Strona 24 z 30

Łąka głazów

: 25 cze 2023, 13:09
autor: Czereda Czerwi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

  • Keni absolutnie uwielbiał Żuczą. Jednożuk! Piękne. Chociaż na grymas samcy adept musiał zdusić śmiech: udało mu się to.... połowicznie. Na pewno poszerzył mu się uśmiech i oczy zabłyszczały, gdy ten rzucił w jej stronę spojrzenie, ale tak ogółnie to nie wydał żadnego podejżadnego dźwięku. Sukces!
    -Mmmmm, tak. Jesteśmy pewni, że gdzieś tutaj jest. Widziałem jednego, jak byłem pisklakiem; był absolutnie niesamowity Gracja jednorożca i piękno żuka.!
    Przekręcił łeb w bok i podniósł łuk brwiowy, uśmiechając się przyjaźnie
    -A gdybyś rozwarł swoje palce?– powiedział, samemu rozczpierzając palce u dłoni.-Nie wiesz, czy chciałby zostać, czy nie. Oczywiście dodatkowe punkty są też, jeśli nie trzeba trzymać żuka, bo chyba przyjaciół też nie powinno się trzymać na siłę, hmmm?"

    Na pytanie odpowiedział tylko jednym słowem, trzymając kontakt wzrokowy i nie mrugając (oczywiście rozbawiony uśmiech był na miejscu) -Dżdżownica.–
    A smak? Czy Keni wiedział, jak smakuą robaki? Na pewno wiedział, jak smakuje trawa, ale czy robaki? Hmmm... Tate chyba by dostał zawału serca, a potem by go wydziedziczył, gdyby Robaczywy zaczął po prostu jadać żuki, tak o. A poza tym, żuki, wije i inne były mega śliczne i tak fajnie się poruszały, że Keni akurat uważał, że lepsze są do obserwowania z daleka, niz jedzenia, ale widać każdy smok jest inny.
    Smok cienia był trochę mały o młodym zpachu, jak na smoka o pełnym imieniu, ale jeśli tak się przedstawił, to żółtowgłowy nie widział powodu, żeby tak go nie nazywać. Ukłonił się więc głęboko i powiedział
    -Pożeraczu Robali ze stada Cienia! Niechaj więc igrzyska czas zacząć! Liczy się wielkość, kolory, kształt znalezionego insekta, jak i ogólnie powiązanie imienia z robalami oraz zbudowana więź robacza! Czyli to, gdzie siedzi, czy ciebie gryzie, czy nie i co najważniejsze, czy z własnej woli, czy próbuje uciec. Przegrany zostaje dżdżownicą na czas wyżej nieokreślony! Używanie czarów oraz brudne sztuczki są jak najbardziej dozwolone, z zastrzeżeniem, że nikomu nie może stać się żadna krzywda, oraz że zabicie czyjegoś robaka liczy się jako automatyczna przegrana do potęgi! Zwycięzca... ah... – nezręcznie podrapał się po łbie i zerknął na Żuczą -Wzięłaś coś ze sobą? Coś, co mogłoby być nagrodą? Bo ja trochę nie pomyślałem, hehe!–

    //Żucza Łuska Duży Kolec bojour xD

Łąka głazów

: 11 lis 2023, 15:45
autor: Huragan Popiołów
To miejsce dobrze odstawało od reszty klimatu Szklistego Zagajnika. Wdrapał się na jeden z większych głazów i przymknął oczy.
Retwarh?
Tak?
Czemu tak długo cię nie było?
Mówiłem, chciałem na emeryturę.
Co to?
Spokój od wszystkiego. Posłuchaj Huragan, bo tak się nazywasz teraz.
Głos Retwarhu zrobił się poważniejszy. Musimy urządzić jej pogrzeb.
Aazghul nie był do końca przekonany, ale nie miał żadnego kontrargumentu. Już nie mówiąc o tym, że gdy Retwarh hibernował, Proszek poszedł do Świątyni i się pomodlił. Pewnie Retwarh uciąłby mu skrzydła tu i teraz, gdyby się dowiedział. Dlatego zakopał to wspomnienie głęboko, ukrywając to pod wąskimi źrenicami „bytu”.
W końcu położył się i spojrzał na protezę łapy. Wydał z siebie niesprecyzowany pomruk, a później oparł brodę o zimny kamień.


// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 11 lis 2023, 16:59
autor: Malachitowa Noc
Ostatnia misja nie dawała jej spokoju. Dotąd nie zamieniła za wiele słów z ów czarodziejem, który krążył jej po głowie, a podczas schodzenia pod ziemię...
Sama nie wiedziała, być może jej umysł szukał czegoś, czym będzie mógł się rozproszyć, na czymś skupić, aby nie przetwarzać bólu, który zakorzenił się w jej duszy.
Do tego ten ostatni sen, walki na wyspach, gdzie niemal straciła siostrę.
Zdecydowanie potrzebowała rozproszenia.
Dlatego też obserwowała Aazghula. Jakoś coś w nim ją onieśmielało. Nie była też pewna poręczenie Hermesa. Nie umiała pojąć, jak...
Ale zamierzała się tego dowiedzieć, to jasne jak oblicze Złotej Twarzy spozierające spomiędzy chmur.
Ruszyła więc za nim, ciekawa. Nie chciała podsłuchiwać, jednak nic nie mogła poradzić na to, że gdy przystaneła, natkneła się na jego rozmowę... i co dziwniejsze, każde z głosów miało inną manierę i brzmienie. Zmarszczyła nos, strzygąc uszami, wypuściła powoli powietrze i wyszła zza głazu, kołysząc ogonem.
Aazghul... Hm. Wybacz, że cię nachodzę... nie chciałam podsłuchiwać, ale... – zacięła się i zamilkła, obwodząc jagodowym językiem pysk.
Wypuściła powoli powietrze w cichym westchnięciu.
Pozwolisz? – zmieniła taktykę, wskazując nosem miejsce koło niego.
Wiem, że to nie moja sprawa... jednak moja ciekawość, która zresztą już nie raz wpakowała mnie w tarapaty, nie daje mi spokoju... Wydaje się, że poza tobą... jest jeszcze ktoś. Zresztą, sama nie wiem, jeżeli mogę zapytać, jak to się stało? – zdecydowanie paplała i było jasne, że się nieco plącze, zawstydzona własnym wścibstwem.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 11 lis 2023, 17:28
autor: Huragan Popiołów
Słysząc kroki poderwał głowę jak spłoszona sarna, ale gdy oczy dostrzegły sylwetkę Malachitowej rozluźnił nieznacznie ciało.
O patrz! To ta ładna samica przy której boku walczyliśmy. Retwarh mruknął jedynie w głowie Proszka, oblizując rozerwane szczęki swojego awatara.
Proszek gdyby mógł trzepnąłby go w twarz, ale nie chciał rozpoczynać bójki, bo byt był od niego zdecydowanie silniejszy.

Spokojnie, nie przejmuj się. Nie jesteś pierwsza. Już kiedyś Hermes tak mnie zaszedł, gdy chciał dowiedzieć się o Retwarhu – odparł po jej pierwszych słowach.
Siądź jak chcesz – przesunął bezwładne skrzydło nową łapą, dając jej miejsce do spoczęcia. Gdy ta jednak usiadła, oparł pysk, patrząc się przed siebie, nie na nią.
To było dziwne siedzieć tak blisko koło kogoś prawie obcego. Nawet jeśli ładnego i młodego. Nie pamiętał, kiedy jego łuski mogły wyczuć ciepło drugiej istoty. A nie. Pamiętał.
Jak przez mgłę.
Jak Retwarh chciał zabić Hrasa. Ciepło cudzej krwi.
Nieprzyjemny? dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, ale jedynie puchaty ogon zadrgał. Znowu zaczynał mieć jednocześnie sprzeczne emocje. A przez chwilę był całością.
Przez chwilę miał spokój we własnej głowie, ciszę, szczęście…
…samotność.
Retwarh… Jest ze mną od początku. Od odkrycia mojego źródła. Jeszcze dzisiaj pamiętam ten ból, jakby miało rozerwać mi wszystko od środka, a czerwona klatka chciała zgnieść moje kości razem z mięśniami i krwią, tworząc jedynie miazgę. Był tam i cieszył się moim cierpieniem. Prawie wydłubałbym sobie oczy, gdyby nie moja matka. Potem… przywykłem do niego, a on zaczął się uczyć jak może dawać też coś od siebie. I… I tak jesteśmy razem, na dobre i na złe. Choć częściej na złe – spoglądał na kamienie w oddali i dopiero kilka długich sekund po zakończonym monologu spojrzał na Malachit.
Jak odejdzie i nigdy się do mnie nie odezwie…
No cóż, nie zdziwiłoby mnie to.
Astral chciał mnie zabić za tamtą akcję z Hrasem.

Niebieskołuski dwunogosyn. Warknął Retwarh wciąż tylko w głowie starca.

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 11 lis 2023, 19:01
autor: Malachitowa Noc
Pomyśleć, że po tylu księżycach powinna umieć już prowadzić normalne konwersacje. Jednak czasami jej umysł się nieco plątał, a najczęściej to jej język.
Gdyby była nieco słabsza, po prostu poddałaby się żałobie, więdnąc dzień, po dniu, jednak głębokie poczucie obowiązku jej na to nie pozwalało, jej rodzina, która na nią liczyła, siostra, tata, matka, młoda Perunika... Kompani. Stado.
Czasami jednak zastanawiała się, czy to, że nauczyła się odsuwać od siebie część bólu, aby przywdziać maskę dawnej siebie, nie oznaczało, że jest coś nie tak z jej sercem.
Ale potem ból atakował znowu, gdy zostawała sama w swej grocie, otulona delikatnym blaskiem opalizujących kamieni oraz górskich roślin, gdy wiatr dął w szczelinach, zawodząc. Ona zawodziła z nimi.
Czasami marzyła, aby po prostu żyć dalej. Byleby tylko ból zniknął.
Dopiero po takich doświadczeniach, po zaznajamianiu się z cierpieniem tego świata, z jego jednostkami, mogła chociaż trochę zrozumieć ból Erkal i nawet jej współczuć, chociaż nie zmieniało to na łuskę jej stosunku do tej rozchwianej smoczycy.
Dlatego też umiała, chociaż w delikatnej smudze cienia, próbować współczuć czarodziejowi. Nie litować się nad nim, ale pochylić nad problemem rozłamu duszy.
Zerknęła kątem ślepia na klapnięte skrzydło, które przypominało po prostu błonę, lub połę płaszcza dwunogów, gdy przesunął je, aby mogła usiąść.
Przycupnęła koło niego, tutaj już bez krępacji, bo jednak bliskość innych smoków nie była dla niej niczym złym, nauczona za młodu mnóstwa czułości i bliskości, uważała to za równie naturalne, jak oddychanie.
Owinęła ogonem lewą łapę, spoczywając po jego prawej stronie, kierując spojrzenie na jego profil. Słuchała w skupieniu, nie przerywając cichej opowieści, która płynęła z jego pyska.
Kiedy skończył i spojrzał na nią, uśmiechnęła się lekko samymi kącikami gadzich warg.
To musiało być przerażające, kiedy część ciebie dążyła do samodestrukcji... jednak tam, w dole, Rethwarh? Dobrze wymawiam jego imię? W każdym razie... o n ... zdawał się znać tą lodową ostrouchą. To wydaje się, hm, nie umiem pojąć, bo to trochę tak, jakbyś był ty i on? – próbowała pojąć różnicę między nimi, a Hrasvelgiem.
Nagle ją coś tknęło i położyła po sobie uszy, chichocząc z zażenowaniem.
Wybacz, Retwarth, wcale cię nie ignoruję, witaj – i pomachała samcowi przed pyskiem łapą.
Oh, no szło jej wprost cudownie.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 11 lis 2023, 22:58
autor: Huragan Popiołów
Aazghul uśmiechnął się lekko, a jego melancholijne spojrzenie zastygło trochę dłużej na jego pysku. Wtem jednak Malachitowa przywitała się z Retwarhem. Gdy machnęła mu łapą przed pyskiem zaśmiał się cicho.
To może zacznę od przedstawienia Retwarhu… Bo on tutaj może powiedzieć więcej. Tylko… On jest wulgarny. I w słowach i czynach. Proszę nie patrz na mnie przez jego pryzmat, nie chcę, żeby kolejne smoki traktowały mnie jak potwora – powiedział to wciąż z uśmiechem na pysku, ale jego oczy nie zdradzały rozbawienia. Były tak samo smutne jak od początku opowieści.
Proszę. Dodał w myślach.
Ale mi antyreklamę zrobiłeś, dzięki dzbanie.
Oczy Proszka zwęziły się, a powietrze zaczęło wokół niego delikatnie wibrować od wydostającej się z szalejącego źródła mocy. Smoczyca mogła poczuć emocje smoka na własnych łuskach, a jego głos przyjął wręcz widzialną formę. Futro na szyi i ogonie Proszka zaczęło lekko falować, choć nie wiał żaden wiatr.
Witaj piękna smoczyco. Malachitowa Noc, dobrze pamiętam? Retwarh jestem. Chciałabyś dowiedzieć się więcej o tamtej bryle lodu? Cóż, stoczyliśmy z jej podwładną walkę na śmierć i życie. I moja… – urwał, a jego niski melodyjny ton głosu, który błyszczał się niebieskimi poblaskami maddary – za każdym razem gdy opuszczał pysk Proszka – przygasł od irytacji i przestał brzmieć jak próba poderwania smoczycy. –…moja ukochana Władczyni mi pomogła. Później, gdy próbowałem dać jej prezent od siebie, bogowie Wolnych Stad ją zabili. Choć do niczego „tragicznego” koniec końców nie doszło. Ten palec jest jedyną pamiątką po niej – poruszył drewnianym palcem własnej łapy. – Wszystko przez niego czuję, jakby był przedłużeniem mojego ciała.
Chrząknął, a wibracje irytacji zniknęły z otoczenia Malachit i Aazghula.

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 12 lis 2023, 22:20
autor: Malachitowa Noc
Na pysku smoczycy, chcąc nie chcąc, pojawił się lekki, bardziej szczery uśmiech, który sięgnął jej lazurowo zielonych ślepi przeciętych złotą źrenicą.
Była zaintrygowana całym tym spotkaniem, ale też nieco skołowana, przez co zapewne zadawała nie takie pytania, jak powinna, a na dobrą sprawę to w ogóle nie powinna czarodziejowi zawracać ogona tylko dlatego, że coś ją ciekawiło.
Obwiodła wargi jagodowym językiem i jedynie ruch złotej końcówki ogona zdradzał lekkie jej podenerwowanie.
Skinęła głową, przyjmując wyjaśnienia Proszka, chyba pierwszy raz od dawna zabrakło jej słów.
Troszkę się obawiała. Pamiętała spotkanie z Hrasem – nigdy nie poznała tej rzekomo lepszej jego strony, a jedynie wulgarną, chaotyczną część złaknioną cierpienia.
Z fascynacją obserwowała zmiany zachodzące w postawie Aazghula. Jednak były one... nawet nie wiedziała, jak to nazwać. Piękniejsze, bardziej subtelne, a jednak zauważalne. Nachyliła się nieświadomie, leciutko, ku niemu, przeskakując ślepiami z jego zwężonych ślepi, na emanację źródła, tańczącego w futrze.
Przekrzywiła pyszczek na bok, a jej uszy uniosły się w sztorc, słysząc zmianę tonu głosu, a także samą jego manierę. Mimowolnie jej pysk rozciągnął się w szerszym nieco uśmiechu, a w kącikach oczu zamajaczyły nieco sardoniczne błyski.
Widząc błękitne iskierki wydostające się z pyska Proszka, uniosła zahipnotyzowana łapę, aby palcami... zatańczyć w tym poblasku, a potem zamrugała powiekami, speszona, bo przecież miała słuchać opowieści.
Serce smoczycy dudniło w piersi, a szpony przebiegły po skale.
OH... – wyrwało się z jej gardła. Rzuciła szybkie spojrzenie na drewniany palec, a potem na pysk czarodzieja. – Przykro mi to słyszeć, ale jeżeli mogę... kim była wasza Władczyni? I dlaczego Bogowie mieliby ją zgładzić? – mówiła trochę nieśmiało, a jednak... no nie mogła się powstrzymać.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 13 lis 2023, 13:40
autor: Huragan Popiołów
Gdy poirytowanie zniknęło z otoczenia, niebieskie iskry na nowo zatańczyły w powietrzu wokół nich. Słońce powoli zachodziło, rzucając cienie na usłaną głazami łąkę. Iskry kontrastowały z czerwono-pomarańczowymi chmurami, jeszcze nie widoczne tak dobrze jak nocą.
Retwarh przymknął zwężone ślepia. Gwiazda na jego czole rozjaśniła się nieco, świecąc słabym blaskiem. Drewniany palec przesunął się delikatnie po powierzchni kamienia, powoli, w stronę łapy Malachitowej.
To nie opowieść na słabe żołądki – ostrzegł ją. – Jestem kimś kogo pociąga zarówno piękno, jak i cierpienie. Z Proszkiem dzielimy to pierwsze. To drugie, to tylko moja… domena – wyszeptał, a jego głos znowu zaczął błyszczeć błękitem światła. – Kocham patrzeć, jak wszystko rozpada się wokół mnie. Jak niszczenie brutalnie buduje fundamenty na nowe stworzenie – do błękitu tworów doszedł nowy- granatowa ręka, na pozór ludzka, bardzo chuda, lecz zakończona szarymi szponami, takimi jak u Aazghula. Wyrastała z prawego barku i wyciągnęła się na odległość szponu od pysku obu smoków. Dłoń zacisnęła się na powietrzu, a po chwili z pięści zaczęła sączyć się maddarowa krew. Niedługo później krople połączyły się w strużkę, by spaść na ziemię, tworząc kałużę, która w świetle zachodu nabrała pięknego, karmazynowego koloru. – Mogę ci to pokazać. Pytanie, czy jesteś gotowa i czy nie uciekniesz z krzykiem. Bo wiele smoków już to zrobiło. A jakkolwiek Huragan mnie denerwuje, to nie chcę patrzeć jak cierpi, gdy ktoś kto mu się podoba znów ucieka. Zbyt wiele było takich sytuacji – w głosie pojawiła się melancholia. Mimo to, pysk Aazghula przybrał ostrzejszego wyrazu, jakby szczęki zaczęły się powoli rwać. Cóż… Może było to jedynie złudzenie?

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 13 lis 2023, 21:45
autor: Malachitowa Noc
Dzisiejszego dnia smoczyca nie czuła takiej pewności siebie, jak w chwili, gdy znajdowali się jeszcze w towarzystwie Hermesa, próbując ratować drakonidy.
Wtedy buzowała w niej adrenalina, a strach mieszał się z ekscytacją. Działo się wiele i jeszcze więcej mogło się wydarzyć. Śmierć czyhała w realnych cieniach diabołów i mroźnego oddechu lodowej.
A w tamtym momencie sprzeczki z Reciakiem wydawały się idealnym destruktem lęku. Chociaż na wspomnienie, jak go spoliczkowała, niczym wcielenie swojej siostry, Gafy... Miała ochotę zaśmiać się trochę histerycznie.
Chyba zaczęto odwiedzała Gheinę i Ciritha.
Słuchała Aazghula, a w niej mieszały się różne emocje. Momentami, trochę jak przez mgłę, przypominało jej się pierwsze spotkanie z Hrasem, gdy była ledwo piskleciem. To, jak pocharataną miał łapę, jak szczycił się tym, że sam sobie to zrobił.
A potem spotkanie z Erkal... To jak twierdziła, że ojciec ją zaatakował i próbował zabić, jak wpoił jej wspomnienia, które ją skrzywdziły.
Skrzywiła się na wspomnienie tamtej sytuacji. Uh, jak ona...
Zamrugała powiekami i wzdrygnęła się, gdy nagle koło jej pyska pojawiła się granatowa łapa, wyrastająca z barku czarodzieja. Oblizała wargi, mrużąc ślepia, obserwując złotymi źrenicami zbierający się karmazyn. W końcu zajrzała w ślepię czarodzieja, z wyzwaniem, przekonując samą siebie, że nie jest plochym bażantem.
Żołądek mam silny, jako uzdrowicielka widzę sporo okropności, a i eksperymenty taty w kuchni przeżyłam, więc wiesz – powiedziała rezolutnie.
W jakiś pokrętny sposób tchnęło ją, że wtedy, z Erkal kompletnie jej nie rozumiała, jako szczęśliwie chowana młódka w pełnej, zwyczajnej rodzinie.
Teraz już nie była tym wyrośniętym piskleciem nafaszerowanym magiczną wodą, o dojrzalszym ciele, ale nadal młodziutkim umyśle.
Przesunęła lekko swe ciało bliżej samca, zaciskając palce na jego łapie. I dopiero po chwili dotarły do niej ostatnie słowa bytu.
A-ale co? Podoba? ONA mu się podoba? Przekrzywiła głowę, jakby chciała na niego spojrzeć, chociaż finalnie opuściła nieco pysk, pozwalając aby długa grzywa zakryła jej kufę.
Postaram się nie uciec – szepnęła.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 13 lis 2023, 22:46
autor: Huragan Popiołów
https://youtu.be/eaaaHSf6Lbc?si=4JlxwVuUEeMXefEO

Sięgnął do źródła po raz kolejny. Skoro chciała to zobaczyć, niech zobaczy. Sztuczne światło otoczyło ich, jak wąż, którego biały blask rzucał czarne cienie w każdym miejscu w którym nie sięgał.
Ciemność szybko pochłonęła otoczenie i choć była iluzją, zarówno powietrze zrobiło się chłodniejsze, jak i łapa Proszka. Sea po chwili przestała ją czuć i przez jakiś czas mogła poczuć zupełną samotność, w ciemności. Pustkę, której każdy smok bałby się, gdyby doświadczył jej na własnych łuskach.
Po chwili ciemność zaczęła powoli ustępować granatowej mgle. Malachit poczuła, że może się swobodnie w tym miejscu poruszać i że stoi na własnych nogach.
W oddali stał fotel. Z obramowaniami, przypominającymi tron. Na nim siedziała humanoidalna istota o dużych purpurowych skrzydłach przypominających kosmos i mgławice. Rozmywały się na końcach. Przypominały do złudzenia te Proszka, ale te wyraźnie były sprawne i emanowały mocą. Ręce miał takie, jak ta którą widziała przed pojawieniem się tej dziwnej wizji. Wzdłuż jego ciała ciągnęły się koła, jak te na Proszku, lecz te świeciły. Duże białe oczy, pozbawione źrenic patrzyły się na nią, a twarz rozerwała się w miejscu szczęk i ukazała ciemność wewnątrz.
Na czole widniała złota gwiazda, a duże, pomarańczowe poroże błyszczało złotem.
~
Cześć jeszcze raz. Rozsiądź się wygodnie, Malachit. Czy wolisz Sea?
Wskazał ręką miejsce niedaleko niego. Nagle pojawiło się tam coś przypominającego ciemnoniebieski futon.

~
Zacznę od początku. Widzisz, jestem wiecznie głodny cierpienia. I gdy widzę kogoś, kto kocha je zadawać tak bardzo jak ja… Czuję wzruszenie. Bo jest to dla mnie formą sztuki. Piękna, które można nieść innym. To czy się ze mną zgadzasz, jest w tym momencie nieistotne ~ podparł szponiastą dłonią brodę, patrząc jak zachowa się Malachit. ~ Ciało jest dla mnie czymś, co każdą skazą formuje swoją historię. Gdy spotkałem Władczynię, dostrzegłem w niej istotę idealną. Była boginią, tak jak Lodozanna, którą spotkaliśmy na wyprawie. Walczyły ze sobą, kiedyś będąc siostrami. Niestety, okazało się, że bogowie Wolnych Stad ją zabili. Widzisz, istnieje zasada, że innym bogom niż tym, którym oddajecie cześć, nie można się ujawniać, nawet w ogóle przekroczyć tej zawszonej granicy.
Jego szczęki rozwarły się szerzej, a z pomiędzy ostrych krawędzi buchnął obłok lodowej pary.
~
Pokazałem się jej. Pokazałem, że potrafię poświęcać ciało na rzecz sztuki, że widzę sens w cierpieniu w pragnieniu, by wszystko dążyło do rozpadu. Ona to doceniła i zaakceptowała mnie jako swojego kapłana. Zrobiłem jej ołtarz ~ uśmiechnął się na wspomnienie. ~ Chciałem poświęcić na nim Hrasvelga, za to że położył swoje oślizgłe łapy na Proszku. Lecz wtedy… Wparowały smoki Ziemi i wszystko… Wszystko zostało utracone. Z powodu tamtych działań, wygnano nas z Ziemi i przyjęły Mgły. To była bardziej skomplikowana sytuacja, ale nie jest to w tym momencie najważniejsze. Najważniejsze jest to, że bogowie Wolnych Stad musieli ją wtedy… ~ zacisnął łapę w pięść. ~ …pokonać.

Milczał jakiś czas, dając jej szansę na pytania. Potem wstał i odwrócił się do niej plecami.
~
Chcę zrobić godny jej pochówek. Wiem, że ucieszyłaby się ze świeżej krwi. Dam jej własną. To by ją ucieszyło. Lecz będę potrzebował pomocy w znalezieniu odpowiedniego miejsca. I w wykopaniu dołu.

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 14:48
autor: Malachitowa Noc
Uszy smoczycy drgnęły, a następnie przytuliły się wzdłuż czaszki, gdy drobne włoski na jej karku jednocześnie zjeżyły się mimowolnie, wyczuwając rozpływającą się w powietrzu, pomiędzy nimi Maddarę.
Odetchnęła szybko, urywanie, przymrużając ślepia przed blaskiem, a potem nastąpiło cięcie, jakby nagle wszystkie cienie zbiegły się w ten jeden punkt wokół nich, zamykając ich w szczelnym, mrocznym kokonie.
Ciemność.
Pustka.
Mogła do niej oddziałowywać, chociaż trzy splecione z nią umysły nie pozwalały jej zaznać pełni ciszy, czy samotności, jednak to uczucie, które się w niej obudziło, unosząc swój kaprawy pysk, było głębsze, pierwotniejsze – znamiona strachu przed innym rodzajem samotności, które wykluło się w niej po śmierci partnera.
Coś znacznie wykraczającego poza płytkie relacje.
Zacisnęła konwulsyjnie długie, smukłe palce zwieńczone złotymi szponami na łapie Proszka, jednak ku zgrozie, nie wyczuwała już jego dotyku.
Niespodziewanie mrok rozpoczął walkę ze światłem, stopniowo ustępując mu miejsca, gdy wokół zakłębiła się ciemna mgła. Zarzuciła ogonem na boki, rozglądając się, wyłapując zarys... czegoś, co chyba nazywało się fotelem, chociaż nie była pewna. Świat dwunogów nadal pozostawał dla niej zagadką, poza ich okrucieństwem.
Obwiodła pysk jagodowym językiem, przyglądając się sylwetce siedzącej na tym legowisku, niby Proszek, a jednak Nie-Proszek.
Plamy kolorów składały się na jego karykaturę zamkniętą w humanoidalnej sylwetce. Coś wewnątrz niej buntowało się na sam fakt jego istnienia, a jednocześnie karmazynowa moc jej duszy, źródła, zakotłowała się, wysnuwając porami łusek, obejmując ją krwistą poświatą. Ta pierwotna dzikość skryta za fasadą lękliwej istoty...
Parsknęła cicho, postępując kilka kroków ku nieznanemu, ku czemuś, co nazywało się Retwarh.
Zerknęła na inny dziwny mebel, niepewnie, aż w końcu postanowiła zostać tuż przed nim, siadając powoli, a giętkim ogonem opatulając przednie łapy, zaś pierzaste skrzydła z cichym szelestem, wzbudzając snopy czerwonych iskier, przytuliły się do jej boków.
Seaynah jest moim prawdziwym imieniem – odmruknęła cicho, wodząc złotymi źrenicami po czymś, co było karykaturą ludzkiego pyska, a jednocześnie zupełnie go nie przypominając.
Dysonans poznawczy krzyczał w niej, próbując dopasować to, co widziała do tego, co znała, nazwać to jakoś, aż... odpuściła. Po prostu patrzyła, kiwając mu nieznacznie kufą na znak, że słucha.
Zadawanie cierpienia, jako piękno... Czy mogła się w tym odnaleźć? Chcąc pozostać naiwną, zaprzeczyłaby samą sobą, wszak była uzdrowicielką i łaknęła jedynie nieść ukojenie... niczym.... Niosąca Ukojenie... tak chciała być znana, tak odbierana.
A jednak... gdzieś tam, w jej wnętrzu, w tym przebudzonym niewielkim okruchu... usłyszała cichy, sardoniczny śmiech, lekkiej wzgardy i dumy. Przełknęła z trudem ślinę, krzywiąc się lekko.
Czy wtedy, gdy próbowała zabijać te dwunogi na plaży... Och, kogo ona oszukiwała. Cieszyła się tym, wtedy cieszyła się zadawaniem ran, obserwowaniem, jak śmierć wkradała się na oblicza tych małych bestii, aby ich unicestwić.
Przestań...
Cofnęła głowę, gdy z jego pyska... otworu... ciemności... buchnęła zimna para.
Jaki jest sens przyspieszać rozpad? Nasze życie jest ulotną chwilą, każdy dzień jest postępującym rozkładem ku unicestwieniu... Po co odbierać sobie sprawność na rzecz czegoś, co i tak jest unicestwiane dzień po dniu? – odezwała się, gdy zamilkł na chwilę.
Westchnęła cicho.
Patrząc na to, jak bardzo każda z rozumnych istot pragnie zabijać, aby żyć, i żyć, aby zabijać... kolejne bóstwo, pragnące na to patrzeć i w którego imieniu miano by to robić... to aż nadto – dodała nieco ciszej, wspominając czytane niegdyś kroniki o Tarramie. – Nie masz własnej krwi, to co chcesz jej dać, to krew Proszka, sam, sam nie tracisz przy tym nic będąc tylko jego cieniem skrytym w umyśle i Maddarze – tak o tym myślała.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 15:28
autor: Huragan Popiołów
Na jego dziwaczne oblicze wstąpiło coś na wzór uśmiechu i rozerwane szczęki uniosły swe kąciki do góry, gdy wokół Malachit zaczęła unosić się maddara. A więc nie było to wszystko co w niej widział.
Dobrze.
Czekał spokojnie, aż skończy mówić. Jego spojrzenie powiodło po jej sylwetce.
To wszystko jest tylko powłoką w której mieszczą się serca i dusze. Serce – symbol cielesności, przemijania. Dusza – symbol wieczności. Maddara jest jedynie odbiciem wnętrza – tego bardziej ulotnego. Wieczności dla której odrobina zniszczenia nie robi różnicy. Dlaczego… symbolem miłości jest czerwień? Czerwień jak krew, jak świeży zapach posoki, cierpienia, które można rzeźbić na tak wiele pięknych sposobów? – zapytał, a pod jego rozmywającymi się nogami zmaterializował się czerwony wąż, przypominający dorosłego pytona siatkowanego. Wzory na jego plecach były złote, odcinały się od koloru świeżej krwi, jaką miał gad. Owinął się dwukrotnie wokół tronu, obserwując z ciekawością Seaynah. Znów odczekał chwilę, zanim ponownie z jego ust popłynęły słowa. Tym razem jego głos był miękki, przywodząc na myśl leśny mech. W przestrzeni zaczął roznosić się zapach runa leśnego, a czarna podłoga zaczęła porastać miękką ściółką.
Co symbolizuje twoje imię? – zapytał po chwili, gładząc ostrymi szponami pysk wężowego tworu.

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 15:48
autor: Malachitowa Noc
Przebywanie w obecności tej...istoty, rozmowa z nią, popychała ją ku prądom, którym dotąd nie chciała się oddawać. Których nie chciała poznawać, przed którymi wzdrygała się nawet wtedy, gdy przymusem musiała wybrać drogę Czarodziejki, bo nie było dla niej miejsca pośród uczniów Horusa.
Nawet wtedy, gdy zadawano gwałt jej ciału, gdy sama mogła w tych nielicznych momentach rozerwać delikatną powłokę ciała swojego oponenta... nie analizowała tego, co czuje, skupiając się jedynie na goryczy towarzyszącej jej potyczkom.
A jednak zdarzały się momenty, w chwilach, kiedy dawała ponieść się swej agresji, beznadziei i nienawiści – gdy nie broniąc się, chciała zabić swojego przeciwnika lub chociaż go zranić...
Zamrugała powiekami, zaciskając kurczowo szczęki.
Zadarła lekko podbródek, słuchając tego obcego głosu, okłamując samą siebie, że jego mrok wcale jej nie pociąga, a wręcz ją odstręcza, a mimo to... mimo to, mowa jej ciała, gdy szyja wyciągała się bliżej tronu, chrobot pazurów o skałę, głębsze oddechy, dawały kłam temu, co wpajała samej sobie. Mimowolnie obwiodła pysk, mrużąc powieki, a jej wargi wygięły się na kształt... nieco sardonicznego grymasu, niby dumnej pogardy, ale czyż nie był też... pośmiertnym stężeniem?
Wzdrygnęła się.
Być może dla duszy uszczerbek na cielesnym naczyniu, które ma ją przenosić, znaczy tyle, co nic. Ale w takim razie, gdy nie szanujemy własnych naczyń, jak mają nas szanować inni? – Potarła palcami policzek, rozdarta wewnętrznie. – I co z szacunkiem dla tych, którzy to ciało miłują? Wszak miłość nie musi zwiastować jedynie czerwieni krwi i cierpienia, czerwień to też symbol odrodzenia, nowego początku. Dla dwunogów może mieć nawet większe znaczenie, gdy przychodzą na ten świat pokryci nią, rozdzierając swoje matki, ale czerwień to też wschód i zachód Złotej Twarzy – zdawało się, jakby mówiła nie tylko do niego, ale i do samej siebie.
Nie nawykła do tak głębokich rozmów, raczej poruszała się po płyciznach lub jedynie powierzchni poznania, wszak już dostała świadectwo, iż jej głębokie przemyślenia... są warte tyle, co odchody sarny. Własne Stado wzgardziło jej myślami, brnąc... hah, do autodestrukcji. Czyż to nie było najlepsze stado dla Proszka?
Ale co oni?
Ah.
Wąż. Szkarłatno złoty.
Wspomnienia zagrzechotały w jej głowie. Dumna smocza sylwetka, karminowa, silna, złoty łeb. Wzniesienie.
Żołądek smoczycy skurczył się, podchodząc do jej gardła. N-nie mogła wierzyć w ten sen, przecież to był tylko sen... a jednak tyle detali, tyle... informacji, których nie mogła posiadać nawet z kronik.
Zadrżała i chociaż wąż wzbudzał w niej pierwotny lęk, przysuneła się znowu bliże Ret'a, jak wtedy, gdy złapała Proszka za ogon w podziemiach.
Pytanie, tak, mogła skupić się na tym pytaniu.
Westchnienie Mórz... zaś Mizerykordialna... słyszałeś kiedyś o Sztylecie ostatniego Miłosierdzia? – ciche westchnienie słów, ucieczka spojrzeniem w bok.

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 16:17
autor: Huragan Popiołów
Zaśmiał się bezgłośnie, widząc zmiany w jej ciele i postawie. Cisza przeszła w pomruk, który poniósł się po leśnej ściółce, a nad nimi rozbłysło światło gwiazd, jak na nocnym niebie. Wąż przekrzywił głowę, widząc jak ta spięła się na jego widok. Wysunął się spod szponiastej łapy i popłynął w zieleni ziemi w stronę Seaynah.
Mizery kordialna – rozdzielił to słowo, jakby smakował je na pysku. Skrzydła zadrgały lekko. – Ma ciekawe brzmienie.
Wstał powoli, a Seaynah mogła dostrzec, że nie ma ogona, a zamiast tego z jego pleców wyrasta niezliczona ilość macek w kolorze ciała. Błyszczały się lekko w świetle gwiazd nad nimi. Stanął bokiem i spojrzał w górę.
Jaką wartość ma szacunek, jeżeli nikt ci go tak naprawdę nie daje? Po co o niego walczyć, jeżeli jest jedynie pustą wartością o której wszyscy mówią, ale we własnych głowach obgadują każdego za plecami? Czyż nie tak funkcjonuje świat? – odwrócił głowę w jej stronę, patrząc na nią ze złotym błyskiem w białych oczach. – Wszyscy kochają tylko tę pierwszą warstwę – żyją w społeczeństwie zamkniętym w ramach ogólnie przyjętej moralności. Owszem moralność istnieje, by zachować porządek w grupie, ale po co taki porządek, jeżeli żyje się zamkniętym we własnej głowie? Bez sensu.
Westchnął, po czym odwrócił się do niej, a wąż podpełzł bliżej smoczycy.
Czerwień ma wiele obliczy. Obdzieranie jej z jednej z jej znaczeń jest niepoprawne. A jednak wszyscy śmieją się jej w twarz, zabierając tylko co jest wygodne – jego głos ścichł. – A wnętrze w każdym z czasem gnije, dusząc pragnienie wyzwolenia całości tego koloru.

Stanął przed nią i o ile ta się nie odsunęła, przyłożył pazur do jej podbródka i uniósł go, by popatrzyła w jego puste oblicze.
W mniejszym lub większym stopniu wszyscy jesteśmy degeneratami.

// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 16:58
autor: Malachitowa Noc
Ślepia smoczycy przeskoczyły z pustki, na węża, a następnie na sylwetkę Reta.
Drgnęła pod wpływem pomruku, za co miała ochotę kopnąć się w głowę, jednak nie mogła nic poradzić na to, że każdy z jej zmysłów był postawiony na baczność.
Na dłuższą metę okazywało się to męczące, być czujnym, pilnować każdego gestu czy słowa, aby nie przekroczyć niewidzialnej granicy. A druga jej część szeptała: dalej, kroczek dalej – jakby chciała przekonać się, co się stanie, jak wtedy, gdy nieświadomie sprowokowała sytuację z Tishe, gdzie finalnie spotkała go śmierć.
Od mizerykordii – mruknęła tylko cicho, mrużąc ślepia.
Poruszyła nozdrzami, a długie końcówki uszu uniosły się nieco, kiedy stworzenie wstało, a zza niego wyłoniły się macki.
Przewróciła lekko ślepiami, ale może tego nie zauważył.
A co w takim razie z szacunkiem do samego siebie? – podsunęła, strzelając cicho językiem między zębami. Czyż to nie miało większej wartości?
Chociaż, nie oszukujmy się, jako istoty stadne smoki łaknęły akceptacji ogółu, przynajmniej w większości przypadków, a sama Sea wcale od tego schematu nie odbiegała.
Wiesz, najczęściej klujemy się w grupie, która kieruje się jakimiś tam dogmatami, od pisklęcia przesiąkamy nimi, a więc w niemal dziewięćdziesięciu procentach ten ogół piskląt stanie się podobnymi dorosłymi, bo tylko to znają i jedynie niewielki ułamek poczuje się uwięziony we własnej głowie, indywidualiści... Chociaż, czy nie uważasz tego za zabawne? Najczęściej to te indywidualne, inne jednostki doprowadzają do zmian – sama zbijała własne argumenty, gdy w trakcie mówienia przychodziły jej kolejne pomysły.
Kiedy wąż ruszył ku niej, cofnęła głowę, a ogon przeciął ze świstem powietrze: w prawo, w lewo. Obnażyła kły, rzucając wężowi baczne spojrzenie.
Miała ochotę unieść łapę i zgnieść jego szkarłatną główkę pod swoimi palcami.
To sprawiło, że nie od razu zarejestrowała zmiane odległości między sobą, a nim. Sapnęła zaskoczona, kiedy pazur musnął jej podbródek, a on wiedziony jego delikatnym dotykiem – bo wszak wcale jej nie groził – a jednak poddała się temu ruchowi, chociaż coś w jej sercu skręciło się boleśnie, pogłębiając rozdarcie.
Parsknęła niepewnie, niby chichotem na jego słowa, ale już po kolejnym wydechu, jej ślepia spoważniały. Przęłnęła nieco konwulsyjnie.
Każde z nas czasem łaknie odrobiny mroku, czyż to nie proste? Poddać się temu?

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 17:21
autor: Huragan Popiołów
Podobało mu się jak walczyła sama ze sobą. Uwięziona w szklanej klatce, nie widząc wyjścia z sytuacji.
Och, on ją poprowadzi. Wyprowadzi z błędu życia w dogmatach Wolnych Stad.
Szacunek do samego siebie jest jedynym rodzajem szacunku, na jaki możesz liczyć przez całe swoje życie. Nikt inny nie okaże ci go szczerze, bo nigdy nie zajrzy wgłąb ciebie i nie dostrzeże tej ciemności. Zwyczajnie – jest to zakazane przez nasze społeczeństwo. Szacunek jest więc ułudą. Jak wszystko, co nie pozna wnętrza – jego pazur delikatnie podrapał podbródek samicy i przesunął się dalej, po brodzie, ocierając lekko opuszki palców o łuski pod pyskiem.
Widzę, że masz w sobie tę ciemność. Nie musisz z nią walczyć. Łatwiej jest ją zaakceptować – dłoń była zimna, ale nie lodowata. Zdawało się, że wyciągała maddarę spomiędzy łusek Seaynah na zewnątrz, chcąc ją wyzwolić. – Nie musisz przez nią krzywdzić. Ale pomaga… Dostrzec więcej – pogładził ją po brodzie, a potem pochylił się nad nią.
Chwilę patrzył się na nią, a potem jego oczy delikatnie drgnęły.
Łaknienie jest proste jak prosta jest droga. Trudno jest dopasować je do otaczającego świata. Ale można się tego nauczyć– szepnął, a z jego pyska ponownie uniósł się niewielki obłok zimnej pary. Dzieliło ich może z półtorej łuski. 40 cm?

Co do pytania o ostrze zostawię to na inny moment, odpowie kiedy indziej
// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 17:42
autor: Malachitowa Noc
Oh.
Dusza tej smoczycy była stara. Bardzo stara. Przewinęła się przez tak wiele naczyń, doświadczyła tak wiele różnych odcieni cierpienia, bólu, miłości, goryczy i nienawiści.
Jednak niezmienną stałą z każdych jej wcieleń było współczucie. Łączyła się z otaczającym ją światem, smokami, zwierzętami, istotami, potrafią współodczuwać, może nawet muskać granicę zrozumienia, a na pewno było w niej sporo woli do tego, aby poznawać i akceptować.
To wcielenie nie różniło się tak bardzo od poprzedniego, chociaż znacznie od jeszcze innego.
Nie do końca w to wierzę, zdaję sobie sprawę, że nie da się zadowolić wszystkich, a najważniejszym i tak pozostaje życie w zgodzie z sobą, na tyle, na ile jest to możliwe. Ale czasem i szacunek zyskujesz w trakcie swojego żywota, za uczynki, bo to uczynki cię definiują, nie słowa – odpowiedziała powoli. Zacisnęła kurczowo szczęki, czując ruch opuszków palca stworzenia, chłodny, wyciskający z jej ciała lekki dreszcz.
Czego dokładnie?
Nie potrafiłaby powiedzieć w tym momencie, gdyby ktoś ją zapytał.
Coś bardzo, bardzo głęboko w niej chciało poddać się temu dotykowi, a gdy jego moc zaczeła bawić się z jej własną, Maddara rezonowała delikatnie, jakby mrucząc wysnuwając się, aby delikatnymi czerwonymi mackami opleść palce stworzenia. Przez krótką tylko chwilę, gdyż zaraz potem siłą zostały odcięte i wepchnięte do jej ciała.
W złotych źrenicach odbił się czerwony poblask.
Smoczyca uniosła prawą ciemną łapę, łuskowatą, okoloną oprawą futra i złotych bransolet, musnęła wierzch dłoni, która dalej pieściła jej brodę. Spojrzała prosto w białe plamy, bezdenne, zasysające obraz, w którym nie mogłaby odnaleźć siebie. Czy to nie ironia, aby w tak białych otworach doszukiwać się czerni bezeceństw?
Coś w obliczu smoczycy stwardniało, gdy smukłe palce owineły się wokół jego nadgarstka, a słodki, przekorny szept rozdarł tą niewielką pustkę pomiędzy nimi.
A co na to Proszek?

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 19:40
autor: Huragan Popiołów
Och ja się w pełni z tobą zgadzam. Uczynki sprawiają, że zyskujesz szacunek. Choć… – pochylił się, by szepnąć nad jej uchem. –…wolę jak się boją.
Z jego gardła wydobył się głęboki pomruk, gdy macki zaczęły oplatać się wokół jego ręki. Pogładził jedną z nich opuszką, lecz po tym akcie wszystkie zniknęły. Jego dłoń zamarła w bezruchu, a pysk zamknął się, łącząc szczelnie szczękę z resztą twarzy. Nie było widać miejsca, gdzie wcześniej się one rozdzielały.
Hm.
Nie spodziewał się w tym momencie oporu, ale brał go pod uwagę jako opcję. W końcu miał do czynienia z żywą istotą, nie przedmiotem.
Choć chciał kiedyś poświęcić smoka Władczyni, teraz nie miał ku temu żadnego powodu. Czego więc szukał w Sea?
Czy było to pragnienie jej mięsa? Pożądanie seksualne? A może po prostu próba zapchania dziury w duszy po dawnej miłości?
Nie wiedział i nie chciał się nad tym roztrząsać. Ostatnio pierwsza potrzeba została zaspokojona, z drugą gorzej, z trzecią…
…najgorzej.
W tym momencie poczuł zacisk łapy na ręce i choć mógłby po prostu zniknąć i pojawić się dwa ogony dalej, pozwolił by zacisk wywołał w nim połączenie bólu i przyjemności. Splątanie, które oboje z Proszkiem znali i kochali. Jedyny sens w tej pustej egzystencji.
Ból.
Wyrwany z przemyśleń spojrzał w jej ostre oblicze i jego oczy wygięły się lekko w uśmiechu.
Jestem jedynym, który zawsze przy nim był. Mam do niego prawo. Mamy prawo do własnej miłości cierpienia. Jego krew jest moją krwią. Moja przyjemność jest jego cierpieniem. A cierpienie jego miłością.


// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 20:33
autor: Malachitowa Noc
Ucho Sea drgnęło, kiedy istota pochyliła się jeszcze bardziej, rozsiewając chłodną aurę, aby tchnąć do jej ucha słowa. W gardle smoczycy powstał głęboki, niski pomruk, chociaż gdyby ktoś miałby go nazwać, miałby z nim problemy.
Ostrzeżenie? Zgoda? Przyjemność?
Tak wiele intonacji, tak wiele możliwych znaczeń i wcale nie musiało to być to jedno konkretne.
Złote źrenice, które otaczała lazurowo zielona tęczówka, połyskiwały mocą, karminową, głęboką, pulsującą w rytm serca smoczycy, jakby jej Maddara, źródło – a przecież tym samym ona właśnie – obserwowała go z łapczywym zaintrygowaniem.
Głód dotyku, poznania, strach, samotność, wściekłość i żal, tak szaleńczo mieszały się w jej sercu, iż tworzyły mieszankę, nad którą nawet ona nie mogła zapanować, ani jej rozgryźć, a już pochłonąć bez szwanku?
Hm...
Szczelina uśmiechu istoty zniknęła, palce owinęły się ciaśniej wokół jego nadgarstka, krańce szponów nacisnęły na jego materię, nozdrza rozdęły się, gdy owiała go gorącym, dymnym powietrzem.
Lód i ogień.
Cierpienie i... cierpienie.
Tym razem to ona nachyliła ku niemu pysk, przekrzywiając go lekko, obserwując, a wargi wygięły się w samych kącikach. Wysunęła jagodowy jęzor, który miał musnąć jego brodę, gdy patrząc w jedno jego białe ślepie, mruknęła warkotliwie.
A kto ma do ciebie prawo? Kto ma prawo do twojej przyjemności i cierpienia?

Huragan Popiołów

Łąka głazów

: 18 lis 2023, 20:53
autor: Huragan Popiołów
Skrzydła otworzyły się z impetem, gdy został dotknięty na twarzy.
DOŚĆ! TYLKO WŁADCZYNI MOGŁA GO W TEN SPOSÓB DOTYKAĆ.
Ale chcę.
DOŚĆ.
Ale pragnę.
Dość tego.
Czego?
Czego tak właściwie?
Przez chwilę z jego oczu dało wyczytać się coś więcej niż tylko zimno. Przez chwilę odbiło się w nim kilka emocji, a one wpłynęły na otoczenie. Pierwszą była wściekłość. Zalała mrozem pomieszczenie, lecz nie dosięgła chroniącej się gorącą maddarą Seaynah. Powietrze buchnęło od pary, gdy dwie siły zderzyły się ze sobą, a Retwarh stał jedynie z rozłożonymi skrzydłami. Choć jego ciało zamarło, emocje wylały się na zewnątrz, będąc jego najczystszym tworem.
Drugi był smutek. Mróz znikł z przestrzeni, by pozostawić po sobie jedynie gęstszą niż wcześniej mgłę. Samotność, którą odczuwał przez tyle księżyców, topiona w ciepłych smoczych ciałach. W gorącej krwi, każdym szarpnięciu i…
Przed sobą również miał źródło ciepła.
Trzecie było pragnienie. Pragnienie załatania wszelkich problemów, wszelkich wątpliwości, jakie rozmowa z Prorokiem naprzykrzyła mu i pozbycia się powodu dla którego tak naprawdę zniknął, a który tak skrzętnie ukrywał przed własną dumą.
Widząc gorąco przed sobą, czując je na własnej, szorstkiej, granatowej skórze – pachnącej zimnym, górskim wiatrem, błyszczącą jak konstelacje unoszące się na sztucznie stworzonym niebie – nie mógł dłużej powstrzymać tego szaleństwa.
Złapał ją drugą ręką za włosy – nie ciągnąc specjalnie – a jego twarz ponownie rozerwała się. On sam polizał ją na całej długości pyska, a Sea mogła poczuć zapach krwi, który niósł ze sobą ten zepsuty do cna pocałunek.
Nikt – odpowiedział do jej ucha, wciąż trzymając ją mocno.
// Malachitowa Noc

Łąka głazów

: 19 lis 2023, 11:19
autor: Malachitowa Noc
Podkładhttps://open.spotify.com/track/6vXceKic ... f38bd24462


Czerwień połyskiwała w złotych źrenicach, a spojrzenie Uzdrowicielki zarówno stało się matowe, jak i ostre, niczym smoczy szpon, zdolny przeciąć delikatną powłokę mgławicy istoty, gdy wlepiała je w białe ślepia Retwarha.
Uśmiechnęła się lekko, wyzywająco, dostrzegając jego wściekłość.
Gdy otoczyła ich lodowata wściekłość, powietrze zatrzeszczało, zderzając się z gorącą aurą, która epatowała od zielonołuskiej, a którą dotąd strachliwie chowała pod swoją skórą.
Teraz jednak jej łuski rozbłysły od środka ciemną czerwienią, uwypuklając karykatury blasku pod łuską i w złotych kryształach. Właśnie z ów kwarcowych gór na jej plecach zaczęły sączyć cię stróżki lepkiej czerwieni, gorące, gęste, niemal czarne, jakby coś roztwarło się w niej... Toń zmarszczyła się, niczym w czerwonym błocie, a zeń wysunęły się stopniowo czarne skręcone rogi, gdy lód ustąpił miejsca mgle, wijącej się między nimi, niczym węże.
Nozdrza smoczycy rozdęły się, gdy jego pazury zacisnęły się u podstawy jej czaszki, zaś ad nią wychyliła się wiotka humanoidalna sylwetka. Skłębiona burza czarnych loków otulała jej plecy i pośladki, rozsypując się na bokach smoczycy, rogi oplatały karminowe paciorki, a labastrową skórę znaczyły skomplikowane czarne i czerwone wzory tatuaży, sięgające jej żuchwy. Pokryte czarnym pancerzem dłonie, zwieńczone karminowymi szponami sięgnęły ku Retwarhu, a błyszczące czerwone ślepia przecięte błękitną źrenicą spojrzały na niego, gdy składał swój śliski pocałunek na pysku smoczycy. Pochwyciła w szpony jego głowę, uśmiechając się szeroko, ukazując rzędy ostrych zębisk. Długi, czarny, fasetkowany ogon machnął nad zadem smoczycy. Ciecz lała się na podłogę, gorąca, parująca, niczym świeża posoka i nią pokryta zdawała się nie do końca materialna istota. Obrazek
Pogładziła palcami skroń Retwarhu, obejmując jego polik.
Biedny... uwięziony... cień – syczący szept, drgnięcie smoczego ciała. Czarny ogon przesunął się, opadając na barki granatowej mgławicy. To nie jesssst jej czasss.
Głowa kobiety pochyliła się nad Retwarhu, obserwując, jakby z zaciekawieniem. Sama Sea zdawała się nie dostrzegać tego, co z niej wychynęło, gdy przymknęła ślepia, zaciskając szczęki, a potem je rozluźniając.
Łapa smoczycy przebiegła jednocześnie od nadgarstka istoty do jego łokcia, uchyliła złote powieki, przesuwając kufę po jego twarzy.
Jeszcze – szepnęła, a jej karmazynowy cień wyprostował się z pomrukiem zastanowienia, kładąc szponiaste łapy na jej głowie, splatając palce z tymi ukrytymi pod grzywą smoczycy.