Strona 4 z 49

: 21 maja 2014, 16:42
autor: Olśniewający Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

// luz :3
Olśniewający nie miał żadnych trudności z biegiem, uśmiechnął się delikatnie i przekrzywił łeb z bok. Wiedział wszystko, bieganie nie było przecież trudne. Z resztą to i tak był już koniec, więc biegnąc za, obok, przed Winną Łuską, wygiął ciało w lewo w kształcie lekkiego łuku, ogon powędrował na drugą stronę. Skrzydła cały czas były przyciśnięte do ciała, aczkolwiek nie za mocno. Skręcił w lewo, raz w prawo i tak kilka razy, truchtając, zatrzymał się. To był koniec, wszystko już rozumiał...oczywiście w przyszłości dalej mogą się poganiać, choć samiec wolał zrobić coś innego. Miał teraz trochę pracy, więc przekrzywił łeb w bok. Czym zajmą się teraz?

: 21 maja 2014, 21:44
autor: Zabójczy Umysł
Ha! Nawet to było mi na łapę. Dzięki przekrzywieniu łba na bok, Olśniewający mógł dostrzec, że nieco zwolniłam. Nie zatrzymałam się, ale zwolniłam. Jak? Po prostu przeszłam z jednego chodu do drugiego, a potem i do trzeciego. Z galopu do kłusa, a potem do zwykłego marszu. – Zatrzymanie, jak było to widać u mnie, po prostu, polega na stopniowym zwolnieniu pracy swoich mięśni łap– co prawda był jeszcze jeden sposób, gwałtowne zatrzymanie się, poprzez lekki przysiad na zadzie, a także przybliżenie przednich łap do tylnych, i odwrotnie, ale ... Olśniewający poprosił mnie (ah, jak cudownie to brzmi) o kolejne nauki, więc całkowite zatrzymanie się było mi nie w smak. – Skok do przodu odbywa się na takiej zasadzie: najpierw uginasz mocniej tylne łapy, magazynując w nich siłę, potem błyskawicznie je rozprostowujesz. Impet wyrzuci Cię do przodu. W locie, przy raczej przelocie, balansujesz ogonem. Skrzydła mają być nieruchome, nie mogą Ci się rozłożyć. Lądujesz, na przednich łapach, do których dostawiasz, po chwili, i tylne. Wszystkie, czyli od wybicia się, aż po samo lądowanie, musi się odbywać na ugiętych kończynach. W przeciwnym razie, możesz sobie coś połamać – nie żebym się tym faktem przejmowała, jednakże, taką informację przekazał mi mój nauczyciel, i ja – czy mi się to podoba czy też i nie – musiałam, o ile nie chciałam dostać od Przywódcy/przyjaciela lub też przyjaciółki, rodziny Olśniewającego Kolca, jakieś reprymendy.
Cóż, skakać m się nie chciało, więc po prostu się zatrzymałam. Ale na szczęście tak, aby doskonale widzieć poczynania samca. Szczerze mówiąc, odeszłam lekko na bok, ustawiając się ... po skosie.

: 14 cze 2014, 19:38
autor: Niezdecydowana Łuska
Instynkt Zabójcy. Imię które doprawdy nie brzmiało ciekawie! Toż to niemal od razu zdradza jego najgłębsze intencje czy typy zachowań! A przynajmniej powinno zdradzać jeśli Instynkt wybiera imiona na takiej zasadzie jak każdy – Imię pasujące do charakteru bądź wyglądu.
Aż dziwne że mimo iż domyślała się jego charakteru to i tak poprosiła go o naukę. W dodatku naukę czegoś tak niebezpiecznego jak walka w której równie łatwo mógłby ją zabić co zranić, może to jednak właśnie ją podkusiło do wzięcia tej nauki? Może to ta nutka podniecenia i niepewności która ją teraz wypełniała popchnęła ją do tak głupiego czynu by poprosić o naukę kogoś kto zwie się zabójcą?!
To się okaże, albo i nie, bowiem jak na razie jedyną która zjawiła się na miejsce była Zwiastun, powoli stąpająca z uszami czujnie postawionymi, by wyłapać jakikolwiek dźwięk informujący o obecności cienistego.
To był dla niej dość ważny dzień. W końcu będzie miała okazje nauczyć się czegoś co sprawi że nie będzie już taka bezbronna. Dzięki czemu nie będzie już zdana na łaskę innych jednak to się jeszcze okaże. O ile przeżyje tą naukę!

: 19 cze 2014, 10:22
autor: Instynkt Zabójcy
Zabójca czekał cierpliwie aż tereny Wolnych Stad spowije pierw jaskrawość zachodzącego słońca by po chwili ustąpić nieopisanej potędze mroku, który wylewał się lubieżnie nad Błękitną Rzeką jak i każdym innym miejscem.
Mawgan przybył wraz z rozpoczęciem się tego mrocznego spektaklu, stąpając powoli, niemal bezszelestnie, a przy tym zadziwiająco niezgrabnie, pokaszlując, wyklinając co tylko pod nosem, czego dopełniały tylko urywane oddechy samca, które wiły się świstem w powietrzu.
Podszedł do swego ucznia, obdarzając go nieprzychylnym spojrzeniem lazurowych ślepi, a z których coś, prócz dzikości ciężko było wyczytać.
Co mam w zamian?
Ognisty poznał teraz także głos Cienistego Łowcy, szorstki i zachrypnięty, niczym głos starca, który wymachuje swym zardzewiałym ostrzem łudząc się, że rozedrze płaszcz powietrza, a jąkając się i mamrotając przy tym niemiłosiernie.

: 28 lip 2014, 14:35
autor: Zwiastująca Łuska
Tego dnia przyszła kolej na naukę umiejętności społecznej – mediacji. Zwiastująca usiadła wygodnie na świeżej trawie i wygrzewając się w promieniach słonecznych przystąpiła do nauki.
~ Mediacja jest zaliczana do umiejętności społecznych. Pozwala na przekonanie innych do swojej decyzji czy stanowiska. Przywódcy i zastępcy stad powinni mieć dobre opanowaną tą umiejętność, by logicznie wychodzić z różnych sytuacji i rozwiązywać spory między smokami ze swojego stada ~
tak, to była definicja. A teraz część praktyczna. Jeśli można tak nazwać trening mediacji.
~ Problem pierwszy. Pewna smoczyca miała kilka piskląt. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, były silne i skore do zabawy. Jednak mały samczyk urodził się chudy i słaby. Matka odrzuciła go. Nie dostawał jedzenia, był wyśmiewany przez rodzeństwo. Pewna dobroduszna samica powiedziała, że przygarnie to biedne pisklę pod swoje skrzydła. Jednak matka nie pozwalała go zabrać, dla zasady. Powiedziała, że się zmieni, ale tak się nie stało. Samczyk wciąż był wyśmiewany i niedoceniany. W końcu samica ponownie przyszła do matki piskląt i powiedziała, że je weźmie. I tutaj smoczyca nie przystała na tą propozycję. Dobroduszna członkini stada nie wiedziała co zrobić. Powinna powiedzieć matce, że to wciąż jest jej dziecko i nie może go gorzej traktować, bo jest słabsze. Potrzebuje wciąż matczynej opieki, bo bez niej nie przeżyje. Potrzebuje ciepła i miłości, jak każde. Problem drugi. Pewien adept od urodzenia chciał zostać wojownikiem. Poważnie przykładał się do nauki, widać było, że zależy mu na tej randze. Uczył się całymi dniami, prąc do przodu, nie poddając się. Po wielu tygodniach Przywódca uznał, że adept jest gotowy. Po ceremonii i przyjęciu nowego miana zmienił się diametralnie. Ukazało się to na wojnie. Stada toczyły zacięte walki o tereny. Wojownik zamiast walczyć i stawać w obronie słabszych nic nie robił. Został w obozie, odpoczywając. Rozzłoszczony Przywódca powinien w tej sytuacji zagrozić degradacją, lub nawet wyrzuceniem ze stada. Trzeba jakoś przemówić temu smokowi do rozsądku. Ostatni problem. Dwa smoki znalazły jednocześnie ten sam kamień szlachetny, i kłócili się, kto powinien go wziąć. Obaj chcieli mieć go tylko dla siebie. Doszło nawet do krótkiej walki. W tej sytuacji przywódca lub zastępca powinien powiedzieć, że skoro nie chcą obaj czerpać z niego korzyści, to mają go zostawić, lub oddać do składu stada, by mógł z niego skorzystać ktoś inny, a jeśli to nie zadziała, zagrozić degradacją, ale tylko w ostateczności ~
po przeanalizowaniu kilku problemów adeptka skierowała się w stronę obozu i wróciła.

: 08 wrz 2014, 16:38
autor: Echo Odwetu
Odmienna wylądowała w tym miejscu, uprzednio rozglądając się uważnie. Miejsce miało pewien swój urok, to na pewno. Z cichym westchnieniem przycisnęła skrzydła do boków, idąc niezgrabnie w stronę wody. Zanurzyła pysk w chłodnej cieczy i przełknęła życiodajny płyn, zamykając ślepia. Miała nadzieję zostać w danym miejscu przez chwilę, ułożyła się więc niedaleko brzegu i przymknęła oczy.

: 11 wrz 2014, 16:48
autor: Rozpaczliwa Łuska
Odpoczynek jaki szykowała sobie Odmienna, niestety lub też nie, nie trwał zbyt długo. Przynajmniej na odpoczynek to wyglądało. Nieopodal rzeki szła sobie Nuta. Dawno nie zwiedzała terenów wolnych stad. Już nawet nie pamiętała za bardzo co gdzie się znajduje, ale nie szukała niczego konkretnego. Po prostu chciała się przejść, żeby sprawdzić czy nic się nie zmieniło. Zauważyła smoka, który leżał w bezruchu nieopodal rzeki. Nucąca nie chciała jej początkowo przeszkadzać, ale wolała sprawdzić czy nic jej nie jest. Nie zachowywała zbyt wielu funkcji życiowych więc co to by było, gdyby nagle okazało się, że przeszła koło smoka, którego życie wisi na włosku. Podeszła bliżej.
Hej. – Szturchnęła Odmienną swoją łapą.
Nic Ci nie jest? – Zapytała spokojnie i niemiłosiernie troskliwie. Nuta naprawdę przejęła się losem nieznanej dla niej smoczycy.

: 11 wrz 2014, 17:38
autor: Echo Odwetu
Odmienna właściwie już prawie zasnęła. Może nie było to do końca mądre z jej strony, ale musiała chwilę odpocząć. Nie zwróciła więc uwagi na czyjś głos, ani dochodzące do niej inne dźwięki. Dopiero szturchnięcie wywołało pewną reakcję, mianowicie podskoczenie adeptki i głośny syk. Młoda smoczyca zamrugała kilkakrotnie, jej pióra były nastroszone, a uszy przytuliły się do czaszki. Warknęła coś cicho pod nosem, siadając znów na ziemi i obserwując uważnie obcą. Po zapachu rozpoznała, że starsza samica pochodziła z Życia.
– Wybacz. – Mruknęła jakby niechętnie, uważnie patrząc na nieznajomą. – Nic mi nie jest, spałam. – Dodała z lekkim wyrzutem spoglądając na smoczycę z Życia.

: 26 wrz 2014, 21:23
autor: Śnieżny Kolec.
Khan był zmuszony poprosić o pomoc łowcę. Tym razem na polowaniu nie szło mu już tak dobrze no i nie ukrywając był też trochę leniwy. Głodu jednak nie oszuka. Wyruszył na tereny wspólne na których umówił się z łowcą Życia, a gdy dotarł nad błękitną rzeczkę jego cielsko skryło się w cieniu pobliskich drzew. Posępny jaszczur siedział z markotnie zwieszonym łbem i czekał. Na każde burknięcie swoich pustych kiszek odpowiadał głuchym warkotem, więc w praktyce powarkiwał co chwilę. Miał nadzieję, ze łowca szybko się zjawi i że nie będzie chciał za swoje usługi jakichś wybitnych przysług.

: 26 wrz 2014, 22:40
autor: Pasterz Kóz
Na szczęście dla Cienistego, Bezchmurny przybył zaskakująco szybko. Wylądował w cieniu drzew, a pozostały dystans do smoka pokonał już na łapach. Skinął głową, ale widać było po nim, że nie miał najlepszego humoru. Był zamyślony i jakby nieco smutny, co wyraźnie uwydatniało się na jego pysku. Mimo wszystko, miał swoje obowiązki, których musiał dopilnować, wbrew temu co czuł. Nie tyle obowiązki, co też poczucie powinności.
-Bezchmurne Niebo. Smacznego- powiedział jedynie, a potem machnął łapą. Przed Cienistym pojawiły się brzoskwinie (4/4). Może nie były dobre dla kogoś, kto w nawyku miał pochłanianie mięsa, ale one również były w stanie nakarmić smoka, więc nie należało wybrzydzać ze względu na smak.

: 27 wrz 2014, 12:49
autor: Śnieżny Kolec.
Wrzask zmrużył oczy przyglądając się lądującemu łowcy. Kiwnął krótko łbem, wszak przecież chciał coś zjeść, a kto wie, może brak tych wszystkich niuansów pozbawi go tej szansy? To, ze ów Życiowy był jakiś nie w sosie jakoś specjalnie wojownika nie obchodziło, a przynajmniej nie w sposób jaki obchodziłoby to kogoś, nazwijmy to, normalniejszego.
– Wrzask Agonii. – Odparł swoim charkliwym, głębokim głosem i spojrzał na rozsypane brzoskwinie. Skrzywił się nieznacznie. Świetnie... Zapamięta by nigdy więcej nie prosić tych liżących żyć elfów, by go karmili. Westchnął głęboko i mlasnął ze zrezygnowaniem – Dzięki. – Dodał kwaśno i zabrał się za pochłanianie przyniesionego mu jedzenia. Legł na trawie i pochwycił jedną, która podrzucił go góry i złapał w pysk gdy spadała. Pochłonął ja od razu.
– Ciężki dzień, co? – Zagadnął mimochodem i uśmiechnął się w specyficzny dla siebie, mało przyjemny sposób. Chwycił kolejną brzoskwinię i pożarł ja dokładnie tak samo jak poprzednią.

: 27 wrz 2014, 15:49
autor: Pasterz Kóz
-Rzekłbym, że zapowiada się ciężki księżyc...– odpowiedział, cicho przy tym wzdychając. Nie będzie opowiadał o swoich problemach obcemu smokowi. Lekko zmrużył oczy widząc specyficzny uśmiech Wrzasku. W ten sposób uśmiechali się tylko Cieniści. Albo przynajmniej dwóch, których poznał, w tym właśnie tego osobnika.
-Jeśli to tyle, pozwolisz, że odejdę, aby w samotności przeżywać swoje rozterki, blablabla, takie tam. Nie wydajesz mi się smokiem odpowiednim do pocieszania, a i pocieszenie jako takiego nie potrzebuję. Sam sobie poradzę ze swoimi problemami- powiedział. Naprawdę nie zamierzał opowiadać o tym świeżo poznanemu smokowi. Nawet bliskim, by tego raczej nie powiedział. Teraz czekał jedynie, aż Wrzask coś powie.

: 27 wrz 2014, 16:36
autor: Śnieżny Kolec.
– Naprawdę? Ranisz moje uczucia... – Zrobił niemal płaczliwą minę, by już po chwili wyszczerzyć kły w kpiącym uśmiechu. Bardziej jednak naigrawał się z samego siebie niż z biednego, smutnego Życiowego, ale łowca zapewne odbierze to jako złośliwość wobec niego. Ech, ciężki jest żywot cienistego.
– Idź, idź radzić sobie z problemami sam. Wszak i tak każdy jest w gruncie rzeczy zupeeeełnie sam. – Przy ostatnich słowach uśmiech młodego wojownika przybrał trochę tajemniczego wyrazu. Khan może na to nie wyglądał, ale miał doskonale ukształtowany pogląd na swoje życie.. i na życie innych w gruncie rzeczy też. Sądził, że tak naprawdę smoki się w gruncie rzeczy nie specjalnie od siebie różnią. Niektóre tylko nakładają nikomu niepotrzebne maski. Niezbyt długo patrzył na łowcę. Zaraz chwycił kolejną brzoskwinię i podrzucił by złapać ją w locie. Przełknął szybko.
-Bywaj. Gdybyś potrzebował kiedyś pomocy na polowaniu, daj znać. Płacę swoje długi. – Rzucił niemal od niechcenia i pochwycił następny owoc.

: 27 wrz 2014, 19:04
autor: Pasterz Kóz
Westchnął cicho. Skinięciem łba odpowiedział na słowa Wrzasku o jego uczuciach i samotności. Jakoś nie miał ochoty sprzeczać się, żartować albo ogólnie drążyć temat. Wolał to mieć za sobą i wrócić do siebie.
-Każdy mi to obiecuje, a nigdy nie skorzystałem, na szczęście. Przyjmuję jednak Twoją ofertę, może kiedyś mi się przyda. Gdybyś potrzebował jeszcze więcej pożywienia, daj znać. Teraz zaś bywaj- odpowiedział, a następnie obrócił się i ze zwieszonym łbem, jak gdyby niósł ciężar swoich problemów, ruszył ku terenom Życia. Ot, i tyle go tutaj widzieli.

: 16 paź 2014, 8:05
autor: Niebieski Kolec
Strata... Ból... Czy na to muszę być skazany? Taką myśl miałem w głowie gdy przechadzałem się obok Błękitnej Rzeki. Nie wiem dlaczego zawędrowałem, aż tutaj. Może natłok myśli spowodował to, że nie zwracałem uwagi na to gdzie idę. Nie wiem... Jednakże poczułem pragnienie. Całe szczęście do wody nie miałem daleko więc napiłem się trochę z rzeki. Gdy to zrobiłem postanowiłem odpocząć. Porozaganiałem liście i się położyłem. Sam nie wiem jak, ale po kilku chwilach już spałem.

: 16 paź 2014, 17:07
autor: Echo Odwetu
Zmiana leciała przez dłuższy czas, wypatrując miejsca do lądowania. Była zmęczona... ale czym? Właściwie mało smoków prosiło ją o naukę, nie musiała się o nikogo troszczyć, ani bać o swoje życie. Wszystko było w jak najlepszym porządku... i to właśnie monotonność dobijała czarodziejkę.
W pewnym momencie zauważyła przy rzeczce znajomą smoczą sylwetkę. Na jej widok uśmiechnęła się lekko, by wylądować niedaleko Zapomnianego. Jakiś czas się nie widzieli, może uzyskał już rangę Łowcy, do której dążył? Albo jego problemy się rozwiązały?
– Witaj Zapomniany. – Odezwała się przekrzywiając delikatnie głowę.