Strona 24 z 27

Skalny zakątek

: 21 mar 2023, 11:59
autor: Światła Północy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Skubnął wnętrze policzka zębem, powstrzymując się od uśmiechu. Doskonale wiedział, że choćby szaropióry spuchł, nie wypchnie go. Nie dopóki nic ich nie dzieliło.
Z pierwszą częścią się nie zgadzam – rzekł jakoś tak ślamazarnie, zbyt zaaferowany zarówno swoim, jak i obcym źródłem. – Powiedziałbym, że opiekunami. Nie zawsze jednak za darmo. Nie zawsze z czystej i nieprzymuszonej woli. Niekiedy skłaniają ich do tego okoliczności, innym razem jest to sympatia wobec poszczególnych jednostek. Są względne dowody oraz fakty. Jedne zamierzchłe, inne całkiem niedawne, których byłem świadkiem. Jednak to wciąż za wcześnie i za mało, aby popadać w pewność. Kiedy przyjdą ludzie... – Przerwał na chwilę, wytrącony z równowagi nagłym pojawieniem się nietypowego ciężaru na barkach, zupełnie jakby świat rozstąpił mu się tuż pod łapami. Starał się o tym nie myśleć, dlatego przełknął wizje przez zaciskające się gardło.

Odchrząknął.

... albo będą ingerować, albo nie. Sądzę, że to w przynajmniej pewnym stopniu potwierdzi ich aktualny stosunek wobec smoków i nie będzie już się nad czym zastanawiać. – Wszak na przestrzeni czasu wszystko mogło ulec zmianie. – Czyny zawsze znaczą więcej, niż puste słowa – dodał dużo ciszej. Wiedział coś o tym. Wiedział zbyt wiele i niekiedy go to męczyło.
Odnośnie posłuszeństwa zaś... szukasz skomplikowanych i zawiłych odpowiedzi, kiedy jedną, wyjątkowo prostą, masz tuż przed nosem. – Wzniósł łapę wyżej i tyknął znajdujący się przy uchu Czarodzieja kwiat. – A właściwie to na głowie. – Uśmiechnął się lekko, choć nic więcej już nie powiedział, pomimo świadomości, że szaropióry może to ponownie źle zinterpretować. Pomału się do tego przyzwyczajał. Może powinien być bardziej precyzyjny. Bah! Może! Na pewno, a nie może, a jednak w tym przypadku nie uczył się na błędach.

Wypuścił powietrze przez nozdrza, czując jak opór maleje i przemienia się w... zachętę? Co to ma być. Ponaglające szarpnięcia oraz pchnięcia niecierpliwiły jego ciało, które chciało płynąć z nurtem - czyli tam, gdzie lżej i prościej. Czyli wbrew jego zasranej woli. Droczył się z nim? Czy zdawał sobie w ogóle sprawę, że zbyt mocny wpływ jednego na drugie może doprowadzić do tragedii? Trochę go to irytowało. Trochę kłuło. Zupełnie jakby utracił kontrolę, która przez kilka długich oddechów dawała mu przewagę. Nie chciał go przecież zabawiać, a wszystko przeszło na zupełnie inne tory, niż te, które planowo chciał przemierzać.

Położył po sobie uszy, niczym zbłąkane psisko, choć ostre spojrzenie przeczyło tej ułudzie.
Tch. – Kolejne szarpnięcie, tym razem solidne, fizyczne, uniemożliwiające mu ruch. Zaparł się mocno o podłoże, nie chcąc utracić balansu. Kotłowało się w nim coś. Szumiało w uszach. Szaropióry brzmiał niczym podekscytowane pisklę - a on wręcz przeciwnie, był rozdrażniony. Zdezorientowany. Chciał umknąć przed tym wszystkim, jako że potrzebował czasu na przetrawienie sensu zaistniałej sytuacji. Nigdy nie był w tym dobry, a poza ty-

Co-

Że co niby miał zrobić?

Otworzył szerzej oczy i zamarł w bezruchu, a z jego gardła wydobył się jakiś zduszony dźwięk zaskoczenia. Zasmarkaniec. Uessas zrobił to specjalnie. Doskonale wiedział, że wypychał ogień i wodę w tango, rozgrywające się na domiar złego na pędzącej karuzeli, której zepsuły się hamulce. A teraz pewnie siedział w krzakach z kamerą, zacierając w międzyczasie dłonie. Spiął mięśnie, a futro na jego grzbiecie uniosło się.
Ja- – Uh. On? – To... – Co? – Jak. – Powietrze uszło z niego niczym z balonika. – Cz-czego niby mam Cię nauczyć. – Zrobiło mu się gorąco. Skóra zaczęła go szczypać. Chyba pierwszy raz w życiu było mu wstyd, a poza tym był zażenowany zarówno całą tą sytuacją, jak i swoją reakcją. Dobrze, że nikt z rodziny go teraz nie widział, bo nabijaliby się z niego do końca życia.
W jaki sposób. T-to... przecież. – Ściągnął brwi. – Jest jak oddychanie. – Nerwowo poruszył końcówką ogona. Raz. Drugi. Trzeci. Kręciła się na boki, a on w końcu nie wytrzymał napięcia i przeniósł wzrok na bok. Żenada. Zapadłby się pod ziemię, gdyby mógł, a myśli wcale mu nie pomagały w podniesieniu uszu. Karcił się nieustannie. Musiał to jakoś obrócić na swoją korzyść. Wyjść z tego twarzą, do licha! Tylko jeszcze nie wiedział jak.


Obca Idea

Skalny zakątek

: 25 mar 2023, 15:41
autor: Ostatnie Mrozy
Czarodziej speszył się, uciekając wzrokiem na swoją łapę, trzymającą łapę brązowofutrego, jakby dopiero po chwili uświadomił sobie co robi. Takie spoufalanie się nie było dla niego normalne, zwłaszcza wobec obcych smoków. To był on sam? Czy magia kwiatu Uessasa? Te wszystkie sprzeczne uczucia jakie w sobie czuł, krew uderzającą do głowy, dziwne poczucie zażenowania swoim pytaniem, to był on sam czy też Uessas pociągał za sznurki w jego ciele by móc wykreować swój własny fanfiction jego historię według własnego widzimisię?

Jakie to miało znaczenie, tak naprawdę?

I tak zamierzał robić to na co miał ochotę, niezależnie czy była to część boskiego planu czy obrazoburcze odstępstwo od normy.


Turkusowe ślepia o pomarańczowej źrenicy ponownie popatrzyły na uzdrowiciela, tym razem bardziej zdecydowanie. Nadal trzymał łapę brązowofutrego, chociaż jego rozmówca nie wyglądał na zadowolonego tym faktem. Czarodziej odniósł nawet wrażenie, że w pewnym momencie chciał wyszarpnąć łapę i po prostu odejść, ale został zupełnie zbity z tropu jego propozycją. Dobrze, jeśli miał się czuć jak kretyn to przynajmniej nie będzie w tym sam!
Nie jest. Przynajmniej nie dla mnie. Ja nie... – na przeklęte wiatry, jak miał mu powiedzieć, że od odejścia Micoru nie miał nikogo bliskiego? Przynajmniej nie w takim sensie? Miał stado rodzeństwa i Arel, którą stała w jego oczach na równi z rodzeństwem, miał swojego kompana. Znał ich i ufał im, w różnym stopniu, ale nie mogli mu zapewnić do końca tego o czym mówił uzdrowiciel. Nie zamierzał sprzedawać mu płaczliwej historii "moja mama zostawiła mnie jak byłem mały, mój tato niedawno odszedł, nie wiem jak to jest naprawdę kogoś kochać!" – ...umh...nie doświadczyłem tego co opisałeś. Nie rozumiem dlaczego jest mi gorąco i dlaczego plączą mi się słowa. Nie rozumiem dlaczego jesteś zdenerwowany, a chcę to zrozumieć. – urwał na moment, czując że jego łapy robią się dziwnie miękkie. – Potrzebuję kogoś z kim mógłbym...to odkryć. – dodał.Pojawiłeś się w moim życiu mówiąc o smoczej krwi. Pojawiasz się teraz dyskutując ze mną o tym czy to wszystko to moja zachcianka czy też część boskiego planu. I chciałbym, żebyś pojawił się ponownie, ucząc mnie o... – słowo miłość nie chciało przejść mu przez gardło. – ...o tym.

Światła Północy

Skalny zakątek

: 26 mar 2023, 13:19
autor: Światła Północy
Nie potrafił. Wiedział, ale nie potrafił - jak miał go niby prowadzić z czystym sumieniem i wysoko podniesioną głową, kiedy to wszystko było tak upokarzające? Burzyło mu rezon. Rujnowało wizerunek. Rozmowa o uczuciach. O miłości. Pfff. Czuł mdłości w żołądku na samą myśl, że miałby otworzyć się na coś takiego. Bah, obnażyć prawie! Wrażliwość była przecież oznaką słabości. Tak uważał. Nie mógł dawać ciepła, bo wyszedłby na miękką kluchę. Nie mógł się przesadnie rozklejać i odsłaniać, bo... bo-– Dziadek przecież... przywódca nie może. Ale Astral był i. Su też. Mama. Siostra. Świst.

... – nie odezwał się.

Wzrok zawieszony miał w jednym punkcie, kompletnie nieobecny, a jednocześnie aż nadto świadomy, że przez cały ten czas osłaniał się przed nieistniejącym zagrożeniem, jakie wykreował w swojej głowie. Może nie musiał. Nie, on, uh.

Nie musisz nikogo naśladować. Jesteś wyjątkowy taki, jaki jesteś. Nie musisz nikomu nic udowadniać.
Słowa matki obijały się echem w jego głowie. Odchrząknął, chcąc rozluźnić zaciskające się niczym imadło gardło. Niewiele to dało, a przełykana ślina z trudem się przez nie przeciskała. Spojrzał znowu na czarodzieja. Nie wiedział. Ale Światła również nie miał pojęcia. Skoro miał coś, czego nie miało Słońce, a Słońce miało coś, czego nie miał on, może ten układ... nie. Znajomość. Może mogli z tego coś wynieść. Przeklęty Uesssas.

Więc chcesz...Mnie? Jego opinii i wiedzy. Zdania, z którym nikt nigdy się przecież nie liczył. Był tylko uzdrowicielem. Szron przyjdź. Szron wylecz. Szron zostaw. Szron nie bierz. Nie masz racji Szron. Wiemy lepiej Szron. I teraz miał być po raz pierwszy komuś potrzebny? Szarpnął łapą. Wyrwał ją brutalnie z szarej dłoni i zazgrzytał zębami. Czuł jak zaczynają szczypać go oczy.
... dobra już, dobra. Wytłumaczę, jak nie będziesz wiedział. Pomogę znaleźć, jak zgubisz. Ale nie teraz. Nie dziś, bo... bo muszę już iść. – Wziął głęboki wdech i wyprostował się nieco, zawieszając wzrok na turkusowych oczach Czarodzieja. Musiał to przetrawić. Musiał to przemyśleć. Nie chciało już mu się rozmawiać. Nie chciało mu się nic, bo doskonale wiedział, że wiele świtów zejdzie, nim poskłada się do kupy.

Może niepotrzebnie pakował się w coś takiego.
Z drugiej jednak strony nie mógł ciągle tkwić w jednym punkcie.
Możemy się spotkać za kilka wschodów słońca i- – I co. Znowu czuł się niezręcznie. – No. Coś się wymyśli na te Twoje utrapienia, jak już je sobie posegregujesz – dokończył w końcu, próbując przywołać na pysk uśmiech... choć wyszedł dość koślawy.

Obca Idea

Skalny zakątek

: 01 kwie 2023, 19:07
autor: Ostatnie Mrozy
Su na pierwszy rzut oka wydawał się być całkiem spokojny i zdecydowany. Spojrzenie turkusowych ślepi było wbite w brązowofutrego, oddech równy, a drobne ruchy ogona sugerowały raczej drobną niezręczność. Nawet język mu się nie plątał.

Co nie zmieniało faktu, że w środku drżał jak galareta, czując jak jego serce tłucze się w piersi, a krew szumi w uszach jakby miał zaraz eksplodować i ochlapać ziemnego uzdrowiciela fontanną krwi i wnętrzności. Już zaczynał czuć w swojej świadomości pytającą myśl Kaveha, który na szczęście był czymś zajęty. Emocje i myśli czarodzieja były jednak tak głośne, że kompan zaczął je wyczuwać.

Chciał go słuchać. Chciał, żeby mówił tylko dla niego. O ile Su lubił dyskutować i rozmawiać, to zdecydowanie wolał słuchać. Problem polegał na tym, że nie miał za bardzo kogo. Do tej pory nikt, nigdy nie zainteresował go w taki sposób, nikt nie zwrócił na siebie jego uwagi.

Wcześniej gdy o tym myślał, uważał to za żałosne. Potrzebował ekspertyzy i dania innych jedynie po to by uzupełnić własne braki, nie był przecież wszechwiedzący. Ale konwersowanie dla przyjemności wydawało mu się męczące i nużące. Jak się nazywasz, z jakiego jesteś stada, a co u was słychać, a jak leci życie... wszystko nudne, płaskie i bez wyrazu. Aż zjawił się on, cały na brązowo, mówiąc smoczej krwi, irytując Kaveha i podejmując wyzwanie dyskusji o bogach i oblewając ich szarą farbą, a nie malując na biało lub czarno.

Puścił brązową łapę, uświadomiając sobie, że ściskał ją dosyć mocno.
Umf. Przepraszam. – wymruczał zakłopotany, po czym przytaknął skinieniem głowy. – Dobrze. I tak zająłem ci za dużo czasu. – ba, on miał już gotowy cały plan! Zamknął na moment oczy i poruszył uszami, jakby brzęczała mu koło uszu wyjątkowo irytująca mucha. Kaveh robił się coraz bardziej natarczywy. – Za kilka wschodów słońca, dam ci znać jak pozbieram myśli i ochłonę odrobinę. – dodał, drugą część zdania wypowiadając ciszej. Cofnął się i ukłonił wdzięcznie, a potem pobiegł w stronę terenów Słońca tak, aż kurzyło się za nim śniegiem.

Miał nadzieję że zmęczenie i zadyszka pozwolą mu uspokoić myśli, inaczej jego kompan ewoluuje w sępa i będzie do końca wieczności żerował na truchle jego godności.

Światła Północy

Skalny zakątek

: 08 kwie 2023, 14:27
autor: Światła Północy
Przesunął dłonią po przedramieniu, rozmasowując skryte pod sierścią mięśnie. Nie musiał zbyt wiele mówić. Mruknął coś pod nosem, słysząc przeprosiny - kompletnie zbędne. Nie zamierzał ich jednak odtrącać. Nie zamierzał również przyjmować. Nie musiał również tu być, słuchać wszystkich tych kwitnąco-irytujących słów, ani tym bardziej zgadzać się na podążanie planem wystosowanym przez Boga, lecz pomimo wszystkich tych złości i mdłości... czuł na żołądku spokój.

Rozchodził się powoli i nie był mu jeszcze zrozumiały. Obydwoje potrzebowali czasu na pozbieranie myśli i analizę całej zaistniałej sytuacji. Jemu samemu od dawna grunt osuwał się spod łap i nie wiedział jeszcze, nad jak wielką przepaścią może przyjść mu stanąć.
– ... mhh. Niech będzie. Ja... – urwał, nie do końca pewien, by powinien się tym dzielić. – Ja też muszę pomyśleć. – A mimo wszystko to powiedział.

Wziął głęboki wdech, mierząc wzrokiem skromny ukłon, który chwilę później skwitował już uniesieniem prawej brwi - oh. Nie spodziewał się po czarodzieju, że biega aż tak szybko. Jeśli któremuś z nich się spieszyło, to chyba faktycznie jemu, a nie Światłom. Podrapał się za uchem, już po chwili wlepiając wzrok w tylko i wyłącznie niewyraźną kropkę między drzewami.

– Uh? – Poczuł szturchnięcie na tylnej łapie, a zaraz później ucisk. Obrócił się. – Głodny? – zapytał, choć wiedział, że reakcja niedźwiedzia wynika z jego nerwów oraz dyskomfortu. Zwracając na siebie uwagę w sposób, który z reguły zbywany był ciepłym gestem, mógł oczekiwać podobnego, łagodzącego emocje opiekuna. Wszystko to było jakieś takie popaprane.
– Powinienem Cię wypuścić, jak dorośniesz – rzekł bardziej do siebie, niż do kompana, czochrając go między uszami. Opiekował się nim tylko dlatego, że bez matki skazany byłby na śmierć. Uczył go jak polować. Uczył go jak się chować. Nauczy go jak walczyć, gdy będzie starszy... a później... później ich drogi powinny się rozejść.

Z myślą tą zawrócił się do obozu.

ZT.
Obca Idea

Skalny zakątek

: 09 cze 2023, 13:18
autor: Vedilumi
  • Bestia była ostatnio w dość.. Dobrym humorze. Udało jej się nałapać trochę mięsa, to też z Asu nie przymierali głodem a gościnność Ziemistych nie była odbierana przez niego jak jakiś dar serca a bardziej.. Bardziej po prostu zaczynał się przywiązywać do person z tego stada. Po ostatnich spotkaniach i wielu księżycach po prostu zaczął powoli budować sobie jakąś tam opinię o smokach, które zamieszkiwały – jak już wiedział – Trzy stada.

    Słońce rzucać się na Vedilumi.

    Ponieważ do tej pory każda napotkana Samica z tego stada była nieokrzesana i żerowała na jego ciekawości. Lepiej było więc dmuchać na zimne. Jedynie ten jeden samiec był w porządku, choć nie spotkał go nigdzie indziej. I nigdy więcej.

    Mgły porywać pisklęta. Vedilumi nie lubić Mgły.

    Choć nazw stad nauczył się od Mirri, powolutku klasyfikował sobie zapach i niestety – W jego osobistym rankingu Mgliści wypadali najgorzej za sprawą jednej persony, która pachniała inaczej niż Słoneczni czy Ziemiści. Względem nich więc, Stwór zachowywał wrogość i to dużą, choć wolał omijać niż samemu prowokować.

    Ziemia dobra.

    Fakt. Polowali z nim na mięso, dzięki czemu poznawał tutejszą florę i miał czym wykarmić szczenię, leczyli oraz rozmawiali. Byli.. Ogólnie mili. Z nimi Bestia do tej pory miała najlepsze stosunki a od dłuższego czasu na Wspólnych rozmijała się ze smokami to też.. Olbrzym był dzisiaj pełen spokoju. Wiedział że Asu jest gdzieś blisko a skoro on nie spotykał smoków to może i ona będzie teraz bezpieczniejsza? Położył się na nagrzanej skale w tym miejscu, uznając że to dobry czas na drzemkę.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 0:23
autor: Płocha Ćma
Czuła się... samotna.

To nie tak, że nie miała przy sobie nikogo. Miała rodzeństwo. Verhu, Su, Aie, Tio. Yatu postanowił podążyć za Bebe poza granice stad i nawet jeśli chciała, nie mogła go zatrzymać. Przynajmniej żył. Matka też, podobno. Chociaż chciała za nią wyruszyć, nigdy nie odważyła się na taki krok. Czy z Yatu bedzie tak samo? Już nigdy go nie zobaczy? Sama ta myśl sprawiała, że gula rosła w jej gardle, a żołądek wykręcał się boleśnie. Dio za to już nigdy nie zobaczy... ale może on sam by wolał, żeby tak było.

Miała też Kafdoia. Antylopa towarzyszyła jej na każdym kroku, wyczuwając zmiany w jej nastroju, reagując na swój uroczy, kochany sposób. Ale to było tylko zwierzę. Nie mogło jej zastąpić wszystkiego, nawet jeśli pokochała kompana całym sercem. Nie mógł zapełnić swoistej pustki, która rosła w jej sercu.

A rosła z każdą kolejną chwilą. Najbardziej poczuła to wtedy, gdy obserwowała siostrę ze swoimi dzieciakami. Gdy widziała mianowanie swojego siostrzeńca. Przełknęła ślinę na samo wspomnienie, ponownie czując ból rozlewający się po jej sercu. Wiedziała, dlaczego Wilczy Kolec wybrał Topolę. Wiedziała, rozumiała, nie miała zamiaru się mieszać; ale nie potrafiła zatrzymać nieprzyjemnego uczucia rozlewającego się po ciele. Może faktycznie była nieistotna? Gdy uciekła śmierci spod jej szponów, zdała sobie sprawę, że nie powinna brać każdego wydarzenia w życiu... ale najwyraźniej odnosiła to tylko do swojej profesji. Ciała były kruche, ciężkie do odratowania, gdy znajdowały się na krawędzi życia. Nawet jeśli się starała i chciała dobrze. Ale chyba jednak nie potrafiła zastosować tej myśli do innych aspektów własnego istnienia.

Jestem niepotrzebna. Ta myśl wbiła się boleśnie w jej umysł, gdy przemierzała zacieniony las Dzikiej Puszczy. Zapachy różnych stad mieszały się w jej nosie, ale powoli przeważał zapach Ziemi. Nic dziwnego, w końcu puszcza znajdowała się w znacznej swojej części na terenach tego stada. Musiała uważać, żeby nie przekroczyć granicy. Ale do tego jeszcze trochę.

Nie wiedziała, czego szukała na ziemiach wspólnych. Kafdoia zostawiła u siebie, nie chcąc zabierać go w miejsce, gdzie mogła powtórzyć się sytuacja z ceremonii. Musiał ochłonąć, a ona potrzebowała czasu dla siebie. Nie spostrzegła, kiedy dostrzegła do Skalnego Zakątka. Przystanęła między drzewami, czując cudzy zapach, silniejszy, niż inne. Zamrugała i uniosła wreszcie łeb, spojrzenie, które dotąd było wlepione w podłoże. Wtedy dostrzegła olbrzymiego samca rozłożonego na skale. Uch, och. Poruszyła się nieco niespokojnie, karcąc się za nieuwagę.
~ Um, przepraszam, nie chciałam... przeszkadzać ~ wymamrotała mentalnie, nie sięgając do cudzego umysłu (nie miała odwagi, by wtargać do głowy obcego smoka), a zamiast tego roztaczając własny, łagodny głos dookoła. Przystanęła między drzewami, przepraszająco spoglądając na nieznajomego.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 18:34
autor: Vedilumi
  • Odpływał w dość szerokie wody przyjemnego snu, czując błogi.. Spokój. Miałem wrażenie że od dłuższego czasu Bestia nie szukała zwady, być może właśnie dlatego że nie miała jej u kogo szukać? Poniekąd było to dla mnie kojące doświadczenie, bowiem przez moment nie miałem poczucia całkowitego zezwierzęcenia i nawet na warkot, który panował między Asu (biednym, pokrzywdzonym pisklęciem.. Do tej pory nie rozumiałem dlaczego Mirri nie dała jej szansy na dobre życie, patrząc na to że Biesia takową dostała) a Stworem przestał być dla mnie tak istotny.
    Coś zaszeleściło.

    Coś nadchodzi.

    Tak w istocie.
    Olbrzym otworzył ślepia. Przyglądając się otoczeniu. Napiął mięśnie, będąc gotowym by poderwać się na wszystkie cztery łapy i zaatakować. Nauczył się, że nie ma tu zwierzyny łownej czy też drapieżników. Były tylko smoki..
    A ten postanowił wedrzeć mu się do umysłu. Stwór zmrużył ślepia, warcząc. Nie lubił, gdy maddarowo wtaczano mu się do umysłu, choć kontakt z Pasterzem delikatnie go z tym oswoił.
    Zobaczył ją, patrzącą na niego zza gęstwiny. Wstał, pokazując swój ogromny rozmiar, który wydawał się dwa razy taki przez bardzo gęste i grube futro ale zrobił ku niej jedynie jeden, nieufny kroczek. Wysunął łeb, próbując wyłapać.. Zapach.

    Słońce.

    Hm. Ta tutaj nie wydawała się agresywna. Stwór więc nie odezwał się, jedynie tak zastygł, wpatrując się w nią piwnymi ślepiami.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 18:53
autor: Płocha Ćma
Wyraźnie zmieszała się, kiedy samotnik spojrzał wprost na nią. Przełknęła ślinę, oczekując wyrazu złości. Taki też napotkała, gdy jej maddara zawibrowała w powietrzu, a samiec na nią zareagował. W sposób specyficzny i niespodziewany. Zamrugała, zaskoczona i zbita z tropu. Wiedziała, że niektóre smoki nie przepadały za maddarą i miały do tego pełne prawo, ale nie spotkała się nigdy z tym, żeby ktoś na nią... warczał.

Reagował jak zwierzę. Myśl ta rozbrzmiała w jej głowie dwa razy. Pierwszy, gdy wydał z siebie dźwięk. Drugi, gdy postąpił w jej kierunku krok i zaczął węszyć. Zagryzła wargę. Może jednak powinna zawrócić? Nie powinna tak bez parady wpadać na inne smoki, spoza jej stada, zakłócać im spokój. Samiec spał. Wyrwała go z odpoczynku i teraz bogowie jedni wiedzieli tylko, jak wielki to mógł być błąd. Przestąpiła z łapy na łapę. Był ogromny. Gigantyczny wręcz, co jedynie peszyło ją bardziej. Była przy nim malutka. Jak przy wielu smokach, ale przy nim już w szczególności.

Pochyliła delikatnie łeb. Postanowiła powtórzyć jego gest, wyciągając nieco ku niemu szyję i węsząc. Chciała wyłapać jego zapach. Miał w sobie delikatną nutę Ziemi, ale nie tak silną, jak jego smoki. Przechyliła zaciekawiona głowę. Przez chwilę wahała się przed użyciem ponownie maddary, ale nie miała innego wyboru – przecież nie mogła się normalnie odezwać. Mrugnęła do niego.
~ Jesteś z Ziemi? ~ zagaiła miłym tonem, pozwalając sobie na delikatny uśmiech – może w ten sposób załagodzi jego ewentualną złość. Na moment uciekła spojrzeniem na bok, nim skierowała je z powrotem na nieznajomego. Właśnie. ~ Jestem Płocha Ćma. Albo Baal. Ze stada Słońca ~ przedstawiła się. Zaraz zmieszała się, wracając myślami do swoich poprzednich słów. ~ Um, jeśli przeszkadzam, to... mogę pójść ~ zaoferowała nieśmiało, a jej głos nabrał smutniejszej nuty.

Nie chciała być problemem. Przeszkadzać tak, jak zapewne każdemu innemu.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 19:11
autor: Vedilumi
  • Rozbrzmiewająca Maddara choć była – dla mnie przynajmniej – zadziwiającym pomysłem na kontakt, dalej nie przekonywała nastroszonego zwierza. Nie był zaalarmowany, choć raz już spotkał taką małą fokę, która dość mocno go pobiła. I co najgorsze, również pachniała Słońcem. Nie ufał więc jej do końca.
    Ale nie atakowała, wykazywała coś na kształt uległości to też postawił ku niej jeszcze jedną łapę ale nie skrócił dystansu za mocno. Zapytała go o znane mu stado, to z którym na ten moment miał najlepsze interakcje. Pokręcił jednak przecząco łbem, ponieważ nie należał do niego, nawet.. Tak do końca nie rozumiał co to znaczy w ogóle "należeć" do Stada. Mirri mu tłumaczyła, jednak koncept wielkich zgromadzeń dalej w jakimś stopniu był dla niego obcy, niezrozumiały.. Jak smoki. Każdy kolejny był inny..
    Przebiegł mnie dreszcz. Póki co większość napotkanych samic przynosiła ze sobą tylko kłopoty.

    Mieć dwa imiona. Jak Pasterz.

    Zwróciłem na to uwagę. W sumie większość smoków przedstawiała się zawsze tylko jednym, potem czasem dodawała drugie. A ona? Od razu podała dwa, jak gdyby wiedząc że może mu to sprawiać trudność i żeby.. Wybrał sobie krótsze? A może to ja wybiegałem za szybko i za mocno przed wątki czy znaczenie.
    Bestia patrzyła na nią z ciekawością, jednak dalej nie przełamała bariery nieufności. Powoli, powoli uczyła się zachowań tutejszych smoków. Powoli, powoli próbowała się połapać w tym, jak tu to wszystko funkcjonuje.
    Dla mnie był to haust wolności, starych czasów. Wtedy czułem że na moment przestaje unosić się w przytłaczającym, duszącym korytarzu a ktoś pozwala mi się wynurzyć by zaczerpnąć świeżego powietrza.
    Musieli wyglądać zabawnie, patrząc na siebie i stojąc naprzeciw, gdzie jedno nie rozumiało w żadnym stopniu motywacji drugiego. Na szczęście – Dla Płochej Ćmy, Baal – Ziemiści nauczyli już Stwora jakiś podstaw manier a raczej podstaw komunikacji. Nie miała więc tak ciężkiej przeprawy, jak smoki które spotykały go dotychczas.
    – Vedi-lumi. – wyjaśnił, zachrypłym i ciężkim głosem a raczej.. się przedstawił. Po prostu. Nie powiedział jej że ma sobie iść, nie powiedział że ma zostać. Oddał jej tylko dobry gest (w jego ocenie) podając swoje imię, skoro ona podała swoje.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 19:29
autor: Płocha Ćma
Drgnęła, kiedy wykonał kolejny krok. Przyglądała mu się, nie bardzo rozumiejąc całe zajście; czuła się trochę tak, jak przy naukach z dziadkiem. On wtedy też udawał zwierzynę, czy to zaciekawioną, czy to agresywną... ale miała wrażenie, że ten tutaj nie udawał. Może po prostu miał taką manierę? Nie chciała go oceniać z góry po pierwszych chwilach kontaktu, choć ciężko było się pozbyć napływających do umysłu myśli. Ponownie zagryzła wargę. Samiec stanowił dla niej jedną wielką zagadkę. Może i była empatyczna, ale nie należała do najbystrzejszych głów – Aie była mądrzejsza. Nie rozumiała wszystkich niuansów, chociaż była dobra w wyłapywaniu emocji.

Dlatego wyłapała, że smok nie reagował już złością na jej maddarę. To pozwoliło jej trochę zrelaksować się, gdy wciąż wpatrywała się w samca. Kiedy podszedł jeszcze bliżej, miała wrażenie, że stała przed nią góra. W dodatku był umięśniony. Im dłużej na niego patrzyła, tym więcej szczegółów zauważała. Nie był tylko wysoki, był też szeroki. Słowem – ogromny. Jak jej posąg w grocie. Wąsy uzdrowicielki drgnęły na to porównanie, jednak szybko je od siebie odrzuciła. Nie wypadało, nawet jeśli to były tylko myśli.

Uśmiechnęła się szerzej, gdy nieznajomy jednak się odezwał. Vedilumi. Trawiła przez chwilę jego imię, jakby próbując odkryć jego znaczenie, ale że nic mądrego nie przyszło do jej głowy – odpuściła. Głos miał zachrypły, jakby nie używał go praktycznie wcale. Nie należał do stada Ziemi, jak zaprzeczył kilka chwil wcześniej (polował u nich tak, jak planował Urthemiel?). Czyli wychodziło na to, że był samotnikiem; może po prostu nie był przyzwyczajony do kontaktów z innymi? Urthemiel, jak jej wyjawił, wychowywał się z kilkoma smokami na krzyż. Vedilumi... mógł po prostu nie mieć nikogo. Ta myśl ją zasmuciła, toteż pochyliła lekko łeb.
~ Vedilumi ~ powtórzyła, a maddara ponownie zawibrowała w powietrzu. Nie mogła przysłowiowo posmakować imienia na własnym języku, toteż musiała się zadowolić taką formą. Przechyliła głowę na bok, znowu mrugając do niego i uśmiechając się. ~ Ma jakieś znaczenie? Baal oznacza świt ~ kontynuowała, skoro samiec nie kazał jej odejść. Cóż, zostać też nie, ale skoro nie otrzymała odmowy, postanowiła wykorzystać okazję. Zaciekawił ją. Usiadła, ogon układając wygodnie dookoła własnych łap. Z trudem zignorowała wspomnienie o matce; w końcu to od niej otrzymała własne imię.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 21:36
autor: Vedilumi
  • Ukłuło go jakieś takie poczucie... Zaciekawienia.
    Przyglądał się jej, poczynając kolejny i tym razem bardziej odważny, bowiem dłuższy. Stała, niczym zaszczuta sarna ale paradoksalnie z każdym kolejnym oddechem gdy to nie przejawiała agresji i on się uspokajał. Przyglądała się mu, analizując kawałek po kawałku jego ciało, które dla mnie było jedynie posągiem obrzydliwości. Wypracowane by pomóc Stworowi przetrwać w trudnych warunkach, było pozbawione dawnego piękna.
    Wielki, dziki, porośnięty matowym futrem. Pysk cały w bliznach, spojrzenie pełne zwierzęcej ciekawości, niczego poza tym. Żadnego błysku w oku, podjęcia jakiejkolwiek chęci głębszej konwersacji.
    Gdybym wiedział iż porównuje go do posągu, roześmiałbym się pełen sarkazmu. Ale nie mogłem tego wiedzieć, nie siedziałem w jej głowie a i tak.. Byłem bytem pozbawionym głosu.

    Powtórzyć imię.

    Gdy wypowiedziała jego imię sama, podszedł ponownie, kilka kroków i zniżył łeb by móc lepiej ją obwąchać. Dokładniej też się jej przyjrzeć. Wyglądał na mniej spiętego, choć ciągle w gotowości na ewentualny atak. Drgania maddary nie były również najlepszym rozwiązaniem ale.. Próbował je ignorować, wodzony tą pieprzona ciekawością.
    – Vedi-lumi – powtórzył za nią, po prostu mając wrażenie że tak jak on potrzebował od Mirri kilkukrotnego powtórzenia swojego własnego imienia by dobrze je wymówić, tak ona musiała je kilka razy posmakować na języku aby.. Zapamiętać. Prosta logika, prostego stwora.
    Pytanie o znaczenie natomiast było dla mnie miłym zaskoczeniem. Czy Bestia była jednak w stanie odpowiedzieć? Niby pamiętała ten język..
    Dalej obwąchiwał ją, poczuł miłą nutę ziół, która kojarzyła mu się słodko-gorzko. Z Pasterzem, który realnie mu pomógł i z Głupim Mglakiem, który pastwił się nad Asu. Ona jednak nie wygladała jak zagrożenie dla pisklęcia...
    – Whhhiilk – a jednak, odpowiedział jej zgodnie z prawdą a potem wyprostował szyję, dalej się jej przyglądając.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 11 cze 2023, 22:47
autor: Płocha Ćma
Nie miała pojęcia, że wygląda w jego oczach tak... miernie. Słabo. Jak sarna w obliczu drapieżnika. Ale może wyglądała tak przy wszystkich i już zwyczajnie nie zwracała na to uwagi, już i tak zbyt wiele razy porównywała się do innych. Obserwowała jego ruchy, widząc, że powoli swoista, groźna aura wygasała – a może to było tylko złudzenie. Może dopowiadała sobie zbyt wiele, widząc te proste gesty. Podszedł bliżej, dalej ją obwąchując. Chociaż w jej umyśle pojawił się swoisty dysonans, jej wąsy zadrżały. Powtórzył swoje imię i wciąż ją obwąchiwał. Wtedy zachichotała niemo niczym głupiutki podlotek. To było dość... surrealistyczne. Nigdy nie sądziła, że będzie obwąchiwana w taki sposób przez drugiego smoka.

Powstrzymała swoje zawstydzenie, by skupić się na jego niewyraźnej odpowiedzi. Warkliwej, ale jednak w jakiś sposób zrozumiałej. Wilk. Nie mogła powiedzieć, że ją to zaskoczyła; przypominał takowego. Poruszyła wargami, jakby chciała powtórzyć ten wyraz, ale nie wydobył się z niej żaden dźwięk, w końcu nie mógł. Pochyliła odrobinę łeb.
~ W moim języku wilk to vazu ~ powiedziała z pomocą magii, bez żadnego konkretnego celu. Może żeby trochę oderwać własne myśli od tego, że była teraz bezwstydnie obwąchiwana. Pochylona głowa skierowała się nieco w kierunku tej większej, potężniejszej i sama poruszyła nozdrzami, nabierając w nie obcy zapach, analizując go. Wykorzystała też okazję, by przyjrzeć bliżej pyskowi Vedilumiego. Cały w bliznach. Jej ślepia posmutniały, gdy przejeżdżała spojrzeniem po kolejnych bliznach. Dużo ich. Co on musiał przeżyć? Zacisnęła delikatnie wargi. Jej wrażliwe serce drgnęło kilkukrotnie. To smutne.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 9:00
autor: Vedilumi
  • Rozmiar jako-tako nie miał dla niego za mocno znaczenia, ponieważ przyzwyczaił się iż tutejsze smoki były... Różnych rozmiarów. Większość jednak bardziej chyliła się ku rozmiarowi dotykającemu bardziej ziemi niż nieba. Przyglądał się więc jej dalej w ciszy, analizując język ciała. Choć wydawał się teraz bardziej przyjazny, spojrzenie w istocie dalej miał surowe a mięśnie spięte. W sumie.. Co mogłaby mu zrobić tak mała samica?
    Lepiej dmuchać na zimne.
    Wydawała się być zawstydzona a mnie naszła kolejna myśl iż nie była pierwszą, która tak reaguje. Czy Samice w tej okolicy miały jakieś chore pożądanie względem samców, których aparycja nie była nawet bliska normalności? A może.. To moje pojęcie normalności było w jakiś sposób upośledzone? Aparycja dzikiego drapieżnika symbolizowała w jakiś pokraczny sposób siłę, wolę walki i przetrwania. Ilu to ludzkich poetów o tym pisało... Niby dwa wrogie gatunki a tak mało się różnią.

    Owca.

    Co?
    Pozwolił jej się obwąchać, samemu dalej chłonąc jej zapach lecz z dystansu. Przez jego prosty mózg przetaczały się luźne, niepowiązane (pozornie) ze sobą słowa, gdy wodził za nią wzrokiem. Przyglądała mu się, budowali między sobą coś na kształt rosnącej ciekawości.. Ale czymże była ta cholerna owca?
    – Owwhhhcaaa. Baal.– Owca. Baal. – Ah, że taką alegorię sobie znalazłeś. Wilk i Owca? Słoneczna z jakiegoś powodu przypominała Ci.. Owcę.. Nie potrafiłem wyczuć czy Bestia miała w tym jakiś ukryty sens. W ogóle nie potrafiłem znaleźć w jej rozumowaniu jakiegokolwiek sensu.
    Ale bezbłędnie wypowiedział jej imię. Chyba było po prostu najbardziej proste z tych wszystkich, które słyszał do tej pory.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 11:32
autor: Płocha Ćma
Och, gdyby tylko Baal wiedziała.

Ale nie miała pojęcia. O niczym, tak właściwie; nie wiedziała, co spotkało samotnika. Czemu zachowywał się tak, a nie inaczej. Rozumiał ją? Wydawało się, że tak. Ale może jednak nie? Jej myśli zaczęły swobodnie płynąć przez tę chwilę, gdy trwali w ciszy. W zamyśleniu wyprostowała się, przyglądając się jego postawie. Nie warczał, ale też nie stał swobodnie. Zagryzła wargę i chyba prawie ją sobie odgryzła, gdy z zamyślenia wyrwał ją warkot samca.

Owca? Zamrugała szczerze zaskoczona. Podwójnie, bo dodatkowo wypowiedział jej imię. Owca. Chwilę zajęło jej połączenie tego z wilkiem, a to... nie wiedziała jak powinna zareagować. Zbił ją z tropu i nie miała pojęcia, co sugerował. W jaką stronę powinna to pociągnąć, by zrozumieć? Wydęła obolałe wargi, przechylając łeb.
~ Owca ~ powtórzyła po nim wolno, przeciągając samogłoski. Wypuściła powietrze nosem. ~ Chyba wilk nie zacznie gonić owcy? ~ zapytała, niby ze śmiechem, ale ta perspektywa wcale nie wydawała jej się taka nierealna. Przełknęła zaraz ślinę i postanowiła skupić uwagę ich obojga na czymś innym.

Na jego bliznach. Uniosła delikatnie łapę, z wyprostowanym jednym szponiastym palcem. Wyciągnęła ją odrobinę przed siebie, ale nie za bardzo, wskazując na pobliźniony pysk samotnika. Jej spojrzenie znowu nieco spochmurniało, gdy na nowo zaczęła jeździć spojrzeniem po wszystkich tych pamiątkach ran. Żal boleśnie wbił się w jej serce. Ciekawe czy byłaby w stanie sprawić, by zniknęły? Nigdy tego nie próbowała; do tej pory jedynie zasklepiała rany tak, by zminimalizować ryzyko powstania blizn. Spojrzała niepewnie w oczy samca, jakby pytająco.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 15:46
autor: Vedilumi
  • Przeszedł mnie dreszcz, gdy postanowiła dalej tu zostać, dalej być ciągnięta przez niego za nos.. A on w istocie coraz bardziej zdradzał nią zainteresowanie. Ogon zaczął wić się za nim po ziemi, lecz nie w złości a narastającym zainteresowaniu. Była jakaś taka nieswoja w tym wszystkim, dziwna bo stojąc łeb w łeb z Dzikusem i tak została.
    Nie wiem czy miękły jej łapy ze strachu czy zainteresowanie było tak mocne z obu stron.
    A intrygowała Stwora bo była pierwszą Słoneczną, z którą się nie pogryzł. Dodatkowo badał woń, jaką wywołały jego słowa bo głównie na niej właśnie opierał swoje odczucia – Kierował się pierwotnymi instynktami, zapachem, słuchem oraz wzrokiem.
    Zadała mu pytanie, niby to w żarcie, niby przestrachu i w odpowiedzi nie dostała niczego.
    Przeszywał nim ją, nie dając żadnej litości. Poruszał uszami, słysząc aż tutaj ostrym słuchem kołatanie jej serca. A w powietrzu zawisła hybryda niepewności z lekkim strachem. Co.. Chciała z nim zrobić?

    Dotknąć.

    Dotknąć, tak.
    Nie wiedziałem (jak i sama Bestia) dlaczego jego blizny wzbudzały w samicach taką.. Reakcję. Smutku ale i rosnącego na jakiś dziwny sposób pożądania. Czy to była sprawa uśpionych, dzikich instynktów które budziły się przy kimś takim na nowo? Teraz...
    Owca zaczęła ślepo kroczyć w las za wilkiem.
    Zniżył ku niej łeb, dając się dotknąć. Blizny miał nie tylko na pysku ale również szyi, torsie. Obie łapy nosiły pamiątki po licznych złamaniach, szczególnie często musiał łamać sobie piszczele przednich. Brakowało mu w jednej nawet palców.
    Straszne, straszne.
    Sierść w dotyku, pomimo swojej na pozór słabej kondycji, była w dotyku miła. Choć jego łuski stanowiły kontrast, bowiem były twarde, momentami nawet zrogowaciałe. Pozwolił jej badać się łapą a gdy spojrzała na niego, mogła zauważyć że cały ten czas po prostu śledził jej ruchy.
    Patrzyła. O coś pytała. Ale on słaby był w zgadywanie.
    Wyciągnął długi jęzor i polizał ją po łapie. Ciepły i wilgotny jęzor który wypełzł spod ostrych zębisk a był tak delikatny, jak gdyby Wilk uważał aby nie uszkodzić Owcy.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 16:11
autor: Płocha Ćma
Nie otrzymała odpowiedzi. Właściwie nawet jej to nie zdziwiło; może tak było lepiej. Nie usłyszała warkotu, samiec nie poruszył się, by jednak zacząć gonić owcę, więc chyba było... dobrze. Czuła jego uważne spojrzenie, nie spuszczał go nawet na sekundę, i nie wiedziała, jak powinna się z tym czuć. Jak ofiara podana pod nos? Jak ciekawy obiekt? Widziała, że zaczął ruszać ogonem. Poruszyła się delikatnie, ale nie pomogło to w żaden sposób z napięciem, jakie powoli w niej rosło.

Zbliżył do niej pysk. Chociaż poniekąd tego właśnie chciała, i tak drgnęła, zaskoczona. Jej łapa zawisła w powietrzu, niepewna kolejnego ruchu. Nie powiedział nic, oczywiście, ale sam gest był wystarczający. Ciepło jego języka zbiło ją z tropu i prawie cofnęłaby łapę, ale powstrzymała odruch. Kąciki pyska uniosły się ostrożnie, by zaraz jednak na nowo opaść. Odetchnęła, wypuszczając powietrze nosem prosto na jego pysk, który zaraz dotknęła. Delikatnie, jakby bała się, że blizny zaraz otworzą się, a krew zabarwi ziemię między nimi. Jego futro było miękkie. To był pierwszy fakt, który zarejestrowała, zaskoczona. Surrealistycznie miła w dotyku, stanowiąca kontrast do tego, co widziała. A widziała poranionego, rozszarpanego przez życie smoka. Zacisnęła wargi w wąską linię. Przejechała palcem przez jego bliznę na grzbiecie nosa. Stwardniała, może stara, nie potrafiła stwierdzić. Na nowo zmarniała i podeszła krok bliżej, by zaraz ułożyć łapę na jego policzku. Pogładziła go palcami, przełykając gulę, jaka zaczęła się tworzyć w jej gardle. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, czysto odruchowo, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku – nie mogła. Usiadła przed nim, dłoń wciąż trzymając na jego policzku.
~ Kto ci to zrobił? ~ Jej cichy, smutny głos rozbrzmiał dookoła nich, a maddara zawibrowała równie delikatnie.

Nie wyobrażała sobie, że kogoś mógł tak pokarać los. Tyle walk, tyle zdobytych ran i dalej blizn; jak straszne to musiało być? Czy tak jak i ona też stanął na skraju śmierci? Może, może nawet nie raz. To straszna wizja. Zagryzła wargę, w zamyśleniu, nim uniosła drugą łapę i równie łagodnie, a nawet troskliwie, objęła jego pysk drugą łapą. Wpatrywała się w jego oblicze, nim przymknęła ślepia i ponownie westchnęła, garbiąc się. Miała ochotę przytknąć czoło do jego nosa, ale zamiast tego błądziła czule palcami po jego polikach, próbując zwalczyć falę bólu, która do niej napływała. Każdy ma prawo żyć w komforcie – tak powiedziała kiedyś Urthemielowi. A to, co widziała, było przeciwieństwem komfortu. Chyba nigdy nie czuła się tak bezsilna, jak w tym momencie.

Vedilumi

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 17:18
autor: Vedilumi
  • Jego oddechy zaczynały się robić coraz to spokojniejsze, delikatnie rozbijały się o jej chude palce. Wycofał język, jakby badał jej ciekawość, podpuszczał ile kroków wyjdzie na przód, chcąc dorównać mu kroku. Choć to nie tak że sam z siebie wyznaczał jej jakiś trop.. Po prostu był ciekaw, jak zwykle zresztą chłonąc język jej ciała.
    Przesuwała opuszkami po starych zgrubiałych bliznach, jakby chciała w jakiś sposób dać mu chwilę na celebrowanie jego bólu. Oddała się umartwianiu a jeżeli chodziło o Bestię, była ona do niego przyzwyczajona. Po prostu jej brzydkie lico było jej częścią i nie stanowiło praktycznie żadnej pamiątki po poprzednim życiu. Kierował się instynktami, badał otoczenie i reagował na bodźce choć delikatność...
    Nie był do niej przyzwyczajony.
    A ja zacząłem zastanawiać się, czując jak atmosfera gęstnieje coraz to bardziej do czego ich wzajemne poznawanie zmierza. Samica zdawała się być z nich wszystkich najłagodniejsza, nie szukała sobie w nim słuchacza do narzekań na rzeczywistość ani materiału na silne pisklęta czy też po prostu nie pchała mu się z ogonem podniesionym do góry na ciało, brutalnie i w jakiejś popieprzonej frustracji.
    Była.. Po prostu normalna ale i zbłąkana.
    Być może to tak go zainteresowało? Było to coś, co już przerabiał a jednocześnie coś nowego. Dawał się poznać dotykiem bo i on nim poznawał. Dawał się poznawać zapachem bo i nim poznawał. A to wszystko choć stałe, cały czas też się zmieniało. Nadążał, jeszcze.
    Zadała mu pytanie, które w dalszym ciągu bez słowa zawisło w powietrzu.
    Objęła go dwoma wątłymi łapami a on po prostu przybliżył do niej swój łeb. Chuchnął raz, celując w kark ciepłym powietrzem. Potem zniżył jeszcze łeb i chuchnął drugi raz, muskając szyję, tuż pod żuchwą. Był jak... Uspokojone zwierze, które dawało się tarmosić pisklęciu. A z drugiej strony wciąż obserwował ją, wbijając złote ślepia w każdą łuskę, każde piórko. Z zaciekawieniem śledził ruch wąsów, choć nie odważył się ująć ich swoimi wielkimi łapami. Ot, nie wiedziałby nawet jak, nie miał w sobie za grosz pieprzonej finezji.
    Ale czy pozostawi ją tak bez odpowiedzi?
    – Mhhhiiisthhh. – Mistrz. Po prostu. Mógł powiedzieć ludzie, mógł powiedzieć smoki, mógł rozwinąć się bardziej bo w warczeniu miał bowiem niezłą wprawę ale wycharczał jej jedynie jedno słowo. Wspomnienia Bestii zaczęły się z każdym księżycem zacierać coraz to bardziej ale były trzy wydarzenia, których nie mogła zapomnieć. Kotłowały się z tyłu łba, co jakiś czas wracając, gdy ktoś nieświadomie wywlekał je na zewnątrz.
    W sumie.. Nie znała chyba nawet takiego określenia, o ile je zrozumie.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 13 cze 2023, 17:45
autor: Płocha Ćma
Złagodniał. Czuła, jak uspokajał się niemalże pod jej palcami, a razem z nim uspokajała się ona. Dopasowała oddech do jego, drżąc pod wpływem ciepła na karku, szyi. O ile była przyzwyczajona do kontaktu fizycznego z rodziną, tak to... było inne. Dziwne. Nie umiała wyjaśnić własnych reakcji, mieszanych raz po raz z bólem rozlewającym się po jej wnętrzu. Żalem. Smutkiem. Wsunęła palce między futro na jego polikach, nieświadomie przyciągając go bliżej. I nie miała w tym żadnych niecnych zamiarów, żadna taka myśl nawet nie pojawiła się w jej głowie, mimo reakcji jej ciała. Wręcz przeciwnie. W jednej chwili zapragnęła schować go przed światem, choćby w zagłębieniu własnej wątłej szyi. Znowu zdała sobie sprawę, że był ogromny, miała wrażenie, że dwa razy większy od niej; to prędzej on mógłby ją schować, nie ona jego.

Zastygła, gdy wreszcie postanowił jej odpowiedzieć. Jej palce znieruchomiały, tak jak reszta ciała, gdy analizowała zasłyszane słowo. Kilka uderzeń serca i pokiwała powoli głową. Nie wiedziała, jaka historia kryła się za tym słowem. Kim był mistrz, co zrobił i dlaczego. Cóż, właściwie nawet nie bardzo wiedziała, kim był sam samiec, ale to nie przeszkadzało jej sercu w tym, by pojawiła się na nim rysa. Z początku drobna, z każdą chwilą nieco większa. Nie ważne, co zrobił. Nikt nie zasługiwał na cierpienie.

Pochyliła łeb. Już nie zasięgała do swojej maddary, nie chciała ciągnąć go za język, nie wiedząc, jakby zareagował. Choć nie widziała w nim właściwie żadnych emocji, szczególnie związanych z tą odpowiedzią, nie miała serca drążyć dalej. I tak nie wiedziałaby, co powiedzieć. Co dalej zrobić. Nie była silną Aie, która mogłaby urządzić krucjatę na obcego dręczyciela, wyrżnąć każdego, kto przyczynił się do powstania tych blizn. Nie była też mądrym Su, który zapewne wymyśliłby kilka możliwych, dobrych rozwiązań. Była sobą. Nijaką, słabą, ale... ale przynajmniej o dobrym sercu?

Otworzyła ślepia. Dostrzegła, że wciąż ją uważnie obserwował, na co uniosła kąciki ust w bladym uśmiechu. Niezbyt szczerym, ale może jakkolwiek pokrzepiającym, chociaż wątpiła, że Vedilumi zwróciłby na to uwagę. Dlatego zniżyła jeszcze bardziej łeb. Pokonała niewidzialną barierę, jaka powstrzymywała ją wcześniej i oparła czoło o jego nos, by zaraz otrzeć się o niego polikiem. Prosty gest, choć nie wiedziała, czy miał podnieść na duchu ją samą. Oparła się o niego. Z uchem przy jego nosie, a swoim własnym – schowanym w sierści rosnącej na poliku. Serce zaczęło jej bić jak szalone, bez konkretnego – w jej niewinnym umyśle – powodu. I na nowo zamknęła powieki, zaciągając sie jego zapachem.

Vedilumi Asu

Skalny zakątek

: 14 cze 2023, 22:59
autor: Vedilumi
  • Targały mną pewne podrygi frustracji, kiedy zdawałem sobie sprawę że.. Ah. Leciała za jego ruchami, jak Ćma za lekkim światłem wieczora. A co najgorsze, Ćma nie była tutaj bezpodstawnym określeniem. Nie umiałem jednak wybadać czy jej współczucie powoli zaczęło być podszyte rządzą czy może dalej pozostawało tak czyste i niewinne.. Pokracznie, bardzo pokracznie Stwór budował relacje a mi samemu niesamowicie ciężko było się w tym odnaleźć.
    Choć czy i jej nie było ciężko? Wydawało się że ciało, dotyk czy też nawet zwykłe oddechy pragnęły czegoś innego niż umysł. Nie potrafił jednak wyczuć jednoznacznej woni i – o ironio! – W swojej zdziczałości potrafił okazywać pewnego rodzaju opanowanie. Nie rzucił się na nią, goniony rządzą bo ona po prostu kierowała jego instynktami. Więc, jeżeli czyjaś łapa nie dała mu zezwolenia na bycie ucałowaną, korzył się dalej jakoby był jedynie miernym poddanym.
    Jak to było? "Całujesz rękę swojego niszczyciela. Z miłością patrzysz jak patrzy, gdy płaczesz"?
    Pokiwała głową ale czy wiedziała że w tej chwili, choć to on wodzi za jej ślepiami, ruchami i wydaje się szukać doskonałej okazji do zatopienia kłów w szyi, to Owca zmieniła się w Wilczyce a Wilk przyjął wełniany kubrak Owczej Skóry?
    A była w istocie taka krucha, delikatna, momentami zdawało się przy dotyku mieć wrażenie że posypią jej się palce od tego ściskania. Choć to co jakiś czas rozluźniała, drętwiała... W swojej ciszy była tak bardzo ekspresyjna, tak samo jak on w swym braku emocji na pysku.
    Dopuścił ją do siebie, kiedy tak się przytuliła. Bo czuł w powietrzu, jak jej przybicie zaczęło lekko gryźć go zapachem go w nozdrza. Dmuchnął z nich znów kilkakrotnie w nią gorącym oddechem a jego ogon delikatnie przesunął się zna ziemi, badając jej własny. Ot, bez żadnego trzymania lecz po prostu końcówka pełna kolców, prześlizgnęła się po gładkiej powierzchni łusek uzdrowicielki.
    Co sobie myślał?

    Miękko.

    Hm? Oh.
    Skubnął jedno z jej piór, wyrywając je z łba. Ale zrobił to szybko, tak jak gdyby nie chciał jej przesadnie zranić.
    Ciekawe, wydawało się że w jakiś sposób zafascynowały go jej pióra, do których teraz miał dostęp. Przemielił językiem raz w jedną, raz w drugą jak gdyby chciał poznać ją jako całość, nie tylko chłonąć jej własny dotyk czy badać jej łuski własnym jęzorem.
    Ciekawe, choć zwodnicze i niebezpieczne.

    Płocha Ćma

Skalny zakątek

: 14 cze 2023, 23:26
autor: Płocha Ćma
Faktycznie była niczym ćma, choć nie wiedziała, co teraz konkretnie było jej światłem. Może bliskość. Im dłużej go dotykała, im dłużej był tak blisko, coraz bardziej czuła, że dziura w jej sercu rozrasta się, paradoksalnie. Powiększała się i krzyczała, próbując zagarnąć do siebie każdy skrawek ciepła drugiej osoby. A on nie oponował. Nie cofnął się, pozwolił się przysunąć i oprzeć o siebie polik, a jej wnętrze powoli zaczynało wyć. Zdała sobie sprawę, że wszystko było tak bardzo... ulotne. Wystarczyłoby, żeby nagle się wyprostował, a już uciekłby z jej zasięgu i zostałaby sama. Tak, jak zawsze. Za każdym razem.

Jej palce zacisnęły się na jego futrze, jakby w panice, że tak właśnie zaraz się stało, a ona próbowała temu zapobiec. To... straszne, jak próbowała znaleźć ukojenie w obcym smoku. Chciała się łudzić, że on też. Że dawał się jej zbliżyć, bo sam tego potrzebował, ale... ale coś w jej duchu mówiło, iż niekoniecznie tak musiało być. Drgnęła, czując jego dotyk na własnym ogonie. To tylko sprawiło, że przysunęła się bliżej. Palce zjechały na jego szyje, odkrywając tam kolejne blizny. Pogładziła je. Delikatnie, zupełnie tak, jakby to właśnie prawdziwa ćma musnęła jego szyję swoimi skrzydłami, a nie smoczyca.

Drgnęła zaskoczona nagłym pociągnięciem i chwilowym bólem na łbie, jednak nie odsunęła się. Impuls rozszedł się po jej ciele, jednak nie był nieprzyjemny. Zrobiło jej się gorąco. Przez moment przeszło przez jej umysł, że powinna się odsunąć, ale... nie chciała. Perspektywa stania samej, powrotu do swoistej normalności, była taka nieprzyjemna. Zimna. Nie. Chciała pozostać w cieple, gorącu. Sapnęła. Pochyliła łeb i zanurzyła własny nos w sierści na jego szyi, chłonąc zapach samca. Ignorowała nutę Ziemi, skupiając się na tym, co było jego. Przełknęła ślinę. Rozwarła wargi i złapała za kosmyk futra, po czym pociągnęła go delikatnie. Nie tak, jak on; nie wyrwała jego włosów. Powstrzymała unoszące się kąciki, poruszyła uchem. Czekała.

Vedilumi