A: S: 5| W: 3| Z: 4| M: 3| P: 3| A: 2
U: B,Pł,O,W,MP,MO,MA,Kż,Prs: 1| L,A,Skr: 2| Śl: 3
Atuty: Wierny Druh; Pamięć Przodka; Bestiobójca; Opiekun; Znawca Terenów;
Naprawdę musiał się skupić, żeby powstrzymać wyrywający się z piersi śmiech. Tun rzuciła się na kwiaty z iście bojowym zapałem, a rwane łodyżki i płatki praktycznie latały w powietrzu, kiedy pisklę tylko się do nich dorwało. Omszały nawet ze swojego miejsca widział, że z ich pięknych kształtów najpewniej nic nie zostanie. Spodziewał się, że mała przyniesie jedynie nierozpoznawalną miazgę... i w sumie niewiele się pomylił. Tun wrzuciła do słoika dwie śliczne barwy, a ich pochodzenie mogłoby pozostać tajemnicą na długie dni, gdyby nie pobojowisko, które za sobą pozostawiła. Tiishoyr wątpił by po takich zabiegach słoik nabrał większych walorów artystycznych, ale z pewnością było w nim widać pełnego zapału pisklęcego ducha. A to było najważniejsze, jeśli oboje mieli się podpisać pod tym prezentem.
W końcu nie wytrzymał i zaśmiał się radośnie, kiedy mała wróciła do niego ponownie, cała w kwiatkach. Wówczas sam wyciągnął przed siebie skrzydło i zerwał najbliższy kwiat, zakładając go córce za ucho. Tym samym niewielki mak przyozdobił jej łebek.
– Rzeczywiście. Mama nie będzie mieć żadnych wątpliwości – odparł, wciąż roześmiany, delikatnie układając skrzydło na pisklęcej główce w dumnym, ojcowskim geście. Rosła mu wyjątkowo promienna córa. Tiishoyr stale prosił los, by mała nigdy nie zatraciła swojego optymizmu. Było jej z nim bardzo do twarzy.
W takiej właśnie pozycji zastało go przybycie Serenady. Albo raczej jej pierwsze pojawienie się na niebie, podczas którego wyraźnie zmarszczył łuki brwiowe. Potem przetarł skrzydłem ślepia i spojrzał jeszcze raz, osiągając tym gestem jedynie jeszcze większy stopień zdezorientowania. Zaprosił wszak jedną smoczycę, a tu nagle zmierzał ku niemu ktoś jeszcze? Początkowo nawet sądził, że się pomylił. Że to jakieś inne smoki akurat tędy przelatują. W końcu jednak musiał odrzucić ten pomysł, bo przecież migotały mu przed oczami znajome kolory. Wtedy pomyślał, że może wykluło im się jeszcze jedno pisklę... ale to musiałoby być młodsze od Tun, a nawet ona jeszcze była zbyt mała, żeby samodzielnie latać. Oba te wytłumaczenia były więc pozbawione sensu, a on dalej nie rozpoznawał towarzyszącego jego partnerce smoka. Zresztą nie było to dziwne. Wszak nigdy wcześniej nie widział zastępczyni Ziemi, matki Celeste. I prawdę powiedziawszy... wolałby ją poznać za swoją wcześniejszą wiedzą i zgodą.
Nie dało się jednak samymi myślami zawrócić zmierzającego ku nim smoka, więc musiał jakoś nastroić się na to spotkanie. Starał się zachować spokój, ale już teraz zaczął się denerwować, choć wciąż nie wiedział z kim będzie miał do czynienia. Być może dlatego nawet nie zdołał kiwnąć palcem, kiedy Serenada porwała mu pisklę sprzed nosa. Powiódł za nimi spojrzeniem, nie mogąc się zdecydować czy jęknąć z przestrachem czy jednak pokiwać z rozbawieniem łbem. Tym samym po prostu zamarł, odzyskując rezon dopiero po pojawieniu się owego czwartego smoka w ich niedoszłym spotkaniu we troje. No dobrze, tak po prawdzie niewiele miał pewności siebie. Zwłaszcza, kiedy dowiedział się na kogo właśnie patrzy. Z wrażenia aż zacisnęło mu się gardło, kiedy rzucał szybkie spojrzenie w stronę Celeste, jakby zastanawiał się, czemu wcześniej o niczym mu nie powiedziała. Czy nie powinien wiedzieć, że ma zobaczyć się z jej matką? Czułby się lepiej, gdyby dane mu było oswoić się z tą myślą. Może nawet przygotowałby dla niej prezent. Tak, na pewno by to zrobił. W ten sposób odreagowałby gromadzący się w jego wnętrzu stres, którego teraz nie miał gdzie ulokować. Objął palcami słoik i postukał w niego delikatnie, żałując że nie ma drugiego takiego przy sobie. Odchrząknął.
– Miło mi. Omszałogrzbiety, łowca z Mgieł – odparł, samemu również wymieniając grzeczności. Spodziewał się przy tym, że jego przynależność stadna może nie przypaść samicy do gustu, ale miał nadzieję, że nie będzie to wystarczający powód by skreślić go już na wstępie. Nie chciał wszak sprawić Celeste żadnych problemów. Zależało mu na tym, by jej relacje z rodziną pozostały nienaruszone, bo wiedział aż zbyt dobrze co to znaczy nie mieć przy sobie nikogo bliskiego. Tutejsze smoki zaś... bardzo lubiły stereotypy. On zaś szczerze za nimi nie przepadał.
Kiedy Córa Róż nachyliła się ku niemu, starał się nawet nie drgnąć, by nie zdradzić tematu ich konwersacji. W końcu skoro zastępczyni siliła się na ściszony ton, to należało uszanować jej chęć zachowania dyskrecji. Tak mu się przynajmniej wydawało, dlatego uśmiechnął się lekko, choć krew niemal ścięła mu się w żyłach w reakcji na słowa samicy. Jakie miał zamiary? Niekoniecznie się nad tym zastanawiał, choć pewnie powinien się spodziewać takiego pytania. Chciał po prostu... być. Blisko. Dzielić te wszystkie przyjemne chwile dopóki trwały. Czy to chciała usłyszeć od niego Córa? A może oczekiwała czegoś bardziej górnolotnego? Niezależnie od jej przypuszczeń, on nie zamierzał kłamać.
– Serenada wprowadziła do mojego życia wiele szczęścia – odparł, bezwiednie kierując spojrzenie ku wspomnianej samicy, bawiącej się właśnie z ich wspólnym pisklęciem. Tym razem wygiął pysk w wyrazie szczerej radości – Chciałbym tylko dać jej równie wiele powodów do uśmiechu. Albo może nawet i więcej – wyjawił, po chwili zerkając na ziemistą, w poszukiwaniu jej reakcji. Nie zdołał jednak zbyt długo utrzymać kontaktu wzrokowego, bo po prostu się zawstydził. Końcówka ogona zadrżała mu nerwowo, jakby właśnie czekał na jakiś wyrok. Znów pożałował, że nie miał nic wartościowego pod łapą. Mógłby się wówczas zasłonić jakimś prezentem... a tak to czuł się zadziwiająco wręcz odsłonięty.
Czekając, pomachał do Serenady, witając się z nią na odległość. Nie chciał wszak odchodzić od Córy, uważając że to byłoby niegrzeczne. Głupio się jednak było też nie odezwać do dopiero co przybyłej partnerki. Będąc w schematycznym potrzasku, wybrnął z niego najlepiej jak potrafił, przeklinając w myślach swoją głupotę. Trzeba było przewidzieć, że babcia będzie chciała poznać wnuczkę! Chociaż tyle że przybyła sama. Równoczesnej obecności drugiego z rodziców Celeste już by chyba nie zniósł tak dobrze. O ile jego obecny stan w ogóle można było uznać za dobry. Cały się bowiem zestresował, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie w tej zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Po prostu bardzo nie chciał tego zepsuć.
Tundroth
Córa Róż
Serenada Poległych
Licznik słów: 965
ATUTY
I. Pamięć przodka: -2 ST do walki z zwierzętami i -1 ST do walk z rasami rozumnymi
II. Bestiobójca: tabela ran woja/maga do walki z drapieżnikami
III. Opiekun: stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu
IV. Znawca terenów: znalezienie 4/4 pożywienia / kamienia / 10 sztuk zioła dwa razy na polowanie. Zawsze znajduje minimum 2 osobniki w stadzie małej zwierzyny
Sukhee
Żywiołak Ognia (koza)
S:1|W:2|Z:1|M:2|P:3|A:1
B, Skr, Śl: 1| MA, MO: 2