Strona 24 z 25

Wydrążony pień

: 17 wrz 2024, 19:38
autor: Laryssa

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Przeczesała grzywkę włosami wolnej łapy, nerwowo, jak gdyby zapominając, że przecież w drugiej miała grzebień. Odchyliła lekko głowę w tył, otwierając pysk z nietęgą miną. Wyryć. Wyryć czym? Zresztą... hm. Pojawiła się jeszcze jedna sprawa, o której musiała wspomnieć bo wyglądało na to, że jego pomysł dosłownie wziął się stąd, że najzwyczajniej na świecie nie wiedział, prawda? Inaczej to nie robiłoby sensu, by proponował takie rozwiązania.
Nie jestem najlepsza z narzędziami – parsknęła nerwowo, uciekając od niego wzrokiem. Na jej pysku gościł jednak nieśmiały, grzeczny uśmiech. Odchrząknęła. – Jeśli miałeś na myśli szpony, to...
Zamarła.
Po prostu mu powiedz.
A co, jeśli ma to samo? Może wie?
Nie. Raczej nie. Zresz-
Muszę się upewnić – z tą myślą zerknęła szybko, ukradkowo, na jego łapy. Ukryte w półmroku, wciągnięte pod pomarańczowe kłęby łapy. Westchnęła. Larimar ją obroni, jak stanie się coś złego, prawda? Zawsze ją bronił. Zawsze ICH bronił.
...to samice nie mogą mieć ich ostrych – wymamrotała w końcu, zaciskając mocniej palce wokół grzebienia. Dziwne. Zazwyczaj mówiła o tym z dumą. Och, patrzcie, jak pięknie je zaokrągliłam. Och. Spójrzcie. Jaki piękny nałożyłam kolor! Nie tym razem jednak. Przypomniała jej się podróż. Przypomniało, że nic nie wie o tubylcach. Ani o tym Trzmielojadzie, który nawet tubylcem nie był... Nie chciała w Niego wątpić, w Czcigodnego. A jednak nie potrafiła inaczej reagować na narastający w głębi żołądka strach, który osadzał się na jego dnie od księżyców i rósł, i rósł, i rósł. Nie wątpiła w Jego ochronę. A jednocześnie rozumiała, dlaczego niektórzy ze strachu byli w stanie przeciwstawiać się Jego naukom. Zebrała w sobie całą siłę jaką miała. Nie. Nie mogła zawieść! Powinna być dumna! Głosić wiarę!
Może to ta pogoda. Może to strach przed Jego reakcją na jej spóźnienie. I pozostawienie Erranny samej sobie. Brr. To po prostu była część testu. W końcu dopiero miała naprawdę zostać jego kapłanką, a nie byle, ugh, samicą z wioski.
Samce mogą mieć niezadbane, jeśli wykonują, um, nieczyste prace, ale Czcigodnemu niekoniecznie się to podoba – bąknęła znacznie ciszej. Właściwie to nie dał oficjalnego przyzwolenia. Ale też nie okazał zdenerwowania, więc... odetchnęła. Więc to chyba było w porządku? – Zresztą, w ten sposób łatwiej nie zrywać strun – szybko przeszła na znacznie przyjemniejszy temat, przypominając sobie pierwszy raz, jak zagrała przed swoimi współplemiennymi.
Miała tylko nadzieję, że Trzmielojad nie wykorzysta jej wiedzy. Głupio by było, gdyby związał ją w jakieś liny podczas snu albo coś i nie mogłaby wziąć rozmachu, żeby wspomóc siebie magią, prawda?
O Czcigodny.
Umrze. Umrze z rąk losowego samca.
Nikt nie umrze, psiakrew. Co za durna myśl. Chciałaby czasem po prostu nie myśleć.

Jak wygląda? – powtórzyła głucho, niepewna o co dokładnie pytał. Przekrzywiła głowę, myśląc nad odpowiedzią na w sumie sensowne pytanie dla kogoś, kto absolutnie o Larimarze nie wiedział. Humph. Odetchnęła głęboko, uspokajając swoje skołowane nerwy. – Więęcna pewno nie zamierzała mówić wszystkiegoWygląda... normalnie? Sam wiesz, jak b-boga z wierzącym? – spróbowała. Była niemalże pewna, że ta odpowiedź nie będzie go satysfakcjonowała. Ba, tak prawdę mówiąc, to była też nie do końca trafna. Zakręciła młynkiem z palców. Ruch pomagał jej myśleć. – Um. Inaczej. Czasem mi zsyła... wizje. Sny, w którym się spotykamy i... – zaschło jej w gardle. Naprawdę nie lubiła mówić o tej części. Wydawała się taka prywatna. Taka wyjątkowa. Skierowana tylko do niej. Zamierzała trzymać tę część w głębi siebie i nikomu nie oddawać, nawet słownie. Przełknęła ślinę. – Cóż, informuje mnie o różnych rzeczach. Czasem są to osoby, którym muszę pomóc się nawrócić. Czasem pomaga mi podjąć decyzję. Powiedział mi na przykład, że będzie na mnie czekać w swojej świątyni – po wypowiedzeniu zdania jęknęła, krzywiąc się lekko. – A-ale nie tamtej Świątyni, nie tam daleko, tylko, ugh, tej tutaj – obniżyła ton głosu, tłumacząc chaotycznie. Skoro zadawał takie pytania to pewnie nie wiedział, że istnieje jakaś inna Świątynia tak czy inaczej.
Była fatalna w szerzeniu wiary.
Och, zamknij mordę.
Absolutna ujma i poniżenie.
Spuściła wzrok. Miała prawo nie umieć. W końcu robiła to pierwszy raz. Mogłaby sama siebie, chociaż ten jeden raz, nie sabotować.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 17 wrz 2024, 23:26
autor: Znośny Ziąb
Świdrował ją spojrzeniem, chłonąc ochoczo każdy drobny jej gest. Niezręczne przeczesanie grzywy; nerwowość w głosie i próba maskowania tego. Trafił na wrażliwy temat...? Ciekawe. Ten lekki uśmiech – spróbował go powtórzyć. Nieznaczne, grzeczne wygięcie warg, jak gdyby komuś próbował się przymylić... Pozwolił ekspresji spłynąć, jako że w tej chwili jej nie potrzebował. Dominowała badawcza obojętność.

Podążył za jej spojrzeniem ku własnym skrytym łapom. Szpony? Wyswobodził jedną z dłoni spod piersi, ukazując antracytowe pazury – trochę brudne, zakrzywione i niezaprzeczalnie niebezpieczne, gdyby chciał się nimi posłużyć. Zdobiły smukłe palce. Widać też było, że mimo młodego wieku odnosił rany. Nie wszędzie opalizująca łuska była równie gładka i piękna; wzdłuż ramienia przebiegały szramy bledszej barwy, matowej. Wokół nadgarstka kilka podobnych punktów. Można było sobie wyobrazić: tutaj długie cięcie, tutaj wbite kły. Tutaj kość przebiła skórę. A ten palec nie był tak ładnie prosty jak reszta. Trzmielojad wydawał się jednak nie zwracać uwagi na te drobnostki.

Uniósł spojrzenie na smoczycę. Jakby przejęła się jeszcze gorzej niż kiedy on usłyszał o kodeksie Mgieł. Czy było jej niedobrze? Czy to był strach...? Samce. Iskra gniewu na moment się w nim rozjarzyła; zmrużył intensywne ślepia. Pomyślał o ojcu, że może – przywodził na myśl kogoś takiego jak on. Jeśli tak, to...
Rozluźnił szpony, które skrobnęły wilgotną powierzchnię murszejącego drewna.
Czyli Laryssa poddawała się jakimś niezrouzmiałym tradycjom. Przepisy były inne zależnie od płci. Nie brzmiało to na nic skomplikowanego, ale bezsensownego – owszem. I grała na instrumentach... To musiała być rozwinięta kultura. Baba pewnie byłaby zaciekawiona, chociaż – ona wolała badać bardziej podstawowe funkcje organizmów. Samym smokom nie poświęcała tak wiele uwagi. Co znowuż nie znaczyło, że musiał być jak ona.
Oczywiście, słuchał z zafascynowaniem. Chętnie zadałby pytania. Ale coś innego teraz skupiało całą jego uwagę.
Podniósł się z siadu; nie był jeszcze w pełni wyrośnięty, ale z pewnością na tyle, by przewyższać północną. Jego pozbawiona futra sylwetka wydawała się zdecydowanie smuklejsza, lecz czy to dla Laryssy miało znaczenie...? Postąpił krok ku niej, spokojny, kontrolowany – nieinwazyjny.
Boisz się mnie? – zapytał... niewinnie. Czy to było dobre określenie? Jego ton głosu stał się łagodniejszy niż do tej pory, to z pewnością – jak gdyby był zdziwiony. A jednocześnie jak gdyby znowu samicę chciał zaczepić – zbadać jej reakcję. Cofnie się? Wyjaśni? Zamota? Jego czarne ślepia były duże i pisklęco zaciekawione.

Laryssa

Wydrążony pień

: 17 wrz 2024, 23:48
autor: Laryssa
Po potoku słów zamilkła, nie słysząc w odpowiedzi żadnych pytań, pierwotnie. Właściwie to coś się w nim zmieniło. Zerknęła na jego łapę, chociaż nie ukrywała, że nawet kiedy przywykła do ciemności, to średnio dostrzegała szczegóły. Coś jednak błysnęło nieregularnie, a ona rozwarła szerzej ślepia, niepewna, czego właśnie jest świadkiem. Odwróciła wzrok, chociaż wyraźnie drgnęła na widok błysku jego ostrych szponów, jak gdyby w pierwotnym, kierowanym adrenaliną odruchu. Szybko jednak uspokoiła serce na tyle, by nie biło jak oszalałe.
Widziałaś to?
Nie, nie, nie, nienienie-
Prawdziwy wojownik.
Niczym wuj Gardian. Mimo to wiedziała, że był taki, bo nie szanował w pełni Larimara. Gdyby go szanował, to nie uzbrajałby niepotrzebnie wioski. Nie uczył ich walki. A jednak – uczył. I tacie się to najwyraźniej podobało. Mamie już niekoniecznie. Czyż nie mieli być pacyfistycznym względem sąsiadów plemieniem... ludem? Wiedziała, że Karydian uwielbiał ich tak nazywać. Miała wrażenie, że czuł się wtedy bardziej zbliżony do ludzi. Jakby faktycznie byli częścią większej społeczności.
A jednak.
To wszystko nie robiło sensu. Jak mogli się jednocześnie zgadzać, kiedy ich cele były tak różne? Miała czasami wrażenie, jakby coś przegapiała. Jakby coś jej umykało, lecz nie potrafiła złapać tej zagubionej drobiny, która połączyłaby obraz w sensowną całość.
Jej ucho drgnęło mimowolnie, a ona przerwała swój natłok myśli, ponownie powracając świadomością do tego, co się działo. Akurat, aby zorientować się z lekkim przestrachem, że Trzmielojad zdążył zmienić pozycję. Że ją teraz lustrował, niczym niemy obserwator, niczym drapieżnik patrzący na zwierzynę.
Co za głupie porównanie.
Prawdziwe! Była pewna, że dokładnie to się teraz czaiło w jego ślepiach. Mimowolnie, z opóźnieniem, cofnęła się o krok, a pytanie zawisło ciężko w powietrzu. Ciężko dla niej, bo to na niej spoczął obowiązek odpowiedzenia. Nie mogłaby przecież... zostawić pytania tak po prostu, bez odpowiedzi. To by było nieuprzejme. Nawet, jeśli wielki zły wilk chciałby ją pożreć na miejscu. Była jednak pewna, że to się nie wydarzy.
Tak sobie powtarzaj.
...tak czy inaczej. Nie była pewna, co dokładnie słyszała w jego głosie. Ale coś milszego, prawda? Nie był przecież złym smokiem. Ba, był zaledwie dzieciakiem! Chyba? A może wcale nie? Ciężko jej było w tej chwili ocenić, kiedy serce jej łomotało, a w myślach szumiało zaburzając trzeźwe myślenie.
N-nie – pisnęła tylko, od razu czując, jak uszy jej opadają z rozczarowania na brzmienie własnego głosu. Zdradziecka szuja. Przełknęła ślinę, skupiając się na tym, by zabrzmieć jak najnormalniej. Najuprzejmiej. Najspokojniej. – Nie.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 18 wrz 2024, 0:23
autor: Znośny Ziąb
Skonfrontowany z tak absurdalnym, tak oczywistym i beznadziejnym kłamstwem, Trzmielojad... zamarł. Jego otworzyły się szerzej, szczerze – szczerzej niż przedtem, ale tego Laryssa nie musiała dostrzegać – a drapieżna sylwetka straciła swój rys.

Cisza wybrzmiała w kilka oddechów. Dopiero po tym delikatnie parsknął w sugestii rozbawienia zaistniałą sytuacją. Zaprzestał nachylania się ku kapłance i usiadł zwyczajnie, garbiąc wielbłądzio szyję i opierając szczękę o własne rude kudły. Przy tak zrelaksowanej postawie gotów był kontynuować tę farsę.

Dlaczego? – zapytał zwyczajnie, bez oskarżenia. – Twoje wychowanie mówi coś takiego o samcach? – wysunął swoją teorię. Bo żeby to on wyglądał groźnie – nie, szczerze w to wątpił. Czy zachowywał się groźnie? Może najwyżej specyficznie, ale sam dobrze wiedział, jak prezentuje się prawdziwie niebezpieczny smok. Wiedział, jak nosi się potwór, do którego...
Było mu tak blisko.
Którym nie był. A może? Czy to, że zabił jednego, sprawił, iż poszedł nieopatrznie w jego ślady?
Mrugnął, dalej obserwując Laryssę ciemnymi ślepiami. Co powie teraz? Iść przez życie z nieuzasadnionym, wpojonym lękiem nie było najlepszą strategią, ale pewnie jej o tym nie przekonał. Nie rozumiał złożoności smoczej psychiki na tyle, by z nią dyskutować – umiał jedynie tykać kijem, podawać bodźce i obserwować reakcje. A kapłanka była fascynująca w swojej niezrozumiałej złożoności.

Laryssa

Wydrążony pień

: 18 wrz 2024, 1:02
autor: Laryssa
Czekała. Nie, żeby miała coś więcej do dodania. Trochę się obawiała jego reakcji. Ale mama mówiła, żeby się nie bać niebezpieczeństw! Więc... nie bała się. Oficjalnie. No bo, bądźmy szczerzy – czy naprawdę można było jej stan opisać jako czysty strach? No nie, absolutnie nie, może strach z domieszką czegoś, ale strach-strach? ZDECYDOWANIE nie! Nie czuła się, jakby miała paść na zawał, było lepiej, czuła tylko... tylko emocje, jak każdy normalny smok, bo to było normalne, żeby coś czuć.
Czcigodny i tak wie dokładnie, co czujesz.
Podświadomie ścisnęła mocniej łapy na nadal trzymanym przedmiocie. Nie zamierzała więcej rozmawiać ze swoimi myślami. Ba, mogły uznać, że teraz się na nie o-bra-zi-ła. Do widzenia i nie wracajcie.
To tak nie działa.
Wszystkojestokej, moje zachowanie jest normalne – dodała szybciej niż chciała, zagłuszając swoje własne myśli. Gdyby miały jakąś osobną formę i nie tkwiły beznadziejnie w jej umyśle, to byłaby pewna, że przewróciłyby teraz oczami. I dopiero po chwili dotarło do niej, jak bezsensowna była to odpowiedź. Spojrzała na niego nieco nieśmiało, z pochyloną głową. – Um. No, tak właściwie, to... – tysiąc myśli. Tysiąc różnych odpowiedzi. – ...wiem, że to nie jest zbyt bezpieczna okolica, po prostu. Jakaś wojna, groźne smoki, te sprawy – wymamrotała i wzruszyła barkami, spuszczając wzrok na swoje drżące łapy. Przestań! wysyczała do nich w głowie. Rzecz jasna, jak całe jej zbuntowane ciało, nie posłuchały.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 18 wrz 2024, 2:58
autor: Znośny Ziąb
Prawie jakby mówiła do kogoś innego – nie do niego, a prędzej do siebie. A jemu pozostawało się... dziwić, jak kompromitująco oczywista i bezradna była istota, z którą przyszło mu rozmawiać. Nie panowała nad swoim strachem, nad swoją ekspresją, nad słowami... Bała się, zamiast zapewnić sobie bezpieczeństwo. Bała się, a jedyne co miała w zanadrzu, to podejrzliwość i zajęcze serce.
Czyli jednak coś słyszałaś o tych stronach – skomentował zwyczajnie. – Nie powinnaś tak łatwo się odsłaniać, jeśli wolisz być ostrożna. – Zmarszczył lekko nos w geście zamyślenia, który podpatrzył u Bealyn – zupełnie teraz adekwatnym. Laryssa była sprzeczna w swym zachowaniu – nie chciał jej zarzucać głupoty, bo nie jemu było cos takiego oceniać, lecz... zdawała się być co najmniej naiwna.
Nie wolno ci używać przemocy? – Jego ślepia błysnęły w ponowionym zaciekawieniu, gdy kilka faktów udało mu się połączyć mentalnym szponem. Fascynujące. Ach, czy właściwie zamierzała mu odpowiedzieć? Nie miał pomysłu, jak zdobyć jej zaufanie, skoro zwykła rozmowa go tego tylko pozbawiała... No cóż.

Laryssa

Wydrążony pień

: 19 wrz 2024, 2:10
autor: Laryssa
Pozostawało tylko się cieszyć, że nie słyszała jego przemyśleń. Że nie wiedziała, do jakich schematycznych pudełeczek próbował ją przypasować. I jak nieświadomo-ekspresyjnie przekazywała mu wszystkie informacje lekką łapą. Wtedy by się zdecydowanie mocno zastanowiła nad wieloma rzeczami, lecz tak prawdę rzekłszy, czy cokolwiek naprawdę byłaby w stanie zmienić...?
Huh? – podskoczyła na jego słowa. Otworzyła pysk, zerknęła szybko w bok. Myśli nie zebrały się dostatecznie szybko, by w sensownym czasie wymyśleć jakąkolwiek mądrą odpowiedź. Ostrożna... czy próbowała? Może i tak. Czy powinna? Nie była pewna. Nikt jej nigdy nie wytłumaczył, jak wiele powinien mówić kapłan Larimara. A przecież ten sposób do tej pory się sprawdzał, prawda? Chociaż to było w dobrze znajomym, kontrolowanym wręcz otoczeniu.
Huh.
Wypad. To nie jest, psiakrew, zabawne.
Przemoc nie jest potrzebna. Larimar mnie prowadzi. Prowadził nas wszystkich, przez wiele księżyców. Ale jeść coś muszę, a-a owoce nie zawsze się znajdą, więc... – przełknęła nerwowo ślinę, przenosząc wzrok. Wykonała wymowny gest łapą, powracając do niego niepewnym wzrokiem. – ...teoretycznie umiem polować. Właściwie to nawet mi się może, uhm, zdarzyło, w pewnym sensie – mimochodem zastukała palcami w zawieszony na szyi woreczek, jak gdyby poszukując w nim jakiejkolwiek pomocy. Podświadomie. Może to jakieś konkretne wspomnienie jej się przypomniało? Tak, jak najbardziej. Ścisnęła ze sobą szczęki. Zawiesiła głowę. I to nie jedna rzecz.
Nie powinnam, ale tacie zależało. Mówił, że magia nie jest profanacją, więc można jej używać do, uhm. Zdobywania... pożywienia, a w ten sposób nie potrzebuję szponów, więc nie rozzłoszczę Larimara. W razie, gdyby miało go to rozzłościć, znaczysię – dodała szybko, niemalże defensywnie, a przy okazjiubrała wypowiedź w tak łagodne słowa, jak tylko potrafiła. Ale tutaj normalnie polowali, prawda? Miała taką nadzieję. On i tak stąd nie pochodził, ale...
Naprawdę osiągnęła już ten stan, w którym stała się niczym innym jak czystym chaosem. Sama już nie wiedziała, co powinna mówić.
...wiedziała, że to nie tak. To podróż. Była zmęczona. Skonfundowana. Zziębnięta i brudna. To wszystko.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 20 wrz 2024, 0:37
autor: Znośny Ziąb
... Niezwykłe. Nie sprowokował zwykłej odpowiedzi – to nie było proste "tak", a cała gama komplikacji, uzasadnień i wyjątków od takiego prawa, do tego wszystko to zabarwione było malinowym sokiem emocji towarzyszących Laryssie. Jednocześnie otrzymał informację, że smoczyca nie jest zupełnie bezbronna... choć pozostawało pytanie, czy miałaby instynkt bronienia się, gdyby coś się stało. Niektóre zwierzęta walczyły o życie do ostatniej chwili, a inne w pewnym momencie zamierały, sparaliżowane ostatecznością śmierci, która jeszcze nie nadeszła – którym z tych byłaby kapłanka? Protestowałaby? Poddałaby się?

Jego ogon drgnął, a puszysta końcówka uderzyła z cichym, głuchym stukotem o drewno, zdradzając ukryte pod futrem kolce. Dźwięk jednak nie był głośny – zabrzmiał przypadkowo. Samiec znacząco przyciągnął do siebie ogon, tak, by ta zdolna do ranienia część spoczęła blisko jego własnych przednich łap.

Wiara i poleganie na cudzym słowie. Unikanie gniewu boga... Obserwał nieśpiesznie niepewność jej gestów. Obawiała się tym dzielić czy raczej do tego nie przywykła? Czuła się przez niego osądzana?
Nie oceniam cię przez to, że zdarzyło ci się zabić zwierzę – skomentował prosto, obdarowując ją krótkim spojrzeniem spod leniwie przymkniętych powiek. Czy odetchnie na te słowa z ulgą czy tylko zepnie się bardziej? – Pokażesz mi w świątyni, który posąg to Larimar?

Laryssa

Wydrążony pień

: 22 wrz 2024, 20:23
autor: Laryssa
Wolała nawet nie zastanawiać się nad walką, a już szczególnie nie taką brutalną, fizyczną. Do tej pory nie zdarzyło jej się poobijać w żaden sposób bardziej i miała nadzieję, że żaden z tubylców czy też gości na tych terenach nie postanowi jej, mówiąc wprost, przyłożyć. Strasznie ją przerażała ta wizja. Bycia... pobitą. Obolałą. Bezbronną. Pozostawioną samą sobie, bez żadnej miłej duszy, która by jej pomogła w tej tragedii.
I kto wie, co jeszcze by jej zrobili.
Wzdrygnęła się na samą myśl, odwracając nagle głowę w bok. Zmarszczyła brwi, a jej serce załomotało mocniej, z lekkim ukłuciem bólu. Cały jej natłok emocji ostudził jednak sam deszcz. A raczej... jego cichnięcie. Zastrzygła uchem, przysłuchując mu się. Trzmielojad też musiał to dostrzec. Odetchnęła ciężko, pozwalając jego pytaniu osiąść bez natychmiastowej odpowiedzi. Musiała... zebrać myśli.
Larimar nigdy nie powiedział wprost, czy powinno się zabijać zwierzęta czy też nie – przyznała z ociąganiem, nie patrząc na niego, a w swoje łapy. – Ale ktoś taki jak ja tym bardziej nie powinien tego robić. Tak mi się wydaje – dodała znacznie ciszej, wzruszając nerwowo barkami. Pozwoliła sobie na słaby uśmiech i wrócenie do patrzenia na niego kiedy przypomniała sobie drugą część jego wypowiedzi. Jej ślepia zabłyszczały w bardzo specyficzny sposób. – A co do posągu to jasne. Nie dziwię się, że taki tutaj jest, w końcu to tutaj dzieje się najwięcej cudów! To będzie... niesamowite zobaczyć go realnie w akcji – powiedziała nagle rozmarzona, splatając ze sobą swoje łapy. Od razu się jednak otrząsnęła. – Tylko się przygotuję! Nie mogę iść taka cała brudna i rozczochrana, nie, nie. To wyjątkowy dzień – ciężko było powiedzieć, czy mówiła to bardziej do siebie, czy do niego. Zabrała się jednak za agresywne rozczesywanie tego, co jej zostało i splatanie swoich włosów w warkocz. Wetknęła w nie na koniec jeden z kwiatów, który jakimś cudem przeżył podróż w deszczu schowany na górze torby, a następnie przemyła pysk odrobiną wody, którą miała w swoim bukłaku.

Trzmielojad

Wydrążony pień

: 24 wrz 2024, 17:43
autor: Znośny Ziąb
Larimar to, Larimar tamto. Naprawdę smoczyca miała problemy z sumieniem, jeśli nawet nie umiała słownie się przyznać do własnej drapieżnej natury. Otworzył pysk, chcąc nieubłaganie drążyć dalej, ale jego uwagę przykuł ten lekki, niewyraźny uśmiech – jak gdyby zagubiona i wyczerpana kapłanka zyskała właśnie chwilę wytchnienia od własnych strachów.
To skutecznie odebrało mu głos. Migawki wspomnień zmusiły do mrugnięcia i otwarcia ślepi szerzej. Nim powstrzymał odruch, poczuł, jak zdradliwe wargi kopiują mimikę Laryssy; odwzajemnił ten niewyraźny uśmiech w równie nieśmiały sposób. I odwrócił wzrok, żeby pysk pozwolił mu odzyskać neutralność wyrazu.

Świątynia jest pełna posągów – dojaśnił mimochodem w międzyczasie jej świeżego, zupełnie nowego zachwytu. Głupim było zakładać, że dla Laryssy obecność pomników będzie czymś spodziewanym – dla niego samego był to fakt zupełnie... niedorzeczny. Jak cały ten kompleks jaskiń. Zdążył je zakwalifikować do czegoś zupełnie spoza naturalnego świata i tym samym traktować względnie normalnie. Świątynia była Świątynią.

Nie skinął jej łbem na kolejną deklarację, nie ruszył się też z miejsca. Tylko obserwował, jak Laryssa siłuje się z własną różową grzywą, zastanawiając się przy tym, jakie w dotyku byłoby jej włosie. Czy umiałby je zapleść podobnie...?
Gotowa? – zapytał cicho, gdy wydawało się, że powoli kończy.

Laryssa

Wydrążony pień

: 26 wrz 2024, 20:42
autor: Laryssa
Laryssa dalej była zajęta przygotowywaniem, acz nie przeszkadzało jej to w kontynuowaniu rozmowy. Po raz niezliczony upewniła się, że szpony były równej długości, przygładzała włosy i strzepywała nieistniejące brudy z futra. Westchnęła. Pewnie i tak po drodze wpadnie w jakieś błocko i będzie musiała po raz kolejny przemywać łapy. Była jednak gotowa na takie poświęcenie. Całe szczęście że nie wyczerpała całkowicie wody, którą miała przy sobie. Wtedy by miała niezły problem.
Zarzuciła włosami, powracając w końcu wzrokiem na Trzmielojada.
Cóż, nie dziwię się, w końcu Larimar zasłu- och – wyrwało jej się, nim zdążyła ugryźć się w język. Co prawda ujrzała go jedynie przez ułamek sekundy, ale była całkiem pewna, że pomimo półmroku oczy jej nie zwiodły. Duże oczy zamrugały, acz zaskoczenie szybko przyćmił nieznacznie szerszy, pogodny uśmiech. – Mógłbyś robić tak częściej. Do pyska ci z takim słodkim uśmiechem! i nie wyglądasz już tak groźnie, dodała w myślach, a jej śmiałość i optymizm zdecydowanie zaczynały wracać zupełnie tak, jak słońce przedziera się przez chmury. Wypycha je łokciami na boki i toruje swoją drogę między grzechem i śmiercią, by oświetlić drogę wierzących! Och, o Czcigodny. Zaraz naprawdę się z nim spotka. Po jej ciele rozniosło się znajome ciepło, a bicie serca przyśpieszyło w nagłym skoku.

Tak, tak, tylko chwilkę – odpowiedziała pośpiesznie, wrzucając wszystko chaotycznie do swojego małego pakunku. Trochę siły i proszę! Nie myślała nawet o tym, że cokolwiek mogłoby się jej tam połamać. Nie miała czasu na takie bzdury! – Chodźmy, szybko! – dodała, zakładając torbę przez bok i wyskoczyła na zewnątrz. Zupełnie tak, jakby to ona czekała na niego, a nie na odwrót.
Świetnie. Nie leje, ale burzowe chmury dalej zasłaniają słońce.
To nic. Na pewno rozbłyśnie jasnym blaskiem jak już się zjawi w Świątyni!
Chodźmy, chodźmy! – powtórzyła nadal ożywiona, choć wiedziała doskonale, że jest tuż obok niej i prowadził ją właśnie do świątyni.

Trzmielojad

//zt?

Wydrążony pień

: 27 wrz 2024, 18:57
autor: Znośny Ziąb
Och? Kwestia posągów i tego, że wcale nie przedstawiały wszystkie tego samego smoka, odeszła w zapomnienie niezwykle szybko. Dlaczego Laryssa tak wydzierała z niego wszystkie mądre i męczące pytania, które chciał jej zadawać? Zbiła go z tropu, znowu. Jasnym spojrzeniem i szczęśliwszym uśmiechem. Słodkim?
Ślepia Trzmielojada były duże ze zdziwienia i dziwnie niewinne przez te kilka chwil, gdy nie mógł oderwać spojrzenia od samicy. Gdy je odwrócił, wydał się... speszony. Onieśmielony w sposób zupełnie do niego niepasujący.
Potrzebuję powodu – mruknął pod nosem, ale była to tylko pusta wymówka. Czemu się nie uśmiechał? Sam tego nie wiedział. Po prostu. A kiedy już to do niego przychodziło...

Idę – zapewnił ją spokojnie, gdy zaczęła nagle się spieszyć – przez co Trzmielojad zaczął faktycznie czuć, że był to punkt kulminacyjny jakiegoś etapu. Nie dla niego, choć dla niego to również było... ciekawe spotkanie. Ale coś ważnego działo się teraz dla Laryssy.
A on prowadził ją leśną ścieżką do świątyni.

Laryssa

//zt

Wydrążony pień

: 15 paź 2024, 17:04
autor: Okowy Przeszłości
Zdarzały się jeszcze dni, gdzie ostatnie promienie słońca przyjemnie grzały grzbiet i właśnie taki miał miejsce. Wylądowała na ogromnym pniu, robiąc to z pewnym wyczuciem. Nie można było zarzucić mu pełnej wytrzymałości, więc zanim złożyła skrzydła minęła chwilę, podczas której utwierdziła się w przekonaniu, co do utrzymania jej ciężaru. Co jak co, ale twardego lądowania w jego środku, naokoło strzęp spróchniałego drewna to nie miała. Ułożyła się wygodnie, na wpół przymykając ślepia w miejscu, gdzie dzięki prześwitowi między koronami, wspomniane słońce miała szanse jej dosięgnąć.
Towarzyszyły jej oczywiście dwa gryfy, te jednak znalazły dla siebie miejsca po obu stronach pnia. Ewidentnie miała między nimi miejsce jakaś sprzeczka. Nic nowego.

Był również Onyks. Kruk zapuszczał się nieco głębiej w las i ledwo usiadł na jednak z gałęzi, a już dostrzegł znajomy, brązowy łeb. Trzepot skrzydeł zwiastował jego nadejście, by nie przejmując się zdaniem Strażnika, przysiąść na jego prawym rogu.
– Dobrze Cię widzieć. – Wykrakał, w końcu nie byli sobie obcy. Co prawda sam prorok znał Onyksa z momentu bycia kompanem jednego z łowców smoków, ale chyba nie zapomniał go?

Strażnik Gwiazd

Wydrążony pień

: 23 paź 2024, 14:35
autor: Strażnik
Drzewnemu, tak jak zawsze podczas spacerów towarzyszyła trójnoga sarenka. To ona jako pierwsza dostrzegła kruka, wyróżniając go spomiędzy gałęzi prosto z grzbietu swojego smoka. Wytrzeszczyła ślepia zaciekawiona, choć zanim jeszcze samiec zdążył zareagować, skrzydlate stworzenie wylądowało na jego rogu. Zacisnął zęby w odruchu, odrobinę zirytowany naruszeniem przestrzeni, choć szybko zdołał opanować emocje, zwłaszcza gdy usłyszał głos. Rzeczywiście wciąż pamiętał Onyksa, nawet jeśli wyraziściej w głowie zapisał mu się obraz jego byłego smoczego kompana.

Jak się miewasz? – zapytał łagodnie, chociaż bez specjalnego entuzjazmu w głosie. Nie zamierzał odrzucać perspektywy rozmowy ze zwierzęciem, zwłaszcza że skoro poradziło sobie na Wolnych Stadach, musiało zbudować stabilną relację z nowym towarzyszem. Być może miało na ten temat jakiś komentarz? Nie pamiętał Okowów dokładnie, ale zapewne i ona czaiła się gdzieś niedaleko.

Okowy Przeszłości

Wydrążony pień

: 27 paź 2024, 14:20
autor: Okowy Przeszłości
Sam kruk nie był zbyt nachalny, więc gdyby smok spróbował go lekko odgonić, najpewniej przeskoczyłby na którąś z niżej usytuowanych gałęzi. Popatrzył na sarnę, na moment przechylając czarny łepek na bok.
– Nie narzekam. Dużo was tu. – Miał na myśli Wolne, a czy chodziło wyłącznie o smoki? Tego nie określił, trzymając ogółu.

Ona zaś przesunęła pazurami u prawego skrzydła po korze drzewa, przez co jeden z jej kawałków zaczął zsuwać się ku ziemi. Z początku nie zamierzała ingerować w poczynania kruka, dopiero po chwili naszła ją pewna myśl. O ile Strażnik się zgodzi, oszczędzi sobie tym szukania innego chętnego, zaś podszkolenia nijak nie przeskoczy.
Znowu towarzyszyło temu jakieś dziwne odczucie, nauczyła się je już ignorować. Pojawiało się to nagle i równie nagle zanikało, nie wnosząc nic nowego.
~ Jeśli jest zbyt nachalny, mogę go zabrać. ~ Zaoferowała spokojnym tonem. Podniosła wyżej łeb, by wypatrzyć samca między drzewami.
~ Właściwie, to miałbyś trochę czasu? Potrzebuje kogoś do podszkolenia w walce. ~ Kontynuowała, o ile ten nie wyraził wcześniej niechęci ku dalszej rozmowie.

Strażnik Gwiazd

Wydrążony pień

: 31 paź 2024, 14:20
autor: Strażnik
Nie był to może elaborat, którego oczekiwał, ale czegoż właściwie spodziewać się po kruku. Dobrze że znalazł miejsce do życia i osobę która miała ochotę o niego zadbać. Nie mógł jednak przestać rozmyślać o jego poprzednim towarzyszu i jak potoczyło się jego życie.
Wtem usłyszał czyjś głos. Rozejrzał się, choć jeszcze nie wypatrzył jego twórcy. Samica musiała być niedaleko, bo gdzieś w powietrzu unosił się wątły, ale znajomy zapach.
~ W porządku. Dobrze widzieć, że znalazł u ciebie schronienie ~ skomentował obecność zwierzęcia, siadając sobie ostrożnie i pozwalając sarny ześlizgnąć się na ziemię.

~ Chętnie zajmę się nauczaniem, zależnie od tego czego potrzebujesz. Mnie samemu przydałoby się zresztą nieco rozciągnąć ~ nie przypominał sobie by Okowy uczyniła coś, co miałoby zasłużyć na jego długoterminowy gniew, bądź brak przysługi. Nie dogadali się może pod sam koniec, ale minęło odtąd dużo czasu, a on rzeczywiście lubił rolę nauczyciela.
~ Nauka w zamian za historię ~ dodał, czekając aż być może wyjdzie mu naprzeciw.

Okowy Przeszłości

Wydrążony pień

: 02 lis 2024, 15:44
autor: Okowy Przeszłości
Wyglądało na to, że to jej przyjdzie porzucić wygodne miejsce i grzanie grzbietu, na rzecz kontynuowania tej rozmowy.
~ Historię? ~ Musiała przyznać, była to nietypowa zapłata. O ile od większości spodziewałaby się chęci posiadania większych ilości mięsa lub kamieni szlachetnych, o ile nie był to gest na rzecz dobra stada. Strażnikowi udało się ją zaskoczyć.

Spięła łapy podnosząc ciało i z pomocą ruchu skrzydeł, zeskakując z pnia. Zrobiła to najpewniej nadzwyczaj głośno, mimo lądowania na ugiętych kończynach.
~ Będziesz musiał nakreślić, co takiego Cię interesuje. ~ Błądzenie po omacku i narażenie na opinie wybrania wyjątkowo kiepskiej zapłaty, nie było dla niej zbyt optymistyczne. Ruszyła w jego kierunku, przystając niedaleko.
– Interesuje mnie podszlifowanie magicznego ataku. Na obronę nie mogę narzekać. ~ Sprawa zdawała się przedstawiona dostatecznie jasno.

Strażnik Gwiazd

Wydrążony pień

: 03 lis 2024, 13:46
autor: Strażnik
Z odległości rozmowa mentalna była łatwa do usprawiedliwienia, choć gdy samica znalazła się bliżej, pojął że kierowała nią konieczność, nie wygoda. Cóż, prędzej czy później powinna odwiedzić w związku z tym Erycala, ale nie był na tyle zainteresowany jej losem, aby o tym przypominać. Poprawił pozycję, gdy wygodnie się przed nim sytuowała i prezentacyjniej uniósł łeb.
~Chciałbym zwyczajnie usłyszeć coś interesującego. Wydarzenie, które cię poruszyło, coś z puentą albo jakimś niezależnym wnioskiem ~ wyjaśnił cierpliwie.
~ Jeśli chodzi o atak, powiedz mi, zanim przejdziemy do praktyki, czy jest coś co wydaje ci się najnudniejsze, nieużyteczne, bądź zbyt męczące podczas magicznego atakowania? – Lubił personalnie dostosowane nauki, więc wiele mogło od tego zależeć.

Wydrążony pień

: 03 lis 2024, 13:54
autor: Okowy Przeszłości
Cos interesującego, definicja ta potrafiła znacząco różnić się u każdego napotkanego smoka. Nie ułatwił jej więc zadanie, ale ostatecznie przystała na to. Coś się znajdzie, a też nie wymagał wiele za poświęcony jej czas.
~ Niech będzie. ~ Przytaknęła zanim przeszli dalej.
Samo pytanie nie wymagało nawet chwili zastanowienia.
~ Nie zamierzam łączyć maddary, z fizycznym atakiem. Wole korzystać z jej czystej postaci. ~ Nie dla niej walka hybrydowa, która nie przypadła do jej gustu już od samego początku.

Wraz z poruszeniem łba, Onyks zmienił swoje miejsce. Jedna z grubszych gałązek krzewu, niedaleko łba sarny zdawała się właściwa.

Wydrążony pień

: 03 lis 2024, 14:50
autor: Strażnik
Nie był zadowolony z jej odpowiedzi, ale wciąż mogli nad tym popracować. W każdym razie skinął łbem i wstał. Zamiast przybrać postawę obronną zbliżył się do samicy i jak gdyby nigdy nic, zasiadł u jej prawego boku. Zachował oczywiście bezpieczną dla komfortu ich obojga odległość, bowiem planem było przede wszystkim spoglądanie w ten sam punkt, co ona.

Sześć kroków od nich, w powietrzu zawisła prosta, rubinowa tarcza. Jej niższa krawędź dotykała ziemi, wyższa natomiast kończyła się na wysokości smoczego kłębu. Gruba na dwa szpony, eliptyczna, matowa, nienadzwyczajna pod żadnym względem, poza wyrazistą barwą. Być może jednak, miała jeszcze jakieś właściwości, których nie potrafiło wypatrzyć oko.
~ Chcę się przyjrzeć twojej postawie gdy atakujesz. Stwórz coś prostego, by trafić w środek. Gdy tarczę uszkodzisz, stworzę nową, wtedy zareaguj najszybciej jak potrafisz. Potem kolejny i kolejny raz, aż nie zarządzę przerwy. Pamiętaj, że nawet jako czarodziej wciąż musisz ewentualnie się poruszyć. ~ wyjaśnił. Początek zdawał się bardzo prosty, ale musiał określić z jakim poziomem miał do czynienia.
Tarcza pozostała nieruchoma, oczekując na działanie.

Wydrążony pień

: 03 lis 2024, 15:23
autor: Okowy Przeszłości
Powiodła za nim spojrzeniem, zabierając przy tym ogon bliżej siebie. Do tej pory widziała nieco inne formy nauk, jednak taka bez możliwości przypadkowego rozlewu krwi odpowiadała jej nawet bardziej.
~ By zwiększyć ewentualny dystans między kolejnymi wymianami ciosów, ale nie sądzę, by zbyt wielu magów było szczególnie ruchliwych podczas walki. ~ Przyznała, zaś w jej tonie bardziej dało się wyczuć lekkie zamyślenie, niżeli jakąkolwiek uszczypliwość, czy chłód.

Szkarłatna końcówka ogona poruszyła się nieznacznie na boki, gdy tchnęła maddare w pierwszy twór. Banalnie prosty, ale czy prostota nie bywała czasem najlepsza? W rubin miał uderzyć czarny kryształ, o twardości i wytrzymałości porównywalnie dużej co najczystszy diament. Ociosany na kształt stożka, o długości trzech szponów oraz szerokości podstawy nie większej niż jeden szpon. Wzmocniła dodatkowo ostre zakończenie, chcąc zminimalizować ryzyko ukruszenia. To obrona miała ustąpić jako pierwsza. Jego powierzchnia była gładka, pozbawiona najmniejszej skazy. Nie nadała mu ani smaku, ani zapachu, czy chociażby konkretnej temperatury.

Zaraz po tym zaistniał kolejny twór, a mowa tu o wężu pokrytym krwisto czerwoną łuska, z intensywnie żółtymi ślepiami. Gad nie miał nadanej cielesności, był zwykłym dodatkiem nad którym nie poświęcała zbyt wiele uwagi. Ważniejsze było to, co wystrzelił z kłów jadowych. Przezroczysta, lepka substancja miała wylądować na tarczy. Przykleić i błyskawicznie zacząć wyżerać jej strukturę z cichym syknięciem. W normalnym pojedynku, wąż plułby nią do czasu przebicia obrony i trafienia przeciwnika.

Przy kolejnym nieznacznie uniosła lewy nadgarstek skrzydła, co było już niemal odruchem. Pod palcami zaistnieć miało pióro rozmiarami nieznacznie większe, od tego ze smoczych lotek najdłuższej partii skrzydła. Jego rdzeń był twardy, mało elastyczny. To on zapewniał w głównej mierze stabilność tworu. Czarne, lekko połyskliwe lotki, o ostrych zakończeniach wyglądały zwodniczo delikatnie, w rzeczywistości posiadały właściwości podobne do rdzenia. Pióra musnęło jej poduszkę palca, chłodne w dotyku, gładkie. Wraz z drobnym ruchem skrzydła posłane zostało w środek osłony, mając wbić się w nią.

Następne było pnącze, wyrastające z ziemi kilka pazurów przed tarczą. Grube mniej więcej jak nadgarstek jej nauczyciela, pozbawione dodatkowych odnóg oraz liści. W dużej część zdrewniałe, o brązowej, chropowatej powierzchni. Jedynie jej końcówka zdawała się wykonana z zupełnie innego materiału, a był nim niemal transparentny kryształ. Wytrzymały, ostro obrobiony, a przede wszystkim wytrzymały, miał gwałtownie uderzyć w środek tworu Straznika.

Każdy swój twór uważnie śledziła spojrzeniem, czasem poruszała lewym skrzydłem. nie zdradzało to jednak ewentualnych ruchów tworu.