczna i po tym ją poznasz. Nie wiem od czego to zależy, że jest akulat tu czy tam, ale jak pokopiesz to dasz ladę znaleźć. Zlesztą, będziesz mieć pewność czy jest dobla czy nie kiedy zaczniesz ją podgrzewać – dodała, wycierając szpon z ziemi. Spojrzała na niego znacząco, nieco srogo. – No, ploszę baldzo. Wykop tlochę. Pokażę ci co i jak.
Jeśli chciał kontynuować to rzecz jasna musiał to zrobić, bowiem sama nie zamierzała przykładać do kopania łapy. Najzwyczajniej w świecie postanowiła wykorzystać swój, jakby nie patrzeć, częściowy immunitet i władzę. Inaczej bowiem nic więcej by mu nie przeszkadzała. Odczekała zatem, mówiąc mu, kiedy ma przestać zbierać wystarczającą ilość na skupisko obok, po czym odchrząknęła i kontynuowała.
– Póki co to tylko jakaś taka, o, ziemia, podobna do całej leszty. Kiedy jednak zaczniemy ją folmować... – zrobiła krótką pauzę, lepiąc z gliny może niezbyt równy, ale zdecydowanie prostokątny i całkiem gruby kształt. Był wysoki jak jej trzy dłonie, szeroki na dwie poziome dłonie oraz gruby na około jedną drugą długości szpona. Wskazała na uformowany kształt lekko zabrudzonym palcem, patrząc prosto na rozmówcę. – Możesz ją ulepić jakkolwiek zechcesz. Byle tylko miała odpowiednie wymialy, by cokolwiek móc na niej napisać. Polównuj do swoich szponów, to najłatwiejszy sposób, tak myślę – dobra, to co dalej? Zastanowiła się krótko. – Jak już masz swój kształt to pozostawiamy go do wyschnięcia. Zwykle się z tym nie ma co spieszyć, chyba że nagli czas. I tutaj dochodzimy do pielwszego wybolu. Możesz napisać coś już telaz, bo to ostatnia szansa, kiedy będzie tak lepka i elastyczna. Ploszę baldzo, zlób jakiś kształt, kleskę, cokolwiek. Byle nie zajmowało dużo miejsca bo jeszcze się nam przyda, póki co to test, abyś miał polównanie. Jak będziesz już sam to możesz też jednak zlobić to dopielo po wysuszeniu oraz po tym, co zlobimy jako następne, a to oznacza wypalanie – mówiła, w tym samym czasie pobudzając swoje maddarowe źródło. Wyobraziła sobie wpierw, jak dmucha delikatnymi wiatrami z różnych stron na batonika, jakiego ulepiła, a następnie pozwalała wyjątkowo gorącym niewidzialnym falom rozbijać się i przechodzić przez glinę z różnych stron, by opiekać ją w miarę równym tempie z każdej strony. – Co ważne, chcemy pozbyć się z niej wody. Sam dobierz odpowiednią tempelatulę. To z leguły wymaga palu plób i błędów – przekazała zawczasu, kiedy oczekiwali na efekt końcowy. A była nim utwardzona tabliczka. Nadal gorącą nieco ochłodziła, by nie poparzyła nikogo w łapy. – Podnieś. Jak widzisz twój szlaczek został w niej wypalony. Tak to działa. Jeśli napisałbyś wcześniej co chcesz przekazać, to najzwyczajniej w świecie miałbyś już ją gotową po wypaleniu tak naplawdę. Splóbujemy jednak w niej pisać szponem po wypaleniu, co ty na to? – zaproponowała, pozwalając mu wziąć nowo przygotowany podkład do pisania. Glina się trzymała, więc było dobrze. Nie miała zbyt dużo czasu żeby się upewnić czy aby na pewno jest utwardzona, ale nie sypała się, więc raczej tak. Wzięła znów swoją tabliczkę. – Lozpisałam na kilku z nich smocze luny. Są też przykładowe słowa z oblazkami, żebyś się domyślił co i jak. Jeśli jednak chcesz dostać plawdziwą naukę pisania to lepiej zapytaj kogoś ze swojego stada, bowiem ja nie zamierzam się z tobą męczyć przez kolejnych tysiąc spotkań – prychnęła, unosząc butnie łeb. Podała mu kolejne tabliczki, o których przed chwilą wspominała. – A tu masz lozpisane w dużym sklócie tworzenie tabliczek – podała kolejną. Wszystkie były o tyle wygładzone, że ładnie przylegały jedna do drugiej, nie zajmując jakoś sporo miejsca. Niezbyt się przejmowała tym, jak je przeniesie, prawdę rzekłszy. Coś wymyśli.
– Zapoznaj się z nimi. Zalaz polównamy je z mową – zadecydowała, czekając, aż przejrzy liczne wyryte ciasno symbole.
Wydrążony pień
: 21 lis 2023, 17:29
autor: Ołtarz Wyniesionych
Rzadko kiedy bywała na terenach wspólnych, a gdy już to robiła, to raczej kręciła się w okolicach Dzikiej Puszczy. Nie inaczej było tym razem. Wynikało to z faktu, że niedaleko na polanie znajdowała się kapliczka, którą zbudowała. Często tam zaglądała, by uzupełniać kadzidła, czyścić ołtarz i wymieniać świeczki na nowe. To ostatnie robiła okazjonalnie, gdyż wosk pszczeli nie był aż tak łatwy do pozyskania.
Tym razem chodziła po Dzikiej Puszczy, szukając jakichś ziół, które mogłyby się jej przydać. Nie interesowały ją te lecznice, a raczej takie o dobrym zapachu. Nie pogardziłaby również czymś, z czego mogłaby zrobić herbatę. I tak sobie chodziła i przeczesywała zarośla, gdy zobaczyła sporej wielkości pień. Drzewo znajdujące się tutaj musiało być naprawdę olbrzymie, aż dziw, że nigdy wcześniej nie zauważyła jego pnia. Przypominało jej to nieco mityczne drzewo zwane Yggdrasilem. To jednak było znacznie większe i raczej nie znajdowałoby się w takim miejscu, a gdzieś na Północy. Według opowiedzianych historii miało dawać wieczne życie i kilka innych błogosławieństw. Historycy na Północy spierali się ze sobą, które właściwie zasługiwało na ten tytuł. Było wiele pradawnych drzew, zasługujących na ten tytuł.
I tak w zamyśleniu Veir stała przy tym pniu, trochę też wspominając dawne czasy. Zdarzało się jej to, gdy coś przypominało jej miejsce, z którego pochodzi. Trzymała przy sobie sporą garść roślin o kojącym zapachu. To była ostatnia szansa by je zebrać, potem nadchodziła już zima.
Alternatywna Łuska
Wydrążony pień
: 22 lis 2023, 15:45
autor: Łuna Czaroitu
Daenjər natomiast kontynuowała swoje badania dotyczące kamieni. Zauważyła, że im bardziej rosła, tym gęstsze stawało się jej futro – już nie przeszkadzał jej więc aż tak bardzo późno-jesienny wiatr. Wilgoć była irytująca, ale i jej potrafiła szybko się pozbyć, gdy aktywnym truchtem przemierzała Wspólne Tereny. Jeszcze nigdy na tyle nie straciła czujności, by zapaść w sen na tych mniej przyjaznych terenach, tak więc Xeri nigdy nie miał problemu, gdzie obudziłby się na kompletnie obcej ziemi, zagubiony i zdezorientowany. Przystanęła nagle i potrząsnęła głową – co to, jakaś współczująca myśl o tym tchórzliwym młodziku, który czasem przypadkowo wtrącał się w jej życie? Prychnęła, zarzucając irytująco długimi już wąsami, po czym szybko zmieniła tok myślenia i ruszyła dalej wgłąb lasu.
Przystanęła ponownie, gdy pomiędzy drzewami zauważyła czyjąś sylwetkę. Natychmiast spięła się, lecz powstrzymała odruch ostrzegającego warkotu. Zamiast tego pochyliła się i powoli wyszła spomiędzy drzew, by znaleźć się bliżej nieznajomego smoka.
– Kim jesteś? – rzuciła niskim głosem z wyraźną nieufnością. Mogłaby się nawet nie odzywać, odwrócić się i odejść, ale jednocześnie zaciekawił ją ten smok. Nie wyglądał niebezpiecznie, zwłaszcza z roślinnym bukietem, przyglądając się przerośniętemu pniu.
Wrota Dziejów
Wydrążony pień
: 23 lis 2023, 2:17
autor: Ołtarz Wyniesionych
Usłyszała, że ktoś zbliża się do niej i chociaż zdrowy instynkt nakazywał odwrócić się, by uniknąć wbicia pazurów w grzbiet, to Veir mimo wszystko po prostu stała, czekając aż ta osoba się odezwie. Wyczuła woń Słońca, chociaż nie była to raczej Arel. Głos dał jej do zrozumienia, że to ktoś raczej młodszy.
– Zwą mnie Ołtarzem Wyniesionych, ale możesz po prostu mówić do mnie Veir. – Powiedziała, odwracając się powoli. Był pewien zwyczaj w Mgłach, żeby własne imiona skrywać dla siebie, ale ona nie widziała takiej potrzeby. Czasami się do tego stosowała, innymi razy nie.
– Przybyłam w okolicę, by poszukać liści do zaparzania herbaty. Wiesz co to? – Zapytała Daenjər. Veir była znana z dosyć robotycznej mowy, nieco sztucznej, a do tego jeszcze bycie piastunem przez większość życia. Dlatego nie miałaby problemów z nauczeniem losowego smoka robienia herbaty, czy tworzenia kadzideł zapachowych. Oczywiście, o ile mieliby na to ochotę. Czasami patrzyła na to też z korzyścią dla siebie. Co jeżeli ten smok kiedyś dorośnie, może obejmie ważną funkcję w stadzie? Zapamięta, że był sobie ta miła smoczyca z Mgieł, która bezinteresownie dzieliła się swoją wiedzą.
– Liście lipy, jabłoni... właściwie ostatnie, które udało mi się znaleźć. Większość już całkowicie zbrązowiała, albo zgniła. Do tego nieco ziół z pobliskich szczytów. Na kadzidła. – Powiedziała, otwierając swoją dłoń i wyciągając ją w kierunku Daenjər, by ujawnić znajdujące się tam liście i zioła. Reszta była w torbie. Dopiero po chwili Veir zauważyła, że osoba, z którą rozmawia ma podwójne oczy. Niby nic, a w Veir już przywoływało to bardzo negatywne wspomnienia związane z pewnym smokiem o imieniu Hrasvelg. Zawiesiła swoje spojrzenie na ślepiach Alternatywnej. Zastanawiało ją, czy jest jego dzieckiem. Jeżeli tak, to bardzo mocno współczułaby Daenjər.
Alternatywna Łuska
Wydrążony pień
: 23 lis 2023, 19:42
autor: Łuna Czaroitu
Wciąż stała w oddaleniu, nieco nastroszona, ale i gotowa wysłuchać smoczycy. Podobało jej się, że ta od razu przedstawiła się i sama nie wypytywała jej. Zamiast tego wyjaśniła jej, co tu robi, co z kolei wzbudziło zaciekawienie Adeptki. Uniosła delikatnie uszy i trochę wyprostowała się, kierując zainteresowane spojrzenie na zebrane ziela. Zastanawiała się chwilę, jak odpowiedzieć.
– Oh. Wiem tylko, że herbata ładnie pachnie i że ludzie ją piją. – skrzywiła się z obrzydzeniem, mówiąc o ludziach, ale mgliście kojarzyła przyjemny zapach naparu. To jednak były dawne wspomnienia, zupełnie niepotrzebnie goszczące w jej pamięci. Wróciła więc do tematu herbaty. – Niektóre krzaki wciąż mają pojedyncze zielone liście. – zastanowiła się na głos, przypominając sobie o mijanych w drodze dotąd zaroślach. Nie wiedziała jednak, czy któreś z nich przydadzą się Veir. Uniosła na nią spojrzenie i zauważyła, jak ta przyglądała się jej ślepiom – szybko domyśliła się, że chodziło zapewne o dwie ich pary. Zamrugała więc nieco niezręcznie, jednocześnie przypominając sobie, że sama zapomniała się przedstawić.
– Ja jestem Alternatywna. – rzuciła krótko, nie będąc pewna, czy również powinna przedstawić cele, w jakich tu przybyła. Po chwili zdecydowała, że jeszcze nie powinna udzielać za dużo informacji o sobie. Zrobiła więc ostrożny krok do przodu, dając trochę upustu swojej ciekawości. – …Jak określasz, co nada się na herbatę?
Wrota Dziejów
Wydrążony pień
: 24 lis 2023, 2:28
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Herbata to tradycyjny napój, odpowiednio przyrządzony może mieć też... dodatkowe właściwości. Ziołowa będzie uspokajać, taka z owoców będzie miała w sobie trochę ich soku. Znam też liście, które pobudzają i jeszcze jeden wywar z lulka czarnego i pewnych grzybów, ale jest dosyć... mocny. Wywołuje pewne pożądane i niepożądane skutki. – Wytłumaczyła w iście piastuński sposób, czyli mówiła dużo, jak nauczyciel czytający definicję z książki, próbując czegoś nauczyć swoich uczniów. Smok może wyjść z piastuna, ale piastun nigdy nie wyjdzie ze smoka.
– Pokażesz mi które? Może jeszcze kilka listków faktycznie by się do czegoś przydało. – Rzuciła do Alternatywnej i patrząc na pień ogromnego drzewa, potem na liście trzymane w swojej dłoni, a na sam koniec słuchając pytania Daenjər... przypomniała sobie pewną historię. Chociaż była to raczej legenda opowiadana przy ogniskach w jaskiniach, podczas niezwykle surowych, śnieżnych nawałnic.
– Miło cię poznać, Alternatywna. Jak określam? Metodą prób i błędów. Zasuszam liście i zioła, a potem sprawdzam jak smakują. Brzoza, lipa, jabłoń, klon... właściwie większość drzew się nadaje. Jedynie uważałabym na twoim miejscu z ziołami. – Odparła i sięgnęła do swojej torby. Zebrane rośliny umieściła gdzieś z boku, a z środka wyciągnęła gotowy susz do parzenia. Veir zawsze miała przy sobie kilka przedmiotów. Kielich, materiały na herbatę i kilka kadzideł.
– O ile mogę zapytać, Alternatywna... czy jesteś córką smoka o imieniu Kwiat Uessasa? Wyglądał podobnie do ciebie. Jego syn również. – Zapytała się w którymś momencie, waląc prosto z mostu. Musiała się upewnić, czy na pewno nie jest z jego krwi. Ten samiec miał cztery oczy i tak samo było z jednym z jego dzieci. Była to już zatem jakaś mutacja genetyczna, która była w rodzie bardzo prawdopodobna.
Alternatywna Łuska
Wydrążony pień
: 29 lis 2023, 15:57
autor: Łuna Czaroitu
Nie spodziewała się dużego napływu informacji, uniosła więc z zaciekawieniem uszy, ale słuchała wypowiedzi smoczycy z uwagą. Nie miała pojęcia, że ten napar miał właściwości inne, niż tylko zaspokojenie pragnienia. Właściwie to całkiem zaskoczyło ją, jak dużo można osiągnąć różnymi ziołami. Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem, dopiero pytanie Veir sprawiło, że wróciła do poprzedniej, nieco spiętej postawy.
– Um, okej. – odpowiedziała tylko krótko, częściowo się odwracając by cofnąć się do gęstszych krzaków. Szła prawie że bokiem, nie spuszczając ze smoczycy nieco nieufnego spojrzenia na więcej, niż parę chwil. Wydawała się miła, ale Daenjər miała już styczność z pozorowaną grzecznością, dlatego nie bardzo przejmowała się tym, czy jej zachowanie było uprzejme – dopóki zachowywała ostrożność, była odrobinę bezpieczniejsza.
Odpowiedź na jej pytanie dało Daenjər jakieś pojęcie o tym, kim była Veir. Nie była może ekspertem w czytaniu innych, ale uznała to za pocieszające, że smoczyca miała tak spokojne zainteresowanie. Właściwie ciekawie się jej słuchało, a i sprawiała przyjemne wrażenie. Fioletowofutra obserwowała z zainteresowaniem, jak starsza smoczyca wyjmuje gotowe już zioła z torby, trzymając dystans, ale wyciągając szyję dla lepszego widoku. Cofnęła się jednak dość gwałtownie, zapytana o swoje pochodzenie. Odruchowo jej uszy opuściły się i miała zrobić krok w tył, lecz zatrzymała się z podniesioną już nieco łapą. Veir odpowiedziała na jej pytania, czyż nie? Choć nie lubiła być pytana o szczegóły o sobie, Daenjər po chwili zastanowienia uznała, że to pytanie było całkiem nieszkodliwe. Odchrząknęła więc, stawiając łapę z powrotem.
– Nie mam pojęcia. Nigdy nie poznałam swoich rodziców. – odrzekła krótko. Nigdy nawet nie słyszała wspomnianego przez Veir imienia, więc postanowiła dopytać. – Kim jest ten Kwiat Uessasa? Brzmisz, jakbyś go znała. – być może w tym momencie miałaby poczuć jakieś większe zainteresowanie możliwym pokrewieństwem z kimś z Wolnych Stad, ale nigdy nie miała rodziny i nigdy jej nie potrzebowała. Nawet gdyby okazało się, że ów Kwiat byłby jej ojcem, zapewne nie zrobiłaby nic z tą informacją. Wciąż, ciekawiło ją, dlaczego Veir zaczęła ten temat.
Wrota Dziejów
Wydrążony pień
: 02 gru 2023, 12:18
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Hmm, powinny być w porządku. – Powiedziała, patrząc na krzaki, które pokazała jej Daenjər. Zebrała z nich listki, chociaż smak herbaty będzie trzeba ustalić w praktyce. Potem wyciągnęła jeszcze dwie miseczki i bukłaczek wody. W maddarowym kociołku zaparzyła wodę i wlała ją do obu naczyń, dodatkowo dodając zasuszone liście lipy. Nie było to jednak wszystko, gdyż Veir dorzuciła do tego małe kawałki brzoskwiń i szczyptę miodu. Smak powinien być idealny, lekko owocowy i troszkę słodki.
– Śmiało, wypij. – Powiedziała do Daenjər, przysuwając jej miseczkę. Od nieznajomych nie powinno się brać takich rzeczy, ale Veir wyglądała na miłą, prawdą? Poza tym te same składniki dawała sobie. Sama postanowiła się napić, robiąc to dosyć powoli, jakby kosztując kieliszek wina.
– Znałam go. Zapytałam, gdyż był bardzo podobny do ciebie i także miał cztery ślepia. Ale może być to też przypadek, właściwie, lepiej, żeby tak było. – Odparła, pijąc herbatę. Przez moment nic nie mówiła, więc było to jedyne, co robiła, po prostu czasami przyglądając się także drugiej rozmówczyni. Cisza mogła być nieco... niezręczna? Głównie przez ostatnie słowa Veir. Pozostawiały wiele do domysłów.
– Ciekawi mnie jeszcze, jak sprawdziłyby się twoje liście. Czy jest coś, co lubisz? Jakiś smak? Coś, co mogłabym dodać. Może to być cokolwiek, jakieś owoce, specyficzne zioło. Istnieje szansa, że gdzieś to tu znajdziemy. Mogę ci pokazać, gdzie szukać najlepszych składników, to swego rodzaju sztuka. – Dodała po dłuższej chwili ciszy. Nadal sprawiała wrażenie miłej, może aż za bardzo! Miała też kilka mroczniejszych pasji, jak na przykład szklane ozdoby na jej ciele. Za każdą z nich kryła się nieprzyjemna historia i mnóstwo bólu. Większość miała na sobie od ponad stu księżyców. Były mocne, wytrzymałe, wypalane na gołym futrze i łuskach. Ale niewiele osób o tym wiedziało, dla większości były to po prostu ładne dekoracje na ciele. Mimo wszystko, Veir jako doświadczona piastunka, a teraz czarodziejka, miała swego rodzaju słabość do młodszych osobników. Lubiła im pokazywać pewne rzeczy, uczyć procesów produkcji i tak dalej. Było to coś, co raczej zostanie z nią do końca życia.
Xeri